Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Dziwolęki [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Aylya
Uczciwa Łachudra


Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 495
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zza granicy absurdu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:55, 30 Lip 2011    Temat postu: Dziwolęki [M]

Ot, miniaturka nieokolicznościowa, sprzed roku. Jak już tu jestem, to czemu nie Wink



DZIWOLĘKI


Grozeszły się po mrokolicy
Smokropne strasznowiny:
Dziwolęk znowu smokolicy
Ponurzył się w grzęstwiny.

[Lewis Carroll „Dziwolęki”, tłum. Helena Baltyn]


KRAINA CZARÓW
Kiedyś mieściła się tu wytwórnia zabawek. Nad drzwiami wisiał kolorowy neon i szyld z wymalowanym na nim klaunem, wirującą w tańcu baletnicą, grupką ołowianych żołnierzy, marionetką i wijącą się między nimi autostradą, po której mknęły misternie wykonane samochodziki. Żadnych gier komputerowych – wyłącznie solidne figurki, oszklone gabloty porcelanowych lalek i stosy pluszowych niedźwiedzi. Wszystkie były bardzo piękne.
Pamiętam, że którejś wiosny właściciel posadził przed drzwiami wiśnię – niską, cienką jak patyczek, z bladozielonymi listkami, które wyglądały jakby byle podmuch mógł je zerwać. Nie wróżyliśmy jej długiego życia – jak się okazało, niesłusznie.
Całe swoje życie spędziłam w budynku wytwórni. Tuż po końcu świata, który udało mi się przetrwać wraz z wiśnią, zasunęłam żaluzje w oknach, nie chcąc przez nie wyglądać – nigdy, nawet przypadkiem. Świat nie tylko się skończył. On stał się brzydki.
Klaun namalowany nad drzwiami jest teraz urzeczywistnieniem dziecięcych lęków; baletnica z ciemnymi smugami na twarzy i sukni ma wygląd upiora. Ołowiane żołnierzyki za bardzo przypominają widma przemierzające miasta, a samochodziki pozostały puste – tak samo jak te, które ludzie porzucili na ulicach w dzień apokalipsy. Strzaskany, wygasły neon nie daje się odczytać i nikt już nie pamięta, jaki napis płonął po zmroku. Nikt oprócz mnie.
To tylko dwa słowa. „Kraina Czarów”.

*
SZUFLADA PEŁNA OCZU
Wyobraź sobie, że otwierasz szufladę biurka. To całkiem proste: jest z ciemnego drewna, z okuciami naśladującymi śniedź i starość. Gdy ją wysuwasz, z wnętrza dobiega grzechot. Zaglądasz do niej i odkrywasz, że szuflada pełna jest oczu. Oczu różnych rozmiarów i w różnych barwach; wszystkie one lśnią, martwo patrząc przed siebie. Wszystkie są zrobione ze szkła.
To moja szuflada.
Urodziłam się w jednym z mieszkań nad „Krainą Czarów”. Już jako dziecko pomagałam zabawkarzom, szyjąc najdrobniejsze elementy ubrań dla lalek i splatając ich sztuczne włosy w warkocze. Z czasem jednak skupiłam się na oczach – martwych oczach, które nie potrafią błyszczeć, jeśli nie odbijają cudzego światła.
W mojej pracowni, prócz biurka pełnego oczu, znajdują się delikatne narzędzia i okruchy potrzaskanych, szklanych źrenic. Nie sprzątam ich. Uważam, że z każdym zniszczonym przedmiotem wiąże się historia, którą warto zapamiętać. Historia, która może być przestrogą albo po prostu wspomnieniem.
W dniu, w którym świat się skończył, moja komórka stale wygrywała melodię „Czterech pór roku” Vivaldiego. Ktoś dzwonił bezskutecznie, by w końcu wysłać mi krótką wiadomość. „Nie możemy wyjść”. Ja również nie ruszyłam się wtedy z miejsca, a komórka, rozładowana i zakurzona, do dzisiaj leży na skraju biurka.
Są rzeczy, które mimo wszystko chcę pamiętać.
*
CZARNE WRONY
Zastanawialiście się kiedyś, jakie sny można mieć w noc po apokalipsie?
Od Czyżyka – chłopca, który mieszkał nad „Krainą Czarów” i przetrwał koniec świata – wiem, że śniły mu się kręte schody prowadzące do samego nieba. U ich szczytu stał mężczyzna w wieku, którego Czyżyk nie potrafił określić: z czarną brodą i w białej szacie sięgającej mu aż do stóp. „Miał ogromne stopy – powiedział chłopiec. – Takie z długimi palcami zaciskającymi się na krawędzi stopnia. I śmiał się. Śmiał się tak głośno, że niebo zaczęło pękać i zrobiło się czarne. Potem zobaczyłem, że to nie była zwykła czarność, tylko wrony. Zasłoniły niebo i krakały”.
Jeśli o mnie chodzi, to nie pamiętam, bym śniła o czymkolwiek.
W dzień po apokalipsie było mi zimno, włożyłam więc sweter i owinęłam się kocem. W głębi budynku coś piszczało mechanicznie, domagając się prądu. Potem ucichło. I nie wiem, jak wiele czasu upłynęło, nim ze świecą rozpraszającą cienie wyszłam z mieszkania, aby sprawdzić czy w budynku został ktoś jeszcze. W którymś momencie, w niemal idealnej ciszy zamarłego budynku w środku zamarłego miasta, udało mi się usłyszeć bibliotekę. Nie żartuję – książki da się zobaczyć, wyczuć i usłyszeć. To cichy szelest kartek, które szepczą swoją historię. A ponieważ zawsze lubiłam opowieści, przystanęłam przed drzwiami, za którymi szeptały książki. Nigdy wcześniej tam nie wchodziłam; „Kraina Czarów” znajduje się w dużym, przestronnym budynku, a ja nigdy nie poznałam lokatora, który nie był związany z wytwórnią. Po krótkim zastanowieniu nacisnęłam na chłodny metal klamki, pukanie uznając za niepotrzebną formalność.
Drzwi ustąpiły.
W środku znajdowało się ciężkie biurko i nie mniej ciężki fotel ze starannie rzeźbionym oparciem – resztę pomieszczenia zajmowały wysokie, solidne regały pełne książek. Na blacie biurka leżała tylko jedna, w starej, płóciennej oprawie, na której niebieskie, czerwone i czarne smugi łączyły się w skomplikowany wzór. Pochylając się, bez zastanowienia przerzuciłam kilka cienkich, pożółkłych stron; i przeczytałam głośno, zmęczona ciszą:
Grozeszły się po mrokolicy
Smokropne strasznowiny:
Dziwolęk znowu smokolicy
Ponurzył się w grzęstwiny.

Wzdrygnęłam się, gdy na progu mieszkania-biblioteki stanął mały, może dziesięcioletni chłopiec.
– „Jabberwocky” – powiedział.
– Nie rozumiem?
– „Jabberwocky”, ale przetłumaczony na „Dziwolęki”, wiersz Lewisa Carrolla. Tam dalej jest: „Więc Dziwolęka strzeż się, strzeż”… więcej nie pamiętam. To z „Alicji po drugiej stronie lustra”. Dziwne, ale ciekawe. Mój dziadek mówił, że to gówno, ale teraz już nie mówi. W ogóle nie jest zbyt rozmowny. – Chłopiec przekroczył próg i usiadł w o wiele dla niego za dużym fotelu ze zdobionym oparciem. – Kiedyś to była nasza prywatna biblioteka. Nazywam się Czyżyk.
– Czyżyk? To dość… osobliwe.
– To dlatego, że większość tutejszych książek jest o ptakach. Oprócz tych z dziewięciu regałów. Dlatego dziadek zaczął mnie tak nazywać.
W myślach policzyłam otaczające mnie, przylegające do ścian regały.
– Ale tu jest tylko dziesięć regałów – zauważyłam. Czyżyk wzruszył ramionami.
– W takim razie oprócz tych książek z dziewięciu i dwóch trzecich regału. Zapomniałem o tym dziesiątym. A jak ty się nazywasz?
– Jabberwocky – powiedziałam. Nie wydawał się zaskoczony; być może moja odpowiedź nieszczególnie go interesowała. A może uznał, że mówię szczerze.
Może się nie mylił.
Zapadła cisza, podczas której wodziłam wzrokiem po grzbietach ustawionych w rzędy książek. Chłopiec najpewniej chciał coś powiedzieć – dopóki do naszych uszu nie dotarło dość bliskie, niezrozumiałe mamrotanie wielu głosów i coś, co po chwili słuchania skojarzyłam ze zwierzęcymi łapami, wytrwale drapiącymi drzwi.
– To psy? – zapytałam. Odpowiedział wzruszeniem ramion i dopiero po dłuższej chwili z ociąganiem pokręcił głową.
– Nie. To lokatorzy. Są tam od wczoraj. Nic, tylko drapią drzwi i ściany. Twierdzą, że nie mogą wyjść.
– Może powinniśmy im otworzyć?
– Nie za bardzo. Otworzyłem im, kiedy tylko zaczęli hałasować, ale oni nie zwrócili na to uwagi i dalej drapali ścianę. Wydaje mi się, że niektórzy ją gryzą. Myślisz, że mogą gryźć? Jabberwocky?
Pamiętam, że niedługo potem wyszłam z pełnego książek mieszkania Czyżyka i jego dziadka. Powtarzające się co chwilę odgłosy drapania towarzyszyły mi aż do progu mojej pracowni. Zamknęłam za sobą drzwi – starannie, na górny i dolny zamek. Później je otworzyłam – i od tamtej pory zawsze pozostawiam otwarte. Chcę mieć pewność, że w każdej chwili i jeśli tylko zechcę, będę mogła wyjść.
Zasypiając, rozmyślałam o Krainie Czarów, jaką widział ją Carroll. Mroczniejszej i pełnej absurdów, bardziej niepokojących niż zabawnych.

*
OTWARTE DRZWI
Lubię wymyślać puenty, ale nie jestem pewna, jaką przypasować opowieści o końcu świata takiego, jakim go znaliśmy – zwłaszcza w przypadku gdy to ja jestem narratorką; ja, która ani przed, ani po apokalipsie nie zwykłam opuszczać swojej pracowni i – zasunąwszy żaluzje we wszystkich oknach – od dawna nie widziałam ulicy przed Krainą Czarów ani idących wzdłuż niej ludzi, o ile są tam jacyś ludzie.
Pierwszą książką, którą przeczytałam po końcu świata, była pożyczona od Czyżyka „Alicja po drugiej stronie lustra”. Nie uważam tego za dzieło na tyle doniosłe, by nadawało się na początek zupełnie nowego życia – życia, gdzie nie jest już istotne, czy oczy misia są szklane czy też zrobione z drewna.
A jednak polubiłam Dziwolęka – stworzenie, którego przybycie wszyscy zapowiadają, ale które, pomimo ostrzeżeń, wciąż się nie zjawia – aż do dnia, w którym dzielny rycerz nie postanowi się z nim rozprawić. Sądzę, że najzwyczajniej polubiłam niewidocznego, ukrytego Dziwolęka, dziwnego i lękliwego, a może dziwnego i strasznego – nie lubię jedynych słusznych interpretacji.
Poczułam się dziwna i zlękniona (a może i trochę straszna w swojej zaciemnionej pracowni z biurkiem pełnym sztucznych oczu) – zamknięta w Krainie Czarów, tak samo ponurej, jaką musiał widzieć ją Carroll.
Jeśli chociaż trochę przypominam Dziwolęka, to przypuszczam, że wychynęłam właśnie z lasu – rozglądam się po mrokolicy – bo, choć pewnie nie zabrzmi to prawdziwie, nigdy dotąd nie byłam tak żywa jak teraz, krótko po apokalipsie. Szklane i drewniane oczy kurzą się w szufladzie biurka, a ja dzień po dniu wciąż przemierzam budynek Krainy Czarów. Przed zaśnięciem czytam książki, a moje drzwi są wciąż otwarte. Zbyt długo pozostawały zamknięte na cztery spusty.
Od kilku nocy – wyjątkowo wietrznych – budzi mnie monotonne stukanie w okno. Dziś rano odważyłam się (choć tylko na chwilę) uchylić żaluzje, by ujrzeć, że to posadzona przed wytwórnią wiśnia urosła i trąca gałęziami szyby mieszkań. Jej liście są zielone i wydaje się całkiem zdrowa.
Wszystko idzie ku lepszemu. Wszystko – chociaż brakuje mi towarzystwa Czyżyka. Zniknął jakiś czas temu, mniej więcej wtedy, kiedy ustało dobiegające z oddali drapanie w drzwi i zaczęło mi się wydawać, że ktoś – wiele osób – krąży nocami po krętych korytarzach budynku.
Mimo to, nie zamierzam zamykać drzwi.



17 X 2010


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Cedalia
Pawie Pióro


Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:00, 14 Sie 2011    Temat postu:

No i kurczę nie wiem jak skomentować. Jak dla mnie nie ma błędów technicznych.
Zdania ładnie i zgrabnie tworzą płynność, do której aż chce się wracać.
Muszę przyznać, że czytając tę miniaturkę miała uczucie jakby ktoś walił w moją głowę młotem, a myśli uciekały z jednej strony czaszki do drugiej. Normalnie, jakby kurczę bawiły się w berka bez mojej zgody.
Robisz mętlik w głowie, ale ja rozumiem ten mętlik, może dlatego, że nie zastanawiam się nad tym "co miał na myśli autor"
Po prostu szukam własnego rozwiązania w tym opowiadaniu.
Muszę przyznać, że wmurowało mnie od pierwszego akapitu, ten mroczny klimat, jest taki obrzydliwy, ale przyciągający i daje się we znaki. Nie chce opuścić człowieka, a ja czuję, że on mi jest potrzebny.
To wszystko jest takie gorzkie, że aż chwyta za gardło.
Opis "Krainy Czarów" taki dokładny, ale nie przeładowany.
Wzmianka o tych oczach, które prześladują za każdym otwarciem szuflady i to jak potrzebują kogoś by zaistnieć. Taka smutna prawda bez, której nie da się żyć.
Czyżyk, jest taki realny, ja po prostu wierzę w jego istnienie!
Jego przerażająca wizja nieba okrytego wronami, tak nie daje zaniknąć w pamięci i dręczy.
W ogóle to bardzo polubiłam tego chłopca przypominał mi nieco Małego Księcia, był bardzo ciepłą postacią w tym opowiadaniu.
Do tego ci lokatorzy, żal ich mimo, że oni sami chcą drapać te ściany, to ich własny wybór.
Dzięki temu tekstowi, może i ja przestane zamykać drzwi?
Jest on prawdziwym Dziwolękiem, jak i uwolnieniem od niego.
Śliczna miniaturka, gratuluję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:54, 14 Sie 2011    Temat postu:

Aylya napisał:
Świat nie tylko się skończył. On stał się brzydki.
Rozwaliło nas to. Mocarne jest.

Ale chyba tylko to, bo to nie jest już tak ciekawe, jak Przypadkiem zobaczyliśmy niebo, Czas Sfory czy Umarłe Ogrody. Widać cień tego dawnego, wietrznego niepokoju, jaki panował w tych opowiadaniach, ale jest to niestety tylko cień. Nie porywa, nie zdziera kapelusza z łbów, ogólnie - przyzwyczajeni przez wcześniejsze opowiadania - spodziewaliśmy się bór wie czego. I tego nie dostaliśmy. Opowiadanie jest krótkie, lakoniczne, postacie występują chwilę, a nastrój lęku (u nas powodowany głównie innymi lokatorami i zniknięciem Czyżyka) nie ma szans wpłynąć na czytelnika, by jeszcze po przeczytaniu podlazł do drzwi i wyjrzał lękliwie przez wizjer.
Porównanie bohaterki do Dziwolęka jakieś takie mętne jest, jakby na siłę - przynajmniej według podanych w opowiadaniu informacji (a Alicji po drugiej stronie lustra żeśmy nie czytali), bo nie widzimy jakoś zbieżności między nimi.
Lakoniczne to, Ayl, umiecie lepiej czarować słowem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Aylya
Uczciwa Łachudra


Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 495
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zza granicy absurdu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:40, 19 Sie 2011    Temat postu:

Nie wiem czy lepiej umiemy, tutaj mieliśmy limit trzech stroniczek, umęczyło nas to Wink

Dziękuję Wam za opinie ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

An-Nah
Czarodziejskie Pióro


Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 431
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: własna Dziedzina Paradoksu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:27, 30 Sie 2011    Temat postu:

Podoba się Smile Nastrojowe jak diabli, oniryczne i o końcu świata ^^ Bardziej obrazek bez fabuły, ale ładny, dopracowany. Odwołania do dzieciństwa jako źródło nastroju grozy/niepokoju są powszechne, ale na mnie zawsze działają, przynajmniej dobrze rozpisane.

Z tłumaczeniem "Dziwolęk" pierwszy raz się spotykam, ja znam tłumaczenie "klasyczne", Słomczyńskiego, i chyba je wolę (Słomczyński był wielki), ale to którego ty użyłaś wpasowało mi się w opowiadanie - może dlatego, że nie wywołało automatycznych skojarzeń z Alicją?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin