Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Cedalia & Pierre


 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Klub Pojedynków im. smoka Temeraire
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 6:45, 02 Paź 2012    Temat postu: Cedalia & Pierre

Pojedynkują się: Cedalia & Pierre
Fandom: twórczość własna
Gatunek: coś lekkiego, dowolnie
Tytuł: dowolny
Warunki:ma się pojawić: mamuśka, stary mundur, tancerze, szklane figurki.
Długość: dowolnie, ale z umiarem.
Termin: 30 września
Opiekun: Mal


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 6:48, 02 Paź 2012    Temat postu:

Tekst A

O ingerowaniu w pojedynki

- Mamuśka! – zawołał zwyrodniały syn.
- Mamuśkę to sobie znajdź w rodzinie! – odrzekła finezyjnie matka. - Ja jestem twoją matką i domagam się szacunku. A tak właściwie to czego chcesz?
- Daj pieniądze na nowe jabłuszko. Od tamtego spodnie mi się ścierają w kroku i okolicach.
- W tę okolicę to możesz dostać co najwyżej klapsa! – matka była zdenerwowana. – Marsz do pokoju!
Żadna to kara dla tego młodego człowieka. Miał tam bowiem wszystko. Seanse kinowe, mnóstwo przyjaciół, sklep odzieżowy. Nie chodziło tu bynajmniej o własny projektor, krzesełka czy wielką garderobę. Młody ów człowiek miał komputer. Było to urządzenie magiczne. Niewielkich wymiarów pudełko, do którego dołączało się inne puzdro za pomocą jakiegoś nibysznurka. A wówczas działy się cuda niewypowiedziane. Rzędy ludzi jakoby jacyś stateczni tancerze, gros miejsc i lasy przedmiotów w pełnej gamie kolorów zaskakiwały tego, który siedział na krzesełku obserwując to dziwo. Oko ludzkie, jakby zwabione spojrzeniem i szatańskimi oparami tej antycebuli-meduzy, nieruchomo brodziło w oczodole. Przyjmowało na siebie tym samym wszystko to, co ze skrzynki wybiegało i siłowało się ze wzrokiem. Czarodziejski komputer, ten sekretny wynalazek znał wszelkie zaklęcia i mógł sprawić wszystko. Za cenę błogostanu.
I młody człowiek to wiedział. Komputer był jego ostatnią deską ratunku, żeby zdobyć upragnione jabłuszko.
- Ale jakże się to stanie, skoro nie mam pieniędzy? – pomyślał. – Coś wymyślę. Nazwa strony i login, i hasło. Enter.
Nagle jego oczom ukazał się pewien pan. Oferował jabłuszko w zamian za pewne coś.
- Naprawdę da mi pan jabłuszko? Tak bez pieniędzy?
- Tak, drogie dziecko, dam ci. A raczej wymienię na pewną rzecz, którą chciałem mieć już dawno.
- Jaka to rzecz?
- Tamte dwa szklane słoniki za tobą. Bardzo chciałbym być w ich posiadaniu.
- Nie wiem, czy mama się zgodzi na ich oddanie.
- Pamiętaj, młody człowieku, że dobijamy targu. Ja dam ci to przepiękne bordowe jabłuszko, na którym będziesz mógł zjeżdżać do końca zimy, a nawet na trawie. Takie jest mocne.
Szklane figurki lśniły na półce, na którą padało światło kamery magicznego komputera. Słonie były zwrócone ciosami do siebie, jakby chciały walczyć ze sobą. Słonie były zwrócone do siebie także głowami, jakby chciały pojedynkować się na mądrość. Trąby trzymały w dole, stykały się za ich pośrednictwem.
Mężczyznę z komputera najwidoczniej pociągała wizja nierozstrzygniętej rywalizacji i urojonego piękna. Młody człowiek był zafascynowany perspektywą nieskończoności, którą oferował mężczyzna swoim jabłuszkiem. Dobili targu, jak to określił starszy z rozmówców.

Gdzieś w bliżej nieokreślonych zakamarkach miasta doszło do wymiany towarów. Każdy z kupców otrzymał to, na czym mu zależało. Chłopiec ubrany był w podarte ocieplane spodnie i kurtkę w zielono-czerwoną kratkę. Wyglądał dość biednie. Natomiast drugi z kontrahentów miał na sobie stary mundur milicyjny koloru szaroniebieskiego. Barwa taka sama jak kolor jego oczu: wyblakła. I ten wyblakły sposób postrzegania świata, ten zamazany wzrok doprowadził dorosłego człowieka do tragedii. Źle chwycił jednego ze słoników i ten upadł na oblodzony chodnik. Zaraz po nim drugi, bo jedynym dopuszczalnym wynikiem ich znajomości była nieustająca równość. Mężczyzna zapłakał.

Chłopiec także zapłakał, gdy mamuśka dowiedziała się o zniknięciu (i później o przepadnięciu na zawsze) dwóch figurek ze szkła, które zdobiły ich mieszkanie od ślubu z ojcem. W karaniu była precyzyjne, jej ręce nie nosiły oznak niezdarności. Gdyby tylko tamten posiadał takowe... wszystko na tym świecie jest pogmatwane. Wszędzie są też analogie i paradygmaty. A jabłuszko wylądowało na śmietniku. Dorosły mężczyzna został podany do sądu za samoczynny kontakt z dzieckiem i miało się okazać, czy nie doszło do innych transakcji. Zależało jej na słonikach. Przynajmniej na jednym, co by drugiego można było odtworzyć. Na sali sądowej doszło w pewnym momencie do konfrontacji kilku świadków i wszyscy zmienili się w kryształowe słoniki. Mamuśka byłaby dumna, gdyby tylko posiadała w tamtym czasie świadomość, ponieważ sama przybrała postać słonika, ale porcelanowego i z dziurą w grzbiecie wielkości monety.

Sens, jak to zwykle bywa, tkwi w szczegółach. Wprawny czytelnik zauważy, co jest sensem tej historii. Sens znaczy esencja. Sens znaczy kierunek. Sens, w końcu, znaczy sens.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 6:52, 02 Paź 2012    Temat postu:

Tekst B

Prawie idealny ród.

Bywali ludzie zafascynowani swym rodowodem. Bywały dzieci, którym wydawało się, że zostały adoptowane. Pod dom podrzucili ich cyganie, bądź też jakimś dziwnym trafem zawędrowały do zwyczajnego, polskiego domu mając krew szlachecką.
Niektórych znajdowano w kapuście, bądź kupiono w supermarkecie. Innych ofiarował sam święty Mikołaj, czcigodnym rodzicom rzecz jasna, kładąc zawiniętego berbecia pod choinkę. A jeszcze inni przez wiele lat wierzyli w takie opowiastki.
Marcin z bloku obok przechodził piąty level jakiejś gry fantasy przez dwa lata i miał się za potomka smoczego rodu. Niektórych niestety dopada brutalny humor rzeczywistości. Czarniejszy od czarnego i bardziej angielski od angielskiego. O czym przekonała się Jola, szanowna koleżanka. Jola nie lubiła ludzi innej rasy niż biała. Nie tolerowała przedstawicieli innego państwa oprócz polskiego, i nie akceptowała innego zdania prócz swego. Jola była pewna, że z dziada pradziada posiadała tylko i wyłącznie polskie korzenie. W jej żyłach pulsowała krew silnego, czerstwego chłopa. Nie obawiała się, więc grzebania we własnym drzewie genealogicznym, z którego to wyszło, że ma węgierskie nazwisko. Nadmiar złego oskarżono ją o posiadanie ormiańskiego noska i cygańskich oczu. Swą drogą zgrabnego noska i ładnie osadzonych oczu. Tak wielkich oskarżeń i odkryć jednak zdzierżyć nie mogła duma Joli. Jola odcięła się od swego rodowodu.

Nie wiedzieć dlaczego napadły mnie te myśli akurat, gdy stałam przed drzwiami rodzinnego domu. Na całą okolicę czuć było aromat śliwkowego ciasta, a wszystkich sąsiadów budziła szanowna mamuśka w subtelny sposób tłukąc schabowe. Wspomnienia o ofiarach rodzinnych kleszczy prysły, gdy tylko chwyciłam za klamkę. W przedpokoju już od samego rana krzątała się babcia, która niezwykle przejęta imieninami dziadka, nawet nie zauważyła stojącej w drzwiach wnuczki. Jedynej, wychudzonej wnuczki.
Każdy rodowód ma jakieś parszywe znamiona, dlatego ja ograniczałam go do rodziców i dziadków. Wszelkich pradziadków nie uznając. Po co specjalnie zadręczać się więzami krwii? I tak wyjdzie, że jakiś tam przodek kradł krowy z pobliskiej wsi, albo miał ileś tam dzieci z nieprawego łoża. Nie ma rodzin idealnych. Choć moja była prawie idealna.
Spojrzałam na babcie i łaskawie raczyłam wybaczyć jej zignorowanie mej osoby. Czym prędzej, więc udałam się do kuchni w której królowała mamuśka. Tak, mamuśka, nie mama, mamusia, matka, mateczka, tylko mamuśka. Do pulchnej gospodyni w pstrokatym szlafroku pasowała wyłącznie, mamuśka. W kuchni pachniało pieczonym mięsem i słodyczami, tak dobrze znanymi z dzieciństwa. A na stole jak zwykle świeże kwiaty, których nazwy nigdy nie potrafiłam zapamiętać. Mamuśka powitała mnie w pośpiechu i zaczęła poganiać do pomocy.
- Przynieś jabłka, zanieś ciasto – I tak w kółko jak za dawnych lat stałam się dziewczynką grzecznie wykonującą mamine polecania.

Urodziny dziadka obchodziła cała rodzina, zbierając się po południu w salonie. Miejsce to było traktowane z należną mu czcią. Tylko mamuśka nerwowo tupała w posadzkę dawno niemodnymi pantoflami, co chwilę pytając się czy aby nie donieść potraw i ciasta. Babcia wpatrywała się w dziadka z dumą. Dziadek ubrany w stary mundur policyjny, lustrował wszystkich i wygłaszał mowy o tym jak to ten świat się popsuł. Polityka jest zła, a młodzież bezczelna. Kiedyś było inaczej– Najbardziej znane słowa wymawiane przez starych ludzi. Ludzi, którzy musieli z goryczą spoglądać na twarz pełną zmarszczek i niezgrabne ciało. Ludzi, którym ciągle się wydawało, że ich świat był lepszy. W gruncie rzeczy był, ale tylko wtedy kiedy byli młodzi.
Mundur dziadka wydawał się być tak samo stary jak on. Uprany i wyprasowany, jednak już wyblakły i pozbawiony wyrazu. Dziadek wyglądał w nim śmiesznie. Cały obrzęd obchodzenia jego imienin był śmieszny. Pierw obiad, potem pogawędka o moralności i domownicy na nowo gdzieś nikną.

Tylko ja zostawałam na swoim miejscu łapczywie wdychając powietrze emanujące zapachem starych książek. Wygodnie układałam głowę na oparciu fotela i znów byłam małą dziewczynką. Dziewczynką przyglądającą się przez szparę w drzwiach maminym przebierankom. Pragnącą zagarnąć wszystkie kosmetyki, sukienki i buty swej rodzicielki.
Uciekałam na strych pełen tekturowych pudeł, w których kryły się niepotrzebne już rzeczy. Podziurawione swetry, poplamione sukienki, a nawet szminki z których można było jeszcze coś wygrzebać. Spędzałam całe dnie, przyozdobiona w strychowe śmieci.
Byłam królową. Strychową panią w koronie z papieru. Bawiłam małe kocięta niezgrabnie dreptające po drewnianej podłodze. Przez małe okienko wypatrując słońca.
Tańczyłam z własnymi cieniami, tańce przeróżne. Od walca po kankana i gdy tylko nasyciłam się strychowym klimatem, który dawał dziwne poczucie bezpieczeństwa, uciekałam w objęcia dziadka. Dziadka, który na każde urodziny dawał mi ten sam prezent, kolekcję szklanych figurek. Nie lubiłam ich, były zwykłymi rupieciami zajmującymi miejsce na półce. O wiele ładniej wyglądałyby, porcelanowe laleczki.
Dziadek uwielbiał opowiadać, a ja słuchać. Mimo, że każda jego opowieść była naiwna i kończyła się najprostszymi morałami, jednak z przyjemnością raczyłam uszy jego głosem. Lekko zachrypniętym, głębokim i mocnym. Był to głos potężny zupełnie nie pasujący do wychudłego, starego człowieka. Opowieści o sile przyjaźni, i o tym jak to Janek przechytrzył osła, lubiłam najbardziej. Nawet gdy przechodziłam przez trudny okres dojrzewania i do bardzo ważnych spraw zaliczałam kupno nowego stanika, albo zaloty Antka z drugiej c. Łapczywie żądałam opowieści dziadka. Ja, on i ten prosty świat o którym mówił. Czasem tylko przeszkodziła nam babcia, krzątająca po pokoju. Ciepła babuleńka opatulona chustą w kwiecisty wzór, zawsze gdzieś nikła. Babuleńka, której po prostu było za mało. Gotowała przepyszne pierogi i robiła nawet ładne rękawiczki na drutach. Ale wtapiała się w tło odosobniona, mała, dziadkowa laleczka. Była tak cicha, że czasem wręcz zapominałam o jej istnieniu.

Jakie to śmieszne, że nic się nie zmieniło. To dobrze, zbyt mocno się przywiązuje, szczególnie do starych rzeczy.
Wieczorem domowa krzątanina ustała, a ja podniosłam się ze starego fotela. Przechodząc przez korytarz minęłam dziadków tańczących w rytm tango notturno. Byli tacy śmieszni. Starzy ludzie nie mają prawa być dostojni. Dziadek prowadził babcię myląc kroki, a ta tylko uśmiechała się delikatnie udając, że jest dobrze.

Noc. Leżąc przykryta puchową kołdrą próbowałam zasnąć.
Gdzieś na dole mamuśka gotowała wodą na herbatę. Zawsze przed snem piła mieszankę liści morwy.
Dobranoc mamo.
Śnij o czystym domku.
Dziadkowie oglądali zdecydowanie za głośno telewizję, piętro niżej.
Dobranoc.
Śnijcie o swym starym świecie, młodości lat sześćdziesiątych.
Zamykałam oczy. Miałam prawie idealny rodowód. Prawie idealną rodzinę.
Dziadek był złodziejem, ale został policjantem. Babcia miała wielu mężczyzn, ale w końcu została z jednym. Mamuśka bałaganiła w miejscach publicznych, ale swój dom utrzymywała perfekcyjnie. Nic więcej mi nie trzeba było.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Wto 6:53, 02 Paź 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

roślinawędrowna
Wieczne Pióro


Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:15, 12 Paź 2012    Temat postu:

I to ma być niski poziom? Chyba zaszła jakaś pomyłka... Każde opowiadanie napisane z finezją. Pierwsze bardziej w formie żartu, który się udał. Druga z jaśniejszym zakończeniem odkryła tajniki życia rodzinnego, też bardzo udana forma.

Pomysł i oryginalność:
A: 1,5
B: 1,5
Drugi pomysł mądry, życiowy, przemyślany, dobrze ujęty, doskonała historia o tym, co się dzieje w rodzinie. Pierwszy to prawdziwa zabawa zwykłym światem i wydobycie magii, przypomina taki szurnięty film dla młodzieży, który pochłania całą uwagę, a potem żal gdy się skończył. Nie dało się inaczej, oba do mnie trafiły w inny sposób, i należy im się uznanie.

Styl:
A: 1,6
B: 1,4
Gdyby nie styl w A opowiadanie by było trochę poronione, ale dowcipny, zgrabny styl zadecydował o jakości historii. B też rewelacyjnie się wywiązał, równie mi się podobał, ale nie był już tak do przesady wyszlifowany. Błędów tu i tam nic, brak wg mnie.

Realizacja tematu:
A: 0,4
B: 0,6
W B wykorzystano słowa z większym namysłem, to na ich podstawie powstała historia.

(Teraz najtrudniejsze)
Ogólne wrażenie:
A: 1,4
B: 1,6
Na pewno na dłużej ze mną zostanie drugie opowiadanie, bardziej dające do namysłu i trafne. Pierwsze to niezła rozrywka, może kto wie morał tylko o słuchaniu Matki, nie wierzeniu ogłoszeniom z internetu podane na koniec w formie arcytrudnej i zabawnej zarazem. Jednak dwójka bardzo sensowna i też całkiem dobrze napisana.

SUMA:
A: 4,9
B: 5,1


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez roślinawędrowna dnia Pią 12:19, 12 Paź 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Lill
Autokrata Pomniejszy


Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 813
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: moja jedyna i ukochana Wieś
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:35, 14 Paź 2012    Temat postu:

Hm, hm, anonimowość znalazła się w leśnej gęstwinie. Bez względu na to jednakowoż spojrzeć należy na same twory:

Pomysł i oryginalność:
A: 1,5
B: 1,5
Dwa zupełnie różne opowiadania, choć było w nich coś, co jedno do drugiego zbliżało, takie bardzo nieuchwytne coś. Pierwsze to krótki żart, bardziej zabawa słowami niż tekst z fabułą, do jakiego przywykłam. Drugie ma fabułę, acz też szczątkową - ale bardzo przyjemną i przemawiającą do mnie. Trudno je porównywać, a że oba mi się podobały, będzie remis.

Styl:
A: 2
B: 1
Zdecydowanie na korzyść tekstu A. W B styl był niesamowicie nierówny, zgrzytający, nieskładne zdania mieszały się z górnolotnym słownictwem. I zobaczyłam słowo "pierw", które w ogóle nie pasowało do koncepcji stylistycznej.

Realizacja tematu:
A: 0,3
B: 0,7
W obu tekstach wystąpiły wszystkie elementy. Popieram jednak Roślinę, że lepiej wykorzystano je w tekście B. W A mundur czy tancerze okazały się tylko słowami, w B - były czymś więcej, obiektami, szpulkami, na które nawinięto nić opowieści.

Ogólne wrażenie:
A: 1,7
B: 1,3
Fabularnie oba teksty były smakowite, dobre miniaturki na niedzielne popołudnie. Jednakże ze względu na chaos stylistyczny w B po prostu nie mogę dać mu więcej, chociaż pomysł wydał mi się nieco ciekawszy niż w A.


SUMA:
A: 5,5
B: 4,5

Będzie zacięta walka!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Laj-Laj
Wieczne Pióro


Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 10:28, 20 Paź 2012    Temat postu:

Zatem i ja się wypowiem, a że uczucia mam mieszane, to i oceny będą niejednorodne Razz

Pomysł i oryginalność
A: 1,7
B: 1,3

Tekst A był mniej obszerny zarówno treściowo, jak i fabułowo. Co nie zmienia faktu, że prezentował się dużo ciekawiej. Wymagało to pewnej odwagi ze strony autora, bo takie niecodzienne pomysły bywają kontrowersyjne, ale miało to ręce i nogi, więc za to plus.
Tekst B to żadna rewolucja. Ot, ciepła opowiastka o nie-do-końca-idealnej rodzinie wybielonej sentymentem.

Styl
A: 1,8
B: 1,2

Tekst B mnie trochę wynudził. Żadnych perełek, przebłysków. Jedyne słowo, jakie mi przychodzi do głowy to "poprawne". Bo faktycznie trudno znaleźć jakieś błędy, niedociągnięcia czy niechlujstwo. Prawda jest taka, że styl może wybronić nawet najnudniejszy temat, najmniej ciekawą historię. I właśnie styl broni tekst A. Bo sam w sobie jest dość nieproporcjonalny. Rozbudowany początek i ściśnięte zakończenie, jakby autorowi się spieszyło żeby skończyć. To mój główny zarzut, ale jak mówię - broni je styl. Chociaż przy opisie słoników trochę mi zgrzytały powtórzenia, które nie wyglądały na celowe.

Realizacja tematu
A: 0,3
B: 0,7

W tym aspekcie tekst B bardziej realizuje temat, bo wszystkie wymagane hasła były czymś więcej niż tylko hasłami. Oparto na nich fabułę. W tekście A pojawiły się, oprócz szklanych figurek, trochę przy okazji. Żeby odbębnić.

Ogólne wrażenie
A: 1,8
B: 1,2

Końcowy akapit w tekście B to za mało, żeby zrobić dobre wrażenie. Nie był za długi, ale zdążyłem się znudzić. Może dla podmiotu takie obserwacje i wspomnienia są cenne, ale po mnie to trochę spłynęło. Zabrakło mi iskry.
Iskra natomiast pojawiła się w tekście A. Trochę absurdalna miniaturka, upstrzona symboliką i podwójnym dnem, ale mimo swej krótkości dość nierówna. I wygrywa u mnie chyba nie ze względu na swój kunszt, tylko raczej przez ułomność tekstu B.

SUMA
A: 5,6
B: 4,4


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Airel
Bezskrzydła Diablica


Dołączył: 05 Lis 2007
Posty: 465
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Faerie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:53, 19 Lis 2012    Temat postu:

Pomysł i oryginalność:
A: 1,5
B: 1,5

Szczerze mówiąc, będę odmiennego zdania od pozostałych, bo żadne opowiadanie tak naprawdę mi się nie podoba. Pierwsze miało pomysł, który trochę się gdzieś rozmył, a "sens znaczy sens" to bełkot. Drugie nie bełkocze, jest prościutkie, co jest jego zaletą... Ale jest wprawką do pisania, a nie samodzielnym tekstem.
To moja kompletnie subiektywna opinia, oczywiście.

Styl:
A: 2
B: 1
O masz, w B te przecinki tak często wstawione gdzie popadnie. No i popieram Lill, skąd "pierw" się wzięło w takiej stylizacji? A nie powaliło mnie na kolana, ale było bardziej dopracowane.

Realizacja tematu:
A: 0,3
B: 0,7
Przewaga B dzięki wpleceniu porządnie wszystkich elementów do treści. W A spodziewałam się, że ten mundur będzie miał jakieś znaczenie, ale okazało się, że żadnego. Czemu?

Ogólne wrażenie:
A: 1,5
B: 1,5

SUMA:
A: 5,3
B: 4,7


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 9:45, 20 Lis 2012    Temat postu:

*Włazi spóźnione potężnie.*
Hmm? A. Tak.

Zamykamy. Tak.

Tekst A "O ingerowaniu w pojedynki" Pierre'a - 21,3
Tekst B "Prawie idealny ród" Cedalii - 18,7

Zwycięża zatem Pierre de Ronsard, chociaż Cedalia broniła się dzielnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Klub Pojedynków im. smoka Temeraire Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin