Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Choinka [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

van Gogh New
Stalówka


Dołączył: 12 Lip 2009
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:46, 17 Lip 2009    Temat postu: Choinka [M]

Chciałem zaprezentować jeden ze swoich starszych tekstów... I zobaczymy, czy przypadnie Wam do gustu Wink

Szarpał się tak mocno jak tylko mógł, jak to było możliwe. Wszystko na nic. Została tylko jedna droga ratunku.
- Pomocy! – krzyknął rozpaczliwie.
Otwarł oczy. Spojrzał na budzik. Do ustalonej pory pobudki pozostało mu jeszcze dziesięć minut. Leżał nieruchomo, wpatrując się w swój śnieżnobiały sufit.
„Cóż to za sen? – myślał – Zresztą przecież nie można przywiązywać jakiejś szczególnej uwagi do wyimaginowanych, nocnych obrazów”.
Swoją kościstą dłonią sięgnął do komody. Przez chwilę walczył ze wszystkimi kartkami i papierkami, które zaśmiecały mu jego najważniejszą szufladę. Bo musisz wiedzieć czytelniku, że owa szuflada była najcenniejszym skarbem w całym tym opustoszałym domu. Skarbem, gdyż kryła w sobie dziennik naszego bohatera. Tak więc w końcu udało mu się odnaleźć upragnioną zdobycz. Delikatnie otworzył terminarz na dzisiejszej dacie i...
- O mój Boże! – krzyknął – Przecież za trzy dni wigilia, a ja nie mam choinki!
Nie bacząc na to, że zostało mu jeszcze całe pięć minut, które przeznaczone były na pobyt w łóżku, zerwał się z niego i począł się nerwowo ubierać. Tak więc pozostawmy go w tej jakże intymnej chwili i przejdźmy do przedstawienia naszego bohatera.
Nazywał się Mizantropowski, mieszkał w starej kamienicy na przedmieściach. Całe jego życie cechowało się strachem przed jakimkolwiek kontaktem z innymi ludźmi. Mieszkał sam i nie chodzi tu bynajmniej o te jego cztery pokoiki, lecz o całą kamienicę. Tak, drogi czytelniku – jest to prawda najprawdziwsza pod słońcem! Teraz opowiemy jak do tego doszło.
Na początku kamienica tętniła życiem. Za ścianą swego małego mieszkanka Mizantropowski sąsiadował z małżeństwem z trójką dzieci, na drugim piętrze mieszkali studenci, a pod nim dwoje staruszków. Wydawać by się mogło, że życie płynęło mu w szczęściu i dostatku. Otóż nie. Nasz bohater pewnego razu dostrzegł, że z każdym dniem stan jego zdrowia się pogarsza. Za bezpośrednią tego przyczynę powziął kontakt ze swymi sąsiadami. Cierpiał przez ciągły hałas dzieci, przez chrapanie staruszków i przyjęcia studentów. I pewnej nocy, gdy po raz kolejny z rzędu nie mógł spać, wpadł na genialny pomysł - mianowicie postanowił wykupić całą tę kamienicę. W ten oto sposób pozbył się niechcianych lokatorów - czyli wszystkich. Wziął pożyczkę z banku i z całymi swoimi oszczędnościami życia udał się do właściciela kamienicy. Szczęśliwy traf sprawił, że pan Uzależnialski potrzebował natychmiastowo dużej ilości gotówki, gdyż popadł w ogromne długi. Na widok, a jeszcze bardziej na propozycję Mizantropowskiego, szalenie się ucieszył i podpisał od razu umowę. I w ten właśnie sposób lokatorzy byli zmuszeni poszukać nowego zakwaterowania, a nasz bohater mógł cieszyć się samotnością najdoskonalszą z możliwych.
Najbardziej uwielbiał święta Bożego Narodzenia. Co roku starał się o żywą choinkę prosto z lasu. Uwielbiał bowiem zapach świeżego igliwia, który snuł się po całej kamienicy. A jeszcze bardziej uwielbiał to napięcie i niecierpliwość związaną z prezentem, który co roku znajdował pod swoim pięknym drzewkiem. Oczywiście musimy w tym momencie odrzucić mit o Świętym Mikołaju i innych dobrych duszkach – Mizantropowski kupował ten prezent sam.
Ale wróćmy już do bohatera, gdyż od jakiegoś czasu stał przed lustrem i wpatrywał się w swoją smukłą (nawiasem mówiąc za smukłą) postawę.
Dzisiejszy dzień postanowił poświęcić na zdobycie świątecznego drzewka. Zszedł do piwnicy po siekierę, która leżała pod kilkoma kamieniami węgla. Po odgrzebaniu jej, szczęśliwy ruszył do pobliskiego lasu. Oczywiście nie zauważył nawet tego, że ubrudził się popiołem. Lecz jakież to miało w tej chwili znaczenie? Żadne w porównaniu z choinką, którą lada moment będzie miał w swoim zacisznym pokoiku.
Od kamienicy do najbliższego lasu nie było zbytnio daleko, jednakże całonocna śnieżyca zbierała teraz swoje żniwo. Mizantropowski z trudem przedzierał się przez ogromne zaspy. Mijał kolejne drzewka, lecz żadne nie spełniało jego oczekiwań. To było zbyt małe, to miało za mało igliwia, to z kolei było zbyt wysokie. Powoli zaczął tracić wszelką nadzieję na udane święta, bo przecież jeśli nie ma choinki, to nie ma świąt...
Po kilku godzinach poszukiwań zauważył drzewko swoich marzeń. Odpowiadało mu wielkością, miało gęste, grube gałęzie, cudownie pachniało. Tak, to było to! Teraz wystarczy tylko je ściąć i zabrać do domu. Uśmiechnął się na samą myśl o tej wspaniałej wigilii, którą spędzi przy tej pięknej, ustrojonej choince. Wciąż marząc zamachnął siekierą z całej siły.
- Co pan robi?! – krzyknął niespodziewanie nadbiegający mężczyzna.
- Ja ten... tego... chciałem... – zaczął jąkać Mizantropowski. Trzeba ci bowiem wiedzieć drogi czytelniku, że w chwilach wzmożonego stresu nasz bohater miał tendencje do jąkania. Próbowano z tym walczyć, gdy był jeszcze dzieckiem, lecz bezskutecznie.
- No słucham. Co pan robi z tą choinką? – uparcie dopytywał nieznajomy.
- Yy... no włłłaśnie... ten... no... święta iidą i dlllatego yy... chciałeem tą choinkkę noo...
- Niech pan sobie wybije z głowy zamiar ścięcia tej choinki. Las nie jest po to, aby każdy, komu się podoba, przychodził i wycinał co ładniejsze drzewa.
- Ale to na śwwięta. - próbował wytłumaczyć i jednocześnie zapanować nad swoim jąkaniem Mizantropowski.
- Cóż mnie obchodzą święta?! Nie ma drzewka i już!
- Aale jakkto?
- A takto. Niech się pan stąd czym prędzej wynosi, bo inaczej wezwę policję i będzie pan płacił karę!
- Tto cco ja mmam zrrobić?
- Nic mnie to nie obchodzi!
- Aale...
- Ależ się pan jąka. Mam tego dość! Może pan iść do urzędu po zezwolenie. A teraz proszę mi zejść z oczu!
Mężczyzna jeszcze chwilę stał bez słowa, jednak poirytowany ciągłą obecnością Mizantropowskiego wymownym gestem pokazał mu drogę wyprowadzającą z lasu. Mizantropowski powoli kierował się w stronę swojej opustoszałej kamienicy. Ciągle myślał o choince, o świętach, których nie będzie. I tylko tę siekierkę trzymał w swych wychudłych dłoniach. Nagle zauważył jak pewna rodzina usiłuje wnieść świąteczne drzewko do swojego domu.
- Nie pozwolę, żeby byle kto zniszczył mi ten jeden dzień w roku, na który tak bardzo czekałem – szepnął.
Właśnie w tym momencie postanowił iść do urzędu po pozwolenie wycięcia drzewka, lecz najpierw wrócił do domu, odstawił siekierę na swoje miejsce. Nawet przysypał ją węglem, gdyż nasz bohater lubił odkładać wszystko na swoje miejsce. W końcu pobiegł czym prędzej do urzędu. Niestety okazało się, że był już nieczynny.
„No trudno. Przyjdę jutro...” – Pomyślał i wrócił do swojego samotnego mieszkania.
Nazajutrz wstał o zwykłej porze z dokładnością co do sekundy. Szybko wdział na swoje smukłe ciało ubranie i poszedł do urzędu. Dzień był mroźny, zresztą jak zwykle o tej porze roku. Jakieś dzieci rzucały się śnieżkami, jedna trafiła w Mizantropowskiego, jednak ten, zagłębiony w swych marzeniach o choince, nawet tego nie zauważył, a co dopiero odczuł. W końcu dotarł na miejsce.
- Dzień dobry. Ja do pana Kłótnika – powiedział do sekretarki.
- A w jakiej sprawie?
- Jest mi niezwłocznie potrzebne zezwolenie na ścięcie drzewka. Wie pani – jutro wigilia.
- Przykro mi, ale dyrektor Kłótnik nie może dziś pana przyjąć. Jest bardzo zajęty.
- Aale jakkto?! – zdenerwował się Mizantropowski – Ja juttro mmuszę mmieć już pprzysttrojoną choinkkę. Cco ja mmam zrrobić?
- Naprawdę bardzo mi przykro, ale dziś się pan nie zobaczy z dyrektorem.
- A juttro? – próbował panować nad sobą Mizantropowski.
- Przecież jutro jest wigilia. Wszystkie urzędy są nieczynne. To wykluczone. Żegnam pana.
Bohater miał już wychodzić, ale nagle zobaczył przed swymi oczyma tę rodzinę, która próbowała wnieść drzewko do mieszkania. Niespodziewanie (nawet dla samego siebie) wbiegł bez jakichkolwiek form grzecznościowych do gabinetu Kłótnika. Ten zerwał się z fotela.
- Co pan do cholery robi?! Przecież chyba jasno powiedziałem sekretarce, że nikogo nie przyjmuję! – wrzeszczał dyrektor, próbując jednocześnie czym prędzej ukryć karty, tak aby nachalny jegomość nie zauważył jego jakże istotnych „spraw wagi państwowej”.
- Aale tto ważnne. Juttro wwigilia...
- I co z tego?! Nie widzi pan, że pracuje! – przerwał mu urzędnik – Proszę stąd natychmiast wyjść, bo w przeciwnym wypadku wezwę ochronę. Czy pan mnie słyszy?
- Pproszę o zzezwwolenie nna ścieńccie choinkki.
- Niech się pan stąd wynosi! – krzyczał Kłótnik – Ochrona! Proszę wyprowadzić tego człowieka!
W tym momencie wbiegło dwóch mężczyzn i natychmiast wynieśli Mizantropowskiego z biura i urzędu w ogóle, tak jakby był lekki niczym piórko. Jeszcze na do widzenia dali mu kopniaka. Ot tak, w prezencie.
Nasz bohater całkowicie zrozpaczony, nie wiedział co ma teraz począć. Wszystkie możliwe rozwiązania legły w gruzach. W tym roku nie będzie choinki, nie będzie zapachu igliwia roznoszącego się po kamienicy, nie będzie niecierpliwie czekał na prezent, którego i tak nie będzie w tym samym miejscu jak co roku. Nagle wpadł na diabelski pomysł. „Dlaczego mam stosować się do tych wszystkich bezsensownych reguł prawnych, dlaczego mam przez jakiegoś głupiego urzędniczynę stracić święta? O nie! Pójdę w nocy do lasu po swoją piękną choinkę”.
Mizantropowski uśmiechnął się do siebie i poszedł przygotować wszystko, co tylko może mu być potrzebne, do tej jakże niebezpiecznej, nocnej eskapady.
Za oknem już dawno zapadł zmrok. Ciszę zakłócał jedynie zimny, nieokiełznany wiatr i coraz to bardziej drapieżne płatki śniegu. Mizantropowski zamknął drzwi swej kamienicy i tak cicho jak tylko mógł skierował się w stronę lasu. Ogólna ciemność nie pozwalała mu na szybkie odnalezienie choinki. Na dodatek potężne zaspy sprawnie zagradzały mu drogę. Po pokonaniu tych wszystkich trudów i przeciwności stanął wreszcie przed drzewkiem swoich marzeń. Uśmiechnął się – rosła pośród tego ciemnego lasu taka piękna, ogromna... I ten zapach, dawno już takiego nie czuł. Spod kapoty wyjął siekierę i sznurki. Zaczął przewiązywać drzewo, gdyż nie chciał narobić hałasu, a co ważniejsze go uszkodzić. Bał się, że może pojawić się ten mężczyzna i przeszkodzić mu w ścięciu choinki. Kiedy wszystko było już gotowe, wziął do swych rąk siekierkę. Jedno uderzenie, drugie, trzecie... Jeszcze tylko chwila... Zaraz będzie jego... Nagle spostrzegł nadchodzącego człowieka. To był ten sam, który nie pozwolił mu wczoraj ściąć drzewka. W strachu próbował uciec, aby się schować. Nieszczęśliwie zaplątał swoją nogę o jeden ze sznurków. Szarpał się tak mocno jak tylko mógł, ale wszystko na nic. Na dodatek ten mężczyzna się zbliżał... Szarpnął jeszcze raz. Nagle choinka się zachwiała. W tym samym momencie zauważył go ów człowiek. Zaczął biec w jego stronę. Coś do niego krzyczał, ale Mizantropowski w tym przerażeniu jakie go ogarnęło nie był w stanie zrozumieć o co mężczyźnie chodzi. Jedyne co miał w tym momencie w głowie, to myśl o posiadaniu choinki. Tak bardzo jej pragnął, tak bardzo nie zdawał sobie sprawy z grożącego mu niebezpieczeństwa. Mężczyzna był już coraz bliżej. Mizantropowski opanowany szaleńczą chęcią posiadania drzewka, szarpnął sznurkiem tak mocno jak tylko potrafił. Drzewko już spadało na niego.
- Ratunkuu! – zdążył krzyknąć. Jeszcze tylko przebiegło mu przez myśl „Jak we śnie...”
Choinka przygniotła Mizantropowskiego. Mężczyzna próbował mu jeszcze pomóc, ale nie było już takiej potrzeby.
- No i w końcu dostał tę swoją choinkę – powiedział, wpatrzony w wychudzoną sylwetkę trupa.
Słońce zaczynało już wschodzić w ten zimny, wigilijny poranek, nawet płatki śniegu stały się delikatniejsze. Stopniowo pokrywały zimne ciało Mizantropowskiego i jego uśmiech, w którym kryło się przerażenie i jednocześnie błogie szczęście z powodu osiągniętego celu...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez van Gogh New dnia Pią 19:52, 17 Lip 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mad Len
Zielona Wiedźma


Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z komórki na miotły
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:31, 18 Lip 2009    Temat postu:

Hm. Hm. Hm.
No cóż, nie piszesz tragicznie, ale ten tekst raczej nie przypadł mi do gustu. Sam bohater, który ma totalnego bzika i nawet wykupił całą kamienicę, żeby sąsiedzi nie mogli mu przeszkadzać, jest ciekawy. Poza tym jeśli przymknąć nieco oko i pomysł na szaleńcze poszukiwanie choinki jest dobry, można byłoby go jednak lepiej wykorzystać i lepiej opisać te perypetie. Przeszkadzał mi natomiast styl. Być może to subiektywne odczucie, osobiście jednak sądzę, że zdecydowanie nie jest zbyt wyrobiony. Po prostu czytanie tekstu mnie męczyło, miałam wrażenie, że zdania są jakieś takie chropowate, poza tym ogólnie ani opisy ani dialogi nie przypadły mi do gustu. Właściwie nie jest źle, ja jednak osobiście nie jestem zachwycona.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

van Gogh New
Stalówka


Dołączył: 12 Lip 2009
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:00, 19 Lip 2009    Temat postu:

A co tak konkretnie oznacza stwierdzenie "chropowate zdania"? I skoro nie jest źle, to co dostrzegłaś tutaj pozytywnego? I jeszcze prosiłbym o dokładniejsze sprecyzowanie tego, co Ci w takim stylu pisania przeszkadza? Byłbym wdzięczny.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mad Len
Zielona Wiedźma


Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z komórki na miotły
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:34, 19 Lip 2009    Temat postu:

Pod pojęciem chropowate zdania rozumiem po prostu, że źle się je czytało. Ot przykład: "W tym momencie wbiegło dwóch mężczyzn i natychmiast wynieśli Mizantropowskiego z biura i urzędu w ogóle, tak jakby był lekki niczym piórko." - może ktoś inny nie widzi w tym zdaniu nic złego, mi jednak nie pasuje.

Co mi w tym stylu przeszkadza? Tego się nie da sprecyzować. Nie podoba mi się i już. Tak jak nie lubię pomidorów. Nie lubię i już, nie wyjaśnię dlaczego, bo nie umiem. Styl jednych zachwyca i rzuca na kolana. Drugich wydaje się poprawny. Jeszcze innych po prostu mi nie pasuje i tyle.

Co pozytywnego? Napisałam to już wyraźnie. Sam pomysł na bohatera i perypetie z choinką. Nie było też raczej błędów co także liczy się na plus.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Enigmatyczny
Piórko Wróbla


Dołączył: 03 Sie 2009
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:40, 21 Sie 2009    Temat postu:

Cytat:
„Cóż to za sen? – myślał. – Zresztą przecież nie można przywiązywać jakiejś szczególnej uwagi do wyimaginowanych, nocnych obrazów”.
Skoro już bierzesz w cudzysłowie i piszesz na takiej zasadzie jak dialogi, to należałoby dać kropę. Już nie po wyjaśnieniu narracyjnym z odgłosem paszczowym, ale myślowym.
Cytat:
komody
Komoda zaraz przy łóżku? Być może się czepiam niemożebnie, ale z takim czymś się nie spotkałem. Proponuję nakaslik albo po prostu szafkę.
Cytat:
Bo musisz wiedzieć czytelniku
Powiem już teraz, bo potem zapomnę - nie podoba mi się, że raz siedzisz w głowie bohatera, podając nam jego myśli, a później przeskakujesz i zwracasz się do nas bezpośrednio.
Cytat:
- O mój Boże! – krzyknął. – Przecież za trzy dni wigilia, a ja nie mam choinki!
Kropka. [link widoczny dla zalogowanych]
Cytat:
które przeznaczone były na pobyt w łóżku, zerwał się z niego i począł się nerwowo ubierać.
Wydaje mi się, że zaimek niepotrzebny tutaj akurat.
Cytat:
szalenie się ucieszył i podpisał od razu umowę.
...i od razu podpisał umowę.
Stanowczo lepiej brzmi. Wink
Cytat:
- Yy... no włłłaśnie... ten... no... święta iidą i dlllatego yy... chciałeem tą choinkkę noo...
Z tego, co wiem, to raczej nie powinno się robić czegoś taaaaakkkieeeggo przy jąkaniu. Użyj pauz.
Cytat:
- Ale to na śwwięta[usuń kropę] - próbował wytłumaczyć i jednocześnie zapanować nad swoim jąkaniem Mizantropowski.

Cytat:
- Aale jakkto?! – zdenerwował się Mizantropowski. – Ja juttro mmuszę mmieć już pprzysttrojoną choinkkę. Cco ja mmam zrrobić?
Kropa. Później jest ich jeszcze więcej, ale już dałem Ci link, więc mam nadzieję, że zrozumiesz.

Błędów mało, ogólnie robisz je raczej w dialogach. A dobre dialogi, mimo wszystko, trudną sztuką są. Anyway, styl mi jakoś nie przeszkadzał, czytało się lekko, zgrabnie, przyjemnie. Nawet przy końcu przyspieszyłem, chcąc jak najszybciej go poznać, choć ten, niestety, nie był jakiś wybitny. Skończyło się, a ja myślę - "to już?!". Według mnie powinieneś troszkę się z tym całym zakończeniem pobawić.
Perypetie z choinką. xD Ciekawy pomysł, wykonanie trochę gorsze. Muszę jednak przyznać, że sam bohater, czekający na prezent od siebie, jest tak absurdalny, że aż śmieszny. Z drugiej strony jakiś bezpłciowy się wydaje trochę, przydałby mu się jakiś charakterek.
Ogólnie, kiedy czytam opowiadania o świętach/zimie zawsze przypomina mi się Dickens ze swoją "Opowieścią wigilijną", którą strasznie lubię. Tutaj byłoby podobnie (znaczy, że też by mi się bardzo podobała), ale miniaturka potrzebuje jakiegoś powera. Czegoś, co by pomogło zapamiętać ją na dłużej.
Przeczytam więcej, pisz.

Enigmatyczny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin