Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Wspomnienia starczego szaleństwa [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Mała_mi
Gęsie Pióro


Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:38, 23 Sty 2010    Temat postu: Wspomnienia starczego szaleństwa [M]

"Jak długo byłem poza domem?" - zastanawiał się. - "Czy to możliwe, że tylko trzy miesiące?"
Patrząc na pobrużdżoną, zniszczoną życiem twarz, nie mógł pozbyć się niedorzecznego wrażenia, że od ich ostatniego spotkania upłynęło znacznie więcej czasu.
To niemożliwe, żeby zmieniła się aż tak bardzo przez jedynie trzy miesiące, myślał z niedowierzaniem.
- Anielciu, tak już musi być. - Drżący głos przerwał jego rozważania. W niegdyś soczyście niebieskich, teraz mocno już wyblakłych oczach, zabłysły łzy.
Niewiele słyszał o dziadku przez te dziewiętnaście lat swojego życia. W ciągu ostatnich kilku godzin historia jego śmierci została opowiedziana mu już trzykrotnie.
- Anielciu, tak już musi być - powtórzyła raz jeszcze. - Tak mi powiedział, kiedy umierał.
Po pomarszczonych policzkach płynęły obfite łzy, głos drżał z żalu i rozgoryczenia. Płakała nad śmiercią człowieka, który zmarł kilkadziesiąt lat temu, tak jakby odszedł z tego świata zaledwie kilka dni wcześniej.
- Takiego dobrego męża miałam. Nie mogę przeżyć, że odszedł.
Obserwował ją bardzo wnikliwie, nie mogąc rozpoznać w tym zasuszonym wraku człowieka energicznej, pełnej życia, lekko upierdliwej kobiety, którą kiedyś była. Jej ciało skurczyło się, tak jak kurczą się jędrne winogrona, kiedy usychają i przemieniają w rodzynki. Tak właśnie teraz wyglądała. Jak mała, nędzna rodzynka. Nawet na porównanie do suszonej śliwki nie zasługiwała.
Gapił się na nią bezczelnie, nawet nie starając kamuflować, a ona w ogóle tego nie zauważała. Pogrążona w dziwnym letargu, pustymi oczami wpatrywała się w ścianę.
"Ciekawe o czym teraz myśli?" - zastanawiał się. - "A raczej, czy w ogóle o czymkolwiek myśli?"
Ostatnio bardzo często pogrążała się w takim właśnie przedziwnym zawieszeniu. Czasami wyglądała, jakby się nad czymś intensywnie, niemal z wysiłkiem zastanawiała, innym razem jej umysł wydawał się być kompletnie pusty. Przez większość czasu siedziała milcząca, zupełnie bez słowa, a gdy już się odzywała, mówiła niemal wyłącznie o śmierci. Nie było w tych opowieściach nawet cienia optymizmu, zupełnie jakby jej umysł potrafił przywołać do siebie tylko te smutne i traumatyczne przeżycia.
Nie wiedział właściwie, dlaczego jej zachowanie tak bardzo nim wstrząsnęło. Przecież pierwsze objawy choroby pojawiły się już dawno temu. Wszyscy wiedzieli i byli przygotowani na to, że demencja będzie się pogłębiać.
Pamiętał dobrze moment, w którym na własne oczy po raz pierwszy przekonał się, że z babcią zaczyna się dziać coś niedobrego.
- A ta pani to jest kto? - zapytała go wtedy, wskazując palcem krzątającą się po kuchni kobietę.
- Jak to kto? - Nie zrozumiał pytania.
- No pytam się ciebie, kto to jest? - powtórzyła z nutą irytacji w głosie. - Odpowiedz, jak cię pytam.
- Twoja wnuczka.
- Wnuczka? - zdziwiła się szczerze.
- Moja matka - warknął rozzłoszczony głupimi pytaniami.
- Ahh - powiedziała dobrodusznie z nagłym zrozumieniem. - To ta pani to jest twoja mamusia! To ja nie wiedziałam.
- Jak mogłaś nie wiedzieć? Co ty za głupoty w ogóle wygadujesz? - Jego głos był ostry i oskarżycielski.
- A no widzisz, po prostu nie wiedziałam. - Galaretowate usta rozciągnęły się w słodkim, nic nierozumiejącym uśmiechu.
To było bardzo dziwne uczucie, gdy po raz pierwszy zrozumiał, że tego typu teksty nie są ekscentrycznymi żartami starszej pani, ale jednymi z pierwszych, poważnych oznak szaleństwa. Wiedział, że choroba będzie się stopniowo pogarszała, nie spodziewał się jedynie, że w tak szybkim tempie.
Tylko trzy miesiące...
- A wiesz, że miałam gospodarstwo? - zapytała skrzekliwie.
- Wiem, babciu. Już kilka razy mi o tym dzisiaj opowiadałaś - odpowiedział znużony. - I kilkanaście razy wczoraj.
- Tak, bo gospodarstwo miałam. Wielkie gospodarstwo! A na tym gospodarstwie to tak... jakie ja miałam tam zwierzęta? Aha, krowy były. Tak, dwie krowy. Ładne krowy i dużo mleka dawały. I kury miałam. I gęsi. I królików to tak z dziesięć było...
Słyszał tą historię już setki razy. Znał gatunki zwierząt, które w dawnych czasach zamieszkiwały jej gospodarstwo lepiej niż ona sama. Nie chciał jednak przerywać tego wywodu. Wiedział, że takie historie nie kończą się przynajmniej wybuchami płaczu. Wręcz przeciwnie, sprawiały, że choć trochę się ożywiała, a na jej twarzy pojawiał się uśmiech.
- Jak umrę, Piotrusiu, to będzie wielki bal! Ludzie się samochodami pozjeżdżają.
Spojrzał na nią zdumiony nagłą zmianą tematu. Na jej twarzy wciąż widniał krzywy uśmiech, w tonie głosu wyczytać można było szczerą dumę.
Chryste, o czym ona gada? O pogrzebie? O stypie? Jaki znowu wielki bal?
- O czym ty mówisz? - zapytał znów wbrew sobie rozzłoszczony.
- Naprawdę! - powiedziała z przejęciem. - Będzie bal. Zobaczysz! Ludzie się pozjeżdżają samochodami, furmankami i wszystkim!
Patrzył na nią bez słowa, nie wiedząc co odpowiedzieć. Widział, jak wyraz jej twarzy stopniowo się zmienia. Duma i podekscytowanie znikały powoli. Usta znów zwiędły w wyrazie niezadowolenia, zmarszczki pogłębiły się, a skóra na policzkach obwisła bezwładnie, nadając jej twarzy wygląd zbliżony do pyska buldoga.
- Anielciu, tak już musi być - wyszlochała, gdy jej myśli powędrowały ponownie do małego pokoiku w starej chacie, do momentu, w którym jej mąż wydał ostatnie tchnienie.
- Takiego dobrego męża miałam.

To zadziwiające na jak wiele rzeczy człowiek potrafi się znieczulić i do jak wielu spraw zwyczajnie, bez wysiłku przyzwyczaić. O ile pierwsze płaczliwe wyznania babci rozczulały go i sprawiały nieznośny ból, o tyle kolejne wywoływały w nim tylko złość i irytację; o ile pierwsze oznaki szaleństwa napawały przerażeniem, o tyle kolejne zwyczajnie bawiły. Pogodziwszy się z tym co nieuniknione, po pewnym czasie zaczął dostrzegać fakt, że jego ukochana babcia, była w swym starczym szaleństwie przekomiczna.
Na przykład gdy opowiadała o czasach wojny. Kiedy pierwszy raz snuła tą opowieść, słuchał z uwagą. W końcu nie na co dzień ma się okazję usłyszeć relację naocznego świadka.
- Ja na wojnie Piotrusiu byłam, wiesz o tym? Wojna straszna jest. A na tej wojnie, to był taki pies. I ten pies Niemcom kiełbasę ukradł. I nam przyniósł. Taki mądry był.
Zaraz zaraz, pomyślał, skąd ja znam tą historię? Pies? Kiełbasa? Niemcy? O Chryste! Przecież to jest scena z czterech pancernych! A ona to kto niby? Marusia?
- Miałam kiedyś mamusię. Mamusia umarła. Ale potem ożyła. Troszkę ożyła, ale ożyła. - Nawet tego typu teksty, choć wcale nie powinny, wywoływały w nim ataki śmiechu.
- Mamusia jej troszkę ożyła, dobre! - zaśmiewał się.
Poza tym, że odkrył w niej nowe pokłady komiczności, nic nie zmieniło się na lepsze. Wręcz przeciwnie. Stan jej umysłu pogarszał się, Alzheimer wyżerał z mózgu ostatnie resztki logiki i trzeźwego myślenia. Umysł babci był na tyle zdewastowany, że czasami zapominała w jaki sposób wykonywać nawet najprostsze czynności. Bywały momenty, w których jej mózg prawie całkowicie przestawał pracować. Nie pamiętała wtedy jak się chodzi, jak korzysta z toalety, nawet prostego zdania nie potrafiła sklecić do kupy.
Niby przerażające, a jednak w jakiś sposób zabawne w swej szokującej groteskowości.
Najgorsze w tym wszystkim było wrażenie, że ona tym swoim szaleństwem zaraża. To było jak choroba zakaźna, przenosiło się na pozostałych domowników. Czasami słuchając rozmów swojej matki i prababci, zastanawiał się, która z nich zachowuje się jak większa wariatka. Jego matka twierdziła, że babka w końcu ją wykończy. Swoim oślim uporem i absurdalnym zachowaniem potrafiła doprowadzić do białej rozpaczy wszystkich domowników. Nawet zwykła wizyta w toalecie skutkowała czasami stanem kompletnego rozstrojenia nerwowego.
- Siadaj na kibel - powiedziała wnuczka, podczas jednej z wizyt w ubikacji.
- Na kibel? - zdziwiła się starsza pani. - Na jaki kibel?
- No na kibel!
- A co to jest kibel? - Jej twarz zdradzała oznaki intensywnego myślenia.
- No tam masz kibel, nie widzisz? - Wskazała jej palcem.
- Aaa - Iskra zrozumienia zabłysła w jej oczach - O tym garnku mówisz?
- Tak, o tym garnku, siadaj już.
- O nie! Ja na żadnym garnku siadać nie będę!
- Noż kurwa siadaj na tym kiblu, bo się zaraz zesikasz do cholery!
- Ooo, zobaczcie ją jaka mądra. Jaka ze mnie kurwa, co? Nic tylko kurwa i kurwa cały dzień słyszę. A powiem ci, żeś sama kurwa!
Najgorzej było wtedy, gdy włączała się jej agresja. Kiedy miała złe dni, siedziała naburmuszona, nabzdyczona na cały świat. Nic nie chciała przyjąć do swojej świadomości i wszystko ją drażniło.
Pamiętał, kiedy pierwszy raz dostała takiego ataku. Wciąż powtarzała, że chce wyjść z budynku, że chce wrócić do domu, do swojej mamusi. Nie słuchała nikogo, kto starał się ją przekonać, że od trzydziestu lat nie ma żadnego innego domu, a od jakichś pięćdziesięciu nie ma także i mamusi.
Zadziwiające były siły, które wstąpiły tamtego dnia w tą malutką, kruchą staruszkę. Okazało się, że starsza pani wprawdzie owszem, wyglądała na wątłą i delikatną, ale w rzeczywistości parę w łapach miała jak niejeden mężczyzna w sile wieku. Siniaki, które pozostawiła swojej wnuczce, długo nie znikały z powierzchni skóry.
Czasami, do głowy przychodziły mu myśli, które wprawiały go w prawdziwe osłupienie. Do ich istnienia nie chciał przyznać się nawet przed samym sobą. Za wszelką cenę starał wypierać się je ze swojej świadomości, ale z każdym dniem coraz trudniej było mu je ignorować.
Zastanawiał się jak by to było, gdyby babcia umarła? Z poczuciem obrzydzenia do samego siebie dochodził do wniosku, że prawdopodobnie nie cierpiałby z tego powodu. Wydawało mu się czasem, że w takiej sytuacji odczułby raczej ulgę, niż żal. Bo prawda była taka, że on jej śmierć przeżył już wiele razy, na wiele różnych sposobów. Dla niego ona umarła już bardzo dawno temu. Oddychała, jadła, piła, jej serce wciąż pompowało krew. Ale to nie była ona. Tylko pusta skorupa imitująca człowieka, którym kiedyś była.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mała_mi dnia Nie 18:37, 11 Kwi 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

kamil2109
Stalówka


Dołączył: 15 Gru 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:09, 23 Sty 2010    Temat postu:

Hm. Powiem ci, że nawet fajnie wplatasz skutki choroby, groteskowego dramatu w komiczność. Np. ta scena:
Mała_mi napisał:
- Siadaj na kibel - powiedziała wnuczka, podczas jednej z wizyt w ubikacji.
- Na kibel? - zdziwiła się starsza pani. - Na jaki kibel?
- No na kibel!
- A co to jest kibel? - Jej twarz zdradzała oznaki intensywnego myślenia.
- No tam masz kibel, nie widzisz? - Wskazała jej palcem.
- Aaa - Iskra zrozumienia zabłysła w jej oczach - O tym garnku mówisz?
- Tak, o tym garnku, siadaj już.
- O nie! Ja na żadnym garnku siadać nie będę!
- Noż kurwa siadaj na tym kiblu, bo się zaraz zesikasz do cholery!
- Ooo, zobaczcie ją jaka mądra. Jaka ze mnie kurwa, co? Nic tylko kurwa i kurwa cały dzień słyszę. A powiem ci, żeś sama kurwa!


tutaj powinno raczej być z małej litery:
Mała_mi napisał:
- Miałam kiedyś mamusię. Mamusia umarła. Ale potem ożyła. Troszkę ożyła, ale ożyła. - Nawet tego typu teksty, choć wcale nie powinny, wywoływały w nim ataki śmiechu.


tutaj chyba nie powinno być dwóch "nie" a jeżeli tak, to powinien oddzielać je przecinek:

Mała_mi napisał:
Z poczuciem obrzydzenia do samego siebie dochodził do wniosku, że prawdopodobnie nie nie cierpiał by z tego powodu.


Hm, masz kogoś chorego na tę chorobę w rodzinie czy po prostu przyszedł ci taki pomysł na opowiadanie? Bo u mnie jest jedna chora osoba w rodzinie. Siostra mojej babci. Jest bardzo religijna, chodzi do kościoła codziennie na nogach pokonując ponad 10km dziennie. Do kościoła dociera w około 2h. Ostatnio wychodzi z domu koło 11:00 i idzie do kościoła dociera tam na 13:00 a do mszy jeszcze pięć godzin i stoi i czeka na mrozie a jak się ktoś zapyta gdzie idziesz tak wcześnie rzuci "wiązankę przekleństw" i wszyscy schodzą jej z drogi. Dla tego nie wiadomo czy śmiać się czy płakać. Mnie bardziej jednak ta historia rozbawiła, niż wywołała smutek, jeżeli chciałaś wywołać taką reakcję.

Edit: powinnaś wpisać oznaczenie w temacie. Odwalam robotę za moderatora :p


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kamil2109 dnia Sob 15:12, 23 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mała_mi
Gęsie Pióro


Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:49, 23 Sty 2010    Temat postu:

Jeśli rzeczywiście nie wiadomo czy śmiać się czy płakać to bardzo dobrze. Bawić też to powinno.

Oznaczyłam już opowiadanie:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

An-Nah
Czarodziejskie Pióro


Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 431
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: własna Dziedzina Paradoksu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:10, 31 Sty 2010    Temat postu:

Bardzo ładna analiza degeneracji umysłowej. Naturalistyczna, prawdziwa. I aż boli zachowanie wnuczki, ta irytacja, ten brak wyrozumiałości. Wynikają z sytuacji, są normalne, wiem, łatwo stracić panowanie nad sobą w takiej sytuacji, ale kląć na własną babcię... brrr...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:58, 05 Kwi 2010    Temat postu:

Mała_Mi napisał:
Czasami wyglądała, jakby się nad czymś intensywnie, niemal z wysiłkiem zastanawiała, innym razem jej umysł wydawał się być kompletnie pusty.
To wygląda, jakby prawnuk wyjął jej umysł i oglądał, a nie obserwował babcię tylko z zewnątrz.

Mała_Mi napisał:
- Wiem<przecinek> babciu

Błąd się powtarza przy każdym zwrocie postaci do siebie nawzajem.

Mała_Mi napisał:
O ile pierwsze płaczliwe wyznania babci rozczulały go i sprawiały nieznośny ból, o tyle kolejne wywoływały w nim tylko złość i irytacje
ę?

Mała_Mi napisał:
a od jakichś pięćdziesięciu, nie ma także i mamusi
przecinek niepotrzebny.

Opowiadanie samo w sobie wisi pomiędzy czymś smutnym a - momentami absurdalnie, bo przecież Alzheimer nie należy do rzecze śmiesznych - komicznym. Skonstruowane nieźle, ale ja bym zamiast części opisów zachowania po prostu je włączyła do akcji - pokazać nieco więcej epizodów - choćby z jednego dnia - i podczas nich nawiązać do wcześniejszych, że ten teraz nie jest aż taki zły, bo były gorsze, albo że dotąd nie było tak źle, a teraz znów się pogarsza. W ten sposób opowiadanie zyskałoby nieco na przekazie, bardziej pokazałoby, byłoby bardziej... hm... nie wiem jakie, ale zyskałoby na tym, gdyby Alzheimer był jakby za jakimś głównym wątkiem. Chociażby za wątkami z życia bohatera, jakby chciał wyjść na pierwszy plan w tym dniu z życia bohatera.

Zakończenie zaś faktycznie nieco gorzkie, gdy przypominam sobie własną ulgę w kompletnie nieodpowiednim momencie.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin