Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Narzeczona księcia ciemności [Z]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Sanai
Orle Pióro


Dołączył: 15 Lip 2009
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: z planety Pandora
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:07, 18 Lip 2009    Temat postu: Narzeczona księcia ciemności [Z]

1. BAL U BURMISTRZA

Dzień był bardzo słoneczny i ciepły. Najpiękniejszą porą roku w naszej małej transylwańskiej wiosce była wiosna. Wtedy wszystko kwitło i budziło się do życia. Zawsze uwielbiałam spacerować i cieszyć swe oczy cudami natury w pierwsze dni wiosny. To napełniało mnie spokojem i szczęściem. Miło było czuć zapach trawy i kwiatów, słyszeć kojący szmer strumyka i śpiew ptaków.
Wyszłam na spacer również tego dnia. Gdy tylko otworzyłam drzwi, poczułam ciepłe promienie słońca pieszczące moją skórę. Szłam prosto przed siebie i wdychałam zapach świeżego powietrza. Przynajmniej w ten sposób nie myślałam o atakujących naszą wioskę wampirach.
Tak, nieopodal mojej hacjendy znajdował się wielki, stary zamek, w którym mieszkały setki wampirów. Często przylatywały do wioski, by znaleźć godne ich żądzy krwi ofiary. Na szczęście ja i moja zamożna rodzina jeszcze się nimi nie staliśmy. Nie chciałabym stanąć twarzą w twarz z wampirzym władcą, Lucjuszem Eveningiem. On podobno traktował swoje ofiary gorzej niż hrabia Dracula, który żył tu jakiś czas temu. To właśnie w stosunku do Eveninga czułam największy strach i odrazę.
Lecz tego uroczego dnia zamierzałam nie zawracać sobie głowy grożącym niebezpieczeństwem. Od rana miałam świetny humor, gdyż otrzymałam telegram od burmistrza wioski, w którym zaprosił całą moją rodzinę na bal z okazji jej stulecia. Ten bal miał się odbyć jutrzejszego wieczora. Ale Johan i Jakub, mój ojciec i mój starszy brat, musieli wyjechać jutro rano do miasta na ważną naradę i mieli zostać tam do późnej nocy. Ojciec był ważną osobą w Transylwanii. Był pułkownikiem rumuńskiej armii. Jakub miał jechać z nim dla towarzystwa, gdyż nie chciał spędzać całego wieczoru tylko z kobietami. Byłam więc zmuszona udać się do ratusza tylko z Gabrielą, moją matką. Z samego rana, w dniu balu, pojechałyśmy na pobliski targ po suknie. Moja matka wybrała długą suknię w kolorze głębokiej czerwieni, a ja wybrałam tak samo długą, czarną. Obie kreacje uszyte były z satynowego materiału. Po zakupach udałyśmy się do domu, by rozpocząć długie przygotowania na wieczór. Gdy zapadł zmrok, pora odpowiednia dla wampirów, pojechałyśmy do ratusza.
Był to spory i chyba najdroższy budynek w wiosce. Zewsząd otaczał go wielki, piękny i bardzo zadbany ogród. Rozkoszując się chłodem nocy zauważyłam, że po brukowanych alejkach oddzielających gładko przystrzyżony trawnik przejeżdżało sporo furmanek. Wszyscy z wioski przybyli na bal. W czasie drogi niewiele rozmawiałam z matką. Tak praktycznie to prawie wcale nie rozmawiałyśmy ze sobą. Dlaczego? Nie wiem...
Zanim weszłyśmy do ratusza, dostrzegłam w oddali mojego narzeczonego Wilhelma, który również tu przybył. Nasi rodzice bardzo pragnęli, byśmy kiedyś się pobrali. Wilhelm też tego chciał. Zaręczyliśmy się. Jednak ja traktowałam go tylko jak przyjaciela. Nie pociągał mnie.
Spojrzał na mnie z daleka i uśmiechnął się. Odwzajemniłam mu uśmiech. Potem ja i mama znalazłyśmy się w środku. Wnętrze było oświetlone kryształowymi żyrandolami i ozdobione pięknymi kwiatowymi kompozycjami. Obie z Gabrielą byłyśmy zachwycone. Po chwili odnalazł nas Wilhelm. I wtedy burmistrz wyszedł na środek sali i zaczął wygłaszać mowę. Miał chrapliwy głos.
- Dziękuję państwu za przybycie. Dzisiejszy bal jest organizowany z okazji stulecia tej wioski. Choć to miejsce było wiele razy atakowane przez wampiry, dotrwało stu lat i bardzo się rozwinęło. Dlatego cieszmy się i bawmy!
Rozległy się głośne brawa. Wilhelm chciał ze mną pobyć sam na sam, więc oboje wyszliśmy na dwór. I dobrze, bo bardzo się nudziłam.
Usiedliśmy na ławce przy fontannie. Mój partner wpatrywał się we mnie ciemnymi oczyma, a ja odgarnęłam z jego czoła pukiel równie ciemnych włosów. Wzrok i głos, którym Wilhelm do mnie przemówił, wyrażały niepokój i smutek.
- Klaro - zaczął. - Od kilku miesięcy jesteś, hm... taka oschła dla mnie. Dlaczego? Nie kochasz mnie?
- Ależ skąd. Kocham cię - skłamałam. Nie kochałam go. Wilhelm zawsze był naiwny. Wierzył we wszystko, co mówiłam. Nawet w kłamstwa. I tak było i tym razem. Patrząc mi w oczy, ucałował moją dłoń i mnie przytulił.
Lecz nagle usłyszałam w oddali ciche piski. Przeraziłam się. Wilhelm spojrzał na niebo przez małą lornetkę, którą zawsze miał przy sobie. Pomimo gęstego mroku, dostrzegł kilkaset małych cieni lecących w stronę ratusza.
- To wampiry! - odkrył równie przerażony jak ja.
Serce zabiło mi szybciej, a oddech przyspieszył. Wtuliłam się w Wilhelma, a łzy napłynęły mi do oczu. Ale on złapał mnie za rękę i poprowadził do ratusza.
Nasze krzyki rozległy się echem w wielkiej sali. Muzyka ucichła i wszyscy goście zwrócili ku nam twarze, które natychmiast pobladły na wieść o wampirach. Niektórzy nawet mdleli z szoku.
- Niech wszyscy nie opuszczają budynku i zachowają spokój - burmistrz starał się przekrzyczeć rozwrzeszczany tłum.
Podziałało.
Ukradkiem podeszłam do okna i wyjrzałam na dwór. I zastygłam w tej pozie ze strachu. Wampiry zajęły ponad połowę ogrodu. W większości byli to mężczyźni, lecz kilka kobiet również się tam znalazło. Widziałam też niewyraźną sylwetkę samego Lucjusza Eveninga, lecz nie dostrzegłam jego twarzy. Uznałam, że pewnie nie był zbytnio urokliwy. Choć mogłam się mylić...
Nagle usłyszeliśmy głośny huk. Niewątpliwie wampiry dobijały się do drzwi ratusza. Chwyciłam za rękę moją przerażoną matkę. Za to do mnie przylgnął Wilhelm. Czekaliśmy na to, co się miało wydarzyć...
Drzwi rozleciały się i najpierw ujrzeliśmy Lucjusza, który z gracją i elegancją wkroczył do środka. Za nim podążali jego poddani, spragnieni ludzkiej krwi. Jednak myliłam się, sądząc, że był brzydki. W rzeczywistości był piękny. Wysoki, dobrze zbudowany, odziany w elegancki garnitur, brunet o bardzo ciemnych, wręcz czarnych oczach. Słyszałam, że wampiry są obdarzone niezwykłą urodą, ale nie sądziłam, że aż tak niezwykłą. Nie wiem, co mi się stało, ale nie mogłam oderwać oczu od Lucjusza.
- Takie wykwintne przyjęcie, a mnie tu nie zaproszono? Cóż za brak manier, burmistrzu - rzekł tak melodyjnym i słodkim głosem, który po prostu pieścił me uszy. Śmiało mogłabym porównać jego głos do głosu anioła. Przestałam już nawet zwracać uwagę na Gabrielę i Wilhelma stojących przy mnie.
- No nic - powiedział Evening. - Najważniejsze, że już przybyliśmy. Pokażemy wam, jak się bawić...
Gdy otworzyłam oczy, które zamknęłam podczas słuchania jego głosu, ujrzałam horror.
Lucjusz bowiem rzucił się na burmistrza i rozszarpał mu gardło. Potem odwrócił się i spojrzał prosto na mnie morderczym wzrokiem, a jego usta, piękne i zmysłowe, pokrywała szkarłatna krew.
Szybko odwróciłam twarz w stronę Wilhelma, który oznajmił :
- Uciekaj, Klaro. Ratuj się, a ja spróbuję ich zatrzymać. Nie przejmuj się mną. Biegnij już!
Postanowiłam go posłuchać. Musiałam pobiec w głąb budynku z nadzieją na znalezienie innego wyjścia. Główne było zablokowane przez wampirów. Zanim znalazłam się w sąsiednim pomieszczeniu, zauważyłam, że Lucjusz szedł w moją stronę, a jego towarzysze postąpili z innymi gośćmi, w tym z moją mamą i Wilhelmem, tak jak on z burmistrzem.
Przeszukałam cały ratusz, lecz nie znalazłam żadnego wyjścia. Evening się zbliżał, więc postanowiłam ukryć się w spiżarni, gdzie obecnie się znajdowałam. Siedziałam tam skulona i drżałam. Może i wyglądał jak grecki bóg, ale naprawdę nie chciałam się stać jego zdobyczą.
I nagle usłyszałam jego kroki. Nie mogłam się powstrzymać, by wydać cichy jęk przerażenia. Niestety on go usłyszał i chwilę potem stał nade mną. Spojrzałam na niego załzawionymi oczyma. Bałam się. Lecz on tylko mnie obserwował. Myślałam, że zaraz się na mnie rzuci. Nie wiem, co się stało, ale on się uśmiechnął swymi zakrwawionymi ustami i rzekł :
- Nie lękaj się mnie, niewiasto... Nie skrzywdzę cię... Pozwól...
Wyciągnął do mnie rękę i pomógł mi wstać. Stałam ze spuszczonym wzrokiem i drżałam, a on krążył wokół mnie i oglądał moją sylwetkę z każdej strony.
- Jak cię zwą, piękna pani? - spytał uwodzicielsko.
- Klara Fitzgerard - szepnęłam.
Przez chwilę stał i nad czymś chyba myślał. Nie wiedziałam, nad czym, gdyż jego twarz miała zagadkowy wyraz. Naprawdę był cudowny. Stał tak blisko mnie, że aż zakręciło mi się w głowie i zemdlałam. Pred oczami widziałam już tylko ciemność.


2. PODSTĘP LUCJUSZA

Ocknęłam się jakiś czas później. Byłam zdziwiona tym, że siedziałam przy dużym stole z potrawami w jakiejś mrocznej komnacie. Lecz jeszcze bardziej zaintrygowało mnie to, że ten piękny anioł mroku siedział na drugim końcu stołu i obserwował mnie z zaciekawieniem.
- Witaj w moim zamku, Klaro - powiedział z przyjaznym uśmiechem i wskazał ręką potrawy na stole. - Czy zechcesz towarzyszyć mi przy dzisiejszej kolacji?
Zadał mi to pytanie takim tonem, że zadrżałam, ale uśmiechnęłam się niewinnie, by ukryć swój strach, i skinęłam głową.
Lucjusz nalał do dwóch kieliszków czerwonego wina i podał mi jeden.
- Na zdrowie - rzekł i podniósł swój kieliszek. Zrobiłam to samo.
Przez jakiś czas spożywaliśmy kolację w milczeniu. Jadłam dużo więcej od niego. Nic dziwnego - był w końcu wampirem i pewnie wolał pić krew. A raczej na pewno wolał krew. Tylko jedno pytanie kłębiło się w mojej głowie i bardzo mnie drażniło...
- Dlaczego nie zaatakowałeś mnie na balu i dlaczego mnie tu sprowadziłeś?
Odłożył kieliszek i westchnął.
- Nie atakowałem cię, gdyż od dłuższego czasu potajemnie cię obserwowałem i spodobałaś mi się. Wiem o tobie praktycznie wszystko, moja droga Klaro...
Słuchałam tych słów w zaskoczeniu. Jakim cudem on mnie obserwował dzień w dzień, noc w noc? Nagle Lucjusz podszedł do mnie i nachylił się nade mną.
- Jesteś bardzo piękna... Nigdy nie spotkałem tak urokliwej damy... - szepnął mi czule do ucha.
Poczułam słodki zapach jego oddechu. Odgarnął moje włosy i pogłaskał czule ręką moją szyję. Drżałam ze strachu i podniecenia jednocześnie. Nagle przestał mnie dotykać i powiedział :
- Chodź, pokażę ci resztę mego zamku.
Chwycił mnie za rękę swoją, bardziej lodowatą, i zabrał na małą wycieczkę.
Przez długi czas krążyliśmy po zamku w kompletnej ciszy. Evening prowadził mnie przez najmroczniejsze zakamarki. Trochę się bałam. W końcu zatrzymaliśmy się w komnacie przypominającej gabinet. Nie stało tam nic oprócz dębowego stołu i krzesła. Lecz coś mnie w tym pomieszczeniu bardzo zaintrygowało. Po pierwsze, na ścianach wisiało wiele obrazów przedstawiających jakieś postacie.
- Kim są ci ludzie na obrazach? - spytałam z wielką ciekawością. - To twoja rodzina?
Lucjusz spojrzał na mnie z ukosa.
- To nie ludzie, to wampiry - ach tak, zapomniałabym. - Tak, to moi krewni.
- Sporo ich...
I nagle odwróciłam wzrok ku drugiej rzeczy, która mnie zaciekawiła. W rogu sali stał duży biały fortepian. Był naprawdę piękny. Co prawda, Johan i Gabriela zakupili kiedyś ten instrument dla mnie i dla Jakuba, lecz mój brat używał go częściej ode mnie. Choć ja też potrafiłam coś tam zagrać. Nasz fortepian nie był tak piękny jak Lucjusza.
- Jest wspaniały - szepnęłam z podziwem. - Grasz na nim?
- Od czasu do czasu. Kiedy jestem smutny. A ty?
- Mogę ci nawet pokazać...
Podeszłam tam i usiadłam przy fortepianie, a Evening stanął tak, by na mnie patrzeć. Przez chwilę wodziłam delikatnie opuszkami palców po błyszczących klawiszach, po czym zaczęłam nieśmiało grać melodię kołysanki, którą w dzieciństwie nuciła mi Gabriela. Zarumieniłam się, czując na sobie spojrzenie wampira.
W pewnym momencie spojrzałam kątemoka na niego, zasłuchanego i wpatrzonego we mnie, i nagle przestałam grać.
- Pięknie - oznajmił z niezmiennym spojrzeniem i łobuzerskim uśmiechem. Nie odrywając wzroku, podeszłam do niego.
Zajrzałam głęboko w jego ciemne oczy i złożyłam na jego bladych, zimnych ustach namiętny pocałunek. Ale nie z własnej woli. Coś się ze mną działo, coś mnie kontrolowało. Może to było to spojrzenie Lucjusza? To na pewno był jego podstęp, gdyż sama bym go nie pocałowała. Może to faktycznie były jego oczy. Nie ukrywam, że za tą czarną głębią dostrzegłam jakieś złowieszcze ogniki. Ale stało się coś dziwniejszego. Przestałam go całować i, znów nie z własnej woli, wypowiedziałam słowa :
- Och, Lucjuszu! Na twą miłość się zgodzę... Ale namiętność ma gorzki smak śmierci, a ja chcę żyć... Jestem jeszcze taka młoda...
- Więc będziesz żyć u mego boku i razem będziemy rządzić światem. Och, Klaro - pocałował mnie w szyję kilkakrotnie. - Wyjdziesz za mnie, Klaro?
Wypuścił mnie z objęć i sięgnął do dębowej szuflady pod stolikiem. Wyciągnął stamtąd jakiś pierścień i założył mi go na palec. Dopiero po dokładniejszej obserwacji zobaczyłam, że kamień w tym pierścieniu jest czarny. Ujrzałam uśmiech na ustach Lucjusza.
- To obsydian. Miałem go dać kobiecie mego życia, lecz jak dotąd żadnej nie spotkałem. Dopiero ty nią się okazałaś. Pewnie nie znasz historii mego ludzkiego życia. Opowiedzieć ci?
Urodziłem się tutaj, w Siedmiogrodzie, w tysiąc czterysta pięćdziesiątym szóstym roku. Byłem zwyczajnym i prostym dzieciakiem z przeciętnej rodziny. Do czasu, kiedy skończyłem dwadzieścia lat. Wtedy już obalono krwawe rządy Draculi i wyniszczono całą rasę wampirów. Któregoś dnia, a właściwie nocy, jak zwykle siedziałem w burdelu i utapiałem swe smutki w brandy. I wtedy podeszła do mnie ona - przerwał i wziął głęboki wdech. - Natasza. Prawdziwa piękność. Była moją towarzyszką przez resztę nocy. Potem zaproponowała mi odwiezienie do domu. Zgodziłem się, będąc nieświadomym faktu, iż Natasza była jedyną wampirzycą, która przeżyła. To ona mnie przemieniła wtedy, w swoim wozie. Nacięła swoją pierś i przycisnęła do niej moje usta. Wypiłem jej krew. Potem zniknęła i już nigdy jej nie widziałem... A byłem w niej zakochany...
- To ile lat upłynęło? Ile lat masz teraz? - spytałam.
Uśmiechnął się szelmowsko.
- Trzysta dziewięćdziesiąt osiem. Tyle lat upłynęło i tyle też mam.
A no tak. W końcu teraz był rok tysiąc osiemset pięćdziesiąty czwarty. Czas niewolnictwa w Brazylii.
- Jeśli ci tak na tym zależy, to wyjdę za ciebie - oznajmiłam ze słodkim uśmiechem.
Uśmiech Lucjusza jeszcze bardziej się poszerzył, ukazując rząd lśniących, równych zębów. Wyglądał jeszcze piękniej niż zwykle. Zaczęłam się go bać coraz mniej. Nic nie powiedział, tylko mnie przytulił i złożył na mych ustach czuły pocałunek.
Lecz nadal czułam dziwne omamy. Podejrzewałam, że to był w pewnym sensie podstęp Lucjusza, abym stała się jego kolejną ofiarą...


3. KRWAWY RYTUAŁ

Lucjusz nie mieszkał samotnie w swoim zamku. Miał wielu służących. Choć przebywałam tam dopiero kilka godzin, zdążyłam się zapoznać i zaprzyjaźnić z jednym z nich. Na imię miał Sergio. Muszę przyznać, że
to bardzo inteligentny i szarmancki wampir. Na dodatek przystojny. Wysoki, zielonooki szatyn. Rozmawiałam z nim przy każdej okazji, która mi się nadarzała. Najdłuższą rozmowę prowadziliśmy następnego dnia przez cały ranek i popołudnie, aż do wieczora, do zmroku. Wtedy Lucjusz zbudził się ze snu i przyszedł do salonu. Uważnie zmierzył wzrokiem mnie i Sergia, po czym rzekł :
- Chciałbym, Klaro, abyś poznała moją siostrę Katrinę. Mieszka tu niedaleko. Już jej o tobie powiedziałem, gdy ty tak zawzięcie rozmawiałaś z obecnym tu Sergiem. Moja siostra z chęcią nas przyjmie. Przygotuj się.

Na dworze zrobiło się zimno. Drobna mżawka przeszła w ulewę. Nie miałam żadnego płaszcza. Idąc do wozu, przemokłam do suchej nitki i ubrudziłam błotem krańce mojej czarnej sukni. Lucjusz wybrał do podróży jeden ze swoich wozów ze specjalną ochroną przed deszczem. Na szczęście Sergio jechał z nami, co nie oznaczało jazdy w ciszy.
Podczas podróży obserwowałam skąpaną w mroku przyrodę. Zimny deszcz smagał moją skórę i długie blond włosy. Zaczęłam dygotać. I wtedy Sergio zdjął swoją czarną marynarkę i zarzucił ją na mnie. Przez większość drogi rozmawiałam z Sergiem, by umilić sobie czas. Kątem oka zauważyłam, że mój narzeczony ciągle wpatrywał się we mnie bacznym i czujnym wzrokiem. Widocznie chciał mi dać do zrozumienia, że to głównie z nim jadę w ulewną noc do domu jego siostry.
W końcu przestałam rozmawiać z Sergiem. Wiał nieco silniejszy wiatr, więc owinęłam się szczelniej marynarką, oparłam głowę o muskularne ramię Lucjusza i odpłynęłam do krainy snów, usypiana melodią padających kropel deszczu.


Obudziłam się, gdy poczułam na czole chłodny dotyk warg wampira. Na niebie dalej widniały ciemne chmury, lecz już przestało padać. Zatrzymaliśmy się pod ogromną wiktoriańską hacjendą. Była większa od mojej.
- Muszę ci coś powiedzieć - zerknęłam pytająco na mego narzeczonego. - Katrina mieszka tu razem z naszym przybranym ojcem, Tomislavem. On często nie może się opanować, gdy w pobliżu są ludzie. Będziesz musiała na niego uważać.
Ostrożnie skinęłam głową, lekko wystraszona, i podążyliśmy oboje w stronę domu, a za nami dreptał milczący Sergio.
Lucjusz zapukał do drzwi ogromnej willi. Musieliśmy trochę dłużej poczekać, by ktoś je otworzył. Evening szepnął mi do ucha, bym mimo wszystko się uśmiechała, i chwycił mnie pod ramię. Z początku nie miałam chęci się uśmiechać, lecz gdy zobaczyłam osobę stojącą za drzwiami, natychmiast zmieniłam wyraz twarzy. Uśmiech miałam teraz od ucha do ucha.
To chyba była Katrina. Mogłam porównać jej urodę do urody anioła. Włosy do pasa w kolorze wiśniowym, duże, ciemne oczy i porcelanowa cera, podobnie jak cera Lucjusza.
- Witajcie! Och, bracie! To pewnie Klara Fitzgerard. Jestem Katrina. Wejdźcie! - rzekła delikatnym, śpiewnym głosem.
Poruszała się niczym jakaś bardzo piękna baletnica, prowadząc nas w głąb rozległego hallu. Byłam w pełni podziwu dla jej urody. Uświadomiłam sobie, że przy Katrinie byłam niczym. Jeszcze z tą mokrą i brudną suknią przylegającą do mojego ciała...
W końcu dotarliśmy do przestronnego salonu. Aż się wzdrygnęłam z zachwytu. Wszędzie było dużo dekoracji rodem z baroku. Całe wnętrze było w ciemnych barwach. Rozumiałam - typowa rodzina wampirów musiała mieszkać w takim otoczeniu.
I nagle moje błękitne oczy ujrzały stojącą na środku tego malowniczego salonu bladą sylwetkę mężczyzny. Domyśliłam się, że był to Tomislav Evening, ojczym Katriny i Lucjusza. Wyglądał nadzwyczaj młodo. Ubrany był w elegancką marynarkę. Jego kasztanowe włosy połyskiwały w delikatnym świetle złotych świeczników.
- Tomislavie - odezwała się Katrina. - Lucjusz i Sergio przybyli tu z Klarą Fitzgerard.
Tomislav tylko skinął głową, milcząc i nie spuszczając ze mnie swych szkarłatnych oczu, które wpatrywały się we mnie nienawistnie. Przypuszczałam, że teraz walczył ze swoją żądzą krwi. Dotknęłam ramienia Lucjusza, dając mu tym samym znak, że lepiej by było, gdybym usunęła się jego ojczymowi z widoku.
- Nie bój się. Nic ci nie zrobi. Jestem przy tobie.
Jego czuły szept ukoił moje nerwy.
Katrina zaprowadziła nas do pokoi gościnnych, gdzie mieliśmy odpocząć po podróży. Lucjusz i Sergio oznajmili, że nie są zmęczeni, więc ja sama się położyłam na małżeńskim łożu w mrocznym pokoju i odpłynęłam w niebyt.
Obudziłam się po pewnym czasie w zupełnie innym miejscu. Leżałam teraz przywiązana żelaznymi łańcuchami do zimnego, marmurowego ołtarza. Na kamiennych ścianach pomieszczenia wisiały płonące pochodnie. Nad moim bezwładnym ciałem stał Tomislav. Wpatrywał się we mnie swoimi szkarłatnymi, wygłodniałymi oczami. Katrina chodziła wokół ołtarza, sypiąc kwiaty. Spojrzałam w prawą stronę. Lucjusz i Sergio stali kilka metrów dalej i patrzyli na mnie spokojnie. Co się tu dzieje, myślałam, próbując uwolnić się z łańcuchów. Na próżno.
- Lucjusz! Sergio!
Również nic. Obaj nadal stali i mnie obserwowali pustymi oczyma. Modliłam się, by był to sen, z którego lada chwila się obudzę. Lecz moje nadzieje prysły niczym mydlana bańka.
To była rzeczywistość.
Tomislav uniósł w górę połyskujący srebrem rytualny nóż i skaleczył mnie w przedramię, od nadgarstka po zagięcie łokcia. Poczułam taki ból, jakby w tym miejscu płonął żywy ogień. Krzyknęłam. Spojrzałam w prawo. Twarz Lucjusza nie wyrażała żadnych emocji. Za to Sergio zdawał się drżeć.
Katrina podeszła do mnie i upiła trochę krwi z mojej ręki. Potem Tomislav, starając się utrzymać nad sobą kontrolę, położył delikatnie na mojej piersi mały, żelazny krzyżyk. Po chwili pojawił się tak silny ból, że mój krzyk złączył się z wysokim sopranem Katriny śpiewającej jakąś dziwną litanię.
Widząc moje cierpienie, Lucjusz wrzasnął :
- Dosyć!!!
- Ale rytuał nie zstał zakończony - zaprotestował Tomislav tonem pełnym oburzenia.
- Tak, ale ja uważam, że już sporo krwi się przelało. Wypuść ją.
Jego ojczym niechętnie to uczynił. Wykonując polecenie, szeptał coś do siebie, Usłyszałam coś w rodzaju '' I tak cię dorwę, bękarcie ''. Odniosłam wrażenie, że on najchętniej by mnie zabił właśnie teraz. Moje przedramię nadal obficie krwawiło. Zauważyłam krwawe piętno w kształcie krzyża na mojej piersi. Tomislav musiał wyjść, by powstrzymać się od szaleństwa wywoływanego zapachem mojej krwi. Lucjusz podszedł do mnie i dotknął mojej rannej piersi.
- Szybko się zagoi.
- Może mi łaskawie wyjaśnisz, co to było?! - krzyknęłam z dezaprobatą. Kątem oka zauważyłam, że Sergio wyszedł. Uznałam, że albo walczył tak jak Tomislav, albo nie mógł patrzeć na moje katusze.
- To takie przygotowanie ciebie do zostania członkiem tej rodziny. Przepraszam, że cię nie uprzedziłem - Lucjusz przyciągnął mnie do siebie.
Byłam na niego wściekła, jednak jego słodki głos zrobił swoje i mnie uspokoił.
Lucjusz dotknął mojego policzka chłodnymi palcami, przewiercając mnie swoim cudownym spojrzeniem, po czym pocałował mnie czule i przepraszająco. Całe moje ciało wypełniło się ciepłem. To dziwne, ale nagle zapragnęłam więcej. Przylgnęłam mocniej do lodowatego torsu Lucjusza i zaczęłam całować go z coraz większą pasją. Badałam rękami każdy kawałek jego umięśnionego, odzianego w garnitur ciała, by lepiej je zapamiętać. Mój narzeczony wplótł palce w moje złote loki, lecz zaraz potem szybko się odsunął i spojrzał na mnie zmieszany.
- Lepiej wróćmy do zamku - uśmiechnął się łobuzersko. - Urządzę uroczystą kolację.
Coś mnie zdziwiło w jego zachowaniu, mianowicie reakcja na moje pocałunki. Dlaczego tak szybko mnie od siebie odepchnął? Co zrobiłam nie tak? Może kusiłam go swą bliskością i zapachem swojej krwi? Możliwe...
Przerwałam jednak swoje rozmyślanie i przystałam na jego propozycję. Opuściliśmy ten dziwny pokój i poszliśmy do salonu, gdzie czekali Sergio, Tomislav i Katrina. Oni również mieli być gośćmi na uczcie. Wyszliśmy więc wszyscy na dwór i wróciliśmy do zamku Eveninga. Na zewnątrz wciąż panował mrok. Nie padało, jednak zapowiadało się na burzę. Wtuliłam się w Lucjusza i walczyłam z bólem zadawanym przez krwawy znak. Chłód ciała wampira zdawał się leczyć wszystkie rany i smutki.
Teraz najważniejsze było to, że on był przy mnie. Czułam, że naprawdę się w nim zakochiwałam. Mieszkańcy wioski uznaliby mnie za wariatkę, ale teraz byłam tego pewna. Kochałam księcia ciemności.


4. MROCZNY SEKRET WAMPIRA

Mój ukochany nie żartował z tą kolacją. Chciał to ogłosić chyba całemu światu, znaczy nasze zaręczyny, nie wiadomo po co. Byłam sceptycznie nastawiona do pomysłu Lucjusza, gdyż nigdy nie lubiłam wystawnych przyjęć. Chodziłam na nie tylko z czystej grzeczności. Nie spodziewałam się też tego, że na tą kolację przybędzie cała rodzina Lucjusza i Katriny. Przecież widziałam ich wszystkich na obrazach w tamtym gabinecie, a tych obrazów było tam chyba z tysiąc!
Cóż, starałam się jednak zachowywać uprzejmie i przyzwoicie. Kulturalnie się przywitałam i rozmawiałam po trochu z każdym członkiem tej rodziny. Każde z nich chciało mnie poznać. Jednak było ich tak dużo, że udało mi się zapamiętać tylko kilku z nich. Lecz najbardziej do mnie przekonaną wydawała się być Helena, rodzona córka Tomislava mieszkająca obecnie w Denali.
Śliczna, drobna i krucha dziewczyna o migdałowych oczach i długich, kasztanowych włosach. Jedynie ona, prócz Sergia, Lucjusza i Katriny, była dla mnie miła.
Rozmowy między gośćmi nie ucichły nawet, gdy podano kolację. Wszyscy z zaciekawieniem i ekscytacją pytali mojego lubego o każdy szczegół naszego wesela. Czy oni mieli i w nim brać udział?
Nie wyobrażałam sobie tego...
Zmęczona towarzystwem całej rodziny Evening postanowiłam się wykąpać i pójść spać. Wstałam od stołu i oznajmiłam :
- Przepraszam, lecz pragnę udać się na spoczynek.
- W takim razie słodkich snów, kochana - Lucjusz pocałował moją dłoń.
Zanim wyszłam, zauważyłam, że szepnął coś do ucha swojej siostrze, a ona spojrzała na mnie chłodno i niepewnie.
Odwróciłam się i poszłam w kierunku schodów. Weszłam po nich na górę.
Szłam wzdłuż słabo oświetlanego korytarza, szukając odpowiednich drzwi. Nie zaglądałam do żadnej komnaty, gdy Lucjusz oprowadzał mnie po zamku, więc nie wiedziałam, gdzie była moja potencjalna sypialnia. Czułam się trochę nieswojo. Miałam dziwne przeczucie, że ktoś mnie śledzi, chodzi za mną, obserwuje. Wyczuwałam czyjąś obecność, wrogą obecność.
Zadrżałam.
Nagle usłyszałam czyjś śmiech, szatański śmiech. I kroki. Odwróciłam się szybko i, ku mojemu zdziwieniu, odetchnęłam z ulgą. To tylko Helena.
Stała kilka metrów dalej, wpatrywała się we mnie migdałowymi oczyma i uśmiechała się słodko. Wyglądała prześlicznie, jak porcelanowa laleczka. No tak, urodę odziedziczyła po ojcu.
- Przestraszyłaś mnie - szepnęłam z ulgą, przykładając rękę do serca.
Przemówiła aksamitnym głosem :
- Przepraszam. Lucjusz prosił mnie, abym pokazała ci twój pokój. Tutaj - wskazała drzwi po swojej lewej stronie. - A tak przy okazji, nie gniewaj się na mojego ojca. Zawsze taki był i taki już chyba pozostanie. Nigdy nie minie mu żądza krwi. Tacy już jesteśmy.
Wzdrygnęłam się na te ostatnie trzy słowa, lecz usiłowałam nie dać poznać po sobie lęku. Zdobyłam się na blady uśmiech i zawróciłam w stronę wskazywanych drzwi.
Napotkałam wzrokiem szelmowski uśmieszek Heleny. Nie podobało mi się to. Zerknęłam na wysokie, hebanowe drzwi. Odwróciłam się z powrotem do Heleny. Lecz już jej nie było. Otworzyłam drzwi.
Zamarłam.
Ujrzałam kobiety, martwe kobiety, a właściwie młode dziewczęta. Cały ten pokój wypełniały ich bezkrwiste trupy i odór rozkładającego się ludzkiego mięsa. Zemdliło mnie. Z trudem powstrzymałam krzyk.
Czyli będę jego kolejną ofiarą...
Czym prędzej zamknęłam drzwi i pobiegłam do sypialni Lucjusza. Darowałam sobie kąpiel. Pobiegłam okrężną drogą, by nikt mnie nie zauważył. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Łzy wezbrały mi się w oczach. Ominęłam salon, w którym siedzieli Eveningowie, i otworzyłam zlane z tłem drzwi sypialni Lucjusza. Jeszcze nigdy nie miałam okazji tam przebywać.
Całe to pomieszczenie było jednak takie same jak inne - ciemne, słabo oświetlone. Pod kamienną ścianą naprzeciw wejścia stało wielkie łoże ze złotymi kolumnami i baldachimem.
Usiadłam na purpurowej kapie, podkuliłam kolana pod brodę i trwałam tak nieruchomo, wbijając wzrok w posadzkę, a łzy pociekły mi po policzkach, skrząc się delikatnie w świetle naściennych świeczników. Na samo wspomnienie tej komnaty serce rozrywały mi ostre szpony bólu.
Czy mój ukochany naprawdę nie miał ni krzty ludzkich uczuć?
I nagle wszedł do sypialni. Patrzył mi w oczy niepewnym i jednocześnie złowróżbnym wzrokiem. Usiadł obok mnie na łożu i westchnął.
- Odkryłaś mój sekret... Ten pokój...
Brzmiało to raczej jak stwierdzenie, aniżeli pytanie. Przeszłam od razu do sedna sprawy.
- Te dziewczyny to twoje ofiary... Ile już ich zabiłeś?! Którą ja będę?!
Próbował mnie objąć, lecz odepchnęłam jego lodowatą dłoń. Opowiedział mi zrezygnowanym tonem :
- Kiedy Natasza mnie przemieniła, żądza krwi zupełnie mnie opanowała. Tak ma każdy nowy wampir. Najbardziej kusiła, i kusi mnie do dziś, krew młodych kobiet. Domyśl się, dlaczego je zabijałem.
Znałam doskonale ten powód i mimowolnie się wzdrygnęłam.
- To co ja mam teraz zrobić? - spytałam.
- Zaufać mi. Kocham cię - zamruczał zmysłowo Lucjusz i objął mnie w talii.
Miałam teraz mieszane uczucia i jeden wielki zamęt w głowie. Nie wiedziałam, czy będę w stanie spełnić jego prośbę.
Lecz gdy musnął delikatnie moje wargi swoimi i zaczął całować mnie coraz bardziej łapczywie, poddałam się bez najmniejszego oporu. Zatraciłam się w jego pieszczotach. Niewątpliwie Lucjusz miał w sobie pewien urok, który mnie obezwładniał.


5. HISTORIA RODZINY EVENING

Upojona cudnymi chwilami z moim ukochanym, usnęłam w jego ramionach. Lecz gdy się obudziłam, leżałam sama na wielkim łożu. Nie znałam aktualnej pory dnia, lecz przypuszczałam, że zapadł już kolejny zmierzch.
Poszłam poszukać Lucjusza.
Wszyscy Eveningowie opuścili już zamek. Wszyscy prócz Katriny, Tomislava i Heleny. Siedzieli w salonie, słuchając jednej z symfonii Mozarta. Uważnie studiowałam ich twarze. Wydawali się być tacy wyciszeni, poważni i, hm... niegroźni.
Nagle Katrina posłała mi blady uśmiech.
- Uwielbiamy twórczość Mozarta.
Odwzajemniłam jej uśmiech i zwróciłam się do Tomislava :
- Mogę z tobą porozmawiać?
Mężczyzna westchnął i podążył za mną w milczeniu do gabinetu, który pokazał mi Lucjusz. Czułam na sobie pożądliwy wzrok jego ojczyma. Przełknęłam nerwowo ślinę.
W końcu zatrzymaliśmy się w gabinecie, gdzie wisiały obrazy członków rodziny.
- Wiesz, Tomislavie - zaczęłam nieśmiało. - Wiedziałam, że wasza rodzina jest bardzo liczna, lecz nic o was nie wiem. Ty wydajesz mi się bardzo tajemniczy. Ty i cała reszta. Jak to wszystko się zaczęło? Opowiedz mi, proszę.
Tomislav usiadł na sofie i przez jeden straszny moment, który zdawał się trwać wiecznie, lustrował mnie wzrokiem. Odkryłam, że jego oczy miały taki sam kolor, jak oczy Heleny - migdałowy. Pomyślałam, że może wcześniej miał czerwone tęczówki, bo był głodny, a teraz może zapolował i się nasycił.
Zaraz, zaraz... Zapolował?
Zrobiło mi się słabo, więc usiadłam na sofie, lecz dalej od niego. Tomislav zmierzył mnie bacznym wzrokiem.
- Chcesz wiedzieć, jak to się zaczęło? Od początku?
Odezwał się chyba po raz pierwszy, odkąd go poznałam. Mimo srogiego wyrazu twarzy, miał całkiem miły głos.
Westchnęłam i skinęłam głową. Trochę się bałam tej opowieści. Bałam się przebywać sam na sam z tym wampirem.
Po chwili ciszy jednak podjął swą opowieść. Mówił opanowanym, ciepłym, aksamitnym barytonem :
- Urodziłem się tu w Transylwanii w tysiąc czterysta pierwszym roku. Dorastałem w szanowanej i bogatej rodzinie, tak jak ty. Moi rodzice chcieli, bym wziął ślub jeszcze przed trzydziestką z dziewczyną z dobrego domu. Zakazali mi jedynie ślubu z cudzoziemką. Ale ja niestety byłem zakochany w córce brytyjskich emigrantów, Charlotte. Spotykaliśmy się potajemnie przez jakiś czas. Aż w końcu wzięliśmy cichy ślub - ja miałem wtedy trzydzieści lat, a Charlotte miała dziewiętnaście. I przyszedł taki dzień, kiedy nasi rodzice się o tym dowiedzieli i kazali nam wynieść się z domów. W dodatku ja zostałem wydziedziczony za podwójne złamanie przyrzeczenia. I to wszystko wydarzyło się w tysiąc czterysta trzydziestym pierwszym roku. Wędrowałem z ciężarną już Charlotte po całym Siedmiogrodzie, bo oboje nie chcieliśmy go opuszczać. I pewnej mroźnej grudniowej nocy podszedł do nas na ulicy starszy mężczyzna. Przedstawił się jako hrabia Dracula. Bardzo się zmartwił naszą sytuacją i zaproponował nam nocleg w swoim zamku. Zgodziliśmy się, nie wiedząc, że to był wampir. W tamtych czasach ludzie nie wierzyli w istnienie wampirów.
No więc poszliśmy z Draculą do jego zamku. Z początku było miło, ale potem, przed snem, ja i Charlotte pokłóciliśmy się, nie pamiętam o co. Ona wyszła z sypialni, a ja zostałem sam. I wtedy przyszła do mnie przepiękna, młoda dziewczyna. Usiadła przy mnie na łożu i powiedziała, bym się nie martwił. Zaczęła mnie całować w usta, potem w szyję, i... poczułem dotkliwy ból. Mój krzyk złączył się z krzykiem mojej żony. Spojrzałem przed siebie i ujrzałem Draculę, trzymającego nieprzytomną Charlotte na rękach.
I tak oboje staliśmy się wampirami. A zaraz potem urodziła się Helena. Charlotte zmarła przy porodzie.
W tysiąc czterysta siedemdziesiątym szóstym roku musieliśmy z Heleną uciec do Denali, by uchronić się przed łowcami wampirów. Helena w tym czasie dorastała i stawała się młodą kobietą, gdyż była tylko pół - wampirem. Musiałem ją ukąsić, kiedy miała siedemnaście lat, by została prawdziwym wampirem. W tysiąc czterysta dziewięćdziesiątym trzecim roku wróciliśmy do Transylwanii. Wtedy już pokonano Draculę i zniszczono całą rasę wampirów. Musieliśmy się więc nadal ukrywać, by i nas nie zabito. Akurat wtedy całe miasto zaatakował jakiś nieznany wirus i wybuchła epidemia. Na wszelki wypadek poszliśmy z Heleną do szpitala, by się przebadać. A tam było pełno ludzi. Moja córka zwróciła wtedy uwagę właśnie na Lucjusza. Leżał w łóżku szpitalnym i był już u kresu życia. Pomyśleliśmy, że moglibyśmy mu ofiarować wieczne życie, skoro Helenie tak na nim zależało. Wyciągnęliśmy go ze szpitala i zabraliśmy do naszej kryjówki. Tam Helena go przemieniła.
Czyli jak widać, to co ci mówił o sobie Lucjusz jest bzdurą. Tak naprawdę to został wampirem dzięki nam.
A w roku tysiąc pięćset drugim dołączyła do nas Katrina. Znaliśmy wszyscy jej matkę, która zmarła w tym samym roku na białaczkę. Postanowiliśmy uczynić ją jedną z nas. I wtedy ja zaadoptowałem ich oboje. Historii reszty rodziny nie będę ci opowiadać, bo chyba bym cię tym zanudził.
Tak, musiałam przyznać mu rację. Zanudziłby mnie na śmierć. Jednak wysłuchałam jego opowieści z nieukrywanym zaciekawieniem. Nie wiedziałam, że w tysiąc czterysta dziewięćdziesiątym trzecim roku była jakaś epidemia. Szokujący był też fakt, iż mój luby mnie oszukał, opowiadając o swojej przeszłości. Jak on mógł?!
- Dziękuję. Teraz wiem co nieco o waszej rodzinie - zdobyłam się na lekki uśmiech i opuściłam gabinet. Tomislav odprowadził mnie nieprzyjaznym i nieufnym wzrokiem.


6. SERGIO

Wyszłam na dziedziniec, by zaczerpnąć świeżego powietrza i porozmyślać nad sensem tego wszystkiego. Dlaczego Lucjusz mnie okłamał? Czyżby coś przede mną ukrywał? Jeśli tak, to co? I dlaczego właśnie ja? Dlaczego to ja musiałam go spotkać? Dlaczego zgodziłam się za niego wyjść? Czasami bywam taka nierozważna...
Noc była bardzo chłodna, nawet mroźna. Najprawdopodobniej zbliżał się już grudzień. Owinęłam się szczelniej moją narzutą i poszłam w kierunku kamiennej balustrady, by nadal rozmyślać, patrząc w migoczące na ciemnym niebie gwiazdy. Obserwując je, poczułam ukłucie zimna na policzku. Z nieba zaczęły spadać płatki śniegu. Zadrżałam.
I nagle poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Odwróciłam się.
- Nie jest ci zimno?
Ciemne blond włosy, zielone oczy i ten cudowny uśmiech... To tylko Sergio. Odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się słodko.
- Może troszeczkę...
Sergio stanął przy mnie i objął mnie jedną ręką. Pocierał nią moje ramię, by mnie rozgrzać. Ze zdumieniem stwierdziłam, że jego dłonie, jak i całe ciało, były ciepłe. Ale przecież on był wampirem! A może nie?... Oboje obserwowaliśmy z zachwytem świecący pełnym blaskiem księżyc.
- Wiesz, Klaro - zaczął niepewnie chłopak. - Chciałbym z tobą porozmawiać o czymś bardzo ważnym.
- Tak?
Sergio westchnął, a potem powiedział :
- To nie jest takie proste... Bo widzisz... Myślisz pewnie, że jestem jednym z nich, prawda? A tak wcale nie jest... Jestem człowiekiem...
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Tak - kontynuował. - Chcę opowiedzieć ci swoją historię. Jestem zwykłym studentem z Argentyny. Studiuję historię. Mój wykładowca powiedział, że mamy pojechać do Rumunii, by odkryć tajemnice Draculi. Więc ja tu przyjechałem całkiem niedawno, z grupką moich znajomych z uniwersytetu. Dracula już wtedy nie istniał. Lecz gdy przybyliśmy na zamek, kilku wampirów nas zaatakowało. Zamordowali wszystkich, prócz mnie. Poddałem się, więc wzięli mnie jako niewolnika. Od tamtej pory usługuję im w zamian za darowanie mi życia.
Byłam w szoku, słuchając jego historii.
- Już miałem zamiar uciec stąd, lecz jest tu ktoś, dla kogo warto zostać i o kogo warto walczyć - spojrzał na mnie z czułością. - Ty, Klaro. Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia. Zamierzam walczyć o twoją wolność, twoje szczęście, twoje życie i twoje serce, które niedługo może przestać bić.
Aż zaparło mi dech w piersiach. Nie ukrywam, że ja również zapałałam do Sergia sympatią. Nie potrafiłam jedynie odpowiedzieć samej sobie na pytanie, czy ja również byłam w nim zakochana. Lecz odpowiedź przyszła bardzo szybko - kiedy Sergio pocałował mnie w usta. Zrobił to z taką delikatnością, jakbym była zrobiona z kruchej porcelany. Wtedy już poznałam odpowiedź - byłam zakochana w Sergiu. Kochałam Lucjusza i byłam zakochana w Sergiu. Starałam się nie zranić jego uczuć i odwzajemniłam mu ten pocałunek.
I niestety właśnie w tej magicznej chwili, na dziedziniec wszedł Lucjusz. Nasze oczy się spotkały.
Od teraz miałam dwie osobowości - byłam Klarą Lucjusza i Klarą Sergia. Moje serce zostało teraz podzielone na dwie połowy. A ta cudowna chwila została zaklęta w magicznej kropli bursztynu.


7. LUSTRO WSPOMNIEŃ

- Lucjuszu, dokąd idziesz?
Biegłam za nim jak głupia i wołałam go, lecz udawał, że mnie nie słyszy. Szedł bardzo szybkim krokiem i ciężko dyszał. Był wściekły. Szedł długim korytarzem i niszczył wszystko, co po drodze napotkał - rzeźby, obrazy, meble. W końcu zatrzymał się przy drzwiach wyjściowych i odpowiedział, nawet się do mnie nie odwracając :
- Idę na spacer...
I wyszedł. Przez moment stałam i wpatrywałam się w masywne drzwi, jednak potem poszłam do salonu, by spędzić trochę czasu z przyrodnimi siostrami Lucjusza. Kiedy nie były opętane żądzą krwi, były jak normalne, młode kobiety, które kochały plotkować przy filiżance herbaty.
Lucjusz wrócił, gdy już zaczęło świtać.
- Gdzieś ty był?! - spytałam.
- Nasz ślub odbędzie się jutro o północy - oznajmił twardo i stanowczo.
- Co?!
- To, co słyszałaś...
Aż mnie zatkało. Katrina i Helena spojrzały na mnie wilkiem. Poczułam się wyjątkowo głupio. Lucjusz po prostu się zemścił za ten pocałunek z Sergiem, przyspieszając datę naszego ślubu. Musiałam z nim o tym porozmawiać. Lecz on tak jakby rozpłynął się w powietrzu.
Udałam się więc z powrotem do sypialni i usiadłam przed lustrem toaletki. Nie miałam bladego pojęcia, dlaczego posiadał toaletkę, skoro wampiry nie miały własnych odbić.
Obserwowałam samą siebie, gładząc swoje jedwabiste włosy. Wspominałam wszystko to, co się wydarzyło w trakcie balu w ratuszu. Uświadomiłam sobie, że albo, prędzej czy później, umrę tutaj, albo stanę się jedną z Eveningów. Wtedy będę musiała przez całą wieczność znosić okrutne katusze i będę z góry skazana na potępienie. Wyobraziłam sobie, jak pozbawiam życia Johana i Jakuba.
O nie!
Podeszłam do szafki nocnej Lucjusza i wyciągnęłam stamtąd pióro, kałamarz, kartkę i pieczęć. Uklękłam i zaczęłam drżącą ręką pisać list.

'' Kochany ojcze,
zostałam porwana przez hrabiego Lucjusza Eveninga. Jego sługi zabiły mamę na balu u burmistrza. Jutro o północy mam zostać żoną Lucjusza, ale czuję, że stanie się coś złego. Proszę, weź ze sobą Jakuba i przybądźcie mi jutro na ratunek do krypty przy zamku.
Klara ''


Schowałam list pod gorset i udałam się do Sergia, który pilnował od zewnątrz wejścia do zamku.
- Mam prośbę - wyciągnęłam zapieczętowany list. - Zanieś to, proszę, do mojego ojca, Johana Fitzgerarda. Mieszkamy w takiej dużej, białej hacjendzie na obrzeżach wioski.
- Dobrze - rzekł chłopak i pocałował mnie w usta. - Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Sergio poszedł, a ja wróciłam do sypialni i znów usiadłam przed lustrem. Me odbicie zniknie za kilka godzin, pomyślałam. Teraz już się rozpłakałam.
I wtedy wszedł Lucjusz i spytał :
- Co się stało?
- Nie chcę być twoją kolejną ofiarą! - wychlipałam.
Lucjusz chwycił mnie mocno za włosy i zaczął mną szarpać. Robił to tak brutalnie, że myślałam, że mi je wyrwie razem z cebulkami.
- Nie zabiję cię! A mą żoną zostaniesz, czy tego chcesz czy nie!
Zaczęłam krzyczeć z bólu. Lucjusz mnie puścił, nachylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha :
- Mam nadzieję, że mnie zrozumiałaś, kochanie...
Pocałował mnie w policzek i wyszedł. Byłam bezradna. Pozostało mi tylko liczyć na to, że ojciec i brat ocalą mnie z tego piekła.


8. SZANTAŻ

Słońce zaczęło leniwie przedzierać się przez okna. Służba zasunęła wszystkie kotary w zamku. Zbliżała się pora snu wampirów. Lecz ja nie mogłam usnąć. Nie byłam przyzwyczajona do sypiania za dnia. Leżąc w łożu, zerknęłam w bok. Wstrzymałam oddech. Lucjusz leżał zwrócony twarzą w moją stronę, ale nie spał. Patrzył na mnie nieprzyjaźnie, nawet nie mrugając. Przejechał chłodnym palcem po mojej skórze i mruknął :
- O co chodzi?
- Dlaczego mnie okłamałeś, gdy opowiadałeś mi o swoim ludzkim życiu?
W jednej chwili spochmurniał i przestał głaskać mnie tak czule. I ja spochmurniałam, bo bardzo mi się podobała ta pieszczota. Ale teraz poznanie prawdy było dla mnie ważniejsze. Lucjusz widocznie się domyślił, że jego ojczym wszystko mi powiedział.
- Mówiłem, że to nie takie proste - puścił moje pytanie mimo uszu. Był wyraźnie skrępowany.
Dziwne...
Ale na razie postanowiłam dać mu spokój. Może później się dowiem, jaką skrywał tajemnicę...

Ta noc upłynęła pod znakiem przygotowań do ślubu. Cała rodzina Evening znów zawitała w zamku. Wszyscy krzątali się nerwowo tam i z powrotem. Katrina zadeklarowała się, że pomoże mi się ubrać i uczesać. Do tego pomysłu zapaliły się też Helena i Sonja, jej ciotka, siostra Tomislava, o której ten mi nie wspominał. Wszystkie trzy jednogłośnie wybrały dla mnie prostą, satynową suknię bez ramiączek w krwistoczerwonym kolorze. Gdy mnie w nią wcisnęły, posadziły mnie przed ogromnym lustrem w hallu. Patrzyłam na swoje odbicie po raz ostatni, z nieukrywaną obojętnością. Było mi już wszystko jedno. Martwiłam się tylko o to, by mój ojciec, Jakub i Sergio przeczytali list i dotarli na czas do krypty.
Krewne Lucjusza nie musiały robić mi makijażu, gdyż miałam naturalnie ciemne rzęsy i czerwone usta. Musiały za to zająć się moją fryzurą. Czesanie bolało, zwłaszcza że Lucjusz ciągnął mnie mocno za włosy całkiem niedawno, lecz jakoś to wytrzymałam.
- Wyglądasz cudnie! Nasz braciszek dostanie z wrażenia ataku serca! - powiedziała w końcu Helena, po czym zaśmiała się gardłowo i obie z Katriną ucałowały moje policzki.
Sonja w tym czasie dyskretnie się ulotniła.
Spojrzałam w lustro. Teraz naprawdę wyglądałam jak narzeczona księcia ciemności. Mimowolnie się wzdrygnęłam.

Do ceremonii pozostało pół godziny. Wiedziałam to, gdyż odczytałam godzinę z zegara na wieży. Wskazywał wpół do dwunastej. Tym samym zostało mi pół godziny życia. Poszłam do ogrodu, by pooddychać świeżym powietrzem i nacieszyć się jeszcze ostatnimi chwilami. Siedziałam na ławce między krzewami róż i cicho szlochałam.
I nagle coś skoczyło na mnie zza krzaków. Krzyknęłam. Nie widziałam sylwetki napastnika.
- Ciii... To tylko ja. Klaro, kochanie, przepraszam... Nie chciałem cię wystraszyć...
Natychmiast rozpoznałam głos tajemniczego osobnika. To był Sergio, mój kochany Sergio! Przyszedł po mnie! A skoro przyszedł on, przyszli też Johan i Jakub! Nadzieja na nowo we mnie odżyła. Poczułam ciepłe ramiona, obejmujące mnie rozpaczliwie.
- Martwiłam się, że nie zdążycie - odszukałam w ciemności jego usta i pocałowałam go. - A gdzie Johan i Jakub?
Oczy Sergia błyszczały w świetle księżyca.
- Ukrywają się na tyłach krypty. Schowamy się tam i będziemy czekać na odpowiedni moment do ataku.
- Uważajcie - szepnęłam ze łzami w oczach.
Pocałował mnie i przycisnął moje ciało do swojego.
- Kocham cię, Klaro...
Patrzyłam na niego szklistymi oczyma, po czym ponownie wpiłam swoje wargi w jego. I znów przeraźliwy żar wypełnił me ciało od stóp do głów. Czułam się jak nowo narodzona.
Lecz ten szał uczuć przerwał dochodzący z oddali krzyk mojego narzeczonego, który mnie wołał. Sergio pocałował mnie w policzek i zniknął w ciemnościach. Stałam chwilę w miejscu, lecz zaraz się otrząsnęłam. Wygładziłam pomiętą suknię i ruszyłam w stronę zamku. I stanęłam oko w oko z Lucjuszem.
- Musimy porozmawiać - powiedział nieprzyjaznym tonem.
Chwycił mnie za zabliźnione przedramię, co bardzo bolało, i zaciągnął mnie do pustego salonu. Usiadł na fotelu i zrobił poważną minę. Chyba nad czymś myślał.
- Na ślubie masz powiedzieć '' tak'' - rzekł surowo.
Miałam już dość udawania posłusznej. Oparłam się o stolik i spytałam z zadziornym uśmiechem :
- A jeśli tego nie powiem?
- Wtedy twój ojciec i brat zginą...
Przy tym zdaniu uśmiechnął się sarkastycznie. Już nie było mi do śmiechu. Teraz miałam zaskoczoną i jednocześnie zaniepokojoną minę. Furia wzięła górę nad namiętnością żywioną do niego.
- Oni mnie ocalą, a ciebie zniszczą, ty podły draniu!
Lucjusz podszedł do mnie i z całej siły mnie spoliczkował. Upadłam na ziemię.
- Milcz! Masz się zgodzić, albo już ich nie zobaczysz! Zacznij się już szykować. Zaraz wychodzimy.
Wyszedł, zostawiając mnie samą. Podniosłam się z trudem, usiadłam na fotelu i potarłam bolący policzek. Miałam tylko nadzieję, że on nie miał zamiaru zabić mego ojca i brata. Zrezygnowana, poszłam w stronę wyjścia, by stawić czoło mojemu przeznaczeniu. Panie, dopomóż...


9. CEREMONIA ŚLUBNA

Na zamglonym niebie pojawiła się pełnia księżyca. Wybiła północ na zegarowej wieży. Jadąc powozem do krypty, widziałam wchodzących tam Eveningów. Nigdzie nie było moich wybawców. Może czatowali już w środku, jak wspomniał mi Sergio...
Mając taką nadzieję, wygramoliłam się z wozu i poszłam w kierunku krypty.
Gdy tylko tam wkroczyłam, wszyscy zwrócili ku mnie swoje przerażające i zarazem piękne twarze. Szłam z posępną miną w stronę ołtarza, w rękach trzymałam bukiet czerwonych róż. Kątem oka zauważyłam twarz Sergia, który ukrywał się w zagłębieniu skalnym za ołtarzem. Jednak prędko odwróciłam wzrok przed siebie, by nikt nie zauważył mojego rozkojarzenia.
- Wyglądasz cudownie - powiedział Lucjusz, gdy stanęłam u jego boku, i pocałował mnie w rękę. Jego głos nie był już taki ostry. Helena miała rację, pomyślałam. Otóż miał taką minę, jakby faktycznie miał dostać ataku serca. I dostałby go z zachwytu, gdyby jego serce jeszcze biło.
Nagle krypta stała się mroczniejsza. Nie wiadomo skąd rozległ się głośny i przeraźliwy huk. Zaczęłam się bać bardziej niż zwykle. Chwyciłam mocno rękę Lucjusza, ściskając ją coraz mocniej i mocniej - tak, jakbym chciała ją złamać. Lecz była zimna i twarda jak stal. Serce zaczęło mi walić tak, jakby chciało wyskoczyć mi z piersi. Zaczęły grać organy. Usłyszeliśmy wysoki kobiecy sopran w przedziwnej pieśni :
- W mrok i mgłę zawodzisz mnie... Toć ja się tobie tylko śnię... Pamiętaj, że ja kocham cię... Po kres życia, na zawsze...
Kapłan odezwał się po pieśni:
- Zebraliśmy się tu, aby być świadkami zawarcia małżeństwa pomiędzy naszym panem, Lucjuszem Eveningiem, a panną Fitzgerard. Lecz najpierw musi zostać zakończony rytuał!
Zamarłam.
Co też oni planowali? Dlaczego nikt mnie nie ratował?
Już wiem, co to był za rytuał. Na środek krypty wyszedł Tomislav. On chyba był jakimś wampirzym czarownikiem, czy coś w tym stylu... Miał ze sobą dwa krzyżyki, takie jak ten, który wcześniej położył mi na piersi. Nakazał mi i Lucjuszowi wyciągnąć ręce wnętrzem do góry. Równomiernie położył na nich te krzyżyki. Po chwili poczułam piekielny ból. Okazało się, że te krzyże zaczęły wypalać nam obojgu piętna na dłoniach. Krzyczałam. Lucjusz zaś odczuwał chyba jakiś rodzaj przyjemności. Chwilę później Tomislav ściągnął z nas krzyże, uniósł nasze ręce do góry i złączył je.
- Łączę was w imię nieświętej miłości! - rzekł kapłan, stojąc na uboczu.
Krew ściekała po naszych rękach, tworząc wielką kałużę przed ołtarzem. Nadal czułam przeszywający ból, a Lucjusz nadal czuł błogą przyjemność. Kapłan nakazał nam wciąż trzymać ręce w górze i zapytał :
- Czy ty, Lucjuszu Evening, chcesz pojąć za żonę Klarę Fitzgerard i chcesz uczynić ją królową mroku?
- Tak - odpowiedział spokojnie mój narzeczony.
Kapłan następnie zwrócił się do mnie :
- Czy ty, Klaro Fizgerard, chcesz pojąć za męża naszego władcę i być naszą królową, a niewolnicą serca naszego księcia?
Długo zastanawiałam się nad odpowiedzią. Zobaczyłam, że Lucjusz patrzył na mnie groźnym wzrokiem. Ręka paliła mnie niemiłosiernie. Uroniłam łzę i długo milczałam. Na to kapłan :
- Jak rzekł Tales z Miletu, '' noc jest przedsionkiem dnia '', panno Klaro... Słońce niedługo wzejdzie, więc nie mamy zbyt wiele czasu...
Uświadomiłam sobie, że przegram tą bitwę. Nie miałam już sił, by dalej protestować. Musiałam spojrzeć prawdzie w oczy. Już miałam odpowiedzieć '' tak '', gdy nagle z pokrytego mrokiem wgłębienia za ołtarzem wyszli moi wybawcy uzbrojeni w drewniane kołki, krzyże, czosnek i sztylety. Widząc ich znajome twarze, ucieszyłam się jak nigdy.
- Niech nikt się nie rusza! - krzyknął Jakub. Jak dobrze znów usłyszeć jego głos...
- Proszę, proszę, któż to przybył? Mój przyjaciel Johan z synem i mój oddany sługa Sergio - mój ukochany uśmiechnął się diabelsko.
Byłam zbyt przestraszona i zrozpaczona, by w ogóle myśleć. Przed oczami wciąż miałam wizję z trupami ojca i Jakuba. A do tego doszedł jeszcze trup Sergia. Nie mogłam znieść myśli, że i jego bym uśmierciła. To było po prostu okropnie bolesne. Nie wyobrażałam sobie siebie w roli wampirzycy wgryzającej się w szyję osoby tak mi bliskiej jak on. Zdążyłam jedynie wyszlochać do trzech mężczyzn mego życia coś w rodzaju zduszonego przez płacz '' ratujcie ''. Nic więcej nie powiedziałam.
Mój ojciec zaczął grozić Lucjuszowi :
- Ty draniu! Twoje sługi zabiły moją żonę, a teraz chcesz odebrać mi córkę! Zginiesz!
Wampir zaśmiał się rozbawiony.
- Naprawdę? Och, już się boję! Moi słudzy! Powstańcie i zabijcie ich! - dodał z wściekłością.
Wtem wszystkie wampiry otoczyły moich wybawców. Ich źrenice przybrały szkarłatną barwę. Z ich gardeł wydobywał się cichy charkot. Ponownie usłyszałam głos mego brata :
- Sergio, ty idź i ocal mą siostrę, a my się zajmiemy wampirami!
Chłopak skinął głową i ruszył w naszą stronę. Gdy stanął przed moim narzeczonym, chwycił go za kołnierz i zaczął go szarpać.
Tak walczyli o mnie dwaj mężczyźni, w których byłam zakochana do szaleństwa - człowiek żyjący zaledwie dwadzieścia parę lat i wampir żyjący prawie cztery wieki. A ja stałam obok i na nich patrzyłam.
- Zostaw Klarę, draniu! - krzyknął Sergio z nienawiścią płonącą w jego zielonych oczach.
- Po moim trupie! Ona jest tylko moja! A ponieważ jesteś zdrajcą, mam dla ciebie karę - rzekł Lucjusz z uśmiechem.
- Jaką?
Ja również zadałam sobie to pytanie w myślach. Sądziłam, że Lucjusz niczym mnie już nie zaskoczy. Jednak się przeliczyłam.
Klasnął bowiem w dłonie dwa razy i nagle z ciemności wyłoniły się dwie wampirzyce. Jakże były piękne! Znów poczułam się nieatrakcyjna, tak jak przy Katrinie i Helenie.
Pierwsza wampirzyca, ta stojąca bliżej mnie, po lewej stronie Lucjusza, była smukła i wysoka. Miała topazowe oczy, a jej włosy były tak rude, że przypominały żywy ogień. Mój narzeczony przedstawił ją jako Matylda. Druga wampirzyca, Violettina, była prześliczną, zgrabną blondynką o ciemnoniebieskich oczach.
- Zajmijcie się nim, drogie panie - powiedział Lucjusz, nie odrywając wzroku od Sergia, po czym pocałował obie w policzki. Dziewczęta zaśmiały się filuternie, a on przyzwał do siebie gestem ręki Katrinę. Gdy szeptał jej coś do ucha, dosłyszałam '' Dopilnuj, by go wykończyły ''. Katrina pocałowała jego rękę i zaczęła się uważnie przyglądać jego niewolnicom, które całowały Sergia z takim zapałem i namiętnością, że poczułam się bardzo zazdrosna. Lecz nie byłam w stanie wykonać ani jednego ruchu, aby je od niego oderwać.
Zauważyłam, że Johan i Jakub załatwili już większość wampirów. Po całej ziemi sypały się prochy i lała się krew. W powietrzu, którego tu w krypcie, było mało, czuć było smród padliny i spalenizny. Ojciec i Jakub przedostali się przed oblicze Lucjusza.
- Zwróć nam Klarę, przeklęty! - krzyknął Johan.
- Głupcy! Ona już należy do mnie! - odparł wampir.
Tomislav szybko podał mu jakiś pierścionek, a ten go wziął i założył go na mój palec. Nagle Lucjuszowi wyrosły kły.
- Jesteś moja! - powiedział do mnie i ukąsił mnie w szyję.




10. NAMIĘTNOŚĆ ŻYWIONA DO DEMONA

Poczułam palący ból w szyi i zaczęłam krzyczeć. Czułam, jak strużki ciepłej krwi delikatnie spływały po moim ciele. Krzyczałam tak głośno, że gdybyśmy byli teraz na dworze, pewnie usłyszałaby mnie cała Transylwania. Sekundę później Lucjusz zniknął tak szybko, jakby dosłownie rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając mnie umierającą w agonii na ziemi usianej pyłem i krwią jego rodziny.
Usłyszałam krzyk Sergia. Poczułam jego dłoń na swojej. Była taka ciepła... Ledwo potrafiłam dostrzec jego twarz, lecz zauważyłam, że miał łzy w oczach.
- Błagam cię, nie umieraj - szepnął.
- Nawet w obliczu śmierci przyjemnie jest wiedzieć, że ma się blisko siebie osoby, które kochasz, którym ufasz, i które skoczyłyby za tobą w ogień - rzekłam słabym głosem.
- Kocham cię - odparł Sergio, prawie płacząc.
Uśmiechnęłam się.
- Ja ciebie też. Dziękuję za wszystko. Ojcze, bracie - podeszli i uklękli przy mnie. - Teraz wszystko się zmieni. Chciałabym, abyście wrócili do domu i wiedli spokojne życie, abyście byli szczęśliwi. Kocham was. Żegnajcie...
I z tymi słowami straciłam przytomność w ramionach Sergia.
Lecz działo się coś bardzo dziwnego. Wciąż żyłam! Lucjusz chyba mnie nie zabił, tylko przemienił! Bowiem słyszałam lament Sergia, czułam jak przytulał mnie do siebie, czułam jego łzy na swojej skórze, czułam jak gładził ręką moje włosy i łapczywie całował moje zaciśnięte, zlodowaciałe usta. Usłyszałam także konwersację pomiędzy nim, a Johanem i Jakubem :
- Zabiję tego drania! - krzyknął Sergio. Wydawało mi się, że wziął kołek i zmierzał w kierunku wyjścia. Lecz powstrzymał go głos mego ojca :
- Zaczekaj, nie rób tego!
- Dlaczego, panie Fitzgerard?
- Pochopnie niczego nie załatwimy - rzekł ojciec, a Jakub dodał :
- Dokładnie. Musimy pomyśleć w sposób spokojny i racjonalny.
- Pomódlmy się chociaż za nią - poprosił chłopak.
Obaj mężczyźni chyba go posłuchali. Udało mi się lekko rozchylić powieki. Zobaczyłam niewyraźnie, że wszyscy trzej klęczeli w kręgu i byli bardzo skupieni. Zdołałam usłyszeć tylko fragmenty tej modlitwy :
- Bądź z nami... Który zbawiasz wyklęte... Który utulasz pobite przemocą... Któryś rówien potęgą... Światłości, mściwie zepchnięta w otchłanie... Mocy święta... Bądź z nami i z Klarą... Chroń jej duszę przed najgorszym złem...
Nagle poczułam, jak ktoś bierze mnie na ręce i wynosi z krypty. To chyba był Lucjusz, bo jego ramiona były lodowate i silne. Był tak zwinny i bezszelestny, a moi wybawcy tak zawzięcie się modlili, że nie zauważyli tego porwania. Ponownie zamknęłam oczy, a gdy otworzyłam je już całkiem, znajdowałam się w... kościele?! Tak, była to stara romańsko - gotycka katedra w Alba Iulia.
Dziwnie się czułam. Byłam... głodna. Lecz to nie był normalny głód, o nie. To była żądza krwi. Drżałam z pragnienia. Stałam zwrócona przodem do wampirów siedzących w ławkach i obejmowałam się ramionami z zimna i głodu. Temperatura mojego ciała gwałtownie malała. Stałam się tak lodowata jak Lucjusz, który siedział przede mną i obserwował mnie ciemnymi oczyma, a na jego ustach gościł triumfalny uśmiech. Kapłan krążył wokół mnie.
- Czego pragniesz, Klaro? - spytał.
- Pragnę umrzeć dla Lucjusza - odpowiedziałam z uśmiechem, patrząc wciąż na niego. O dziwo, nie były to słowa, które wypowiadałam świadomie.
- Czy wiesz, co poślubiłaś?
- Śmierć, zemstę, mrok, pożądanie, wieczność i tajemnicę...
Kątem oka zauważyłam ukrywających się z tyłu Johana, Jakuba i Sergia. Coś do siebie szeptali.
Nagle podszedł do mnie Tomislav. Violettina i Matylda, które stały po obu moich stronach, rozebrały mnie do naga. Stałam nieruchomo, wciąż patrząc na mojego oficjalnego już męża z lubieżnym uśmiechem. Tomislav uniósł w górę duży sztylet i rzekł :
- Niech poleje się krew tej niewinnej dziewicy! Oto nasza nowa królowa!
I zaczął mnie kaleczyć. Najpierw naciął mi delikatnie skórę na szyi, potem na piersiach, brzuchu, na moim łonie, nogach i na rękach. Nie czułam w ogóle bólu, lecz krew ulatywała ze mnie dosyć szybko. Nie mogłam oprzeć się pokusie i zlizałam trochę szkarłatnego płynu z prawej ręki. Potem poszłam do ołtarza, zdobiąc krwią posadzkę, i położyłam się na nim.
Lucjusz przybrał postać ogromnego, skrzydlatego demona. Podszedł do ołtarza. Wszedł we mnie i zaczął wysysać ze mnie całą krew. Z każdego naciętego miejsca. Spomiędzy moich nóg wypływała krew zmieszana z jakimś czarnym płynem - najprawdopodobniej spermą demona. Tej ohydnej inicjacji seksualnej przyglądały się wszystkie wampiry. Nagle w oddali rozległ się głośny hałas. Wszyscy odwrócili się do tyłu. Ten hałas spowodował Sergio, który wpadł na kamiennego anioła i go przewrócił.
- To ty! - ryknął Lucjusz nienaturalnym, zmutowanym, donośnym, groźniejszym głosem, a jego oczy błysnęły czerwienią.
Sergio spojrzał na niego z przerażeniem.


11. TRAGICZNY KONIEC

Mój ukochany zmienił postać na poprzednią i podszedł do chłopaka. Zauważył również mojego ojca i brata i rozkazał swoim krewnym ich zabić. Wszyscy rzucili się na nich i rozszarpali ich na drobne kawałeczki. To był widok, który ranił moje martwe już serce. Moja wizja, choć zupełnie inna, spełniła się...

Helena, Katrina, Tomislav i ja towarzyszyliśmy Lucjuszowi w drodze powrotnej do zamku. Mój mąż zaciągnął Sergia do małej sali pokrytej oślepiającą bielą. Rzucił go na ziemię.
- Ta sala jest za mała dla nas dwóch - syknął chłopak.
- Och, mój drogi... To tylko iluzja... Jak widzisz, posiadam pewien magiczny talent... Popatrz - wampir machnął rękami i ukazał się nam wielki salon wypełniony lustrami, w których widniało tylko odbicie Sergia.
Lucjusz usiadł na fotelu, a ja przy nim.
- Dlaczego mnie zdradziłeś? - spytał.
- Ponieważ kocham Klarę!
- A to dobre! Słyszałaś, skarbie? On cię kocha!
Wszyscy zaczęli się śmiać. Śmiałam się i ja, choć w głębi duszy tego żałowałam. Po chwili Lucjusz powiedział do Sergia :
- Nigdy nie uda ci się jej uwolnić... Prędzej ja cię zabiję!
I chwycił go mocno za kark. Położył go na ziemi i zaczął go dusić. Po sali latały błyskawice. To również był efekt czarnej magii. Jedna z nich trafiła w Sergia. Spaliło się jego ciało, został sam szkielet.
Lucjusz otworzył drewnianą klapę w podłodze, za którą kryła się podziemna kotłownia, i wrzucił tam szkielet Sergia. Patrzyłam, jak spadał w ciemnościach, aż w końcu pochłonął go ogień.
Lucjusz zamknął klapę i zaczął mnie całować po szyi. Tak się zatraciłam w tej pieszczocie, że nie zauważyłam, kiedy poderżnął mi gardło.
Odsunęłam się od niego gwałtownie i zrobiłam wielkie oczy. Próbowałam coś powiedzieć, lecz nie mogłam, bo przeciął mi aortę - główną tętnicę. Krew zaczęła ciec strumieniami z mojej krtani. Zaczęłam się dusić.
Dotknęłam swojej rany, spojrzałam na swą rękę i osunęłam się na ziemię. Leżałam nieruchomo. Czułam, jak Lucjusz mnie dotykał, by sprawdzić, czy żyję. Udało mi się niezauważalnie wziąć kołek leżący obok mnie.
- Wybacz... Musiałaś być moją kolejną ofiarą - rzekł Lucjusz obojętnym tonem.
I wtedy wbiłam kołek prosto w jego martwe serce. Zrobił wielkie oczy i spojrzał na mnie, a ja patrzyłam na niego z wielką nienawiścią. Ostatkiem sił wyszeptałam mu z gniewem do ucha :
- Nigdy ci nie wybaczę, draniu! Zabiłeś moich bliskich! A podcinając mi gardło... zabiłeś dziedzica twego majątku!
- Jak to? - spytał równie słabym głosem.
- Zamierzałam urodzić ci syna! Zanim cię poznałam, byłam w trzecim miesiącu ciąży z Wilhelmem... Ty zmieniłeś to dziecko w wampira swoim nasieniem! A teraz ono umiera razem ze mną i razem zabierzemy cię do piekła! GIŃ, PRZEKLĘTY!
Wcisnęłam kołek jeszcze mocniej. I zmarliśmy oboje. Zmarliśmy oboje, a wraz z nami zmarł nasz nienarodzony syn, który miał być dziedzicem majątku Lucjusza.
Nie wiem, co się stało z pozostałymi Eveningami. Mam nadzieję, że wyginęli i cała Rumunia została ocalona...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sanai dnia Sob 16:08, 18 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 16:59, 18 Lip 2009    Temat postu:

Czy to już wszystkie rozdziały? Jeśli nie, to proszę zmienić oznaczenie na [NZ]. Tak tylko zapobiegawczo się dowiaduję.
I tak coś jeszcze do myślenia: czy sądzisz, że ktokolwiek zechce przeczytać cokolwiek, jeśli zalejesz go tak ogromną falą swoich tekstów?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Agatelle
Stalówka


Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:58, 19 Lip 2009    Temat postu: Re: Narzeczona księcia ciemności [Z]

Kilka literówek:
Cytat:
W pewnym momencie spojrzałam kątemoka na niego

Kątem oka
Cytat:
- Ale rytuał nie zstał zakończony

nie został
Cytat:
Gdy mnie w nią wcisnęły, posadziły mnie przed ogromnym lustrem w hallu.

w holu

Może było ich więcej, ale zauważyłam tylko te.
Nie czytuję opowiadań z wampirami w roli głównej, więc nie mam porównania. w swojej ocenie oprę się wyłącznie na subiektywnych odczuciach.
Opowiadanie przyjęłam neutralnie, bo ani nie było okropne, ani cudowne. Nie podobała mi sie kreacja głównej bohaterki. Piękno połączone z naiwnością sprawia, że każdy (nie tylko mężczyźni) jest w stanie nią manipulować. Dopiero na końcu słodka niewiasta w cudowny dostrzega prawdę o swoim Lucjuszu, stając się jednocześnie bohaterką ratującą całą Rumunię.
Dziwię się, że nie zachowała resztek rozumu i nie próbowała uciekać jeszcze zanim ją zahipnotyzował wzrokiem. Rozumiem, że był przystojny, ale bez przesady, bo w końcu zabił jej rodziców.
Teraz przejdę do Sergia. Gdyby Klara miała trochę oleju w głowie i rzeczywiście była w nim zakochana, starałaby się go unikać, wiedząc do czego zdolny jest Lucjusz. Pewnie ochroniłaby go.
Mam nadzieję, że w następnych opowiadaniach wybierzesz sobie jakiś bardziej oryginalny pomysł, bo widać, że masz potencjał do napisania czegoś naprawdę dobrego. Na razie życzę powodzenia w dalszym pisaniu.
Ps. Powinnaś poinformować na początku o wątku erotycznym.
Cytat:
4. Autor publikujący treści, w których pojawia się erotyka lub związki homoseksualne zobowiązany jest do napisania ostrzeżenia na samym początku


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Agatelle dnia Nie 12:32, 19 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Lucyferowa
Ołówek


Dołączył: 09 Wrz 2009
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z piekła rodem
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:44, 14 Wrz 2009    Temat postu:

Zauważyłam sporo błędów i nie chodzi tu o gramatykę.

Po pierwsze nazwiska, Evening, Fitzgerald. Takie nazewnictwo w Rumunii?
Kolejne to, że w wiosce nie występuje burmistrz, prędzej wójt albo sołtys. Następne hacjendy w występują w krajach latynoskich a nie w Europie Środkowej. Wampiry nie rozmnażają się, nie jedzą i boją się krzyży. Jak umarły człowiek może się rozmnożyć?
Przytoczyłaś osobę Vlada Palovnika, Bram Stoker ( twórca książki Dracula) wzorował się na nim pisząc powieść. Vlad Palovnik nie był wampirem. W 1431 roku nie istniało pojęcie szpital, prędzej lazaret i to na wojnie. Burdel to słowo również dużo późniejsze. 1431r to jeszcze średniowiecze.
Wampir biorący ślub w obecności kapłana.
I tak mogę przytaczać wiele błędów. Piszesz może i całkiem dobrze, ale jak się zabiera za pisanie to wypadałoby orientować się w temacie.
Poczytać o średniowiecznej Europie o słynnym Draculi i przede wszystkim o nazewnictwie i wampirach. Bo z tego co widzę to nie masz o tym pojęcia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lucyferowa dnia Pon 14:46, 14 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin