Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Pantofelek [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Hantiel
Ołówek


Dołączył: 14 Maj 2014
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kwadratowe Miasto
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:39, 06 Cze 2014    Temat postu: Pantofelek [M]

Wiedźmiński FF.
Zainspirowało mnie opowiadanie "Coś się kończy, coś zaczyna" A. Sapkowskiego. Powstały do tego jeszcze dwie części, ale są wręcz tragicznie napisane i nie powinny oglądać światła dziennego. Opowiadanie może spowodować nagły atak słodkości, przynajmniej tak mi się zdaję. Zawiera sceny soft erotic
Warto czytać przy:
Piosenka

Poranek był piękny i wyjątkowo ciepły. Pojedyncze promienie słoneczne przebijały się przez grubą warstwę jasnozielonych, młodych listków ogrzewając jej twarz. Przymknęła oczy i chłonęła to zachwycające ciepło w nabożnym skupieniu. Wzięła głęboki wdech. Zapach świeżej trawy okraszonej rosą powodował zawroty głowy.

Jej włosy były w lekkim nieładzie, odzienie miała zakurzone, zmięte, noszące na sobie trudy wielogodzinnej podróży. Nie przybyła z innymi. Postanowiła przyjechać konno, ot tak. Zwyczajnie. Zupełnie w niepasujący do jej statusu sposób.

Ptaki śpiewały pięknie, hałasując wśród liści drzew, szumiąc skrzydłami, ganiając się i dokazując. Wszystko zdawało się układać idealnie. Wszakże uzyskała już przebaczenie, co było najważniejszym punktem tej podróży. No, może jeszcze uczestnictwo w tej dziwnej uroczystości...

Palcami przeczesała włosy, swą największą chlubę i skarb, kasztanowe pukle połyskujące złotem w świetle poranka, które mimo długiej drogi nadal wyglądały olśniewająco. Kroki skierowała ku stajni. Szła powoli, dłonią dotykając rozkwitłych listków. Rozkoszowała się ich delikatnym muskaniem na skórze. Trawa lśniła perliście. Rosa nie zdążyła jeszcze w pełni wyparować, mleczna mgła zaczęła powoli unosić się w górę, tworząc bajkową wręcz feerię barw.

Miała ochotę zdjąć wysokie buty do konnej jazdy i zetknąć bose stopy z chłodną i mokrą powierzchnią ziemi.

Wrota stajni były w tragicznym stanie. Trzymały się ledwo w zawiasach, więc ominęła je zgrabnie. Gotowe były jeszcze spaść przy najlżejszym dotyku, a tego chciała ponad wszystko uniknąć. Stanęła przy bułanym wałachu i lekko pogładziła go po miękkich chrapach. Koń parsknął i zarzucił łbem. Stajnia, mimo kilku sporej wielkości dziur w suficie, pachniała świeżą słomą. Wyciągnęła z juków parę pakunków i stała chwile wdychając ich zapach. Magia była wygodna, i to bardzo. Dzięki niej, jej stroje były w stanie nienaruszonym, nadal pachnące świeżością, jak parę dni temu, gdy włożyła je do juków.

Była w wyśmienitym nastroju. No, może do pełni szczęścia brakowało jej kąpieli i ubrania jakiejś czystej szaty, ale za chwile jej marzenia o tym miały się spełnić.

- Triss.

Wzdrygnęła się, prostując gwałtownie. Nie usłyszała, jak wchodził. Potrafił przecież poruszać się bezszelestnie. Jak każdy z nich. Mimo, że stała do niego tyłem, wszędzie poznałaby ten głos. Wzięła głęboki wdech i zacisnęła dłonie w pięści, przyciskając do siebie pakunki, żeby chociaż minimalnie zniwelować drżenie rąk. Spróbowała przywołać niesforny, naturalny uśmiech na twarzy, jednak jakoś marnie jej to wychodziło. Była przygotowana na gniew Yennefer, na jej fiołkowe oczy, ciskające gromy. Przygotowała się również na spotkanie z Geraltem. Nie straszne było jej umiarkowane zainteresowanie, którym ją raczył, a które zawsze tak mocno bolało. Odzyskanie przyjaciółki było dla niej priorytetem. Pomimo dawnych uczuć, jakie żywiła do białowłosego wiedźmina, to była przeszłość. Fakt, nadal go lubiła i szanowała, ale na tym jej uczucia się kończyły. Od dawna nie myślała o nim w inny sposób, niż o przyjacielu. Koniec i kropka.

Jednak na spotkanie z Nim nie była przygotowana, chociaż powinna wziąć pod uwagę, że na pewno go tu spotka. To było jasne jak słońce. Jednak nawet jeśli minęłoby ze sto lat, nic by to nie dało. Na spotkanie tego typu nie da się wcześniej przygotować.

Wzięła jeszcze jeden głęboki oddech i odwróciła się powoli, z rozmysłem, wdzięcznie zarzucając kasztanowymi włosami i przechylając lekko główkę. Uraczyła go najsłodszym ze swoich wyuczonych uśmiechów i przywitała się grzecznie. Starała się, żeby głos jej nie drżał, a zęby nie szczękały z nerwów. Miała wrażenie, że zaraz kolana się pod nią załamią i padnie, jak długa.

- Och, witaj. Cóż za niespodzianka!

Stał tam, niedbale oparty o ścianę stajni. „Dziw, że się nie zawaliła" - pomyślała Triss, oceniając marną jakość konstrukcji. Potem spojrzała na wiedźmina. Dłonie miał skrzyżowane na piersi, oczy, bardziej jak u rysia, niż kota, złote, zmrużone, czujne, wszystkowidzące. Był jak wielki, dziki, piekielnie niebezpieczny drapieżnik. W szczególności teraz, gdy pod przykrywką nonszalanckiej pozy, gotów był w każdej chwili zerwać się do ataku. Wiedźmin, czy nie, była czarodziejką. I nikt nie miał prawa zagradzać jej przejścia. Ani powodować takiego natłoku uczuć. Koniec i kropka!

- Musisz mi wybaczyć, ale jestem wykończona i wprost marzę o porządnej kąpieli!

Dziarsko ruszyła przed siebie, chcąc go wyminąć i wyjść ze stajni, jednak uniemożliwiła jej to ręka, gwałtownie wyciągnięta tuż przed jej nosem. Ledwo zatrzymała się, żeby na nią nie wpaść. Jakikolwiek dotyk był surowo wzbroniony. Powodował tylko jeszcze większy mętlik w głowie i te dziwne, przyjemne wibracje między ciałami, których nie umiała wyjaśnić w żaden sensowny sposób. Zacisnęła usta w wąską linie i wydęła lekko policzki. Była wybitną czarodziejką. I nie miała najmniejszego zamiaru chylić głowy, aby przejść pod ramieniem wiedźmina. Najmniejszego!

- Musisz mi wybaczyć – syknęła – jednak bardzo się śpieszę. Prosiłabym, abyś mnie więc przepuścił.

Liczyła na to, że wiedźmin wybuchnie, zezłości się, zrobi cokolwiek, na co mogłaby zareagować słownym atakiem, albo jakimś prostym zaklęciem. Jednak on stał i patrzył na nią, a jego oczy były miłe, no, może tylko nieco bardziej smutne, niż zwykle. Zbiło ją to z pantałyku, pozbawiło buty, sprawiło, że wyrzuty sumienia powróciły ze zdwojoną siłą. „Są podobni do siebie jak bracia" – pomyślała, zerkając mu w oczy, po czym spuściła wzrok, zawstydzona. Wiedziała, że zauważy rumieniec, który oblał jej twarz, pomimo panującego w stajni półmroku. Zapach siana zaczynał jej przeszkadzać, powodował, że głowa pulsowała tępym bólem. Czuła jego oddech na ramieniu, owiewający szyję, poruszający grubymi, puszystymi lokami, które były jej chlubą, a których w tym momencie najchętniej by się pozbyła.

- Triss. Chciałbym porozmawiać. Proszę.

Zupełnie pozbawiło ją to rezonu. Nie wiedziała, gdzie ma podziać oczy. Byle tylko nie patrzyć na niego. Byle tylko jak najdalej stąd uciec.

- Nie teraz – zdołała jakoś wydukać. - Potem.

Szelest materiału poinformował ją, że wiedźmin opuścił ramie, przepuszczając ją tym samym w drzwiach. Odsunął się też nieco, aby ich ciała się nie zetknęły. Triss uciekła stamtąd, w myślach ganiąc się na głupotę i brak taktu, który przecież nie przystoi czarodziejce.

***


- Stoisz przy tym oknie i gapisz się w nie od dwudziestu minut, jeśli nie dłużej. Mogę gdybać, na kogo tak spoglądasz, jednak wolałabym, abyś sama się do tego przyznała.

- Och, nie. To nie tak. - Triss oderwała się gwałtownie od okna i odwróciła w stronę drzwi, w których stała Yennefer.

- Zastanawiałam się, kiedy mnie wreszcie zauważysz, jednak znudziło mnie czekanie. Może powinnaś z nim porozmawiać, a nie wpatrywać się w niego cielęcym wzrokiem niczym jakaś księżniczka zamknięta w wieży. „Och, nadobna Triss Merigold! Zrzuć mi swe piękne pukle, abym mógł wspiąć się po nich do twego niezdobytego, jednak nieco używanego zameczku!"

- Przestań – prychnęła Triss. - Nikomu nie pozwoliłabym wspinać się na moich włosach. Nawet, jeśli zameczek by zardzewiał. Z resztą. Od czego jest teleportacja?

Obydwie zachichotały. Yennefer stanęła przy oknie i również spojrzała na widok, który ukazywało. Uśmiechnęła się lekko, przyglądając się dwóm wiedźminom i Ciri, którzy majstrowali coś przy siodle Kelpie.

- No więc, Triss. Każdy już słyszał historię o wiedźminie i uciekającej od niego z wrzaskiem kasztanowłosej, pięknej czarodziejce. Urosła ona do rangi legendy w niektórych kręgach. Podobno czarodziejka miała pół biustu na wierzchu, a wiedźmin spodnie do połowy kolan, gdy za nią wybiegał. Dziw aż bierze, że się przy tym nie wyrżnął jak długi. Jednak ta sprytna, piękna czarodziejka zdążyła umknąć na dziwnym trafem, osiodłanym wcześniej koniu. Ciekawe, nie powiem. Jednak ile w tym prawdy, co, piękna, kasztanowłosa czarodziejko z biustem na wierzchu?

- Wiedźmin spodnie miał założone. Może nieco niedopięte, jednak znajdowały się w całości na swoim miejscu. Czarodziejka zaś ubrana była odpowiednio i nie wrzeszczała, uciekając. Yen. To stara, głupia historia, niewarta powtarzania.

- W niektórych kręgach nadal jest numerem jeden, mimo że wszyscy słyszeli ją już niejednokrotnie. Zawsze jednak, wraz z nowym spotkaniem towarzyskim, jest ubarwiana jakimś małym, nowiutkim szczególikiem. Triss, muszę o tym usłyszeć, albo wreszcie zje mnie ciekawość.

- Przecież wiesz kim jest owa tajemnicza czarodziejka, a wiedźmina nie muszę ci przedstawiać. Przyznaj się. Dopiero po usłyszeniu tej historii przestałaś trzymać Geralta tak kurczowo przy sobie, co? - odcięła się Triss. Yen zaśmiała się tylko. - Powiem ci, ale pod warunkiem, że nie ważne, co będzie w tej opowieści, nie będziesz się na mnie złościć, ani tego komentować. Musisz mi to przyrzec, bo inaczej nigdy nie zaspokoję twojej ciekawości. Koniec i kropka.

- Co tam niby może być takiego strasznego, żebym musiała ci przyrzekać?

- Przyrzekaj, albo z opowieści nici.

- Przyrzekam. A teraz mów

***


Plan wydawał się być doskonały. Miesiące samotności i rozpamiętywania, jak potraktował ją białowłosy wiedźmin w Kaer Morhen zrobiły swoje. Wymyśliła plan, który miał wzbudzić w nim jakiekolwiek głębsze uczucia, niż tylko nikłe zainteresowanie, braterską troskę, którą ją otoczył, gdy była chora. Była wściekła, rozgoryczona,samotna i przede wszystkim szaleńczo zakochana. To dlatego zdecydowała się wcielić go w życie. Chciała wzbudzić w Geralcie zazdrość. Poczuć satysfakcje, gdy zobaczy jego twarz, gdy się spotkają, a on będzie wiedział. Plan wydawał jej się diablo przebiegły, tylko jeszcze nie do końca wiedziała, jak ma to wszystko zorganizować.

Cel obrała z rozmysłem. Znalezienie go, zresztą, nie sprawiło jej najmniejszego nawet problemu. Od razu wiedziała, kto posłuży jej za trzeci wierzchołek planowanego trójkąta.

Przez jakiś czas tropiła wiedźmina, obserwowała gdzie podróżuje i jak wygląda jego ścieżka. Trzeba było przyznać, że trasa była bardzo chaotyczna, prowadziła tam, gdzie były opłacalne zlecenia, więc czarodziejka miała niemałe problemy z opracowaniem miejsca w którym mogliby się spotkać. Nie mogło to być przecież zupełne zadupie, wioska w głębi puszczy, z jedną gospodą, w której chlają okoliczni rolnicy. Jak by mu wytłumaczyła, co tam robi? Szuka ziół z podwiniętą kiecką, co by jej nie umorusać? Głupota.

Dlatego trochę nagłośniła niektóre sprawy z, tak naprawdę, mało ważnymi potworami, dopłaciła temu i tamtemu, anonimowo zwiększyła parę nagród, aż wreszcie udało jej się go sprowadzić w pobliże niewielkiego miasta na obrzeżach Temerii. Miała dzięki temu doskonały grunt pod jej plan. Jakiś czas krążyła po okolicy, udając, że załatwia ważne sprawy dla Foltesta, aż wreszcie dowiedziała się, że wiedźmin przybył, aby zabić wippera, kikimorę czy innego tego typu potwora, który spokojnie i w zasadzie mało inwazyjnie bytował sobie na pobliskich bagnach, rozciągających się gdzieś w głębi lasu. Stwór ów raczej mało miał możliwości rozsmakowania się w ludzkim mięsie, gdyż jego obszary łowne od głównego traktu znajdowały się dość daleko, a ludzie raczej unikali chodzenia tam. Czasami zdarzył się jakiś wypadek, pijak, który w alkoholowym transie zgubił się w lesie, starowinka która zbyt daleko zaszła, zbierając chrust, jednak przypadki owe można było zliczyć na palcach jednej ręki. Więc robota była łatwa, zarobek kiepski, a i ludzie nie szemrali, że potwór tam bytuje i żyć nie daje. Jednak dzięki Triss nagroda nieco się zwiększyła. No i długo nie musiała czekać, aż ofiara haczyk złapie.

Jej niecny plan ukazał swoje niedociągnięcia dopiero, gdy czarodziejka zaczęła się zastanawiać, jak ma dojść do spotkania, tak, żeby wyglądało to dość naturalnie. Przecież nie mogła wejść do tawerny, w której zatrzyma się wiedźmin i ni z tego ni z owego wyciągnąć go za fraki do pokoju. Na nieszczęście, nie miała też zbyt wiele czasu do namysłu.

Czarodziejka siedziała, porządkując papiery porozwalane na biurku. Plan, planem, jednak pracy nadal miała bardzo dużo i nie mogła zupełnie jej zaniechać. Pokój z sypialnią, który od ponad tygodnia zajmowała, wyglądał jakby przeszło po nim małych rozmiarów tornado. Ciuchy znajdowały się wszędzie, wliczając w to łóżko i wierzchołki zdobiących go drewnianych kolumienek. Jeden but dumnie stał na stoliku kawowym, miejsce drugiego było zaś bliżej nieokreślone. Jedynym porządnym miejscem w tym chaosie było właśnie biurko, przy którym siedziała czarodziejka. Sytuacja w państwie nie była kolorowa i Triss zastanawiała się jak długo będzie mogła zwlekać jeszcze z wyjazdem do Wyzimy. Czas powoli jej się kończył, wiadomości, które otrzymywała nie były zbyt dobre. Była właśnie w trakcie czytania jakiegoś długiego, zawiłego i mało rozgarniętego wywodu, z którego usilnie starała się coś zrozumieć, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Wybrała jeden z najlepszych zajazdów w tym małym mieście, a właściciel był poinformowany, że nie wolno jej przeszkadzać, chyba że będzie to wypadek ważny. Ostatnie słowo podkreśliła przed nim dość dobitnie, uściślając, co oznacza w jej mniemaniu słowo „ważny". Nie zawierało ono żadnych czyraków czy bólów kręgosłupa, którymi zalali ją ludzie, gdy tylko przyjechała do miasta.

Triss wstała, klnąc nieładnie. Spojrzała na otaczający ją chaos i jeszcze raz zaklęła. „Jak to możliwe" – powiedziała sama do siebie – „że z tak małej liczby rzeczy, utworzył się tutaj taki bałagan."

Czarodziejka machnęła ręką, porządkując wszystkie rzeczy i pakując je do torby. Magia była pomocna. Wszystko zmieściło się do małych rozmiarów torby, którą miała zamiar przytroczyć do juków. Dłużej czekać już nie mogła. Postanowiła, że powierzy się przeznaczeniu. Jeśli dzisiaj nie spotka się z wiedźminem, rano wyjedzie.

Pukanie ponowiło się. Tym razem było mocniejsze.

- Już, już – mruknęła czarodziejka, podchodząc do drzwi.- Pali się, czy jak?

Otworzyła drzwi, w których stał mały, wyłysiały gospodarz zajazdu i dygotał cały, patrząc na nią z dołu, chociaż sama nie posiadała zbyt słusznego wzrostu.

- Co jest, Filipie? W zasadzie dobrze, że cię widzę. Jutro wyjeżdżam, więc chciałabym na wieczór zająć łaźnie. Co, do cho...

Czarodziejka nie zdążyła dokończyć, gdyż zza gospodarza wyłonił się broczący krwią z ramienia wiedźmin. Kiepski opatrunek nie tamował obfitej ilości czerwonej cieczy, która skapywała z rany na zapewne bardzo drogą posadzkę zajazdu. Wiedźmin był blady, słaniał się na nogach, obijając o ściany. Gospodarz pisnął, widząc ślady krwi na drogiej tapecie w kolorze burgunda, zdobiącej korytarz.

- Kazałem mu zaczekać, pani Merigold, ale on się uparł i... i... - Gospodarz jąkał się i miotał jak oszalały patrząc to na wiedźmina, to na czarodziejkę.

- Trąd, zaraza, cholera i syfilis! Nagłe wypadki mówiłam, durniu. To JEST nagły wypadek!

Chwyciła wiedźmina, który, niewiele brakowało, padł by bez przytomności w jej progu.

- Pomóż mi – syknęła do gospodarza, wściekle. Wiedźmin swoje ważył. - Wołaj tutaj kogoś z ciepłą wodą i to biegiem, do cholery. Biegiem!

Obydwoje jakoś podprowadzili wiedźmina, który niewiele kontaktował, do łóżka i zwalili go tam. Triss zaczęła uwijać się, przygotowując potrzebne jej mikstury.

- Łatwa robota – wysyczała, zdejmując prowizoryczny opatrunek i rozdzierając rękaw, żeby dostać się do rany. - Łatwa, kurwa, robota – syknęła, przemywając rozszarpane ciało wodą, którą podała jej jakaś roztrzęsiona, jasnowłosa dziewczyna. Pewnie któraś z licznych córek gospodarza.

- Wypad mi stąd, wszyscy. Jednak nie wyjeżdżam – warknęła czarodziejka, otwierając butelkę z miksturą zębami i polewając nią ranę. Wiedźmin rzucił się na łóżku, jednak przezornie wcześniej usiadła na nim okrakiem, żeby mu uniemożliwić swobodę ruchów.

- Łatwa robota – syknęła znowu, wypowiadając zaklęcie leczące. Rana nie krwawiła już tak bardzo, dzięki eliksirowi, którym wcześniej potraktowała go czarodziejka. Powinna również być w miarę czysta, jednak była szarpana, paskudna i nie do końca było wiadomo, co ją zadało. Wiedziała, że eliksir nie będzie działał długo. Wyskandowała zaklęcie. Rana zaczęła powoli zrastać się, aż wreszcie zniknęła, pozostawiając po sobie jedynie szeroką, czerwoną pręgę, jednak mięsień ramienny, który został uszkodzony, potrzebował kilku dni na kompletną regenerację. Może i magia mogła niesamowicie dużo zdziałać, jednak ludzkie ciało pozostawało jedynie ciałem. A ciało potrzebowało czasu na regenerację.

- Tri...ss – jęknął wiedźmin, niewyraźnie, otwierając trochę oczy. Włosy, ciemnobrązowe, dosyć długie, wyplątały mu się z kitki, którą zawsze nosił, zakrywając twarz. Odgarnęła je delikatnie na bok, odsłaniając przy tym paskudną bliznę biegnącą mu przez policzek, od kącika ust aż do ucha. Już czuła pulsowanie głowy, które było nieprzyjemnym objawem użycia zbyt silnego zaklęcia.

- Cholera, Eskel – mruknęła, wzdychając przy tym głęboko. - Zawsze musisz dać się tak poharatać?

Wiedźmin spał głęboko. Miał szczęście, że eliksiry, które zażył przed walką, spowolniły mu tętno, przez co się nie wykrwawił. Wiedziała, że przez parę dni nie będzie mógł w prawdzie w pełni używać ręki, jednak potem wszystko powinno być w porządku. Usiadła na krześle, położyła nogi na rogu łóżka i skrzyżowała dłonie pod piersią. Bujała się chwile na dwóch tylnych nogach krzesła, spoglądając w sufit i myśląc o tym dziwnym zbiegu wydarzeń. W zasadzie, gdy wiedźmin stał, a raczej leżał, tuż przed nią, plan zaczynał wydawać jej się niesamowicie głupi. I przede wszystkim niewykonalny. Nie to, żeby aparycja czy maniery Eskela jej nie odpowiadały, ale miała nieznane sobie wcześniej opory. Lubiła go i szanowała, ale było w nim coś, co nie pozwalało jej go wykorzystać. Może był to głęboki szacunek, jaki żywiła do tego małomównego wiedźmina, może nie. Jednak coś ją zatrzymywało.

- Będę musiała przez ciebie spać na podłodze – fuknęła na śpiącego wiedźmina. - W prawdzie wymusiłabym pewnie na Filipie jakiś pokój, ale licho wie, co za obrzydlistwo tak cię poharatało. Jakbyś umarł w gorączce, a ja spałabym sobie w najlepsze, pewnie miałabym wyrzuty sumienia. No i pewnie Vesemir wściekłby się na mnie niemiłosiernie.

- Cieszę się, Triss, że tak się o mnie martwisz – mruknął wiedźmin, poruszając się. Głos miał słaby. Syknął z bólu.

- Nie przesadzaj z tymi ćwiczeniami na łóżku, Eskel. Ranę zaleczyłam, ale mięsień potrzebuje nieco czasu. Przez jakiś czas radziłabym ci ograniczyć przemęczanie ręki, inaczej cały mój trud pójdzie na marne.

- Nie musisz się mną martwić, Triss. Dziękuje ci za troskę, jednak nie chciałbym ci przeszkadzać... - Wiedźmin spróbował podnieść się z pozycji leżącej, jednak nieopatrznie oparł się na zranionej ręce, przez co ponownie opadł na łóżko z jękiem. - Nie myślałem, że tak mnie załatwią.

- Kikimora? - zapytała czarodziejka, jakby od niechcenia, jednak spoglądała na niego ciekawie.

- Nie. Wipper, a raczej dwa. Nie spodziewałem się. Nie żyją w stadach i polują samotnie, więc...

- Może mają okres lęgowy – mruknęła. Wstała, nalała wody z dzbanka do kubka i podała wiedźminowi. - Masz, pij. Ja pójdę się wykąpać, a ty, jakbyś mógł to nieco się, hm, rozbierz. - Czarodziejka machnęła ręką, w której pojawiła się czysta koszula. - Twoja raczej nie nadaje się już do niczego. Jak wrócę, nasmaruje mięsień.

Pozbierała swoje rzeczy i czym prędzej wyszła z pokoju, nim wiedźmin zdążył coś powiedzieć czy zaprotestować.

Łaźnia nie była tak ekskluzywna, jak te, do których była przyzwyczajona. Całe pomieszczenie było wykończone w piaskowych płytkach, włącznie z sufitem. Niewielki basen z ciepłą, parującą wodą wystarczał jej w zupełności, żeby wyciągnąć nogi i wygodnie rozsiąść się i delektować kąpielą. Zastanawiała się nad całą tą dziwną sytuacją. Wiedźmin, tak naprawdę, już był w jej sypialni. Niewiele jej więc brakowało do dokończenia planu. „Muszę być zdeterminowana" – postanowiła w myślach, wyciągając nogę z wody i przyglądając się ściekającej po niej wodzie. „Przecież brzydka nie jestem, figurę mam lepszą niż większość kobiet. Nie powinien stanowić problemu".

Przy podobnych przemyśleniach minęło jej prawie pół dzbana wina. Gdy zobaczyła wreszcie nieładnie pomarszczoną od wody skórę na palcach dłoni i nóg, postanowiła kąpiel zakończyć. Nieco zatoczyła się wychodząc z basenu, złapała ręcznik i dokładnie się nim wytarła. „Nie będzie źle" - pocieszała się w duchu, ubierając i zapinając dokładnie, chociaż palce miała przy tym nieco niezgrabne. Do pokoju weszła z kolejnym dzbanem wina pod pachą i cichym śpiewem na ustach. Przeszła przez pokój oddzielający drzwi wejściowe z korytarza od sypialni, w którym stała spora otomana, dwa krzesła, stoliczek do kawy i biurko, na którym czarodziejka postawiła dzban z winem. Chciała po cichu zobaczyć, czy wiedźmin śpi, jednak potknęła się o trzewiki, które nie wiadomo skąd wyrosły przed jej nogami, na samym środku pokoju. Czarodziejka zaklęła szpetnie, po czym drugi raz nieco ciszej, zdając sobie sprawę, że może przeszkadzać rannemu. Cóż, był wiedźminem, więc na pewno dawno już się obudził dzięki jej pokazowi zgrabności.

Czarodziejka wychyliła głowę zza framugi drzwi. Obraz, który zobaczyła, wcale jej się nie spodobał.

- Z tego, co pamiętam, miałeś leżeć i odpoczywać – fuknęła wściekle, niczym kotka na swoje młode.

- Triss, i tak bardzo mi pomogłaś. Nie mogę prosić cię o więcej. W szczególności, gdy w grę wchodzi zajęcie twojego własnego łóżka.

- Będę spała tam, o. – Czarodziejka wskazała pokój przylegający do sypialni. – Na otomanie. Duża jest, na pewno i wygodna. Tylko pogonie tego leniwego głupca. Dlaczego on jeszcze nie przyniósł mi pościeli... - Czarodziejka już miała zmierzać w stronę drzwi, gdy wiedźmin podniósł się, zataczając nieco.

- Nie, Triss. Dziękuje ci za wszystko. Mam u ciebie dług wdzięczności za twoją nieocenioną pomoc, jednak nie mogę więcej narażać cię na niedogodności.

- Daj spokój – syknęła na niego czarodziejka, gwałtownie kręcąc głową. - Ledwo trzymasz się na nogach. Kładź się w tej chwili i nie interesują mnie twoje durne rycerskie teksty!

Wiedźmin zmieszał się nieco, nie wiedząc, co ma do końca zrobić. Triss miała gniewnie zmrużone oczy i zacięty wyraz twarzy. Eskel westchnął zrezygnowany.

- Ale ja śpię na tej otomanie – mruknął. Chciał przejść parę kroków w stronę Triss, ale zachwiał się gwałtownie. Czarodziejka podbiegła, żeby go podtrzymać, jednak wiedźmin był zbyt ciężki. Zdołała jakimś cudem usiąść, a raczej opaść, z nim na łóżko. Wiedźmin był na niej wsparty ramieniem. Czuła przyjemne mrowienie płynące od jego ciała w miejscach, gdzie ich naga skóra się stykała. Dreszcz przebiegł jej po plecach.

- Masz mokre włosy. Zimno ci? - Głos wiedźmina był głęboki i basowy. Brzmiał ładnie. Dopiero teraz to usłyszała, chociaż znała go przecież od tylu lat i prowadziła z nim nie jedną rozmowę.

- Martw się lepiej o siebie ciężki, uparty klocu. Mowy nie ma o żadnych cholernych otomanach – fuknęła na niego. W zasadzie powinna wyplątać się jakoś z jego ramienia, ale nie śpieszyła się z tym wcale. Wiedźmin, widać też z tym zwlekał. Przyjemne mrowienie zataczało coraz szersze kręgi na jej ciele. Była ciekawa, czy on odczuwa to tak samo. Spojrzała na niego spod półprzymkniętych powiek.

- Triss... - Dłoń wiedźmina pogładziła jej loki. Przez chwilę niemrawo ich dotykał, jednak gdy zauważył, że czarodziejka nie protestuje, palce wplótł jej we włosy. Eskel czasami przyglądał się jej, gdy była w Kaer Morhen, odprowadzał ją wzrokiem, gdy tylko ruszyła się z miejsca. Robił to dyskretnie, jednak ona zauważyła to. Znała takie spojrzenia i niejednokrotnie ich uświadczyła. Szczenięca miłość, która przeminie po jednym, no, może góra trzech razach. I koniec. Tak było zawsze. Dlatego była tak rozgoryczona. Dreszcze przebiegły jej po plecach, dłoń Eskela powędrowała niżej, do jej pasa. Dwadzieścia dwa cale, o które zawsze tak dokładnie dbała, zostały objęte przez dużą, przywykłą do miecza, dłoń wiedźmina. Było blisko. Wiedziała, co za chwilę się stanie.

Wycofała się jednak. Zerwała gwałtownie, zarzuciła głową. Wiedźmin patrzył na nią, jego twarz nie wyrażała uczuć. Jak ona tego nienawidziła. Bezbarwne maski, kryjące gdzieś w głębi prawdziwego człowieka.

- Powinieneś odpocząć. Przebrać się, tak. No i ta pościel, tragedia. - Głos zdradzał objawy paniki, mimo że usilnie starała się go opanować. Machnęła ręką, krew z pościeli zniknęła, jakby nigdy jej tam nie było. Poszła do przejścia, łączącego dwa pokoje. Odwróciła się jeszcze, mrużąc niebezpiecznie oczy. - I bez żadnych sztuczek. Jak usłyszę, że się próbujesz wymknąć, będę o wiele bardziej niebezpieczna niż kikimora, z którą walczyłeś.

Poranek przyniósł ukojenie myśli, chociaż czarodziejkę bolały plecy od spania na otomanie. Była twarda. I cholernie niewygodna. Czarodziejka mimo to, jednak spała dobrze, jak dziecko wręcz. Dzień pełen wrażeń zrobił swoje. Dziś jednak była zdeterminowana i żądna sukcesu. Wstała po cichu i przeszła do sypialni. Była ubrana w jedną ze swoich najbardziej widowiskowych koszul nocnych. Wykonana była z cieniutkiego batystu w kolorze morskim i mimo że miała wysoką stójkę pod szyją i długi rękaw zwieńczony misterną koronką, to była nieprzyzwoicie wręcz krótka. Ponadto, w porannym słońcu, oświetlającym ją od tyłu, dokładnie było widać to, co powinno być widoczne. Do późnej nocy myślała o tym, jak zawaliła. I co zrobić, żeby tym razem to wypaliło.

Triss stanęła przy swoich torbach i schyliła się. Szukała czegoś uparcie, wypinając się przy tym w sposób zarówno kuszący jak i niewygodny. W pewnym momencie usłyszała wymowne skrzypnięcie łóżka. Uśmiechnęła się pod nosem i wyprostowała, domyślając się, dlaczego wiedźmin zmienił pozycję. Udała, że coś przegląda, po czym odwróciła się. Wyciągnęła się leniwie, sięgając po coś z wyższej półki. Dosłownie czuła, jak wiedźmin wstrzymuje oddech, czekając na preludium tego spektaklu, jednak znów, tuż przed jego końcem, czarodziejka opuściła dłonie, zakrywając wszystko. W dłoniach trzymała skórzaną torbę, w której miała jakieś buteleczki,fiolki i pojemniczki. Spojrzała na wiedźmina. Oczy miał półprzymknięte, udawał, że wcale nie interesuje go to, na co jeszcze przed chwilą patrzył.

- Obudziłam cię? Wybacz. Powinnam nasmarować ci ramię, inaczej ból będzie nie do zniesienia.

- Czy to jest konieczne?

Nie odpowiedziała, tylko usiadła obok niego, na łóżku. Wiedźmin oparł się plecami o zagłówek. Triss chwile przebierała wśród pojemniczków, znajdując wreszcie odpowiedni i otwierając go. Pachniał intensywnie i mało kusząco. Zerknęła dyskretnie na wiedźmina i parsknęła. Udała, że się zakrztusiła, żeby ukryć śmiech. Wiedźmin zezował na jej koszulę, jakby myślał, że w jakiś magiczny sposób w parę sekund nauczy się telekinezy i zdoła ją unieść. Gdy spojrzała na niego otwarcie, wyraz twarzy miał iście kamienny. Może nawet aż za bardzo. Nie wytrzymała. Przeczytała jego myśli, po czym zaogniła się. Jednak bardziej, niż ową piwonię, którą tak zawsze wychwalali bardowie i poeci, przypominała teraz raka. Udała, że się krztusi, wertując z ciekawością myśli wiedźmina. Ledwo wytrzymywała ze śmiechu. Właśnie udoskonaliła swoje sławne powiedzonko „Jeśli widziałaś jednego, to widziałaś już wszystkie". Mogła do niego śmiało dodać: "Jeśli poznałaś o czym myśli jeden, wiesz co myśli każdy". Musiała o tym powiedzieć Yeneffer... Cóż. Powiedziałaby, gdyby nie były akurat na bitewnej ścieżce.

- W porządku, Triss? - Wiedźmin nadal zezował w ciekawiące go rejony, chociaż już nieco dyskretniej.

- T-tak. Tak. Zakrztusiłam się po prostu. No dobra. Mam, co potrzeba. Pokaż mi to ramię.

Czarodziejka wzięła się za rozpinanie koszuli wiedźmina. Powoli zdjęła ją, muskając przy tym jego skórę. Zaczynała się przyzwyczajać do tego, że jego dotyk powodował przeskakiwanie między nimi dziwnych impulsów. Jednak nie działało to już tak silnie, jak za pierwszym razem. Zastanawiała się, czym może to być spowodowane, jednak jej rozmyślania przerwała dłoń wiedźmina, łapiąca jej nadgarstek.

Odwołała wszystko, co wcześniej pomyślała. Dotyk wiedźmina powodował, że miała lekkie zawroty głowy. Spojrzała na niego spod opuszczonych rzęs i tym razem była pewna, że nie ucieknie. Nie miała zresztą możliwości, aby uciec. Zaproszenie zostało przyjęte. Z resztą, byłoby to ogromnym faux pas gdyby go nie przyjął po tym wszystkim.

Trzy dni zbywała ponaglenia, które nakazywały jej przybyć do Wyzimy. W pewnym momencie zapomniała, że chodzi o zemstę czy coś innego. Nie miało to najmniejszego znaczenia. Po prostu korzystała. A wiedźmin nie oponował i nie pozostawał jej dłużny.

Czarodziejka obudziła się w wyśmienitym nastroju. Ptaki śpiewały, słońce świeciło, miasto tętniło codziennością. Dzień był piękny. Cóż, nawet jeśliby padało, dla niej byłby cudowny. Wyplątała się spod ramienia wiedźmina i spojrzała na niego. Spał. Twarz, zakryta brązowymi pasmami włosów wydawała się być o wiele młodsza, niż w rzeczywistości. Chłopięca wręcz. Eliksiry, które mu podawała, mogły nieco przytłumić jego zwierzęco wyczulone instynkty, jednak była pewna, że jej wiercenie obudziło go.

- Triss... - Zaczynała przywykać do sposobu, w jaki wypowiadał jej imię. Przeciągnęła się, zgarnęła z ziemi poduszkę, która nie wiadomo kiedy, się tam znalazła. - Triss...

- Hm? - Obróciła się na brzuch, podparła dłonią podbródek i popatrzyła na niego. Uśmiechnęła się. Jedną nogą majtała w powietrzu, wywijając stopą w powietrzu jakieś esy-floresy. Czasami tak zaczynał, a potem długo się nie odzywał, jakby coś rozważał. Miał przy tym wyraz twarzy pełen skupienia i zadumy. Tak i było tym razem. Wpatrywał się w sufit i gorączkowo nad czymś myślał. Irytowało ją to. Nie wytrzymała wreszcie. Przez chwile się wahała, jednak przeczytała jego myśli. Nie spodobało jej się to, co tam znalazła. Położyła się, odwracając się do niego tyłem. Wiedźmin przytulił ją, odsunął włosy z karku i pocałował. Czytała w nim jak w otwartej księdze. Ten jeden raz żałowała, że to zrobiła. Zamknęła mocno powieki, marząc, żeby wyrzuty sumienia nie przyszły, żeby to, co tam zobaczyła, zniknęło. Jednak nie zniknęło, a ona podjęła już decyzję.

W zasadzie zachowywała się całkiem normalnie. Może była tylko bardziej nieobecna, a gdy rozmawiali, słychać było paniczne nuty w jej głosie. Powoli jednak się przygotowywała do nieuniknionego. Dyskretnie zastrzegła właścicielowi, że wiedźmin może pozostać w pokoju ile tylko będzie chciał. Przezornie przygotowała mu przydatne eliksiry, które pieczołowicie pooznaczała i ułożyła w skórzanej listonoszce. Dyskretnie sprzątnęła większość swoich rzeczy, kazała aby koń czekał przygotowany o wczesnym poranku. Wieczorem dała mu nieco większą dawkę eliksiru przeciwbólowego, który skutecznie tłumił zmysły wiedźmina, na tyle, aby bez obawy, że go obudzi, wyszła. Ich ostatnia noc była spokojna, powolna i delikatna. Była również wystarczająco wyczerpująca, aby wiedźmin usnął od razu. Ona jednak nie spała. Myślała, rozważała. Czuła się jak kupa łajna, najgorszy typ człowieka, jaki tylko istnieje. Usilnie starała się nie płakać i nie wiercić, żeby nie obudzić Eskela i jakoś doczekać poranka. Noc była bardzo ciężka i nie przyniosła ukojenia.

Jeszcze w ciemnościach wstała po cichu i ubrała się w strój do konnej jazdy, który wcześniej sobie przygotowała. Zebrała ostatnie swoje rzeczy z pokoju. Słońce dopiero zaczynało wstawać, niepewnie przebijać się nad dachami domów. Pierwsze promienie padły na jego twarz. Chwile stała i wpatrywała się w wiedźmina. Zacisnęła oczy, próbując hamować łzy. Czarodziejki nie płaczą. Płaczące czarodziejki wyglądają żałośnie, a ona nie chce być żałosna. Odwróciła się i cicho zeszła po schodach. Wyszła z zajazdu i powędrowała do stajni. Młody stajenny stał z przygotowanym koniem ziewając, szeroko rozdziawiając przy tym pucołowatą buzię. „Musiałam to zrobić" - powtarzała sobie w myślach. - „Niech wie, jakim żałosnym typem człowieka jestem". Wpakowała rzeczy do juków, wyprowadziła konia ze stajni i dosiadła go zgrabnie.

Stukot podków na kocich łbach obudził wiedźmina. Eskel leniwie przeciągnął się, szukając dłonią czarodziejki. Gdy jej nie znalazł, zerwał się gwałtownie. Rozejrzał się po pokoju, lecz zobaczył tylko pustkę, poznaczoną jego rzeczami i parę pakunków, zgrabnie ułożonych na stole. Wiedźmin zaklął, wkładając szybko spodnie i buty, w dłoń chwycił koszulę. Zbiegł po schodach, mając nadzieję, że zdąży. Przed zajazdem zatrzymał się, wpatrując się w galopującego wierzchowca. Kasztanowe, gęste pukle jeźdźca powiewały za nim malowniczo.

- Triss! - krzyknął wiedźmin, jednak wiedział, że nie mogła go już usłyszeć. Zawiązał spodnie, narzucił koszulę na ramiona i powoli, metodycznie ją zapinał. Bez słowa, chociaż stajenny patrzył na niego z szeroko rozdziawioną buzią.

***


Noc była ciepła i gwieździsta. Powietrze było aż ciężkie od zapachu kwiatów. Cykady grały cichą, melancholijną melodię. A może to tylko ona była w takim dziwnym nastroju? Nie trzeba było do tego od razu mieszać cykad. Uciekła jak najdalej od hałasu i gwaru przyjęcia przedweselnego Geralta i Yeneffer. W ogóle co za idiota wymyślał takie rzeczy, jak przedweselne przyjęcie, do cholery? Nie wypadało jednak odmówić w nim udziału więc przyszła na niewielką chwilę, wypiła parę kieliszków wina i przy najbliższej nadarzającej się okazji uciekła. Siedziała teraz sama, w altanie otoczonej pięknymi, kwitnącymi różami. Siedziała na misternie rzeźbionej w kamieniu ławeczce i majtała nogami, patrząc na swoje nowe pantofelki ze skóry bazyliszka. Miała gdzieś, że bazyliszki prawie wyginęły. Miała piękne buty. I było jej zimno w tyłek, a nieprzyjemny, chłodny wiatr wiał od jeziora. Czarodziejka zdjęła jednego bucika i dotknęła palcem zielonej trawy. Wzdrygnęła się. Trawa była mokra i zimna, jednak ona położyła na niej całą stopę, dostając przy tym gęsiej skórki. Miała ochotę wyć. Albo rzucić w coś piorunem kulistym. Zapach kwiatów ją drażnił. To było dobre miejsce dla jakiś zbłąkanych kochanków, a nie samotnej, wściekłej czarodziejki. „Trudno" - pomyślała Triss, przebierając palcami nóg w trawie. - „Niech idą na siano, do cholery". Wykazywała idealny wręcz przykład psa ogrodnika.

„- Triss. Masz zamiar tak to zostawić? - Yeneffer przyglądała jej się uważnie, opierając dłonie na biodrach.

- Ja... Yen, hm. Nie wiem, to wszystko... za wcześnie. Za szybko...

- Ile minęło? Trzy czy cztery lata? Triss. Nie będę komentować, tak jak prosiłaś. Tylko zastanów się, czy to jest w porządku. Czy ta stagnacja ci odpowiada.

Stała przed czarnowłosą czarodziejką i patrzyła gdzieś ponad jej ramię. Próbował ją znaleźć. Dwa razy. Najpierw pojechał do Wyzimy, a potem do Mariboru, jednak ona uciekała. Tak, jak teraz. Gdyby nawet zastał ją w któryś z tych miejsc, to i tak by nie wyszła. Nawet, jeśli koczowałby i trzy dni pod jej drzwiami. Nie umiała spojrzeć mu w oczy. Lubiła Eskela. I szanowała. Zawsze. Nie zasługiwał na to, co mu zafundowała, ale nie potrafiła zdobyć się na szczerość. Bo, dlaczego tak naprawdę uciekła? Dlatego, że kochała wtedy Geralta? Jeśli to byłby powód, to powiedziałaby mu o tym bez zbędnych ceregieli. Wprost, bez owijania w bawełnę. Twierdziła, że kocha białowłosego wiedźmina, jednak nigdy nie dopuściła go zbyt blisko swoich prawdziwych myśli. Była trzpiotowatą, śliczną, małą Merigold. Ni mniej, ni więcej. Czy to jednak było jej prawdziwe ja?

Eskel w ciągu trzech dni zbliżył się do niej bardziej, niż Geralt przez całą ich znajomość. Był przenikliwym i inteligentnym obserwatorem i przerażało ją to. Bała się, że odkryje w niej wszystkie te ciemne strony, których tak dokładnie broniła przed inwazją z zewnątrz. Jednak czy nie zasługiwał na chociaż jedno słowo?"


Tchórz. Zarówno teraz, jak i pod Sodden. Tym właśnie była. Majtnęła nogą, wyrywając parę źdźbeł trawy. Miała ochotę warczeć. Dlaczego, jak jedna rzecz się wyjaśnia, to inna musi się od razu walić? Łzy kapały jej na suknie w kolorze młodych listków brzozy. Mało interesowało ją teraz, że czarodziejki nie płaczą. Była sama, nikt jej nie widział. Mogła pozwolić sobie na chwilę słabości. Gniewnie starła łzy pięścią, rozmazując makijaż, nad którym siedziała prawię godzinę. Nie lubiła krzywdzić innych, nie lubiła oszukiwać. Dlatego od czterech lat to do niej wracało. Falami zalewało ją, przynosząc stany depresyjne i wyrzuty sumienia."

Bezszelestnie wszedł do altany, zatrzymując się wpół kroku. Zaczął jej szukać od razu, gdy tylko zauważył, że zniknęła. Siedziała na kamiennej ławeczce, wśród róż. Grzebała nogą w trawie, skulona. Wyglądała przez to na wiele drobniejszą, niż była w rzeczywistości. Powinien dać jej spokój już dawno temu, jednak nie potrafił. Widział, że ona nie chce rozmowy, wiedział, że go unika, jednak podążał za nią. Jak młoda kaczka za matką. Dopiero po chwili zauważył, że płacze. Przez chwilę, w ataku paniki, chciał uciec. Ale to trwało nie dłużej niż parę sekund. Płacząca kobieta była niczym rozwścieczona wywerna. Płacząca czarodziejka była gorsza, niż wywerna, wilkołak, strzyga i wipper razem wzięci. Jednak to była Triss. A Triss była inna niż czarodziejki, które znał.

- Tak wielkie jest twoje uczucie do niego, że siedzisz tutaj sama i płaczesz? - Nie wiedział dlaczego to powiedział. Tak naprawdę, to wcale nie chciał wiedzieć.

Spojrzała na niego. Wbiła w niego spojrzenie błękitnych oczu, jakby dopiero teraz zorientowała się, że tu jest. I nie było pioruna kulistego. Spuściła głowę i zaszlochała. Bezgłośnie. Jedynie spazm wstrząsnął jej ciałem, a łzy poleciały ciurkiem po policzkach. Zmieszał się, nie wiedział, co ma zrobić. Nie miewał nigdy do czynienia z płaczącymi kobietami. W szczególności z czarodziejkami. Przysiadł przy niej niepewnie, jak na szpilkach. Chciał ją dotknąć, pogładzić po kasztanowych włosach, jednak w ostatniej chwili zmiarkował się. Opuścił dłoń w pół ruchu, niepewnie kładąc ją na chłodnym kamieniu. Czarodziejka siedziała, zaciskając dłonie w pięści. Patrzyła uporczywie przed siebie.

- Jeśli komuś o tym powiesz – syknęła – twoje najgorsze obawy się ziszczą.

Dawna Triss powróciła. Majtnęła nogą, wzbijając kropelki wody w powietrze. Miała ładną, podkreślającą jej figurę sukienkę. Przód, zwyczajowo, był zakryty, jednak rekompensowały to odkryte plecy i rozcięte do połowy ud boki sukienki, tworzące z przodu coś na kształt litery v. Na szyi wiązana była wstążką, a w pasie zaś szarfą. Materiał był misternie malowany w kwiaty i listki. Wyglądała zjawiskowo, nawet z rozmazanym makijażem. Zdjął kamizelkę i okrył jej ramiona. Miała gęsią skórkę.

- Wiesz – zaczął niepewnie – to chyba nie jest koniec świata, że on, hm...

Wpatrywała się przed siebie, bez słowa.

- To powinno przejść z czasem – podjął na nowo. Nadal milczała, więc on też zamilkł. Wpatrywał się w czubki swoich butów, nie wiedząc co ma zrobić. To były czcze słowa i zdawał sobie z tego sprawę. Prawda była taka, że jemu bynajmniej nie przeszło.

- Pójdę już. Chcesz być pewnie sama. - Wstał i już miał odejść, gdy czarodziejka zerwała się z miejsca, łapiąc go za rękaw koszuli.

- Eskel – zaczęła niepewnie, cicho. Patrzyła w dół, ściskając kurczowo materiał w dłoni. Nie wiedziała, jak zacząć. Znowu płakała. I wcale nie przejmowała się tym, że to zobaczy. - Proszę cię...

- Nie zapytam cię, Triss, jeśli nie chcesz, to nie mów. Triss. Płaczesz? Cholera...Nie płacz, słyszysz? - Poklepał ją niepewnie po plecach, nie wiedząc, co ma zrobić, po czym spuścił dłonie wzdłuż ciała. Przylgnęła do niego, wtulając głowę w jego koszulę. - Masz bosą stopę, cholera.

Usiadł i wziął ją na kolana, przytulając do siebie. Już nie płakała, ale nadal trwała tak, z dłońmi zaciśniętymi na jego koszuli i głową wtuloną w pierś.

- Zapomnisz... – zaczął znów wiedźmin, gładząc plecy czarodziejki, ale ona przerwała mu, fukając wściekle:

- Nie chodzi o Geralta! Przeczytałam cię, Eskel. Nie mogłam wytrzymać i wyczytałam to wszystko z twoich myśli, rozumiesz? Chciałam zrobić mu na złość i przespać się z tobą. Nie myślałam, że to tak...mocno odczuwasz, słyszysz?

Jego dłonie, gładzące jej plecy zatrzymały się wpół ruchu. Nie odzywał się. Spojrzała na niego niepewnie. Chciała, żeby ich spojrzenia się spotkały, ale uciekał wzrokiem.

- Nie powiedziałbym tego. Mogłaś powiedzieć to od razu, Triss. Zaoszczędzilibyśmy sobie wielu nieporozumień.

Był chłodny i nieobecny. Nie chciała tego. Nie teraz. Dłonie opuścił wzdłuż ciała, opierając je na rogu ławki. Zaciskał je, aż do bólu, jakby chciał skruszyć kamień. Jego twarz nie wyrażała uczuć. Był przystojny, mimo blizny przechodzącej przez cały policzek. Dopiero teraz sobie uświadomiła wiele rzeczy, gdy prawdopodobnie było zbyt późno.

- Eskel... – zaczęła. Pogładziła jego zaciśniętą szczękę, odgarnęła włosy, które uwolniły się z kucyka. Wzdrygnął się pod jej dotykiem. Modliła się, żeby nie było to wywołane obrzydzeniem, jakie może czuć w stosunku do niej. Pocałowała go tuż pod uchem. Trwał nieruchomy, niczym posąg.

- Triss...To nie jest najlepszy pomysł... - Ale ona już wplotła dłoń w jego włosy, pocałowała kość policzkową, łuk brwiowy, kącik ust. Złapała jego dłoń, wyprostowała palce i splotła ze swoimi. Nie oponował. Miękł, topniał, zatracał się. Jak zwykle. Nawet jeśli znów miałaby uciec, jeśli miałby czekać cztery lata, dziesięć, dwadzieścia...To nie miało już znaczenia. Jednak pytanie łomotało mu w głowie, gdy podniósł ją, a drugi pantofelek spadł jej z nogi. Poszedł dalej, wśród róż, w miejsce niewidoczne, odizolowane, niedostępne.

- Moje pantofelki – mruknęła Triss, ale był nad nią, górował, przewodził. - Ze skóry bazyliszka, nowiutkie...

- Mam po nie iść?

- Nie, nie teraz... Potem. Może potem...

W pewnym momencie zatrzymał się, zamarł wpół ruchu.

- Dlaczego? - Rzucił to obojętnie, jakby mu nie zależało, ale odpowiedź była ważna, bardzo. Potrzebował jej. Jednak gdy nie odpowiadała, podjął całowanie dalej, nie czekając dłużej, bojąc się, że znów ją straci.

- Eskel. - Czarodziejka zamruczała, wplatając mu dłonie we włosy i przyciągając jego twarz do swojej. Spojrzała w jego rysie oczy. - Jedź ze mną do Mariboru, po tym wszystkim. Proszę.

Wiedźmin zamarł na chwilę, patrzył na nią z niedowierzaniem.

- Dlaczego? - zapytał, jak echo.

- Od czterech lat jesteś krok za mną, Eskel. Ciągle, gdzieś w pobliżu. Nie mogę sobie wyobrazić, że nie będziesz. Potrzebuję cię.

Wpatrywał się w nią, pozostając w bezruchu. Widział, jak jej oczy robią się okrągłe, jakby zdawała sobie sprawę, że popełniła błąd. Zaczęła się rzucać i wyrywać, jednak miał ją w swojej mocy. Chciała wyrwać dłonie, które miała splecione z jego, ale nie pozwolił jej na to. Nie myślał o niczym, żeby nie mogła odczytać jego uczuć.

- Oczywiście, jeśli nie chcesz, to zrozumiem – dodała panicznie, rzucając się jak piskorz. Wtulił twarz w jej zagłębienie między szyją a ramieniem. Wyprostowała się gwałtownie.

- Nie uciekniesz? - wyszeptał jej do ucha, przygryzając jego płatek.

- C-co – zająknęła się. - N-nie. Nie mam butów, trzymasz mi dłonie tak, że bolą mnie nadgarstki, poza tym moja suknia się ubrudziła trawą i porwała, więc...

- Triss...

- Nie, Eskel. Nie ucieknę. Teraz nie ucieknę.

- Kocham cię, Triss. - Nie musiał mówić więcej. Wyczytała resztę w jego umyśle.

- Wiem. Powtórzyłeś to przynajmniej ze sto razy w myślach.

***


Jaskier stał i spoglądał na rozrzucone pantofelki ze skóry bazyliszka. Nie, wcale nie podsłuchiwał. Tak jakoś się stało, że znalazł się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Wziął buciki i położył je na ławeczce, żeby delikatna skórka nie zamokła od rosy. Patrząc na nie, przyszedł mu do głowy świetny pomysł na balladę. Tylko, że buciki będą szklane. A bohaterka nie będzie czarodziejką...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hantiel dnia Pią 11:40, 06 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:22, 07 Cze 2014    Temat postu:

Fanfiki mają swój poddział, można było tam umieścić.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hantiel
Ołówek


Dołączył: 14 Maj 2014
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kwadratowe Miasto
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:16, 02 Lip 2014    Temat postu:

Mój błąd, nie zauważyłam.
Jeśli da radę, proszę o przeniesienie do odpowiedniego działu Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

ezalder
Ołówek


Dołączył: 02 Lut 2016
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:29, 05 Lut 2016    Temat postu:

fajne fajne Very Happy PS, dobra animacja w podpisie Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

kicaczek
Ołówek


Dołączył: 22 Mar 2016
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:54, 22 Mar 2016    Temat postu:

Bardzo ciekawe, spójne i wciągające. Tak dalej Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

pisarzyczek
Ołówek


Dołączył: 04 Kwi 2016
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:20, 12 Kwi 2016    Temat postu:

ezalder napisał:
fajne fajne Very Happy PS, dobra animacja w podpisie Very Happy


Dla mnie animacja się akurat nie spodobała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

klaudia222
Ołówek


Dołączył: 14 Kwi 2016
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:07, 14 Kwi 2016    Temat postu:

fajnie napisane, jest jak to mówią ład i skład calosc trzyma sie kupy Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

ulaa88
Ołówek


Dołączył: 15 Kwi 2016
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:11, 15 Kwi 2016    Temat postu:

Swietne! Pisz wiecej Smile))

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

selena88
Ołówek


Dołączył: 15 Kwi 2016
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:22, 15 Kwi 2016    Temat postu:

Świetne! Pisz dalej Smile))

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

misanka
Ołówek


Dołączył: 21 Kwi 2016
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:41, 21 Kwi 2016    Temat postu:

Ciekawy pomysł, dobrze się czyta, pozdrawiam! Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Zlotepioro
Ołówek


Dołączył: 21 Kwi 2016
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:59, 22 Kwi 2016    Temat postu:

Całkiem przyjemne opowiadanko, czekamy na kolejne czesci!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Pinka20
Ołówek


Dołączył: 23 Kwi 2016
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:23, 23 Kwi 2016    Temat postu:

Masz talent, planujesz kontynuwanie tego?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

irka88
Ołówek


Dołączył: 15 Maj 2016
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:42, 15 Maj 2016    Temat postu:

masz do tego smykałkę. Bardzo podoba mi się to opowiadanie Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin