Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Droga [NZ]


 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Richard Scott
Ołówek


Dołączył: 19 Paź 2008
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:59, 19 Paź 2008    Temat postu: Droga [NZ]


 Debiutant wita najserdeczniej wszystkie Koleżanki i wszystkich Kolegów <czyni głęboki ukłon>.


 Pet jest facetem, który z wyraźnego nadmiaru czasu rozważa na temat swojego życia. Pewnego dnia jego przyjaciel Andy namawia go, by ruszył w podróż i odszukał to, na co każdemu przypisane jest trafić – sens życia. Tak rozpoczyna się wspaniała wędrówka w głąb siebie, którą koloryzują wprost ojcowskie rady i mądrość Andy'ego.



                        1


Gdzieś w Brazylii, w samochodzie Pet'a...


 – Warto było rozpocząć swoje wielkie dzieło, prawda Pet?
 – Nie miałem... 
 – ...o czym jeszcze może śnić szczęśliwy człowiek? 
 – Nie miałem... 
 – ...nie posiada się nic, a tak naprawdę jest właścicielem niezliczonych bogactw.
 – Nie miałem... 
 – ...nie zakładasz korony ze złota i nie przywdziewasz najdroższego płaszcza. W ręku nie trzymasz berła, ale najzwyklejsze pióro i kreślisz swoją historię. Nie ważne, czy popełniasz błędy. Jesteś jedynym redaktorem.
 – Jaki jest cel twojej podróży? 
 – Nie wiem. 
 – Może inaczej... a co wiesz? 
 – Nie wiem - uciął po raz kolejny. 

 Pet obserwował w zewnętrznym lusterku zbierający się do wyprzedzania ich samochód. Kierowca wysunął go lekko dając znak, że podejmuje się manewru. Wcisnął pedał gazu i kilka sekund później machnął ręką wyglądającemu na zewnątrz Petowi. Ominął ich z dżentelmeńską wprost klasą wjeżdżając na pas ruchu, którym się poruszali dobre kilka metrów przed nimi.
 Andy błądził gdzieś myślami wtapiając wzrok w zachodzące słońce. Nigdy nie widział słonecznikowych pól, ale był pewien, że trzymając się Pet'a zobaczy jeszcze wiele ciekawych zjawisk i odegra kilka znaczących ról. Na jednym z kwiatów usiadł ptak wbijając w niego swój dziób. Kilkakrotnie powtórzył czynność, po czym, widząc, że niczego nie zdziała odleciał i dołączył do nieopodal przelatującej gromady.

                        2

 Kilka dni później Pet i mały Andy byli już w połowie drogi do góry Corcovado znajdującej się w Rio de Janeiro, w Paraquacu. Podróż była całkiem przyjemna pomijając kilka nieprzewidzianych postojów, wymuszonych przez starego chevroleta. Przez parę lat stał przed domem w ogóle nieużywany, więc czemu się tu dziwić, prawda Andy?
 Prowadząc, Pet wcale nie rozmawiał ze swoim przyjacielem. W ciągu ostatnich kilku lat godzinami przesiadywali na bujanych krzesłach rozmawiając przy tym o wszystkim; o Marcie, która kupiła nowego psa (biedak zerwał się z łańcucha i wbiegł wprost pod samochód), o Kennym wymykającym się z domu, gdy żona smacznie spała; nikt nie wie, nawet Andy, dlaczego do tej pory nie przyłapała go na zdradzie. A może jednak jej się udało? Biedna, pewnie codziennie przywdziewa tę samą maskę, maskę kobiety nieświadomej tego, co dzieje się dookoła.
 Wiliam, bo tak miał na imię małżonek postępował tak już od kilku dobrych miesięcy; sam jednak stracił rachubę, pewnie zgodnie z zasadą "szczęśliwi czasu nie liczą". Czy miał się przejmować? Z całą pewnością kochanka była na tyle wystarczającym okazem, że wraz z orgazmem wszystkie problemy pryskały jak bańka mydlana.

Smak zdrady bywa zaraźliwy. Uważaj na niego Pet.
Powiedz mi tylko jedno Andy; czy ona będzie miała kiedyś na tyle odwagi, aby stawić mu czoła? Spojrzeć prosto w oczy, wykrzyczeć całą prawdę, a później splunąć w twarz, zabrać swoje rzeczy i odejść?
Nie Pet, za kilka miesięcy znajdzie prezerwatywy w kieszeni marynarki. Zrobi olbrzymią awanturę, która zakończy się tragicznie. Wiliam dźgnie ją nożem, a kiedy dotrze do niego, co zrobił... poćwiartuje ciało. Następnie wywiezie poza miasto i wyrzuci do rzeki.
Andy, a czy odnajdą ją?
Nie Pet. Jej nie odnajdą już nigdy. Kiedy woda wyrzuci zwłoki na brzeg staną się smacznym kąskiem dla zwierząt.
Łee, Andy to jest obrzydliwe! Przestań!
Pet, przecież to sam zacząłeś...

 – Pet, musimy zjechać na najbliższą stację. Trzeba zatankować samochód - oznajmił Andy.
 – Ale przecież...
 – ...paliwa wystarczy nam na najbliższą godzinę. Tak wiem. Ale musimy.

 Pet spojrzał na niego jak matka tuż po narodzinach pierwszego dziecka, wzrokiem pełnym szczęścia, dumy i litości. Oderwał rękę od kierownicy i pogładził się po twarzy. Drapanie skóry na dłoniach przypomniało mu o dniu, kiedy ostatni raz sięgnął po maszynkę do golenia.

Tak Pet. Nim dotrzesz do swojego celu musisz skorzystać z brzytwy.
Przecież wiesz, że jej nie używam.
Pet, to było tylko taki żart.
Aha, rozumiem.
Nie, wcale nie rozumiesz.

 Pet – dosłownie jak profesjonalista – skręcił w boczną dróżkę wiodącą do stacji benzynowej. Skierował samochód ku jednemu ze stanowisk. Z budynku natychmiast wybiegł młody mężczyzna ubrany w niebieski firmowy uniform. Zapytał czego nalać, a Pet poinformował go, że chce najdoskonalszą 95 – tkę. Zaklął, kiedy wysiadając uderzył obolałym kolanem o deskę rozdzielczą. Trzasnął drzwiami tak, że samochód jakoby podskoczył, a siedzący w nim Andy najwyraźniej niczego nie poczuł – czytał książkę w żaden sposób nie reagując. Przyjrzał mu się dokładnie i burknął, że idzie zapłacić. Powiedział to z czystego obowiązku; jeśliby Andy miał się czepiać miał coś na swoją obronę. A to, że szyba była zasunięta to już nie jego problem. Kąciki jego ust poruszyły się w ironicznym uśmiechu.
 Chwilę później Pet wsiadł z powrotem do samochodu. Wyprostował się, by schować portfel do spodni. – Jak było? – rzucił walcząc się z kieszenią, która widocznie wolała pozostać pusta.
 – Gdzie?
 – No w tej powieści.
 – Znaczy się w książce? - Andy delikatnie ją uniósł wskazując podmiot w rozmowie.
 – Tak, właśnie w książce - odpowiedział podejmując kolejną próbę umieszczenia swojego sejfu.
 – Ano, właśnie dotarłem do momentu, kiedy Ralph Roberts zaczyna dostrzegać tajemnicze aury.
 – A o czym ty gadasz?
 – Nie mów, że nie wiesz o co chodzi? A niech mnie...
 – Co w tym dziwnego?
 – "Bezsenność"
 – Że niby co?
 – Taki jest tytuł tej książki - powiedział przyglądając się walczącej dłoni Pet'a. – A może położysz to po prostu tutaj? - wskazał na wolną powierzchnię przy popielniczce.
 – Nie, to zbyt niebezpieczne.
 – Ha ha...
 – Wole włożyć to do schowka. Właśnie, odłożyłeś moje prawo jazdy? - zapytał podając Andy'emu portfel. – Mógłbyś?
 – Pewnie - odpowiedział. Złączył ze sobą dłonie i gestem iście służebnym odebrał portfel. Pochylił nisko głowę i schował skarb Pet'ea.
 – Osioł - rzucił Pet delikatnie uderzając go w głowę.
 – Nauczyłeś się dzisiaj czegoś nowego?

 Pet przekręcił kluczyki w stacyjce. Pod maską rozległo się coś w stylu małego wybuchu, jakby petardy rzuconej przez bawiącego się dzieciaka.
 – Nauczyłem się tego, że jeśli dalej tak pójdzie trzeba będzie zmienić samochód.
 – Bardzo zabawne - zaśmiał się Andy. - Nie o to mi chodziło.
 – Więc o co?
 – Spójrz na tego chłopaka - wskazał ruchem brody na chłopaka, który dolewał paliwa do ich chevroleta. - Popatrz na jego ruchy. Popatrz na oczy.
 – Jakoś trudno je zauważyć z tej odległości - odparł Pet przyglądając się wydrukowi, na którym widniała kwota do zapłaty. Andy to dostrzegł.
 – Nie widzisz, bo nie chcesz patrzeć. Jedno spojrzenie w czyjeś oczy wystarczy, żeby pojąc kim jest, jaki jest i jaka rola jest mu przypisana.
 Pet podniósł delikatnie wzrok rwąc jednocześnie paragon. Spojrzał w oczy Andy'ego niczym ofiara w oczy napastnika. Nie dostrzegł niczego wyjątkowego. Normalne. Niebieskie. Nic więcej. Jak mam coś czytać, skoro nic nie pisze, pomyślał ziewając.
 – Wielu rzeczy musisz się jeszcze nauczyć mój przyjacielu...
 – A co widzisz patrząc na niego?
 – To młody chłopak. Wiele jeszcze zobaczy w swoim życiu, ale pewnego dnia...

 Chevrolet delikatnie ruszył. Pozostawili za sobą stację paliwową i młodzieńca, z którego oczu czytał Andy. Przed nimi dalsza część podróży do miejsca, gdzie Pet miał odnaleźć samego siebie. Włączając się do ruchu zdjął zbyt szybko nogę z hamulca i samochód zgasł. Sprawnie go odpalił; tym razem "coś" pod maską nie wystrzeliło. Wystarczyło jedno ostrzeżenie, żeby dać obu panom do myślenia.
 Andy wrócił do swojej lektury bardzo szybko wertując kartki, a Pet do marzeń, którymi żył od dłuższego czasu. Chciał dotrzeć do magicznego miejsca, do źródła. Chciał i musiał.

                        3

 – Niech mnie diabli! Więc mówisz, że tak wysoko wejdzie? Życie w dziwny, ale i słuszny sposób weryfikuje nasze plany, prawda?
 – No tak. Dla jednych bywa to błogosławieństwem, dla innych cholernym przekleństwem.
 – Przekleństwem? Co Ty mówisz? – zapytał Pet, którym targała niezwykła radość.
 Andy ponownie sięgną do schowka tuż obok kolana, muskając przy tym udo Pet'a. Nie był to żaden akt miłości; nawet im to przez myśl nie przeszło. Po raz wtóry wyciągnął prawo jazdy i dokładnie, z czystej ciekawości przeliczył litery imienia swojego przyjaciela. Kiedy Pet zapytał, po jaką cholerę to robi, ten odpowiedział, że cyfra trzy jest dla niego szczęśliwa.
 Pet opuścił dolną wargę i przez chwilę uważnie mu się przyglądał; później lekko się odchylił i spojrzał w lusterko. Dotknął worków pod oczami - wynik kilku nieprzespanych nocy, które na moment stały się centrum zainteresowania. Kiedy samochód podskoczył na jakiejś nierówności wrócił do rzeczywistości, objął ponownie kierownicę i skupił na drodze.
 Słońce, które poprzednie dni szczyciło swoją obecnością pozwalając zażyć dobrego humoru tym, którzy potrzebowali zasmakować kilku gorących i dodających smaku promieni, dzisiaj ukryte było gdzieś daleko za chmurami. Przesadny błękit, kontrastujący z zielenią tworząc atmosferę czystości i miłości ustąpił swojego miejsca ponurej i złośliwej szarości.
 Tak miało być przez najbliższe kilka dni, jak głosił radiowy komunikat sprzed kilku godzin. Dziennikarz o mocnej barwie głosu przekazał te informację niczym komunikat o stanie wojennym. Na szczęście to było tylko radio, do tego jeszcze marna amerykańska stacja, bo innej Any'emu nie udało się znaleźć, więc Pet był nadziei, że nastąpił błąd, a przyszłość zweryfikuje rzeczywistość na jego korzyść.

 W samochodzie znowu zapanowało milczenie.
 Po chwili przerwał je Andy, który niczym odradzający się feniks z popiołów powrócił do rozmowy sprzed kilku minut.
 – Życie stanowi dla poniektórych przekleństwo, najwyższą karę za grzechy. Woleliby umrzeć; marzą by usiąść wygodnie w fotelu, nakreślić kilka ostatnich słów, a potem wziąć pistolet, wymierzyć prosto w skroń i zakończyć bolesną przygodę.
 – Błogosławieństwo... Życie jest błogosławieństwem; nieważne ile bólu zada ci drugi Człowiek. Ból jaki odczuwamy jest naprawdę najwyższym skarbem jaki kładzie pod nasze stopy Najwyższy. Wystarczy tylko być czujnym i nie zdeptać czeku opiewającego na życiową mądrość.
 – A co byś powiedział, gdybyś poznał pewną dziewczynę? Syciłbyś się miłością. Każdego dnia poznawał Jej duszę. A potem nagle Bóg ją zabrał?
 – Co bym pomyślał wtedy? Czy może kilka miesięcy później?
 – Wtedy – uciął krótko Andy.
 – Jej śmierć odebrałaby mi laskę, której trzyma się ślepy. Byłbym zdany tylko i wyłącznie na siebie, na swoje instynkty. I kiedyś nadszedłby pewien dzień, w którym wędrowny ślepiec nie wiedząc na czym kładzie swoje obolałe stopy runie w przepaść.
 – A Bóg?
 – Co Bóg?
 – Czy nie byłbyś zdany również na niego?
 Pet milczał. Podrapał się po policzku, otworzył usta... jego myśli znów wydobyły się na zewnątrz i otoczyły głowę Andy'ego, po czym uciekły przez delikatnie opuszczoną szybę; nie prysły tak jak ostatnim razem, ale powędrowały w inne miejsce.
 – Boisz się umieszczać go w swoich rozważaniach, prawda Pet?
 – Nie wiem.
 – Ludzie obawiają się mówić głośno o czymś, czego tak naprawdę nie znają, z czym nie mieli do czynienia
 – Ale ja znam...
 – ... nie do końca Pet, nie do końca – przerwał mu.
 – Dlaczego tak uważasz?
 – Jeśli byś go znał nie mówiłbyś, że Człowiek zdany jest sam na siebie. Nie wspominałbyś o ślepym starcu. Nawet w najtrudniejszych sytuacjach, w których wydawać się może, że nie ma żadnego wyboru, jest taki jeden, który podaje Ci swoją dłoń. Ja nazywam go Przyjacielem. A ty Pet?
 – Nie mogę nazywać Boga przyjacielem.
 – Dlaczego?
 – Stworzył mnie. Tchnął we mnie życie. Jest moim Ojcem. Ale nie Przyjacielem; to byłby wyraz braku szacunku z mojej strony, gdybym się tak do Niego zwracał.
 Andy, widząc pojawiające się utrudnienia na drodze do przekonania Pet'ea odwrócił głowę w stronę okna. Przez otwarte usta zaczerpnął ogromny łyk świeżego powietrza.
 – Bóg chce być twoim Przyjacielem.
 – A skąd to wiesz?
 – Bo moim jest...
 – Jak to?
 – Po prostu. Pewnego dnia do drzwi zapukał jego wysłannik i oznajmił, że Pan wybrał mnie na swojego Pasterza, który ma głosić jego słowo.
 – Pasterza... – Pet ugryzł końcówkę języka broniąc się przed wypowiedzeniem kilku następnych słów. To nie na miejscu, pomyślał. Zażartować z Andy'ego, że jako papież ma okazję podróżować ze zwykłym gazeciarzem było nie na miejscu. I Pet doskonale o tym wiedział.
 – Chciałeś coś dodać? - zapytał Andy odczytując zamiary.
 – Nie, raczej nie.
 – Może jednak? - nalegał.
 – Ee, nie mam już nic więcej do powiedzenia.
 – On naprawdę chce się z Tobą zaprzyjaźnić.

 Andy wypowiedział to ostatnie zdanie bardzo cicho, ale mimo to Pet zdołał je usłyszeć; wolał jednak tego nie okazywać. Światopogląd jaki wyznawał różnił się od tego głoszonego przez Andy'ego. Pet wiedział, że dyskutuje z osobą równą sobie, być może nawet mającą większy zakres wiedzy; nie tej podręcznikowej jaką każdy wynosi ze szkoły, ale życiowej, która rodzi się w bólu i doświadczeniach. Ona jest w sercu. Ona jest w każdym z nas.
 Przyjaciel Pet'ea zamknął drzwi przed dyskusją nie zakładając jednak kłódki; wiedział, że jeszcze wiele razy będzie musiał otworzyć, a później wprowadzić swojego ucznia. Dmuchną na szybę i nakreślił znak, którego Pet nie potrafił odczytać. Nie śmiał jednak zapytać co oznacza. Andy domknął szybę. Zmienił pozycję nogi, która zaczynała cierpnąć. Spojrzał daleko przed siebie i szepnął w duchu: Przyjacielu, daj mi na tyle siły, a jemu rozumu, żebym zrealizował Twoje polecenie.

                        4

 Obudził go słodki powiew wiatru wprawiającego w taniec włosy. Część z nich delikatnie opadała pieszcząc powieki, reszta przyjmowała najróżniejsze z możliwych pozycji jakby w dozie szaleństwa. Przypomniał sobie, że ubiegłego wieczoru zostawił delikatnie opuszczoną szybę tak, żeby świeże powietrze było na wyciągnięcie ręki; widocznie pogrążony snem jeszcze bardziej ją uchylił nieświadomie uderzając w klameczkę. Natychmiast odciął drogę, przez którą dostawały się delikatne powiewy wypełniające całe wnętrze. Łaskotanie powiek ustało. Spoglądając na Pet'ea delikatnie przygładził włosy. Przyjaciel odpowiedział mu ciepłym spojrzeniem i troskliwie zapytał jak się spało? Ironicznie stwierdził, że wywietrzył swój organizm, po czym obaj wybuchnęli niepohamowanym i trwającym kilka minut śmiechem. Pet ledwo co zdołał utrzymać kierownicę; co chwila Andy pomagał mu lekko manewrując samochodem, celem uniknięcia odwiedzin pobliskiej szosy.
 Kiedy już ochłonęli Andy zaproponował chwilowy postój, w czasie którego spokojnie zjedli śniadanie i wypili po kubku gorącej kawy. Pet postanowił dolać jeszcze odrobinkę, na co Andy z radością stwierdził, że będzie miał czas na załatwienie swoich potrzeb fizjologicznych. Zaapelował nawet, żeby Pet spokojnie wypił cały termos jeśli zajmie to więcej niż piętnaście minut.
 Po upływie określonego czasu uśmiechnięty Andy wyszedł z jeden z kabin znajdującej się nieopodal pola namiotowego zapinając rozporek. Widocznie obawiał się o swój skarb. Był całkowicie świadom jego wartości i wiedział, że na coś... może kiedyś jeszcze się przydać. Jaki szczęśliwy, pomyślał Pet wydłubując kawałki mięsa tkwiące w szczelinach między zębami.
 Wsiedli do samochodu. Pet włączył silnik... i znowu ten przeraźliwy wybuch. Tyle tylko, że tym razem chevrolet odmówił posłuszeństwa. Zamknął się sam w sobie, podobnie jak porzucony kochanek i ani myślał grzecznie służyć im przez następne kilometry. Spróbował jeszcze raz; przekręcił klucz w stacyjce, silnik zawarczał i ucichł. Pet nie poddawał się. Kolejna próba... Nic z tego. Andy zaśmiał się pod nosem, co dostrzegł przyjaciel podejmujący się wyzwania będącego ponad jego siły. – Bawi cię to? – wysunął z nutką ironii przyglądając się uważnie ustawieniu biegów. Miał nadzieję, że diabeł tkwi w czymś banalnie prostym. Andy nie odpowiedział ani słowem, tylko bezustannie na jego twarzy gościł promienny uśmiech.
 – Tutaj na dobre kończy się twoja wędrówka.

 W chwili gdy wypowiedział ostatnie słowo, Pet odwrócił się gwałtownie w jego stronę; wyrwał kluczyki, które uderzyły o ziemię z głośnym łoskotem, podobnie jak upada kamień rzucony wysoko do góry. I podobnie jak większość zabieganych ludzi nic nie słyszy, tak i ich uwadze to umknęło.
 Odgłos uderzającego minerału jest obojętny dla ludzkich uszu; prawie niesłyszalny. Przeciwnie ptaki, które w ten czas zrywają się do lotu płochliwie machając skrzydłami, uderzają jeden o drugiego w akcie desperacji. To strach. Albo Człowiek dostrzegający swojego Brata i brzemię jakie za sobą ciągnie. Wtedy przestaje mieć znaczenie jakakolwiek władza; na piedestał dostaje się ręka – serce, który darujesz bliźniemu. I pozostaje tam na zawsze. Bez względu na to, czy ktoś próbuje ją odciąć... miłości i wiary nikt i nigdy nie zabije.

 Pet westchnął, a z jego ust popłynęła tęcza. W chwili gdy je zamknął stała się ona wyblakła i przybrała ohydną, wprost piekielnie czarno – czerwoną barwę. Dostrzegł jak myśli wirują wokół wewnętrznego lusterka. Był jednak zdziwiony, że nie otaczają głowy Andy'ego tak, jak zwykły czynić poprzednio. Wtulił twarz w dłonie, a łokcie oparł na udach. Poczuł lekkie ukłucie bólu naciskając zbyt mocno na jeden z mięśni. W tej jednak krótkiej chwili uświadomił sobie, że bardziej dotkliwa zdaje się być rana wewnętrzna, jaką zadał Andy. Tygodnie podróży, w rzęsistym deszczu i okrutnym skwarze, w słońcu, które mimo prognoz gościło na niebie, tyle wyczerpujących rozważań i w końcu decyzja o podjęciu życiowej walki... a teraz przyjaciel mówi, że znalazł się na mecie? Kiedy tak naprawdę jeszcze niczego nie odkrył, nic nie dostarczyło życiowej mądrości... nawet nie czuje się zwycięzcą zawodów, w których startuje! Nie zdołał poczuć, jak wychodzi na prowadzenie, jak mija innych uczestników... Nie słyszał radości zgromadzonej publiki, bicia braw i radosnych okrzyków wiwatujących jego imię! Koniec? Tak szybko...?

Dlaczego Andy, dlaczego...
Takie było twoje przeznaczenie, Pet.
Ale czemu Moja Wędrówka się kończy.
Koniec musi nastąpić. Ale pamiętaj: coś musi przeminąć, ustąpić miejsca temu, co idzie po nim.
Nie rozumiem Andy!
Zrozumiesz Pet i to już niebawem...

 Nagle samochód zakasłał. Pet poderwał się uderzony nagłym przypływem wiary w to, że jednak nie utkwią na stałe w miejscu, gdzie jedyny plener stanowił nieopodal znajdujący się lasek... i kibelki czekające z otwartymi ramionami na ich przyjęcie. Ręką sięgną do stacyjki. Czegoś brakowało... Rozejrzał się dookoła i wypatrzył zgubę odpoczywającą po poprzednich przejściach obok buta. Umieścił ją w miejscu, w którym od dłuższego czasu powinna tkwić. Mimo, że wcześniej odmówiła posłuszeństwa, teraz zachowała się jak maleńka córeczka wsłuchująca się w każde słowo ojca, następnie czerpiąca z nich pożytek.
 Po raz kolejny już dzisiejszego popołudnia, spróbował uruchomić silnik. Po raz kolejny już dzisiejszego popołudnia... nic z tego. Wszystkie nadzieje prysły wraz z wtórnym, głośnym wybuchem dochodzącym spod maski.

 – Będziemy musieli zatrzymać się tutaj na dłużej – oznajmił Andy.
 – Na to wygląda.
 – Wiesz, czasem trzeba poświęcić dużo czasu sprawom, które wydają się być nic nieznaczące.
 – Insynuujesz coś, Andy?
 – Wszystko o czym z tobą rozmawiam ma w sobie sens i ukryte przesłanie. Musisz tylko otworzyć drzwi swojego serca i pozwolić słowom wpłynąć mimo, że nie mają żadnych dokumentów potwierdzających ich sens.
 – Ta wypowiedź... mam wrażenie jakbym gdzieś... ją już słyszał – powiedział Pet drapiąc się po głowie. Przypominał myślącego człowieka, co w tej sytuacji było jak najbardziej pożądanym efektem. To była kwestia jego wędrówki. Musiał nauczyć się myśleć, żeby odkryć najcenniejszy skarb swojego życia.
 – Wielu filozofów o tym wspominało w swoich przemówieniach – zaśmiał się.
 – No tak... Ale ty nie jesteś filozofem.
 – Racja. Od czasu do czasu zaś mogę podać ci jakąkolwiek sentencję wręcz na tacy.
 – Zaręczam, że wystarczy zwykły talerz. Nie jestem z tych lubujących się w bogactwie i sławie.
 – A więc jednak...
 – Co jednak?
 – Więc jednak zaczynasz rozumieć.
 – Co masz na myśli?
 W tej chwili Pet wydał się Dawidem toczący walkę z Goliatem. Andy niezwykle tajemniczo wprowadzał go w tajniki swojej nauki. To dla Pet'a było niezwykle drażniące; wolał otrzymać scalony zestaw wiedzy najlepiej w postaci książki. Niekoniecznie z twardą oprawą.
 – Zadajesz znacznie za dużo pytań.
 – Kto pyta nie błądzi! – uciął krótko.
 – Ano, masz rację. Tylko, że niektóre pytania mogą wynikać z twojej niewiedzy.
 – Przecież po to tu właśnie jestem; przyszedłem szukać Życiowej Mądrości.
 – Tak...
 – Co tak?
 – Jestem przekonany, że zaczynasz powoli wszystko rozumieć. To bardzo dobrze.
 – Czyli nie jesteś jednak tak złym przyjacielem i nauczycielem za jakiego cię mają?
 – No nie całkiem...


wersja niedokończona


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richard Scott dnia Nie 20:11, 19 Paź 2008, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Airel
Bezskrzydła Diablica


Dołączył: 05 Lis 2007
Posty: 465
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Faerie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:04, 21 Paź 2008    Temat postu:

Jak widzę dodałeś coś w rodzaju wprowadzenia...
Nie, nie przeczytałam całości - przyznaję się bez bicia - aczkolwiek zdziwiło mnie wejście (powtórne) do tego tekstu i ujrzenie innej wersji niż tej, którą zaczęłam czytać. Rozumiem, że wersja niedokończona i ją udoskonalasz, ale chyba bym wolała jakieś ostrzeżenie na początku. (Zwłaszcza, że w ciągu 2 godzin udało ci się zmienić tekst 8 razy -?!)
Natomiast Pet mnie dobił. A "samochód Pet'a" jeszcze bardziej.
Pierwsze skojarzenie: ale taki papierosowy, czy domowy zwierzaczek? I co to za apostrof?... No, skoro już Pet, to chyba tego Peta. Aczkolwiek nie poprawia to do końca sytuacji, przez odmienione Pety mam jeszcze silniejsze skojarzenia.
Ale zabłysło mroczne podejrzenie, że to może jest Pete? Wtedy rozumiałabym apostrof również. Ale przecież nie zrobiłeś literówki. Z pewną dozą ...premedytacji, można by rzec, piszesz Pet. W porządku, skoro Pet to Pet. Aczkolwiek ktoś kiedyś mówił, co by uważać na znaczenia słów w danym języku (najlepiej tym, w którym się pisze, ale dotyczyło to wówczas tłumaczenia).
Pet przypomina mi też odcinek Siostrzeńców Kaczora Donalda bodajże, gdzie wymyślił... Donald? Gumę Pet. Dzięki której można było fruwać, jeśli dobrze pamiętam. Potem zrobił się z tego ogromny problem.
Objuczona tobołem skojarzeń, spróbuję go zrzucić...

Cytat:
Z całą pewnością kochanka była na tyle wystarczającym okazem, że wraz z orgazmem wszystkie problemy pryskały jak bańka mydlana.
To zdecydowanie dziwne zdanie. Czego wystarczającym okazem była? Dlaczego w ogóle była okazem? I - powtórzę się - czego? I jak można być okazem wystarczającym? Na tyle wystarczającym, na ile było stać jego kieszeń? To nadal dziwne. Wtedy użyłabym słowa "zadowalającym". Wystarczającym do wywołania orgazmu? Szyk zdania kuleje...
I regularnie gubisz przecinki.
No nie wiem. Bardzo chcesz, by było filozoficznie, i to widać. Mam wrażenie, jakbyś naśladował po części "Zen i sztukę oporządzania motocykla".


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Airel dnia Wto 10:06, 21 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin