Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Płaczące mury [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Anelin
Ołówek


Dołączył: 09 Mar 2008
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Elbląg

PostWysłany: Śro 14:07, 12 Mar 2008    Temat postu: Płaczące mury [M]

Chciałam napisać opowiadanie dla siostry na polski, do pewnego obrazka- wyszło trochę zbyt inteligentne jak dla niej ;) Ja jednak mam do niego taki sentyment, że nie potrafiłam po prostu go wyrzucić czy schować w szufladzie. Nie mam komu go pokazać, a ciekawa jestem komentarza...
Tylko proszę, delikatnie... Wiem, że to nie jest szczególnie ambitne.



Płaczące mury

Piękny wysoki zamek z różowej cegły malował się na tle wschodzącego słońca. Otaczający go las szumiał w rytm delikatnej uwodzicielskiej muzyki, wołając znużonych wędrowców w swoje cienie, wiodąc na leśną drogę i prosto pod górę, po miękkim dywanie z zielonych traw, wprost przed wielką mosiężną bramę, w ramiona bogatych murów domostwa królowej de Vir- pani na zamku Tobira.
Pani Matylda de Vir była kobietą młodą, piękną i inteligentną. Jasne długie włosy spływały po jej ramionach, układając się w mieniącą falę, zielone oczy, głębokie jak dwa jeziora, pełne miłości i dobroci, błyszczały w świetle Słońca, które zdawało się uśmiechać właśnie do niej. Słodki niczym miód, melodyjny głos wydawał rozważne rozkazy. Królestwo wręcz lśniło, przezentując każdemu przybyszowi pełnię i dostatek. Wszystko zdawało się być idealne, niczym w pięknej bajce- świat jednak nigdy nie stoi na bajkach, tak było również tym razem. Piękna powłoka kryła czyny doprawdy straszliwe...

Biały koń mknął leśną dróżką płosząc zwierzęta. Gdy twarde podkowy uderzyły o brukowaną drogę, dźwięk poniósł się budząc drzemiących jeszcze strażnków.
-Kim jesteś i po co przybywasz?!- krzyknął jeden z nich wychylając się z wieży w stronę jeźdźca stojącego przed zamkniętą jeszcze bramą. Mężczyzna odrzucił kaptur z głowy odsłaniając przystojne oblicze.
-Książe Marcus zza południowej granicy. Przybywam stanąć przed obliczem szlachetnej królowej de Vir.
-Książe! Oh oczywiście, już otwieramy.- strażnik natychmiast podniósł gwar zaganiając ludzi do kołowrotu. Grube łańcuchy skrzypnęły podnosząc kratę, a silne ramiona otworzyły wrota przed synem królewskiej krwi. Spokojny miarowy stukot końskich podków jak posłaniec biegł przed młodzieńcem obwieszczając jego nadejście.
Na zamku zaś Matylda oczekiwała już swego gościa. W porannych promieniach przez krótką sekundę zalśnił na jej ustach dziwny, pełen pewności siebie uśmiech...

-Witaj drogi Marcusie, czekałam na to spotkanie.
-Jestem zaszczycony mogąc ujrzeć twe piękne oblicze pani. Posłańcy mówili prawdę nazywając Cię imieniem Najpiękniejszej, jednak żadne słowa nie opisałyby cudu twej urody. Nie jestem godzien unosić wzroku znad ziemi.
-Ach, dziękuję mój panie, jesteś nadzwyczaj miły i równie romantyczny- Matylda uśmiechnęła się miło do klęczącego przed nią młodzieńca, ten zaś odwzajemnił uśmiech dodając szybko:
-Twój uśmiech pani jest niczym promień Słońca w ciemności, cudowne lekarstwo potrafiące uzdrowić największe cierpienia. Sprawił, ze serce gotowe wyrwać mi się z piersi, łomocze jak oszalałe.
-Twoje słowa schlebiają mi, drogi Marcusie. Jesteś zapewne zmęczony i głodny po długiej podróży, poproszę służbę...
-Nie pani, czuję się wspaniale, niczego mi nie potrzeba. Leciałem tu na skrzydłach miłości, pokonując bez trudu wszystkie mury by tylko móc ujrzeć twoje oblicze, pozwól mi więc teraz jeszcze choć ułamek sekundy nacieszyć nim mój wzrok.
-Jeśli tak chcesz książe... W takim wypadku pozwól mi pokazać sobie zamek.
-Z największą przyjemnością pani skorzystam z twej propozycji, nie mógłbym wymarzyć sobie wspanialszego towarzystwa.

Młoda para poszła do różanego ogrodu, śmiejąc się wesoło, rozmawiając już wiele swobodniej i flirtując. Z daleka zdawało się, że widać było złotą nitkę zauroczenia zawiązującą się między tą dwójką. Matylda, znając szczere zamiłowanie księcia do wojen i walk, zaprosiła go na mury swojego zamku. Chciała udowodnić, że jest on równie piękny jak niezdobyty- tłumaczyła. Weszli po wąskich, kolistych schodach jednej z baszt.
-Mój miły, popatrz, czyż to nie urocze miejsce. Widać stąd jak na dłoni całą krainę, każde miasteczko, każdy przepiękny wschód i zachód Słońca...
-Tak pani, zamek doprawdy nie ma sobie równych, a twoje królestwo opływa w dostatki. Każdy władca chciałby wiedzieć, jak czynisz to miejsce tak szczęśliwym.
-To moja słodka tajemnica... Panie, mam pewną prośbę. Zapewne niedługo będziesz musiał wrócić do domu, mury te długo nie ujrzą znów twojej osoby, a słyszę wyraźnie jak cieszą się z twojej obecności. Pozwól mi... pozwól naszkicować twój cień na ścianie. Będę mogła przyjść tu ucałować go, gdy będę czekać na twój powrót.
-Będę zaszczycony- książe ukłonił się i mimo, że lekko zdziwiony tą propozycją, stanął prosto, przyglądając się kątem oka, jak niewielki kawałek węgla sunie po różowym kamieniu wokół jego cienia, prowadząc równą, ciemną linię. Gdy jeden jej koniec zamknął się za drugim, poczuł wewnątrz żołądka dziwne szarpnięcie, a jakaś demoniczna siła niczym w pięści, ścisnęła jego serce. Z jego ust wyrwał się krzyk bólu, nim jednak skończył wibrować w powietrzu, jego właściciel rozpłynął się we mgle, a mury zdawały się wydać z siebie głuchy jęk.
Z ust Matyldy wydobył się cichy śmiech, przesunęła dłonią po gładkim, nie naznaczonym nawet jedną czarną linią murze. Po zbrodni nie pozostał najmniejszy ślad, a zadowolona królowa wróciła do sali tronowej i jak gdyby nigdy nic usiadła na tronie, znów przywdziewając na usta swój miły i dobrotliwy uśmiech.

Mijał już drugi tydzień, odkąd Mai oczekiwała w południowym zamku swego kuzyna. Od dziecka byli najlepszymi przyjaciółmi, niczym brat i siostra, a nie dalekie kuzynostwo. Życie jednak wymusiło na nich długie rozstanie i teraz, po czterech długich latach dziewczynie udało się powrócić do ukochanego domu wujostwa. Kiedy usłyszała, że Marcus dzień wcześniej wyruszył na spotkanie ze swą listowną narzeczoną i będzie musiała czekać na niego blisko pięć dni, rozpłakała się ze smutku. Teraz jednak jej serce ogarniał coraz większy niepokój. Rodzice chłopaka starali się ją uspokoić, Marc wyruszył przecież do ukochanej, mógł zapomnieć o czasie. Mai miała jednak złe przeczucia...
Ciemnowłosa dziewczyna od małego wykazywała zdolności medium, które jej rodzina postanowiła w niej pielęgnować. Dlatego właśnie na tak długo opuściła dom i teraz, potrafiąc już kontrolować swoje umiejętności, gotowa była im zaufać. Nie mówiła jednak nic wujostwu- dlaczego ta para starszych ludzi miała denerwować się o los swego jedynaka przez jej niepewne przeczucia. Postanowiła sama zbadać sprawę i tłumacząc się brakiem sił na dalsze oczekiwanie, wyruszyła do osławionego zamku Tobira.
Od kiedy wkroczyła w granice państwa, jej wyczulone zmysły przedstawiały jej obraz nierealnego szczęścia i wspaniałości, krył się jednak za nim jakiś cień, nieuchwytny niczym wiatr. Teraz Mai była pewna, że dobrze postąpiła wyruszając w tę podróż, żałowała tylko, że nie zabrała ze sobą wojska, a jedynie jednego niepozornego rycerza.
Od zamku dzieliły ich niecałe 3 kilometry, wjechali w gęsty bór pełen nadzwyczaj wysokich drzew. Umysł, bardziej niż uszy Mai wychwycił melodię płynącą gdzieś z wnętrza lasu, zdawało jej się jednak, że gra ona tylko po to, by zagłuszyć dobiegające z oddali przytłumione jęki i nawoływania. Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach a dźwięki przybierały na sile w miarę zbliżania się do zamku. Gdy minęła ostatnie drzewa i wyjechała na zieloną polanę, w jej głowie momentalnie wybuchła salwa potępieńczych, przerażających krzyków, pełnych bólu i cierpienia. Skuliła się na koniu łapiąc za głowę, towarzyszący jej rycerz podjechał zaniepokojony o jej zdrowie. Po chwili jednak wszystko ucichło, a z murów rozległ się krzyk:
-Kim jesteście i po co przybywacie?!

Królowa de Vir ugościła Mai niczym najlepszą przyjaciółkę, choć nigdy przecież się nie widziały. Zastawiła bogato stół, przygotowała pokój, ofiarowała własną suknię do przebrania dla dziewczyny. Zdawała się być bardzo miła, ciemnowłosa dostrzegła jednak jej maskę. Nie przyznała się, dlaczego tu przybywa, udawała też, że wszystko jest w najlepszym porządku, a gościnność Matyldy pozostaje bez najmniejszych zarzutów. Królowa sama zaproponowała jej, by następnego dnia zwiedziły zamek, nie musiała więc szpiegować po nocach. Jeżeli działo się tu coś złego, a tego była pewna, odkryje to. Jeśli zaś tajemnicza władczyni zrobiła coś jej ‘bratu’, pożałuje tego.
Po śniadaniu rozpoczęły we dwie, niczym dobre przyjaciółki, przechadzkę długimi zamkowymi korytarzami. Mai długo nie mogła odnaleźć nic podejrzanego, w różanym ogrodzie słyszała nawet śmiechy szczęśliwych kwiatów. Kątem oka dostrzegała jednak kryjącą się dookoła ciemność. Dopiero, gdy pod wieczór Matylda zaprosiła ją na mury, by obejrzały razem zachód Słońca, usłyszała to znów- cichy płacz umęczonych dusz. Rozejrzała się niespokojnie i ze zdziwieniem stwierdziła, że po części muru wiją się cienkie, nakładające się na siebie w niektórych miejscach błękitne linie- jakby ktoś na jednej kartce papieru wykonał kilkadziesiąt rysunków. Potrzebowała dłuższej chwili, by zorientować się, co tak naprawdę widzi. Słyszała raz z ust swego nauczyciela historię piekielnych zaklęć: więzienia lub oddawania piekłu dusz w zamian za coś, o co poprosił zabójca.
Mai spojrzała na królową de Vir- czy to stąd pochodziła jej uroda? Inteligencja? Może jakieś moce?- zastanawiała się. Musiała jakoś zaradzić całej tej sytuacji. Wróciła myślami do starych ksiąg, szukając rad i zaklęć. Był pewien sposób...
Ciemnowłosa podeszła do ściany i przesunęła dłonią po zimnych cegłach. Jej gest zwrócił uwagę Matyldy, która obdarzyła dziewczynę nienawistnym spojrzeniem. Zaraz przeciw niemu stanął nieugięty wzrok medium. Królowa wyciągnęła spod sukni długi sztylet i doskoczyła do Mai. Ta jednak zręcznie umknęła przed ciosem, kobiety zaczęły się szamotać. Lata treningów sprawiły jednak, że i w walce ciemnowłosa posiadła nieznaczne wykształcenie, a ponieważ miała również więcej siły, odepchnęła od siebie jasnowłosą.
Matylda upadła niefortunnie na kamienie, a sztylet z jej dłoni wbił się po samą rękojeść w jej brzuch. Krzyknęła z bólu, wyciągnęła jednak broń i przycisnęła dłoń do piekącej rany, nadal starajac się wyglądać dumnie, jak na władczynię przystało.
Mai patrzyła na nią przerażona. Nie chciała robić jej krzywdy, choć w głębi serca wiedziała, że to jedyna szansa na uratowanie kuzyna, tak jak pozostałych więźniów tych płaczących murów. Uklękła przy królowej i zapytała ze smutkiem w głosie:
-Dlaczego to zrobiłaś, co z tego miałaś?- umierająca kobieta odwóciła głowę, spojrzała w niebo, zabarwione setką kolorów przez zachodzące Słońce i westchnęła ciężko.
-Byłam za młoda, zbyt głupia by zostawać królową. Mój pan odszedł zbyt wcześnie... Nie mogłam oddać królestwa w ręce jakiegoś młodego paniczyka, który sam nie był pewien, czego chciał. Tym ludziom potrzebne było dostatnie, szczęśliwe życie... moim ludziom, moim wiernym poddanym.
-Dla wspaniałego królestwa poświęciłaś tyle istnień?!
-Nie... dla uśmiechów dzieci w każdej ze wsi, dla matek mogących spokojnie je nakarmić, dla ojców kupujących dzieciom prezenty...- Matylda wyglądała teraz dużo starzej, życie powoli uciekało z niej wraz z krwią. Syknęła cicho z bólu i zamknęła oczy.- Źle postępowałam, lecz nie potrafiłam inaczej... Jesteś mądrzejsza ode mnie, zaopiekuj się nimi. Proszę Mai, zaopiekuj się moim ludem...- królowa zacisnęła szczupłe palce na dłoni swej nowo mianowanej następczyni, uścisk szybko jednak zelżał, a dłoń opadła bezwładnie obok martwego już ciała. Gorzkie łzy spłynęły po policzkach ciemnowłosej dziewczyny.
-Dobrze Matyldo, zrobię, o co prosiłaś. Każdy z nas popełnia błędy. Byłaś wspaniałą królową, lecz... to nie prawda, że cel uświęca środki.- księżniczka pogładziła blady policzek kobiety, po czym dotknęła dłonią jej rany, brudząc palce krwią. Podeszła do muru, powoli i uważnie obrysowując błękitne ślady czerwienią...

-Za zdrowie Mai, nowej królowej na zamku Tobira!- głośny toast Marcusa spotkał się z poparciem i odpowiedzią ze strony zgromadzonych w wielkiej sali balowej ludzi:
-Za Mai!
Dziewczyna uśmiechneła się w podzęce i upiła łyk wina, na jej twarz szybko jednak powrócił smutek.
-Wielka władza to przede wszystkim wielkia odpowiedzialność...- szepnęła cicho.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Gothi
Piórko Wróbla


Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z iluzji

PostWysłany: Czw 20:17, 13 Mar 2008    Temat postu:

Spacje, spacje, spacje po i przed myślnikami, a nie tak. I jeśli przed myślnikiem jest kropka, to po myślniku jest duża litera, jeśli chcesz małą, daj przecinek.

Do gustu mi nie przypadło. Po pierwsze - pewnie taka stylistyka, ale grubo mi nie pasująca. Otóż dialogi. Takie "nad", sztuczne. A historia... tak, do szkoły może dobra, prosta, bez żadnych komplikacji, bez potrzeby zastanowienia sie, jednak na pewno nie do poczytania dla rozrywki.

Tak sobie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Airel
Bezskrzydła Diablica


Dołączył: 05 Lis 2007
Posty: 465
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Faerie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:36, 13 Mar 2008    Temat postu:

Co do kropek i przecinków po/przed myślnikami. W dialogach, jeśli po myślniku piszesz coś w stylu "powiedział", "westchnął", "wydukał" - cokolwiek takiego, pisze się małą literą, bo to jest jedno zdanie. Natomiast jeśli będziemy mieć tekst w stylu "- Nie lubię cię już! Nie będę z tobą więcej rozmawiał! - Marek odwrócił się do niej plecami" - mamy dużą literę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Aylya
Uczciwa Łachudra


Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 495
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zza granicy absurdu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:57, 14 Mar 2008    Temat postu:

Ja bym się nie czepiała, Gothi. Myślę, że po takiej historyjce do szkoły nie można wywnioskować, na co właściwie stać pisarza. Na pierwszy rzut oka widać, że to tekst-zabawka. I ja osobiście widzę tutaj potencjał - chciałabym przeczytać coś, co pisałaś z większym zaangażowaniem Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin