Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Pociąg.. [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

cheeza
Stalówka


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:49, 30 Wrz 2009    Temat postu: Pociąg.. [M]

Wogóle to witam wszystkich. To jeden z moich ulubionych tekstów dotychczas napisanych. Pierwszy który tutaj wklejam.. Mam nadzieję, że będzie się miło czytało. Nie ma co mnie oszczędzać, wiadomo krytyka konstruktywna zawsze się przydaje. To tyle słów wstępu.


Godzina 6.30. Cholernie wcześnie rano. Nie była przyzwyczajona do wstawania o tak wczesnej porze, teraz siedziała w przedziale pociągu. Dobrze przynajmniej, że przy oknie. Ktoś po lewej żarł kanapkę. Żarł, nie jadł. Opychał się. Pochłaniał ją. Z tłustą zawartością pomiędzy bombami węglowodanowymi. Po serdelkowatych palcach skapywała czerwona maź. Mieszanka cukrów i chemii, potocznie zwana ketchupem. Okruszki walały się wszędzie, skarząc teren pustymi kaloriami. Madeline z obrzydzeniem odwróciła wzrok. Pragnęła uciec od tego komercyjnego świata zataczającego okręgi wokół Mcdonalda i innych jedzeniowych śmieci. Chemiczne podroby wabiące zewsząd otumanionych klientów wysoko przetworzonymi resztkami zaprawionymi aromatami i osmoregulatorami z dodatkiem zielonych wiórów i zmoczonej żółtej tektury, zapakowane w kolorowe pudełka z napisem BIG MAC.
Jeszcze tylko chwila w dusznym przedziale i zniknie. Oderwie się od zgiełku świata, natrętnych znajomych i jedzenia.
Naprzeciwko, siedzący może 7 letni chłopczyk z pokaźną nadwagą otwierał kolejną paczkę sztucznie kolorowanych wymiocin, tzw. chipsów. Jeszcze kilka paczek i będzie o jednego tłuściocha mniej, pomyślałam Zawał w wieku lat 7.
Szarymi oczami obserwowała pejzaże za oknem. 'Wytrzymam' Próbowała podtrzymać się na duchu. Z całych sił ściskała obolały brzuch pod czarnym poncho. Miała nad sobą władzę i kontrole, to czego ci puści ludzie zapatrzeni w tandetne reklamy i pochłaniający kolejne opakowania trzy minutowych frytek, nigdy nie będą mieli.
10.00 Zamknęła oczy. Przed nią jeszcze długa droga.. Dobrze by było gdyby usnęła. Oczami wyobraźni była zupełnie gdzieś indziej. Równy bieg pociągu i delikatny, chłodny powiew powoli ją obezwładniał. Nie myślała o niewygodnych współpasażerach, o problemach, o bólu brzucha który co chwila dawał o sobie znać. Przykre zapach znienawidzonego jedzenia oddzieliła od siebie szklaną barierą. Liczy się tylko ta chwila. Perfekcyjna i idealna. Razem z nim. Tak właśnie miało być. Jak bardzo się przeliczyła. Doskonała miłość okazała się niewystarczająca. Zsunęła się w głąb fotela podrzędnej, turystycznej klasy. I to tylko jej wina, że było nie tak jak trzeba. Musi teraz przynajmniej naprawić siebie. Pojedyncze pozytywne obrazy zasłaniały worek chwil godnych potępienia. Jak to musiał jej pilnować, stał jak ten kat i kazał jeść.. Nie dawała rady. Kłótnie, awantury. widziała jak bardzo go to męczyło. Jak zabijało to tę miłość. Jej miejsce zastąpiła obojętność.
13.00 -Może chciałaby się pani poczęstować?- ten okropny tekst wyrwał ją z zamkniętego świata do paskudnej rzeczywistości. Otworzyła oczy i spojrzała ma 7letniego tłuściocha trącającego ją swoimi grubymi paluchami, całymi lepkimi od czegoś, czego pochodzenia z pewnością nie chciała poznać. Ledwo co zdążyła się powstrzymać od zgryźliwego komentarza. Siedząca obok matka chłopca przyglądał się jej bladej cerze, kościstym kolanom i tym co zdążyła zauważyć spod obszernych ubrać.
-Kochana, zjedz bo bardzo słabo wyglądasz. Pewnie się źle czujesz, Mam gdzieś czekoladę, mi zawsze pomaga. No chyba że wolisz kanapkę, herbatniki...
Potok słów wyleciał spomiędzy pomalowanych na czerwono warg. Przy każdym słowie trząsł jej się nalany podbródek, a przy uśmiechu Madeline dostrzegła fragment pochodzenia organicznego między zębami. Czuła że gdyby była w stanie to by zwymiotowała. Maniery i kultura powstrzymywały z całych siła jej nieokiełznane cisnące się na usta teksty.
-Dziękuje bardzo, ale jestem uczulona.- wysyczała przez zęby tak często nadużywaną kwestię i jeszcze bardziej skuliła się na fotelu. Patrzyła w przestrzeń. Ponownie to samo. Gdzie się nie ruszy, wszyscy by chcieli tylko tuczyć. wszyscy nienormalni, a może tylko ona.. Nie mogła znieść natarczywego spojrzenia tej tłustej kobiety. Musiała wyjść. Choć na chwilę uniknąć tego alteryjskiego ostrzału. Dym... Tego potrzebowała. Jednym ruchem zgarnęła torebkę i wstała. Zrobiło to małe zamieszanie w już nieco ospałym przedziale. Większość była tuż po objedzie lub przynajmniej suchej przegryzce. Rozleniwieni, albo zaczytali się w lekturach, albo przymierzali się do drzemki..
Na korytarzu było spokojniej. Ktoś w drugim końcu wagonu rozmawiał przez telefon. Jakaś starsza elegantka paliła cygaretki obserwując przy tym bacznie kogoś wewnątrz któregoś z przedziałów.
Elegancka, statyczna, taka nadludzka. wywarła ogromne wrażenie na Madeline. ' Jeśli mam się zestarzeć to właśnie tak, z gracją." pomyślała patrząc na nie młodą już, ale zadbaną skórę, na doskonale skrojone ubranie, delikatny makijaż.. Powoli zaczęła wyobrażać sobie swoją przyszłość. Jaką znów przyszłość. Jakaś część jej świadomości uderzyła falami o burty jej umysłu. No tak.. Nie należy jej się życie.
Sięgnęła po paczkę i wyciągnęła papierosa. Dym.. Koniecznie tego potrzebuje. Nerwowymi ruchami przeszukiwała kieszenie w celu znalezienia zapalniczki. Zawsze coś szło nie tak.. Pociąg zahamował, zbyt nagle. Siła przewróciła stojącą na ławce torebkę. Zawartość zaczęła się wysypywać niby prezenty z worka bożonarodzeniowego. Zbierając swoje rzeczy kątem oka spostrzegła zapalniczkę staczającą się z ławki i turlającą się po korytarzowej podłodze. Na myśl przyszła jej jedynie chwilowa złość w związku z kupnem tek oryginalnej, walcowatej zapalniczki. Kres całej frywolnej podróży ogniodajnego plastiku dała ściana wagonu. oparty o nią mężczyzna przestał rozmawiać przez telefon, schylił się po uciekinierkę i z uśmiechem podał ją dziewczynie. Madeline marzyła tylko o tym, żeby zapalić. "Ludzie i ta ich pewność siebie" pomyślała. Sztywno dziękując odwróciła się na pięcie i wróciła do okna przy którym stała. Otworzyła je szerzej.
Chłodny, zimowy wiatr wleciał do przedziału. Zapaliła. Łapczywie biorąc kolejne wdechy drogocennego dymu. Obserwując przemijający świat zza oknem, myślała o tych szczęśliwych ludziach, umiejących cieszyć się życiem. nieświadomych lecz pełnych zadowolenia, mimo ciężkich chwil. Potrafiących wierzyć.. Ona nie potrafiła. Nie miała złudzeń, nie żyła nadzieją na lepsze jutro. Wiatr rozwiewał jej włosy. Chwile które straciła nawiedzały jej umysł. Zbyt duże ilości tytoniu kręciły jej w głowie, osłabienie dawało o sobie znać. Szczelniej zawinęła się w poncho. Lubił chwile ciszy kiedy nikt niepotrzebnie nie zawracał jej głowy, gdy może tylko pomyśleć. Być sam na sam z własnym ja.
Szyby pociągu całe były w lodowych kryształkach tworząc otwarte kompozycje. Ukryte obrazy widoczne dla umiejących patrzeć. "Spójrz to sanie, a to bratek. -Chyba kostucha." Uśmiechnęła się do swoich wspomnień. " Słońce, nie bądź taka ponura, a widzisz tu jest paproć. No uśmiechnij się". Przejechała opuszkami palców po kryształowych rysunkach, paproć.. pomyślała z rozmarzonym uśmiechem. Zimno szyby ocuciło ją. Ze wstrętem zgasiła niedopałek o szkło w miejscu owej lodowej roślinki i wyrzuciła go przez okno.
W jej przedziale znów ktoś coś jadł, z pewnością chemicznie przetwarzane ciacha tworzone na bazie substytutów cukru. Szybkim krokiem minęła pomieszczenie udając się do toalety. Szaleńczo kręciło jej się w głowie. Brzuch był nie do zniesienia. Na wpół zgarbiona obijała się o ściany, idąc do łazienki. Wymacała klamkę i chwilę później zamknęła się w tak małym pomieszczeniu, że u normalnych osób mogło to spowodować klaustrofobiczny strach. Tym razem nawet nie zwróciła na to uwagi.
Tabletki. W małej wewnętrznej kieszonce miała pojemniczek przeciwbólowych. Od razu wysypała całą garść i połknęła. Za dużo.. powinna czymś popić. wodę zostawiła w przedziale, patrząc na osyfiały kran wykluczyła picie z niego wody. Został jeszcze podrzędny bar pociągowy. ale to nie teraz. W tej chwili musi odreagować. Uspokoić się, poczekać aż leki zaczną działać. Oparta o umywalkę wpatrywała się w swoje odbicie, w lustrze. Była taka nie doskonała. Taka gruba.. -myślała, macając swoje wystające kości policzkowe. Zsunęła poncho z ramion. widok jej sterczących obojczyków spod bluzki i płaskiego biustu wprawiał ją w złość. Macała wyimaginowany tłuszcz na wystających miednicach. Chudość.. To spełnienie jej marzeń. Ale jeszcze jej brakuje. Musi wytrzymać, żeby spełnić marzenia. Zgubiła w tym pościgu siebie. Patrzyły na nią niby jej oczy, ale tak bardzo różne od tych które pamięta. Spłoszył ją łomot do drzwi. Drżącymi rękoma zaczęła szybko owijać swoje ciało ponchem. Żeby nikt nie widział. Odwróciła wzrok od swojego lustrzanego odbicia. Poprawiła kołnierzyk bluzki i wyszła.
Skierowała się ku wagonowi restauracyjnemu, widok jedzących ludzi zawsze wzmacniał w niej poczucie własnej wartości. Gdy oni się opychali,ona chudła. Jeszcze parę kroków i kolejny sprawdzian silnej woli. Z ogromną ochotą na kawę, lekko otępiona przez przeciwbólowe pchnęła drzwi dzielące ją od pomieszczenia grzechu ostatecznego. Pierwszy atak na jej czystość sprawiła wymieszana woń wszelakiej maści zapachów, od pikantnych udźców po słodkie rurki. Wszystko miało swój indywidualny zapach. Każde uderzało w jej zmysły bombami, lecz jej receptory zdążyły się już dość dawno odpierać takie ataki. Podeszła do bufetu, gdzie za szklanymi szybami piętrzyły się stosy równo ułożonych kanapek, delikatnych kremówek lub szybkich przekąsek. Z wewnątrz kuchni na zapleczu roznosił się koktajl zapachowy. Co chwilę zza czerwonych drzwi wychodziła kelnerka z coraz to innymi ciepłymi daniami. Madeline była wzrokowcem i ta próba była dla niej wyjątkowo trudna, lecz wyobrażanie sobie jaką drogę to jedzeniu musiało przejść plus dodatkowe upiększenia w błyskawicznym tempie ostudziło jej apetyt. Miła kelnerka zaczęła proponować od razu listę dań. Madeline odpowiedział uśmiechem i zamówiła kawę. Czarną BEZ cukru. A kiedy ta pierwsza próbowała polecić ciasto, dziewczyny bez cienia udawania sympatycznej odmówiła warknięciem. kelnerka cicho odeszła.
Madeline rozglądając się po sali odruchowo liczyła; spaghetti mięsne 540, kurczak smażony z puree 620. Nie myślała o tym co robi, było to takie naturalne, takie spontaniczne. Miny otaczających ludzi były takie wesołe. jedli i sprawiało im to przyjemność. Zapomniała już jak to jest. Straciła te podstawowe zachowania. Teraz posiłki kojarzyły jej się raczej z brakiem kontroli, wstydem.
Spojrzała przez okno. O tej porze już robiło się ciemno. Spadł śnieg. Małe delikatne płatki wirowały na wietrze. Pełne ekspresji jedne jedyne loty, zanim zetkną się z ziemią. Tworzyły pół przezroczystą zasłonę. Taki łagodne, takie niepowtarzalne, takie kruche..
Odwróciła wzrok. Kawa już stała na stoliku przed nią. Nawet nie zauważyła kiedy. wyciągnęła książkę i zatonęła w lekturze. Pozwoliło jej to uciec na chwilę od tu i teraz. Co chwila wypijała łyk gorącego napoju. Ulotne minuty odlatywały w przestrzeń zwaną przeszłością. pociąg mkną w coraz to odleglejsze zakątki. Płynne i miarowe stukoty. Obok na wyimaginowanych torach pędził wiatr, ciągnąc za sobą sznury płatków śniegu. Skręcał, leciał zygzakiem, zawracał. Bawił się z ekspresem. Robiło się coraz ciemniej, a w przedziale było coraz puściej. Przewróconych stron było coraz więcej. Filiżankowe dno ujrzało już światło lampy. Cisza i spokój, oraz przeraźliwie burczenie. Musi coś zjeść. Zamknęła książkę, zostawiając sobie na później. Zapłaciła rachunek i udała się do swojego przedziału. w torbie razem z wodą miała jabłko i pokrojonego pomidora z ogórkiem.
W przedziale jej sąsiad spał, widać było że przed zaśnięciem coś jadł, w wąsach tkwiło pełno okruszków. Matka również drzemała, jej syn natomiast pogrążony był w stukanie klawiszów na komórce. Nie może jeść przy nich.. Co prawda spali, z wyjątkiem dzieciaka, ale co by było gdyby nagle się obudzili...? Przez chwilę zawahała się.. nie obudzą się. Usiadła na swoim miejscu i wyciągnęła plastikowy pojemnik z sałatką, składającą się z 1 pomidora i 1 ogórka kiszonego. Serwetkę wyciągnęła z kieszeni torby, położyła na maleńkim stoliczku przy oknie. nią niej ułożyła równo pojemnik. Wyciągnęła widelec. No to 1, 2, 3... i siup. pomyślała, dodając sobie odwagi. Jegomość z lewej chrapną. Madeline nerwowo spojrzała w jego stronę, by upewnić się czy na pewno się nie obudził. Ściągnęła pokrywkę i nabiła pierwsze warzywo na widelec, przyglądając mu się przez chwilę. 'No już, zjedz to.' Krzyczała sama do siebie po cichu. Ugryzła, smakowało dobrze. Eksplozja tłumionego odczucia głodu zadzwoniła jej w głowie. Ale nie dała jej się. Gryzła pomału, dokładnie kęs po kęsie, kawałek po kawałku. Powoli.
Widok jedzącej w ten sposób dziewczyny zainteresował 7 latka, który nigdy nie widział tak małej ilości jedzenia znikającej tak powoli. Z pewnością też nigdy nie widział zdrowych świeżych warzyw. Wśród dzisiejszych dzieci konsumpcja warzyw ogranicza się do frytek ociekających tłuszczem ewentualnie wiór pomiędzy bułą a kotletem. Madeline nabijając ostatni kawałek ogórka podniosła wzrok, który spotkał się ze spojrzeniem chłopca. Potok oczerniających myśli zaraz zaraził jej umysł. 'Żrę, żrę..pewnie już wyglądam jak świnia, niepohamowana,okropna..'. Jej wewnętrzny krytyk szalał na całego. I to poczucie winy. Rozbieganym wzrokiem spojrzała w stronę pozostałych pasażerów. Spali, co za ulga. Złapała się za brzuch. 'Utyłam, na pewno'. Winna. Czuła wyrok na sobie. Musiała się tego pozbyć. Łazienka.
Puściła się pędem. Stara się nie myśleć o wstydzie, nie dało się. Przeklęte poczucie winy. Przegrała. Waląc w drzwi od kabiny. Cholera zajęte. Męska obok wolna. Bez zastanowienia zamknęła się w drugiej. Związała włosy, podwinęła rękawy bluzki. Dziewczyna z lustra była przerażona. Doskonale wiedziała co teraz nastąpi. Pamiętała wszystkie poprzednie razy, nie różniące się niczym od siebie. I ponownie zrobiła błąd i musi siebie ta strasznie karać. Sedes pachniał fekaliami. Czuła się jak ostatnia szmata. Pochylając się, brudna szmata. Zagłębiając rękę w sobie jak najgłębiej , nic nie warta. Łzy pociekły same z oczu. Tłusta świnia. Ból rozgoryczenie, zawód i treść żołądka. Wymieszane do potęgi. Jeszcze raz. Pełno śliny, brudne ręce i krew. Coś nie wytrzymało, pękło. Czarny tusz rozmazany przez łzy, już nie perfekcyjny. Złość i poczucie winy. Głupia idiotka. Po raz ostatni. Do końca. Wszystko, żrący kwas. Ścierwo. Mięśnie drżały z wycięczenia. Kolana uginały się. Rozmazana, usiadła na na podłodze, opierać się o drzwi. Wstyd.. Aktualny monopol jej uczuć. nie liczyła czasu. Ktoś dobijał się do drzwi. Nie reagowała. Płakała. Po chwilach trwających wieczność spróbowała podnieść swoje obolałe ciało. Stanęła przed lustrem. Obmyła ręce. Widziała potwora. Spuchnięta twarz, czerwone oczy, ogromne wargi. Odkręciła wodę. Potraktowała się zimnym strumieniem. wytarła czarne torowane przez łzy szlaki. Byle by nikt nie zauważył, nie domyślił się. Ktoś za drzwiami przeklną i już się nie dobijał. Zmęczona Madeline zapaliła. W tak małym pomieszczeniu trochę szybko zrobiło się duszno. Zrezygnowała. wyrzucając prawie całego papierosa w miejsce gdzie chwilę temu topiła swoją energię, siłę i emocje. Teraz potrzebowała snu. Długiego, najlepiej do końca podróży.
Gdy wróciła do przedziału nikogo tam nie zastała. Spojrzała na zegarek. 19. Kolacja. 'Ty już sobie zagwarantowałaś' pomyślała z obrzydzeniem. Wypiła wodę i rozsiadła się wygodnie. Powieki przymknęły się same, z wycieczenia. Obolałe ciało potrzebowało regeneracji. Zwinięta i opatulona ponchem, odpłynęła. Odliczając sekundy do końca tej parszywej podróży. A może by tak pociąg się wykoleił. Może jakaś bomba. Nie można liczyć na przypadek. Zasnęła.
Obudziła się w środku nocy. Wszyscy w przedziale spali. Wyszła na korytarz. Pochodzić, zapalić i pomyśleć w ciszy. Wszędzie było ciemno, jedynie małe przy podłogowe lampki delikatnie oświetlały stopy. I księżyc za oknem.
'To koniec' pomyślała. Nie za miesiąc, rok, nawet nie jutro. Dziś. oparła czoło o zimną szybę. Nic oprócz śniegu nie mogła dostrzec. Zapalając ostatniego papierosa przywoływała wspomnienia. Gdy jeszcze go nie wykończyła, gdy jeszcze ją kochał. Gdy byli razem. Spędzali cały dzień w łóżku albo spacerowali po parku. wspólnie rozmawiali, albo milczeli. Nie ważne co robili, było dobrze. Później już nie. Zabiła go. Zachorował przez nią. Wykończyła go.
Niedoskonała, brudna szmata. Nie wybaczy sobie tego. Rozżalenie sączyło jad do jej krwi. Obezwładniało ją całą. Miłość i nienawiść. Za jednym zamachem. Jarzący się niedopałek. Przeżyła już to co miała, nic innego ją nie czeka. Zmęczona życiem, zmartwiona i wiecznie cierpiąca. Otworzyła kolejny flakonik tabletek. Już nie przeciwbólowych. Nie liczyła. Wysypała cała zawartość na dłoń. Połykała po kilka na raz. Ostatni raz spojrzała na świat do którego nigdy nie należała. Zabrano jej jedyny powód do życia. Więc już nie musi się męczyć. Wróciła do przedziału. Cicho, tak by nikogo nie obudzić, usiadła w fotelu. Spod baterii w telefonie wyciągnęła żyletkę. Już nic nie czuła, nic a nic. Przez chwilę wpatrywała się w ostrze. Dokładnie wbiła się w skórę przedramienia i nadcięła żyłę. Poczuła jak ciepła krew spływa jej po przegubie i kapie na podłogę. Nadcięła w drugiej ręce. Chłód metalu i ciepło krwi..
Zakrwawionymi rękoma wzięła książkę do ręki. Został jej ostatni fragment. Czytany przy świetle księżyca..
"24.12
Wydarzenie z ostatniej chwili. Samobójstwo na trasie Paryż - Warszawa. Na noc przed wigilią 26 letnia dziewczyna, anorektyczka, najpierw przyjęła śmiertelną dawkę tabletek a następnie podcięła sobie żyły. Z zeznań świadków wynika że musiała to wykonać w trakcie snu pozostałych.41 letnia kobieta i jej 7 letni syn trafili do szpitala w stanie szoku. 48 letni mężczyzna zeznaje: Obudził mnie krzyki tej kobiety. Widok który ujrzałem był przerażający. młoda dziewczyna trzymała książkę na kolanach, wszystkie strony był mokrej od jej krwi. Podłoga lśniła na rubinowo. Z nadgarstków nadal sączyły się stróżki brunatnej cieczy. Głowę miała przechyloną na bok, opartą o fotel. Ale najstraszniejsze były jej na wpół otwarte oczy. Komentuje świadek.
Madeline R. jechała na pogrzeb narzeczonego Adama W. Zmarł 5 dni przed nią. Śmierć z miłości, spotykana tylko na kartach romantycznych historii, urzeczywistniła się w życiu.
red. Niesprawiedliwy Los "


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez cheeza dnia Śro 18:01, 30 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:52, 30 Wrz 2009    Temat postu:

Odsyłam do regulaminu, bo się go najwyraźniej nie przeczytało, skoro tekst nieoznaczony.
Mal.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Wto 22:37, 20 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

kamil2109
Stalówka


Dołączył: 15 Gru 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 23:45, 16 Gru 2009    Temat postu:

no znów skomentuję że znów piszesz o śmierci i samobójstwie chociaż jest ono z miłości do drugiej osoby podobnie jak w Romeo i Juli ale każdej historii miłosnej która kończy się samobójstwem z powodu śmierci innej drugiej ukochanej osoby nie można zawsze komentować że jest na wzór właśnie historii W. Szekspira.... błędów gramatycznych nie widzę, chociaż często zdarzają mi się przeoczenia na bazie moich własnych tekstów..... ale mam jedną uwagę mogła byś opis tej dziewczyny zamieścić bardziej na początku a nie w środku czy to pod koniec historii... nawet ładnie to napisałaś przyprawia czytelnika o ciekawość co dalej stanie się z tą anoretyczką i co kolejnego zrobi w swoim życiu....... kolejne pozdrowionka coś wciągają mnie twoje teksty coraz więcej ich czytam i coraz więcej ich komentuję pisz dalej na te tematy chociaż nie zawsze musisz je zakańczać śmiercią lub samobójstwem.....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin