Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Maskarada [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Nettie
Stalówka


Dołączył: 25 Sie 2010
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mała mieścina w okolicach Lublina
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:39, 01 Paź 2010    Temat postu: Maskarada [M]

Tekst pisany na pojedynek z Cedalią i jej dedykowany. Jeżeli kogoś zainteresowałyby warunki, odsyłam tu:
http://www.zlamanepioro.fora.pl/klub-pojedynkow-im-smoka-temeraire,27/cedalia-nettie,1732.html

Ściana była twarda i chropowata, podłoga śliska, a zielona sukienka pomięta. Jakby tego było mało, biała maska po wewnętrznej stronie spływała potem, zmieszanym z moim, jeszcze trzy godziny temu perfekcyjnym, makijażem. Jednak, pomimo upału panującego w sali balowej domu Mc’Ceinów, fortepianowa muzyka była żywa i skoczna, a pary dookoła mnie od kilku godzin wirowały z niezmiennym entuzjazmem.
Nie chciałam wybierać się na ten bal; na samą myśl o spotkaniu młodszego syna gospodarzy, Kevina, moje ramiona pokrywały się gęsią skórką, a po karku przechodził dreszcz. Unikałam go jak mogłam odkąd zerwał nasze zaręczyny, jako powód podając moją rzekomą zdradę. Prawda była jednak taka, że to on przy każdej okazji wskakiwał do łóżka pierwszej lepszej panience i nic nie mogłam na to poradzić.
Moje palce nerwowo przesuwały się po naszyjniku z bursztynów, próbując jakoś rozładować cały stres, który czułam. Serce waliło mi jak szalone, dłonie pociły się, a myśli biegły z szybkością błyskawicy. Co będzie, jeżeli go tu spotkam, jeżeli on mnie zobaczy, jeżeli…
— Mogę prosić? — Gdyby moja biała maska mogła wyrazić jakiekolwiek uczucia, byłaby to wybuchowa mieszanka gniewu, rozgoryczenia, rozpaczy, wściekłości i bezradności. Po prostu wiedziałam, że to się musi stać, że, prędzej czy później Kevin wypatrzy mnie w tłumie i nie uniknę kompromitacji. Wszystkie włoski na karku stanęły mi dęba, słyszałam szum krwi w skroniach. Trzy razy przełknęłam ślinę, by pozbyć się guli w gardle, zanim przemówiłam.
— Niestety, nie czuję się za dobrze. — Mój głos zabrzmiał piskliwie, jakby niepewnie. Znienawidziłam się za to. — Myślę, że zaraz zemdleję. — By dowieść tych słów, powachlowałam dłonią przed twarzą. Mc’Cein rozłożył bezradnie ręce, zza żółtej maski połyskiwały drwiąco brązowe oczy. Wiedziałam, że mnie rozpoznał, widziałam to po jego sztucznej gestykulacji, po sposobie, w jaki na mnie patrzył. Byłam pewna, że gdybym w tej chwili zerwała mu maskę, zobaczyłabym na jego twarzy wyraz tryumfu. I to mną wstrząsnęło. W jednej chwili cały rozsądek stracił znaczenie, nie liczyło się, że znów byłam zaręczona, nie liczyło się to, że przez ten taniec znów stracę swoją reputację, nie liczyło się nic, poza tym, by z wzroku Mc’Ceina zniknął ten usatysfakcjonowany wyraz.
Oderwałam plecy od ściany i przekonałam się, że, mimo ugiętych kolan, mogę stać. Punkt dla mnie. Przeszłam trzy kroki, tak by spojrzeć mężczyźnie prosto w twarz, i nie zachwiałam się. Dwa punkty.
— Jeden taniec — powiedziałam głośno, a ciszej syknęłam: — Nie licz na nic więcej. — Po czym wyciągnęłam dłoń, którą ucałował. Teraz w jego oczach malowało się niedowierzanie, jakby strach. Bał się mnie? Przecież to niedorzeczne.
Ja natomiast wiedziałam, że gdyby moja biała maska mogła wyrazić jakiekolwiek uczucia, cała sala zobaczyłaby satysfakcję i zaczerwienione ze wstydu policzki. Nic więcej.
Jakby na złość mi, orkiestra nagle ucichła, po czym zabrzmiał walc. Nawet gdyby Kevin przysiągł mi na Pismo Święte, że nie miał z tym nic wspólnego, nie uwierzyłabym mu. Za bardzo podejrzana wydała mi się ta sytuacja, bym potraktowała ją jak przypadek. Zresztą za dobrze go znałam.
— Wyglądasz dziś zniewalająco, Sarah — powiedział, a w jego głosie wyczułam fałszywą nutę. — Dawno nie widziałem cię na żadnym balu.
Ugryzłam się w język, powstrzymując się od zauważenia, że to właśnie przez skandal, jakiego narobił, zrywając nasze zaręczyny, przez długi czas byłam wyłączona z towarzystwa. Nie powiedziałam również, że gdyby to ode mnie zależało, nie zobaczyłby mnie i na tym przyjęciu. Zamiast tego zmusiłam się do sztucznego uśmiechu, dopiero po chwili przypominając sobie, że nie widzi mojej twarzy zza maski.
— Ostatnimi czasy nie czułam się zbyt dobrze, Kevinie — rzuciłam, zachowując ten sztuczny ton uprzejmości, jaki on narzucił swoją wypowiedzią. Czułam napięte mięśnie w ramieniu, którym oplatał moją talię, we wszystkich naszych krokach czuć było grę aktorską. Wokół nas pary tańczyły, śmiały się, dobrze się bawiły, a my prowadziliśmy zaciętą walkę. Wiedziałam, że kto pierwszy się złamie, będzie na zawsze poniżony w oczach tego drugiego. I postanowiłam, że nie będę to ja.
— Czy moja siostra pokazywała ci nasz nowy nabytek? — zapytał obojętnym tonem, lecz wiedziałam, że to pytanie ma ukryty jakiś głębszy sens. I po chwili domyśliłam się, jaki. Melavis Rabenthour, przyrodnia siostra Kevina, była tą dziewczyną, dla której panicz Mc’Cein zerwał nasze zaręczyny. — Idealna kopia „Słoneczników” van Gogha.
— Nie miałam przyjemności widzieć się z panienką Rabenthour — powiedziałam zimno, dając mu do zrozumienia, że nie interesuje mnie to, co on ma mi do pokazania. Jednocześnie kropla potu ściekła mi po czole. Taka konwersacja naprawdę potrafiła wyczerpać człowieka.
Kiedy muzyka umilkła, chciałam natychmiast uciec z ramion Kevina i zamknąć się w łazience, jednak jego silny uścisk skutecznie mi to uniemożliwił.
— Dokąd ci tak spieszno, Sarah? — usłyszałam jego szept. Natychmiast wyprostowałam się, odchodząc od niego na tyle, na ile mogłam.
— Potrzebuję mojej puderniczki — wymyśliłam na poczekaniu. — Poza tym miał być tylko jeden taniec. Nie życzę sobie dłużej przebywać w twoim towarzystwie — dodałam dobitnie.
— Ależ Sarah, po co ta cała maskarada? — zapytał, w jego głosie wyczułam dawno niesłyszaną nutę czułości. — Przecież całe miasto doskonale wie, że wciąż jesteś we mnie zakochana. — Jego ostatnie słowa sprawiły, że zadrżałam ze wściekłości.
— Jak… Jak śmiesz? — wydyszałam, zaciskając dłonie w pięści. — Ty… Ty… Ty… — Nie potrafiłam znaleźć żadnej stosownej obelgi, każda wydawała mi się za łagodna na określenie jego zachowania.
Kevin zdjął maskę, na jego twarzy zobaczyłam lekki uśmiech. Uśmiech tryumfu, uśmiech satysfakcji, uśmiech wygranego.
— Koniec gry, kotku — powiedział spokojnie, po czym ujął w palce krawędź mojej maski i zsunął mi ją z twarzy. — Przecież doskonale wiesz, że ze mną nie można wygrać — szepnął, przysuwając się do mnie i wpatrując się w moje płonące wściekłością oczy.
— Nienawidzę cię Mc’Cein — rzuciłam mu prosto w twarz, a on zaśmiał się i pocałował mnie.
— Sama w to nie wierzysz, Roubencart — powiedział spokojnie, po czym odszedł, zostawiając mnie z zaczerwienioną twarzą i drżącymi dłońmi. Nienawidziłam go. Nienawidziłam go za to, że miał rację.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nettie dnia Pią 19:40, 01 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:49, 06 Paź 2010    Temat postu:

Nettie napisał:
pomimo upału panującego w sali balowej domu Mc’Ceinów
McCeinów. Apostrof precz. I w ogóle dziwne to nazwisko.

Nettie napisał:
Ściana była twarda i chropowata, podłoga śliska, a zielona sukienka pomięta. Jakby tego było mało, biała maska po wewnętrznej stronie spływała potem, zmieszanym z moim, jeszcze trzy godziny temu perfekcyjnym, makijażem. Jednak, pomimo upału panującego w sali balowej domu Mc’Ceinów, fortepianowa muzyka była żywa i skoczna
Bylica była na zbyciu.

Nettie napisał:
— Nienawidzę cię<przecinek> Mc’Cein — rzuciłam mu prosto w twarz


Ogólnie jest to miniatura, którą szybko się zapomina. Nie ma w niej nic, co mogłoby ją wyróżnić z tłumu podobnych. Jest maskarada, jest zranione serduszko, jest spora ilość zdań podrzędnie i bardzo wielokrotnie złożonych. Właściwie nie mamy dostępu do uczuć bohaterki, jedynie do jej myśli. Wprawdzie nawet dostęp do uczuć niewiele by tu zmienił, może nawet dodał kiczu, ale obecnie brzmi to raczej jak chłodne sprawozdanie zupełnie racjonalnej dziewczyny, która nie umie przekonująco zagrać wciąż-jeszcze-kochającą-nicponia-nieszczęśnicę. Nie zagnieździ się to opowiadanie w czytelniku ani specjalnie go nie porwie, czytelnikowi tak naprawdę wszystko jedno. Nie ma jakiejś specjalnej puenty ani ciekawej fabuły - taka kartka wyrwana z pamiętnika jakiejś tam, dość papierowej panny.
Jest poprawnie (może z wyjątkiem tej bylicy czasem), ale nic więcej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Śro 19:49, 06 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin