Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Karczma [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Marazes
Ołówek


Dołączył: 19 Lis 2006
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:30, 23 Lis 2006    Temat postu: Karczma [M]

Do karczmy wkroczył „nowy – stary” klient. Był to ubawiony po pachy krasnolud.
Jak na typowego przedstawiciela swej rasy był mały i okrąglutki jak beczka dobrego, krzemowego piwa. Nie mogło mu też zabraknąć rudej brody ciągnącej się mniej więcej do połowy brzucha, a raczej bębna który jest w stanie pomieścić nieskończone ilości kiełbasek i whisky. Jednak było coś, co odróżniało go, przynajmniej wyglądem, od innych krasnali. Na jego niekształtnej głowie widniał wypalony kształt, nieco przypominający strusie jajo, jednak zdecydowanie mniejszy. Tam gdzie kiedyś szczycił się sztywnymi i przetłuszczonymi włosami została już tylko przypalona skóra.
Przybysz zatrzasnął drzwi, ale tylko nieliczni zorientowali się, że wszedł. Kaszlnąwszy zdrowo podciągnął pas by spodnie nie spadły mu zupełnie. Drapiąc się po gołej części głowy rozglądał się po izbie swymi ciemnymi jak czysty azuryt oczyma. Zapewne zastanawiał się komu zepsuć wieczór i uraczyć go swą wyssaną z palca opowieścią. W końcu swym wzrokiem bąkojada wychwycił potencjalną ofiarę. O dziwo nie był to znienawidzony gnom czy ork.
Choć nienawiść w karczmie, pełnej różnych stworzeń, znika i zapomina się o swym naturalnym wrogu, można bez problemu wyczuć atmosferę przesiąkniętą przesadnym sarkazmem i ironią.
Upolowanym nieszczęśliwcem był… drugi krasnolud!
Szykowała się długa noc.
Drapieżnik zacisnąwszy dłoń na trzonku jednego z toporów, po chwili był już przy swej ofierze.
- Czołem, bracie! – rzekł do krasnoluda siedzącego przed nim przy ławie.
Osobnik wpatrywał się w muchę zza grubego, pełnego piwa kufla. Co się okazało nietkniętego, bo piana nadal była „na dwa palce”. Mucha spłoszona tenorskim głosem krasnoluda, odleciała.
- No, i patrz, co narobiłeś, odfrunęła! – odparł zdegustowany.
- Nie gorączkuj się tak – uspokajał towarzysza.
- Kim jesteś? – usłyszał w odpowiedzi, zupełnie jakby nie pamiętał już o muszce.
- Imię me niesione przez góry i doliny, rzeki i jeziora, śniegi i pustynie dotarło wraz ze mną i tutaj, a zwą mnie Noli, Noli Green.
- Miło mi – powiedział z szerokim uśmiechem krasnolud – Mnie nazywają Rudobrody Grett.
- Ooo… rzekł Noli zwijając usta w rurkę – to ciekawe, czyżby twój ojciec był pijany gdy nadawał te… imię? – spytał drwiąco klepiąc się po brzuchu.
Ale Noli wcale nie miał złych intencji, to po prostu krasnoludzka arogancja, Znając życie Rudobrody odda mu tym samym.
- No, wiesz, Glut… znaczy Green – rzekł mściwie Grett – Niech nie zmyli cię fakt, iż ma broda jest czarna! Przecież nie mamy ich tylko w jednym miejscu… cha, cha! Siadaj! Co będziesz nadwyrężał te stare kołki – dodał po chwili.
Noli posłusznie spoczął naprzeciwko.
- E! Panno! – zawołał Noli na przechodzącą nieopodal kelnerkę.
Ta pokornie, lecz z grymasem frustracji, przydreptała do stolika.
- Tak?
- Piwa dajcie! Cały dzban!
- Tak, panie – odrzekła od niechcenia i odeszła.
- Jeśli już zdecydowałeś się do mnie przysiąść może odpowiesz na me pytanie? – spytał Rudobrody patrząc na towarzysza z pode łba i uniesionych, krzaczastych brwi.
- Jasne, wal śmiało – zachęcał Noli.
- Czyżby któryś z tutejszych górskich smoków urządził sobie patelnię z twojej głowy by usmażyć jajo?
- Muszę przyznać, że na kuchni to ty się znasz – przyznał krasnal z uśmiechem – To ten cholerny Fang, poluję na niego już od trzech dni. Na szczęście przysmalił mi tylko głowę.
- Przysmalił to mało powiedziane – wtrącił Rudobrody – Ale widzę, że z pustymi rękoma nie wróciłeś – wskazał na topór pod stołem.
- Ach, to? – Noli starał się by zabrzmiało to obojętnie ale nie mógł powstrzymać się od chlubnego tonu.
- Pokaż to cacko.
Dziewczyna właśnie przyniosła dzban wraz z pękatym kuflem piwa. Noli Green wstał by ukazać swój zdobyczny topór. Trzeba przyznać, że dużej różnicy wzrostu między dwoma pozycjami: siedzącą a stojącą, po prostu nie było.
- Noo… pas naciągany skórą Człowieka Śniegu robi wrażenie.
Grett omiótł resztę ekwipunku pobratymcy szybkim rzutek oka. Był naprawdę niezły. Rudobrody żałował w myślach, że swój odświętny, bojowy strój zostawił u góry w pokoju. Nie miał okazji do wzbudzenia zazdrości u Noli’ego niczym, poza szybką i celną ripostą. Krasnolud dumnie wyprostowany z podniesioną głową stał z ostrzem topora opartym o deski parkietu by lepiej zaprezentować go w blasku świec i błysku oka Rudobrodego. Starał się przy okazji zasłonić drugi, stary i słabszy topór wiszący u lewego biodra. Noli, dumny jak paw zaczął gładzić swą brodę.
- Świetny. Podwójne, wzmacniane ostrze i… rękojeść z Mithrilu – Rudobrody sprawiał wrażenie rozmarzonego. Wpatrywał się w ostrze przyglądając się swemu odbiciu – Jestem ciekaw, ile za niego chcesz?
Noli usiadł. Napełnił swój kufel piwem i pociągnął z niego zdrowy łyk. Poszczególne krople spadły mu na brodę sprawiając, że błyszczała w blasku świec. Nie mógł zaproponować normalnej ceny, to nie w jego stylu. Musiał ją odpowiednio zawyżyć by Rudobrody poczuł się przytłoczony sumą. Trzymając oburącz trzonek, ozdabiany krasnoludzkimi runami, zaczął powoli:
- Hmm… Tak, tak – udawał wielkiego konesera i znawcę – Pięć tysięcy sztuk złota, pięć sztabek srebra plus jedna rzecz z twojego ekwipunku, to wszystko dostarczone w miejsce które ci wskaże i…
- Co jeszcze?! – przerwał lekko zdenerwowany Grett – Przesadzasz – dokończył i pogroził mu palcem.
Noli nie zwrócił na to większej uwagi i kontynuował:
- I na dodatek stawiasz wszystkim kolejkę – przedstawił swą ofertę Noli.
Chociaż cały czas twierdził w duchu, że nie jest to odpowiednio wysoka oferta.
- Co za bajońska suma! – wykrzyknął Rudobrody i pełen oburzenia wstał.
To część spektaklu.
- Cztery tysiące sztuk złota, trzy sztabki srebra i część z mego ekwipunku którą SAM wybiorę – z kontratakował Grett. O dziwo nie był zbyt oszczędny – A zamiast kolejki dla wszystkich proponuję Trunkowy Pojedynek!
- Stoi – zgodził się Noli również wstając.
Trunkowy Pojedynek to jedna z efektownych pijańskich zabaw, szukających zwady, krasnali. Polega to na tym, iż jedna ze stron, w tym przypadku kupujący, proponuje różne płyny do wypicia. Mogą to być wina i wódki ale również najgorsze pomyje. Kto pierwszy nie wytrzyma i zwymiotuje lub spasuje – przegrywa.
Noli zdjął oba topory i położył ostrożnie na stole. Odchrząknął, poprawił brodę i był już gotowy do walki. Tymczasem Grett Rudobrody obmyślał jaki ohydny płyn dać na pierwszy ogień.
- Hej! Patrzcie, tutaj! – zawołał jakiś miejscowy pijak sprowadzając do pojedynkujących się krasnoludów połowę karczmy. Wokół ich stolika stworzył się krąg stworzeń przeróżnych ras i płci. Głodni tego, co zaraz miało się wydarzyć.
- A co się tu w ogóle szykuje? – spytał ktoś z tyłu.
- Jak to, co? Trunkowy Pojedynek! – odpowiedział chórem tłum.
- Zaczynamy od czegoś łatwego. Na początek Guadalajara.
Popitka błyskawicznie zjawiła się na stoliku wraz z dwoma niskimi szklaneczkami. Rudobrody przechylił pewnie naczynie z fioletowym, gęstym płynem. Noli wcale nie był gorszy. Następna była Biel Śniegu. Obaj pokonali ją bezproblemowo, choć Grett’owi nieco się odbiło. Po kolejnych czterech napojach nie tylko krasnoludowi zaczęli się rozkręcać, publiczność również.
- Nie masz już dość? – spytał kontrolnie Rudobrody.
- Nigdy – rzucił krótko i chwycił za szklankę Kawowego Liścia.
Był to gorzki drink z drobnymi ziarenkami kawy. Drobne, nie znaczy nie szkodliwe, były strasznie twarde, nawet jak na zęby krasnoluda.
- Obrzydliwe – wyznał Noli wycierając usta.
- Co? Rezygnujesz? Następna będzie Ognista Whisky.
- Nie, nie rezygnuję, ale dziwi mnie fakt, że dajesz coś na „przepłukanie” gardła na takim etapie.
Na twarzy Rudobrodego pojawił się szyderczy uśmiech.
- Zobaczymy… - rzekł cicho, sam do siebie.
Noli sprawiał wrażenie nie widzieć nic szczególnego w zachowaniu rywala. Jednak pod pretekstem odganiania się od much zbliżył się nieco do szklanek.
- To, co? Pijemy? – spytał Rudobrody poprawiając tylnią kieszeń spodni.
- Jasne.
Krasnolud porwał szklankę szybki ruchem i jednym haustem ją opróżnił. Z oznaką zadowolenia i pewności siebie patrzył pytająco na Grett’a, który wydawał się być zakłopotany. Jego twarz nabrała rumianych, wstydliwych kolorów. Odsunął się o krok od stolika jakby się czegoś bał.
- Tchórzysz?! – krzyknął jakiś ork z okropnym, piskliwym głosem.
Grett zawstydził się jeszcze bardziej. W jego głowie powtarzać zaczęło się jedni słowo… tchórz!
„Tchórz! Tchórz! Tchórz!” - wirowało mu w umyśle.
- PASS! – nie wytrzymał. Zwiesił głowę, bał spojrzeć się na kogokolwiek, tym bardziej na Noli’ego.
- Sprytna bestia – wymsknęła mu się myśl której nikt jednak nie usłyszał.
Widzowie zaczęli z niego drwić. Pewien niziołek, nawet zaczął już pisać pieśń wyśmiewającą osobę Grett’a. Noli zaś w tryumfie śmiał się głośno, bogatszy o cztery tysiące sztuk złota, trzy sztabki srebra i rzecz z ekwipunku Rudobrodego Grett’a.
- Tym razem ci się nie udało. Powinieneś zwać się Rudy Chytry Lis.
- O! Na pewno to wykorzystam! – zarechotał niziołek skrobiąc coś na pergaminie.
- Gdy byłem młodszy, nieraz dawałem się nabrać na numer z podrzuceniem czegoś do trunku. Ale zabrakło ci szybkości. Może się jednak poczęstujesz? – wskazał na czekającą szklankę z Ognistą Whisky i jakimś świnstwem z nia zmieszanym. Była przeznaczona dla Noli’ego. Grett Próbował się wycofać jednak dwoje ludzi wyszło ku niemu z kręgu. Złapali go pod ramiona i unieśli nad ziemię tak, że ten, mimo siły, wierzgał bezradnie nogami. Piękna barmanka o śniadej cerze, lecz naturalnych, rumianych wypiekach na policzkach stanęła naprzeciw krasnoluda ze szklanką w ręce. Z zalotnym spojrzeniem wyrzekła:
- Odmówisz damie?
- To nie przystoi – zauważył mężczyzna trzymający Grett’a.
- Splamiłeś krasnoludzki honor. Nie zdążyłem się nawet upić. Marnie skończysz – mówił Noli kładąc dłonie na biodra, o ile w ogóle je miał – Więc teraz wypij to świństwo… pij, pij!

***
- A teraz drogie dzieci, wyciągnijcie morał z tej opowieści – rzekł starszy, posiwiały pan odkładając książkę na półkę.

KONIEC


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

An-Nah
Czarodziejskie Pióro


Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 431
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: własna Dziedzina Paradoksu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:45, 24 Lis 2006    Temat postu:

Cóż, niewątpliwie pojedynek na picie w wykonaniu krasnoludów to wdzięczny temat. Ogólnie pojedynek na picie. Czytałam już parę tekstów na ten temat i z przykrością stwierdzam, że Twój się do nich nie umywa. Po całkiem ładnie zapowiadajacym się początku, samej scenie pojedynku brakło jakiegoś dynamizmu, jakiejś iskry. Sama sytuacja z dodaniem "czegoś" do drinka zostąła opisana w tkai sposób, ze musiałam czytać ten fragment kilka razy, nim zorientowąłam się, co tak właściwie zaszło. Pointa tez była niemrawa, wiem, że napisanie wyrazistego, mocnego zakończniena nierzadko sprawia problemy, sama się na tym często potykam, więc nie rzucam tu na Ciebie gromów, a jedynie wskazuję problem. Stylistycnzie i językowo jest lepiej, choć nie bez podknięć w rodzaju "te imię" zamiast "to imię" czy "nie szkodliwe" zamiast "nieszkodliwe", charakterystyka krasnoludów nieźle nakreślona... i tylko tekstowi brak "tego czegoś", niestety. Ale może w innym tekście bedziesz miał (bo odnosze wrażenie, że jesteś płci męskiej?) się wykazać. Jestem ciekawa.

I jeszcze, z ciekawości, czy "krzemowe piwo" to a) wpadka i błąd b) twoja własna inwencja?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mad Len
Zielona Wiedźma


Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z komórki na miotły
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:07, 25 Lis 2006    Temat postu:

(zastanawia się)
Nie, źle nie było. W sumie wszystko dość ładnie opisane i początek był zaciekawiajający - ale jednak czegoś tu brakuje. Poza tym styl pozostawiał trochę do życzenia, czasem pojawiały się niezręczoności. Ot tekst do przeczytania, ale nie do zapamiętania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Sonia Garton
Kałamarz


Dołączył: 11 Gru 2006
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z doliny Morgul

PostWysłany: Sob 23:23, 16 Gru 2006    Temat postu:

Ogólnie całkiem fajnie Ci to wyszło. Nie ukrywam podobało mi się.
Było kilka drobiazgów, których nie sposób zauważyć, a które psują całość.
Ale naprawdę mi się podobało.
Napisz coś jeszcze...
I życzę Ci, żeby teraz tego nie było
Sonia Garton


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin