Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Dziewczyna od Vivaldiego [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Lenny
Ołówek


Dołączył: 16 Lis 2008
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:53, 17 Lis 2008    Temat postu: Dziewczyna od Vivaldiego [M]

Pierwsza miniaturka. Publikowana wcześniej na innym forum. Bardzo ładnie prosiłabym o konstruktywną krytykę, abym mogła poprawić się i jakoś rozwijać. Bo stagnacja twórcza to nie jest to, co tygryski lubią najbardziej.
Lojalnie ostrzegam, zawiera leciutki podtekst erotyczny. Malutki. Nic wielkiego, ale ostrzegam.

Spotkałem ją przypadkiem. Obyło się bez motylków w żołądku, fajerwerków przed oczami i innych tego typu sensacji. Ona po prostu pojawiła się w moim życiu jak gdyby nigdy nic, ot tak, z poranną kawą. Pachniała rogalikami z miodem i terpentyną, miała pobrudzone farbą ubranie i piękne, orzechowe oczy. Nuciła „Jesień” Vivaldiego.
Uśmiechała się. Ale nie tak zwyczajnie. Uśmiechała się tak, jakby tylko to się w życiu liczyło. Zresztą, ona do wszystkiego przywiązywała ogromną wagę. Jeśli coś robiła, robiła to całą sobą. Wkładała we wszystko serce. W moich oczach czyniło ją to niezwykłą. Gdy tak się teraz zastanawiam ona w rzeczywistości była niezwykła, choć nie była piękna. Była zwyczajna, miewałem ładniejsze dziewczyny. Ale było w niej coś, co wzbudzało we mnie fascynację i przywiązanie, po dwóch miesiącach znajomości nie mogłem bez niej żyć... Widywałem się z nią często, chociaż zawsze z mojej inicjatywy i po długich namowach. Była niedostępna, przesycona tajemnicą. Czasem robiłem jej wyrzuty, że mnie ignoruje i nie traktuje poważnie... Ona wtedy zarzucała mi ręce na szyję, patrzyła głęboko w oczy i mówiła z tym swoim frywolnym uśmieszkiem, że tak bywa z kobietami. Lubiła wino, szczególnie czerwone. Często siadała z kieliszkiem na parapecie okna i oglądała pod słońce krwisty płyn. Mówiła, że wino to napój morderców, dziwek i artystów. Zachwycała się rubinową barwą, subtelnym bukietem… Unosiła kryształowy kieliszek do ust, przesuwała językiem po jego krawędzi. Nie mogłem wtedy oderwać od niej wzroku. Każdy jej ruch i gest wprawiał mnie w osłupienie i drżenie. To były chwile, gdy pałałem do niej niczym nieokiełznaną żądzą. A ona? Siedziała na parapecie, niczego nie świadoma dalej kusiła… A może wiedziała, co czuje gdy na nią patrzę? Może unosząc delikatnie nogi, chciała aby spódnica odsłoniła uda? Chciała się ze mną droczyć? Nie wiem, wiem tylko, że patrzyła na mnie prowokacyjnym wzrokiem, tak jakby czekała, aż moje emocje wezmą górę. Jednak, gdy robiłem choć krok w jej kierunku, zeskakiwała z parapetu, zostawiała niedopite wino, zakładała płaszcz, posyłała mi buziaka na dowidzenia i znikała za drzwiami nucąc „Zimę” Vivaldiego. Nienawidziłem wtedy tych drzwi, nienawidziłem każdej ich klepki, czułem obrzydzenie do każdej śrubki… Lecz gdy następnego dnia wracała, byłem gotów wybaczyć im wszystko, nawet to, że zamknęły się za nią z tak mało subtelnym trzaskiem. Że miały czelność brzmieć tak nieczule wobec kobiety, która zasługuje na najpiękniejsze symfonie świata, na chóry aniołów. Przy niej stawałem się romantykiem. Ja, człowiek tak praktyczny, że głowa boli, byłem gotów dla niej czytać poezję i chodzić na wernisaże, jeśli tylko tego by sobie zażyczyła. Ale ona nic ode mnie nie chciała. Pragnęła jedynie czasem przyjść i wspólnie milczeć. Chciała wypić wino na parapecie mojego okna i po prostu być. Nie wiem, czemu, ale było mi z tym najzwyczajniej dobrze. Myśl, że mam kogoś, kto jest ze mną każdego dnia, dawała mi chęć walki. Codziennie walczyłem z samym sobą, aby nie stracić przy niej kontroli, aby nie wystraszyć jej, żeby jej nie stracić. Chciałem by przychodziła i uśmiechała się do mnie, patrzyła w oczy. Ale też coraz częściej zdawałem sobie sprawę, że pragnę czegoś więcej niż jej niema, odległa bliskość. Łapałem się na tym, że wyobrażam ją sobie na tle błękitnej pościeli lub w samej koronkowej bieliźnie. Później długo musiałem odpędzać od siebie te obrazy, gdyż podejrzewałem, że nie mógłbym patrzeć na nią zupełnie spokojnie mając w pamięci te chore imaginacje. Z czasem zacząłem zauważać drobne szczegóły w jej wyglądzie, na przykład ten mały pieprzyk między piersiami. Zauważyłem go, gdy jednego dnia przybiegła do mnie w białej koszuli z głębokim dekoltem. Wtedy też ujrzałem piękno jej kobiecych kształtów, odkryłem jej czar. Mokre ubranie opinało jej ciało, a w powietrzu unosił się zapach namiętności. Jestem gotów przysiąc, że od tego czasu wiem jak pachnie pożądanie. Pierwszy raz pozwoliła mi się bardziej do siebie zbliżyć. Chciała tego. Pierwszy raz. Ktoś mógłby powiedzieć, że cierpliwość została nagrodzona. Jednak te chwile wymykają się spoza logicznego myślenia. Tylko ona i ja. I nasze pragnienia. Nasze szczęście. Była szalona. Potrafiła zmieniać się ze zmysłowej uwodzicielki w uosobienie niewinności, a czasem w nieokiełznaną diablicę. Nie wiem, które wcielenie bardziej kochałem. Chyba wszystkie. Fascynowała mnie jej pozorna tajemniczość przeplatana niezwykłą otwartością. Później potrafiliśmy godzinami rozmawiać o rzeczach błahych lub ważnych. O premierach w teatrze, o najnowszej książce Pilcha, o rosnących cenach ropy, o jej ulubionych kwiatach. Ona z dziecinnym zaciekawieniem potrafiła przysłuchiwać się moim wywodom na temat prawa rzymskiego. Potrafiła też przerwać mi w połowie zdania i z figlarnym uśmiechem na twarzy pokazać, co jej zdaniem należy robić w piątkowe popołudnia. Mówiłem już, że była nieuporządkowana i szalona? Była tak niepraktyczna i zwariowana, że nawet w deszczowy dzień nie brała ze sobą parasola. Wręcz przeciwnie. Biegała w największym deszczu. I nuciła „Wiosnę” Vivaldiego.
Zniknęła tak samo jak się pojawiła. Cicho, bez żadnych wyrzutów i awantur. Bez pożegnania. Z uśmiechem na ustach. Pozostawiła po sobie niedopity kieliszek wina, zapach namiętności i najpiękniejsze wspomnienia. Odeszła, nucąc „Lato” Vivaldiego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Dracula
Kałamarz


Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:21, 08 Gru 2008    Temat postu:

Bardzo mi sie podobało... Naprawdę. Sam tytuł mnie skusił, bo do Vivaldiego mi bardzo blisko.
Masz świetne pióro, tylko pogratulować. Opisy są takie, jakie być powinny - nie za długie, nie za krótkie, wystarczające, by rozbudzić wyobraźnię.

Jest jedna rzecz, do której musze sie przyczepić (od razu przyznam się, ze nie zwracałam uwagi na ortogafię i interpunkcję). Tekst jest mało przejrzysty. Mimo świetnej treści potrzebowałam całkiem sporo silnej woli, by się przez niego przebić. Brakuje akapitów, wszystko się zlewa w jeden ciąg, a przecież nawet nie o to Ci chodziło, prawda? Mam nadzieję, że tak (a jeśli nie, to przepraszam - ja też nie lubię, jak komentator mówi autorowi, co miał na mysli). Ja to jednak odczułam w ten sposób.

Zbierając - gratuluję Ci tego tekstu, naprawdę robi wrażenie i zostawia, przynajmniej we mnie, mnóstwo sprzecznych uczuć. Popracuj tylko nad formą i już będzie bardzo dobrze.

D.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin