Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
(Bajecka moja) [NZ]


 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Miya
Jawny Koszmar


Dołączył: 23 Lip 2007
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze światów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:48, 17 Lip 2008    Temat postu: (Bajecka moja) [NZ]

Pisane głównie z potrzeby serca i dla eksperymentu - zapragnęłam napisać baśń, a wyszło jak zwykle. Nie, nie będzie miało tytułu póki go nie wymyślę i nie, nie wiem, kiedy dalszy ciąg XD
_______________________________________

ROZDZIAŁ PIERWSZY
w którym wszystko wydaje się zmierzać ku końcowi


Był sobie kiedyś królewicz, który pragnął zostać bohaterem, a nie miał na to żadnych szans.
Można by rzec, że to dziwne - wszak jeśli chce się być bohaterem, najłatwiej urodzić się królewiczem. Droga do dokonywania szlachetnych czynów i ratowania pięknych dam przed śmiercionośnym smoczym płomieniem stoi wtedy otworem! Oczywiście są i tacy królewicze, którzy siedzą w swoich zamkach i przyswajają przekazywaną od pokoleń wiedzę, jak być tyranem, a czasem z głupoty dają się przechytrzyć swoim młodszym braciom - to jednak oczywiste, że z takich nie należy brać przykładu. Mądrze więc wybrał ten, który marzył o bohaterstwie.
Niestety - choć wielu rzekłoby „na szczęście" - kłopot tkwił w tym, że królestwo Tachilar, którym władał ojciec królewicza, a przedtem jego dziad i pradziad, właściwie nie potrzebowało wojowników w lśniących zbrojach. Było to niewielkie państewko na wyspie, której mieszkańcy nie pragnęli udowadniać swojej potęgi i poszerzać granic. Woleli z należytą gościnnością witać podróżnych, którzy przypływali spoza tych granic; każdy cudzoziemiec, który opuszczał Tachilar, zabierał więc ze sobą ciepłe wspomnienia. Nikt nie chciał prowadzić wojen z tak spokojnym miejscem, a w razie ataku groźnego potwora wysyłano jednego z nadwornych magów, by zamienił go w ropuchę. Coś takiego zdarzyło się jednak tylko raz w całej historii królestwa – widocznie nawet potwory nie chciały się tam fatygować.
Każdego ranka królewicz wyglądał przez okno swej pięknej komnaty, aby powitać nowy dzień i popatrzeć jak błękitne i białe szybowce opuszczają zamkowe wieże. Marzył, że kiedyś też wzbije się na takim pod niebo i będzie z góry obserwował królestwo; o tej porze jednak przykładny następca tronu powinien raczej chłonąć wiedzę. Udawał się więc królewicz na naukę, a że uwielbiał czytać i miał dobrą pamięć, zbierał wiele pochwał. Uczył się pilnie geografii, aby wiedzieć, gdzie toczyła się akcja znanych mu opowieści; uczył się historii, aby móc umiejscowić je w czasie; a gdy w końcu zabrakło mu książek w ojczystej mowie, uczył się obcych języków. Król i królowa obserwowali jego postępy z dumą i pewnością, że wyrośnie na bardzo mądrego człowieka.
Kiedy jednak znalazł trochę czasu dla siebie, spędzał go na nauce fechtunku i słuchaniu o bohaterskich czynach. Wielu dawnych poszukiwaczy przygód przybywało do Tachilaru, by szukać w nim spokoju. W rzeczy samej, w stolicy czekał na nich elegancki pensjonat, który zapewniał im miłe, proste rozrywki, na które wcześniej nie mieli czasu.
- Na starość człowiek docenia możliwość odpoczynku - mawiali - Świat jest zbyt wielki, aby uwolnić go od zła tak od razu.
Wciąż jednak lubili opowiadać swoje dzieje, a jeden z nich, stary Adon, którego nawet przed laty trudno było podejrzewać o bycie najlepszym szermierzem swego pokolenia - a przecież był nim! - chętnie udzielał królewiczowi nauki miecza.
- Jak ty to robisz, mistrzu? - pytał jego uczeń z podziwem - Mam młode ręce, nogi i oczy, sam mówisz, że robię znaczne postępy, a mimo to wciąż jesteś o wiele lepszy!
- Mimo wszystko uczysz się krótko, chłopcze, i nigdy nie sprawdziłeś się w prawdziwych bitwach - brzmiała odpowiedź Adona, który nie zwykł się płaszczyć nawet przed królami - Po prostu mam o wiele więcej doświadczenia niż ty.
Dla królewicza stało się wtedy jasne, że żadna teoria i udawane pojedynki nie uczynią z niego bohatera. Nie miał szans, by zdobyć potrzebne doświadczenie w spokojnym Tachilarze, gdzie czekała na niego z góry ustalona przyszłość. Nie mógł przecież się jej wyrzec, skoro nie miał żadnego rodzeństwa, któremu mógłby przekazać koronę. Królestwo potrzebowało dobrego i mądrego władcy, nie zaś takiego, który mógłby zginąć od ciosu wroga, bo wolał toczyć bitwy... Coś takiego z pewnością usłyszałby od ojca, gdyby głupio zapragnął mu się zwierzyć.
I pewnie trapiłby się tym do dzisiaj, gdyby dzień przed swymi urodzinami nie spotkał Czarnej Wróżki.

Natknął się na nią w pałacowych ogrodach, niezauważoną przez nikogo innego; a może to ona go znalazła dla jakiegoś własnego kaprysu. O Czarnej Wróżce mówiono na całym świecie, ale zawsze szeptem; twierdzono, że chętnie spełnia życzenia, a równocześnie obawiano się jej. Królewicz trzymał się więc z daleka, przyglądając się jej bez słowa.
Nosiła czarną suknię i postrzępioną pelerynę z klamrą w kształcie fantazyjnego kwiatu o srebrnych płatkach. Czarne były jej dziko rozwichrzone włosy; być może także oczy, lecz tego królewicz nie mógł stwierdzić, gdyż mrużyła je jak ludzie o słabym wzroku... A może jak drapieżnik bawiący się zdobyczą? W połączeniu z lekkim uśmiechem nadawały jej twarzy leniwy, a zarazem kpiarski wyraz.
- Czego tu szukasz? - ośmielił się spytać królewicz, skoro nie wykonała żadnego ruchu.
- Och, byłam z wizytą u jednego z nadwornych czarodziejów - odpowiedziała, przekrzywiając głowę jak ciekawy ptak - A potem zobaczyłam, że snujesz się tu z nosem na kwintę, więc przyszłam sprawdzić, czy nie mogę nic dla ciebie zrobić.
Miała ładny, melodyjny głos, w którym brzmiały życzliwe nuty, zatem królewicz porzucił nieufność i podszedł bliżej.
- Mówią, że spełniasz życzenia - powiedział otwarcie - Czy mogłabyś wyczarować mi drogę do wielkich czynów?
- A co z twoimi obowiązkami następcy tronu? - Czarna Wróżka wypowiedziała na głos jego wątpliwości - Chcesz je poświęcić dla mocnych wrażeń?
- Ojciec i matka będą rządzić jeszcze wiele lat - obruszył się. Stracił już cierpliwość i gotów był zwierzyć się nieznajomej osobie. - Chyba nie muszę... Być tu aż tak niezbędny.
Czarna Wróżka zaśmiała się perliście - z niego lub do niego, nie miał pewności.
- Nie spełniam próśb samolubów - rzekła - i zawsze biorę coś w zamian. Tego ci nie mówiono?
- Nie mam niczego, co mogłoby ci się przydać - zaprotestował błagalnie królewicz - Czy nie mógłby to być prezent urodzinowy? Jutro kończę trzynaście lat i będę już niemal mężczyzną.
- Jutro będę już w dalekiej Estirii, na drugim końcu świata - roześmiała się znów kobieta spowita w czerń - Jeśli droga do bohaterstwa jest największym pragnieniem twego serca, nie martw się: wymienię ją za coś, czego wcale nie będziesz na niej potrzebował.
Naprawdę, mówiła rzeczy, jakie chciał usłyszeć! I ani przez chwilę nie wątpił, że potrafi spełnić jego życzenie. Oto miał swoją szansę na wyciągnięcie ręki!
Nie zastanawiając się dłużej, opanował coraz szybszy oddech i powiedział z jak największą powagą:
- Jestem gotów na przyjęcie twoich warunków.
- A ja jestem zaszczycona, robiąc z tobą taki interes - rzekła Czarna Wróżka równie uroczyście. Podeszła i spojrzała mu w twarz - teraz dopiero zobaczył, że jej oczy są bladobłękitne - nie rzuciła jednak żadnego zaklęcia. Po prostu zmierzwiła mu włosy, po czym zniknęła za najbliższym drzewem. Zawiedziony pobiegł za nią, ale nikogo poza nim już tam nie było. Uznał, że po prostu zadrwiła sobie z niego i przez resztę dnia starał się o tym zapomnieć.

W nocy zbudziły królewicza hałasy dobiegające zza ścian sypialni. Tupot wielu nóg, przejęte głosy wykrzykujące coś, co trudno było zrozumieć, jeśli jeszcze nie do końca wróciło się z krainy snów. Czyżby zabrakło czegoś na uroczystość urodzinową i stąd to nagłe zamieszanie? Być może nie dowieziono któregoś ze składników do placka - w tym roku miał być długi na trzy łokcie i wypełniony zamorskimi przyprawami, z których każda symbolizowała jedno życzenie, jakie zazwyczaj składa się młodzieńcom w przedsionku dorosłości. Królewicz uśmiechnął się do siebie, wyobrażając sobie, jakie atrakcje czekają go tego dnia. Nie otwierając oczu przewrócił się na drugi bok i pewnie spałby dalej, gdyby głuchy huk i odgłos uderzenia o ścianę nie poderwałby go z pościeli.
Musiała wciąż panować noc, bo gdy podniósł powieki, ujrzał tylko nieprzebraną ciemność. Po omacku sięgnął do stolika, by zapalić lampę, ale zbyt wielki pośpiech go gnał, zbyt mocno przekręcił pokrętło. Płomień buchnął gwałtownie, parząc dłoń królewicza tak, że ten wypuścił lampę z rąk. Wyskoczył z łoża, słysząc skwierczenie palącej się pościeli... A gdzieś na zewnątrz odgłos sypiącego się stropu...
Nagle drzwi komnaty otwarły się, nie wpuszczając jednak światła, podobnie zresztą jak nie wywołał go ogień.
- Wasza wysokość, dzięki niebiosom nic wam nie jest! - rozległ się głos Alkiony, jednej z trojga pałacowych magów. Zwykle brzmiał słodko i kojąco, teraz jednak słychać w nim było przerażenie. - Cóż to... Pali się?! Nic to, nic to. To nam tylko ułatwi sprawę; może pomyślą, że zginęliście w płomieniach. Teraz trzeba uciekać!
Oszołomiony królewicz poczuł jak jego rękę chwyta kobieca dłoń, mokra od potu i czegoś jeszcze, czego nie umiał rozpoznać. Nie miał zresztą czasu na myślenie; już po chwili biegli przez doskonale ciemny korytarz, a wokół unosił się zapach siarki. Ktoś w oddali krzyknął: „Zdrada! Zdrada!", ale wtedy coś świsnęło i ucięło ów krzyk.
- Jak dobrze, że przyszłam, zanim ci najemnicy odkryli sypialnię waszej wysokości - mówiła w biegu magini, oddychając ciężko - Rozprawiłam się z nimi jak należy. Ale Merghiona i Sandosa nie powstrzymam, tych żądnych potęgi łajdaków.
- Dokąd uciekamy? - wykrztusił królewicz, nie rozumiejąc, dlaczego mówiła o swych kolegach po fachu z takim jadem.
- Jak tylko wyminiemy ten kościany konstrukt przy schodach, pobiegniemy na górę, na lądowisko - rzuciła w odpowiedzi. Młodzieniec w popłochu począł rozglądać się we wszystkie strony, ale tylko potknął się o coś miękkiego, leżącego na ziemi.
- Jaki konstrukt?! - zapytał płaczliwie - Alkiono, ja nic nie...
- Na ziemię!! - usłyszał naraz i poczuł jak silna ręka przyciska go do podłogi, a powietrze nad nim robi się lodowate. Coś dużego i trzeszczącego zbliżało się coraz prędzej w ich kierunku, a z drugiej strony nadbiegło kilku ludzi, podzwaniając bronią. Tamto zatrzymało się i wydało dźwięk jak tysiąc kółek zębatych w wielkim zegarze w jadalni; tylko nie trzeba było przykładać ucha, by je usłyszeć.
- Nie tędy, pani! - zawołał jeden z przybyłych - To coś tylko strzeże przejścia, biegnijcie w drugą stronę!
- Nie tłumacz mi, co mam robić, młokosie - odparła magini, ale jej głos brzmiał dziwnie słabo - Wieża to teraz jedyny ratunek. Myślicie, że Merghion zostawi to dziecko przy życiu? A może już ma was w kieszeni?!
„Dziecko" rozpaczliwie usiłowało wygramolić się spod swojej opiekunki i powiedzieć jej coś do słuchu, a przede wszystkim zapytać, co się właściwie dzieje, ale wszelkie jego próby spełzły na niczym.
- Nigdy - odpowiedział twardo strażnik, a pozostali zaszemrali zgodnie - Królowa błagała, aby się nim zaopiekować, kiedy ją zabierali. Nie pozwolimy go skrzywdzić.
- Sądzę, że moje czary wystarczą, żeby przynajmniej odwrócić... Stójcie, głupcy!! - krzyknęła Alkiona przeraźliwie, kiedy tamci rzucili się przed siebie, prosto na tajemniczą grozę pilnującą wyjścia - Niczego przeciw niemu nie zdziałacie!!
Nawet jeśli usłyszeli jej wołanie, nie zatrzymali się. Wtedy magini wstała prędko i podniosła królewicza na nogi, ciągle jednak przyciskając go do siebie opiekuńczym gestem i otulając własnym płaszczem. Pobiegli przed siebie tak prędko, jak tylko byli w stanie. Gdzieś obok ich obrońcy krzyczeli w gniewie i bólu, a stwór, którego atakowali, klekotał kośćmi i szczękał jak sprężyna; młodzieniec jednak słyszał to wszystko jak zza szyby, choć spowijała go tylko miękka tkanina.
Coraz bardziej opuszczały go siły, kiedy wspinali się po krętych schodach, prowadzących na wieżę. Wydawało się, że im dłużej pozostaje w zamku, tym bardziej coś wysysa z niego wolę życia – a może naprawdę tak było? Aż wreszcie poczuł na twarzy i we włosach chłodny wiatr, niosący ulgę i zapach wiosennych liści. Zapragnął choć przez chwilę stać tak bez ruchu, aby całkiem uwolnić się od ciężkiego powietrza z wnętrza zamku - tylko niebo, gdzie było niebo?! - ale Alkiona nie dała mu na to czasu. Mimo że sama była zmęczona i w pewnym momencie musiała się na nim oprzeć, z całą stanowczością podprowadziła go do jednego z szybowców.
- Teraz to jedyna droga - wyjaśniła - Musi wasza wysokość uciekać, aby ktoś z królewskiego rodu pozostał bezpieczny.
- Daruj sobie te przemowy - dobiegł ich nowy głos, choć przecież nikt nie wszedł po schodach. A jednak ktoś stanął na kamiennej podłodze i stuknął o nią czymś twardym. - Gdybyś działała zamiast mówić, być może już dawno ucieklibyście oboje.
- Ja nie mam zamiaru uciekać - odpowiedziała cicho Alkiona - Ale też nie pójdę posłusznie za tobą, jak to zrobił Sandos.
- I tak nie byłabyś mi potrzebna - ochrypły, wyraźnie nienawykły do mówienia głos musiał należeć do Merghiona. Królewicz widywał go rzadko, a jeszcze rzadziej słyszał, ale pamiętał, że białowłosy mag ma w zwyczaju pojawiać się magicznie, zamiast zwyczajnie przechodzić z jednego miejsca w drugie, i podpierać się grubym drągiem. Drąg ów nie wyglądał zbyt imponująco, ale tak naprawdę był czymś w rodzaju czarodziejskiej różdżki.
Merghion nie miał zamiaru marnować więcej słów niż to było konieczne. Zaczął cicho inkantować w mowie znanej tylko czarodziejom, ale i jego przeciwniczka nie stała bezczynnie. Wymówiła zaklęcie - krótkie i głośne, jakby wołała o pomoc do nieba - i nagle podniósł się gwałtowny wiatr, krążąc wokół obojga uciekinierów, lecz nie czyniąc im krzywdy. Sądząc po odgłosach tłuczonego szkła, czar Merghiona się o niego roztrzaskał. Zabawne, pomyślał królewicz. Może trzeba było się uczyć magii?...
- Prędko, wasza wysokość, zanim zaklęcie przestanie działać - Alkiona chwyciła młodzieńca za ręce, sadzając na twardym krzesełku. Poczuł jak jego dłonie dotykają zimnej metalowej rury i rad nierad zacisnął na niej palce. Może to i dobrze, że świszczący wicher - zdaje się, że coraz mocniejszy - zagłuszał jego myśli, bo z pewnością odkryłby, że panicznie się boi. Niestosowne uczucie na pierwszy wymarzony lot... Mógł tylko wziąć głęboki wdech i czekać.
Wtedy wiatr uderzył mu w plecy, gwałtownie podrywając szybowiec w górę. Szerokie skrzydła trzepotały przez chwilę, zanim ustawiły się jak należy, a maszyna kołysała się to w jedną, to w drugą stronę. Królewicz poczuł, że żołądek podskakuje mu do góry; przełknął kilka razy, aby zdławić pieczenie w gardle, i zacisnął powieki, choć przecież i tak nic nie widział. Ścigał go okrzyk maga i huk eksplozji...

Nie wiedział, jak długo już tak leci. Minuty i godziny zlewały się w jedno, ważniejszy był coraz bardziej dokuczliwy głód i coraz twardsze siedzenie. Tylko ból poparzonej dłoni nie pozwalał mu zasnąć. Dokoła rozlegał się ostry krzyk jakichś nieznanych ptaków, którym akompaniowało szumiące morze. To pewnie brak rachuby czasu sprawiał, że wydawało się tak nieprzebrane, wszechobecne. Bez końca.
Kiedy wschodziło słońce - czego jednak królewicz nie mógł zobaczyć - ptasi skrzek niespodziewanie ucichł, jak ucięty. Po kilku minutach zamilkł również wiatr. Nawet woda wydawała się cichsza... Szybowiec coraz bardziej obniżał lot, by wreszcie zanurzyć się w spokojnych falach. Królewicz trzepotał rękami jak uwięziony ptak, próbując wydostać się spod wielkich skrzydeł maszyny, był jednak zbyt słaby i śpiący, aby wygrać tę walkę. Czuł jak morska woda wlewa mu się do uszu, nosa, ust - odcinając od świata i wypełniając przenikającym zimnem.
Wreszcie się nad nim zamknęła.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Miya dnia Nie 14:22, 20 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mad Len
Zielona Wiedźma


Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z komórki na miotły
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 8:55, 18 Lip 2008    Temat postu:

(zamyśla się)
Głupi jak but ten królewicz, choć przeczytał wszystkie książki w swoim języku. No, ale czego oczekiwać od trzynastolatka...

Opowiadanie mi się podoba, choć wiele jeszcze nie mogę powiedzieć. Sam pomysł z ucieczką jedynego następcy tronu rzecz jasna nie jest zbyt oryginalny, ale ciekawe jest to, że zdaje się iż sam królewicz sprowadził na swój dom zagładę. Spodobała mi się też Czarna Wróżka spełniająca życzenia.
Styl oczywiście bardzo ładny, a jeśli były jakieś błędy, to ja ich nie zauważyłam. Z miłą chęcią przeczytam ciąg dalszy: bardzo przyjemna opowiastka.
Choć sugerowałabym zmienić tytuł, bo ten nie jest zbyt zachęcający;)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Miya
Jawny Koszmar


Dołączył: 23 Lip 2007
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze światów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:53, 18 Lip 2008    Temat postu:

Bo ja nie umiem wymyślać tytułów, przeto większość moich historii dostaje takie robocze (choć i tak "rybnych opowieści" nic nie przebije, ale to już inna historia) XD
Zmądrzeć - zmądrzeje, słowo daję, choć głowy nie dam, kiedy ;) A Czarna Wróżka to moja osobista idolka, o. Że się tak nieskromnie wyrażę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 10:55, 18 Lip 2008    Temat postu:

Jeju! Podoba mi się strasznie. Tylko ten królewicz taki... ale w końcu trzynaście lat. Czarna Wróżka była świetna, samo opowiadanie napisane tak, że się oderwać nie mogłam, no.
Nie bardzo mogę cokolwiek powiedzieć.
Na tytuł w sumie można dać imię królewicza, jeśli tylko on jakoweś posiada.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Miya
Jawny Koszmar


Dołączył: 23 Lip 2007
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze światów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:01, 20 Lip 2008    Temat postu:

Dostanie imię w następnym rozdziale, wtedy się pomyśli ;)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

caislohen
Orle Pióro


Dołączył: 25 Mar 2008
Posty: 182
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:34, 21 Lip 2008    Temat postu:

Tym razem bez żadnego słowa wstępnego. Po prostu walnę to, co mi leży na wątrobie...

Cytat:
Po omacku sięgnął do stolika, by zapalić lampę, ale zbyt wielki pośpiech go gnał, zbyt mocno przekręcił pokrętło. Płomień buchnął gwałtownie, parząc dłoń królewicza tak, że ten wypuścił lampę z rąk. Wyskoczył z łoża, słysząc skwierczenie palącej się pościeli... A gdzieś na zewnątrz odgłos sypiącego się stropu...


Strop się wali, to musi być ogromny pożar - i to tylko od ognia z lampy? Szybko się zapaliło.
Cytat:
Nagle drzwi komnaty otwarły się, nie wpuszczając jednak światła, podobnie zresztą jak nie wywołał go ogień.

Dziwny ten ogień. Nie lada pożar, a tu nawet jasno się nie zrobiło. Coś to nie gra.
I wszystko jasne. Oblężenia, czyli już wiadomo skąd to zawalenie stropu.
Cytat:
Coś dużego i trzeszczącego zbliżało się coraz prędzej w ich kierunku, a z drugiej strony nadbiegło kilku ludzi, podzwaniając bronią.

Coś mi zdaje, że wkradło się niedopatrzenie. Wcześniej pisałaś, że biegli przez doskonale ciemny korytarz, więc jak mogli coś zobaczyć? A na dodatek leżeli na podłodze.
Cytat:
Tamto zatrzymało się i wydało dźwięk jak tysiąc kółek zębatych w wielkim zegarze w jadalni

Ciekawa metafora, ale traci blask po przez "w jadalni". Nie chcę mówić, że to błąd, ale nie każdy wie, jaki dźwięk wydają koła zębate zegara w jadalni.
Cytat:
powiedzieć jej coś do słuchu

Nie wiem dlaczego, ale jakoś pospolicie mi to brzmi.
Cytat:
Szerokie skrzydła trzepotały przez chwilę

Może się mylę, ale szybowce nie latają - tylko jak wskazuje nazwa, szybują. Wiem, że w bajce nie ma mowy o szybowcach współczesnych, ale wszystko co szybuje, nie używa skrzydeł czy śmigieł. Rozumiem także, że maszyna (bo nią chyba jest szybowiec?) musiała jakoś wystartować, ale jakoś mnie to nie pasuje. Nie chcę być uszczypliwy, ale kłopot z tym jest. I to nie mały.

Hmm... To byłoby na tyle. Jak widać, nie wiele tego jest, a sama opowieść nie jest zła.
Królewicz, jak wspomniano wcześniej, głupi i naiwny. Początek wręcz zakręcony. Spokojna opowieść o chłopcy zakończyła się ucieczką i utonięciem, choć, z tego co widzę powyżej, pewnie ktoś go wyłowi.
Nie ma nic więcej, do czego mógłbym się doczepić.
Czekam jedyni na większą porcję bajecki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Miya
Jawny Koszmar


Dołączył: 23 Lip 2007
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze światów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:14, 21 Lip 2008    Temat postu:

Co chcesz, to jest bajecka, tu nie musi być wszystko zgodne ze zdrowym rozsądkiem *prych* A bardziej serio: łatwiej napisać "skrzydła" niż "duża płachta rozciągnięta na górze na kijkach", a na czymś się draństwo unosi w powietrzu, chociaż tym nie macha. Zakładam, że z daleka jest to coś podobnego do lotni, z bliska się nie przyglądałam i nie wiem, jak startuje "w naturalny sposób", bo ten konkretny akurat został z wieży wywiany ;)
Strop się walił poza sypialnią, od czego innego - mogę się domyślać, że ktoś kimś ciskał o ściany :> Albo czymś.
Podejrzewam, że jeszcze nie raz toto będę poprawiać i w przyszłości będzie bardziej składne. Ale na bogów! Ja to piszę z perspektywy kogoś, kto nie widzi, co się dzieje - i tak mu już zostanie - tylko jeszcze nie wie, że to z nim coś nie tak, a nie z otoczeniem. Mam zatem przywilej nie być wszechwiedząca, tylko przyjmować wszystko na słowo XD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Miya dnia Pon 18:15, 21 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Nessal
Kałamarz


Dołączył: 30 Lip 2007
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:44, 25 Wrz 2008    Temat postu:

caislohen - hej, geniuszu, "niemały" pisze się razem ;P

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Airel
Bezskrzydła Diablica


Dołączył: 05 Lis 2007
Posty: 465
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Faerie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:16, 26 Wrz 2008    Temat postu:

Heeeej, Miya, ślicne! Bajeckowate i ślicne!
(a propos roboczych tytułów, to jakby "Da-ker2" było najmądrzejszym tytułem dla opowiadania...)
(mimochodem wspomnę, że mi zegar w jadalni pasuje, ponieważ iż! mi tez by kojarzyło się z konkretnym zegarem - a zatem w konkretnym miejscu - a nie z każdym dowolnym zegarem we wszechświecie. Cóż.)
W każdym razie... Bardzo mi się podoba ;> Ciekawa jestem jak dalej ci pójdzie.
Ale za to umiesz nadawać tytuły rozdziałom ^_^
I wciąga ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin