Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Kawa z cytryną [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Miedziana
Kałamarz


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:48, 10 Paź 2010    Temat postu: Kawa z cytryną [M]

Edit:
Przepraszam za problemy. Dawno się nie było na forum.

Sprowadźcie mnie na ziemię... jeśli chcecie.

Było jak w horrorze z pierwszej półki. Wiesz, takim, jak lubię najbardziej. Małe miasteczko uzurpowane w XIX wiecznym stylu, z workiem tajemnic, nasączone gotycką nutą. Ciemne, niezgłębione, przeszywające strachem, ale pal na to licho! Pociągało niebezpieczeństwem, obietnicą zaznania czegoś nadzwyczajnego i obecnością czegoś, a raczej kogoś pożądanego przez każdą komórkę mojego skostniałego ciała.
Co miałem zrobić? Zawrócić nie mogłem, więc, chcąc, nie chcąc, z dominacją pierwszego, ruszyłem brukowaną uliczką. Towarzyszyło mi jedynie niepewne światło pojedynczych latarni, ustawionych gdzieniegdzie wzdłuż drogi oraz czarny kot. Nie wiedzieć kiedy, ten czworonóg zaczął mnie śledzić. Trzymał się z tyłu, robiąc za mój nieistniejący cień, dzięki czemu czułem się odrobinę pewniej. Podróż bez cienia nie jest przyjemna, uwierz mi. Czujesz się nagi, wystawiony na atak i śmiertelnie zagrożony nawet przez niepozorną szpilkę. Między innymi z tego powodu, bez wahania robiłem kolejne kroki. Bo zbliżały mnie do celu.
Pytasz, czy się bałem? To było wyzwanie mojego życia, oczywiście, że tak! Drżałem na każde, zasłyszane skrzypnięcie drzwi mijanych budynków, na każdą poruszoną firankę w oknie. Najgorsze jednak były szepty i świadomość, że para kocich oczu nie była jedyną, która mnie obserwowała.
Nie wiedziałem, gdzie idę. Od początku nie kierowałem się rozumem, a czymś głębszym, podświadomym…może intuicją? Anieli tylko wiedzą czym! To działało jak sen, w który po postu wpadłem i który przeżyć… nie to złe określenie, który wygrać musiałem.
Drzwi, ledwo trzymające się zawiasów, otworzyły się z hukiem po mojej lewej stronie, przez co zapewne zszedłbym na zawał, gdybym tylko mógł. W ostateczności po plecach przeszedł mnie najzimniejszy z dreszczy. Były zaproszeniem, a raczej rozkazem, nieprzyjmującym odmowy. Naciągnąłem wystrzępiony kapelusz na oczy, by jeszcze bardziej zakamuflować własną tożsamość i niepewnie przekroczyłem próg.
Oczywiście spodziewać mogłem się wszystkiego z wizją zwykłego pomieszczenia upchniętą gdzieś w zapomnianych czeluściach wyobraźni, zaraz za całym korowodem najdziwniejszych miejsc wszechświata. Jednakże nie dane mi było długie spekulowanie, bo konfrontacja z absurdem nadeszła bardzo szybko.
- Witaj, zagubiony Skoczku. – Nosowy, kobiecy głos dotarł do mnie, zanim zdążyłem zorientować się we własnym położeniu. – Czekaliśmy, jak zawsze.
Zamrugałem kilkakrotnie, by zdobyć pewność, że wyobraźnia nie płata mi figla.
- Pole C1 czeka – dodała wysoka istota, stojąca kilka metrów przede mną.
To nie na niej skupiłem uwagę, a na miejscu, które zajmowała. Był to kwadrat, jeden z wielu, zresztą. Białe i czarne kwadraty zdobiły zarówno ściany, podłogę jak i sufit. Już nie nazwałbym tego miejsca pokojem, a wielkim sześcianem foremnym wyłożonym czterema potężnymi szachownicami. Co najdziwniejsze – na wszystkich toczyły się partie, w których udział brali ludzie. Gardząc potęgą ziemskiej grawitacji, stali uczepieni ścian i sufitu, w dodatku sprawiali wrażenie, jakby w ogóle nie zdawali sobie z tego zjawiska sprawy.
Drzwi, przez które wszedłem, po raz drugi zapragnęły pozbawić mnie pulsu i z całych sił trzasnęły tuż za moimi plecami. Odwróciłem się natychmiast, jednakże ich miejsce zastąpił już kolejny biały kwadrat. Teraz, nie mając punktu wyjścia, nie byłem pewny, kto w rzeczywistości przeczy prawom fizyki – ja, czy może istoty, które miałem nad głową.
- Śmiało, mój drogi. Czas zagrać. – Kobieta przede mną wskazała na miejsce po swojej lewej stronie.
Przyjrzałem się jej uważnie. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to misternie ułożona fryzura i formalny czarny kostium, czyli coś, co zazwyczaj jednoznacznie kojarzyłem z kobietami biznesu. W tym przypadku nie wiązałem jej ubioru z niczym konkretnym, nie tylko ze względu na absurdalną sytuację, ale także z powodu czerwonych plam na kołnierzu jej pierwotnie białej koszuli. Z jakiegoś powodu nie miałem wątpliwości, że te „zdobienia” to nic innego, a krew.
Przełknąłem głośno ślinę, rzucając spojrzeniem po innych osobach na szachownicy, ale z każdym kolejnym razem napotykałem tragiczniejszy widok. Wybacz, że pozbawię cię szczegółów, ale trudno opisać, malującą się przede mną makabrę. Wiedz jedynie, że tych ludzi łączyło jedno. Agonia. Czysta agonia.
Człowiek z nożem w piersi trzymał za rękę okrwawioną kobietę i mierzył mnie uważnie wzrokiem.
- Królowa wydała ci polecenie, Skoczku – odezwał się niskim głosem, w którym wyraźnie zaznaczała się nuta groźby.
Przełknąłem ślinę i potulnie zająłem wyznaczone miejsce. Starałem się nie zezować wzrokiem na poturbowanego mężczyznę po mojej lewej i trzymać wzrok prosto. W miejscu, w którym toczyła się najdziwniejsza partia szachów, jaką dane mi było zobaczyć.
Kobieta o niezdrowo bladej cerze stała na środku planszy i dyskutowała cicho z kimś, ukrytym w cieni nieistniejących lamp, należącym do przeciwnej armii szachowej. Ciekawość szczypała mnie po piętach, ale bojąc się choćby zamrugać, stałem spokojnie, ale i bez celu.
Nie powiem ci, ile to trwało. Tamto miejsce łamało wszelkie bariery czasowe, bo po cóż im one? Tam wszyscy już po części przeminęliśmy, a walczyć pozostawało nam o coś cenniejszego aniżeli upływ czasu. Z szacunku do twojej bystrej dedukcji, nie wspomnę, co było stawką. Przecież dobrze wiesz.
Goniec, chyboczący się na swoim miejscu wprost naprzeciw mnie zaczął uważnie mi się przyglądać. Nie byłem mu dłużny. O dziwo w całej tej makabrze prezentował się wyjątkowo…przyzwoicie? Czy to dobre słowo? Wątpliwe, jednakże w całym absurdzie zaistniałej sytuacji miałem zubożały zasób słów, głównie monosylab. Drobny osobnik naprzeciwko nie uświadczył żadnej rany, kalectwa czy innego zewnętrznego ubytku. To mnie w nim zafascynowało, bo podobnie jak ja, ten człowiek cierpiał bardziej niż pozostali. Oni nosili na sobie brzemię ludzkich pomyłek, skutków własnych działań i ludzkiego sumienia. Ja i on nie zaznaliśmy tego typu obrażeń. Wśród krwi i połamanych kończyn ja i on staliśmy wyprostowani, w idealnie czystych strojach. W chaosie uzewnętrzniania ludzkich cierpień, ja i on milczeliśmy.
Nam nie wolno było krzyczeć.
Tak, właśnie wtedy zrozumiałem, że wcale nie byli naszymi przeciwnikami, a lustrzanym odbiciem. Trochę przesadzonym, trochę krzywym, ale wciąż prawdziwym. Opuściłem swoje stanowisko i zbliżyłem się do lustra, gdzie czekał cel mojej podróży. Odbicie już nie śledziło każdego mojego ruchu, a cierpliwie czekało na białym kwadracie.
- Znów wróciłeś z niczym? – spytał mój sobowtór, choć pytanie w rzeczywistości brzmiało jak stwierdzenie. Tym razem to nie sarkazm dominował w jego głosie, a zawód. Miał do mnie wyrzut o całą, niezręczną sytuację.
Nie odpowiedziałem, przecież znał prawdę. Tkwiliśmy tu zawieszeni między materią a stanem duszy, opuszczeni wraz z resztą, walczącą o stawkę. A ty już wiesz, co było tą stawką. Jedni wygrywali, drudzy przegrywali, a ja? Ja czekałem, bo nikt nie powiedział, jakie są zasady tej niedorzecznej partii.
Usiadłem na czarnym polu, moje odbicie po chwili uczyniło to samo. Byliśmy zmęczeni, choć wyda ci się to dziwne, śpiący i głodni, ale czegoś większego niż ludzkiego pożywienia.
- Pamiętasz jeszcze zapach kawy? – zapytał mnie po dłuższej pauzie, choć właściwie, to nie wiem, jak długiej.
Pokiwałem głową.
- To już jedna z niewielu woni, jakie potrafię wizualizować. – Westchnął.
- Piliśmy ją codziennie – odparłem, przywołując w pamięci ulubiony, czerwony kubek.
Odbicie nagle się skrzywił, po czym oblizał usta.
- Cytryna – mruknął, spoglądając w sufit.
Też ją poczułem na końcu języka. Naprawdę doceniałem jej starania, ale do mojego więzienia kluczem nie był cierpki smak czy spokojne nuty klasyczne. Nawet nie tysiące książek, które mi czytała. Gdybym tylko wiedział, gdzie znajdują się moje usta, powiedziałbym ci o tym.
Gdybym tylko mógł…

***

Podniosła z ziemi czarny flamaster i dopisała na ścianie kolejną dwucyfrową liczbę. Nie nawiedziła tego, nienawidziła każdego, pojedynczego dnia, kiedy musiała to robić, a było ich już dokładnie sto osiemdziesiąt cztery.
Upuściła pisak na kamienną, kuchenną podłogę, po czym wzięła z kredensu zaparzoną kawę i powoli ruszyła do małego pokoiku obok salonu. Podeszła do okna i odsłoniła błękitne zasłony, by wpuścić do środka promienie wschodzącego słońca. Odstawiła kawę na szafce obok łóżka i przywołała na twarz oporny uśmiech.
- Dzień dobry, kochanie – powiedziała do mężczyzny, leżącego nieprzytomnie tuż koło okna. – Mamy dzisiaj piękny dzień. Spodobałby ci się.
Usiadła na fotelu, przystawionym blisko poręczy łóżka i delikatnie ujęła jego rękę. Siedziała w milczeniu, raz po raz łaskocząc go po wewnętrznej stronie dłoni. Dzisiaj nawet nie zacisnął ust. Trzymał je lekko rozchylone, zupełnie tak, jak miał z zwyczaju robić, gdy głęboko spał.
Po chwili kobieta wzięła z talerzyka plasterek pokrojonej cytryny i powoli nałożyła na spierzchnięte wargi mężczyzny odrobinę cierpkiego soku.
Czekała na jakąkolwiek reakcję. Czekała dzień w dzień, próbując walczyć za niego, o najwyższą stawkę, jaką było życie.


pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Miedziana dnia Pon 16:06, 11 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 8:35, 20 Paź 2010    Temat postu:

Miedziana napisał:
Małe miasteczko uzurpowane w XIX wiecznym stylu, z workiem tajemnic, nasączone gotycką nutą. Ciemne, niezgłębione, przeszywające strachem, ale pal na to licho!
Chyba pal to licho. Poza tym jak miasteczko może być uzurpowane na XIX wiek...?

Miedziana napisał:
Zawrócić nie mogłem, więc<bez przecinka> chcąc, nie chcąc, z dominacją pierwszego, ruszyłem brukowaną uliczką


Miedziana napisał:
O dziwo w całej tej makabrze prezentował się wyjątkowo…<spacja>przyzwoicie?


Miedziana napisał:
Nie nawiedziła tego, nienawidziła każdego, pojedynczego dnia
To dobrze, bo nawiedzanie do domena duchów i upiorów.

Klimatu nie czuć. Emocje narratora go nie stworzą, a lakoniczne stwierdzenie, iż było to dziewiętnastowieczne miasteczko to stanowczo za mało. A mgły zimnej a nieprzyjaznej, w której mogły czaić się upiory nie było? A może gdzieś z boku drogi straszył zaniedbany cmentarz? A może domy wyglądały, jakby opadły w ziemię i tak warujące tylko czekały na możliwość zaatakowania samotnego wędrowca? A może chmury ciężkie a burzowe przetaczały się niespokojnie po niebie?
(Btw, gdy doszłam do skoczka, omal nie kwiknęłam, bo ze skoczkami aż za dużo skojarzeń... przeważnie skojarzeń bogatych w śnieg i narty.)
Kawa z cytryną...? O fu! O fu! Herbatę się z cytryną pija, nie kawę, o fu, o fu.
No ale. Opowiadanie do końca nie zachwyciło niczym szczególnym. Takie to trochę na wyrost, strasznie dramatyczne w swej szachowości. Do końca bohater skupiał się na sobie, niewiele mówiąc o otaczającym go świecie. Owszem, pomysł w sumie jest, ale chyba nie do końca wykorzystany. Z tego można byłoby zrobić ciekawą rzecz, nieco surrealistyczną, może absurdalną, ale obecnie potencjał raczej się marnuje przez prostą i pozbawioną wariacji narrację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

pokusa
Ołówek


Dołączył: 21 Paź 2010
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:13, 22 Paź 2010    Temat postu:

Cytat:
To działało jak sen, w który po postu wpadłem i który przeżyć… nie to złe określenie, który wygrać musiałem.

Trudno mi zrozumieć sens tego zdania Wink

Od czegoś trzeba zacząć przygodę z tym forum Very Happy

Nawet mi się podobało. Motyw z szachownicą wydaje się bardzo interesujący. Gram w szachy, znaczy, kiedyś, teraz już rzadziej. Jedyne co mi się rzuciło w oczy:
Cytat:
- Królowa wydała ci polecenie, Skoczku

Skoro już trzymasz się profesjonalnych nazw figur, to nie królowa, a hetman. Hetmana nazywają tak chyba bardziej amatorzy, którzy rzekliby:
- Królowa wydała ci polecenie, Koniku (xD)
Nie żeby był to jakiś błąd, ale rozumiesz, musiałem się czegoś uczepić
Wink

To tyle ode mnie.
Pozdro.

Nikogo nie obchodzi czy grasz w szachy, czy nie i czy opowiadanie się podoba. Jak nie potrafisz wykazać, co ci się podoba i uargumentować swojego zdania - nie pisz komentarza.
Mal.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

An-Nah
Czarodziejskie Pióro


Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 431
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: własna Dziedzina Paradoksu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 8:17, 03 Lis 2010    Temat postu:

Dlaczego ja od razu wiedziałam, jakie będzie zakończenie? Dlaczego większość surrealistycznych historii autorzy negują w końcówce, pokazując że to sen/choroba psychiczna? Pomysł z szachownicą mi się podobał, krwawe szachy - takoż. Miałaś ciekawą wizję, żałuję tylko, że skupiłaś się na opisaniu jej samej, a nie zrobieniu z niej fabuły. No ale to mój gust Razz

Hmmm, czy ty wiesz na pewno, co oznacza słowo "uzurpować"?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin