Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Stu [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

xoskix
Ołówek


Dołączył: 22 Maj 2011
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:07, 23 Maj 2011    Temat postu: Stu [M]

Wymyśliła, że pójdziemy do Stu, bo on pocieszenia wymaga, bo z nim, ostatnio, coś nie tak, i jak dobrzy koledzy, przyjaciele, to wiadomo, powinniśmy, nie mamy wyboru, poza tym i tak, nic nie ma do roboty, więc ona nie rozumie, czemu ja tak bardzo marudzę i nie chcę, czy ja nie rozumiem, że Stu ma problemy i potrzebuje… Rozumiem, tylko mnie dziwi, że tak biega do niego. Rozumiem, że to kumpel, no fajny koleś nawet, ale proszę ja was, no proszę! codziennie się z nim widywać, to przesada lekka, chyba, no nie. Zwłaszcza, że to się już nudne robi, i niedługo, nasiąknę, przesiąknę do ostatniej komórki, tą atmosferą, w tym mieszkaniu, gdzie słowa Stu, niczym glizdy, wypadają na ziemię, i on nas próbuje tym karmić, oślizgłe robale wijące się… W każdym razie, nie palę już jak idę do Stu, łatwiej znieść, znaczy… To nie jest tak, że ja nie lubię go, tylko, Stu to Stu i w tym cały problem. I jeszcze go ta moja coś, trochę za bardzo, zainteresowaniem obdarza.
Od mieszkania najmowanego za jedną pensję – okazja, po prostu mojej mało płacą, no i ja też kokosów nie zbijam, nie ma co – do siedziby Stu jest około dwadzieścia minut drogi. Wolnym, bo przecież sam nie idę, krokiem, takim kobiecym kroczkiem na szpileczkach, że się drepcze w miejscu, co chwila przystaje, by nie dostawać, by marudzeń nie słuchać. Spokój rzecz święta, no nie, a kobieta to potrafi, więc lepiej tak wolniej, chociaż to też irytuje. Z reguły milczymy, albo ona o Stu, znowu to samo, gada, że może dzisiaj lepiej będzie, że może się już odmieniło u niego, i tak dalej, wokół tego, chociaż bez przekonania, a może nawet z lękiem, bo co wtedy popołudniami robić, po obiedzie, jak nie do Stu zapierdalać, no sam nie wiem.
Gdy tak idziemy, dwa ślimaki, pomiędzy kamienicami, co zapomniały już nawet lepsze czasy, popękane, chylące się nad chodnikiem, obserwują nas uliczni ludzie, podobni to swoich domów, tak jakby zostali przez nie urodzeni, jakby wydaleni przez wilgotne cały rok bramę, jak te koty bezpańskie i psy, wylegujące się na popękanym chodniku, bez celu i czasu, jakby nie z tego świata, jakby z jakiejś pocztówki, starego zdjęcia czy psychologicznego, nudnego filmu. Raz nawet mojej to powiedziałem, że to taka wędrówka jakby w muzeum czy może lunaparku, na co ona przytaknęła, tak od niechcenia, zapaliła papierosa, i tyle tematu było. Nie wracałem, bo jeszcze by mnie za takiego niepewnego kolesia wzięła, czy coś, zresztą, po kiego, nie ma sensu, ona też nie mówi, co w jej łbie się kotłuje, gdy idzie, chyba, chyba że rzeczywiście, o tym Stu, gnojku jednym, cały czas, na okrągło, namyśla się.
Stu oczywiście nie miał na imię Stu tylko Stuard, tak go ochrzcili rodzice w ramach zbiorowej fascynacji Ameryką, bo się im tak kojarzyło imię, niby światowe, i tak dalej, w tym tonie. Stu dalej mieszkał z rodzicami, których amerykański styl życia nie uczynił bogaczami, tylko zepchnął w nędzę. Nie taką straszną, jak w Afryce, na ten przykład, ale też nie fajną, bo to taka, że żyjesz, ale z trudem, minimalnie, to przypomina trochę, tak jakby, człowiek powoli zsuwał się w otchłań jakąś, milimetr po milimetrze, z każdą sekundą niżej, z każdą sekundą nędzniej. I człowiek boi się odezwać, boi się ruszyć, sparaliżowany osuwa się. A Stu stoi i patrzy, i pewnie się zastanawia, czy też, on, się osuwa, czy tylko tkwi w miejscu, co też paraliżuje. Tak sobie myślę niekiedy, kiedy o nim myślę, a teraz moja niemal nieustannie myśli moje ku niemu, tak jakby to przyjemne było, tak jakby człowiek nie miał własnych, równie przyjebanych, problemów, no nie, jakby, nieważne.
Otwiera, z reguły, prawie zawsze, ojciec Stu, nawet nie zwracając uwagi, po prostu drzwi się otworzyły, czasami się zastanawiam dlaczego dzwonimy, skoro moglibyśmy równie dobrze wejść, od tak, i na to samo, wydaje się, by wyszło. Tylko to puste spojrzenie, przechodzące przez nas, nieobecne. W tle gra telewizor, standard. Standard, że gra, i standard gra, spolszczoną wersję amerykańskich seriali, konkursów, i wszystkiego tego, co zapycha czas antenowy w przerwach między reklamami, które też międzynarodowe, światowe, i tak kurewsko wesołe w tym smutnym domu, że mam ochotę wpaść i rozjebać ten telewizor. Reklamowe obietnice brzmią jak kpina, poniżają w typowo kumpelowsko-amarykański sposób, tak po koleżeńsku, przypominają jakim nieudacznikiem jesteś, i te kolory, i ta radość, i to wszystko, tak kontrastuje z tym, co jest, pogłębiając to, co jest tutaj: wyliniała sofa, zapadnięte fotele, zszarzała tapeta, wytarty dywan, wszystko stare i niemodne, wszystko wykpione, wszystko poniżające.
Stu jak zwykle w tym samym dresie, niebieskim, w ciuch budzie kupił jakieś pół roku temu, kiedy jeszcze, jak mówi moja, się nie zamknął w sobie i na świat tym samym. Podchodzi do nas niemrawo i pyta o fajki, bo mu się jarać chce jak cholera, jutro pójdzie po tytoń, jakieś drobne wyszpera pewnie. Nigdy nie pytałem, bo przecież nie moja sprawa, skąd on ma te drobne, bo przecież nie pracuje, znaczy się nic za kasę nie robi.
Na biurku zawalonym papierami i brudnymi naczyniami, na niektórych nawet pleśń się rozrasta, stoi komputer, który Stu dostał od jakiegoś kuzyna, działający gruchot nienajnowszej generacji. Siadam przy nim, a moja naprzeciw Stu, na pufie. Wcześniej, kiedyś, jakieś parę miesięcy temu, to siedzieliśmy i paliliśmy, moja coś tam rozmawiała ze Stu, Stu zaczynał marudzić, wtedy myślałem, że amerykanie nie są do końca tacy źli, znaczy się, Stu jest zbyt typowym Polakiem, stereotypowym, oparty o ścianę, z petem w dłoni, opowiadał jak to życie mu się wymyka, jak to nic nie warto, nawet napić się nie warto, i w ogóle nic nie ma sensu, ani nic nawet bezsensu nie ma. Teraz głównie siedzimy w milczeniu, zdawkowa wymiana zdań, taka, że lepiej nic byśmy nie mówili.
Potem moja jest smutna, milcząca, nie odpowiada na zagajenia, wpatrzona w popękany chodnik idzie wolno przed siebie, a w mieszkaniu zamyka się w łazience na godzinę, by po wyjściu siedzieć przed komputerem zaciekle waląc w klawisze, dopóki godzina snu nie nastanie, wsuwa się pod kołdrę przytulając się bez słowa i zasypia, pogrążony w półśnie wściekam się przez chwilę, mam wrażenie, że coś jest nie tak, coś jest nie tak przez Stu, jakby ciągnął nas za sobą w przepaść, w nędzę, nie tyle materialną, ale tą, powiedzmy duchową, taką co to się przejawia, nie wiem czym dokładnie, to coś takiego, gdy po prostu wyjesz, bo słowa są zbyt puste by wypowiedzieć, a może, jeszcze, słowa mają treść, są zawsze jakoś odniesione do sensu, jakiegoś porządku, wycie, skowyt, to pierwotny, totalny chaos, irracjonalizm, bo to taka nędza jest, taka trochę nie do ogarnięcia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Pierre de Ronsard
Moderator z ludzką twarzą


Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 752
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skarbonka
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 22:29, 01 Gru 2011    Temat postu:

Cytat:
bo z nim, ostatnio, coś nie tak

Bez przecinków, już abstrachując od konwencji, jest to po prostu błąd.

Cały pierwszy akapit zwiastuje całość - swoista antyteza. Język wypowiadającego się jest podwójny i sytuacja staje się nierealna. Socjolingwistyka kontradykcyjna w sosie z fonostylistyki sprzecznej Smile Inwersje, zdania złożone z krótkich fragmentów, jakby autor się jąkał. Potem znów powrót do języka poetyckiego. I wulgaryzm w kolejnym akapicie. Ni to dobrze, ni źle. Nie odkrywam Ameryki, ale pisarz również. Zarówno w formie: nowy Ulisses? "Chodzenie do Stu" zastępuje "liczenie do stu" i monotonię z tym związaną. W treści? Nic poza zwróceniem uwagi na amerykanizację życia i podbudowywanie własnej biednej egzystencji Ameryką (imię bohatera tytułowego i reklamy) i mitem amerykańskim. Ale jak się okazuje, to tylko mit. Chcieliśmy Ameryki? To mamy. Polską rzeczywistość.

Cytat:
wydaleni przez wilgotne cały rok bramę

Gdzieś jest literówka w tym fragmencie

W miarę rozwoju tekstu liczba wulgaryzmów niepokojąco rośnie. Gdzie ostrzeżenie, autorze?
Końcówka za to pseudofilozoficzna, jak na narratora i głównego bohatera przystało. Irracjonalizm Smile dobre sobie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Laj-Laj
Wieczne Pióro


Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:32, 24 Sty 2012    Temat postu:

Ok, przebrnąłem. A szło mi się jak małemu Eskimoskowi w zamieć śnieżną pod wiatr.
Domyślam się, jaki efekt chciałeś osiągnąć. Strumień nieokrzesanych, swobodnych myśli i jakiś urywek czyjegoś życia. Natomiast wygląda to jakby narrator się trochę napił, trochę zaćpał i wychodzi bełkot.
Niby miniaturka wydaje się być jednym wielkim opisem, ale kiedy obrać ją ze wszystkich wtrąceń i pustych słów, to zostajemy praktycznie z niczym. Pisane zapewne bez większego wysiłku, ale gdybyś, drogi Autorze, miał lepszy pomysł i jakikolwiek przekaz, to nawet taką trudną w odbiorze formę dałoby się łyknąć (może nawet z przyjemnością). Niestety tutaj widzę tylko, do czego chciałeś aspirować.
Ale nie bardzo wyszło.
W każdym razie pisz dalej, bo taki eksperyment ma potencjał.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Laj-Laj dnia Wto 20:33, 24 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Lill
Autokrata Pomniejszy


Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 813
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: moja jedyna i ukochana Wieś
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:48, 28 Mar 2012    Temat postu:

Czytałam już jakiś czas temu i wtedy... cóż, wywarło na mnie wrażenie nijakości, miałkości, może trochę bylejakości. Odświeżyłam sobie teraz, mądrzejsza o jakieś dwa tygodnie życia i... eureka! Może nie nazwę tego tekstu genialnym, ale jest bardzo, bardzo klimatyczny i idealnie trafia w moje aktualne potrzeby.

Nie zgodzę się z Lajem, że ci nie wyszło. Moim zdaniem wyszło ci bardzo dobrze i bardzo prawdziwie. Nie ma wydumanych eksperymentów, nie ma silenia się na oryginalność, dowcip, błyskanie inteligencją. Tekst epatuje autentycznością - i ja to kupuję, czego by ktoś nie powiedział. A że temat, a że coś tam? Do licha! Można pisać teksty, które się kupy nie trzymają i nazywać to szumnie nowatorstwem, to dlaczegóż by nie pisać tekstów, które są po prostu naturalne, nieskażone literackością, ot, zapis myśli? Ale nie byle jaki, proszę państwa. Niby nieuczesane, ale przecież układają się w historię, może lekko rozmytą, ale to dobrze, trzeba się skupić, by dotrzeć do głębi.

I nie dopisywać żadnej ideologii.

Zakończę w stylu rozmaitych talent-show - jestem na tak.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

vyvy
Stalówka


Dołączył: 21 Wrz 2010
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: stamtąd

PostWysłany: Pon 12:29, 16 Kwi 2012    Temat postu:

bo to takie opko jest, takie trochę na przekór. i choćby się wydawało, że niby coś się dzieje, to nic się nie dzieje, a coś jednak się dzieje. wyprawa do Stu, do Stu wyprawa we dwoje. i najpierw te kroki, trucht wolny, potem tv i potem gadanie i potem koniec i to jest opko. trochę to takie mieszane, i nie wiem czy ludzie lubią, to znaczy czytanie takie czy nie męczy, bo jakby to był dłuższy tekst, taka powieść albo choćby opowiadanie na kilka stron czy by się czytać chciało, czy może rzucić w kąt. a tam by pajęczyny na tym zarosły, bo pajęczyny rosną na czymś nieużywanym, i jakby tak człowiek chciał sobie powertować to potem i czytać czy by nie musiał od początku. a może w pamięć by się to wbiło, tak w nią wtargnęło, wwierciło bardzo, że bardziej już nie może, to może człek taki by chciał tylko powieści takie czytać. nie wiadomo, są rożne gusta, guściki i hejże hola - piszcie jeśli chcecie, byleby to odbiorców miało. styl taki jakby silący się na oryginalność, z jednej strony przywyknąć można, z drugiej się nie chce przywykać, bo człowiek z natury leniwy, ale bywają lenie rożne. duże, mało - małe, większe, mniejsze i jeszcze mniejsze. cóż, nie mnie oceniać. czy się podobało? - też nie mówię, bo po co, autora czytelnika zdaniem typu podoba się tudzież nie podoba zanudzać, zasmucać, przybijać. czytelnik taki jak ja jeden, to przecież procent nikły, żeby nie powiedzieć żaden ludzkości całej, powie więc ten czytelnik, że przebrnął przez tekst i tyla.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez vyvy dnia Pon 12:31, 16 Kwi 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin