Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Platoniczna Pedofilia [M] (13+)


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Lonley
Kałamarz


Dołączył: 18 Paź 2010
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:18, 02 Lut 2011    Temat postu: Platoniczna Pedofilia [M] (13+)

Bohaterem opowiadania jest ksiądz, a sama treść dotyczy "platonicznej pedofilii". Osobom, którym tematy te nie przypadają do gustu, radzę włączyć sobie spokojnie telewizję i pooglądać, bo nie chcę w żaden sposób urazić czyiś uczuć religijnych.
Zarówno kościół, jak i ksiądz czy ministranci narodzili się w moim chorym umyśle i tam też pozostaną.

Platoniczna pedofilia



Krzyś miał szesnaście lat, kiedy postanowił, że zostanie księdzem. Był wtedy niewysokim chłopcem, o pospolitej urodzie i z trądzikiem na czole. Postanowił zostać księdzem, bo nie podobała mu się żadna z jego koleżanek. Właściwie, to nie podobała mu się żadna kobieta, nie wykluczając pięknych aktorek czy piosenkarek. Gdy patrzył na zdjęcia obnażonych pań, które lubieżnie ściskały swoje piersi, czuł bardziej obrzydzenie, niż podniecenie. Nie było to zachowaniem normalnym dla szesnastoletniego chłopca, bo wszyscy koledzy Krzysia na takowe zdjęcia patrzeć lubili, i to bardzo.
Tak więc, Krzyś postanowił zostać księdzem i księdzem został. Co prawda nie od razu, na początku poszedł do seminarium, potem otrzymał święcenia, aż w końcu osiedlił się w kościele Najświętszej Marii Panny w Warszawie. Ów kościół był kościołem wybudowanym z czerwonej cegły, który pysznił się zielonym, miedzianym dachem na tle szarych bloków. Obok świątyni stała skromna plebania, w której to znajdował się mały, również skromny pokój. Pokój księdza Krzysztofa.
Ksiądz Krzysztof różni się od Krzysia, ale to w końcu oczywiste. Ksiądz Krzysztof jest mężczyzną niewysokim i niezbyt chudym. Chociaż tak naprawdę, nie jest on „niezbyt chudy”. Jest opasły i brzuchaty. Nie jest on również najmłodszy, choć czterdzieści pięć lat to wiek dumny. Nie można powiedzieć, że w ogóle nie widać po księdzu Krzysztofie tego wieku, bo widać. Widać to w jego wysokim czole, które kończy się tam, gdzie kiedyś były włosy, a właściwie – niebezpiecznie zbliża się do czubka głowy. Na dość rozległej powierzchni wspomnianego czoła czasem pojawiają się kropelki potu. Takie kropelki pojawiają się też na wydatnym podbródku i dużym nosie. Policzki księdza Krzysztofa zawsze są ogolone, gładkie i posmarowane kremem Nivea dla mężczyzn. Codziennie rano, zawsze o siódmej, te policzki są najpierw oszczędnie smarowane cienką warstwą kremu do golenia, potem przejeżdża po nich ostra brzytwa, aż w końcu nanoszony jest na nie krem. Zarówno krem do golenia jak i krem Nivea stoją na tej samej półeczce, która wisi pod lustrem, a nad umywalką. Po ogoleniu się, ksiądz Krzysztof zakłada czarne spodnie, białą koszulę i sutannę. Potem wsuwa tylko koloratkę w kołnierzyk i jest gotowy.
Jego dni są zwyczajne i monotonne: poranna msza, śniadanie, popołudniowa msza, obiad i msza wieczorna. Z tych wszystkich monotonnych dni najbardziej lubi niedziele. W niedziele do kościoła przychodzi dużo ludzi i ministranci. Nie, żeby ministranci nie byli ludźmi. Ale trzeba ich wyszczególnić, bo grają oni pewną rolę w tej opowiastce. Ministrantów, którzy przychodzą co niedziela, jest trzech. Kuba przychodzi zawsze trochę wcześniej niż reszta. Jest opalonym blondynem o niebieskich oczach i ładnej buzi. Zawsze nosi czerwoną bluzę z kapturem i ciemne jeansy, wytarte na kolanach. Dwie minuty później wpada Mikołaj, z różowymi od biegania policzkami. Dysząc, zdejmuje czarną kurtkę i siada na drewnianym krzesełku obok Kuby, próbując uspokoić oddech. Ostatni przychodzi zawsze Tadzio, w zniszczonych addidasach oraz czapce z daszkiem i dziurą. Dziura w tadziowej czapce jest niewielka, więc chłopca nie obchodzi dodatkowy „wywietrznik”. Gdy ksiądz Krzysztof wchodzi do zakrystii, by zobaczyć chłopców, a robi to zawsze cztery minuty przed rozpoczęciem mszy, chłopcy rozmawiają, śmiejąc się cicho i są już ubrani w komże. Ksiądz patrzy uważnie na błyszczące oczy i młodą, gładką skórę chłopców. Przez siedem sekund patrzy na Tadzia, który jest wyjątkowo urodziwy. Tadzio ma rysy tak łagodne i miękkie, że wydają się być nieprawdziwe. Jego twarz wydaje się tak idealnie proporcjonalna, tak piękna, że aż trudno stwierdzić czy na pewno jest atrakcyjna. Ale ksiądz Krzysztof zatrzymuje wzrok na tej pięknej twarzy przez siedem sekund, nigdy dłużej. I nigdy nie pozwala sobie dotknąć żadnego z chłopców, choć pragnienie jest silne. Bo gdy widzi młode, śliczne twarze ministrantów w jego głowie pojawiają się myśli, za które przeprasza potem Boga.
W każdy niedzielny wieczór, ksiądz Krzysztof siada z kubkiem herbaty w swoim ulubionym fotelu i rozmyśla. Zastanawia się, dlaczego czuje właśnie to uczucie, gdy widzi ministrantów. Zastanawia się, czy tylko on patrzy na tych chłopców w ten sposób. Popija gorącą herbatę, kontemplując obraz każdego z chłopców. W myślach pozwala sobie dotknąć policzków Kuby, pogłaskać Mikołaja po włosach, przejechać palcami po dłoni Tadzia. Nigdy nie pozwala sobie na nic więcej, a nawet po tak niewinnych myślach spowiada się nie przed spowiednikiem, lecz przed samym bogiem, przepraszając za własną słabość. Poza światem tych myślowych fantazji, ksiądz Krzysztof nie zbliża się do chłopców na odległość bliższą, niż wyciągnięta ręka, by uniknąć pokus. A gdy diabeł pojawia się przy nim, uśmiechając zachęcająco, ksiądz Krzysztof zerka na Jezusa, który przybity do krzyża patrzy na ludzi z jakimś dziwnym, odległym uśmiechem i odzyskuje siłę by diabła złapać za ogon i wyrzucić z kościoła.
Pewnego dnia w radiu mówiono bardzo głośno o księżach, którzy wykorzystywali seksualnie młodych chłopców. Ksiądz Krzysztof zapamiętał te eufemistycznie brzmiące słowa opisujące zbrodnię, której obiecał sobie nigdy nie popełnić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

roślinawędrowna
Wieczne Pióro


Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:40, 03 Lut 2011    Temat postu:

Pomysł, pomysłem, ale to wszystko wygląda tak realnie, prawdopodobnie i można sobie wyobrazić, że podobnie się układa życiorys nie tylko temu przypadkowi i możliwe że identycznie inni potrafią dokładnie w sobie skryć wiele marzeń, które im kompletnie nie przystają. Poza tym w zasadzie tekst jest poprawny, bluźnierstwa nie popełniasz, opisujesz tylko sytuację, gdy ktoś decyduje się z innych powodów niż służba Bogu zostać duchownym. Nawet osoba bardzo wierząca, może się liczyć, że coś takiego może mieć miejsce, bo przecież pamięta zapewne, co mówili w telewizji. Trochę może sacrum wkracza w profanum, ale to się zdarza w literaturze i nie tylko.

Tekst relacjonuje wszystko dokładnie: przyczyny, przez które Krzyś się wyróżniał, dość mało przemyślany pomysł na pracę w kościele, w miarę spokojną egzystencję i problemy z prawdziwą naturą, której powinien się strzec. Wszystko bardzo skrótowo i rzeczowo, po raz kolejny poznaliśmy osobę, która może nam się nie spodobać. Poza tym trudno znaleźć w tym celowość. Przyjrzeliśmy się pewnemu typowi człowieka, który wydaje się nieciekawym przypadkiem, który zupełnie jakby nie miał innych zainteresowań poza tym, kto mu się podoba, a kto nie. Wiemy tylko tyle o nim.
Sprawnie napisane, ale nie wiem, czy to temat sprawił, bo jednak mam mieszane uczucia, brakuje mi czegoś więcej, bo ten cały Krzysztof w dodatku jest taki bezrefleksyjny, narrator tak samo. Zupełnie jakby to była notka do gazety (oczywiście w przenośni, bo nie bardzo pasuje). Fakty, same fakty, ponure, przygnębiające fakty, przykra rzeczywistość, takie wymierzenie policzka w rozrachunku z pedofilami, nawet tymi potencjalnymi.
Ale rozumiem, że tym razem miałaś zamiar przedstawić kogoś, kto z nieodpowiednich pobudek został tym, kim został i wszystko stało się takie puste, a on przecież kompletnie nie spełnia warunków posługi kapłańskiej.
Nie byłoby to wszystko takie mocne, gdyby te jego myśli były wypadkiem przy pracy, ale są tylko one ukazane, a reszta jest dosłownie wyprana z uczuć i bez żadnych rozważań i to przeraża, skazanie na pustkę jest najgorszą rzeczą, jaką można komuś zadać i to jest też nieprzyjemne dla czytelnika. Ogłupia i zasmuca, człowiek wypiera z pamięci. Tutaj można tylko kogoś oskarżyć i po przeczytaniu w żadne nowe myśli nie zostać obdarzonym. Trochę mnie to zmęczyło.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez roślinawędrowna dnia Czw 15:43, 03 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 0:17, 19 Lut 2011    Temat postu:

Gdybym przeczytała to opowiadanie przez Substancjami psychoaktywnymi, z pewnością odebrałabym te drugie zupełnie inaczej.

Może najpierw o stylu, bo on sporo tu namieszał. Styl jest jakiś taki... hm, typowy dla opowiastek umoralniających. Kontrastuje to z treścią, chociaż przez to nadaje historii też pewne wrażenie, jakby miała lekko umoralniać. Same fakty, podane prosto, tonem spikera czytającego wiadomości. Niby ma on jakiś sens, bo nie zafałszowuje opowieści, ale nie brzmi też specjalnie zachęcająco.

Pomysł ma się lepiej, chociaż przez ten styl nabiera nieprzyjemnego posmaku - niesłusznie, jak wnioskuję z przypadku Substancji psychoaktywnych. Nieco odświeżyłaś temat, który wszystkim już do reszty zbrzydł i uczyniłaś go znośnym, a nawet może sympatycznym, bo nietrudno - mimo kompletnego braku zaangażowania narratora - jakoś współczuć księdzu. Zamiast potworów-pedofilów, podajesz czytelnikowi człowieka. Nie podajesz za to upadku jednostki, która nie może walczyć ze skłonnościami, a przezwyciężanie tychże skłonności i to czytelnikowi pozostaje dokończenie historii. Póki nie ma jasnego zakończenia zamkniętego, opowiadanie pozostaje całkowicie bezstronne.
Chociaż nie ukrywam, że do mnie bardziej by przemówił narrator, który ze swojego miejsca wypowiada się nieco jakby współczująco, z pewną sympatią, ale i odrobiną obawy, jak opisywany bohater skończy. I czy nie okaże się jednak potworem.

Pokazałaś konkretną sytuację, konkretne powody, skutki, nakreśliłaś postaci jakąś przeszłość, jakąś przyszłość, nawet trochę charakteru - po stylu życia można charakter określić paroma słowami. Mamy wszystko rzeczowo podane, bez zaniedbania choćby jednej rzeczy, potrzebnej do zrozumienia, przedstawienia sobie sytuacji, a także do nadania jej naturalności.
Ale poza tym postać nie ma innych cech, niż te absolutnie potrzebne do opowieści. A szkoda, bo w ten sposób otrzymujemy okrojoną, zamkniętą w szczelne ramki sytuację - to sprawia wrażenie, jakby życie tego bohatera ograniczało się tylko do niej. Nie chodzi mi o homeryckie opisy czytania książki, ale można byłoby wspomnieć - czy czytał, co czytał, jaką rozrywkę lubił, czy kręcił głową na Rydzyka. Tę ograniczającą ramę przynajmniej jakoś ozdobić, w końcu rama też ważna dla obrazu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Sob 14:18, 19 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin