Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Alice & Cedalia


 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Klub Pojedynków im. smoka Temeraire
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:16, 12 Lip 2010    Temat postu: Alice & Cedalia

Pojedynkują się: Alice & Cedalia
Fandom: brak. Twórczość własna.
Gatunek: dowolny (tak, moja droga, ustąpię ci, możesz sobie pisać ten horror, jeśli chcesz xD)
Temat: ucieczka. Obojętnie od czego, ale właśnie ucieczka.
Warunki: musi pęknąć jakieś szkło, pojawić się mają rude włosy
Długość: wedle uznania
Opiekun: Malaria
Termin: 12 lipca 2010


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:16, 12 Lip 2010    Temat postu:

Tekst A

Cygańska Irlandia

Kieliszek pękł jej w ręku z zaskakująco głośnym trzaskiem. Na biały obrus chlusnęło wino zmieszane z krwią.
Cholera.
Syknęła z bólu i niecierpliwym ruchem odrzuciła od siebie odłamki. Eric zerwał się w tym czasie z krzesła, chwycił kremową serwetkę i znalazł błyskawiczne u jej boku, obejmując zaborczo za ramiona. Nigdy tego nie lubiła. Wyszarpnęła się z jego uścisku i ostrożnie wyjęła z płytkiej rany na dłoni długi, ostry kawałek szkła.
- Skarbie, mogłaś uważać… Nie trzeba się było tak emocjonować – doleciał do niej pretensjonalny głos. Walcząc z falą mdłości odebrała mężczyźnie serwetkę i zatamowała krwawienie. W czasie tych kilkunastu sekund zebrał się wokół nich spory tłumek. Zaniepokojony kelner pobiegł po właściciela restauracji.
- Bez przesady – burknęła opryskliwie, odpychając czyjąś pomocną dłoń. – Nic mi się takiego nie stało.
Dla własnego spokoju dała się jednak zaprowadzić na zaplecze, przemyć i zabandażować sobie ranę. Chociaż nie była groźna, opatrunek był tu konieczny.
Po kilku minutach wróciła na salę, gdzie w tym czasie zmieniono im obrus i podano nowy kieliszek. Z westchnieniem usiadła naprzeciw Erica, który uśmiechał się pobłażliwie. Poczuła nagły przypływ irytacji.
- Rita, kochanie, bardzo cię boli? – zapytał natychmiast tonem najwytworniejszego arystokraty.
- Nie – odparła, mierząc go wzrokiem. Od jej spojrzenia poczuł się chyba trochę nieswojo, odchrząknął w każdym razie, przygładził włosy i poruszył nerwowo stopami.
- Możemy kontynuować? Czy może wolisz wrócić do domu, żeby ochłonąć? – zaproponował znienacka.
Omal nie parsknęła śmiechem. Wyczuwała już teraz cały komizm sytuacji, ale nie miała odwagi dać upustu wesołości.
- Mów, mów. Nie przerywaj sobie – powiedziała uprzejmie, zaciskając palce zdrowej ręki pod stołem.
Eric chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Zamrugał prędko, poprawił się na twardym krześle i, grając na czas, rozejrzał po sali. Powędrowała wzrokiem za jego spojrzeniem. Wpatrywał się w lśniący bar na drugim końcu pomieszczenia, które całe było umeblowane w dwóch kolorach: różnych odcieniach brązu i żółtego. Matowe szyby, przyćmione światło, masywne stoły i krzesła przypominały dyskretnie, że znajdują się w jednej z najelegantszych restauracji stolicy. Znów ledwo powstrzymała wybuch śmiechu. Doskonałe miejsce dla wydarzenia, które miało niedługo nastąpić.
Stropiła się nieco, zauważywszy, że mężczyzna wpatruje się w nią od dobrych kilku sekund. Musiał więc widzieć cień rozbawienia na jej twarzy. Z jego miny rozszyfrowała, że popełniła poważne faux pas.
- Rito – przełamał w tej chwili milczenie Eric, pozbywając się na dobre zażenowania. – Dlaczego nie odpowiedziałaś na moje pytanie?
Kobieta milczała, wpatrując się w maleńką świeczkę, toczącą rozpaczliwy bój o przetrwanie.
- Rito! – powtórzył, tym razem nagląco. – Co cię powstrzymuje? Dlaczego się nie odzywasz? Przecież… przecież nie powinnaś mieć żadnych wątpliwości! Tak długo ze sobą jesteśmy, tyle razem przeżyliśmy…
Masz na myśli te wszystkie wieczory przed telewizorem i spotkania z twoimi nadętymi przyjaciółmi?
- … planowaliśmy wspólną przyszłość…
A to ciekawe ubawiła się kobieta. Pierwszy raz o tym słyszę.
- … a teraz kiedy proponuję ci…
Dobry Boże, tylko nie to…
- … ty się wahasz! Nie odpowiadasz mi! Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem!
Dalszą część przemowy zagłuszyło w jej uszach gwałtowne pulsowanie krwi. Nienawidziła słuchania wymówek, wprost była od tego chora.
Opanuj się powiedziała sama do siebie. W końcu jesteś mu coś winna.
Coraz bardziej żałowała, że dała się namówić na tę kolację. Czy nie przeczuwała, no czy nie przeczuwała, co się stanie? Wzięła kilka głębokich oddechów, nastawiła się jak najbardziej życzliwie i…
- … miała rację. Jesteś taka sama jak inne.
Drugi tego wieczoru kieliszek rozprysnął się na kawałki, gdy, porwawszy się na równe nogi, strąciła go z rozmachem ze stołu. Rude loki wymknęły się wreszcie spod ciasnego koka na wolność i rozsypały swobodnie po plecach. Oczy, rozszerzone w zaślepiającym ataku furii, miotały szare błyskawice.
- Wspaniale – odezwała się nagle zaskakująco spokojnym głosem w ciszy, która zapadła po raz drugi na sali. – Czekaj więc sobie na zamkniętą w wieży księżniczkę, która pokocha cię nawet za puste słowa i złamane obietnice!
Gwałtownym ruchem zasunęła krzesło, chwyciła płaszcz i wybiegła z restauracji, trzaskając drzwiami.
Wiedziała, że wszyscy się na nią gapią.
Do diabła z tym.
Machnięciem ręki zatrzymała taksówkę, wskoczyła do niej jak do czołgu i, słysząc kroki zbiegającego po schodach Erica, w panice rzuciła pierwszy adres, jaki jej przyszedł do głowy.
- Gazu! – wrzasnęła.
Nie zamierzała wracać do domu.

~ * ~ * ~ * ~ * ~ *

- Jeszcze raz! Jeszcze raz!
Mała, piegowata buzia zbliża się do policzka Mali, rude loki wplątują się w czarne, srebrne kolczyki zahaczają o złote.
- Jeszcze raz! Opowiedz mi jeszcze raz!
- Nie dziś, kochanie – odpowiada kobieta łagodnie lecz stanowczo. – Bo widzisz, jeśli opowiada się bez przerwy jedną historię, to żeby nawet była nie wiem jak piękna i tak kiedyś obrzydnie.
- Ale dlaczego już koniec? – dąsa się dziecko, szarpiąc falbany długiej, cygańskiej sukni. – Dlaczego nie opowiadasz mi o nich dalej?
- Koniec? – pyta ze śmiechem kobieta. – Rito, mylisz się. To dopiero początek.


~ * ~ * ~ * ~ * ~ *

Rita stała na wietrze w ciemną, listopadową noc. Księżyc odbijał się w srebrnej zapince, wtulonej w rude włosy, a zimny powiew szarpał fioletową sukienką. Kobieta przyglądała przełęczy Wicklow’s Gap, na którą oburzony kierowca taksówki nie chciał jej zawieźć, tłumacząc, że: „i tak opuścili już granice Dublina i on nie ma zamiaru tłuc się po ciemku przez jakieś chaszcze.” Dobrze go rozumiała – gdyby nie wiedziała, że znajduje się tam szeroka, piaszczysta droga też by nie uwierzyła, że można dojechać na szczyt bez bliskiego spotkania ze starym, omszałym głazem lub złośliwym krzewem. Westchnęła i zabrała się do wspinaczki.
Idąc, rozmyślała o matce; bardzo jej teraz potrzebowała. Nie obchodziło jej, że dochodzi północ, brnęła przez piach jak jakaś nowoczesna wersja Kopciuszka, klnąc cicho pod nosem.
Zapinka w kształcie półksiężyca mocno ją uwierała. W szaleńczej ucieczce z restauracji zapomniała o torebce i nie miała jej gdzie odłożyć. Zdjęła ją ostrożnie i obejrzała w nikłym świetle gwiazd. Powiodła palcem po starannie wyrzeźbionych runach i nagle, bez namysłu, cisnęła ją w pobliskie krzaki. Zaskoczona tym, co zrobiła, pogrążyła się na chwilę w myślach.
Czy ja wariuję? Co ja takiego zrobiłam?
Jakiś głos podpowiedział jej, że to dlatego, że dostała ją od Erica, ale wiedziała, że to nie o to chodzi. Motyw był inny. Co ciekawe, czuła się bez niej o wiele lepiej – bardziej wolna. Szła pod górę zastanawiając się, co powie matka. Miała też nadzieję, że nie spotka się z ojcem, bo on zacząłby panikować i wypytywać o setki rzeczy. Mala – Cyganka, mistrzyni we wróżeniu z kart tarota – nigdy nie pytała o wiele. Rita czuła intuicyjnie, że ona podpowie jej, co robić. Zapadała się w piach, brnąc rozpaczliwie do przodu. Srebrne pantofelki na obcasach nie były wymarzonym obuwiem na taką wyprawę. Kobieta zwolniła, aż w końcu, zmęczona i zła, usiadła na przydrożnym kamieniu.
Chcesz się poddać? zaszydziła ambitna część jej duszy.
Jamais odparowała z wściekłością i dwoma kopniakami pozbyła się butów. Spychając na krańce świadomości wyrzuty sumienia (ta para kosztowała ją przecież ciężkie pieniądze!) wstała i ruszyła dalej.
Boso.
Im bliżej była szczytu, tym większe opanowywało ją przeczucie, że powinna się spieszyć. Nagle zaczęła biec, drąc w strzępy sukienkę na podstępnych gałęziach.
Równo o północy, zdyszana i zlana potem stanęła na szczycie przełęczy. Kilkadziesiąt metrów od niej migotało ognisko, oświetlając białe ściany pochylonego domu i samotną postać. Wiatr rozwiewał jej włosy i długą, sutą spódnicę. Rita czuła, jak usta wyginają się w mimowolnym uśmiechu.
Mala!
Ostatnie słowo wykrzyknęła głośno, ale tylko ją to zaskoczyło. Kobieta wstała z ławki, odłożyła jakieś kartki na bok i wyciągnęła ręce w powitalnym geście.
Znów wiedziała.
Matka patrzyła z czułością, jak biegnie do niej przez krzewy i kwiaty. Uniosła lekko brwi, gdy Rita weszła w krąg światła – bosa, w podartej sukience, ze łzami na policzkach. Padły sobie w objęcia i długo nic nie mówiły. Mala głaskała córkę po głowie, pozwalając moczyć sobie haftowaną bluzkę i korale gorącymi kroplami.
Usiadły na ławce i zapatrzyły się w blask ognia. W końcu przełamały milczenie.
- Opowiem ci historię – odezwała się matka.
- Tę co zawsze? – spytała dziecinnie Rita.
- Tę samą. Była sobie kiedyś królewna…
Słowa popłynęły szybko, wzbudzając z letargu wspomnienia radosnego dzieciństwa. Uciekinierka sama nie wiedziała, kiedy znów zapadła cisza. Mala odezwała się ponownie.
- Czyli on jednak nie był twoim księciem.
Zaskoczona, drgnęła na ławce i przyjrzała się matce uważniej. Ta, dostrzegłszy to, rzuciła znaczące spojrzenie leżącym obok kartom. Rita też na nie spojrzała.
Śmierć. Śmierć i Kochankowie.
- Nie – odrzekła ochrypłym głosem. – Nie był księciem. Och, mamo! – rozpłakała się ponownie.
Mala, znów pogłaskała ją delikatnie po głowie i wygładziła na kolanach porwaną sukienkę.
A potem się roześmiała.
Zaskoczona Rita spojrzała na nią podejrzliwie.
- Co? – zapytała z pretensją w głosie, ale matka drżała w paroksyzmie śmiechu, nie mogąc się opanować. – No, co?
- Och, nigdy nie chciałaś zgłębiać tajemnic tarota, ale byłam pewna, że chociaż podstaw cię nauczyłam.
Kobieta zamilkła, skonsternowana, a później odezwała się, starając się nadać swojemu głosowi poważny i wyważony ton osoby, rozmawiającej z kimś niepełnosprawnym umysłowo.
- Ale, mamo… Śmierć i Kochankowie… Przecież nawet dziecko mogłoby zrozumieć, co to znaczy.
Mala zaczęła się śmiać jeszcze głośniej.
- Nie śmiej się! – krzyknęła nagle Rita, zrywając się na równe nogi. – Moje życie osobiste właśnie legło w gruzach, nie mam dokąd iść, a nie wytrzymam siedzenia w jednym miejscu… To już koniec – powiedziała nagle zupełnie bezbarwnym tonem. W tym czasie matka otarła łzy i uspokoiła się. Przyjrzała się swemu najmłodszemu dziecku i pokazała mu jeszcze dwie inne karty, które dotychczas chowała w dłoni.
Rita gwałtownie zaczerpnęła powietrza.
O, Boże.
- To nie koniec, skarbie. Sama zobacz.
Kobieta patrzyła i patrzyła, nie mogąc uwierzyć w to, co sama widzi.
- No dalej, spróbuj to zinterpretować.
Przyjrzała się matce nieufnie a potem zaczęła:
- A więc… hmm. Podróż? Eee… czy ja wiem… gdzieś daleko. Przez siedem miesięcy, w czasie których wiele się zmieni… Eee… i poznam tam kogoś, kto odmieni moje życie i zaprowadzi w nim porządek?
Mala uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Mniej więcej. Jestem tego tak pewna, jak jeszcze nigdy nie byłam pewna żadnej wróżby.
Widząc zagubioną minę córki roześmiała się znowu i powiedziała:
- Jak sama widzisz, znów się pomyliłaś. To nie koniec. To dopiero początek.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Pon 15:17, 12 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:17, 12 Lip 2010    Temat postu:

Tekst B

Beta tekstu: Lill.

Podziękowania dla bety za wytrwałość, cierpliwość i szczerość.

Ucieczka przed laleczką


"Bajki o lustrach
z których się dzieją
proste cuda
zmatowane lustro
ożywia
kiedy się w nim przeziera
dziewczyna
mroźne lustro w nocy odbija
południe
lustro staje się piękne
kiedy je mija
prawda"


Erich Fired "lustra"




Małe lusterko spoczywało na stoliku, zakurzone, prawie niewidoczne, zasłonięte przez flakoniki francuskich perfum. Malutka szklana tafla bez ram wydawała się być zapomniana przez właścicielkę.

Do Francji zawitała noc, swoim ciemnym płaszczem zdobionym niezliczoną ilością gwiazd okryła niebo. Jasna tarcza księżyca, pana tej pory, przemieszczała się powoli, jakby od niechcenia. Wsie i większość miast pogrążyły się głębokim śnie. Tylko od czasu do czasu przez ulicę przebiegł kot, jakiś pijaczyna przeklął życie. Ale nie Paryż, tu noc jest najpiękniejszą porą dnia, kwitnącą. Zapraszają teatry, festiwale, bogate restauracje. Po Paryżu przechadzają się ludzie, chichoczą, płaczą, jeszcze inni mają stalowe rysy twarzy, z których nie sposób nic wyczytać.

Willa pani Purcell mieściła się z dala od centrum miasta, na samym końcu, bez sąsiadów. W domu paliły się światła.
Właścicielka krzątała się po rezydencji, tupiąc niecierpliwie obcasami.
- Po jaką cholerę chowałam te perfumy? – mruknęła ze złością. A głos miała piękny nie było w tym nic dziwnego - śpiewaczka operowa musi posiadać niebywały. Ale nawet gdy krzyczała, złościła się, mówiła przez łzy, barwę miała ciepłą i wydobywała z ust niezwykle dźwięczne brzmienie.

- Pani kawa – oznajmiła matowym tonem służka.
- Dziękuję ci, Evo. – Śpiewaczka z gracją odebrała porcelanową filiżankę i udała się do pobliskiego małego pokoiku. Nienawidziła go. Nie miał w sobie za grosz stylu i elegancji, taka stara graciarnia. Fioletowe ściany gryzły się z ciężkimi zasłonami w krwistym kolorze. Jedynie okrągły drewniany stolik obstawiony perfumami wydawał się znośny dla Madame. Ostrożnie położyła filiżankę na pianinie i zaczęła poszukiwanie Chanel no 5 wśród flakoników. Było to niedorzeczne. Zdawała sobie w zupełności sprawę, że nigdy nie postawiłaby perfum codziennego użytku przy stercie bazarowych śmieci. Kiedyś nawet chciała je wyrzucić - w końcu kłóciły się z jej luksusowym życiem - ale nie miała serca. Każda kolorowa buteleczka miała dla niej jakieś znaczenie. Przeglądając je, uśmiechała się uroczo niczym mała dziewczynka. Chwila ta nie trwała długo - trzymając w dłoni ostatnią fiolkę, dostrzegła małe podręczne lusterko bez ram.
Opuszkami palców delikatnie zdjęła z jego tafli grubą warstwę kurzu. Drżącą ręką zbliżyła zwierciadełko do twarzy. Bała się tego, co zobaczy w jego odbiciu.
A ujrzała to co zwykle widzą inni, rudowłosą piękność o zmrużonych sfinksowych oczach i koralowych ustach.

Upiła łyk zimnej już kawy. Nienawidziła jej smaku - był taki gorzki.

Zadrżała. Lusterko wyślizgnęło jej się z dłoni. Krótki, ale ostry i agresywny dźwięk rozbijanego szkła sprawił, że pobladła.
Przezroczyste kawałeczki mieniły się w poświacie księżyca. Teraz gdy wpatrywała się w odłamek nie widziała dumnego oblicza, które mogłaby się równać urodzie bogini, lecz zniekształconą rozciągniętą twarz.
W pękniętym lustrze nie widzi całości, w pojedynczych fragmentach odbija się co innego.
Gdzieś na drewnianej szafie wśród pajęczyn stoi mała porcelanowa laleczka. Powinna mieć jasnoniebieską sukienkę, taką ją pamiętała. Tymczasem w kawałku lustra ma czarną.
Blond loki wydostają się niesfornie spod słomianego kapelusza, laleczka uśmiecha się słodko.
Załkała. Zawsze uciekała przed wspomnieniami i teraz pragnęła tego ponad wszystko, jednak laleczka bezlitośnie wdzierała się w najbardziej zakurzone zakątki pamięci.

To było sierpniowe popołudnie. Słońce prażyło niemiłosiernie, mieniąc się w tafli wolno płynącej rzeki. Przechadzająca się para obierała pomarańcze, aromatyczny zapach mieszał się z parnym powietrzem.

Rudowłosa dziewczyna siedziała w łódce i niecierpliwie tupała czerwonymi pantofelkami.
Niespodziewanie na łódkę wskoczył ciemnowłosy młodzieniec.
- Zawsze się tak denerwujesz, kiedy masz się ze mną spotkać? – Uśmiechnął się do panienki, a uśmiech miał cyniczny i ironiczny. Jednak gdy się śmiał, jego oczy nabierały blasku, zuchwałe, a zarazem wesołe.
- Nienawidzę czekać pół godziny w skwarze, więc się streszczaj – Dziewczyna zrobiła obrażoną miną.
Chłopak wyjął z torby porcelanową lalkę. Mała blondyneczka ubrana była w prześliczną jasnoniebieską sukienkę obszywaną u dołu koronką.
- Ładna? – spytał
- I tylko dla jakiejś głupiej lalki kazałeś mi czekać pół godziny?!
- Tak – odparł udając powagę.
- Jesteś bezczelny!
- Przecież to lubisz – Zaśmiał się gardłowo.
- Nienawidzę, tak samo, jak nienawidzę ciebie! – Zerwała się z łodzi. Chłopak złapał ją za rękę, mogła się wyrwać, ale nie zrobiła tego. Ludzie porównywali ją do takiej właśnie laleczki. Pustej. Dla obcych była miła. Wyrobiła sobie opinię grzecznej, dumnej damy z klasą. Tymczasem była jedną wielką bryłą lodu, dzięki której zatopiłby się niejeden Titanic. On miał coś w sobie i nieważne czy go kocha, czy nienawidzi. Odkąd go poznała powoli ją roztapiał wprowadzając w jej życie tyle ognia, że można by było spalić nim całą Francję. Przy nim czuła się tym, kim jest naprawdę - zepsutą do szpiku kości panienką, której zależy tylko na karierze i pieniądzach.
- Jutro wyjeżdżam, służba nie drużba. – Utkwił smutny wzrok w jej bladej twarzy.
- Krzyżyk na drogę.
- Naprawdę cię to nie obchodzi?
- Obchodzi idioto! Tylko po cholerę mówisz mi o tym teraz? Szacunku do mnie nie masz!
- Ta laleczka przypominała mi ciebie. Taka śliczna, urocza tylko czegoś jej brakuje – odparł przeczesując opuszkami palców blond loki ozdóbki.
- Czego?
Młodzieniec scyzorykiem wyrzeźbił szparę na porcelanowym policzku
- Blizny symbolizującej twój szpetny charakterek. Jak wrócę dorobię drugą – Wyszczerzył zęby, a ona odwdzięczyła się pokazując język.


- Tyle tylko, że nie wróciłeś podły kłamco! – Pani Purcell z trudem powstrzymywała łzy złości.

Weszła na krzesło, chcąc dosięgnąć lalkę. Jednak noga jej się ześlizgnęła i spadła. Upadła na ostre odłamki lewym policzkiem.
Syknęła. W oczach piekły ją łzy, zimny ból przeszył jej głowę. Zacisnęła zęby i wstała.
Spojrzała na porcelanowego manekina, wyrzeźbiona szpara widniała na prawym policzku.

Wreszcie wypuściła słone krople z szafirowych oczu. Płakała i śmiała się równocześnie.
Wspomnienia ją kaleczyły, bała się je przywoływać, lecz były dla niej także jak najpiękniejsze kaligrafie na zwykłej, czystej kartce papieru.

Drżącą ręką podniosła filiżankę ze starego pianina i upiła łyk kawy, której tak nienawidziła.

Do Francji zawitał ranek. Rozżarzone do czerwoności słońce wzbijało się ku górze. Wsie i większość miast zbudziły się do życia. Ale nie Paryż, teraz było tu cicho. Kina, teatry, restauracje pozamykano. Od czasu do czasu przez ulicę przebiegnie tylko kot, albo jakiś pijaczyna przeklnie życie. Po wsiach jednak przechadzają się ludzie, jedni się śmieją, inni płaczą, jeszcze inni mają stalowe rysy twarzy z których nie sposób nic wyczytać.

Światła w willi pani Purcell zgasły.

Małe rozbite lusterko, kawałeczki szkła mienią się w poświacie wschodzącego słońca, odbijają pojedyncze fragmenty zagraconego pokoiku. Gdzieś na szafie stoi porcelanowa laleczka.
Właścicielka dokładnie pamięta lusterko i przeklętą a zarazem ukochaną laleczkę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Pon 15:55, 12 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

roślinawędrowna
Wieczne Pióro


Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:08, 16 Lip 2010    Temat postu:

"Zdążyć przed Mi", o ile mi się powiedzie - jestem pierwsza. ; )

Pomysł i oryginalność:
A: 1,3
B: 1,7
Pierwszy tekst, mimo że bardzo starannie napisany, odrobinę mnie usypiał. Ta scena z tym mężczyzną była taka mało zajmująca, facet pozbawiony charakteru i znudzona nim dziewczyna, może zabrakło ożywiających uwag ze strony narratora, czegoś co by ułatwiło przejście przez ten fragment. To głównie spowodowało ubytek w punktacji oraz to, że lekturę zaczęłam od drugiego tekstu. Potem już po ucieczce moja opinia się poprawiła i zrobiło się całkiem okej. Podobało mi się to, że te dwie panie miały zwyczaj się tak po prostu zaśmiewać, z humorem do wszystkiego pochodzić.
B to bardzo intrygująca historia, ma nie do końca określony klimat, coś w nim drzemie, zajmuje, bo słowami wyczarowano niezwykle urokliwe połączenie dwóch scenek, a tak naprawdę został podjęty zwykły temat nie dotrzymywania słów przez mężczyzn i ich potrzeby przepadania. Jakoś tak wszystko ze sobą współgra, że człowiek jest pod wpływem opowiastki.

Styl:
A: 1,5
B: 1,5
Jak widać różnica wynosi 0,0 i już się tłumaczę. Tekst A jest dość jasno napisany, ale nie zachwyca, natomiast B zachwyca, a jest trochę mniej jasno napisany. I tak to nie ma znaczenia przy ocenie, więc nie patrzmy na ten mój wygłup w komentarzu i idźmy dalej.

Realizacja tematu:
A: 0,5
B: 0,5
Ani przez chwilę nie miałam żadnych wątpliwości.

Ogólne wrażenie:
A: 1,3
B: 1,7
W sumie opowiadania podejmują ten sam temat, zdumiewające jak myśli chodzą podobnymi torami, ale już tak niekiedy bywało. Wyróżniłam B, bo bohaterowie w nim byli dziwni, nieprzeniknieni, mieli swoje wady i sobie poczciwie o nich mówili, jakby nic ich to nie tyczyło, trochę było w nich coś szalonego. W A bohaterowie byli całkiem normalni, nie licząc ich pochodzenia, w sumie całkiem sympatyczni, nawet ten facet, który mówił z tym komicznym uniesieniem. No dobra, przyznaję się, że tekst drugi przypadł mojemu gustowi człowieka odrobinę pomylonego, ale pierwszy też podołał w tym, tyle że z mniejszym impetem.

SUMA:
A: 4,6
B: 5,4


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Cypisek
Orle Pióro


Dołączył: 08 Maj 2009
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:00, 18 Sie 2010    Temat postu:

Jak ja dawno niczego nie oceniałam!
No, ale cóż - czas nadrobić zaległości.

Pomysł i oryginalność:
A: 1
B: 2

Szczerze mówiąc, to żadnej z tych pomysłów zbyt oryginalny nie jest. B ma jednak ten inny klimat, ma jakiś pomysł, chociaż nie do końca wykorzystany. Tekst A jest taki zwykły.

Styl:
A: 1,1
B: 1,9

Styl A jest strasznie chaotyczny. Wszystko dzieje się za szybko, a niektóre rzeczy są takie... bezsensu, wymuszone. Jak np. te włosy, które z ciasnego koku nagle opadają na plecy kaskadą, bo wstała. I dlaczego, gdy ona zbiła ten kieliszek Ci wszyscy ludzie się zlecieli? Może to moje widzimisię, ale w tak eleganckiej restauracji i w ogóle powinni raczej spojrzeć na nich dziwnym wzrokiem i niewzruszeni powrócić do jedzenia, czy rozmowy.
Chociaż, oczywiście, ten tekst ma dobre momenty!
Jak np. zachowanie mężczyzny, który oświadcza się kobiecie tak, jakby rozmawiał z nieznajomą i chciał pokazać się od jak najlepszej strony. Jak gdyby w takiej chwili najważniejsze były dobre maniery. Nie wiem, dlaczego, ale to mi do tego wszystkiego pasuje.
Styl B jest lepszy. Czasami zabrakło jakiegoś słowa, ale potrafiłaś stworzyć nawet ładny klimat Francji. Nie rozumiem jednak dlaczego ona piła kawę, skoro jej nie lubi. Ale cóż - może takie zachcianki mają 'wielkie damy'. No i był cyniczny i bezczelny chłopak (taaak, ja też uwielbiam takich).

Realizacja tematu:
A: 0,5
B: 0,5

Ogólne wrażenie:
A: 1
B: 2

W sumie wszystko zawarłam wyżej.
Tekst B ma ciekawy styl i początek pomysłu. Tekst A jest taki zwykły i trochę chaotyczny. Wieleby zyskał, gdyby był dłuższy.

Suma:
A: 3,6
B: 6,4


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mad Len
Zielona Wiedźma


Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z komórki na miotły
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:30, 06 Wrz 2010    Temat postu:

Dobrze. Tym razem zamiast wyjaśniać punktację po kolei, lecimy hurtem.

Żaden z tekstów mnie nie zachwycił. Oba przeczytałam bez większych emocji. Pomysły nie są specjalnie odkrywcze (ten w A wydał mi się odrobinę lepszy z uwagi na zamieszanie w to bajki: szkoda, że potencjał zmarnowany, bo można by to lepiej wykorzystać), a i styl pozostawia nieco do życzenia, choć tu jest już nieźle - w tekście B jednak mam wrażenie, że rozpleniło się zbyt wiele przymiotników. I wkradły się błędy, Lilluś, przyznaj się, byłaś pijana, jak sprawdzałaś?;p W obu opowiadaniach też brak mi... emocji. Są za suche, zwłaszcza jak na taką tematykę - w pierwszym te odrzucone oświadczyny, w drugim zawiedziona miłość. Oba też są zaledwie scenką, migawką, a trzeba duuuużego talentu aby opisać taką migawkę dobrze. Temat obie autorki zrealizowały.
Co mogę powiedzieć? Do pracy, moje panie;) Bo wiem, że stać was na znacznie więcej. Te teksty są poniżej waszego poziomu. Nie, nie są bardzo złe, ale... zwyczajne. Nie zapadające w pamięć. Czekam na inne prace. Za co mogłabym pochwalić? Za bezczelnego, wrednego chłopca ryjącego blizny na twarzy tancerki w B, za bajkę w A.

Pomysł i oryginalność:
A: 1,5
B: 1,5

Styl:
A: 1,5
B: 1,5

Realizacja tematu:
A: 0,5
B: 0,5

Ogólne wrażenie:
A: 1,7
B: 1,3

Suma:
A: 5,2
B: 4,8


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:52, 06 Wrz 2010    Temat postu:

Uff. Wreszcie mogę zamknąć!

Tekst A "Cygańska Irlandia" - 13,4
Tekst B "Ucieczka przed laleczką" - 16,6


Innymi słowy wygrała Cedalia.
Aczkolwiek mnie tam bardziej podobała się Cygańska Irlandia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Klub Pojedynków im. smoka Temeraire Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin