Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Ołki dołki [NZ]


 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

roślinawędrowna
Wieczne Pióro


Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:31, 05 Kwi 2009    Temat postu: Ołki dołki [NZ]

Na życzenie Coin coś do poczytania. Smile Chyba głównie nadaje się to do rozrywki, gdyż raczej mało jest to poważne. Trochę dziwnawa i śmiesznawa opowiastka. Nie wiem, co można o niej myśleć. Na tyle fajnie się ją wymyślało, że teraz jestem już zajęta kontynuacją, ale i ta ukazana tutaj miała również swoją poprzedniczkę. To jest moja pierwsza książka, która ma zakończenie. Rozdziały są króciutkie. Dorobiłam się ich dwadzieścia pięć plus epilog.
Ps: Proszę o wyrozumiałość... Wink



ROZDZIAŁ I
Faza postoju nabiera pędu


Teofil koło południa zakończył przekopywanie ogródka. Odłożył łopatę i odsapnął. Na sadzenie jeszcze nadejdzie pora. "Czas na chwilę relaksu" - pomyślał rozpromieniony, bo nie czuł się źle, pomimo zmęczenia. Zawsze zachwycała go czynność, którą właśnie przerwał. Nowe rośliny wprowadzały go w znakomity nastrój. Potem już tylko patrzeć na to aż się będą rozrastać, zakorzeniać się i pięknieć w oczach. Następnie poszedł się napić wywaru z ziół. Delektował się niebiańskim smakiem, wyobrażając sobie, że połyka eliksir szczęścia. Uważał to za infantylne, lecz nie przeszkadzało mu to. Wyrażał w ten sposób melodię, która grała w jego sadzonkach, podczas długich letnich nocy, gdzie gwiazdy świeciły ze wszystkich sił, tak jakby wymagało to sporo zaangażowania i wysiłku. Starając się jak najlepiej wypocząć przed powrotem do pracy, rozłożył się na leżance i wachlował się gazetą sprzed kilkunastu lat, którą przeczytał przeszło sto razy, umiał na wyrywki, potrafił opowiadać od końca na początek, recytował przy blasku świec podczas romantycznych wieczorów spędzonych ze zwykłą paprocią. Obecnie jednak nie miał zamiaru popisywać się swoją pamięcią, wolał tak po prostu leżeć i wzdychać nad pięknem pustelni. Jego przyjaciel jak na razie nie wracał ze spaceru, ponieważ zapewne jak zwykle pomylił kierunki po paru zawrotach w różne strony. Brak orientacji w terenie to dla Euzebiusza normalka, bo czegóż się można spodziewać po osobie, której wszystkie mechanizmy w głowie są rozregulowane i działają według własnych upodobań. Rozległo się ciche stukanie do drzwi.
- Euzebiusz, nie do wiary! - wrzasnął tak, że nawet samego siebie ogłuszył. Mógł sobie na to pozwolić, gdyż w tym miejscu nie miał kto mu zabronić, czy nakazać zachowywać się grzecznie.
To nie był jednak Euzebiusz. Przed szałasem stała dwójka mulatów. Lekko strapieni przeczuwali, że będą potraktowani jak intruzi. Ton głosu Teofila każdego natręta wprowadziłby w stan przerażenia. Bob z Bogumiłem jednak dzięki wierze, że ludzie z natury mogą wydawać się zupełnie innymi niż są, nie speszyli się, a stali pewni siebie. Wahali się tylko przed zabraniem głosu, gdyż wiedzieli, że domownik nie spodziewa się nikogo obcego i może poczuć się niezręcznie, dlatego dłuższy czas milczeli, usiłując przygotować Teofila na niespodziankę. Ów nie pojmując zwlekania Euzebiusza, zerwał się ze złością i rozwarł drzwi.
- E, kim wy w ogóle jesteście? Czy nie widzieliście tabliczki, że mieszka tu pustelnik i pod żadnym pozorem nie można zakłócać jego spokoju? - powtarzał to zawsze nie umiejącym czytać, więc wyrzekł to bez zastanowienia. Mógł wydać się odpychający, co zmiarkował po chwili, ale cóż z tego, bo nie trzeba było się zapuszczać tam, gdzie nikogo się nie oczekuje.
- Jesteś Teofilem? Czy to prawda? - Bogumił był tego pewny, lecz jakoś trzeba było zagaić.
- Nazywają mnie również słoniem Trąbalskim. - starał się zbić ich z tropu, podając na wprędce pierwszą lepszą postać.
- Wiemy to tak samo jak fakt, że nie jesteśmy kosmitami. Jestem saksofonistą Bobem, a to drugi z nas, czyli bajkopisarz Bogumił. Interesuje się on historiami dla dzieci, a więc nie jest nasz Bogumił kimś spoza.
- Wyglądacie raczej na przechadzających się ludzi, lecz ostatnio wiele się zmieniło i jestem tego świadom. Znaczy się, że nie mam o tym zielonego pojęcia, bo i skąd, gdyż do nas wiadomości nie dochodzą. Czy odkryto już sposób na przebywanie lat świetlnych? - mówił z rosnącym zapałem, przekonany o zdolnościach ówczesnych naukowców. Chyba nawet sam wierzył w swoje słowa.
- Być może kiedyś, ale to nie jest celem naszej wizyty. Otóż borykamy się z problemem, jaki stawia przed nami rozliczne trudności do pokonania...
- Nie po to przyjaźnię się z pustelnikiem, aby napełniać sobie głowę cudzymi utrapieniami. Szukajcie pomocy w innym miejscu! - burknął, wykazując, że nie jest nastawiony do nich przychylnie. Wiedział, że, jak tylko ustąpi, oni wejdą mu na głowę, a wtedy będzie za ciężko aby sadzić zioła i przyprawy.
- Znamy okoliczności, ale znamy również wasze możliwości. Od kiedy tylko o was usłyszeliśmy, zrozumieliśmy, że jesteście fachowcami w spędzaniu czasu w samotności. Jesteście w stanie podejść niejedną introwertyczną postać.
- Zaczynacie robić się ciekawi. Może proponujecie mi przygodę? Piszę się na nią. Kiedy wyruszamy? - "pal licho spokój i harmonię".
- Spodziewaliśmy się, że twoja żyłka do podróżowania przebije ścianę braku zainteresowania.
Bob nie odzywał się, dopóki nie pojawiła się okazja do podsumowania:
- Małe ludziki się przemieszczają, aby z zapartym tchem podążać noga za nogą i nieustannie nimi przebierać, ponieważ wówczas wiele się przytrafia.
- Euzebiusz będzie nam towarzyszył? Bez niego się nie ruszam. Mam w nim najlepsze oparcie, jakby trzeba było ryzykować życie. - mówił z naciskiem.
- Najpierw go odnajdziemy, ale to kwestia być może jednej godziny. Pora na szczegóły nadejdzie później. W drodze opowiemy wam naszą historię i skąd dowiedzieliśmy się o waszym istnieniu.










ROZDZIAŁ II
kominek i ognisko nadziei


W trakcie rozmowy, którą Teofil prowadził z nieznanymi gośćmi, Euzebiusz opychał się jagodami o kwaskowatym smaku. "Wyborne!" - podziwiał ich walory. - "Takie jak lubię... Mniam!" Przysiadł na kamieniu, obok którego umiejscowił się muchomor o niezmiernie dużym kapeluszu. Blask słońca prześwitywał przez korony iglastych drzew i opiekał jego twarz, co doprowadziło do pojawienia się rumieńców. Tego dnia pogoda była doskwierająca, gdyż wielu ludzi na rynkach najrozmaitszych miast szwendało się w poszukiwaniu cienia. Jednak Teofil o tym nie wiedział, bo i skąd. Żył tylko w swoim okrojonym świecie. Mógł jedynie obserwować drzewostan i dziką zwierzynę, a w tym momencie również swoje pobrudzone sokiem dłonie. Wydawało mu się, że czas się nie zmienia. Nikt nie podejrzewałby go o to, że przeczuwał to, co niebawem nastąpi. Tymczasem, według ekipy poszukującej, wskazówki zegara przemieszczały się zbyt szybko i nie zdążyli wykonać operacji w zamierzonym przedziale godzin, ponieważ nie spodziewali się, że pustelnik będzie zakamuflowany pośród roślinności. Obchodzili każde drzewo, jakby myśleli, że złośliwy Euzebiusz ukrył się za nim, chcąc im sprawić komplikację. Brzmiało to niedorzecznie, ale należało się liczyć z każdą ewentualnością, a zwłaszcza że upał mącił w głowach i nic nie wydawało się wystarczająco pewne. Nie namierzyli Euzebiusza, dopóki on nie otrzepał się z brudu, igliwia i szyszek. Kiedy wypatrzył Teofila w towarzystwie jakiś panów, zastanawiał się, czy to nie pora cudów, czyli sytuacja która umożliwia stawanie się rzeczy nierealnych, ale zaraz sobie uświadomił, że jak zwykle gada do siebie głupoty. Wyszedł im na przywitanie, choć nie był przygotowany na wizytę zwykłych ludzi, bo bycie pustelnikiem skutecznie tego oducza. Starał się opanować drżenie rąk, zanim wyciągnął jedną w celu uściskania dłoni.
- Witam waszmość państwa. - powiedział to, jak mógł najuprzejmiej, żeby żaden z nich nie pomyślał, że pustelnicy to same gbury.
- Sie ma - odpowiedzieli razem raźno przybysze. - Mówmy sobie po imieniu jesteśmy Bobem i Bogumiłem.
- Dobrze Bobie i Bogumile. Do mnie natomiast zwracajcie się jako Euze, bo tak się nazywam dla przyjaciół, a wy mi wyglądacie na klawych ludzi, więc pozwalam tak siebie określać.
- Dziękujemy za zaufanie. - Bogumił dotychczas obawiał się, że będzie drętwo, więc przyjął to z niezmierną ulgą.
- Czemu zawdzięczam odwiedziny? - starał się, by nie zauważyli po nim, jaki jest poruszony.
- Chodzi o to, że wam, kiedy tylko chcecie, przytrafiają się niezliczone przygody, to nas zainspirowało, aby dołożyć wam jeszcze jedną. - Bob mówił swoim krzepiącym, charyzmatycznym głosem.
- Proszę, nie opisujcie dokładniej, co nas spotka, bo to tak, jakbyśmy czytali książkę, którą ktoś nam opowiedział w całości. - Euzebiusz uwielbiał tajemnice.
- W trakcie marszu podam tobie i Teofilowi jedynie najistotniejsze szczegóły, bez których się nie obędzie. - mówił Bogumił, gdyż to on zawsze pełnił rolę gawędziarza zważywszy na swój pociąg do fabuły, który nigdy się nie wykolei.
- Co ze sobą zabrać? - choć mogło to dźwięczeć trochę głupio, zważywszy na osobę, która bez przerwy żyła jak na biwaku.
- Wszystko to, co wyrzuci morze wyobraźni na brzeg, gdyż ona potrafi podpowiedzieć najlepiej. - z kolei Bob miał ciągotę do poezji.
Złapali się za ręce, jak dzieci wystraszone podczas nocnej wizyty na cmentarzu, a Teofil sprawnie powiódł ich z powrotem do siedziby, gdyż to on był najmniej zakręcony z otoczenia. To znaczy był świrnięty, lecz potrafił czasem się do tego nie ustosunkowywać.
W bazie puścili wodzę fantazji tak, jak zamierzali. Krzątali się bardzo szybko, wynosząc graty, które wydawałoby się, że do niczego nie służą. Bogumił nawet zastanawiał się, czy im nie powiedzieć, żeby zlekceważyli słowa Boba, lecz nie chciał zdradzić przyjaciela, a zresztą on faktycznie już nie raz miał rację, więc może i teraz nie zawiedzie. Ustawiwszy wszystkie szpargały w zgrabnym stosiku, wzięli się za pakowanie. Następnie Bob oświadczył, że mają jeszcze do wykonania jeden obrządek, bez którego niczego się nie zaczyna.
- Rozpalcie ogień! - rzadko się zdarzało, żeby komuś rozkazywał, ale tego nakazywało położenie.
- Chyba nie zmuszasz nas do spalenia szałasów, których budowa zajęła nam tak wiele czasu. - Teofil się nie co zląkł.
- Oczywiście, że nie! - parsknął śmiechem. - Miałem na myśli najzwyklejsze w świecie ognisko, co nie sprawi, że będziecie żałować swoich czynów.
- Pewnie, bo i tak robimy to ciągle, aby się ogrzać. - uśmiechnął się ze zrozumieniem.
Nie musieli zbierać drewna, bo ono było już przygotowane. Ustawili, więc je według grubości, a następnie podpalili.
- Niech każdy zacznie śpiewać swoją ulubioną piosenkę.
Wszyscy wybrali utwory reggae i poruszali się w takt ich słów.
- Teraz przeskoczmy ponad ogniem.
- Nie chcę... - tym razem Euzebiusz zgłosił swój sprzeciw, ponieważ był najniższy z całej gromady.
- No to obejdź go wokół.
- Teraz kilka słów wyjaśnienia. - Bob uwielbiał objaśniać swoje pomysły, aby je dokładniej pojąć. - Należało stworzyć dobry klimat do wędrówki, który doprowadzi nas do rychłego zwycięstwa, czyli przebrnięcia przez przeszkody. Często są one rozrosłe, a kryje się za nimi coś mniejszego, więc patrzcie dobrze pod nogi.
- Aha... - mruknęli pustelnik z zielarzem bez entuzjazmu, lecz pozostała dwójka najwyraźniej dobrze się bawiła.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez roślinawędrowna dnia Czw 16:18, 23 Kwi 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:01, 05 Kwi 2009    Temat postu:

Nie chcę się czepiać, niemniej jednak opowiadanie jest źle otagowane. Zakończone jest wtedy, gdy na forum są wszystkie napisane części, niezakończone, gdy nie ma - i nie liczy się tutaj, czy na komputerze/w zeszycie/gdziekolwiek jest ono skończone - na forum nie jest. Też się na to złapałam.
Dlatego proszę poprawić oznaczenie.


Na początku chaos, istny chaos i sieczka. Krótkie, pojedyncze zdania, poucinane bez sensu kropkami. W połowie pierwszego akapitu miałam ochotę porzucić opowiadanie. Nawet pisząc głupoty trzeba się stosować do pewnych zasad - a w spokojnym opisie po prostu muszą być dłuższe zdania, inaczej sprawia to wrażenie chaotycznej sieczki i męczy niemożliwie.
Reszta jest okej, ale tylko okej. W dialogu prawie nie ma didaskaliów (a może całkiem nie ma), chociaż niewątpliwie skomplikowany i nieprosty sposób wyrażania się postaci dodaje tekstowi trochę uroku absurdu. Niemniej jednak na razie nie widzę nic szczególnie dobrego. Trzeba poprawić długość zdań w opisach i dodać jakieś didaskalia. Więcej nie trzeba, w końcu to opowiastka służąca do rozrywki.
roślinawędrowna napisał:
Wiedział, że, jak tylko ustąpi, oni wejdą mu na głowę
Po "że" nie stawia się przecinka.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

roślinawędrowna
Wieczne Pióro


Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:19, 05 Kwi 2009    Temat postu:

Już jest dobre oznaczenie. Very Happy Te pierwsze rozdziały to w zasadzie była rozgrzewka. Wydają się bardzo zwyczajne w porównaniu z resztą i mogą nudzić. Te zdania są faktycznie krótkie, ale potem podobno są zbyt skomplikowane. Raczej w reszcie rozdziałów już są didaskalia, tu jakoś musiałam zaniedbać. Potem wszystko staje się coraz bardziej absurdalne, a postacie gadają i gadają, no i przez to się przenoszą w różne miejsca, o których opowiadały zaledwie przed chwilą. Głównie będzie wszystko następowało zgodnie z ich słowami, a potem będą próbowali rozwikłać sens swoich wypowiedzi i dlaczego akcja potoczyła się przez nie w ten, a nie inny sposób. To jest bardzo dziwaczna książeczka i sama do końca nie wiedziałam, co ci bohaterowie za moment nie wykombinują i czy to nie stanie się zbyt groteskowe. Ogólnie dobrze się bawiłam, a nad wstępem jeszcze popracuje. Jak wyda mi się, że jest lepiej to podmienię i dam znać.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez roślinawędrowna dnia Nie 13:21, 05 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Bajkopisarz
Gęsie Pióro


Dołączył: 19 Kwi 2009
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 23:59, 22 Kwi 2009    Temat postu:

Pustelnik i jego przyjaciel, którzy na co dzień zajmują się uprawianiem ogródka, wyruszają na poszukiwanie wielkiej przygody... Całość osadzona w irracjonalnym świecie pełnym absurdów, co w pewnych momentach jest dosyć zabawne. Smaku dodają pomysłowe dialogi z użyciem metafor.

Niestety całość kładzie sposób podania, szczególnie na początku. Nie można bowiem oddzielać jednej myśli kropkami i robić z niej kilku zdań. Nie chodzi nawet o to, że musi to być spokojny opis, równie dobrze mógłby być dynamiczny, osiągnięty poprzez zastosowanie krótkich, ale logicznie poprawnych zdań. Chociaż muszę przyznać, że akurat w tamtym miejscu opis dynamiczny raczej by nie pasował.

Natomiast zupełnie nie dziwi mnie brak didaskaliów, gdyż występują one tylko w dramacie, a w epice ich nie ma.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bajkopisarz dnia Czw 0:08, 23 Kwi 2009, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin