Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
"Szpital we dworze" (zapis snu) [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Kyouri
Gołębie Pióro


Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kyoto

PostWysłany: Śro 19:24, 03 Sty 2007    Temat postu: "Szpital we dworze" (zapis snu) [M]

Na samym początku chciałam uprzedzić, że jest to moje absolutnie pierwsze opowiadanie o Kyouri. Kiedy bowiem przyśnił mi się ten sen (a był to bodajże październik 2004), postać panny Mitsukai nie istniała. Powstała właśnie na bazie tego, co możecie przeczytać poniżej.
Pewne rzeczy mogą się zdawać nielogiczne, ale zapisałam DOKŁADNIE to, co mi się śniło. To było jak film. Nigdy wcześniej nie miałam tak długiego i wyraźnego jednocześnie snu. I chyba dlatego chcę Wam go pokazać. Jestem ciekawa, co o tym będziecie sądzić. Wyjątkowo proszę o łaskawe spojrzenie na moje grafomaństwo, bo to nigdy nie miało być arcydziełem, a jedynie pamiątką.

Szpital we dworze

Księżna zaprosiła mnie do siebie pewnego wieczora w trybie tak pilnym, że wzbudziło to moją ciekawość. Znałam ją już dosyć długo. Byłam świadkiem, jak pięła się na szczyt, często po trupach. I zawsze uważałam, że nadawała się wyśmienicie do pełnienia tej funkcji.
Jednak Księżna miała wielu przeciwników, którzy czekali na najmniejszy błąd z jej strony, o czym przypomniała mi na samym początku rozmowy.
- Sprawa dotyczy pewnego dworu i mieszczącego się w nim szpitala - mówiła charakterystycznym, lekko chrapliwym głosem. - Zasadniczo znajduje się on na takich obrzeżach miasta, że nie powinien wzbudzać mojej ciekawości, ale formalnie jednak za niego odpowiadam. Prowadzi go pewien Gangrel. Do tej pory nie sprawiał żadnych problemów, a bywał nawet użyteczny.
Uniosłam lekko brwi, ale nie odezwałam się ani słowem. Czekałam na ciąg dalszy.
- Ostatnimi czasy dotarły do mnie wieści, jakoby działo się tam coś dziwnego - kontynuowała. - Niewielka zmiana w liczbie zgonów, ciekawe przypadki... Szpital zgłosił również zwiększone zapotrzebowanie na krew do transfuzji. Ktokolwiek coś robi, umie zacierać ślady. Trafiliśmy na to zupełnym przypadkiem. I wcale nie jesteśmy pewni, czy to rzeczywiście coś oznacza.
- Wybacz, Księżno, ale to chyba sprawa dla Justicara - ośmieliłam się zauważyć.
- Tylko pod warunkiem, że coś się za tym kryje. W mojej sytuacji nie mogę wzywać Egzekutora czy nawet jego Archonta na darmo, gdyż znajdzie się sporo takich, którzy zarzucą mi histerię i niezdolność do pełnienia funkcji. Teoretycznie mogę się takimi głosami nie przejmować, lecz tak naprawdę muszę uważać na każdym kroku, dopóki nie ugruntuję swojej władzy.
- Jakie więc jest moje zadanie? - zapytałam ciekawie, choć powoli domyślałam się odpowiedzi.
- Chcę znać twoje odczucia. Pojedziesz tam, jako obserwator. Spędzisz noc, czy dwie. I dasz znać, jeśli trzeba wzywać Justicara.
Skłoniłam się. Audiencja była zakończona.

Spakowałam się, a potem wykonałam kilka telefonów. Jeden z nich był rozmową ze szpitalem. Zapowiedziałam, że pojawię się na krótko z rozkazu Księżnej, choć naturalnie nie podałam prawdziwej przyczyny. Wspomniałam tylko o konieczności zbierania informacji o wszystkich placówkach prowadzonych przez kainitów i wyraziłam nadzieję, że wizyta nie potrwa dłużej niż kilka godzin. Ta błaha uwaga najwidoczniej ich uspokoiła.
Jeszcze przed świtem byłam na miejscu. Przywitał mnie sam właściciel - starszy Gangrel ubrany w ciemnobrązowy pulower. Jego szpakowate włosy były wprawdzie w lekkim nieładzie, ale ogólnie nie wyglądał na przedstawiciela swojego klanu.
- Kyouri Mitsukai - przedstawiłam się i wyciągnęłam dłoń.
- Samuel Waterby. - Poczułam uścisk jego chłodnej dłoni. - Nie wygląda pani na Japonkę.
- A pan na Gangrela - odparłam szczerze. Roześmiał się.
- Cóż, chyba ma pani rację, choć nim jestem. Czy więc pochodzi pani z Japonii? - spytał ponownie, z ciekawością patrząc na moje jasne włosy i niebieskie, całkowicie europejskie oczy.
- Jeśli chodzi o moje imię, to zostało mi nadane dawno temu przez przyjaciół - odparłam swobodnie. - Nie wiem, co ich podkusiło, ale brzmi całkiem miło. Cała reszta nie musi pana interesować.
Przymrużył oczy, a mnie po raz pierwszy w tym miejscu dopadło przeczucie. Spojrzałam wymownie na jaśniejące na wschodzie niebo.
- Mogę liczyć na kąt do spania? - zapytałam lekko.
Kilkanaście minut później znalazłam się w niewielkim pomieszczeniu w podziemiach dworu. Odstawiłam swoją torbę i przeciągnęłam się. Potem przypomniałam sobie wyraz twarzy Gangrela i przeczucie wróciło.
- Ukrywasz coś - mruknęłam do siebie. - Ciekawe tylko, co?

Obudził mnie zapach krwi. Powoli otworzyłam oczy i usiadłam na posłaniu. Dopiero po chwili zauważyłam kryształowy kieliszek stojący na małym stoliku. Przez chwilę skupiłam na nim swoją uwagę, a potem cień zadowolenia przemknął mi po twarzy. Ciekawe, czy w ogóle by próbowali...
Krew była jeszcze ciepła. I bardzo smaczna.
Pół godziny później wyszłam z pomieszczenia. Na zewnątrz czekał na mnie młody chłopak o bladej cerze i iskrach fascynacji w oczach. Zwróciłam uwagę na opatrunek w zagięciu łokcia jego lewej ręki i półświadomie oblizałam wargi.
- Mam nadzieję, że pani smakowało - powiedział nieśmiało. - Nie chciałem budzić.
- Dziękuję. - Postanowiłam się uśmiechnąć.
- Pan Samuel przydzielił mnie do opieki nad panią. Mam oprowadzić panią po szpitalu.
A więc Gangrel nie chciał, abym rozejrzała się sama. Cóż... Jeśli miał nadzieję na wzbudzenie moich podejrzeń, to właśnie mu się udało. Nie dałam tego jednak poznać po sobie.
- Bardzo się cieszę - zapewniłam. - To pozwoli mi szybko sporządzić raport i pojechać w następne miejsce.
Przez kolejnych kilka godzin zwiedzałam dwór, a przynajmniej jego szpitalną część. Zwróciłam uwagę na to, że jedno skrzydło - wschodnie - kończyło się klatką schodową, na którą jednak mnie nie zaprowadzono. Starałam się zapamiętać dokładnie rozkład pomieszczeń, by potem móc narysować wszystko dla Księżnej.
Większość pacjentów już spała. Dowiedziałam się, że w ciągu dnia zajmuje się nimi wykwalifikowany personel. Także i mój przewodnik był pielęgniarzem.
- Czy pracownicy wiedzą, kto kieruje szpitalem? - zapytałam, kiedy szliśmy korytarzami.
- Tak. Jesteśmy tu z pełną świadomością.
Ton jego głosu mówił mi wszystko. To była ta fascynacja. Szukali... nieśmiertelności. Głupcy. Większość z nich zostanie wykorzystana przez Gangrela, a potem zginie marnie. Czułam to. I nie było mi ich żal.
- A pacjenci?
- Nic nie podejrzewają. Oni są źródłem pieniędzy na utrzymanie tego dworu, więc wywiązujemy się z naszych obowiązków najlepiej, jak umiemy. Zresztą... Czasem trafiają tu tacy, którymi nikt inny nie chce się zajmować. Boją się ich i ich chorób.
- W jakim stopniu udaje wam się wyleczyć pacjentów?
- To zależy. Niektórzy trafiają tu tylko po to, by umrzeć w spokoju. Umieszczamy ich w pokojach w zachodnim skrzydle. Tam śmiertelność jest praktycznie stuprocentowa, choć oczywiście nie wszyscy umierają od razu. Ale jest im lepiej niż w zwykłych, zatłoczonych szpitalach. Ich rodziny mają spokojne sumienie, bo płacą za wyśmienitą opiekę, my zaś jesteśmy zadowoleni z dochodów.
Nie wątpiłam w to ani przez chwilę. Ale gdy chłopak wspominał o zachodnim skrzydle, coś mnie nagle zaniepokoiło.
- Mogłabym tam zajrzeć?
Zastanowił się o ułamek sekundy za długo.
- Możemy tam podejść, choć oczywiście, nie będziemy zaglądać do pokoi - odparł lekko.

Korytarz w zachodnim skrzydle powitał nas miłym półmrokiem. Szliśmy cicho, przy czym moje kroki były zdecydowanie lżejsze niż chłopaka. Byłam bardzo skoncentrowana na moich odczuciach.
Tak, to było to. Coś tu było nie tak, jak powinno być.
- Anno, co ty tu robisz? - głos mojego przewodnika wyrwał mnie z zamyślenia. Dopiero wtedy dostrzegłam kobietę w głębi korytarza. Była bardzo ładna, ale pogrążona w melancholii. Jej ubranie pogłębiało tylko to wrażenie. Anna nie odpowiedziała nam, lecz ukryła twarz w dłoniach i się lekko skłoniła.
- No już, przeprosiłaś, to idź do siebie. - Chłopak machnął ręką.
Odprowadzałam postać kobiety wzrokiem, dopóki nie znikła za zakrętem. Coś nie dawało mi spokoju.
- Kto to był?
- Jedna z pacjentek. Mogła trafić do psychiatryka, ale umieszczono ją tutaj. Pięć miesięcy temu. Nie mówi, jednak pomaga przy chorych. Nie wie nic - dodał szybko.
Chciałam w to wierzyć, lecz nie potrafiłam. Ale moje przeczucia zachowałam dla siebie.
- Chyba widziałam już wszystko, co powinnam - powiedziałam wolno i podeszłam do okna. Widać z niego było bramę wjazdową. Nieco z boku od wejścia rosło potężne drzewo. Pod nim zauważyłam Gangrela rozmawiającego z jakimś mężczyzną.
- A to kto? – spytałam, nadając głosowi naiwne brzmienie.
- To? - zawahał się chłopak. - To jedyny oprócz pana Samuela kainita we dworze.
Zmrużyłam oczy. Czemu wcześniej nie wiedziałam o nim? Czyżby właśnie to chciano ukryć? I jeśli on miał być jedynym, to czemu miałam wrażenie, że w mojej głowie rozdzwoniły się dziesiątki dzwonków alarmowych? Potarłam dłonią czoło. Za dużo tych pytań.
Wyciągnęłam swój telefon komórkowy.
- Wybacz, ale muszę się umówić na jutrzejszą wizytę - odeszłam kilka kroków i wybrałam znajomy numer.
- I co? - Głos Księżny aż wibrował z ciekawości. - Wzywać kawalerię?
- Tak. - Nie chciałam mówić nic więcej. - Będę jutro.
Rozłączyłam się i wróciłam do przewodnika.
- Chyba widziałam już wszystko. Jednak ponieważ jest już dość późno, z chęcią wyruszyłabym jutro.
- Będzie nam miło panią gościć jeszcze przez jeden dzień - powiedział chłopak dziwnie zimnym głosem.

Kiedy szliśmy obok wschodniego skrzydła na tyły dworu, zauważyłam postać kobiety przechadzającą się powoli po korytarzu.
- Sama trafię - oznajmiłam chłopakowi i skręciłam gwałtownie. Gdy obejrzałam się za siebie, jego już nie było. Podeszłam do Anny z zamiarem porozmawiania, ale nagle dopadło mnie przeczucie. Gwałtowne i tak silne, że nie mogłam się mylić. Niemal słyszałam tupot nóg tych, którzy chcieli się mnie pozbyć.
- Uciekaj - warknęłam do niej. - Ciebie też później zabiją.
Ku mojemu zdziwieniu chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę zamykającej korytarz klatki schodowej. Nie wahałam się. Coś mi mówiło, że tu nie będą mnie szukać, a przynajmniej nie od razu.
Byłyśmy na drugim piętrze. Przez małe okienka widziałam to samo potężne drzewo, co z zachodniego skrzydła. Anna zaprowadziła mnie na półpiętro i wskazała ścianę. Miałam ochotę się roześmiać, bo zobaczyłam tam okrągłe drzwi od ogromnego sejfu. Kobieta zaczęła czegoś gorączkowo szukać po kieszeniach. Wyciągnęłam dłoń przed siebie, położyłam ją na zamku i skoncentrowałam się. Po chwili moja ręka sama kręciła zamkiem wybierając odpowiednią kombinację. Anna patrzyła z zaskoczeniem, ale gdy tylko drzwi się otworzyły, wepchnęła mnie do środka, a sama zbiegła w dół. Zamknęłam się w dziwnym pomieszczeniu. Niedługo będzie świt, więc i tak nie mogłam uciec. Miałam tylko nadzieję, że nikt mnie nie znajdzie do jutra.

„Dlaczego mnie ostrzegła? Czyżby się domyślała? A oni, czy też już wiedzieli? Nie, chyba jeszcze nie. Ale muszę uciekać. Byle nie w pojedynkę. Poczekam do wieczora na nią.
Podbiec pod drzewo, zostawić dyskretne ślady także za nią, teraz dalej, do samochodu już bez niej. Dalej nie iść, niech mnie znajdą tutaj. Szybcy są. Nie, nie wiem, gdzie jest, szła za mną aż do auta. Możecie się denerwować, że mnie nie rozumiecie. Pokazuję najlepiej, jak potrafię.
Pan Samuel i tak mi nie wierzy. O, jest i drugi wampirzasty. Tropiciel, wiem o tym od jakiegoś czasu. Podchodzi pod drzewo, ale nie podejrzewa, że trop jest fałszywy. Więc się udało. Mówią coś o zbliżającym się świcie. Patrzą w górę. Twierdzą, że ona może się chować wśród liści pod inną postacią, aby przetrzymać dzień, i wtedy jej nie znajdą. Ale poczekają do jutra. Zrobić zagubioną minę. Dać się odprowadzić do pokoju. Wytrzymać do wieczora...”

Otworzyłam oczy na dźwięk budzika w telefonie. Zmierzchało się. Ten moment był moją szansą.
Udało mi się wydostać na zewnątrz. Unikając patrolujących okolicę drzewa strażników, przemknęłam w stronę ogrodzenia. Ciekawe, co z Anną. Stojąc w cieniu, zobaczyłam, że jedna z postaci na dziedzińcu to dziewczyna, którą znałam. Nazywała się chyba Margarete. Zastanowiło mnie, jak tu trafiła i czy mnie rozpoznała.
- Tutaj - usłyszałam cichy szept zza żywopłotu. - Chodź na tę stronę.
Nie dałam się długo namawiać. Już po chwili stałam na piaszczystej drodze prowadzącej wzdłuż ogrodzenia, a dalej do miasta i spoglądałam na młodego mężczyznę.
- Kim jesteś? - zapytałam podejrzliwie.
- Chodź - pociągnął mnie za rękę, ale ja stanęłam w tym momencie jak wryta. Znałam ten uścisk dłoni.
- Anna? - nie dowierzałam.
- Potem ci wyjaśnię.

Byliśmy już kilka kilometrów od dworu, kiedy zaczął opowiadać.
- Jestem z policji. Prowadziłem tu dochodzenie w sprawie kilku dziwnych zgonów w ostatnich miesiącach. Musiałem zobaczyć wszystko od wewnątrz. A nikt by nie podejrzewał chorej umysłowo pacjentki. Mój kumpel nauczył mnie mistrzowskiej charakteryzacji, choć przez to nie wysypiałem się za dobrze... Ale wieczne zmęczenie jeszcze bardziej uwiarygodniało Annę.
- Że nikt cię nie poznał... - Pokręciłam głową i wtedy zauważyłam coś kątem oka. Jakiś ruch, zaledwie przez ułamek sekundy.
- Musiałem nieźle się namęczyć, ale gdyby nie to, pewnie już bym nie żył.
- Na pewno - mruknęłam i rozejrzałam się. Po prawej stronie drogi ciągnął się las. Skręciłam tam, a policjant poszedł za mną. Jednak po kilkudziesięciu metrach zatrzymałam się nad brzegiem jeziora.
- Nie lubię wody - wzdrygnęłam się lekko i zawróciłam.
Gdy znaleźliśmy się na drodze, znów coś dostrzegłam. To było niczym klatka z filmu ukazująca kogoś podążającego za nami. Ułamek sekundy, a potem znowu nic.
Powstrzymałam uśmiech. Ktoś śledził nas, wykorzystując do tego fakt, że mógł być niewidoczny. Udałoby mu się, gdyby nie moja wrażliwość na różne zagrożenia.
- Dam ci pewną radę - powiedziałam do policjanta, minimalnie go wyprzedzając tak, że spojrzenie miałam lekko skierowane w tył. W ten sposób co kilkanaście sekund widziałam pojawiającą się na moment postać. Margarete. Była cholernie szybka, ale zbliżała się ze stałą prędkością, co pozwoliło mi odmalować sobie w głowie tor jej ruchu. - Nie zajmuj się tą sprawą więcej. Nie pojawiaj się w pobliżu dworu. Ani ty, ani nikt z twoich.
- Ale...
W tym momencie zobaczyłam, że dziewczyna ma w ręku nóż i jest już prawie za moim towarzyszem. Zareagowałam na wpół instynktownie. Odepchnęłam go mocno i skoczyłam w pustkę.
Trafiłam. Impet uderzenia przewrócił ją i zdekoncentrował na tyle, że przestała być niewidoczna. Nie czekając na nic, wbiłam kły w jej szyję.

- Dlaczego pozwoliłaś jej odejść? - Policjant patrzył na oddalającą się Margarete. Szła chwiejnym krokiem w stronę dworu.
- Zostawiłam jej tyle krwi, by tam dotarła. Ale na miejscu powinna umrzeć z osłabienia. Nic im nie powie, a może dla nas zyskać czas. Może uwierzą, że jeszcze tam jestem, skoro zaatakowałam.
- Nie sądzę. Tropiciel zobaczy ślady.
- Ten drugi?
Skinął głową.
- No to musimy iść szybciej.

- Cholera – zaklęłam, słysząc daleko za nami warkot silnika. - Musimy skręcić w las.
Przedzieraliśmy się przez krzewy, ale czułam, że nie jest dobrze. Tropiciel znał się na fachu, a nasze ślady były jedynymi świeżymi na tej drodze. Pościg wiedział, kiedy skręciliśmy w las i ruszył za nami.
- Głupia sprawa - powiedziałam półgłosem. - Właśnie miałam gdzieś wyjechać.
- Ja też miałem zaległy urlop - wysapał policjant.
Słyszałam coraz wyraźniejsze kroki. Byli zbyt szybcy i niezmordowani jak na ludzi. Może bez gliniarza dałabym radę uciec, ale nie mogłam go zostawić po tym, jak mnie uratował we dworze.
- Biegnij do miasta, może nie będą ciebie gonić - rzuciłam do niego, kiedy wbiegliśmy na niewielką polanę.
- Powodzenia! - odparł krótko. Rozumiał. - Do zobaczenia.
- Może...
Odwróciłam się w stronę ścigających.
- Przynajmniej im trochę krwi napsuję. - Uśmiechnęłam się złośliwie, choć koniec musiał być bliski.
Pierwszy pojawił się tropiciel. Paskudny wampir, bez cienia klasy, a przynajmniej tak go określiłam w myślach. Nie czekając na pozostałych, rzucił się na mnie, ale... nagle coś zaatakowało go z boku. Przez chwilę stałam zaskoczona, patrząc na wampira, który najwidoczniej mi pomagał. Wtedy jednak pojawiła się reszta pościgu, więc nie było czasu na rozmyślania.

Trochę później porządnie pokiereszowana spoglądałam na pobojowisko. Nieznajomy wampir siedział obok i się regenerował w bardzo szybkim tempie. Księżna zdążyła wezwać kawalerię.
- Dzięki - rzuciłam cicho.
- Masz szczęście, że to były raczej imitacje wampirów, a nie prawdziwi kainici - mruknął. - No może oprócz tego jednego. - Wskazał nogą na ciało tropiciela.
- Wiem - odparłam i wstałam. - Będę u Księżnej, więc możliwe, że się jeszcze spotkamy.
- Możliwe - przytaknął. - Jak skończę z Gangrelem.
- A jeśli nie, to kiedyś na pewno. Mam u ciebie dług wdzięczności - powiedziałam. - Ja nie zapominam.
- Tym lepiej - stwierdził tylko Justicar i podniósł się.
A potem poszliśmy w przeciwne strony - on do dworu, a ja śladami pewnego policjanta. Chciałam wiedzieć, jak mam spłacić dług wobec niego...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Lill
Autokrata Pomniejszy


Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 813
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: moja jedyna i ukochana Wieś
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:09, 03 Sty 2007    Temat postu:

Łiii, podobało mi się. Wciągnęło. Z klimatu czuć, że to zapis snu, czasem też takie mam.
Wybacz brak nastroju do wyłapywania usterek technicznych, ale co ja będę na siłę szukać błędów. Jakieś większe nie rzuciły mi się w oczy Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Kyouri
Gołębie Pióro


Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kyoto

PostWysłany: Śro 22:45, 03 Sty 2007    Temat postu:

Najciekawsze jest to, że widziałam na własne oczy, jak można faceta ucarakteryzować na taką pannę, że po prostu cudo. Sądzę, że to miało jakiś wpływ na ten sen też... ;P

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mad Len
Zielona Wiedźma


Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z komórki na miotły
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:48, 04 Sty 2007    Temat postu:

Kainici? To to nie powinno być w fickach, lub grach?XD
Rzeczywiście trochę w „sennym klimacie” , napisane dość dobrze, choć ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest trochę… sucho?
Pan policjant – Anna bardzo ciekawy, głównej bohaterki natomiast nie lubię i tyle. A o innych postaciach w sumie nic nie da się powiedzieć. Całkiem ładne, miło się czytało, choć nie zapada w pamięć. Muszę spróbować przeczytać tamto opowiadanie na blogu, bo po czymś tak krótkim trudno się wypowiedziećWink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

An-Nah
Czarodziejskie Pióro


Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 431
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: własna Dziedzina Paradoksu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:17, 04 Sty 2007    Temat postu:

Madlen, bo Kyo korzysta z tego samego świata, co ja, choć z innej nieco perspektywy.

Ciało wampira? Znaczy, wbili mu kołek? Bo inaczej sobie tego nie wyobrażam...

Ciekawe i kliamtyczne, pełne niedomówień, ale nie sprawia wrażenia chaotycznego. Raczej fragmentu jakiejś dłuższej historii (w której Kyouri niekoniecznie musi brać udział...). Policjant rzeczywiście interesujący, trochę intrygujacy - zastanawiam się, jak zareagował na wiadomość o istnieniu wampirów...
Ciekawa jestem, gdzie się rozgrywa akcja - nie wydaje mi się, że w Japonii. Czyżby Kyouri miała opuścić Kraj Kwitnącej Wiśni?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin