Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Krótka historia umierania [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

T.
Ołówek


Dołączył: 02 Sty 2011
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: warszawa

PostWysłany: Wto 20:31, 04 Sty 2011    Temat postu: Krótka historia umierania [M]

Krótka historia umierania

I
Kto mógł się cieszyć z kosmicznych
fajerwerków, wówczas gdy rzędy ławek
w przestrzeni niebieskiej zapełniały
wyłącznie lód i ogień? Kto mógł odgadnąć,
że pierwszy odważny płaz wypełznie
z przybrzeżnych wód i zrobi nie tylko mały
kroczek, lecz wielki krok na długiej drodze
wiodącej do naczelnych, dumnie
ogarniających wzrokiem początek tej drogi?
oklaski dla Wielkiego Wybuchu rozległy się
dopiero w piętnaście miliardów lat po tym,
jak nastąpił.


~~*~~

Kiedy ktoś mówi ci, że umierasz, czujesz się jak pyłek zdmuchnięty z płaszcza jakiegoś olbrzyma, który dzielnie dźwiga świat na swoich ramionach. I z niewiadomo z jakiego powodu, nagle ten pyłek zaczął mu ciążyć. Ciążył tak bardzo, że uznał w końcu, iż nie ma dla niego miejsca, w jego ciężkiej egzystencji. Jeden podmuch wiatru z hukiem zamknął okno. Rześkie powietrze wpadło i oblepiło ściany, wypełniło każdy skrawek wnętrza swoja ożywczą energią.

Pierwszą reakcją był pierwotny i dziki strach. Paraliżujący każdy kawałek ciała. Ciała, które po latach wiernej służby, w końcu odmówiło dalszej współpracy. Nikt nie powiedział ile mam czasu. Kwestia tygodni, miesięcy, albo cudu. Nagle zapragnęłam Wierzyc w cuda. Czyż mało ich widziałam? Dla pracujących w szpitalu cuda są codziennością. Tak chcesz myśleć. Ale obok tych cudów, widzisz też pola śmierci. Tych wszystkich co odeszli oczekując na spektakularny cud. Kiedy, życie zaczyna ci przeskakiwać przed oczami, jedynym łącznikiem między tobą a światem, jest trzymająca cię kurczowo ręka przyjaciela, który cały czas jest gdzieś tam obok. Tylko ona pozwala ci utrzymać resztki godności.

~~*~~

- Rak
- Tak mi przykro.
- To nie twoja wina. Niczyja wina. To tylko ja się psuje.
- Zrobię wszystko…
- Wiem

~~*~~

Czytałam kiedyś książkę o życiu po śmierci. Jestem ciekawa, co spotkam po drugiej stronie. Będzie tak bajkowo i pięknie, jak w baśniach? Czy tak, jak dziewczynka z zapałkami, zostanę poprowadzona, wprost do raju, przez osobę, którą kochałam, a która odeszła przede mną? a może po prostu nie będę czuła już nic? Może powrócę, albo zdecyduję się pozostać? Te pytania błądzą po mojej głowie, bezskutecznie szukając w niej odpowiedzi. Desperacko, staram się dowiedzieć, co będzie dalej. Co będzie potem? i choć ta kwestia nie pozwala mi często zasnąć, to wcale nie chcę szybko znaleźć rozwiązania.

Pamiętam czasy, kiedy byłam małą dziewczynką. Lubiłam siadać w długie zimowe wieczory przy ciepłym kominku i słuchać opowieści dziadka. Do tej pory gdy zamykam oczy, czuje zapach i smak gorącej czekolady, która przyjemnie rozlewała się po całym ciele. Ciepło i bezpieczeństwo. Dom.

Zawsze marzyłam o własnym domu, a tak długo nie mogłam go znaleźć. Rozejrzałam się po otaczającej przestrzeni. Czy to tutaj znalazłam spokój? Mój wzrok spoczął na pianinie stojącym w rogu pokoju. Nie raz siadaliśmy razem. Lubiłam patrzeć jak jego długie delikatne palce pląsają po białych klawiszach…Raz spokojnie, melancholijnie…innym razem podrygując wesoło…Kochałam słuchać jak gra. Godzinami siedziałam z głową wspartą na jego ramieniu i słuchałam…

Każdy mebel, każde zdjęcie, każdy…wszystko na co patrzyłam było kawałkiem naszej historii. Chciałam sięgnąć po kubek z herbata, ale zamiast tego opadłam na dywan. Kiedy tracisz kontrolę nad sowim ciałem, ogarnia cie bezsilność. Wtedy wiesz, że to początek końca. Nie pytaj skąd wiesz. Po prostu wiesz.

Dywan... to na nim kochaliśmy się po raz pierwszy. To było tyle lat temu. Niespodziewane i gwałtowne uczucia wybuchły jak wiosenna burza. Czas chyba stanął w miejscu. Wskazówki zegara zamilkły wobec majestatu dopełniającej się miłości. Nic się nie liczyło jak tamta chwila. Ona zmieniła wszystko. Ona zmieniła nas.

~~*~~

Patrzyliśmy na siebie bez słowa. Jemu było chyba jeszcze trudniej niż mi. Tak wiele w zyciu stracił. Tak wiele przeszedł. Zasłona nieszczęścia przykryła go nocą jak kir czarną na długo. Tyle lat walczyłam, żeby pokazać mu słońce. Teraz znów zostanie sam. Dostrzegłam nowa bruzdę, na pooranym przez życie czole. To była moja bruzda. Moja prywatna.

Jest przy mnie cały czas. Wie, że tego właśnie oczekuje. Oddech miał ciężki i urywany, chyba powoli do niego docierało, że to już koniec. Tak bardzo chciałam, go przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale to by było kłamstwo. Oboje doskonale poznaliśmy potęgę życia i śmierci i żadne z nas nie mogło zaprzeczyć rzeczywistości. Może nie chcieliśmy przeczyć? Może obydwoje mięliśmy nadzieję, ze jeszcze się wszystko ułoży? Naturą człowieka jest walka. Chociażby była beznadziejna, skazana na klęskę, to jednak w obliczu śmierci nikt nie jest w stanie złożyć broni. Bo czyż poddanie się nie jest śmiercią samą w sobie?

Poczułam jak ściska moją dłoń.
- Jak się czujesz? – spytał, tak jakby odpowiedź na to pytanie mogłaby cos zmienić.
Co ja mu miałam powiedzieć? Że śmierć wcale nie jest taka zła? Jest. To jak skok na nieznaną wodę, kiedy nie umiesz pływać. Miałam mu opowiedzieć o bólu, jaki odczuwam każda, komórka ciała? O strachu, który nawiedza mnie jak tylko zamykam oczy? Śmierć pozostanie śmiercią, nawet jeśli osoba, którą kochasz trzyma cie za reke. Można godnie żyć. Ale nigdy nie można godnie umierać. Bo cos, co nigdy nie zostało zgłębione przez ludzki umysł, nie może stać się ludzkie.
- Dobrze.

~~*~~

Resztki słońca wpadały przez otwarte okno, tworząc przyjemna poświatę. Zasłony, rozchylały się, tak jakby jeszcze raz, być może po raz ostatni, chciały zaprosić mnie do spojrzenia na ten świat. Chciałam uciec i biec ile sił w nogach. Oddychać morskim powietrzem, wspinać się na szczyty gór, i spojrzeć na świat oczami ptaka. Chciałam jeszcze tak wiele.

On siedział na łóżku i pieszczotliwie głaskała moja dłoń. Był silny. Słyszałam sącząca się z radia muzykę, ale za nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć kto śpiewa tą piosenkę. Zaczęłam płakać. Nie mogłam już dłużej udawać. Płakałam za wszystkim co tutaj zostawię. Przed oczami miałam każdą rzecz, która była dla mnie ważna. Trzymałam za rękę mężczyznę. Mężczyznę mojego życia.

Płakałam. Tak strasznie płakałam.

Wiem, że nadszedł czas pożegnania, ale wiem też, że nie jestem sama. Łzy odpłynęły, a wraz z nimi ból i strach. Przeszłam przez życie z wysoko uniesionym czołem i tak też to Życie chcę zakończyć. Niczego nie musze żałować i myśl ta napawa mnie dumą i przynosi spokój moim udręczonym myślom. Jedyne co teraz się liczy, to promyk słońca nieśmiało wdzierający się przez okno i rozświetlający twarz mężczyzny, który cały czas jest przy mnie. Obiecałam mu, że będę czekać. Obiecałam, że w naszym domu tam na górze, będzie pianino i kominek. I butelka Whiskey czekająca na naszych przyjaciół, który czasem lubią wpaść bez zapowiedzi. A on, mimo, że nie wierzył w nic, nagle chyba chciał w coś Wierzyc. Wiem, że będzie mu ciężko tutaj samemu, ale bardzo chcę żeby był szczęśliwy. Nie życzę sobie, żeby ktokolwiek po mnie płakał.


~~*~~

Kiedy umieramy – jest tak jak wtedy, gdy
wszystkie sceny są już umieszczone na rolce
taśmy filmowej, a dekoracje rozebrane
i spalone – stajemy się fantomami we
wspomnieniach naszych potomków. Stajemy
się wtedy upiorami, mój drogi, stajemy się
mitem. Ale na razie wciąż jesteśmy ze sobą,
wciąż razem jesteśmy przeszłością, odległą
przeszłością. Pod kopułą mitycznej
przeszłości wciąż jeszcze słyszę twój głos.


II

Ach! Stało się! Zegar życia przystanął na chwilę!
Nie ma mnie już na świecie!


~~*~~

Tamtego dnia, słowa, które tak często padały z moich ust, wirowały w mojej głowie i drwiły z niemych modlitw wznoszonych do Boga, w którego nie wierzyłem. ‘Wszyscy umierają’ mówiłem hardo patrząc w oczy, które wkrótce miały zgasnąć. Niektórzy walczyli, inni się poddawali, jedni płakali, inni milczeli. W tysiącach scen nauczyłem się śmierci na pamięć. Była jak największa zagadka. Chciałem ją poznać, chciałem znać każdy szczegół, każdy detal. Wmawiałem sobie, że jeśli tylko uda mi się poznać jej naturę, to jestem w stanie z nią podjąć walkę, może nawet wygrać. Chciałem być panem zycia…stałem się panem cierpienia.

Gdy wejrzysz w otchłań, otchłań wejrzy w ciebie. Szyderczo śmiejąc mi się w twarz, wtargnęła brutalnie rozgniatając mój świat jak nędznego robaka. Tamtego dnia, tak gorzko żałowałem swojej ciekawości.

Trzymałem ją za rekę. Słowa lekarza docierały do mnie poprzez gęstą mgłę otępienia. Nie chciałem słuchać, nie chciałem wiedzieć. Życie w nieświadomości jawiło się nagle jako błogosławieństwo. Oddałbym wszystko, żeby wtedy nie usłyszeć tych słów. Ja, który całe życie poszukiwałem prawdy, odwróciłem się do niej plecami i zakryłem uszy. Lecz ona, wyraźnie przyzwyczajona do mojej wiecznej ciekawości, wdarła się podstępnie i sączyła jad. Zatruty zwątpieniem i brakiem nadziei musiałem być silny. Albo przynajmniej udawać.

~~*~~
Tarzałem się w błocie. Suszył mnie wiatr zbrodni. Igrałem z obłędem.
~~*~~

Wtedy pierwszy i ostatni raz zostawiłem ją. Nie mogłem patrzeć w jej oczy, szukające wokół choć ziarnka nadziei, której nie było. Uciekłem. Stałem na dachu, wołając imię Bogów Szatanów, i wszystkich innych sił, które mogły mi przyjść z pomocą. Nie przyszły. Byłem tylko ja – mały człowiek, zostawiony sam sobie w nieskończonej pustce ogarniającego wszechświata. Sam dla siebie alfą i omegą, jeden aktor nędznego filmu.

Czułem jak bezradność ogarnia mnie i przenika. Paraliżuje i upośledza wszystkie funkcje życiowe. Tak jakby czas zatrzymał się, a świat dalej toczył swój garb, lecz już bez ciebie.

Tak wiele jeszcze mogliśmy przeżyć…

~~*~~
Pewnego dnia wziąłem na kolana Piękno
~~*~~

Potem byłem przy niej cały czas. Chłonąłem każdą sekundę z marnej resztki, która nam została. Chłonąłem każdy oddech, każdy uśmiech, każde spojrzenie. Chciałem nasycić się nią, zatracić, zatrzymać jej obraz jak najdłużej. Wyryłem ją w swojej duszy, odcisnąłem jej piętno w każdej komórce mojego ciała. Nic więcej nie mogłem zrobić.

Kiedyś zapytałem jej czy boi się śmierci.

–Tak – odpowiedziała cicho – chociaż to chyba kwestia przyzwyczajenia do zycia.

Zazdrościłem jej tej niezłomnej wiary w to, że to jeszcze nie koniec. Podziwiałem sposób w jaki znosiła chorobę; była w niej ta sama duma i nieugiętość co zawsze. Raz tylko płakała. Każda jej łza była ostrzem noża wbijającym się w moją duszę. Płakała nad tym co musi zostawić. I nade mną.

Tak bardzo żałuję tych wszystkich lat, w których nie potrafiłem jej kochać tak, jak na to zasługiwała. I choć tyle razy mówiła mi, że jest szczęśliwa, to teraz widzę o ile szczęśliwszą mógłbym ją uczynić. Bezsensowne kłótnie, słowa, których teraz się wstydzę, ciągła troska o mnie…wszystko to mogło być inne.

Była moją przyjaciółką, kochanką, towarzyszka w radości i cierpieniu. Gdy umierała, i ja umierałem.

~~*~~
Prądem Rzek obojętnych niesion w ujścia stronę,
Czułem, że już nie wiedzie mnie dłoń holowników

~~*~~

Odeszła cicho.

Gdybym nie przeciągły jęk aparatury, pomyślałabym że śpi. Nie mogłem uwierzyć, że to już.

Była dla mnie jak światło morskiej latarni, dla zagubionego wśród mroku oceanu żeglarza. Fale życia miotały mną, jak licha drewnianą łajbą, ale ona zawsze z ta sama stanowczością i precyzją, wskazywała mi właściwy kierunek. Bałem się żyć bez niej. Bałem się, że się, rozbiję o skały, nie znajdę właściwej drogi. Będę błądził jak Odyseusz, nie mogąc trafić do domu albo utonę i ugrzęznę na piaszczystym dnie oceanu.

Sam nie wiem jak znalazłem się w domu. Ona nauczyła mnie tego słowa. Dom. Nigdy go nie miałem. Zawsze byłem sam – ona pokazała mi, że bezdomny to nie tylko ten, który nie ma gdzie wieczorem złożyć głowy do snu. Bezdomny to nie należący do nikogo. To człowiek, który wraca do pustego mieszkania i włącza telewizor – jedyny towarzysz, który prowadzi jeszcze z nim bogatą konwersacje. Teraz znałem ta różnicę. Znów nie należałem do nikogo.

Inni ludzie? To nie to samo. Mój najbliższy przyjaciel, któremu tak wiele zawdzięczam, zawsze będzie mi drogi. Wiem, że on jest i czuwa gdzieś tam w bezpiecznej odległości, gotowy do niesienia pomocy. Ale czy jakakolwiek przyjaźń może zastąpić dotyk kobiecej dłoni o poranku?

Usiadłem przy fortepianie i rozejrzałem się po pokoju. Z każdego kąta wyzierała pustka i jej milcząca nieobecność. Wpatrywałem się w zdjęcie wiszące na ścianie, naprzeciwko moich oczu. Sfotografowałem ją z zaskoczenia. Uśmiechała się promiennie do obiektywu, a jej oczy błyszczały szczęściem. Zawiesiła je w tym miejscu, żebym grając, miał swoja własną muzę. Śmiałem się wtedy z jej próżności.

Moje palce uderzyły w klawisze. Popłynęła muzyka, smutna, żałobna. Grałem dla niej. Na pożegnanie. Kiedy ostatnie takty ucichły, nie było już nic.

Coś się skończyło. Coś przestało mieć sens. Czułem to w każdym oddechu, który sprawiał mi fizyczny ból. Jednego byłem w tamtej chwili pewien. Chciałem umrzeć.

Wydawało mi się to najlepszy rozwiązaniem. Jedynym możliwym. Jestem już starym, zmęczonym człowiekiem. Przeżyłem w życiu wiele i nic już lepszego mnie nie spotka. Popełniłem wiele błędów i wielu uniknąłem. Skosztowałem życia w pełni. Nie miałem czego żałować.

Powoli wyciągnąłem fiolkę Vicodinu i przez chwilę obracałem ją w palcach. Wieczko odskoczyło z tak dobrze znanym mi „pyknięciem”. Wysypałem zawartość na czarny, błyszczący blat fortepianu.

Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć…- przesuwałem do siebie licząc każdą tabletkę. Pięć wystarczy, żeby bezboleśnie wyprawić się na tamten świat. Nagle podmuch wiatru wpadł do mieszkania i głośno trzasnał uchylonym oknem. Potem poczułem zapach – Jej zapach. Charakterystyczna woń wdarła się do moich nozdrzy wyrywając z otępienia. Potem poczułem jej obecność. Nie wiem jak. Czasem masz wrażenie, że ktoś się na ciebie patrzy, albo że ktoś wchodzi do pokoju jeszcze zanim to zobaczysz czy usłyszysz. Czułem ją każdą komórką ciała.

Nagle usłyszałem dźwięki. Spojrzałem na klawisze i ze zdziwieniem stwierdziłem że się poruszają. Jakaś niewidzialna dłoń grała na fortepianie tuz przed moim nosem. Kolejne nuty układały się w znajoma mi melodię.

Na wiarę nic nie chciałeś brać
Lecz sprawił to księżyca blask
Że piękność jej na zawsze Cię pobiła
Kuchenne krzesło tronem twym
Ostrzygła cię, już nie masz sił
I a gardła Ci wydarła Alleluja

Alleluja, Alleluja, Alleluja, Alleluja


Bez trudu rozpoznałem ten fragment. Była to jedyna melodia, jaką nauczyłem ją grać. Nie miała do tego talentu. Nawet teraz fałszowała niemiłosiernie.

~~*~~
Ach, droga, biedna duszyczko, czyżby wieczność nie była
stracona dla nas!


~~*~~

Jeszcze wiele dni zastanawiałem się czy mi się to przypadkiem nie śniło. Do tej pory nie jestem tego w stanie stwierdzić z pewnością. Nie ma to dla mnie znaczenia. Pomimo tego, że odeszła, ja cały czas ją czuje. Czasem siadam przy fortepianie i gram dla niej, a ona kładzie głowę na moim ramieniu i słucha.

Długie jesienne wieczory, takie jak ten dzisiejszy, spędzam przy kominku. Wpatruję się w żarzące się szczapy drewna i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest tuż obok - z wyciągniętymi na moich kolanach nogami - czyta, którąś ze swoich ulubionych powieści.
Jak mogłem kiedykolwiek pomyśleć, że mnie zostawi na zawsze?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

KrulKot
Stalówka


Dołączył: 04 Gru 2010
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Madagaskaru

PostWysłany: Śro 22:05, 05 Sty 2011    Temat postu:

Mężczyzna pracujacy w szpitalu , samotny przez większość życia, ateista, gra na fortepianie, posiada Vicodin , jednego przyjaciela - taka jakoś się Kotu z dr. Housem skojarzyło. Być może mylnie. I '' Można żyć godnie, ale nie umrzeć'' te slowa Kot zna właśnie z tego serialu Wink. Może jednak Kotu się dobrze skojarzyło i inspirowałeś się tą postacią?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin