Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Ten inny świat [Harry Potter]


 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum fanfików
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Mad Len
Zielona Wiedźma


Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z komórki na miotły
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:30, 16 Wrz 2007    Temat postu: Ten inny świat [Harry Potter]

Parę słów wstępu: autorki są dwie – Madlen i Nefhenien. O szóstym tomie zapominamy. A za betę bardzo dziękujemy Jronji.
No cóż, jak to powiedziała Nef: najwyżej nas zjedzą… (tylko z keczupem proszę).

Ten Inny Świat

Rozdział pierwszy: Tak jak Alicja.

"Wierzyce, małe i piękne wróżki, które zamieszkiwały stare, opuszczone domostwa, potrafiły stać się niewidzialne i przybrać dowolny kształt. O swojej obecności dawały znać śmiechem. Posiadały duże zdolności magiczne, które pozwalały im na spełnianie życzeń. Do dziś wśród Mugoli popularna jest baśń o Wierzycy, która przybrała postać ryby i została schwytana przez człowieka – w zamian za wolność zgodziła się spełnić jego trzy życzenia. Jak jednak powszechnie wiadomo, wróżki te były bardzo złośliwe, i choć dotrzymała obietnicy, rybak dostał nie do końca to, czego zapragnął. Wierzyce potrafiły wykorzystać każdą nieścisłość w wypowiedzianym życzeniu. Niektóre z nich opuszczały swoje siedziby wyłącznie z zamiarem poszukiwania ludzi i spełniania ich próśb nie tak, jak by tego pragnęli. Dziś oficjalnie mówi się, że Wierzyce nie istnieją, ale wieść niesie, że kilka z nich można odnaleźć w niektórych zakątkach świata."
Magiczne Istoty, Neflen Madhenien

Harry Potter, Chłopiec, Który Przeżył, Żeby Być Napastowanym Przez Fanki z przerażeniem pociągnął za klamkę pierwszych lepszych drzwi, a kiedy ustąpiły, wpadł do pomieszczenia i odetchnął z wyraźną ulgą.
Od czasu, kiedy Prorok Codzienny podał sensacyjną wiadomość o tym, że Voldemort naprawdę powrócił, a Harry miał cały czas rację i w dodatku walczył ze śmierciożercami w Ministerstwie, i tak już nadmierna sława Pottera urosła do niebotycznych rozmiarów.
Na chwilę spokoju mógł liczyć tylko w dormitorium.
I to nie we własnym łóżku...
...ale pod nim.
Tyle, że Harry nie przejawiał zbytniej chęci do spędzenia całego życia pod łóżkiem. Poza tym musiał jeść, pić, chodzić na treningi i pojawiać się na lekcjach. A ostatnio, niestety, wszędzie tam, gdzie się pojawiał, materializowało się całe mnóstwo jego fanów – głównie dziewcząt, których życiowym celem było zaproszenie go na randkę.
Potter oparł się o drzwi i rozejrzał po pokoju, do którego wszedł. Wyglądało na to, że była to jakaś stara, już nieużywana klasa. Ławki i biurko były zakurzone, a podłoga brudna. Przez nie umyte okna ledwo przedostawało się światło, spod sufitu zwisało parę pajęczyn. Skrzaty chyba nieczęsto tu zaglądały.
Harry spojrzał na ogromnego pająka, wiszącego tuż nad jego głową.
- Ronowi by się to nie spodobało – mruknął, odchodząc kawałek. Nie bał się pajęczaków tak panicznie, jak jego przyjaciel, ale to nie oznaczało, że chciał, żeby coś takiego spadło mu na głowę.
Ktoś przeszedł korytarzem, a Harry zamarł w miejscu. Mógł się założyć, że była to Romilda Vane, która pragnęła koniecznie zaciągnąć go w sobotę do Hogsmeade. Gryfon skrzywił się na samą myśl o randce z Romildą. Usiłowała go na to namówić od jakiegoś miesiąca, a ostatnio Hermiona ostrzegła go nawet, że powinien uważać na to, co je. Eliksiry miłosne były w modzie. W dodatku Ron przejawiał irracjonalną zazdrość o swojego przyjaciela. Bardzo starał się to ukryć, ale nie do końca mu wychodziło. Harry kompletnie go nie rozumiał - gdyby tylko mógł, bardzo chętnie zamieniłby się z nim miejscami.
- Fajnie byłoby mieć normalne życie – powiedział do siebie, podchodząc do jednego z zakurzonych krzeseł. Postanowił poczekać tutaj jakiś czas, na wypadek gdyby Romilda wróciła.
Miał właśnie usiąść, kiedy w kącie pomieszczenia dostrzegł duże, oprawione w piękne ramy zwierciadło. Widział je dość dawno, ale natychmiast je rozpoznał.
Zwierciadło Ain Eingarp.
Lustro pragnień.
Ciekawe, co pokaże mi tym razem. Żywego Syriusza? Moją rodzinę? Pokonanego Voldemorta?
Ponury uśmiech pojawił się na twarzy chłopca. Tak, bardzo chciałby, żeby Voldemort został unicestwiony. I to w sposób, który nie byłby bezbolesny i szybki.
Kiedy każdego dnia wszystkie rozmowy w Wielkiej Sali milkły wraz z pojawieniem się poczty, twarze uczniów bladły, gdy czytali o kolejnych morderstwach, a wszystkie spojrzenia kierowały się w jego stronę. Kiedy przeczytano artykuł o nim jako bohaterze, osobie mogącej stawić czoło Voldemortowi. Harry marzył wtedy tylko o jednym – aby znaleźć się gdzieś, gdzie nie będzie takich spojrzeń i sów niosących wieści o śmierci i zniszczeniu.
Gdziekolwiek indziej.
Nagle przypomniał sobie słowa Dumbledore’a o tym, że zaglądanie w lustro Ain Eingarp jest niebezpieczne. Ale przecież to nie była żadna silna magia, mogąca przejąć nad nim kontrolę. A ciekawość zżerała go od środka.
Harry śmiało ruszył w kierunku zwierciadła i spojrzał na jego gładką powierzchnię.
Przez chwilę widział tylko swoje odbicie – czarnowłosy chłopiec z zielonymi oczami, ubrany w szatę Hogwartu. A potem…
Nic. Nic się nie zmieniło.
- Co jest? – zdziwił się i spojrzał na ramę. Napis się zgadzał. To było z pewnością lustro, które w pierwszej klasie pokazało mu jego rodzinę. Ale teraz widział w nim tylko siebie. Zepsuło się? Tylko najszczęśliwszy człowiek na świecie mógłby używać Ain Eingarp jako zwykłego lustra. Ale Harry’emu wiele brakowało do całkowitego, niczym niezmąconego szczęścia. Więc o co chodziło?
Zbliżył się do zwierciadła, prawie dotykając nosem jego powierzchni, ale obraz wciąż się nie zmieniał.
Zielonooki chłopiec z czarnymi włosami i blizną na czole…
Blizną na czole…
Blizną?
Harry nagle zorientował się, co takiego zmieniło się w jego odbiciu. Ain Eingarp pokazało mu jego samego, ale bez tego charakterystycznego znaku. Czy to właśnie było jego największe pragnienie?
Chłopak powoli podniósł rękę i dotknął blizny. Poczuł jej poszarpany kształt, ale jego odbicie po prostu dotykało gładkiego czoła.
Właściwie to przecież ta blizna mu tak bardzo nie przeszkadzała. Dlaczego miałby chcieć się jej pozbyć?
Dopiero po chwili Harry’emu wpadło do głowy, że może nie chodzi o samą błyskawicę, ale o symbol. W lustrze nie miał blizny, więc oznaczało to, że Voldemort nigdy nie zabił jego rodziny, nigdy nie naznaczył go jak równego sobie. Nie było przepowiedni, a może i samego Voldemorta.
Potter wykrzywił usta w czymś, co od biedy można by nazwać uśmiechem. O, rzeczywiście, bycie zwyczajnym człowiekiem, który wcale nie będzie musiał walczyć z najpotężniejszym czarnoksiężnikiem wszechczasów, byłoby bardzo przyjemne.
- Fajnie, gdyby to była prawda – stwierdził, odwracając się do zwierciadła plecami. Ruszył w kierunku drzwi, kiedy znowu usłyszał czyjeś kroki.
Pięknie. Ta część zamku była dość odosobniona. Czyli najpewniej osobą idącą korytarzem była wracająca Romilda Vane. Zwłaszcza, że tylko jej szpilki mogły wydawać takie odgłosy. No, jeszcze Hagrid chodził prawie tak samo głośno.
Wściekły Harry cofnął się i usiadł na jednej z ławek, w pobliżu zwierciadła, czekając, aż dziewczyna sobie pójdzie. Odruchowo włożył nawet rękę do kieszeni po różdżkę. Jeśli Romilda będzie zbyt napastliwa, to łupnie w nią chyba jakimś zaklęciem.
Gryfonka przeszła obok drzwi i Harry odetchnął z ulgą. Nagle w pomieszczeniu dał się słyszeć jakiś złośliwy chichot. Potter podskoczył i wyszarpnął różdżkę z kieszeni. Nic jednak nie zobaczył. W klasie był tylko on i zwierciadło Ain Eingarp.
- Pokaż się! – krzyknął, rozglądając się dookoła.
Romilda nie odeszła jeszcze dość daleko, żeby nie dosłyszeć jego okrzyku. Harry stwierdził, że kroki znów się zbliżają. Aż jęknął. To pewnie był jakiś duch, może Irytek, który chciał mu dokuczyć. Pięknie. Teraz będzie musiał się użerać z tą okropną dziewczyną, która nie rozumiała znaczenia słowa „nie”.
Teraz chyba, kiedy spojrzę w zwierciadło, zobaczę siebie uciekającego przed Romildą, pomyślał ponuro i obejrzał się. Ale w lustrze wciąż odbijała się jego twarz bez blizny.
Nagle śmiech rozległ się ponownie, tym razem o wiele głośniejszy. Oczy Harry’ego otworzyły się szeroko z przerażenia, kiedy zobaczył, że jego własna twarz w lustrze złośliwe się uśmiecha.
Serce przyspieszyło bicie, wyciągnął przed siebie rękę z różdżką, gotów zbić zwierciadło.
W tym momencie jego odbicie wystawiło obie ręce przez powierzchnię lustra, a potem chwyciło jego przegub i pociągnęło w swoją stronę.
Harry nie zdążył nawet krzyknąć. Poczuł się tak, jakby przechodził przez cieniutką warstewkę wody.
Drzwi otworzyły się i Romilda weszła do środka. Była wymalowana, włosy zdobiła jej ogromna spinka w kształcie motyla, a na nogach miała buty na co najmniej dziesięciocentymetrowym obcasie. Hermiona zawsze zastanawiała się, jakim cudem ona jeszcze nie złamała karku.
- Harry? – spytała Romilda, rozglądając się dookoła. Ale klasa była pusta i tylko drobinki kurzu wirowały po całym pomieszczeniu, jakby przed chwilą przeszedł przez nie nagły podmuch wiatru. – Dziwne, przysięgłabym, że go słyszałam…

- Chłopcze, może byś tak wreszcie otworzył oczy?
Harry powoli usiadł, zamrugał parę razy i potarł tył głowy. Okropnie go bolała, ale za nic nie mógł sobie przypomnieć, co się stało.
- No, już myślałem, że się nie obudzisz.
Potter podniósł wzrok i spojrzał na ducha, który unosił się tuż obok niego. Chłopak widział go już parę razy, ale nigdy z nim nie rozmawiał.
- Eee… - odparł elokwentnie, wciąż pocierając tył głowy. A potem nagle jego wzrok powędrował w kierunku Ain Eingarp. – Zaraz! To lustro mnie wciągnęło! – wrzasnął, zrywając się na równe nogi i odchodząc na bezpieczną odległość od zwierciadła. Wolał nie wiedzieć, co tym razem w nim zobaczy.
- Hm. Myślę, że powinieneś odwiedzić skrzydło szpitalne… Po takim uderzeniu ludzie czasem bredzą…
- Ja wcale nie bredzę! – krzyknął Harry i podniósł z podłogi swoją różdżkę. Jego odbicie złapało go za nadgarstek, pociągnęło i chyba wtedy mu wypadła…
- Och, oczywiście, że nie – zgodził się szybko duch. – Po prostu naprawdę mocno się uderzyłeś…
- Uderzyłem? – zdziwił się Harry. Rzeczywiście, głowa tak dziwnie go bolała. Jeszcze raz dotknął ręką obolałego miejsca i wyczuł pod palcami niewielkiego guza. – Jak to uderzyłem? – Z niepokojem spojrzał znów w kierunku Ain Eingarp, ale z tej odległości na szczęście nie mogło odbić jego twarzy.
- Właśnie przeniknąłem przez ścianę, kiedy zobaczyłem, jak się potykasz i uderzasz głową o ławkę… - wyjaśnił duch. Potter spojrzał na niego podejrzliwie.
- Jeśli się przewróciłem, to powinienem mieć guza na czole.
- Poślizgnąłeś się na tym i poleciałeś w tył. – Duch wskazał ręką na kawałek brudnej szmatki, leżącej na podłodze.
Harry zamrugał. Nie pamiętał, żeby się o cokolwiek potykał. Za to był pewien, że słyszał śmiech, i to lustro…
- Co tutaj robiłeś?
- Chowałem się – odparł Harry, trochę niepewnie. To wszystko było takie dziwne. A Potter od czasu wydarzeń w Ministerstwie zrobił się dość ostrożny i podejrzliwy. Wcale mu się to wszystko nie podobało.
- Hm. Przed taką panną z motylem na głowie? – spytał duch w zamyśleniu, a Harry energicznie pokiwał głową.
- Widziałem ją przed chwilą, szła schodami w kierunku wieży Gryffindoru.
- Co za ulga… - westchnął chłopak, ale zaraz przypomniał sobie, co zrobiło jego odbicie. – Ee… jesteś pewny, że się poślizgnąłem?
- Tak – duch pokiwał głową. – W ogóle się nie ruszałeś i już nawet zacząłem myśleć, że może będziemy mieli nowego ducha w Hogwarcie…
Harry przypomniał sobie przyjęcie Prawie Bezgłowego Nicka i sposób, w jaki duchy chciały zaspokoić głód. Aż zatrząsł się na samą myśl, że mógłby zasilić ich grono.
- Ale potem nagle podskoczyłeś, krzyknąłeś, żeby cię puścić i otworzyłeś oczy.
To brzmiało dość prawdopodobnie. Właściwie to odbicie mogło być tylko jakimś snem czy czymś takim… Harry nie znał się na sprawach ludzkiej podświadomości. Ale jeśli uderzył się dość mocno…
- Może - skapitulował w końcu. Zresztą, co miał zrobić? Pewnie coś mu się przywidziało. – Jak się nazywasz?
- Jestem Lord Markus Wright – przedstawił się duch, nisko się kłaniając. – Nieżywy od prawie stu lat, kiedyś mieszkaniec domu szlachetnej Helgi.
- Jesteś Puchonem? – spytał Harry zaciekawiony. Lord Markus energicznie pokiwał głową.
- Tak. I zginąłem na początku wojny z Grindewaldem, ochraniając trójkę dzieci. – Uśmiechnął się na to wspomnienie. Potter nigdy nie rozumiał, dlaczego duchy tak lubią wspominać moment swojej śmierci. Przecież to nie mogło być nic przyjemnego.
- Mm… miło mi. Jestem Harry Potter.
- Potter? – zastanowił się duch. – A! Tak, był tutaj kiedyś taki chłopiec, bardzo miły. James. Czy to jakiś twój krewny? Jesteście bardzo podobni.
Harry powoli kiwnął głową. Już wiele osób mówiło mu, że jest podobny do swojego nieżyjącego ojca.
- To mój tata – przyznał, chowając wreszcie różdżkę do kieszeni.
- O! To wspaniale. – Duch rozpromienił się. – Tak, to był naprawdę miły chłopak, szkoda tylko, że był taki przekonany, że tylko Gryfoni są odważni…
Harry, który w pewien sposób podzielał te poglądy, uznał, że lepiej się nie odzywać.
- Wybacz, Harry, ale muszę już iść. Szara Dama na mnie czeka. – Lord Markus pomachał mu ręką i przeleciał przez ścianę. Chłopak jeszcze raz rzucił niespokojne spojrzenie na lustro i ruszył w kierunku swojego pokoju wspólnego.
- Cześć Harry! – Neville siedzący przy stoliku razem z Seamusem podniósł głowę i zamachał. Harry uśmiechnął się do niego i kiwnął głową.
- Cześć Neville, Seamus. Nie widzieliście gdzieś Rona? – spytał, siadając obok nich.
- Chyba jest w bibliotece razem z Colinem. Mieli odrobić pracę domową z wróżbiarstwa – stwierdził Neville, wyciągając w kierunku Harry’ego paczkę Fasolek Wszystkich Smaków Barty’ego Botta. Chłopak wziął jedną, obejrzał dokładnie, a potem włożył do ust. Miał szczęście – była truskawkowa.
- To Ron pomaga Colinowi? – zdziwił się. Przecież Ron był beznadziejny z wróżbiarstwa!
- A skąd. – Seamus popatrzył na niego jakoś dziwnie. – To Colin pomaga jemu.
- Colin? – Harry szeroko otworzył oczy ze zdumienia. Przecież on był o rok młodszy! Jak miałby pomagać Ronowi?
- Tak. Colin Creevey, mysie włosy, trochę niższy niż ty, chodzi z nami do klasy od sześciu lat. Pamiętasz? – powiedział Neville, a Potter spojrzał na niego zszokowany. Sam nie był pewien, co go bardziej zaskoczyło – to, że oni uważają, że Colin jest w ich klasie, czy sposób, w jaki Longbottom wypowiedział to zdanie. Wydawał się jakiś… inny.
- Co? Przecież Colin jest o rok młodszy! – krzyknął Harry, a parę osób siedzących w drugim końcu pokoju wspólnego spojrzało na niego z niezadowoleniem.
- Harry… nie uderzyłeś się przypadkiem w głowę? – Neville patrzył na niego jak na zupełnego wariata. Chłopak głośno nabrał powietrza. Aż zakręciło mu się w głowie. Zaczął się bać.
- Nie! To znaczy… tak, ale…
- To może idź to pani Pomfrey? – zaproponował Seamus, trochę dziwnie mu się przyglądając. – Wiesz, takie uderzenia są niebezpieczne… a jeszcze w trakcie treningu dość mocno oberwałeś tłuczkiem…
- Nie oberwałem żadnym tłuczkiem! – wrzasnął Harry ze złością. Oni robili sobie z niego jakieś żarty! Colin nie był w ich klasie! I na pewno nie siedział teraz w bibliotece, ucząc się z Ronem. W dodatku ostatnio z powodu okropnej pogody nie było żadnego treningu!
- Oberwałeś. – Neville zrobił skruszoną minę. – Nie pamiętasz? Źle wybiłem tłuczek i…
- Ty źle wybiłeś tłuczek? – Potter otworzył usta ze zdziwienia. To musiał być żart! NEVILLE NIGDY NIE GRAŁ W QUIDDITCHA!!!
- Harry… lepiej się połóż – zaproponował Longbottom, patrząc na niego z pewną troską.
- Dlaczego ma się położyć? Dopiero szósta.
Harry odwrócił się i odetchnął z ulgą na widok Hermiony. Ona na pewno nie będzie mu robiła żadnych głupich dowcipów. Bo to musiał być żart. Wyjątkowo niesmaczny.
Potter prędzej uwierzyłby, że Voldemort założył sklep z zabawkami, niż w to, że Neville mógłby grać w quidditcha.
- Cześć, Hermiono – powiedział ucieszony. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i usiadła obok Neville’a. A potem… pocałowała go w policzek.
Gryfon wpatrywał się w nich oniemiały.
- Halo! Ziemia do Harry’ego! – Seamus pomachał mu ręką przed nosem.
- Harry? Coś się stało? – Hermiona spojrzała na niego z niepokojem. Neville objął ją, sprawiając, że Harry omal nie spadł z krzesła.
Aż pociemniało mu w oczach.
- Naprawdę się połóż – doradził mu Longbottom. Chłopiec, Który Przeżył zrobił głęboki wdech i policzył do pięciu.
To był żart. Głupi dowcip. Na pewno!
- Tak… może… może macie rację…
Szybko zerwał się z miejsca, prawie przewrócił jakąś niską blondynkę z drugiej klasy i wbiegł po schodach. Chciał położyć się i zasnąć. Jutro na pewno wszystko będzie po staremu. Znudzi im się ta zabawa i…
Odetchnął głośno, siadając na łóżku. Jego spojrzenie powędrowało w kierunku niewielkiego lustra na ścianie. Przerażenie nagle ścięło mu krew w żyłach. Zrobiło mu się dziwnie zimno.
Jego odbicie nie miało blizny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Broszka
Piórko Wróbla


Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 55
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: spokąd^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:33, 17 Maj 2008    Temat postu: ...

Mam mieszane uczucia.
Przeczytalam poczatek i spodziewalam sie raczej parodii, a tu klapa.
Poczatek srodek+koniec zupelnie nie wspolgraja ze soba, ot co!

Ale pomysl jest bardzo fajny, nasowaja mi sie rozne skojarzenia, zreszta dam sobie palec uciac ze harry juz blizny nie posiada, ot co!
Chcialabym wiecej, bo i styl przyjemny. Lekki taki.

Na prawdę dobra. Zabawie się w nauczycielke i dam mocne 4+.

pzdr.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 8:45, 18 Maj 2008    Temat postu:

Ładnie. Ale też na początku spodziewałam się parodii. Świat po drugiej stronie zwierciadła jest przerażający, może dlatego, że panicznie się boję takich rzeczy. Sam pomysł ciekawy. Niby świat po drugiej stronie lustra już był, ale w końcu temat znany i lubiany, a jeszcze nieźle napisany. Aczkolwiek jak dla mnie - przerażający. Bardziej niż najstraszniejszy thriller.
Swoją drogą lustra są zawsze chętnie wykorzystywanym tematem, ten świat po drugiej stronie, wszystko inaczej... coś w tym jest.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Nie 8:47, 18 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum fanfików Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin