Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Faërie - portrety, szkice, pejzaże


 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Forumowe RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Airel
Bezskrzydła Diablica


Dołączył: 05 Lis 2007
Posty: 465
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Faerie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:13, 09 Wrz 2008    Temat postu: Faërie - portrety, szkice, pejzaże

Faërie, Kraina Czarów, Neverland…
Kraina-pomost, łącząca nieograniczoną liczbę światów w nieograniczonej liczbie czasów; w licznych miejscach rozdziela je tylko cienka błona, ledwo widoczna, niejasna, przejściowa. Kraina sennych marzeń, widziadeł i baśni. Istnieją tu wszelkie stworzenia, które kiedykolwiek nazwano i te, o których nawet myśl nie powstała w ludzkich głowach. A wszystkie stworzone z czarów, czarów przeplatających Faërie, tworzących ją, będących jej duszą i ciałem, będących nią samą.
I tylko ludzie bywali tu gośćmi, a nie mieszkańcami; przybywając z innych światów i czasów, z innych epok i wierzeń, przypadkiem bądź celowo, byli tu obcy, choć akceptowani. Poza jednym, który właśnie tu odnalazł swoje miejsce.
Jest tam wiele ras i ludów, więcej, niż ktokolwiek opisał, więcej, niż ktokolwiek ujrzał. Były więc tam gryfy i wodniki, wodnice i pegazy, centaury, jednorożce, meduzy, anioły (oraz Anioły Stróże), syreny, morskie koty, elfy, dżinny, elfy i znów elfy, księżycowe wróżki, strzygi i strzygonie, zmory, diabły i płanetnicy, czarty, wiedźmy i czarownice, demony, wampiry, bagienniki i światła, ogniki, zwodnice i katta marno, Asheani i kazsithry, płaczki, bogowie, smoki, wciąż smoki, sylfy i zmiennokształtni, oraz Dzikie Istoty z Argedańskiej Puszczy.
Elfy zaś były najróżniejsze.
[link widoczny dla zalogowanych], o srebrzystej cerze i włosach, patrzyły na świat w ciemnościach nocy, lśniącymi, bladozielonymi, bladoniebieskimi, srebrnymi oczami; całe zaś ich ciało pokryte było ciemnoniebieskimi, falistymi liniami, włącznie z długimi, spiczastymi uszami. Wspomagają magię nocy i magię księżyca, walczą z bezsennością i koszmarami, przędą sny, koją smutki i łagodzą depresję, czułe i delikatne jak gwiezdne niebo, oddane nocy, albo umysłowi.
Słoneczne, zwane elfami natury, mieszkają na drzewach lub w kompleksach jaskiń i w każdym innym, naturalnym schronieniu. O jasnej karnacji i jasnych oczach, czasem w barwach owoców i kwiatów, stawali się jednością z przyrodą, hodując lasy i ogrody, pasąc zwierzęta i je łowiąc, dbając o równowagę ekosystemów; a czasem o sprawiedliwość.
Morskie, o włosach koloru wodorostów lub nadbrzeżnego piasku, grają piękne melodie, zaklęte w oceanie. Wytwarzają instrumenty i najsubtelniejsze, wymagające precyzji przedmioty; akompaniują syrenom i trytonom, komponują wciąż nowe pieśni i uroki, oraz szukają celu w każdej innej artystycznej ekspresji.
Ciemne, mroczne, trzymają się z dala od innych społeczności. Wśród nich bywają elfy o skórze czarnej jak noc i włosach białych jak śnieg, a oczach czerwonych, lecz większość jest po prostu skrytych, o bladej cerze po latach spędzonych nad księgami. Gromadzą mądrość i wiedzę niezliczonych pokoleń niezliczonych ludów, prowadząc największe biblioteki Krainy.
I ostatnie, Elfy Światła i Mroku, które to nacje same tak się nazwały, wyniosłe i dumne, o włosach srebrzystych, bądź bladoniebieskich i pionowych źrenicach. Uprawiają magię wojny i wiedzy, oraz budują pałace i wielkie budowle, a różnią się ideologią. Elfy Światła przekonane o swojej racji narzucają innym swoje wizje świata; Elfy Mroku posiadają niezgłębione pokłady cynizmu.
A wszystkie z elfów dzielą ze sobą największy kunszt, zwany zaczarowaniem.

Smoków także egzystuje niemało, a nad wszystkimi pieczę sprawuje Fafnir, ich odwieczny książę
Zatem są tu pradawne, potężne smoki z głębi skalnych jaskiń i wysokości górskich szczytów, ciemnoczerwone, ciemnoniebieskie i ciemnozielone, pokryte lśniącymi łuskami i obdarzone długim życiem i wielką inteligencją.
…Smoki srebrne, czarne i białe, strażnicy Chaosu i Ładu, wierzący we wszechwładną Równowagę, a nikt nie wyprowadza ich z błędu…
…Małe, delikatne jak ważki smoki o czterech mieniących się tęczą skrzydłach, które niosą w sobie inny rodzaj magii.

Nie ma też prawdziwej religii. Bogowie są i temu nie można zaprzeczyć. Czasem mieszają się do istnień, czasem nie chcą pomimo usilnych próśb. A jest też coś poza nimi…
( -Trójca, Triada! Czemu się tak zaparliście na trójkę bogów? Czy tego nie widzisz? Nawet tu nie widzisz? Poza nami, poza bogami – ta kraina przepojona jest czarami.
- A gdybym powiedział – boskością?
- Też.
- Ale nie tak. Nie czujesz, że jest coś poza bogami? Coś więcej, czego nikt nie ogarnie? Oddajemy im cześć, bo są tego częścią i do jakiegoś stopnia mogą pojąć całość.)
Ponadto jest też Avalon, Wyspa Wiecznych Jabłoni, wieczna wyspa; nieprzemijające mgły skrywają jej czarowne wnętrze przed niepowołanym wzrokiem. A przez wodę i mgłę od zawsze przybywali pielgrzymi z Krainy i niezliczonych światów, by złożyć pokłon, snom i czarom, magii i spełnieniu, a niezwykłe kapłanki o twarzach okrytych kapturem, zamknięte w sobie i zdradzieckie jak życie witały ich na Wyspie, znając cudze myśli i zamiary, zaś ich skóra zdawała się blada jak śmierć, czerwona jak krew, bądź brunatna jak ziemia, po której stąpały.
Jest też Raj, ale nienarodzeni dawno już go stracili

Dzięki akceptacji dla obcych, przybywających do Faërie przez niezliczone, chwilowe bramy, iskrzące się migotliwie dla mieszkańców Krainy, świat powlekał czar, umożliwiający im porozumiewanie się w najpopularniejszym tutejszym języku, języku elfów natury.

(Za uwagę dziękują autorki: Airel i Delilah, Knujące.)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Airel dnia Czw 16:37, 11 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Airel
Bezskrzydła Diablica


Dołączył: 05 Lis 2007
Posty: 465
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Faerie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:49, 09 Wrz 2008    Temat postu:

Imię: Moriana
Wiek: 21
Rasa: Człowiek

(Historia)
Za pierwszym razem myślała, że do Faërie (jak wszyscy) trafiła przypadkiem. Tutaj jednak nie było przypadków, a wcześniejsze sny, sny o demonie, a może o bogu, okazały się prawdziwsze, niż sądziła. Tu go poznała – Da-kera, mrocznego, cynicznego drania, któremu kiedyś, w innym życiu, była obiecana i którego kochała. On jednak ją zdradził, boleśniej, niż możnaby sądzić; z tamtych czasów jednak odzyskała jedynie kilka wspomnień. Nie było między nimi jego prawdziwego imienia. Teraz odkryła, że znów wiążą ich więzy, których nie można rozwikłać, ale nie poznała prawdy i nie pozna jej, bo jedyny mężczyzna, który mógłby opowiedzieć jej całą historię – Da-ker – nigdy tego nie zrobi.
Nie sądziła, że mogłoby w niej być cokolwiek specjalnego. Nie miała magii ani czarów, żadnych specjalnych umiejętności, ale okazała się być kimś niezwykłym, kluczem do Krainy Czarów, jedną z niewielu osób, która odchodzi i przychodzi do Faërie kiedy zapragnie; jedną z niewielu powiązaną z czarami, stanowiącymi oś tego świata. Znają tam ją i jej przeznaczenie, ceniąc za niezwykłość, którą ze sobą przynosi; obawiają się też Da-kera, który jak mroczny cień związał się z dziewczyną.

(Wygląd)
Ma szare oczy, szare i w pewnym sensie sowie, może przez uwagę, z jaką przygląda się innym; szare, a czasem ciemnozielone, jak górskie jeziora (zdarzają się także brązowe, jakby poplamione bursztynem, albo złotawe, magiczne). Jasnobrązowe, lekko miedziane włosy, nierówne i proste, opadają jej na twarz, którą czasem ukrywa pod czarnym kapturem długiego płaszcza. Z płaszczem tym, spiętym srebrną klamrą z wygrawerowaną sową, nigdy się nie rozstaje. Nosi miękkie, wysokie, skórzane buty, które uwielbia, jak dziecko zabawkę.

(Charakter)
Często się uśmiecha, a równie często zamyśla; ale wynika to raczej z wielotorowego biegu jej myśli niż braku szacunku do rozmówcy. Chętnie mówi o sobie, ale mimo to pozostaje wciąż nieznana, jakby chodziło o coś więcej, coś ukrytego w cieniu.
Lubi czytać i pisać; pisać szczególnie, a głównie opisuje opowieści zasłyszane i ujrzane w Faërie, które pojawiają się w różnych światach i różnych okolicznościach. Szuka wiedzy, bo jest ciekawska („ciekawska jak kotek!”), i akceptuje ludzi, starając się zjednać ich swobodą i empatią, choć nie zawsze jej to wychodzi. Wręcz niewystarczająco często, jak sama uważa.
Szkoda tylko, że skądinąd niezła pamięć nie przychodzi z pomocą podpowiadając, co i przez kogo zostało już powiedziane…

(Ponadto)
Jej towarzyszem, nieodłącznym (nawet, gdy tuż obok go nie ma) i związanym z nią na zawsze, jest Gavriel, Anioł Stróż z Faërie; jest jej Aniołem i przyjacielem, ufa mu bezgranicznie, on zaś od chwili połączenia więzią zna jej wspomnienia, pamięć i emocje.
Gavriel, który od zamierzchłych czasów nie łączył się z nikim anielską więzią, podobno, według słów innych istot, czekał na kogoś takiego jak ona, złączonego z esencją Krainy; podobno, ale o prawdę należałoby spytać którekolwiek z tej pary.
Anioły nie mają jednej formy – nie muszą mieć też wcale formy, ale Stróże zwykle przyjmują mniej lub bardziej jednakową prezencję. Zdziwiła ich skłonność Gavriela do uczłowieczania; ten jednak zachowuje się, jakby zapomniał o możliwościach przemiany i stale wygląda tak samo – wysoki i szczupły, o srebrnych, nierównych włosach sięgających prawie do karku i jasnej karnacji, oraz o ciemnych, brązowych oczach, łagodnych, mądrych i pięknych.
Gdy zechce, jak każdy z Aniołów, ma skrzydła – jego są wielkie, białe i pierzaste, imponujące i niezwykle miękkie. Pojawiają się znikąd – materializują i dematerializują z każdą jego decyzją.
Ceniony jest zwykle za inteligencję i wiarę; Moriana widzi w nim zamiast wiary raczej miłość do życia i nadzieję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Miya
Jawny Koszmar


Dołączył: 23 Lip 2007
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze światów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:56, 10 Wrz 2008    Temat postu:

Imię: Geddwyn
Wiek: Bezwiekowy. Wygląda młodo i zawsze tak wyglądał.
Rasa: Fachowo mówiąc, żywiołak wody.

(Historia)
Zaistniał szeroko pojęte dawno temu jako nadrzędny duch żywiołu wody swojej części światów, wraz z trojgiem rodzeństwa odpowiedzialnego za pozostałe żywioły. A właściwie ta czwórka istniała i istnieć będzie zawsze, odradzając się co najwyżej pod nowymi postaciami, ale przy tym wciąż pozostając sobą. Geddwyn zyskał sobie (nie)sławę najmniej obowiązkowego z rodzeństwa (przynajmniej dopóki młodszy braciszek nie zaczął z nim konkurować) - zamiast bowiem siedzieć grzecznie w swoim zwiewno-filigranowym zameczku i czuwać nad porządkiem Natury, wolał wojażować po światach, argumentując, że zbyt wiele jest do obejrzenia, a Natura poradzi sobie sama. Nieraz miał przez takie podejście kłopoty, ale zwykle dość łatwo się z nich wyplątywał, przy pomocy rodzeństwa albo po prostu wrodzonego wdzięku ;)
Zapytany, jak trafił do Faërie, odpwiedziałby pewnie: "A czy to takie istotne? Skoro już się tu znalazłem, to mam prawo tu być i to jest najważniejsze. Skoro to miejsce łączy światy i rzeczywistości, mogę tutaj pozostać, będąc równocześnie tam"...

(Wygląd)
Przypuszczalnie nawet w barwnej Krainie Czarów będzie się rzucać w oczy... To akurat świetnie potrafi, choć jest niby drobny i niepozorny (170 cm + koturny); te mieniące się niebiesko marzycielskie oczęta i łobuzerski chłopięcy uśmiech łatwo zjednują mu otoczenie. Ale co wyjdzie, jeśli dodać do nich morskozieloną czuprynę, pokaźną ilość biżuterii (głównie w postaci kolczyków) i sposób ubierania się, który stanowi mieszankę wszystkich możliwych stylów? Hmm... Po namyśle stwierdzam, że raczej nic rażącego, ponieważ we wszystkim mu do twarzy. I w dodatku potrafi sprawić, żeby inni w to uwierzyli...
EDIT: [link widoczny dla zalogowanych]

(Charakter)
Artystyczna dusza o niemalże ("A co, zostawię trochę innym!") wszechstronnym talencie, ale jego najczęstszym środkiem przekazu są rysunki - głównie ołówkiem, co jednak nie znaczy, że nie są barwne i wyraziste. Zmienny, jak jego żywioł - od spokojnego jeziorka, poprzez bystry górski potok aż do wodospadu (ponoć jest jeszcze opcja "wzburzone morze", ale o tym nie miałam okazji się naocznie przekonać) - a w dodatku przez wszystkie te etapy może przejść w kilka minut... I zacząć od nowa. To dlatego, że jego nastrój jest w dużej mierze zależny od otoczenia - Geddwyn bardzo mocno odbiera emocje innych i lepiej nie przychodzić do niego się wypłakać, bo skończy się na wspólnym płakaniu w kąciku (co nie zmienia faktu, że jest świetnym psychologiem, tylko raczej korespondencyjnie). Ma wredny zwyczaj wczuwania się w drugą osobę, wyciągania jej z duszy różnych rzeczy, których sama nie jest świadoma i bezczelnego uwieczniania ich na rysunkach. Ewentualnie mówienia jej tego w twarz, ale to nie jest ani tak zabawne, ani bezpieczne. W zasadzie światy stanowią dla niego kopalnię weny, a żyjące w nich istoty postrzega jako potencjalnych modeli. Żyje dniem dzisiejszym i zawsze robi to, co w danej chwili uważa za słuszne, nawet jeśli przyniesie to opłakane konsekwencje (a innych przed tym ostrzega, hipokryta). Na co dzień czarujący, pogodny i podobno łatwo się w nim zakochać :P

(Ponadto)
Jaki jest duch wody, łatwo się domyślić. W swoich światach mógł zjawić się właściwie wszędzie, gdzie był jego żywioł; w Faërie aż tak łatwo raczej nie będzie, ale i tak da pewnie radę wyprawiać z wodą w różnych jej formach takie rzeczy, jakich zazdroszczę mu bardzo i okropnie. Może używać jej zarówno do uzdrawiania, jak i do walki, chociaż w tym ostatnim przypadku, woli wybierać opcję zagadania przeciwnika niż utopienia go. Aczkolwiek w bardziej "siłowych" zmaganiach jest groźniejszy niż wygląda... Potrafi też się rozpłynąć i stopić w jedno ze swoim żywiołem - i nie pytajcie, jak zmienia postać razem z ubraniem, bo logika ma zwyczaj zwiewać od niego na kilometr. Aha, i wszędzie nosi ze sobą zestaw ołówków.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Miya dnia Śro 9:53, 17 Wrz 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Lill
Autokrata Pomniejszy


Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 813
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: moja jedyna i ukochana Wieś
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:57, 10 Wrz 2008    Temat postu:

Imię: Maverick
Wiek: nieokreślony, wygląda na jakieś trzydzieści lat
Rasa: w czystej teorii człowiek

(Historia)
Zrodzony w królewskim rodzie jednego z krajów swojego świata, Althusa, jednak w kolejce do tronu wśród długowiecznych był trzeci, a cierpliwe czekanie nie leży w jego naturze. Za próby podbojów, wzniecanie powstań i ogólnie rzecz ujmując - sianie zamętu został skazany na przejście przez międzywymiarowe wrota. Wypluło go w Faërie i od tamtej pory tuła się po tutejszej rzeczywistości, wciąż obmyślając genialny plan przejęcia władzy nad światem (choć nigdy nie określił, który właściwie świat ma na myśli).
Kiedyś przystał do bandy rzezimieszków, ale przestępczość zorganizowana jakoś mu nie leży, więc pozabijał współtowarzyszy, a ciała sprytnie zwęglił, korzystając z resztek potencjału magicznego. Ścigany przez międzywymiarową policję, wciąż musi się ukrywać. Zresztą, dybie na niego nie tylko wymiar sprawiedliwości oraz rodziny poległych bandytów, ale także dawna ukochana, gotowa na wszystko kobieta z innego świata, która wciąż wierzy, że obiekt jej uczuć któregoś dnia zasiądzie na tronie, a ona zostanie królową.

(Wygląd)
Stara się nie rzucać w oczy, musiał zatem na jakiś czas schować swój niezaprzeczalny urok. Długie blond włosy związane w koński ogon od dawna nie zaznały kościanego grzebienia, który Maverick nosi w nieodłącznej torbie przewieszonej przez ramię. Chodzi w połatanych ubraniach, a w jego butach chlupie kilkuletnia woda. Tylko te oczy... Liliowo-błękitne, okrągłe, okolone niewyobrażalnie jasnymi, niemal białymi rzęsami. Pozostały z jego dawnego czaru, a ich magia wciąż działa. Jego zniewalającemu spojrzeniu nie oprze się żadna kobieta, chociaż reszta fizjonomii tymczasowo nie wygląda zachęcająco. I tylko oczy widać nawet wtedy, gdy nasz czarujący rozbójnik zmienia postać.

(Charakter)
Zły, zły, najźlejszy. Jako że człowiekiem jest tylko teoretycznie, wcale nie musi posiadać ludzkich cech. I zaiste, nie posiada ich. Inne istoty traktuje wyłącznie przedmiotowo, nie zna pojęć takich jak przyjaźń czy miłość, a jedynym celem w jego życiu są wielkie pieniądze i jeszcze większa władza. Braci najchętniej by pozabijał, a jedyną kobietę, która dostrzegła w nim odrobinę dobra, zamienił w czarną różę, również noszoną w podręcznym ekwipunku. Kiedyś był wyjątkowym narcyzem, ale że nad urodę ceni własne życie, zgodził się na wizerunek niechlujnego zbója z gałązkami wplątanymi we włosy. Od czasu do czasu ma jednak okazję zaznać przyjemności kąpieli i rozczesywania swych kłaków przez śliczne dziewki - a dzieje się to, gdy ma wystąpić przed królem albo innym bogatym draniem. Maverick bowiem śpiewa jak anioł, co niejako kontrastuje z jego czarną duszą, dopełnia za to powiedzenia "wino, kobiety i śpiew". Ma słabość do mocnych trunków, często więc można go spotkać w rozmaitych tawernach, a gdy brakuje funduszy - w laboratoriach alchemicznych, gdzie potajemnie zamienia wodę w wódkę w asyście kilku towarzyszy o wschodnich rysach. Równie często przechadza się po domach publicznych, zastępując monety odrobiną magii i spojrzeniem pięknych oczu.
Z zasady ufa wyłącznie swojej oswojonej kunie.

(Ponadto)
Kiedyś był potężnym magiem. Niestety, jego czary czerpią siłę z magicznych kryształów, których w Faërie jak dotąd nie napotkał, musi zatem oszczędnie rzucać zaklęcia. Ponadto posiada dwie postaci. Jak dotąd, znają go głównie w tej ludzkiej, jako Mavericka, trzeciego syna z rodu Geraeltów, o pięknym głosie i zepsutym sercu. Jednak jako typowy mag ze swojego świata, posiada drugie wcielenie - staje się w nim bezlitosną kreaturą, o ludzkim umyśle i nieludzko potężnej sile. Zbyt wiele jednak potrzeba mu magii do przemiany, by mógł skorzystać ze swej odmiennej postaci. Przynajmniej dopóki nie odnajdzie w Faërie tak poszukiwanych kryształów. Wszyscy ich posiadacze powinni chować się pod ziemię wraz ze swym dobytkiem, bowiem połączenie Mavericka i pradawnych zdolności czarnoksięskich nieodmiennie zwiastuje nadejście wielkiego bałaganu, który niektórzy sprzątają po dziś dzień.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mad Len
Zielona Wiedźma


Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z komórki na miotły
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:29, 11 Wrz 2008    Temat postu:

Imię: Rilane
Wiek: 20 lat
Rasa: Człowiek

(Historia)
Urodziła się w górzystym Merianie, jednym z licznych królestw swojego świata, które wiecznie prowadziły ze sobą wojny. Rilane jako wiedźma i sprytna osóbka, stawiająca własne dobro wyżej niż patriotyzm, korzystając ze swoich umiejętności oraz koneksji tatusia – nadwornego alchemika – pełniła rolę szpiega dla jakichś pięciu obcych państw, czerpiąc z tego wymierne korzyści. Niestety po dwóch latach podpadła pewnej hrabinie za dostarczenie jej felernego eliksiru miłosnego, a ta w ramach zemsty rozsiała kilka plotek. Dość szybko okazało się, że plotki są tylko plotkami, lecz przy okazji ich badania wyszły na jaw niezbyt chwalebne postępki Rilane. Osądzono ją o zdradę, skazano na publiczne spalenie na stosie i wtrącono do lochu w oczekiwaniu na egzekucję.
Nie, większość ludzi w Merianie nie jest zbyt inteligentna. Jakoś nikomu nie przyszło do głowy, że żadna wiedźma nie będzie grzecznie czekać w celi na śmierć, więc następnego dnia nieco się zdziwili, gdy nie zastali w lochach ani Rilane ani nawet drzwi.
Ona także nieco się zdziwiła, kiedy zamiast do świetnie znanego sobie lasu za stolicą, trafiła do jakiegoś dziwacznego miejsca, z całą pewnością w niczym nie przypominającego Meriany.

(Wygląd)
Niski wzrost jest odwiecznym kompleksem Rilane i biada temu, kto próbuje żartować z jej metra sześćdziesiąt jeden, bo następnego dnia może obudzić się pod postacią ropuchy. Jasne, krótkie włosy są wiecznie rozczochrane, a nierówno ścięta grzywka wiecznie wpada do brązowych oczu. Z lekka dziecinna, piegowata twarz w połączeniu z wzrostem sprawia, że inni dość często biorą ją za osobę nie mającą więcej niż piętnaście lat (a niektórzy nawet opowiadali, że przez przypadek oblała się eliksirem młodości warzonym przez ojca), co niepomiernie ją denerwuje.

(Charakter)
Wiedźma nie tylko z zawodu, ale i charakteru. Jędza, choleryczka, złośnica. Niemal przez cały czas chodzi rozdrażniona i nie tak trudno doprowadzić ją do wściekłości. Egoistka, zawsze myśląca przede wszystkim o sobie, a dopiero później o reszcie świata – o ile w ogóle zwraca na tą resztę świata uwagę. Być może właśnie dlatego przystosowywanie się do nowych warunków nie sprawia jej większej trudności. Doskonale wprawiona w sztuce kłamstwa i udawania. Jeśli postanowi sobie, że coś zrobi, to będzie dążyć do celu, choćby miała biegać boso po tłuczonym szkle i zmieść z powierzchni ziemi cały łańcuch górski. Nieco roztargniona, wciąż gubi różne rzeczy, co dość często przysparza jej licznych problemów.

(Ponadto)
Jako córka mistrza alchemii była całkiem niezła w warzeniu eliksirów – w Faërie jednak ten talent na wiele się nie przyda, bo nie zna większości ziół i roślin, na jakie można się tutaj natknąć. Zawsze stroniła od wszelkiego rodzaju broni, uważając, że magia w zupełności wystarczy, więc lepiej nie dawać jej do ręki miecza czy noża, bo może się to źle skończyć. Jeśli chodzi o zaklęcia, to specjalnością Rilane jest przemienianie ludzi w żaby oraz wybuchy. Ponieważ czasem zdarza się, że traci kontrolę nad swoimi emocjami, dość często wysadza w powietrze przedmioty w swoim najbliższym otoczeniu. Radzi sobie też z drobnymi sztuczkami w rodzaju wyczarowywania ogników czy podsłuchiwania cudzych rozmów. Do potężnego maga jednak jej dość daleko, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że nie posiada zbyt wiele doświadczenia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mad Len dnia Czw 20:59, 18 Wrz 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Aylya
Uczciwa Łachudra


Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 495
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zza granicy absurdu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:37, 13 Wrz 2008    Temat postu:

Imię: Vinfreda-Ale-Mówcie-Mi-Po-Prostu-Vin (i biada temu, kto się nie dostosuje)
Wiek: 16 lat
Rasa: Człowiek

(Historia)
Wszystko zaczęło się w pewnym nieprawdopodobnym z logicznego punktu widzenia świecie, dość dziwacznym, by czczono w nim wiadra, którym co sobotę składa się ofiarę w postaci cegły. Świat ten nie ma żadnej konkretnej nazwy, a zamieszkujące go ludy wypowiadają wojny nie tylko ze względu na różnice wyznań (czyli wiadra kontra Jedyny Pan Na Motocyklu), czy różne kolory skóry, ale też niejednolite pojęcie upływu czasu i kalendarza. Z jakichś przyczyn mieszkańcy owego świata nie potrafią się przystosować do tego, że przy każdej wizycie w innym kraju, mieście czy wsi, zmuszeni są przestawiać zegarki.
Ten świat ma się ku upadkowi już od stuleci. Od stuleci zawiązują się sekty, organizacje i zakony, głoszące własną teorię Apokalipsy i prezentujące własne malowidła Czterech (lub pięciu, lub sześciu, lub tu-wstaw-właściwą-liczbę) Jeźdźców Zagłady. Któregoś dnia – każdy region, miasto i wieś zgadza się co do tego, że było to dawno – w równinnej części świata narodził się człowiek, którego okrzyknięto Mesjaszem.
Mesjasz olśnił lud swoją absolutnie genialną i perfekcyjną teorią Króliczka Chaosu, który – gdy Nadejdzie Czas – pojawi się na świecie, po czym pożre Słońce i Księżyc, rozpoczynając tym samym lata ciemności, nędzy i śmierci. „ I tak oto skończy się nasz świat”.
Mesjasz nie tylko odkrył tajemnicę zbliżającej się Apokalipsy, ale też wpadł na pomysł, jak z nią walczyć i nie dopuścić do upadku świata. A mianowicie założył Gildię Zjadaczy, w której szkolił ludzi o odpowiednich predyspozycjach (jak mocny żołądek i szybka przemiana materii) do wypełniania przeznaczonych im zadań, polegających na pożeraniu zagrażających ludzkości królików (prawdziwych) i unicestwianiu dowolną metodą tych pluszowych.
Życie Zjadacza nie jest proste. Łączy się, oczywiście, z żelazną dyscypliną i wieloma ćwiczeniami dla utrzymania kondycji (i wagi). A także z podróżami, przekopywaniem nor gryzoni i odbieraniem dzieciom ich ulubionych, pluszowych zabawek.
Ewolucja postanowiła stanąć po stronie królików, w błyskawicznym tempie wyposażając je w kły, umiejętność mowy i wyjątkowo uroczą fizjonomię, ze szklistymi oczkami, w które nie powinien patrzyć żaden Zjadacz.
Tymczasem Mesjasz umarł, co jednak nie wpłynęło na działalność jego Gildii. Rozeszła się plotka, że któregoś dnia Mesjasz powróci pod postacią dziecka, które zje autentycznego Króliczka Chaosu. Mędrcy wygłaszali przepowiednie, a astronomowie uważnie obserwowali niebo… I w ten sposób, kilkaset lat później, na scenę wkroczyła Vinfreda, w wieku czterech lat zwerbowana do Gildii Zjadaczy i okrzyknięta reinkarnacją Mesjasza – a to z powodu korzystnego ułożenia planet, zgodnego z proroctwami mędrców. Do ósmego roku życia szkoliła się, nie wypełniając żadnych zadań. Wierzono, że ma naturalny talent, rozpieszczano ją więc w miarę możliwości.
Kiedy miała piętnaście lat, przewodniczący rady Gildii otrzymał wiadomość o króliku zwanym Ionasem, postrachu miejscowych chłopów i ich zbiorów. Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały na to, że Ionas jest osławionym w teorii Apokalipsy gryzoniem… w związku z czym, do walki z nim została oddelegowana właśnie Vin.
Niestety, popełniła poważny błąd. Spojrzała Ionasowi w oczy i z miejsca zapałała do niego sympatią. Nie zważając na kodeks, lata szkoleń i to, że prawdopodobnie jest reinkarnacją samego Mesjasza, ostrzegła królika przed niebezpieczeństwem. A ponieważ – mimo kłów i talentu krasomówczego – był on stworzeniem niezorganizowanym i nieporadnym, postanowiła pomóc mu w ucieczce.
Przez długi czas byli prześladowani zarówno przez władze Gildii jak i wojsko, kontrwywiad, niezliczoną ilość sekt religijnych, łowców nagród, zabójców potworów i najzwyklejszych ludzi, marzących o przyczynieniu się szeroko pojętemu dobru. Któregoś dnia, zmęczeni ucieczką, ukryli się w pewnej jaskini… która okazała się być przejściem do Faërie, o której istnieniu nie wiedzą mieszkańcy świata Vinfredy.
Niestety, ani Vin ani Ionas nie zdali sobie dotąd sprawy, że znaleźli się w zupełnie innej rzeczywistości, gdzie nie grożą im już zwolennicy teorii Króliczka Chaosu. Uciekają nadal, od czasu do czasu zdumiewając się niezwykłymi krajobrazami oraz obecnością stworzeń i zjawisk, o jakich nie śniło się filozofom.

(Wygląd)
Przede wszystkim nie ma na niego czasu. Będąc ciągle w podróży i ciągle się ukrywając, często zapomina skontrolować swój wygląd. Potrafiłaby powiedzieć, jakiego koloru ma włosy (acz po dłuższym namyśle), głównie dlatego, że jej ruda strzecha krótkich, prostych włosów, taka sama, jaką według podań miał Mesjasz, zawsze wzbudzała zainteresowanie wśród Zjadaczy. Poza tym jest średniego wzrostu, dość drobna, szczupła i (z racji szkolenia w Gildii) wysportowana, co jednak okazuje się nie być lekarstwem na wrodzą niezdarność. Bo co z tego, że potrafi wykonać perfekcyjny szpagat albo salto, skoro żadna szklanka w zasięgu jej ręki nie przetrwa dłużej niż kilka minut? Jeśli jest wyjątkowo wytrwałą szklanką, oczywiście, odporną na wielokrotne upadki.
Ma zielone oczy i nieskorygowaną wadę wzroku, która może być jakim takim wytłumaczeniem dla jej talentu do wywoływania katastrof oraz sprawia, że jej spojrzenie wydaje się nieprzytomne i odległe o całe eony. Zadarty nos, piegi na rękach i twarzy i wiecznie obgryzione paznokcie. Prawie nigdy nie spaceruje, zawsze porusza się marszem lub biegiem – co jest prawdopodobnie nie tylko skutkiem ciągłych ucieczek, ale wynika z jej usposobienia. Kiedy jeszcze mieszkała w pałacu Gildii, opiekował się nią głównie jej nauczyciel, do którego garderoby uwielbiała się włamywać, skąd zresztą wzięło się jej zamiłowanie do męskich ubrań i obszernych koszulek, które zwykła nazywać „workami pokutnymi”. Gdyby ktoś zademonstrował jej sukienkę, bardziej skłonna byłaby ubrać w nią Ionasa niż sama ją założyć. Cierpi na nieuleczalną awersję do biżuterii i makijażu, które kojarzą jej się wyłącznie z kapłankami Jedynego Pana Na Motocyklu, do którego – jako wiadrystka – nie jest przekonana.
Z szacunku dla swojego króliczego towarzysza podróży, nie ubiera się w skóry żadnych gryzoni. Za to zawsze ma przy sobie kilka marchewek i zegarek… ustawiony tak, by automatycznie przestawiał się przy jakiejś znaczącej zmianie klimatu, czy ukształtowania terenu, według zasad, które w Faërie nie obowiązują. Ionas uwielbia go nosić, traktując to jako swego rodzaju wyróżnienie i dowód uznania.

(Charakter)
Każdy przechodzi fazę buntu, niektórzy wcześniej, inni później. Dla Vin ten czas dopiero się zaczął; gdyby miała rodzinę, byłaby jej utrapieniem. Na szczęście, jedyną osobą, którą może dręczyć okrzykami „Nikt mnie nie rozumie!” i której może nieustannie narzekać na naturę Wszechświata jako taką, jest biały królik. Vin może całymi godzinami utyskiwać na swój los, na teorię Króliczka Chaosu, na Mesjasza, który – jej zdaniem – jest odpowiedzialny za całe zło, jakie ją w życiu spotkało, a także na mędrców, którzy wygłaszali przepowiednie o reinkarnacji założyciela Gildii. Na co dzień jest dość arogancka, cyniczna i apodyktyczna – zapewne dlatego, że w dzieciństwie wpajano jej przeświadczenie, że jest kimś niezwykłym, wyróżniającym się od innych.
Ale to nie wszystko, co można powiedzieć o Vinfredzie. Jest też – jak już przyjdzie co do czego – wrażliwa, czego najlepszym dowodem jest jej przyjaźń z białym królikiem, którego powinna była zgodnie z poleceniem zjeść. A także uparta, zdecydowana i ambitna. Wbrew nieprzytomnemu spojrzeniu pozbawionego okularów krótkowidza, posiada niespotykaną umiejętność skupienia całej swojej uwagi na rozmówcy, czy wymagającym dogłębnego przemyślenia problemie. Ma duży temperament, co niejako odpowiada za nawyk obgryzania paznokci, błyskawiczne przystosowanie się do ciągłego pośpiechu i szybki krok. Fakt, że Ionas nie jest najlepszym partnerem do kłótni bardzo ją martwi.
Podczas ucieczek nabrała nieufności do innych, a także ostrożności, którą Ionas zwykł nazywać po prostu tchórzostwem; Vin wiernie hołduje zasadzie, że nieważne jest dokąd, a skąd się ucieka. Nauczyła się również kłamać, czy też, jak sama mówi: barwnie opowiadać. I rzeczywiście, o ile zwykle mówi niewiele, dość chaotycznie i z zastosowaniem myślowych skrótów, o tyle wszelkie zmyślenia potrafi omawiać długo i bez zająknięcia. Niestety, sprawia to, że osoby, które znają ją lepiej, zawsze umieją odróżnić historię prawdziwą od fałszywej. Co nie zmienia faktu, że wymyślanie nieprawdopodobnych opowieści ją bawi. Vin jest dumna ze swojej wyobraźni.
Trudno ją do siebie przekonać, ale jeśli już, przywiązuje się do ludzi (zwierząt, miejsc i przedmiotów) na dobre. Jest nieco hipochondryczna i paranoiczna – nim poznała Ionasa, opowiadała każdemu, kto zechciał słuchać, że nadmiar króliczego mięsa zdążył już zrujnować jej żołądek i cerę, a poza tym doprowadził do alergii.
Obecnie jest wegetarianką.
Poza tym nie znosi kotów (przyjaźń z Ionasem nastawiła ją pozytywnie do wszystkich gryzoni) i boi się ciemności. O wysokich szafach na ubrania nie wspominając; wierzy, że w dzieciństwie, kiedy mieszkała w pałacu Gildii, prześladował ją potwór z szafy, którego nazwała Bu.

(Ponadto)
Gdyby ktoś zapytał ją o jej nadzwyczajne zdolności, opowiedziałaby mu zapewne o własnym kunszcie tanecznym, kulinarnym, umiejętności latania, zmiennokształtności i o tym, że jako pierwsza skonstruowała domowy pateonofolionomograf (nie wnikajcie). Co można bardzo łatwo streścić: głównym talentem Vin jest wymyślanie całkiem nieprawdopodobnych kłamstw, a także przekonujące ich przedstawianie. Dzięki szkoleniu w Gildii, jest wysportowana, jednak musi się bardzo skupić, nim zdecyduje się choćby wspiąć na wzgórze, czy zrobić przewrót, gdyż wrodzona niezdarność wyraźnie czyha na jej życie i utrudnia jej każde zadanie. Jeśli chodzi o obchodzenie się z bronią, to mniej więcej sobie radzi (co również wymaga skupienia – zdecydowanie nie chce sobie przebić stopy mieczem) ze wszystkim, co nie wymaga mierzenia do dalekiego celu, a to z powodu krótkowzroczności.
Nie jest wprawdzie dobrym negocjatorem, ale nadrabia to wytrwałością. Potrafi tak długo męczyć, marudzić i namawiać, aż w końcu zrezygnowana ofiara może zgodzić się dosłownie na wszystko dla świętego spokoju.
Ponieważ jest praktykującą wiadrystką, co sobotę zmuszona jest odnaleźć cegłę i włożyć ją do pierwszego napotkanego po drodze wiadra. Choćby prowizorycznego i wykonanego przez nią.



Za Teorię Chaosu i Zjadczy - Miyi.
Za Jedynego Pana Na Motocyklu - Lill.
Za wiadra i wiadryzm - Wiadru!

Czasem dochodzę do wniosku, że sama nic nie stworzę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aylya dnia Pon 15:11, 15 Wrz 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Yen
Gołębie Pióro


Dołączył: 23 Kwi 2008
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zza drzwi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:32, 18 Wrz 2008    Temat postu:

Odpowiedź: ?

Imię: Szeireil
Wiek: Bliżej nieokreślony
Rasa: W chwili obecnej niestety człowiek

(Historia)
Szeireil była sfinksem.
I dopóki jej życie nie wykraczało poza ramy tego jednego zdania, wszystko było dobrze.
Świat, w którym się urodziła, był krainą pustyń graniczących z ciemnymi niczym źrenice, niezmierzonymi oceanami. Przepełniały go królestwa, które pojawiały się pewnego dnia znikąd i mogły trwać tysiąclecia, by pewnego dnia bez większej przyczyny rozpłynąć się w płonącym powietrzu niczym fatamorgany. Tak po prostu.
Dużo było rzeczy ulotnych w tym świecie. Jednak nie sfinksy.
Jak każdy sfinks, Szeireil wykluła się ze zmierzchającego nieba. Nie należała do burzliwych istot – żyła cicho i spokojnie w swoim gnieździe z piasku i piór na jednej z pustynnych skał. Czasami odwiedzała królestwa albo wyruszała na polowanie. Niekiedy natrafiała na podróżników, lub, co gorsza, niespełnionych bohaterów, którzy usilnie chcieli poznać jej zagadkę, by rozwiązać ją i osławić się jako pogromcy sfinksa. Niektórzy byli mniej inteligentni – przychodzili do niej z mieczami i włóczniami, czasami w pojedynkę, czasami całą grupą. Jednych oszczędzała z litości. Innych nie.
Wtedy mogła sobie pozwolić na bycie wybredną. Mogła sobie pozwolić na wszystko.
Miała swoją zagadkę bez odpowiedzi. Miała swój czas, swoje lenistwo, swoje miodowe popołudnia. Nawet mały skarbiec – odwiedzali ją nie tylko wojownicy, ale i zwykli ludzie proszący o poradę. W zamian za pomoc ofiarowywali jej piękne, bezużyteczne przedmioty – dokładnie takie, jak lubiła.
I żyłaby tak jeszcze długie stulecia, aż do poznania odpowiedzi na swoją zagadkę. Ale wszystko się skończyło.
Pewnego dnia, gdy bez celu szybowała po niebie, niespodziewanie na jej drodze pojawiło się coś bardzo wielkiego i bardzo ciemnego. Leciała jednak dalej bez wahania, przekonana, że ma przed sobą jedynie jedną z wielu ran na niebie. (W tamtych czasach dni bardzo często kaleczyły się o ostre promienie słońca. Z ich ran wyciekała noc.)
Kiedy Szeireil zrozumiała, że to, co ją otacza, jest żywe, nie mogła już zawrócić.
Właściwie nie potrafiłaby powiedzieć, czym było. Może zranionym bogiem, napęczniałym koszmarem, zapomnianym zaklęciem, które obrosło w kurz i nienawiść, albo czymś zupełnie innym. W każdym razie, rzeczą o wiele potężniejszą od niej samej.
Walka – o ile w ogóle była to walka – nie trwała długo. Najpierw w Szeireil zginął orzeł. Gdy, nie mając skrzydeł, spadła i uderzyła o ziemię, lew został śmiertelnie zraniony. Wiedząc, że nie przeżyją razem, po prostu opuścił ją i odszedł. I tak ze sfinksa, stworzenia będącego zarazem orłem, lwem jak i człowiekiem, pozostała jedynie ranna, półżywa kobieta.
Ciemna istota, przez którą rozdarła się na trzy części, zniknęła.
Szeireil długo leczyła swoje rany i dochodziła do siebie. Musiała na nowo nauczyć się chodzić, mówić, myśleć, jeść, oddychać – wszystko było nowe, niewłaściwe, obce. Nie potrafiła odnaleźć w sobie chęci do takiego życia. Dlatego otworzyła swoją Otchłań (każdy sfinks ma własną, prywatną Otchłań, w którą zapada się, gdy zginie) i skoczyła.
Jednak nie mogła jeszcze umrzeć. Jest tylko jeden sposób na całkowite uśmiercenie sfinksa – odpowiedzenie na jego zagadkę. Ona nie znała odpowiedzi na swoją.
Zapadła się więc w nicość.
Dużo ciekawych rzeczy odkryła, lecąc tak i lecąc w dół. Na początku natknęła się na ławicę srebrzystych, latających mszyc – rozpierzchły się, gdy je minęła. Czasami obok niej przelatywały przedmioty, rośliny – dziwne, wielkie i bezużyteczne, przypominające nieco jej stare skarby.
Potem zaczęła natrafiać na zwierzęta. Spadające w dół koty, psy, krowy, ryby, jaszczurki, bezskrzydłe ptaki, dwunogie konie, jaskrawe diabliki (które lubiła łapać i zjadać – miały wyjątkowo dobry, ostry posmak), rozwrzeszczane koguty, smukłe bazyliszki, całe gromady chimer i delikatne niczym bańki anioły, które zawsze mijała i odprowadzała wzrokiem, wciąż i wciąż lecąc w dół.
A później spotkała pierwszego człowieka.
Był to stary mężczyzna, cyniczny, mądry, uwielbiający grać w karty. Miał nawet przy sobie talię. Po prostu w pewnym momencie ujrzała, że coś większego spada niedaleko niej, podfrunęła więc bliżej.
Nie rozmawiali wiele. Nie potrafił wyjaśnić jej, skąd się tam wziął. Ona opowiedziała mu o sobie, o tym, że kiedyś była sfinksem, że nienawidzi tej ułomnej postaci i że tęskni za orłem i lwem w sobie. Nie uwierzył, ale nauczył ją oszukiwać w karty.
Coraz częściej spotykała ludzi. Młodsi, starsi, kobiety i mężczyźni – czasami parami, czasami cale grupy. Nauczyła się z nimi rozmawiać. Oczywiście, robiła to już wcześniej – ale nigdy jako jedna z nich. Nikt z nich nie potrafił powiedzieć, co robią w jej Otchłani. Po prostu tam byli – i tyle. Mimo to, Szeireil czuła, że jest im wdzięczna. Cieszyła się, gdy Ne była samotna. Już nie miała tak wielkiej ochoty umrzeć.
Pewnego razu natrafiła na spadającą gospodę. Doleciała do drzwi i weszła – w środku było gwarno, wesoło, grała muzyka, śmiano się i tańczono. Została tam przez dłuższy czas. Gospodyni była miła i wyrozumiała, a zamiast zapłaty oczekiwała jakiegoś występu, by zabawić gości. Szeireil nie umiała występować. Potrafiła jednak zadawać świetne zagadki. I grać w karty.
W gospodzie pełno było dziwnych, nie do końca ludzkich ludzi. Niektórzy znikali, na ich miejscu pojawiali się nowi. Szeireil poznawała każdego z nich i słuchała ich historii – dziwnych, często bezsensownych zdarzeń, o których opowiadali z wielką pasją.
Jednym z gości był ryży kuglarz o dwóch głowach. Jedna była ludzka, druga – krowia. Mężczyzna z dumą opowiedział, że urodził się jako zwykły człowiek, ale gdy drugi księżyc nad jego pastwiskiem przybrał postać krowy, on uznał to za wróżbę i zakochał się bez pamięci. Postanowił wyhodować w swoim wnętrzu cielę, by mieć swą ukochaną zawsze przy sobie.
Wtedy w Szeireil zapłonęła nadzieja. Lecz nim zdążyła wypytać podróżnego o szczegóły – zniknął.
Ona jednak nie poddała się i postanowiła, że sama odnajdzie sposób, by na nowo wyhodować w sobie orła i lwa.
Pożegnała się z gospodynią i gośćmi gospody, po czym otworzyła drzwi i przekroczyła próg.
Lecz gdy wyszła, ku własnemu zdumieniu poczuła pod stopami stały grunt. Nie było gospody, nicości ani spadających przedmiotów.
Było Faërie.

(Wygląd)
Kiedy była sfinksem, miała w sobie dużo ze słońca i pustyni. Słońce odeszło jednak razem z orłem, a pustynia – razem z lwem. Wszystko co jasne i złote zwyczajnie zgasło.
Tak więc Szeireil pozostaje zgaszona. Przypomina trochę ciemną plamę na tle świata, jakby zawsze stała w czyimś cieniu. Długie, czarne jak noc włosy, skośne oczy pozostające samą źrenicą i resztką bielma, skóra barwy czekolady. W nocy znika całkowicie. W dzień wydaje się niewłaściwa.
Nie jest przyzwyczajona do noszenia ubrań, więc z reguły ubiera się nietypowo. Czasami zbyt skąpo, czasami przerażająco kolorowo – z reguły po prostu narzuca na siebie cokolwiek, co akurat na pod ręką.

(Charakter)
Kiedyś mogła być leniwa, wybredna i arogancka. Była panią i władczynią swojego małego, piaszczystego światka. Teraz wszystko się zmieniło. Wciąż czuje się obco i dziwnie w nowym ciele. Nie ufa dłoniom, które nie potrafią rozszarpać nawet najbardziej miękkiego kawałka mięsa, ani nogom, które są tylko dwie. Ludzie wciąż wydają jej się mali i żałośni (z nią samą na czele), więc odnosi się do nich z dużym chłodem i dystansem. Nie mówi prawie wcale – jeśli już musi się odezwać, zazwyczaj zadaje jedną z tysięcy znanych jej zagadek, lub przytacza fragment którejś z zasłyszanych historii – którą, zresztą, też puentuje zagadką. Nie potrafi się bez tego obejść.
Uwielbia za to słuchać. Nie ma dla niej nic ciekawszego, niż czyjaś opowieść. Według niej ludzie żyją tylko po to, by pewnego dnia ktoś opowiedział o nich historię. Jest bardzo dobrą, uważną słuchaczką.
Ma słabość do rzeczy pięknych (dla niej pojęcie „rzeczy” odnosi się zarówno do przedmiotów, zwierząt jak i ludzi). Czasami wystarczy, że może na coś spojrzeć – innym razem chce dotknąć, posmakować, posłuchać, albo zabrać całkowicie dla siebie. A potrafi być bardzo zdeterminowana.
Szeireil ma bardzo skomplikowany system wartości – być może sama nie wie dokładnie, jaki. Jedne rzeczy mogą wydawać się jej na początku bardzo ważne, lecz później poświęca im mniej uwagi niż barwnemu motylowi, który właśnie przeleciał tuż przed jej twarzą. Nikt i nic nie jest do końca pewien, co jest dla niej naprawdę istotne. Przynajmniej w danym momencie.
Niektórzy powiedzieliby, że jest odważna, ale, po prawdzie, zwyczajnie nie potrafi wycenić swoich szans, wciąż mając w głowie błysk pazurów i bicie ciężkich skrzydeł. Z wielką chęcią rzuca się w największe kłopoty, zapominając, że już nie potrafi poradzić sobie z nimi z równą łatwością, jak kiedyś.

(Ponadto)
Szeireil nie potrafi się bronić. Już nie. Nie biega szybko, nie skacze, nie lata, nie czaruje, nie umie korzystać z broni. Jedyną umiejętnością mogącą uratować jej życie, jest Pieczęć Zagadki, którą obłożony jest każdy sfinks – nawet tak niepełny, jak ona. To bardzo stare prawo, które narodziło się razem z pierwszym pytaniem w piaszczystym świecie Szeireil.
Sfinksy znają odpowiedzi na wszystkie zagadki – z wyjątkiem jednej. Tej, która jest im przypisana już od momentu wyklucia się. Gdy to jedno pytanie zostanie zadane jakiejkolwiek istocie, musi ona odpowiedzieć. Jeśli odpowiedź będzie zła – pytany musi umrzeć. Jeżeli jednak odpowie on właściwie – a sfinks poczuje to od razu – pytający otwiera swoją Otchłań i rzuca się nią, by tam przestać istnieć.
Oczywiście, sfinksy znają odpowiedzi na zagadki swoich pobratymców, Jednak nie wyjawiają ich nikomu – to niepisana umowa, która panuje między nimi od początku dziejów.
Szeireil bardzo niechętnie sięga po Pieczęć Zagadki. To stawia na szali całe jej istnienie. Czasami jednak nie ma wyjścia.
Ach. No i potrafi oszukiwać w karty!

Pytanie: Co istnieje, gdyż coś nie istnieje?

Proszę wybaczyć przerażającą jakość tekstu. Piszę to w nocy, półprzytomna - teoretycznie nie powinnam się zbliżać do komputera do końca miesiąca (tak, szlaban za bóg-wie-cholera-jasna-co-to-znaczy-bo-tak-mówi-opatrznosc-i-savoir-vivre). Ale bardzo mi zależy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Forumowe RPG Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin