Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Selena & Malaria Deicide


 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Klub Pojedynków im. smoka Temeraire
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Mer
Kapłanka Momenta


Dołączył: 04 Lip 2007
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:31, 07 Wrz 2008    Temat postu: Selena & Malaria Deicide

Pojedynkujący się: Selena & Malaria Deicide
Fandom: Twórczość własna
Temat: Para małoletnich poszukiwaczy przygód wpada na trop jakiejś sprawy sprzed wieków.
Tytuł: Dowolny
Gatunek: Historia z humorem.
Warunki dodatkowe: Musi pojawić się świeczka, stara gazeta oraz kapłan/kapłanka. Mile widziane także odnośniki do jakiejś mitologii.
Data: 7 września
Opiekun: Mer


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mer
Kapłanka Momenta


Dołączył: 04 Lip 2007
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:32, 07 Wrz 2008    Temat postu:

TEKST A


Dedykowane mojej kochanej becie za cierpliwość i zrozumienie.
---
Historia nie jest stała,
Czasem wystarczą dwa zdania by ją zmienić.
---
Gajusz Timorius siedział w swoim namiocie. Nie miał pojęcia, czemu wysłano go przeciwko tej kobiecie. Wielka armia Rzymska nie powinna parać się walką z kilkoma wieśniakami. Wystarczyłby jeden regiment. Ale oczywiście cesarz zadecydował inaczej.
Rzymianin przykrył się kolejnym płaszczem. Miał dość deszczu i mgły. Marzył o powrocie do cywilizowanego świata. Odłożył sobie z podatków sporą sumkę. Wystarczy na wygodną posiadłość i luksusy do końca życia. Ale oczywiście coś musiało pójść źle! Niewiasta, która uważa się za królową podburzyła przeciwko niemu kilka wiosek! I to tylko dlatego, że chcieli przemówić jej do rozumu! Prawda, może niepotrzebnie użyli w tym celu batów, ale to nie powód, by wszczynać rebelię, na Jowisza!
Nagle do namiotu wpadł młody, umięśniony mężczyzna. Nie wyglądał na zadowolonego.
- Ave Gajuszu Timoriusie! Przynoszę wieści!
- Ave centurionie. Po twojej minie wnioskuję, że się nie poddała.
Żołnierz pokręcił przecząco głową.
- Nie tylko się nie poddała. Zgromadziła prawdziwą armię! Co najmniej sto tysięcy ludzi. Prefekt zbladł. Spodziewał się góra kilku setek. Sam miał raptem dziesięć tysięcy legionistów. I to w większości niedoświadczonych.
- Każ przyszykować mojego rumaka centurionie! Właśnie przypomniałem sobie o pilnej podróży do Rzymu.
- Ależ panie...
- WYKONAĆ!
Centurion skłonił się i pośpiesznie wybiegł z namiotu. Gajusz zaczął pośpiesznie zbierać wszystkie szaty i kosztowności. Musiał jak najszybciej stąd uciec. Cesarzowi oczywiście przekaże wiadomość o wielkim zwycięstwie. I tak przecież biedak nie ma głowy do Brytów. Posłańcy przynieśli ostatnio wieści o zamieszkach na wschodnich granicach Imperium. W tej sytuacji nikogo nie będzie interesować bunt jakiejś szalonej niewiasty.
***

Anglia. 2008 r. n.e.

Paul stwierdził, że już nigdy, PRZENIGDY nie pojedzie z Laurą i rodzicami na wykopaliska. Dwa ostatnie tygodnie spędził w jakieś dziurze, o której nawet Bóg zapomniał. Gdyby jeszcze miał coś ciekawego do roboty. Ale nie. Nie było żadnego wyboru. Albo sklejanie misek albo wysłuchiwanie wykładów siostry na temat Celtów. Już wieczorem pierwszego dnia marzył tylko o powrocie do szkoły. Koledzy uznaliby pewnie, że zwariował. W końcu kto normalny tęskni za testami, odpytywaniem i zadaniami domowymi? Widać walijskie deszcze zmyły z niego resztki zwyczajności.
Oczywiście, jako syn archeologów, przywykł do ciągłych podróży i dyskusji o czasach, których chyba nawet jego nauczyciel matematyki nie pamiętał. Jednak zdecydowanie wolał wyjazdy do Grecji czy Włoch. Słońce, ładne dziewczyny, dyskoteki, parady... Żyć nie umierać! Niestety jego rodzina dużo bardziej wolała chłodny klimat Wysp Brytyjskich. W ciągu ostatnich dziesięciu lat nie było ekspedycji na tych terenach, w której skład nie wchodziliby państwo Becker.
- Pauleńku-bąbelku, wstawaj i bierz walizki. Dojechaliśmy.
Chłopak spojrzał wściekle na swoją bliźniaczkę. Nie znosił kiedy go tak nazywała. Czy do końca życia ma płacić za to, że w wieku sześciu lubił puszczać bańki mydlane? Po dziewięciu latach powinien mieć już spokój. I gdyby nie Laura, pewnie by miał. Niechętnie wstał i ściągnął walizki z półki, po czym ruszył za siostrą na peron. Była czwarta nad ranem, a on zamiast smacznie, spać był w drodze do Brighton, bo jakiejś starej ciotce zachciało się ich zobaczyć. W takim wypadku wolał już Walię i wykopy.
- Ruszysz się wreszcie, czy mam ci wysłać specjalne zaproszenie? - Szatynka tupnęła niecierpliwie nogą. Paul dopiero teraz spostrzegł, że od kilku minut stoi w miejscu.
- Idę, idę. Nie gorączkuj się tak - mruknął.- A tak ogólnie to, o której mamy ten pociąg? Uśmiechnęła się niewinnie. Dreszcz przeszedł mu po plechach. Jego siostra szczerzyła zęby w taki sposób tylko wtedy, kiedy miała coś na sumieniu.
- Za cztery godziny. - Z wrażenia wypuścił z rąk cały ekwipunek. Dziewczyna spojrzała na niego karcąco, podniosła z ziemi swoją walizkę, poczym ruszyła w kierunku peronu ósmego.
- Laura! Poczekaj na mnie! - zawołał. Miał złe przeczucia. Jego siostra kochała się wylegiwać w łóżku. Musiała więc mieć ważny powód, by zwlec się z niego o drugiej w nocy. A w jej przypadku ważny powód znaczył tyle, co bardzo duże kłopoty.
Niewiasta przystanęła pod tabliczką z numerem ósmym. Rozejrzała się wokoło, po czym zaczęła grzebać w swoim plecaku.
- Gdzie to jest? Jestem pewna, że wkładałam ją tutaj...
- Lauruś mogę wiedzieć, czego tu szukasz? Przecież nasz pociąg ma odjeżdżać z dwójki. Wzruszyła ramionami. Z torby wyjęła starą gazetę. Kartki były już mocno pożółknięte, a niektóre litery nieczytelne. Podała mu ją z tryumfalnym uśmiechem.
- Czytaj! Piąta strona, trzeci akapit od góry.
Niechętnie wziął periodyk i pośpiesznie otworzył na piątej stronie. Z jego siostrą nie było sensu się spierać. Potyczki słowne nigdy nie były jego specjalnością, natomiast ona była w nich mistrzynią.
Zaczął czytać. Im schodził niżej, tym bardziej marszczył brwi. Po chwili zamknął czasopismo i spojrzał kpiąco na swą towarzyszkę.
- Chyba nie wierzysz w te banialuki? Grobowiec pod peronem? Typowe plotki.
Zaśmiała się. Kochała brata, jednak jego brak wyobraźni bardzo ją denerwował. Przecież wszystko się zgadzało. Od dwóch tygodni opowiadała mu o konfliktach celtycko-rzymskich. Musi skojarzyć fakty!
- Oczywiście, że wierze. Powiem więcej. Wierzę i udowodnię, że to prawda. A ty mi w tym pomożesz.
W tym momencie Paulowi przyszły na myśl mangi, w których zaczytywała się Laura. Gdyby byli bohaterami jednej z nich, na jego czole pojawiłaby się ładna, niebieska kropelka.
- Chyba śnisz! W niczym ci nie będę pomagał. Mam zamiar posiedzieć w jakimś bufecie nad filiżanką gorącej herbaty. Zresztą... I tak nic nie znajdziesz. - Próbował się odwrócić, jednak złapała go za ramię.
- Nie możesz odejść. Ktoś musi mnie kryć. Na razie jest pusto, ale niedługo zaroi się tu od ludzi. Proszę. Będę ci odrabiać pracę domową.
Zastanowił się. Nikt mu nie każe rozkopywać torów, ani wjeżdżać wózkiem w barierkę. Po za tym takiej propozycji się nie odrzuca.
- Niech ci będzie - powiedział siląc się na obojętny ton. Szatynka promieniała ze szczęścia i pocałowała go w policzek.
- Nie pożałujesz braciszku. Jak już znajdę grobowiec podzielę się z tobą nagrodą.
Uśmiechnął się dobrodusznie. Nie mógł uwierzyć, że ta poważna i rozważna Laura, która znał, ekscytowała się jak pięciolatka z powodu czegoś, co nie istnieje. To znaczy… Pewnie gdzieś jest. Ale na pewno nie pod peronem ósmym stacji King's Cross*. To kłóciło się ze wszelką logiką.
Laura zaczęła dreptać w kółko, wpatrując się w podłogę. Na drugim końcu dworca kilku biznesmanów piło kawę i wpatrywało się w ekrany laptopów.
"Tacy to mają dobrze" - pomyślał Paul. Ile on by dał by być na ich miejscu. Być dyrektorem wielkiej firmy i dyktować polecenia długonogiej, jasnowłosej sekretarce, zamiast pilnować dziewczyny, która najwyraźniej oszalała.
- Paul! Paul! Zostaw te bagaże i chodź tutaj! Szybko!
Wzniósł oczy do góry. Znalazła pewne jakiś błyszczący kamień i myśli, że należał do którejś królowej. Spełnił jednak prośbę. Szesnaście lat mieszkania pod jednym dachem z archeologami nauczyło go jednego: Nigdy niczego nie lekceważ. A już na pewno nie poleceń niewyspanej miłośniczki Celtów.
Laura stała naprzeciw peronu dziewiątego i wpatrywała się zauroczona w mur. A raczej w cegłę. Wskazywała ją palcem i co chwilę wydawała z siebie radosne piski. Pokręcił głową i przyłożył jej rękę do czoła.
- Jesteś pewna, że nie masz gorączki? Co się z tobą dzieję dziewczyno?
Zdjęła jego dłoń ze swoich skroni. Nienawidziła, gdy brat traktował ją jak dziecko. To, że był starszy o dziesięć minut nie dawało mu prawa traktowania jej z góry. Podeszła do ściany z przejechała palcem po cegiełce.
- Osiem serc związanych kołem celtyckim.** To musi być znak - wyszeptała. Chłopak podszedł bliżej i spojrzał jej przez ramię. Rzeczywiście. Na jednym z pustaków narysowany był symbol, który często widywał w książkach.
- To pewnie jakiś żart. Przecież, gdyby był prawdziwy już dawno by go znaleźli.
- Nie widzieli go. Był zakryty. - Jakby na potwierdzenie tych słów, machnęła ręką w stronę tablicy korkowej leżącej na ziemi.
- Zdjęłaś tablicę informacyjną? Pogięło cię?
- Nie masz prawa mnie pouczać! r11; prychnęła. - Nikt się nie dowie!
Była zła. Uderzyła go wierzchem dłoni w twarz i ponownie zaczęła przyglądać się ścianie. Paul zacisnął pięści. Nie mógł pozwolić, by coś takiego uszło jej na sucho. Nie zdając sobie sprawy ze skutków swojej decyzji, popchnął siostrę. Ta próbując zachować równowagę trafiła dłonią dokładnie w sam środek koła.
Widział wszystko w zwolnionym tempie. Laura dotknęła rękami ściany. Pół sekundy później zniknęła w zapadni. Z jego ust wyrwał się zduszony krzyk.
- Laura! LAURA!
Z otworu dało się usłyszeć donośny plusk i jęk bólu.
- Paul! Wariacie skacz! Tu jest tunel! Pośpiesz się!
Przełknął ślinę. Nie uśmiechało mu się przeszukiwanie podziemi dworca. Jednak jeśli coś się jej stanie, matka go zabije. Nie będzie miał nawet kiedy poczuć wyrzutów sumienia. Przełknął ślinę, poczym odepchnął się stopami od podłoża i zanurzył w ciemności.
Następne, co pamiętał, to dwa dziewczęce szepty dochodzące z ciemności. Jedną z rozmówczyń była Laura. Natomiast głosu drugiej nie kojarzył. Otworzył oczy. Wszystko go bolało, a zewsząd otaczał go mrok.
- Gdzie... Gdzie ja jestem?
Kilka metrów dalej coś błysnęło. Chwilę później ujrzał swoją siostrę trzymająca świecę. W jej słabym świetle dostrzegł jeszcze nieznajomą blondynkę o kościstej twarzy.
- W świątyni Wielkiej Bogini Epony. Powstań dzielny młodzianie. - Jej mowa napełniała go dziwnym niepokojem. Chłopakowi włosy stanęły dęba.
- Paul poznaj Bethan***. Główną kapłankę.
Chłopak zaczął się cofać. Bał się. Nadal pamiętał opisy ofiar składanych przez druidów. Ofiar z LUDZI.
- Nie wierzę. Celtowie wyginęli, a wraz z nimi ich religia! To jakiś głupi sen! Gdy się obudzę, będziemy znowu w pociągu.
- Przeżyliśmy. Jednak musieliśmy żyć w podziemiu, by nie spłonąć na stosach.
- Bethan obiecała zaprowadzić nas do grobowca Boudiki! Czyż to nie cudownie? I pokaże nam Celtyckie kroniki!
- Oni niczego nie zapisywali. Gdyby nie Rzymianie... - urwał. Kapłanka uniosła go cal nad ziemię i przycisnęła do ściany.
- Rzymianie to kłamcy i mordercy! Odebrali królowej jej honor i przypisali sobie zwycięstwo w ostatniej bitwie! A większość naszych tekstów spalili. - Szatyn próbował się wyrwać.
- Duszność... Brak oddechu. Pu... Puść! - wyszeptał. Jego bliźniaczka nie wiedziała, co robić. Z jednej strony bała się o zdrowie brata, a z drugiej nie chciała rozzłościć dziewczyny. Straciłaby wtedy szansę na przestudiowanie dokumentów i ujawnienie całemu światu prawdy o historii Boadicei. Na szczęście w tym momencie złotowłosa uwolniła jej brata. Ten zaczął mocno oddychać, jakby powietrze było największym istniejącym błogosławieństwem.
- Za mną. - Druidka wyrwała Laurze świecę z rąk i podążyła w głąb tunelu. Rodzeństwo bez zastanowienia ruszyło za nią.
Na początku próbowali zapamiętać drogę, jednak po dwudziestym zakręcie zaniechali tego pomysłu i skupili się tylko na nadążeniu za ich przewodniczką. W tym całym zamieszaniu stracili poczucie czasu. Droga mogła zająć pięć minut, ale równie dobrze mogła trwać pół godziny. Kiedy dotarli na miejsce, wszystko inne przestało mieć znaczenie. Byli tylko oni i historia. Ta najprawdziwsza, żywa.
Na środku stał olbrzymi posąg groźnie wyglądającej kobiety. Paul domyślił się, że to właśnie była Boudika. Miała włosy do pasa i długą szatę. Na szyi widoczny był złoty naszyjnik, a z ramion spływał kraciasty płaszcz spięty broszką.
- To najbardziej realistyczny posąg, jaki widziałem w życiu. - Odwrócił się, przekonany, że obok stoi jego siostra. Ta jednak już przejeżdżała palcami po zwojach i tabliczkach.
- Jak? Jak to wszystko możliwe?
Bethan uśmiechnęła się szeroko.
- Rzymianie przegrali bitwę z królową. Zginęli wszyscy, oprócz prefekta, który kilka godzin wcześniej uciekł w głąb wyspy. To właśnie on, po powrocie do Rzymu, - dziewczyna skrzywiła się tak jakby wymówiła właśnie straszliwe przekleństwo.- opowiedział te bajki o ich zwycięstwie. A jego krajanie, którzy zostali na wyspach podstępem otruli Jej Wysokość. Buntownicy musie uciekać w góry. Zabrali ze sobą te pisma, i przekazali swym następcom.
Przez chwilę żadne z nich się nie odezwało. Jednak potem chłopak pokręcił głową z powątpiewaniem.
- Jak ONI mogli przegrać? Byli najlepszymi żołnierzami wszechczasów!
- W przeddzień bitwy ukazała im się bogini Badhbh w postaci zakrwawionego kruka ze stryczkiem na szyi. Celtowie wierzą, że to zwiastun przegranej i śmierci.
Nagle z góry dobiegł gwar. Nie mogli rozróżnić dźwięków, jednak byli pewni jednego. Spóźnili się.
- Nasz pociąg! Nasze bagaże! - Szatynka wypuściła z rąk zwoje. Paul rzucił się, by pomóc je pozbierać. Wiedział, że już pewnie nigdy nie zobaczą swoich walizek. Złotowłosa spojrzała na nich ze zdziwieniem.
- Nie denerwujcie się przyjaciele. Wskażę wam drogę do wyjścia. - Podeszła do jednej z półek i przesunęła leżącą na niej czaszkę. Szafa odskoczyła, pokazując tajne przejście.
- Czy możemy... - zaczęła Laura. Druidka przerwała jej w pół słowa.
- Weźcie tyle zwojów, ile zdołacie. Prawda musi w końcu wyjść na jaw.
Bliźnięta pośpiesznie zebrały większość dokumentów, poczym, pożegnawszy się z kapłanką, ruszyli schodami do góry. Przez cały czas nie odezwawszy się do siebie ani słowem. Musieli poważnie przemyśleć wszystkie wydarzenia, które miały miejsce tego dnia.
Kiedy wyszli na powierzchnię, znaleźli się na zapleczu King's Cross. Znalezienie drogi prowadzącej z powrotem na perony także zajęło im trochę czasu. Oczywiście, po ich bagażu nie było nawet najmniejszego śladu. Jednak nie martwili się tym. W myślach już planowali rozmowę telefoniczną z rodzicami. A w głębi serc coś czuli, że to nie ostatnia przygoda w ich życiu.
KONIEC
---
* W opisie mogą być błędy. Muszę przyznać, że stację znam tylko ze zdjęć.
** Celtycki symbol miłości i kobiecości.
*** Imię oznacza „Poświęcona Bogu”.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mer
Kapłanka Momenta


Dołączył: 04 Lip 2007
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:33, 07 Wrz 2008    Temat postu:

TEKST B


Straszliwa piramida

- Mówiłaś, że będzie ciekawie - powiedział Marek z wyrzutem.
- A co miałam mówić? Gdybym ci powiedziała prawdę, nie pojechałbyś - odgryzła się Anna, dziwnie naburmuszona.
- Raczej.
- Zdechłabym z nudów - dodała.
- A razem nie zdychamy?
- No fakt. Ale razem raźniej.
Anna była szesnastoletnią córką znanego archeologa, rozpieszczoną i grymaśną. Musiała mieć zawsze nienaganną fryzurę - rozumie się oczywiście, że jej różowe włosy musiały sterczeć na wszystkie strony w idealnym porządku, zaś dżinsy i skórzana kurtka były starannie przez dziewczynę wymięte i poplamione. Gdy ktoś jej nie znał tak dobrze jak Marek, mógłby pomyśleć iż jest to dziewczyna niechlujna, brudna i bałaganiarska. Przyjaciel jednak umiał docenić staranność, z jaką czochrała sobie włosy i wręcz chirurgiczną precyzję, z jaką umieszczała na spodniach kolejną smugę z trawy.
Co ciekawe, Marek także miał różowe, roztrzepane włosy. Na tym się jednak podobieństwa kończyły. Na szczęście.
- Wymyśl coś… - jęknął, przewracając się na leżaku na drugi bok. - Mówiłaś, że będziemy poszukiwaczami przygód! Że będą te przygody… i co? I nic.
- Może pójdziemy zwiedzić tą małą piramidę, co wczoraj mój ojciec ją znalazł? - kilka razy kopnęła kupkę piasku.
- Jakoś nie uśmiecha mi się oglądania tego, co twój ojciec i tak już zbadał - warknął chłopak.
- Jeszcze jej nie zbadał. Będziemy pierwsi! - Anka podniosła się tak energicznie, że aż leżak się za nią zamknął.
- Zawsze to lepsze niż nic… - westchnął Marek i również wstał.
- Musimy się spakować! - zarządziła dziewczyna. - Koniecznie.
Pociągnęła chłopaka za rękę w kierunku hotelu, przegnała po chodniku, zupełnie nie zważając na spojrzenia Egipcjan, jasno mówiące, że najchętniej by ją porwali i sprzedali za owcę. W takich chwilach jej przyjaciel cieszył się, że nie jest kobietą. Nie chciałby zostać towarem do sprzedania nawet za cenę pięknego Egipcjanina. Zresztą nikt by mu nie zagwarantował, że nie kupi go akurat jakiś brzydki wyjątek od reguły. A na dodatek Marek był zwolennikiem równouprawnienia.
Anka, biegnąc galopem, o mało nie rozdeptała jakiegoś łaciatego kota, który nie zszedł jej z drogi, i ciągnąc za sobą ociągającego się przyjaciela, wciąż oglądającego za tubylcami, wpadła na szklane drzwi hotelu, które nie zdążyły się otworzyć na czas. Poza przeklęciem kilkoma niecenzuralnymi wyrazami powolności tutejszej techniki, kompletnie nie zważając na to, że w takim upale drzwi maja prawo nie chcieć działać, pobiegła w kierunku schodów wyściełanych aksamitnym złoto-czerwonym dywanem.
- Poczekaj… - Marek wyrwał swoją rękę z jej uścisku i oparł się o ścianę. - Muszę odpocząć. Pojedźmy windą…
- Jak chcesz - burknęła dziewczyna i mocno uderzyła pięścią w przycisk, po czym powtórzyła tą czynność jeszcze kilkanaście razy, dopóki winda się nie zjawiła.
Po niedługiej chwili dojechali w spokoju na trzecie piętro, gdzie mieściły się apartamenty najważniejszych osobistości, czyli Anki i jej ojca. Były to luksusowe do bólu pokoje, z mnóstwem luster z pozłacanymi ramami i wielkich okien, zasłoniętych ciężkimi, aksamitnymi zasłonami do ziemi, dolną krawędzią omiatających wypucowaną podłogę z ciemnego drewna. Rzeczona podłoga na środku pokoju przykryta została dywanem niewielkich rozmiarów, ale wyglądającym na bardzo drogi. Istna aria kiczu i nowobogactwa, mnóstwo pretensjonalnych zdobień, emanującej zewsząd siły pieniądza.
Dziewczyna natychmiast wpadła do swojego pokoju, który pozwolono Markowi z nią dzielić. Stary archeolog bardzo nie lubił obecnego chłopaka córki i wolał ją za wszelką cenę, siłą zeswatać z Markiem. Tylko nie wziął pod uwagę, że prawdopodobnie chłopak z różowymi włosami nie będzie chciał się wiązać z dziewczynami.
- Hm… kompas? – spytał Marek, zaglądając ostrożnie do swojej walizki, wybebeszonej od rana na drogim dywanie.
- Bierzemy – odpowiedziała Anka, wyglądając na chwilę z szafy, do której zresztą dopiero co weszła. - Masz jakieś latarki? Bo ja mam tylko świeczki.
- Mam, ale świeczki też możemy wziąć. – Wyjął z walizki plecak i postawił na łóżku.
- No, w końcu nigdy nic nie wiadomo. - Świeczki wylądowały na plecaku z trzaskiem pękającego plastikowego pudełka i rozsypały się malowniczo na pościeli.
Marek nadal buszował w swoich bagażach, zastanawiając się, co jeszcze powinni zabrać. W końcu on był tutaj tym odpowiedzialnym i powinien zapewnić im maksimum bezpieczeństwa, bo, jak powszechnie wiadomo, Anka tego nie zrobi. Przydałoby się wiedzieć w co się pakują, a jego przyjaciółka wykazuje w takich sprawach zawsze zdumiewającą wręcz ignorancję.
- A chociaż wiesz, co to za piramida? - spytał w końcu z nadzieją.
- Nie. A po co? - dziewczyna wyjrzała z walizki i spojrzała na przyjaciela jak na idiotę.
- To może lepiej się dowiedzmy.
- Jak chcesz. - Wzruszyła ramionami. - Idź do pokoju ojca i poszukaj czegoś.
Marek wstał i wyszedł, pomrukując gniewnie pod nosem.

Czekał na przyjaciółkę przy wejściu do hotelu. Coraz to spoglądał do starej gazety, znalezionej u ojca Anki. Zmiął już nieszczęsny papier tak, że ciężko było odczytać nagłówek. Nerwowo chodził w kółko i wykręcał sobie palce. Jakby mało było, że właśnie zamierzają iść się zgubić w piramidzie, to jeszcze Anna jak zwykle była mocno spóźniona, chociaż ponoć piętnaście minut wcześniej skończyła się pakować.
Jeżeli znowu poszła na herbatkę do sąsiadki albo uznała, że czas przefarbować włosy, to ją chyba wypatroszę, myślał.
W końcu jednak różowa czupryna pojawiła się gdzieś w głębi budynku, najwyraźniej zbiegając po schodach.
- Nareszcie… - mruknął.
Po raz kolejny żałował, że dał się wrobić w Anczyne pomysły. Z tego nigdy nie wynikało nic dobrego.
- Uff! Idziemy! - zakomenderowała dziewczyna, ledwo tylko wypadła zza szklanych drzwi i łapiąc kumpla mocno za rękę.
- Pół godziny - warknął.
- Daj spokój, musiałam… nieważne zresztą. Znalazłeś coś? - spytała, ale chyba tylko z uprzejmości. Nie podejrzewał, żeby ją to naprawdę interesowało.
- No. Raczej. A piramida to grobowiec…
- Co ty nie powiesz! Myślałam, że piramidy to centra handlowe!
-…jakiegoś bogatego kapłana czy kogoś, każdym razie gość wyciągnął kopyta dość dawno. Dalej nie dałem rady rozczytać, bo twój ojciec nie ma przetłumaczonej reszty hieroglifów. Chyba jakaś sprawa w tym facetem była.
- Ale podpucha. Pewnie to sztuczna piramida! - uznała Anka i, zapewne mając już wizję swojej nieśmiertelnej sławy, jako nastolatki, która uświadomiła dorosłym, doświadczonym archeologom, że ich najnowsze znalezisko to pic na wodę, ruszyła szybkim marszem. Marek pokręcił głową. Zaczynał się dziwić, czemu się z tą dziewczyną przyjaźni. Jakieś niejasne wspomnienia kazały mu jednak uważać, że w rodzinnym mieście Ania nie zachowywała się tak nieznośnie.
- Skąd wiesz? – spytał, wracając myślami do piramidy.
- Litości, no. Afery w Egipcie…
- Czemu nie?
- Na Ozyrysa… - jęknęła dziewczyna.
- Za długo tu przebywasz.
-…starożytny Egipt był o wiele mniej aferowy niż dzisiejsza Polska.
- Zobaczymy. Założę się, że ta mumia jako jedyna przejmie się filmowymi kreacjami takich, jak ona, i wstanie, żeby nas pogonić.
- Marciu, za dużo filmów oglądasz. Zresztą nie kracz, bo twoje narzekania mają zdumiewającą skłonność do ziszczania się.
- Pesymista zawsze jest trafniejszym prognostą. - Marek pokręcił głową o zagłębił się w niezwykle smutnych wizjach zakończenia przygody z piramidą.

- Na Ozyrysa, patrz! - krzyknęła Anka, przyciągając przyjaciela i wskazując na hieroglify i malunki na ścianie. - Jak myślisz, co tu pisze?
- Jest napisane.
- Mniejsza. - Dziewczyna machnęła ręką, omal nie gasząc świeczki. - Musimy udowodnić, że to wszystko jest fałszywe!
- Nawet jeśli nie jest? - spytał Marek smętnie.
- Jest. Zapewniam cię.
Chłopak miał ochotę paść na sfatygowaną podłogę korytarza, beczeć i bić pięściami, zmuszając niesamowite ilości pyłu i piachu do wzbicia się w powietrze. Opanował się jednak i próbował pocieszyć, przypominając sobie trzy dni poświęcone głównie spoglądaniu co minutę na zegarek.
Pochylił się, przyglądając się malunkowi przedstawiającemu Anubisa, ze smukłymi uszami i wąskim łbem. Głowę postać miała otoczonym siwymi kłakami, bądź czymś podobnym. Bóg śmierci nie był jednak tak ciekawy, jak mina Ani, która przykucnęła kawałek dalej i oglądała to samo malowidło, przyświecając sobie trzema świeczkami. Jej oczy robiły się coraz większe i większe. Jeden różowy kosmyk opadł jej na czoło.
- Zobacz, Marciu! Starożytne yaoi! - szepnęła w końcu z przejęciem.
- Co? - spytał Marek, pewien, że coś źle usłyszał. Mina przyjaciółki sprawiała jednak, że prawie uwierzył.
- Yaoi! Na ścianie. - Dziewczyna wskazała palcem na miejsce, które przed chwilą oglądała.
Podszedł, po raz pierwszy od dawna naprawdę zaciekawiony, bo w jego przypadku trudno mówić o fascynacji czymkolwiek. Przysunął nos blisko ściany i starannie oglądał przedstawioną scenkę. Niestety, nie była zbyt perwersyjna, a na to miał cichą nadzieję.
- To jest raczej shonen ai - stwierdził z zawodem w głosie.
- Mniejsza. Zobacz na tego gościa! - Wskazała palcem na jedną z postaci.
- Śmieszne ciuchy. Czy on jest kapłanem?
- Chyba tak.
- Wspaniale. Trafiliśmy do piramidy kapłana-geja. Cudnie.
- Nie marudź. Znaleźliśmy starożytne yaoi. - Dziewczyna zaczęła się śmiać w dzikiej radości.
- Więc jednak są autentyczne? - burknął Marek złośliwie. Ance natychmiast zrzedła mina.
- Idźmy dalej - westchnęła, kręcąc głową.

Chodzili po piramidzie od dobrych kilku godzin. Jedynym tego plusem było to, że przynajmniej w budowli z kamienia było chłodno, podczas gdy na zewnątrz można byłoby obserwować, jak paruje w żyłach krew. I byłoby wszystko w porządku, gdyby nie mijali tego samego malowidła z kapłanem-gejem po raz trzeci, i po raz piąty malowidła bogini wojny i jej lwiego profilu. Marek dawno zatracił jakiekolwiek pojęcie o drodze powrotnej.
Anka jednak zdawała się nie zauważać, że chodzą w kółko, i kompletnie nie przejmowała się, iż wypalili już połowę zapasu świeczek, a latarki już dawno przestały działać.
- Chyba się zgubiliśmy… - chłopak wyraził w końcu swoje obawy na głos.
- Nie pleć bzdur, doskonale wiem, gdzie jesteśmy! - warknęła Anka tak wściekle, co najmniej jakby powiedział, że powinna wyjść za premiera.
- Odpocznijmy chwilę - zaczął marudzić - proszę, Aniu, nogi mi w tyłek wlazły, jestem zmęczony, usiądźmy chwilę i pomyślmy, jak stąd wyjść.
Przyjaciółka spojrzała na niego, poprawiła włosy i w końcu kiwnęła głową. Tylko perspektywa ciągłego marudzenia była w stanie ją przekonać do zatrzymania się w swoim wielkim biegu ku nieśmiertelnej sławie. Usiadła więc na podłodze, uprzednio odgarniając cały pył ręką i oparła się o ścianę. Gdy tylko to zrobiła, gdzieś w głębi piramidy rozległ się bliżej nieokreślony pomruk, jakby uruchomił się jakiś mechanizm. O chwili rozległ się stłumiony grzmot.
- Co to było? - pisnął Marek przerażony, kuląc się.
- Nie wiem… - szepnęła Anka. - Ale minęło.
Ledwie to powiedziała, zatęchłe powietrze rozdarł kolejny dźwięk, tym razem głuchy trzask, dziewczyna nagle zerwała się na równe nogi i odskoczyła od ściany. Fragment kamienia odsunął się do tyłu ze zgrzytem, najwyraźniej otwierając ukryte drzwi. Niestety, mechanizm był dość stary i zaciął się w połowie. Anka weszłaby wprawdzie bez problemu, co też niezwłocznie uczyniła, ale Marek miał poważne wątpliwości, czy jego brzuch da radę się przecisnąć. Został więc w korytarzu i spokojnie słuchał tupotu przyjaciółki, biegającej po sali i oglądającej wszystko pobieżnie.
- No co tam tak stoisz, chodź! Znalazłam sarkofag! - krzyknęła przejęta i znów zaczęła tupotać.
Chłopak nie miał wyboru - musiał przejść. Ostrożnie podszedł do przejścia i wsunął głowę. Najpierw przecisnął ramiona i zaczął się siłować z kamienną płytą. Ku jego zdumieniu, całkiem łatwo dał radę ją przesunąć na tyle, by się zmieścić. Wszedłszy, rozejrzał się po komnacie.
Była to wysoka sala, oświetlona tylko kilkoma świeczkami, rozstawionymi przez Ankę na podłodze w sposób narzucający skojarzenie z satanistycznym rytuałem. Ściany, jak i wszystko, pokryte było niezrozumiałymi hieroglifami, postaciami Anubisa i kapłana w różowej szacie. Przynajmniej to widniało na tych fragmentach, przy których stały świece.
Dziewczyny natomiast nigdzie nie widział. Usłyszał tylko jej ciche stęknięcie, jakby właśnie konała gdzieś w ciemnościach. Wbił wzrok w nieoświetlone kąty sali, a jego źrenice rozszerzyły się ze strachu. Cokolwiek tu było, kryło się w cieniu. Po plecach przebiegł mu dreszcz i już chciał uciec, gdy usłyszał cichy jęk:
- Może pomógłbyś mi otworzyć ten sarkofag, co?
Odetchnąwszy z ulgą, podążył w kierunku, z którego dochodził głos przyjaciółki. Siłowała się właśnie z wielkim, bogato zdobionym wiekiem starożytnej trumny. W świetle płomienia igrającego na knocie złoto i pastelowy róż połyskiwały ogniście i pięknie, zupełnie jak świeżu wykonane i Marek poczuł się, jakby to on był artystą, który wykonał te piękne rzeźbione zdobienia. W końcu jednak otrząsnął się z tego wrażenia i spytał:
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł?
- Tak! - jęknęła Anka, nadal napierając ramieniem na sarkofag, mający najwyraźniej za nic jej próby dostania się do środka. W jej oczach skrzył się błysk, jakby nagle zobaczyła wokalistę Good Charlotte i postanowiła przedłużać z nim gatunek ludzki.
Chłopak odstawił świecę, przyłożył ręce do złota i popchnął mocno. Wieko drgnęło lekko, przesuwając się o parę milimetrów i robiąc niemożliwy hałas.
- Teraz razem - zakomenderowała Ania. - Raz… dwa… trzyyyyyy!
Tym razem poszło im lepiej. Wprawdzie obojgu aż cierpła skóra od łomotu, jaki w ten sposób robili, bo cisza panująca w grobowcu uwypuklała każdy dźwięk i czyniła go wielokrotnie głośniejszym. Tak czy inaczej jednak dziesięć centymetrów przesunięcia to dość słuszny wynik jak na rozpieszczoną pannicę i zblazowanego nastoletniego geja o wystającym brzuchu.
Coś jednak było nie tak. Jakiś szum i cichy trzask dobiegł z wnętrza sarkofagu.
- Iiik! - ten wrzask wyrwał się Markowi, gdy zobaczył spróchniałą, kościstą dłoń wysuwającą się spod wieka, ze szczeliny. Chłopak odskoczył od zmurszałej łapy i rzucił się do ucieczki.
- Ej, ale o co… - zaczęła Anka, ale po chwili sama dostrzegła rękę, zaczęła krzyczeć i umykać od wyłaniającej się z trumny mumii. Gdyby któreś z różowowłosych dzieciaków obejrzało się, zobaczyłoby, że rzeczona mumia najpierw otrzepała się z kurzu, a później powoli ruszyła w ich stronę, charcząc coś niezrozumiale i wyciągając przed siebie ręce, pokryte pękającą skórą, jak ślepiec. Puste oczodoły spoglądały złowrogo na dwójkę nastolatków.
Marek już prawie dopadł wyjścia, był już tak blisko! Jednak gdy tylko dotknął kamienia, drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Jego przyjaciółka doskoczyła do niego i ukryła się za nim w nadziei, że diabelski potwór jej nie zauważy. Chłopak objął ją mocno, gotując się na śmierć i z rozszerzonymi z przerażenia źrenicami wpatrując się w mumiową czaszkę, pokrytą tylko zeschłymi mięśniami i płatami skóry, pękającej przy każdym ryku trupa.
- Na Boga, dlaczego? - jęknęła Ania, ukrywając twarz w dłoniach i osuwając się na zakurzoną podłogę komnaty. Byli zdani tylko na łaskę i niełaskę mumii, ożywionej nieznaną i przerażającą magią.
- Na Ozyrysa… długo spałem? - spytała mumia trzeszczącym głosem. Lament i jęk dzieciaków ucichł jak ucięty nożem.
- E… przypuszczam, że kilka tysięcy lat - nieśmiało, acz bardzo grzecznie odpowiedział Marek.
- Ojej… to już wiem, czemu tak na mnie zareagowaliście. - Nieumarły się stroił. - Przepraszam. Nie chciałem was przestraszyć. Szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że… przepraszam w każdym razie.
- W porządku…
- Nie macie może różowej farby? Moje bandaże wyblakły… wstyd się tak pokazywać.
- Hm… proszę pana… - Anka wyjrzała znad ramienia Marka i powoli zaczęła wyplątywać się z jego ramion.
- Tak, moja droga?
- Pan był kapłanem?
- "Byłem" to dobre określenie - zachlipała mumia, ale w jej wykonaniu raczej brzmiało to jak skrzypienie starych drzwi. - Nie chciano akceptować geja-kapłana.
- Wiesz… znaczy wie pan… - Marek ostrożnie zbliżył się o krok do mumia - teraz mamy trochę lepszą sytuację, już się nas nie tępi jak kiedyś. Powinien pan zobaczyć. My, geje, jesteśmy traktowani o niebo lepiej.
Twarz nieumarłego rozpogodziła się, a kolejny płat skóry spadł na ziemię. I tak Anka i Marek zaprzyjaźnili się z przerażającą mumią.
- Tylko że pan wygląda dość kiepsko. - Dziewczyna obeszła ożywionego trupa, uważnie się mu przyglądając. - Pan nie może tak wyjść.
- To mówicie, że tak być nie może? - spytał mumia i zasępił się, a na jego twarzy pojawiło się kolejne pęknięcie, tym razem na tym, co kiedyś było mięśniami.
- Absolutnie nie może - potwierdziła Anka ponuro. - Musimy podjąć jakieś działania.
- Jakie?
- Po pierwsze musi pan ograniczyć mimikę twarz, bo to panu nie służy… - zaczął Marek, ale przyjaciółka zaraz mu przerwała.
- Trzeba zabrać cię do kosmetyczki - orzekła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mad Len
Zielona Wiedźma


Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z komórki na miotły
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:21, 19 Wrz 2008    Temat postu:

No tak, wreszcie się zebrałam i biorę do komentowania, bo urodzaj na oceny niestety nie występuje. Z przykrością stwierdzam też, że oczekiwałam nieco lepszych tekstów, bo temat naprawdę szeroki i można by go lepiej wyeksploatować. Tymczasem choć nie jest jakoś bardzo kiepsko, to i tak oba teksty pozostawiają nieco do życzenia.
W pierwszym na przykład padłam przy tablicy informacyjnej skrywającą za sobą taką tajemnicę - halo, zakładali ją tam z opaską na oczach? W drugim tekście z kolei choć było parę ciekawych momentów, w kilku miejscach zwyczajnie się wyłączyłam.

Pomysł i oryginalność
A: 1,5
B: 1,5

No cóż, w sumie oba teksty jakieś pomysły mają i oryginalna wydaje mi się zarówno „prawdziwa” historia królowej, jak i… hm, starożytne yaoiXD

Styl
A: 1,8
B: 1,2

Choć w obu tekstach zdarzały się pewne potknięcia, to jakoś jednak A czytało się odrobinę lepiej.

Realizacja tematu
A: 0,5
B: 0,5

Zrealizowano. Chyba.

Ogólne wrażenie
A: 1,7
B: 1,3

Tak naprawdę A dostaje więcej ze względu na początek. Podobał mi się zabieg skoku w czasie.

Łącznie
A: 5,5
B: 4,5


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Muuuuuućka
Ołówek


Dołączył: 02 Paź 2008
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 11:49, 02 Paź 2008    Temat postu:

Tekst A:

- zaawansowana zaimkoza. (np. "Zdjęła jego dłoń ze swoich skroni.")

- literówki: "biznesmanów" - biznesmenów, "wierze" - wierzę, "Co się z tobą dzieję" - dzieje, "Podeszła do ściany z przejechała palcem" - ???, " siostrę trzymająca świecę." - trzymającą, "Buntownicy musie uciekać w góry." -???,

- interpunkcja

Cytat:
a on zamiast smacznie, spać

przecinek ci przeskoczył Wink

Cytat:
To właśnie on, po powrocie do Rzymu, - dziewczyna skrzywiła się tak jakby wymówiła właśnie straszliwe przekleństwo.- opowiedział te bajki o ich zwycięstwie.


zbędny przecinek, zbędna kropka

Cytat:
Zabrali ze sobą te pisma, i przekazali swym następcom.


Przecinek przed "i"??

- powtórzenia

Cytat:
Centurion skłonił się i pośpiesznie wybiegł z namiotu. Gajusz zaczął pośpiesznie zbierać...


pośpiesznie - pośpiesznie

Cytat:
- Czytaj! Piąta strona, trzeci akapit od góry.
Niechętnie wziął periodyk i pośpiesznie otworzył na piątej stronie.


dwa razy "piąta strona"

Cytat:
Przełknął ślinę. Nie uśmiechało mu się przeszukiwanie podziemi dworca. Jednak jeśli coś się jej stanie, matka go zabije. Nie będzie miał nawet kiedy

poczuć wyrzutów sumienia. Przełknął ślinę, poczym odepchnął się stopami od podłoża i zanurzył w ciemności.


Dwa razy "przełknął ślinę". Poczym - osobno. Po czym!

- momentami utrata dynamiki tekstu (Zbyt duzo zdań pojedyńczych naraz, co powoduje zaburzenia rytmu czytania).

- Nie kończysz niektórych wypowiedzi, np:

Cytat:
- Nie tylko się nie poddała. Zgromadziła prawdziwą armię! Co najmniej sto tysięcy ludzi. Prefekt zbladł. Spodziewał się góra kilku setek. Sam miał

raptem dziesięć tysięcy legionistów. I to w większości niedoświadczonych.


Dlaczego po "ludzi" nie ma myślnika?


Cytat:
- Idę, idę. Nie gorączkuj się tak - mruknął.- A tak ogólnie to, o której mamy ten pociąg? Uśmiechnęła się niewinnie.


j.w. po "pociąg"

Cytat:
- Lauruś mogę wiedzieć, czego tu szukasz? Przecież nasz pociąg ma odjeżdżać z dwójki. Wzruszyła ramionami.


j.w. po "dwójki"

- duże litery jako synonim krzyku dobre są na czaterii, w opowiadaniach raczej sie tego nie stosuje.

Cytat:
- WYKONAĆ!


- ile lat maja bliźniaki? Bo raz piszesz "w wieku sześciu lubił puszczać bańki mydlane? Po dziewięciu latach powinien mieć już spokój.", a za drugim razem "Szesnaście lat mieszkania pod jednym dachem z archeologami". Czyli raz maja piętnaście, a po chwili szesnaście?? Dbaj o takie szczegóły, bo to niby drobiazg, ale bardzo psuje opinie o tekście.

- naprawdę myślisz, że ktoś wypowiada sie w ten sposób?

Cytat:
- Duszność... Brak oddechu. Pu... Puść!


Strasznie sztuczna wypowiedź!

- koszmarne zdanie:

Cytat:
Przez cały czas nie odezwawszy się do siebie ani słowem.


- Ostatnie zdanie:

Cytat:
A w głębi serc coś czuli, że to nie ostatnia przygoda w ich życiu.


"coś" - całkowicie zbędne.


Tekst B

Tu znacznie mniej uwag, choć literówki i powtórzenia się zdarzają ("ciągnąc za sobą ociągającego się przyjaciela", "można BYŁOBY obserwować, jak paruje w żyłach krew. I BYŁOBY wszystko w porządku", "wypalili JUŻ połowę zapasu świeczek, a latarki JUŻ dawno"). W przeciwieństwie do poprzedniego tekstu w tym można zauważyć nadmiernie rozbudowane zdania.

Cytat:
Anka, biegnąc galopem, o mało nie rozdeptała jakiegoś łaciatego kota, który nie zszedł jej z drogi, i ciągnąc za sobą ociągającego się przyjaciela, wciąż oglądającego za tubylcami, wpadła na szklane drzwi hotelu, które nie zdążyły się otworzyć na czas. Poza przeklęciem kilkoma niecenzuralnymi wyrazami powolności tutejszej techniki, kompletnie nie zważając na to, że w takim upale drzwi maja prawo nie chcieć działać, pobiegła w kierunku schodów wyściełanych aksamitnym złoto-czerwonym dywanem.


I proszę, cały akapit w dwóch zdaniach.

Cytat:
a jego przyjaciółka wykazuje w takich sprawach


Niepotrzebnie zmieniasz czas. Wykazywała - nie "wykazuje"

Cytat:
dziewczyna wyjrzała z walizki


Wychodzi na to, ze siedziała w walizce...

Cytat:
- Jak chcesz. - Wzruszyła ramionami.


Interpunkcja w dialogu.

- Jak chcesz - wzruszyła ramionami.

Cytat:
Coraz to spoglądał do starej gazety, znalezionej u ojca Anki.

Cytat:
Dalej nie dałem rady rozczytać, bo twój ojciec nie ma przetłumaczonej reszty hieroglifów.


Nielogiczność i to duża. Po co brał oryginał? Przecież nie znał hieroglifów. Poza tym druga rzecz - czy ojciec Anki notował tłumaczenie na oryginale gazety? Jeśli nie (co wydaje sie oczywiste) to ponownie - po co mu gazeta, a nie odpis notatek archeologa?

Cytat:
Marek pokręcił głową o zagłębił się

Cytat:
O chwili rozległ się stłumiony grzmot.

Cytat:
zupełnie jak świeżu wykonane

Cytat:
zbliżył się o krok do mumia

Cytat:
musi pan ograniczyć mimikę twarz


Chyba sam(a) widzisz?

Cytat:
Przynajmniej to widniało na tych fragmentach


"tych" - do wyrzucenia

Cytat:
Tak czy inaczej jednak dziesięć centymetrów przesunięcia


Cytat:
Gdyby któreś z różowowłosych dzieciaków obejrzało się, zobaczyłoby, że rzeczona mumia najpierw otrzepała się z kurzu, a później powoli ruszyła w ich stronę


To musiał byś niesamowity anorektyk, żeby wyjść przez dziesieciocentymetrową szczelinę. Druga nielogiczność!!

Cytat:
jęknęła Ania, ukrywając twarz w dłoniach i osuwając się na zakurzoną podłogę komnaty

Cytat:
Anka wyjrzała znad ramienia Marka i powoli zaczęła wyplątywać się z jego ramion.


Z czyich ramion? Przecież na ziemi leżała?



Pomysł i oryginalność
A: 1,5
B: 1,5

Po równo.

Styl
A: 1,4
B: 1,6

W drugim opku nieco mniej błędów.

Realizacja tematu
A: 0,5
B: 0,5

założenia zrealizowano, jakichś fajerwerków nie zauważyłem.

Ogólne wrażenie
A: 1,4
B: 1,6

Drugi tekst płynniejszy, w pierwszym - niestety chybiony pomysł (moim zdaniem oczywiście) z tajemnym przejściem za tablicą na dworcu.

Łącznie
A: 4,8
B: 5,2


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Airel
Bezskrzydła Diablica


Dołączył: 05 Lis 2007
Posty: 465
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Faerie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:04, 01 Sty 2009    Temat postu:

Hm, ocenię pojedynek... Ale nie jestem w stanie zdobyć się na jakieś sensowne komentarze, wybaczcie.

Pomysł i oryginalność:
A:1,5
B:1,5
Trudno mi tu wybrać faworyta.

Styl:
A:1,5
B:1,5
Nie bardzo mogę się przyczepić do A, ale B czytało mi się lepiej.

Realizacja tematu:
A:0,5
B:0,5

Ogólne wrażenie:
A:1,3
B:1,7
No cóż, na mnie zabieg skoku w czasie nie zrobił wrażenia.

Suma:
A:4,8
B:5,2


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mer
Kapłanka Momenta


Dołączył: 04 Lip 2007
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:46, 05 Lut 2009    Temat postu:

Odsłońmy więc karty:
Tekst B - Malaria - 14,9
Tekst A - Selena - 15,1

Zatem, otóż i tak dalej - z pojedynku zwycięsko wyszła Selena, choć Malaria nie poniosła większych ran.
Gratulacje!

Fajka-O.-A. przeprasza najmocniej za zwlekanie z ogłoszeniem powyższego i liczy na wyrozumiałość...
...czy coś.
Tak przy okazji - podziękujmy wszyscy Mad, która podliczyć wszystko zechciała.
Chwała jej za to na wieki wieków.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Klub Pojedynków im. smoka Temeraire Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin