Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Pazur [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Teraźniejszość
Ołówek


Dołączył: 04 Lis 2011
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pyrlandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:31, 23 Lis 2011    Temat postu: Pazur [M]

Ciche miauknięcie przerwało przejmującą ciszę, jaka objęła wieś po zmroku. Odpowiedziało mu kolejne, wyższe, pytające. Delikatny wiatr niósł ze sobą zapach lasu, rosnącej nieopodal kocimiętki i kotów, które stadnie się wokół rośliny zbierały i w niej tarzały. Donośne miauknięcia i wibrujące mruknięcia rozwiewały ciszę, nie dawały spać mieszkającym opodal ludziom. Był marzec, na dworze zaczynało robić się ciepło, przytulnie. Nawet udomowione koty coraz chętniej buszowały nocą w poszukiwaniu myszy, kocimiętki, czy różnych przysmaków wyrzucanych przez ludzi – wszak wioska była nadmorska, a ludzie z chęcią korzystali z dobrodziejstw niezmierzonych wód. Kotom też się dostawało co nieco – a to morszczuk wypadł z kosza, a to kergulena jakimś cudem została przeoczona przez gospodynię, a to jakaś dobra dusza śledzia rzuciła, by czworonogi miały co jeść.
Mały, włochaty łepek z nadgryzionym uchem ostrożnie wyjrzał zza rogu karczmy, w której już dawno przestało palić się światło. W pyszczku trzymał upolowanego szczura niebagatelnych rozmiarów. Miękko przeszedł po drewnianej kładce położonej nad rowem odprowadzającym zanieczyszczenia i deszczówkę ze wsi. Mruczał, wszak nie zawsze udawało się upolować taki okaz – szczury też miały swoje sposoby, by uniknąć – zdawałoby się – nieuchronnego losu. Kot był zadowolony, jednak wiedział, że przysmak nie jest dla niego. Zdawał sobie sprawę, że dobrze się spisał, że taki tłuściutki gryzoń zaspokoi nawet najbardziej wyrafinowane gusta. Nieopodal zauważył rudą kotkę dostojnie, dystyngowanie przechodzącą przez dróżkę. Miała lśniące, piękne, gęste futerko gdzieniegdzie zmieniające się w biel. Jej oczy – zielone niczym groszek – pilnie lustrowały otoczenie. Najwspanialszy był w niej ogon – wyglądał tak, jak powinien wyglądać idealny ogon – długi, gęsty, puszysty, w dodatku uroczo zawinięty i niebywale ruchliwy na końcu.
Tak, to właśnie była adresatka jego wspaniałego prezentu. Powoli zbliżał się do niej ze spuszczonym łepkiem. Małe serduszko biło tak głośno, że – był tego pewien – słyszały je koty znajdujące się po drugiej stronie wsi. Łapki mu drżały, kiedy bezszelestnie lawirował między chwastami rosnącymi na poboczu. W końcu dotarł. Położył przed nią szczura i ośmielił się podnieść wzrok. Zatonął w morzu trawy, w morzu soczyście zielonych, wiosennych liści. Odwrócił swoje szare oczy i czekał z drżącym sercem. Kotka zamruczała przymilnie – wszak nieczęsto znajdował się kocur, który potrafił upolować tak dużego, tłustego szczura. Zaimponował jej tym. Miauknęła cicho, jakby pytająco, troszkę przyzwalająco i zachęcająco. Zmieszany mruczek skulił się przy ziemi, jakby w oczekiwaniu najgorszego, jakby katowski topór zbliżał się nieubłaganie do jego karku. Nie zbliżał. Ruda kotka zamruczała donośnie i otarła łebkiem o stojącą nieopodal pustą butelkę, która przewróciła się i bardzo głośno stłukła. Obydwa zwierzaki, jak na komendę, odskoczyły i przybrały bojowe postawy, a z najbliższego okna wyłonił się czerwony na twarzy człowiek, krzyczący coś niezrozumiale. Adrenalina podniosła kocie serduszka do gardeł, a czworonogi, bez zbędnego miauknięcia, przemknęły się w cieniu domów do miejsca bardziej odosobnionego.
Kocur czuł w serduszku radość i dumę – udało mu się niemożliwe, udało mu się coś, czego inne kocury, te dojrzalsze i bardziej doświadczone, nigdy nie dokonały. Wybranka jego serca przemykała obok, bezszelestnie, dumnie, z gracją na jaką było stać tylko kocicę pochodzącą ze starego, szlachetnego rodu.
Zza węgła dobiegło go głośne, rozwścieczone miauknięcie. Wyzywające, pełne irytacji i złości. Zaraz za nim pojawił się czarny, potężny kocur o pyszczku pooranym bliznami – zapewne pamiątkami po kocich walkach ulicznych, jakie nierzadko toczyły się między drewnianymi domkami wsi. Futerko miał miejscami przetykane siwizną, jednak nic nie wskazywało na to, żeby słuszne lata odcisnęły piętno na jego chęci do szukania zaczepki. Kocur, groźny i duży, najeżył się tak, że wydał się trzy razy większym – grzbiet wygiął w imponujący łuk, położył wystrzępione uszy i odsłonił śnieżnobiałe, bardzo ostre zęby. Mały kocurek wystraszył się nie na żarty – przywarł do ziemi, jakby chciał się w niej ukryć, jednak zaraz potem uderzyła go myśl. Myśl, że oto szczeniackie, lękliwe zachowanie zrazi do niego piękną, rudą kotkę, która przyglądała się zajściu skryta za niewielką, niedbale skleconą skrzynką.
Szarobury kocur, wzorem przeciwnika, wyprężył się niemiłosiernie, niemalże czując, jak każde, najmniejsze ścięgno, najmniejszy mięsień nawet rozciągają się niewyobrażalnie. Grzbiet powędrował mu w górę, uszy niemalże przylgnęły do łepka, a pazurki wryły w ziemię, orząc ją. Koniuszek ogona powoli, jakby niepomny na zaistniałą sytuację, spokojnie wahał się to w jedną, to w drugą stronę. Rytmicznie, w pełnym skupieniu. Z gardełka kotka wyrwało się prychnięcie poirytowania, prychnięcie mówiące „spójrz na mnie, spójrz, jak groźny jestem!”. Nie zdawał sobie sprawy, jak żałośnie przy dorosłym, doświadczonym kocim chuliganie wygląda – ze dwa razy mniejszy, z niedorosłą jeszcze mordką. Ot – szczenięca zuchwałość.
Bez żadnej, nawet najmniejszej zapowiedzi, bez żadnego, nawet najmniejszego ostrzeżenia, zaatakował. Wyrwał do przodu, odbił się tylnymi łapkami, zaś przednią, z możliwie najbardziej rozczapierzonymi i odsłoniętymi pazurkami, wyrzucił przed siebie, by zostawić jeszcze kilka blizn na mordce przeciwnika. Tamten jednak uchylił się przed błyskawicznym atakiem szaroburego. W zamian za to, jakby od niechcenia, prawą łapką machnął w powietrzu, trafiając – jakby od niechcenia – w bok niedoświadczonego kocurka. Ten zaś, nie odczuwszy ani na chwilę bólu, który powinien rozdzierać jego ciało, wywinął tułów w tył i rozpaczliwie zamachnął łapką, próbując trafić w nos czarnego. Ponownie mu się nie udało – zabrakło jedynie ułamka sekundy, który przeciwnik wykorzystał, wywijając się w prawo i błyskawicznie rzucając z zębami na zaskoczonego kotka. Całe szczęście – instynkt podpowiedział niedoświadczonemu futrzakowi, w jaki sposób uniknąć ataku. Wywinął się cały w niesamowitym, nawet jak na kota, zawijasie, warknął groźnie i nie patrząc na finezję, nie patrząc na żadną strategię, rzucił się w stronę przeciwnika. Już widział strach w jego oczach, serduszko kotka radośnie podskoczyło w górę, kiedy pazury w zastraszającym tempie zbliżały się do pyszczka czarnego. Jednak tamten, bardziej doświadczony, ciął swoimi ostrymi jak sztylety pazurami wprost w odsłonięte gardło młodszego kotka.
Krew trysnęła rubinową fontanną, kiedy ciało szaroburego myszołapa z przerażającym mlaśnięciem opadło na piach. Z gardła rudej kotki wyrwał się żałosny jęk, spazmatyczny szloch targnął nią, kiedy podbiegała do leżącego w kałuży krwi adoratora. Jęła go dobudzać, jakby tliła się w niej jeszcze nadzieja, że mimo fatalnego stanu, wyjdzie z tego. Polubiła go. Ba, lubiła go od dawna, ale wstyd jej było się przyznać, mogła stracić reputację. A teraz on leżał…
Czarny kocur nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem. Powrócił na swoje miejsce, by znowu obserwować swój świat wokół. Lubił przynosić pecha.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 10:46, 28 Lis 2011    Temat postu:

Szczerze - nie rozumiemy idei tego opowiadania. Koty, którym nadano cechy ludzkie, scenka zabiegania o względy, a potem scena śmierci. W zasadzie nie ma tu nic ani kociego, ani ludzkiego, cechy połączone ze sobą bez większego zastanowienia. Ot, bo fajnie pokazać wrednego, czarnego kocura. Na dodatek powtarzanie słów związanych z kotami i ich budową - w tekście roi się od łap, pyszczków, ogonów, futer i przede wszystkim od kocurów. Nie da się tego jakoś uniknąć? Da się! Skoro myśmy uniknęli w opowiadaniu o wilku użycia słowa "wilk", da się uniknąć tez tych wszystkich powtórzeń.

Ogólnie - opowiadanie nic raczej nie wnosi, nie zaciekawia niczym konkretnym. Zapomnimy je pewnie, jak tylko wstaniemy od komputera.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Pierre de Ronsard
Moderator z ludzką twarzą


Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 752
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skarbonka
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:58, 01 Gru 2011    Temat postu:

Malaria bardzo skromna, widzę Smile

na początek nietakt stylistyczny:
Cytat:
ze dwa razy mniejszy

wystarczyło dwukrotnie.

Przesyt. Wszystkiego. Nie tyle słownictwa kotowskiego, kolorystyki, ale samych przymiotników. Z polskiego 6 z plusem, bo ładnie to wygląda, ale nie o to chodzi, aby na siłę stylizować, dostylizowywać, upiększać, bo wychodzi papka, którą ciężko czytać, i która męczy. Czasem lepiej być surowym jak Hemingway. A jeśli nie - we wszystkim należałoby zachować umiar. Każdy rzeczownik jest tu określony.
Całe szczęście, nie jest to (jeszcze) grafomania, bo rokuje świetnie, pisarz musi wiedzieć, ile mu wolno. Ale dobre to nie jest. Fabuła świetna i dość oryginalna. Kontekstu brak: można więc wymyślać rozliczne alegorie i parabole. Ale co za dużo, to niezdrowo (proszę mnie poprawić, jeśli źle napisałem).
Zwycięstwo kompleksów nad zdrowym rozsądkiem? Mały kotek o nadgryzionym uchu nie zachował się bohatersko, ale głupio. Jego brak pewności siebie wywołuje tu reakcję obronną, a adrenalina znieczula i przysłania zdrowy rozsądek i umiejętność prawidłowej oceny sytuacji. Niesłusznie ocenił zamiary wroga, bo nie mamy pewności, czy ten chciał rzeczywiście atakować. A jeśli mamy partnerkę do ochrony - pierwsze, co należy zrobić - to ewakuacja i uniknięcie niebezpieczeństwa, aby jej się nic nie stało. Może w myśl nieznajomości tej skomplikowanej zasay mamy do czynienia z nowym upadkiem Ikara? Któż to wie.
Zmień ten styl. Piękny, ale na wypracowanie szkolne, a nie na poważne pisanie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Lill
Autokrata Pomniejszy


Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 813
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: moja jedyna i ukochana Wieś
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:46, 12 Mar 2012    Temat postu:

Mam podobne odczucia co Pierre. Straszliwy przesyt, takie bardzo dobre wypracowanie bardzo dobrej uczennicy, ale... o niczym. Przedstawiona scenka pozbawiona głębszego sensu i nawet nie widzę możliwości dorobienia ideologii do tego opowiadania. Spytaj samą siebie, co właściwie chciałaś przedstawić, w jaki sposób, dla kogo i PO CO? Cel to istotna sprawa.

Chyba, że to sztuka dla sztuki. Na takiej sztuce się nie wyznaję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin