Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Synek [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Maladrill
Ołówek


Dołączył: 17 Cze 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:29, 17 Cze 2009    Temat postu: Synek [M]

Nigdy nie lubiłem pożegnań. Po co odprowadzać kogoś na lotnisko? Nie lepiej pożegnać się w domu, bez wielkich ceremonii? Wolałbym jedno ciepłe słowo w cichym miejscu, zamiast setki uścisków pośród pędzących podróżnych.

Dzisiaj nie mogłem liczyć na wyrozumiałość. Odprowadzała nas Beata, z którą najchętniej nie spotykałbym się wcale. Nawet przed rozwodem nie mieliśmy sobie zbyt wiele do powiedzenia. Żyła w innym świecie, a ja nie potrafiłem się do tego przyzwyczaić. Dobra, mogę być chyba szczery, nawet nie próbowałem. Poza tym co jakiś czas jej odbijało i wyłaziła z niej wściekła diablica. Dwoje obcych sobie ludzi, mieszkających razem i wychowujących dziecko. Tak wyglądała nasza rodzina. Po rozwodzie niewiele się zmieniło – nadal jej nie rozumiałem, a ona ciągle była furiatką. Na szczęście nie mieszkaliśmy razem i spotkania ograniczyliśmy do minimum. W niedzielę przyjeżdżałem do niej i zabierałem synka. Zostawał u mnie przez tydzień, a potem ona go zabierała. I tak od czterech lat, zgodnie z wyrokiem sądu.

Patrzyłem jak tuli się do dziecka, szepcze mu coś do ucha i całuje. A dzieciak? Jak to dzieciak – rwał się już, próbował wyśliznąć unikając pocałunku, chciał pędzić do samolotu. W końcu nie często zdarza się sześciolatkowi lecieć jumbo jetem.
- Tato! Mama nie chce mnie puścić, spóźnimy się.
- Spokojnie. Mamy jeszcze mnóstwo czasu. Jeszcze nie ogłosili odprawy.
W końcu puściła Tomka i powiedziała:
- Siądź tu i poczekaj. Muszę porozmawiać z twoim ojcem.

Patrzyłem na nią i zastanawiałem się, czym mnie teraz uraczy. Od początku była przeciwna naszemu wyjazdowi. Pół roku czekałem, aż złoży podpis na wniosku paszportowym Tomka. Potem zawiozła synka do swojej matki na cały lipiec. Myślałem, że zwariuję, ale w końcu się udało.

Podeszła do mnie. Widziałem, że jest wściekła. Skąd w niej tyle agresji? Po tylu latach mogła by sobie dać spokój.
- Jak coś mu się stanie, przysięgam, zajebię cię skurwysynu – wyszeptała zjadliwie. – Słyszysz? Odpowiedz kiedy do ciebie mówię.
Milczałem. Chyba nic nie wyprowadzało jej z równowagi tak, jak mój spokój.
- Zrozumiałeś? – zapytała.
- Nie, nie zrozumiałem. Ale też życzę ci miłego odpoczynku. Pa.
Nie widziałem sensu dalszej rozmowy. Podszedłem do Tomka i chwyciłem plecak.
- Pomachaj mamie i lecimy oddać bagaż.
- Dobra. – A po chwili. - Tata?
- No?
- A kupisz mi kolę? Proszę, proszę, proszę.
- Zapomnij stary. Mówiłem ci, ja tego badziewia nie będę kupował.
- A dasz mi pieniądze? To sam sobie kupię.
- Nie ma mowy.
Czasami sześciolatek potrafi być męczący, jak się czegoś uczepi, więc dodałem:
- Umawialiśmy się, że nie będziemy o tym gadać. Żadnej koli. Jak chcesz pić to kupimy zaraz sok.
- Dobra... Może być sok – powiedział niechętnie.

No to mam czas do następnego razu. Uśmiechnąłem się, zarzuciłem plecak i ruszyłem w stronę bramek odprawy bagażowej.

***

- Tatusiu? A jak się nazywa nasz samolot?
- Boeing 747.
- I on jest największy na świecie?
- Tak myślę.
- A który to jest rocznik?
- No wiesz. – Zaśmiałem się. – To nie jest tak jak z samochodami.
- No ale ile ma lat? Powiesz?
- Na pewno nie więcej niż dziesięć. Wcześniej ich nie produkowali.
- To nowszy niż twój samochód, prawda?
- Tak. A teraz posłuchaj co mówi pani. To są bardzo ważne informacje.

Patrzyłem na Tomka jak z uwagą słucha stewardesy. Oczy zrobiły mu się wielkie. Sprawdzał, czy wszystko jest na miejscu, oglądnął schemat wyjść ewakuacyjnych, kucnął przy fotelu i dotknął kamizelki. W końcu usiadł i zapiął pas.

***

Pamiętam jak jechałem kiedyś do Holandii. Przez pół nocy i cały dzień zasuwałem przez Norwegię i Szwecję. Wieczorem siadłem w kawiarni, na promie i zasnąłem. Obudził mnie brzęk tłuczonego szkła. Przez sen zrzuciłem filiżankę i rozlałem kawę. Podniosłem skorupy całkiem jeszcze zaspany.

Nagle spojrzałem na sofę na której przed chwilą siedziałem. Byłem przerażony. Tomka nigdzie nie było. Pobiegłem do barmana i pytam się, czy nie widział gdzieś trzyletniego chłopca. Takiego małego blondynka o szarych oczach. Facet patrzył na mnie jakbym się z księżyca urwał i kręcił głową. Wybiegłem na pokład i zacząłem szukać. Nigdy wcześniej nie czułem takiego przerażenia. Przed oczami miałem wizję dziecka wypadającego za burtę lub włażącego gdzieś między samochody. Serce waliło mi tak, że myślałem, że zaraz się wywrócę. Dopadłem jakiegoś faceta w białym mundurze i powiedziałem mu co się stało. Gość potraktował mnie poważnie i ruszyliśmy w kierunku mostka.

Wnet coś mi zaświtało w głowie. Przecież Tomek został z Beatą. Poczułem taką ulgę, że aż musiałem usiąść. Ręce mi drżały, w nogach czułem ołów. Wiatr grzmocił o burtę promu, woda bryzgała na wszystkie strony, a ja siedziałem. Oficer coś do mnie mówił, a ja po prostu nie mogłem się ruszyć. Gdyby dzień wcześniej ktoś opowiedział mi taką historię, nie uwierzyłbym.

***

- Tato daj mi kartki i kredki. Chcę narysować dla ciebie rysunek.
- Masz. A będzie taki jak lubię?
- Tak. Zrobię dużo, dużo kolorów.

Zawsze lubiłem patrzeć, jak Tomek wciąga się w jakąś zabawę bez reszty. Nie potrzebował wtedy nikogo. Miał swój wyimaginowany świat i zatapiał się w nim całkowicie. Coś tam sobie mruczał pod nosem, wydawał różne dziwne dźwięki, bawił się i nic poza tym go nie interesowało.
- Narysuję jabłonkę. Bo najbardziej lubię jabłka – powiedział rozkładając kredki. – Albo nie, bardziej lubię galaretkę i tą biało – czarną czekoladę. Wiesz?
- Mhm. To co w końcu narysujesz?
- Przecież mówiłem, że jabłonkę. W ogóle mnie nie słuchasz!
- Przepraszam, zamyśliłem się.
- Przeprosiny przyjęte.

***

Tomek miał półtora roku, no może trochę mniej. Mieszkaliśmy wtedy w Londynie. Beata robiła jakiś projekt dla dużej wytwórni telewizyjnej, a ja opiekowałem się dzieckiem. Wstała rano, wyprasowała ciuchy i schowała żelazko pod łóżeczkiem. Gdy wychodziła, spałem na materacu z synkiem, bo było jeszcze bardzo wcześnie. Nagle usłyszałem przeszywający wrzask. Dziecko siedziało na podłodze, żelazko obok niego. Musiał chwycić za wystający kabel. Na grzbiecie dłoni Tomaszka czerwony ślad oparzenia. Chwyciłem chłopaka i pod kran. Po chwili się uspokoił. Ubrałem go, spryskałem rękę aerozolem na oparzenia i do szpitala.

Po dwóch godzinach oczekiwania myślałem, że rozwalę poczekalnię. Poszedłem do recepcji, wziąłem książkę telefoniczną i zadzwoniłem do prywatnej kliniki. Załatwiliśmy tam sprawę w godzinę, łącznie z dojazdem.

Tomkowi została niewielka blizna Nawet się cieszy, że ją ma bo dzięki temu wie, która ręka jest prawa. Ale dla mnie jest to symbol mojego nieudolnego ojcostwa. Nie dopilnowałem, zawaliłem na całej linii. Moi znajomi mówią mi, że jestem świetnym tatusiem. Raz, czy dwa nawet Beacie wyrwało się, w chwili słabości, takie stwierdzenie. Ale tylko ja wiem o drobnych zaniedbaniach. O tym, że nie słucham czasem co Tomek do mnie mówi. Albo jak zapomnę o ważnej dla niego sprawie. Wiem o tym i o setce innych rzeczy. Drobne sprawy, nie? A jaki będą miały skutek? Nie mam pojęcia. Dowiem się po przebudzeniu.

***

Tomek spał. W samolocie przygaszono światła. Wziąłem pierwszy rysunek. Brązowy pień pośrodku, okrągła korona i czerwone kropki jabłek. Po lewej stronie chyba ja. Ciemne włosy, czarny sweter z golfem, niebieskie spodnie. Na kolanie dziura. Mój ulubiony sweter i stare dżinsy. Po drugiej stronie jabłonki Beata. Można poznać dzięki podpisowi. Niewprawna ręka Tomka skreśliła koślawe literki słowa MAMA.

Na rysunku nie mamy ust. Zza pnia drzewa wychyla się główka dziecka. Żółte włosy, szare oczy i małe czerwone kółeczko zamiast ust.

Popatrzyłem na synka śpiącego w fotelu. Głowę oparł na ukochanej poduszce. Powiedział mi kiedyś:
- Wiesz? Ta poduszka jest bardzo ważna. Możemy się tak umówić, że będę ją zabierał jadąc do mamy? Bo wiesz, ona będzie mi przypominała ciebie i wtedy nie będę tak tęsknił.

Zgodziłem się wtedy, lecz musiałem szybko wyjść z pokoju. Nie chciałem, żeby widział łzy napływające mi do oczu.

Silniki samolotu mruczały cicho. Przysunąłem twarz do włosów Tomaszka. Zapach szamponu mieszał się z zapachami dziecięcego potu i kurzu. Tak pachnie najsłodsza istotka na świecie. Pocałowałem go w policzek. Mruknął coś przez sen.
- Wiesz, że cię kocham najbardziej na świecie? – zapytałem.
- Tak, ale nie przeszkadzaj mi – wymruczał przez sen.
Podciągnąłem mu koc pod szyję i rozłożyłem oba fotele. Jeszcze kilka godzin lotu.

***

Tomek stał na zjeżdżalni. Razem z kolegami wygłupiali się całe popołudnie. Złożyłem książkę i podszedłem bliżej.

- Uważaj! Bez wygłupów jak jesteś na górze.
- Nic mi się nie stanie. Jestem niepokonany.

Wdrapał się szybko na barierkę, a ja poczułem, że czas się zatrzymał. Poczułem bolesny skurcz w brzuchu - oczyma wyobraźni ujrzałem, jak noga dziecka zsuwa się z wytartej małymi rączkami balustrady i Tomek spada głową w dół, prosto na ubitą glinę. Przeszył mnie dreszcz.

- Widziałeś jaki jestem dzielny? Wcale się nie bałem. – Popatrzył na mnie z uśmiechem. – Co się stało, powiesz? Jesteś smutny?
- Ani trochę. – Głos mi zadrżał. - Przecież ci mówiłem, że jestem wesoły zawsze, gdy jesteśmy razem. Musimy już iść, bo robi się późno.
- Tatulku, proszę – jęknął. – Jeszcze tylko chwileczkę...

***

Wsłuchiwałem się w miarowy oddech dziecka. Patrzyłem na małą twarzyczkę, zamknięte oczy, mały nosek. Mogłem tak siedzieć i nie robić nic innego przez całą drogę.

***

- Tatusiu, czy my umrzemy?
- Nie martw się synku, będę cały czas z tobą.

***

- Wiesz co tato, może to dobrze...? Nie musisz się już o mnie martwić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Agatelle
Stalówka


Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:43, 17 Cze 2009    Temat postu:

W dziedzinie ortografii czy interpunkcji nie jestem raczej autorytetem, dlatego tę kwestię zostawię dla osób bardziej kompetentnych. Przejdę do Pana pomysłu i jego realizacji. Chciałeś pokazać relację między rodzicami, którzy rozwiedli się, a ich synem. Cała akcja dzieje się na lotnisku, z którego na moment uciekamy, by poznać wspomnienia ojca dziecka. Pomysł dobry, jednak wykonanie niespecjalnie mnie zachwyciło. Brakowało mi uczuć bohatera. Opisał Pan jego obawy, że nie był wystarczająco dobrym ojcem (i dobrze ci to wyszło) oraz zewnętrzny spokój z jakim obchodził się ze swoją byłą żoną. Ale czy wewnątrz był również tak spokojny? To tylko moja subiektywna opinie i wcale nie musisz się z nią zgadzać. Dodatkowo gryzło mnie zbyt długie rozwodzenie się nad złymi cechami żony zamieszczone na początku. Można było poinformować tylko, że się rozstali, a teraz spotykają ze względu na syna. Prawdziwą jej naturę można poznać w czasie ich krótkiej rozmowy.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Agatelle dnia Śro 19:36, 17 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin