Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Aravel [NZ]


 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

biedronka
Ołówek


Dołączył: 28 Lip 2010
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:08, 30 Lip 2010    Temat postu: Aravel [NZ]

Dwa rozdziały zostały już opublikowane na pewnym portalu. Dlatego wstawię dwa rozdziały wraz z Prologiem. Potem będe dodawać pojedyńczo kolejne rozdziały. Raz mogę być dłuższe, raz krótsze.

Nie obrazcie się za być moze prymitywny styl i ubogi język...dopiero zaczynam...I z chęcią wysłucham waszej krytyki.

Prolog

Ziemia to ciekawa planeta. Pełna mitów, legend. Ludzie, zabawne istoty o ograniczonych możliwościach i zamykająca swój umysł w ciasno ustalonych poglądach, bojąc się żeby nic ich nie zakłóciło. Nie dopuszczają do siebie myśli, że może istnieje inne życie, magia..
Nie! Nie ma takiej możliwości. Przecież to absurdalne, niewyjaśnione naukowo. A gdybym w to uwierzył.. uznaliby mnie za wariata!
Ale wariat. W sumie każdy z nas jest wariatem. Kto ustanowił prawo normalności? Fakt. Ludzie, psychiatrzy i inni. Ale każdy dla każdego jest wariatem. To co On robi to dla niego jest normalne. Chodź gdyby się w to tak wgłębiać coraz bardziej i bardziej do żadnego wniosku byśmy raczej nie doszli lub tak byłyśmy się pogubili, że zapomnieliśmy kim w ogóle jesteśmy.
Magia. Inność. Odmieniec. Dziwak. Idiota…Ludzie którzy dostrzegają bursztynową kroplę wśród słonych wód są uważani właśnie za takich. Niegodnych uwagi, nie godnych niczego. Najlepiej się z nimi nie zadawać, nie wiadomo co z tego wyjdzie. A jak Ci jakąś krzywdę zrobi?
Ah, to nie ważne. Odejdź proszę. Teraz odchodzę w inny świat. Świat idiotów, odmieńców i dziwactw.
W świat Magii..

Rozdział 1

Młoda dziewczyna obudziła się w jak zwykle pustym pokoju. Przekręciła lekko głowę na bok, by spojrzeć na zegarek który wisiał na ścianie.
Zegar pokazywał 4.45. Dziewczyna westchnęła cicho i wstała z łóżka dotykając gołymi stopami zimnej drewnianej podłogi.
Podeszła do okna i wyjrzała przez nie. W świetle jasnej księżycowej poświaty można by ujrzeć postać dziewczyny.
Długa nocna biała koszula do kostek zakrywała jej figurę. Długie czarne włosy, bystre zielone oczy i pełna zamyślenia twarz dodawały dziewczynie tajemniczości. Oparła dłonie o parapet i patrzyła przez okno na piękną księżycową noc.
-Aravel…śpisz…?-szept dochodzący zza drzwi wyrwał czarnowłosa z zamyślenia.
-Nie…-szepnęła również cicho i podeszła do drzwi. Nacisnęła klamkę otwierając je. Za nimi stał młody chłopak. Blondyn o niebieskich oczach był przyjacielem Aravel. Nie wiadomo jednak czemu przyszedł do niej o takiej porze.
-O 7.00 przyjadą rodziny adopcyjne!- szepnął podniecony. Aravel tak samo jak reszta innych dzieci mieszkała w sierocińcu. Jej rodzice zginęli nie odnaleziono ich ciał. Znaleziono tylko medalion jej matki który teraz nosi na swoim sercu.
-To wspaniale Pavor, ale wracaj do siebie….musisz się przygotować- szepnęła i z miłym uśmiechem pożegnała swojego przyjaciela poczym zamknęła drzwi.
Westchnęła cicho. I tak jej nikt nie zaadoptuje. Usiadła na parapecie rozczesując swoje włosy. A może jednak…? Może ktoś ją pokocha, przygarnie , przytuli…
Ta cicha nadzieja tkwiła głęboko w jej sercu. Spojrzała na zegarek. 6.30.
-Co?! Tyle czasu….-powiedziała do siebie. Tak dużo czasu już straciła. Podbiegła do szafy, otworzyła ją i wyjęła pierwsze lepsze dżinsy i niebieską bluzę z kapturem.
Włosy spięła w koński ogon i wybiegła z pokoju, zbiegając po schodach o wpadając do salonu gdzie zebrali się wychowankowie i wiele różnych osób. Wtem jakiś mężczyzna w średnim wieku spojrzał na Aravel. Ta poczuła na sobie czyjś wzrok więc również spojrzała na owego mężczyznę. Ten uśmiechnął się lekko do niej i zniknął w tłumie. Dziewczyna usiadła na krześle i patrzyła na wszystkich zebranych. Minuty mijały. Salon zaczął pustoszeć. Gdy już miała wrócić do swojego pokoju usłyszała komunikat:
-Aravel Akane proszona jest do sekretariatu-ta poderwała się. O co może chodzić…. czyżby ktoś…..Nie robiąc sobie fałszywej nadziei pobiegła ile sił w nogach do sekretariatu. Gdy otworzyła drzwi zobaczyła przed biurkiem tego samego mężczyznę który uśmiechnął się do niej. Dziewczyna patrzyła na dyrektorkę. Owa kobieta była w sile wieku. Brązowo-siwe włosy zawsze miała spięty w kok. Twarz miała surową jednak wbrew pozorom była łagodna i spokojna. Na palcach miała ciężkie pierścienie z różnokolorowymi oczkami. Ubrana była w czerwono-czarną elegancką bluzkę, i w długą brązową spódnice. Na szyi miała medalion z bursztynu. W dłoniach trzymała jakieś papiery. Dziewczyna domyśliła się że to co trzyma i przegląda to jej historia. Dyrektorka kaszlnęła i zaczęła czytać.
-Imię: Aravel
Nazwisko: Akane
Urodzona:21. 12. 1995
Wiek:15
Historia: Nie wiemy dokładnie w jakim mieście się urodziła. Jej rodzice zginęli z niewiadomych przyczyn gdy miała raptem roczek. Wyrosła pod naszym okiem na osobą cichą spokojną i opanowaną. W szkole nie sprawia problemów. Uczy się języka niemieckiego. Ma bardzo dobre oceny.

Mężczyzna słuchając dane Aravel uśmiechnął się do siebie
-Wspaniale ,Wspaniale….-mruknął do siebie gładząc swoją kozią bródkę. Aravel stała w milczeniu. Nie zdawała sobie sprawy że za chwilę jej życie zmieni się całkowicie.
-Proszę tu podpisać-oznajmiła dyrektorka a mężczyzna podpisał dokument i wstał. Podszedł do Aravel i objął ją ramieniem
-Aravel…od teraz mieszkasz u mnie-powiedział do niej. Dziewczyna znieruchomiała. Po tylu latach…ktoś wreszcie ją zauważył, ktoś się o nią zadba…pisnęła z radości gdy nagle posmutniała
-A Pavor…? To mój przyjaciel…..-szepnęła cicho patrząc w podłogę
-Wszystko w swoim czasie…-odrzekł tajemniczo jej opiekun opuszczając mury sierocińca. Mijali jeziora, przeszli przez barwny las aż doszli do małej skromne chatki. Zbudowana ona była z drewna, a dach był pokryty grubą strzechą. Typowa miła chatka. Ulokowana była na polanie wśród drzew. Opiekun otworzył jej drzwi i….
-Aravel! Ty wolno pełznący gadzie!- usłyszała znajomy rozbawiony głos i po chwili już leżała na ziemi przygnieciona przez swojego przyjaciela. Patrzył na nią rozbawionym wzrokiem
-Pavor!- roześmiała się i uścisnęła go po czym jakoś wstała. Opiekun patrzył na nich z miłym uśmiechem.
-Idźcie do łóżek. Są na górze. Jutro wszystko sobie wyjaśnimy-Po tych słowach opuścił dom.
Aravel leżała w swoim nowym łóżku. Ostatnie promienie słońca wpadały do pokoju oświetlając delikatnym światłem jego wnętrze. Dziewczyna zamykała sennie powieki aż w końcu zapadła w głęboki sen.

Świergot ptaków obudził czarnowłosą. Usiadła na łóżku i ziewnęła. Rozejrzała się po pokoju szukając swoich ubrań. Znalazła je w szafie. Przebrała się w swoje ulubione dżinsy i czarną bluzę. Wyszła z pokoju schodząc do kuchni gdzie siedzieli już Opiekun i Pavor.
-Usiądź- odezwał się opiekun i Aravel usiadła obok swojego przyjaciela.
-W tym domu panują pewne zasady których nie wolno łamać. Po pierwsze zwracajcie się do mnie Wujku-uśmiechnął się lekko
-Po drugie pod żadnym pozorem nie wolno wam wchodzić do piwnicy. A po trzecie jak wiecie mieszkamy na polanie więc sadzę tu różne warzywa, owoce. Liczą na waszą pomoc. I ostatnia ważna zasada…Nie wolno wam wychodzić z domu wieczorem. Dwójka słuchała tego uważnie a gdy skończył odezwali się
-Rozumiemy.
Wujek uśmiechnął się lekko
-Pojętne z was dziedziaki-po czym wstał i zrobił im śniadanie które składało się z mleka i z kanapek z serem.
Po zjedzeniu wyszli na poranny spacer. Rześkie powietrze, piękna trawa w kolorze soczystej zieleni…Aravel uśmiechnęła się do siebie napełniając płuca przyjemnie chłodnym powietrzem.
-Idziemy nazbierać trochę grzybów-orzekł wujek idąc przed nimi.
-Grzyby…znam się na grzybach-powiedział Pavor wesoło
-Ta ledwo co muchomora rozróżnisz-rzekła Aravel zgryźliwe
-No ale odróżniam-odgryzł się Pavor wystawiając jej język.
Szli dalej. Po 1h marszu doszli do polany która była otoczona drzewami.
Na polanie oprócz kwiatów rosły grzyby różnego wzrostu, kształtu i barwie. Miejsce było otoczone drzewami małymi ,średnimi dużymi. Kształty liści miały najdziwniejsze kształty jednak wszystkie miały taką samą barwę. Soczysto zieloną.
Pavor i Wujek rozmawiali o grzybach a Aravel siedziała pod jednym z drzew i patrzyła w niebo wsłuchując się w czysty, radosny śpiew ptaków.
Po dwóch godzinach wrócili do domu. Słonce schowało się za chmurami. Krople deszczu stukały o szyby a Wujka nie było w domu. Zastanawiali się dlaczego on opuszcza dom i wraca o późnych porach.
-Pewnie gdzieś pracuje…musi jakoś dom utrzymać…-rzekł Pavor
-No ale gdzie…?-zapytała Aravel stukając w zamyśleniu palcami o blat stołu
-Może w jakimś sklepie….
-Może…
Rozmowa ta nie prowadziła do niczego więc poszli do swoich pokoi. Pavor siedział na łóżku i czytał książkę a Aravel leżała w łóżku. Minuty mijały ,robiło się późno.
Za oknem było ciemno. Świecił księżyc migotały gwiazdy a dziewczyna nie mogła zasnąć. Wierciła się po łóżku szukając odpowiedniej pozycji i znalazła na.. podłodze.
Tak się wierciła że spadła z łóżka. Westchnęła cicho. Podniosła się z podłogi zarzuciła na siebie swój wełniany sweter i zeszła na dół. Mijając pokój Wujka zauważył że drzwi są uchylone. Zerknęła przez szparkę i zobaczyła że ich opiekun śpi. Uśmiechnęła się lekko cicho domknęła drzwi i szła dalej. Teraz zdała sobie sprawę że rzadko kiedy chodziła tak po domu. Minęła toaletę pokój gościnny salon…
Zeszła po schodach w dół i stanęła przed wielkimi drewnianymi drzwiami. Zamykała je mosiężna kłódka.
-Czyżby to była piwnica…?-szepnęła do siebie muskając opuszkami palców drzwi. To ta „sławna” piwnica do której nie wolno wchodzić. Ale…przecież nie może tam być nic strasznego…kilka pajęczyn, trochę kurzu? To nic wielkiego…Tylko jak je otworzyć? Są zamknięte na klucz. Lecz kto nie próbuje ten nie wygrywa! Wzięła rozpęd i….bam…..
Wpadła do piwnicy z hukiem. Okazało się że drzwi było cały czas otwarte wystarczyło je tylko lekko pchnąć. Leżała na ziemi wśród tumanu kurzy kaszląc. Nagle zamarła. A jak zbudziła Pavor’a albo co gorsza Wujka? Nasłuchiwała jednak nie usłyszała żadnych kroków ani żadnych innych dźwięków które oznaczałyby obudzenie się domowników. Odetchnęła głęboko i podniosła się z ziemi. Rozejrzała się. Nie wiele zobaczyła ponieważ panowała to głęboka ciemność. Jednak zauważyła pulpit na którym leżała gruba księga. Podeszła do niej. Księga była otwarta. Strony były stare trochę podniszczone a pismo było…ozdobne ale i dziwne. Pełne kresek zawijasów…nie można z tego nic odczytać. I dlatego nie wolno wchodzić do piwnicy? Z powodu jednej starej księgi? To chyba jakiś żart….Aravel dotknęła opuszkami palców strony księgi. Pismo zabłysło przez chwilę jasną poświatą po czym światło znikło. Dziewczyna rozejrzała się wokół, nic się nie zmieniło. Spojrzała na swoja dłoń też nic się nie zmieniło. Nadal miała na niej swoje siniaki które sobie nabiła na polu. Wzruszyła ramionami i wyszła z piwnicy zamykając za sobą drzwi i po cicho wróciła do swojego pokoju. Ułożyła się wygodnie na łóżku i tym razem od razu wygodnie zasnęła.

Rozdział 2

Następnego ranka nie obudził jej jak zwykle Pavor, Wujek czy też świergot ptaków. Obudziło ją lizanie po policzku. Otworzyła oczy. Po policzku lizał ją wielki złoto-srebrny wilk. Ale jak to możliwe? Przyjrzała się wilkowi. Miał błękitne oczy pełne spokoju, jego sierść była tak jasna, że zdawało się że owe zwierze delikatnie świeci. Ale co on tu robi? Przecież takie wilki nie istnieją. Drżącą ręką dotknęła jego sierści by sprawdzić czy to czasem nie omamy. Nie…on był prawdziwy…Jej dłoń zatopiła się w jego miękkiej sierści. Owy wilk ku jej zaskoczeniu odezwał
się:
-Ale Cię ciężko obudzić…..
Aravel patrzyła na niego jak wryta. Że co? On mówi ludzkim głosem? Może to jakiś głęboki sen albo coś…Uszczypnęła się w rękę. Nic się nie działo. Nadal wszystko było takie same tylko wilk patrzył się na nią dziwnym wzrokiem:
-Mogę wiedzieć co ty robisz? –zapytał
-A…ja…ty…jak..?- wyjąkała tylko wpatrując się w zwierze
-Dotknęłaś księgi i obudziłaś jedną z pięciu ksiąg magii.
-Co? Chodzi Ci o…
-Aravel! Śniadanie! -zawołał Wuj i tym samym przerwał ich konfrontację.
-Ukryj się gdzieś szybko!- szepnęła trochę wystraszona zastanawiając się gdzie można ukryć wilka większego od niej samej. Jedyne miejsce które wpadło jej do głowy to jej łóżko. A raczej miejsce pod łóżkiem. Szybkim ruchem wepchnęła wilka pod łóżko i wybiegła z pokoju wpadając do kuchni.
-Czemu się spóźniłaś? –zapytał Wujek trochę zdziwiony. Aravel nigdy się nie spóźniała na nic. Nawet na śniadanie. Pavor lustrował ją wzrokiem szukając jakichkolwiek wskazówek wyjaśniających przyczyny jej spóźnienia. Ta natomiast stała w swojej koszuli nocnej i w wełnianym ciemno-zielonym swetrze który w pośpiechu założyła na lewą stronę. Nie zdążyła nawet upiąć włosów w swój tradycyjny koński ogon więc teraz opadały jej na ramiona i na twarz jak czarna fala. Wbiła w nich swe zielone oczy. Chciała im opowiedzieć o wilki ale…nie mogła. Tak czuła że po prostu nie mogła
-Przepraszam….-odezwała się tylko i usiadła przy stole nalewając sobie mleka i biorąc pajdę chleba.
Po zjedzeniu dziewczyna szybko wstała i pobiegła na górę nie zważając na wołanie jej przyjaciela który prosił o pomoc przy sprzątnięciu talerzy. Wpadła do swojego pokoju i…zobaczyła wilka leżącego na jej łóżku który beztrosko bawił się jej małą gumową kulką
-Co ty robisz?- zapytała lekko zaskoczona jak i poirytowana. Jak on może leżeć sobie tak beztrosko gdy ona meczy się z swoim sumieniem? Wilk natomiast uśmiechnął się lekko co w jego stylu było pokazanie kilku zębów.
-Ale przecież nikt mnie nie zobaczy….-odrzekł ze spokojem. Aravel spojrzała na niego zbita z tropu. No jak to? Co on wygaduje? To że się pojawił z nikąd i jest inne niż inne „normalne” wilki nie znaczy że go nikt nie widzi. Wilk widząc jej niezbyt inteligentną minę zaśmiał się cicho i odezwał się
-Spokojnie siedź spokojne.. ja mam wszystko pod kontrolą- po czym wrócił do swojej zabawy. Czarnowłosa patrzyła na zwierze kompletnie zaskoczona i nie wiedząc co o tym myśleć usiadła w fotelu pod ścianą naprzeciwko łóżka. Wilk z wyglądu tak poważny, stanowczy, władczy zachowywał się teraz jak małe niedoświadczone wilczątko. Łapał piłkę w łapy chwytał ją w żeby, szamotał, gryzł. Nagle drzwi do jej pokoju otwarły się a w nich stał Pavor. Aravel spojrzała na niego przerażona natomiast wilk spojrzał na przybyłego osobnika kątem oka spokojnym wzrokiem. Widać było po nim że nadejście przyjaciela Aravel nie zrobił na nim wrażenia jednak przestał się bawić. Leżał w bezruchu.
-Pavor…ja…ja…ja Ci to jakoś wyjaśnię….-wydukała dziewczyna. I co teraz? Jak on zobaczy tego wilka to co sobie pomyśli? Tylko jak ona mu to wyjaśni? Ten natomiast podszedł do niej i złapał jej dłonie
-Aravel.. uspokój się.. co chcesz mi wyjaśnić?- zapytał spokojnym głosem
-No bo on…ten wilk…on…
-Jaki wilk? Nic tu nie ma- odrzekł lekko zdezorientowany i położył dłoń na jej czole by sprawdzić czy nie ma gorączki. Wilk natomiast leżał spokojnie i ziewnął. Nie przejmował się obecnością Pavor’a. Aravel patrzyła to na Pavor’a aż w końcu wstała, podeszła do drzwi, nacisnęła klamkę i rzuciła przez ramię
-Idę się przejść….-po czym wyszła. Zeszła na dół a Wujka już nie było. Dziewczyna opuściła dom i wyszła na drogę prowadząca do lasu. Świeże powietrze napełniło jej płuca. Odetchnęła głęboko po czym zaczęła iść. Weszła w gąszcz drzew i krzewów. Nie wiedziała co ma o tym myśleć. Może jak wróci wilka nie będzie…Wtem uderzyła w coś i upadła na ziemię
-Przepraszam….-wydukała tylko prużąc oczy. Nie widziała w kogo wpadła i podniosła się jednak gdy to zrobiła otrzymała kolejny cios tym razem prosto w brzuch i znowu upadła zanim zdążyła zrobić cokolwiek.
-Powiedziałam przepraszam…-szepnęła trzymając się za brzuch. Nie spodziewała się takiej reakcji. Nikt się tak nie zachowuje…Aby bić za wpadnięcie w kogoś? Na dodatek ten ostry ból…spojrzała w dół i zobaczyła krew płynącą między jej palcami. Krwawiła. Zbladła. Podniosła wzrok by zobaczyć owego osobnika. To co zobaczyła zszokowało ja do głębi. Przed nią stał wielki ciemno-pomarańczowy tygrys. Jego ciemne oczy pełne zimna, jego ostre kły jak dwa sztylety które jej pokazywał i jego ostre pazury sprawiły że Aravel bała się. Za drapieżnikiem stał chłopak mniej więcej w wieku Aravel. Ubrany był w czarne spodnie i kamizelkę ze skóry która odsłaniała jego dobrze zbudowany tors. O boku miał przypasany miecz a jego twarz była poważna i zimna. Jego krótkie brązowe włosy powiewały na wietrze. A jego oczy, zimne czarne oczy były wlepione w czarnowłosą. Machnął lekko ręką i rzekł cichym niskim głosem:
-Zabij…
Aravel zacisnęła mocno powieki. A zatem to koniec…to wszystko się skończy tu i teraz…skończy swój żywot nie dowiedziawszy się niczego o wilku….Tygrys zamachnął łapą i…
Trach
Przerażona dziewczyna nie czując uderzenia otworzyła lekko powieki. Już jest w niebie? Nie…przed nią stał wilk. Ujrzała na jego pazurach krew i patrzył na tygrysa wściekłym wzrokiem. Gdy tygrys zamachnął się by zadać ostateczny cios wilk w ostatniej chwili skoczył przed Aravel i odparł atak raniąc przy tym drapieżnika. Chłopak przeklął pod nosem i warknął:
-Widzę że twój Wari jest czujny….-zagwizdał na swojego tygrysa i bez niczego odeszli. Aravel trzęsła się na całym ciele. Wilk spojrzał na nią i położył się obok niej. Dziewczyna czuła jego ciepło. Przymknęła oczy. Powieki były takie ciężkie…Po chwili zasnęła w miękkim, bezpiecznym futrze jej towarzysza.


-Aravel, Aravel, Aravel pobudka- budził ją wilk szturchają nosem jej ramię. Dziewczyna otworzyła sennie oczy. Pierwsze co zobaczyła to łagodne spojrzenie jej towarzysza. Dobrze że on się zjawił bo gdyby nie on byłoby po niej…ale właśnie co z raną? Dotknęła palcami zranionego brzucha, nie poczuła krwi. Spojrzała na swój brzuch po ranie nie było śladu. Została zagojona. Utkwiła pytające spojrzenie w Wilku a ten odezwał się poważnym tonem:
-Nie powinnaś wychodzić na takie spacery sama…Życie Ci nie miłe?
-Ale skąd mogłam…ja nic nie wiem…ja nic…- Nic z tego nie rozumiała. Nie miała bladego pojęcia dlaczego tamten chłopak ją zaatakował…Wilk widząc że ona jest kompletnie nie wtajemniczona podjął się jej to wszystko wyjaśnić:
-Istnieje 5. ksiąg magii. Tylko Kasoni czyli osoby widzące magiczne stworzenia są zdolne by dotknąć Księgi i przywołać Wari-mistyczne zwierze które broi Kasoni. Ty i 10 innych dotknęliście księgi i tak przywołałaś mnie. Znajdujemy się w środku Hulus turnieju który zdarza się raz na 3000 lat a walczy się w nim o dotknięciu wszystkich 5 ksiąg. Trzeba je odnaleźć a po drodze wyeliminować pozostałych. Ten kto dotknie wszystkich 5 ksiąg dostanie planetę którą będzie rządził ale o tym innym razem….
Aravel słuchała jego wyjaśnień. A zatem jest celem. Musi zaufać temu zwierzęciu.
-Ale…masz jakieś imię?- zapytała niepewnie
-No myślę że ty mnie jakoś nazwiesz
-Mmm….no to nazwę Cię…Chuchu
-Chuchu? A…masz jakieś inne?
-Robuś?
-Wiesz co…? To już mów do mnie po prostu Wilku-odrzekł z rozbawieniem i wstał. Przeciągnął się i podszedł do strumyka by napić się wody. Aravel patrzyła na niego z lekkim uśmiechem jednak po minucie zorientowała się że pewnie jest późno a jej nie ma w domu...Mimo że słońce jeszcze świeciło na niebie tyle że chyliło się ku zachodowi.
-Już późno!- rzekła wstając a wilk ze spokojem podniósł łeb i połykając przy tym rybie.
-E…jest gdzieś ok.19.00…ale chcesz to chodźmy- rzekł i poszli.
Droga powrotna minęła im spokojnie bez przeszkód. Aravel czuła ulgę jednak Wilk sprawiał wrażenie zamyślonego. Dotarli do chatki. Dziewczyna z ulgą stwierdziła że Wujek jeszcze nie wrócił a Pavor czytał książkę o grzybach. Weszła do swojego pokoju i usiadła na łóżku a wilk rozłożył się wygodnie na dywanie
-Ale powiedz mi jeszcze jedno…jak to jest że inni Ci nie widzą jak Pavor?- zapytała zaciekawiona.
-Tylko Kasoni który dotknął księgi jest w stanie mnie zobaczyć-odrzekł gryząc gumową piłkę która miał pod dywanem aby mu jej czasem nikt nie zabrał.
-Yhym…- mruknęła tylko i ściągnęła buty które prawem fizyki i grawitacji znalazły się obok Wilka. Wilk niezbyt zachwycony nowymi sąsiadami wziął buty w zęby i wyrzucił je za okno po czym zadowolony wrócił do swojej zabawy.
Aravel nie przejęła się utratą butów. Nawet nie zauważyła że zostały wyrzucone. Siedziała po turecku i wbiła wzrok w ścianę. Nie pokazywała tego zbytnio po sobie ale byłą przerażona tym że w jedną noc jej Zycie zmieniło się całkowicie. Pyzatym skoro ona jest celem to pewnie inni będą chcieli brać jej najbliższych za zakładników. Musi ich chronić. Nagle usłyszała pukanie w szybę
-Hm…buty wróciły?- zapytał z rozbawieniem
-Jakie buty?- zapytała otwierając okno i w tym momencie została przygnieciona przez tego samego chłopaka który zaatakował ją w lesie. Spojrzała na niego jednak jego twarz nie była taka poważna i zimna jak wcześniej. Jego twarz była podrapana a w jego czarnych oczach malowała się panika. Spojrzał on na Aravel
-Przepraszam….-szepnął jej do ucha i wstał. Tygrys i Wilk mierzyli się wzrokiem i po chwili skoczyli na siebie w ramach…zabawy
-Ty stary krętaczu
-Ty symulancie
Takie słowa było słuchać w rozbawieniu dwóch zwierząt. Aravel natomiast była kompletnie zbita z tropu. Chłopak widząc jej zdezorientowanie uśmiechnął się lekko
-Mam na imię Minori…-przedstawił się podając jej dłoń
-Aravel…-przedstawiła się uściskując jego dłoń
-Pewnie zastanawiasz się o co tu chodzi?- zapytał z cieniem rozbawienia
-No…tak….-wyksztusiła tylko siedząc na łóżku
-Więc wtedy gdy Cię zaatakowałem zrobiłem to dla zmyłki. Wiedziałem że „On” mnie śledzi więc udawałem że Cię atakuje- wyjaśnił jej chłopak patrząc na nią
-A kto to jest „On’?- zapytała zaciekawiona
-Wszystko w swoim czasie…-odrzekł i odwrócił wzrok patrząc na zwierzaki. Wilk leżał na Tygrysie i warknął triumfalnie
-Wygraałem!
-Bo Ci fory daałem
Wari zaśmiały się i przeszły do pozycji siedzącej. Widać było że te zwierzęta znały się bardzo dobrze i lubiły się.
-A zatem co tu robisz Minori?- zapytała chłopaka. Teraz mogła się mu bardziej przyrzec i zauważyć że ma podarte spodnie i czego wcześniej nie zauważyła podbite lewe oko.
-Uciekałem przed kimś a mój Tygrys wyczuł twojego wilka więc pomyślałem że wpadniemy tu na chwilę…Nie masz mi tego za złe-zapytał zmieszany
-Nie…poczekaj- odrzekła i zbiegła po schodach do kuchni. Otworzyła drzwi do zamrażalki i wyciągnęła trochę lodu i owinęła lód ręcznikiem. Wbiegła z powrotem do swojego pokoju po czym podeszła do chłopaka i przyłożyła mu lód na podbite oko
-Powinno Ci być lepiej…-rzekła łagodnie. To było prawdą. Chłopak czuł przyjemny chłód który łagodził jego ból
-Dziękuje….-rzekł z uśmiechem do niej gdy Wilk odezwał się:
-Jestem głodny…
-A co zjesz?- zapytała Aravel z uśmiechem
-Nie wiem głodny jestem
-Może ziemniaki?
-Nie…głodny jestem
-Pierogi?
-Może być bo jestem głodny
Dziewczyna uśmiechnęła się i zbiegła po schodach na dół. Nałożyła mu pierogów do średniej miski po czym wbiegła znów do swojego pokoju stawiając miskę tuż pod nosem Wilka. Ten zadowolony zabrał się za jedzenie i po dwóch minutach pierogów już nie było.
-Pojadło?- zapytała z rozbawieniem Aravel
-Tak bo nie jestem głodny
Wszyscy roześmiali się gdy nagle drzwi do jej pokoju otworzyły się…..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin