Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Księga Serafina [fantasy][NZ]


 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Sanai
Orle Pióro


Dołączył: 15 Lip 2009
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: z planety Pandora
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:10, 12 Lut 2010    Temat postu: Księga Serafina [fantasy][NZ]

PROLOG

Zachodzące słońce rzucało delikatne światło na Kryształowy Pałac, barwiąc szkarłatem każdą z jego komnat. Nieuchronnie zbliżał się zmierzch, ulubiona pora wszystkich sił nieczystych. Rezydenci Pałacu tłumnie podążali krętymi korytarzami do swoich komnat sypialnych z nadzieją, że nic się nie wydarzy i przeżyją również tę noc. Na razie wszystko wskazywało na to, że bogowie wysłuchają ich modłów i siły nieprzyjaciela nie wedrą się nieproszone do Pałacu.
Księżniczka Layla przerwała lekturę meridiańskich legend i zerknęła na stojący pomiędzy bibliotecznymi regałami stolik, na którym leżała Księga Serafina. Był to jedyny autentyczny egzemplarz, który został spisany specjalnie dla króla Meridianu przez dawno już zmarłego proroka. Serafin opisał w niej całe dzieje krainy, od jej powstania, poprzez obecne czasy, aż po wizję jej upadku. Księga ta była obita w czarną skórę, miała złocone rogi, a na jej środku lśnił rubin wielkości ludzkiej pięści. To właśnie tej Księgi mieszkańcy Kryształowego Pałacu pilnowali jak oka w głowie, zawierała ona bowiem najskrytsze sekrety Meridianu. Mieszkańcy innych krain nie mieli do niej dostępu.
Layla westchnęła i wróciła do przerwanej lektury. Dokończy jeszcze tylko legendę o Czarnym Aniele i również uda się na spoczynek. Czarnym Aniołem nazywano tajemniczego wojownika, który zjawiał się w krainie raz na kilka stuleci i zwalczał panoszące się w niej zło. Podobno był nieśmiertelny i zawsze miał przy sobie miecz zwany Destruktorem Cienia. Lecz nikt nigdy nie widział jego twarzy, gdyż zawsze ukryta była w ciemnościach. Imię jego również pozostawało nieznane. Layla uśmiechnęła się pod nosem. Ciekawe, jak by to było go spotkać i odkryć jego tożsamość.
W pewnej chwili za drzwiami biblioteki rozległ się odgłos kroków, lecz księżniczka nie zwracała na to uwagi. Pewnie służący wciąż krzątali się po korytarzach. Jednak gwałtownie poderwała się z miejsca, gdy usłyszała głośne i nachalne pukanie do drzwi. Nie wyglądało na to, aby któraś z niewolnic chciała z nią pomówić. Layla ze ściśniętym strachem sercem podeszła szybkim krokiem do stolika, na którym leżała Księga Serafina. Na szczęście pomiędzy regałami siedziała Eileen, trzynastoletnia siostrzenica króla. Layla przywołała ją więc do siebie.
– Posłuchaj uważnie, Eileen. Wyniesiesz to poza mury Pałacu i ukryjesz gdzieś, gdzie źli ludzie nie będą mogli tego znaleźć, dobrze? To bardzo ważne – powiedziała, wręczając małej Księgę Serafina.
Dziewczynka energicznie pokiwała usianą rudymi lokami głową i zniknęła między regałami. Tymczasem Layla sięgnęła pod fałdy swojej jasnej sukni i wyciągnęła długi sztylet, który zawsze nosiła ze sobą dla obrony. Bała się tego, kto czaił się za drzwiami, lecz jednocześnie chciała stawić mu czoła.
Nagle potężne, dwuskrzydłowe drzwi zostały wyważone i do biblioteki wkroczyło kilkunastu umięśnionych wojowników, a za nimi najgroźniejszy człowiek, jaki miał czelność kroczyć po tej ziemi – lord Andre. Layla aż się cofnęła, ujrzawszy jego twarz wykrzywioną w grymasie triumfalnego uśmiechu, który przypominał uśmiech diabła. Mimo odległości dzielącej ją od drzwi, księżniczka zdołała zauważyć, że po korytarzu biegali również inni żołnierze tego łotra, a po chwili usłyszała krzyki mieszkańców Pałacu i nogi się pod nią ugięły, a oczy zaszły jej łzami. Zrozumiała bowiem, że byli mordowani. Jednak starała się zachować zimną krew, gdyż rozpacz i panika mogły ją w obecnej chwili doprowadzić do zguby. Spojrzała więc hardo w oczy lorda i odezwała się lodowato:
– Andre… Jak się tutaj dostaliście? Czego chcecie?
Mężczyzna, wciąż patrząc na nią i się uśmiechając, pstryknął palcami i zaczął się do niej zbliżać, podczas gdy jego towarzysze zaczęli przeszukiwać każdy zakątek biblioteki.
– Witaj, księżniczko. Pytasz, jak tu weszliśmy? Och, całkiem zwyczajnie. Porozmawialiśmy sobie kulturalnie ze strażnikami, którzy nas wpuścili. Pytasz również, czego chcemy? – Chwycił ją pod brodę i przybliżył twarz tak, że czuła na sobie jego cuchnący oddech. – Doskonale wiesz, czego pragnę… – Bezczelnie pozwolił sobie na chwilę dotknąć jej kształtnych piersi, po czym szybkim, sprawnym ruchem wyciągnął z pochwy swój miecz i przyłożył jej ostrze do gardła. – Gdzie jest Księga Serafina? Gadaj!
– Tu jej nie ma – syknęła Layla. – Na próżno szukacie! Ukryłam ją poza Pałacem!
Lord Andre zacisnął usta w wąską kreskę, a na jego czole zaczęła pulsować żyłka. Księżniczka zamknęła oczy, czekając na rychłą śmierć, lecz nagle rozległ się nieznajomy głos:
– Panie, jeden z żołnierzy patrolujących okolicę widział przed chwilą rudowłosą dziewczynkę. Uciekła w głąb lasu, ściskając w rękach Księgę.
– No to na co czekacie, kretyni? Gonić ją! Przeszukajcie cały las, jeśli będzie trzeba!
– Tak jest!
Wszyscy wojownicy wybiegli z biblioteki. Andre ponownie spojrzał Layli prosto w oczy. W jego własnych odbijała się ślepa furia i nienawiść. Znów się uśmiechnął, co tylko spotęgowało strach księżniczki.
– Ale z ciebie suka, wiesz? Prawdziwa wiedźma. Cóż, na mnie już czas. Zabawiłbym się z tobą, ale muszę podbić Meridian. Do zobaczenia nigdy, ślicznotko.
Layla nawet nie krzyknęła, gdy miecz lorda przebił na wylot jej ciało. Po prostu osunęła się na ziemię niczym drewniana marionetka. Andre wytarł krew z miecza krańcem swojej peleryny, po czym brutalnie kopnął zwłoki, splunął gniewnie na ziemię i wyszedł.

Eileen biegła przez las tak szybko, jak tylko mogła, co chwilę potykając się na nierównym gruncie o wystające korzenie drzew albo kamienie. Kilka razy niefortunnie się przewróciła, ponieważ w lesie panowały kompletne ciemności, jednak wciąż kurczowo ściskała powierzoną jej Księgę Serafina i szukała miejsca, w którym mogłaby ją ukryć. Coraz wyraźniej słyszała ludzi, którzy ją ścigali. W oddali dostrzegła zarys jakiejś jaskini, na którą padało delikatne światło księżyca. Jednak dziewczynka nie była taka głupia. Dobrze wiedziała, że nie zdąży dobiec do jaskini, a jeśli nawet, to ci ludzie mogą ją tam dopaść. Niewiele więc myśląc, uklękła i zaczęła pospiesznie kopać rękami dziurę w ziemi.
– Ej, ty tam! Oddaj Księgę, dziewczynko!
Odziani w zbroje mężczyźni otoczyli ją ze wszystkich stron i wycelowali w nią swoją broń na wypadek, gdyby chciała stawić opór. Eileen mocno przycisnęła do siebie Księgę i wpatrywała się z trwogą w ostrza mieczy. Nie zamierzała łamać danej kuzynce obietnicy.
I nagle napastnicy zaczęli jeden po drugim padać jak muchy. Dziewczynce serce podchodziło do gardła ze strachu. Ziemia, na której klęczała, stała się mokra i śliska od krwi. Jednak po chwili było już po wszystkim i usłyszała łagodny męski głos:
– Nie lękaj się, Eileen Darnell. Jesteś już bezpieczna, tak samo jak Meridian. Chodź ze mną.
Eileen poczuła, jak czyjaś dłoń ściska jej rękę. Jednak bez wahania poszła za tajemniczym wybawcą, chociaż w tym mroku nie dostrzegała jego sylwetki.
– Kim jesteś? – spytała nieśmiało.
– Nazywają mnie Czarnym Aniołem. Lecz mów mi po prostu Jasper.
Razem zniknęli między drzewami.

Lord Andre szedł przez las, wytężając uważnie wzrok. W pewnym momencie potknął się o coś dużego i przewrócił. Zaklął siarczyście pod nosem i zdenerwował się jeszcze bardziej, gdy odkrył, że tą przeszkodą był jego wojownik. Rozejrzał się. Cała chmara trupów żołnierzy i ani śladu dziewczynki. Gdzie ona była? Przecież nie mogła rozpłynąć się w powietrzu! I co się stało? Kto pozabijał tych gamoni? Czyżby ta mała była jakąś przeklętą czarownicą?
I nagle w głowie lorda zrodziła się inna niepokojąca myśl: a jeśli to sprawka Czarnego Anioła? Co jeśli ta legenda o nim była prawdziwa? Może to on ocalił tę smarkulę i zabrał Księgę?
Andre nie wiedział tego na pewno, ale był stuprocentowo pewny jednego – nie spocznie, dopóki nie zdobędzie Księgi Serafina i władzy nad Meridianem. Odnajdzie Księgę, gdziekolwiek ona będzie. I już niebawem podporządkuje swej woli Meridian, a może i nawet cały świat…




1

– Skąd właściwie znasz moje nazwisko?
Nie odpowiadał jej. Przez chwilę Eileen myślała, że zniknął, a przez las prowadzi ją jakaś tajemnicza siła. Jednak niebawem nieznany wybawca puścił jej rękę i się zatrzymał.
– Oddaj mi Księgę. Zaniosę ją tam, gdzie będzie bezpieczna.
Dziewczynka przycisnęła do siebie magiczny przedmiot i spojrzała wielkimi, przerażonymi oczami na mężczyznę, którego miała nazywać Jasperem. Co on sobie myśli?
– Nie. Obiecałam Layli, że ją ukryję. Nie zamierzam łamać danego jej słowa.
– Ona już nie żyje. Cała twoja rodzina nie żyje. – Głos mężczyzny był cichy i wyzuty z jakichkolwiek emocji. – Poza tym posiadanie Księgi Serafina oznacza spore ryzyko. Narażasz swoje dopiero co rozpoczęte życie. Dla własnego dobra lepiej mi ją oddaj i tu się rozstaniemy.
W nikłym blasku księżyca Eileen dostrzegła zarys bladej, szczupłej dłoni. Może i racja. Może powinna uczynić tak, jak mówił jej Jasper. No bo w końcu co ona, zwyczajna trzynastolatka, mogłaby zrobić z najważniejszą księgą w Meridianie? Do czego mogłaby ją wykorzystać? Eileen z lekkim wahaniem podała Księgę swojemu wybawcy. Przyjął ją, po czym odwrócił się i ruszył dalej na północ. Dziewczynka westchnęła tęsknie i obejrzała się za siebie na górujący ponad koronami drzew Kryształowy Pałac. Nazywano go tak, ponieważ wiele jego elementów wykonano z najlepszej jakości kryształu, specjalnie sprowadzanego z innych krain. Ozdobiono nim między innymi okna, drzwi i ściany, lecz największe wrażenie robiła gigantyczna kryształowa kopuła zasłaniająca królewskie ogrody. Eileen bardzo chętnie by tam wróciła, gdyby miała do kogo… i gdyby nie obawiała się o swoje życie.
I nagle w jej głowie zaświtała pewna myśl. Odwróciła się i zawołała Jaspera. Zatrzymał się, ale nie wykonał żadnego konkretnego ruchu. Dziewczynka podbiegła do niego.
– Chcę iść z tobą. Zgódź się, proszę. Nie mam już po co wracać do Pałacu. Poza tym boję się, że ktoś jeszcze może mnie szukać. A z tobą przynajmniej czuję się bezpieczna. Proszę…
W odpowiedzi usłyszała prychnięcie.
– Nie potrzebuję pasażerki na gapę. Zresztą tam, dokąd zmierzam, jest bardzo niebezpiecznie. – Mężczyzna zamilkł na chwilę. – Chyba że zaprowadzę cię do miasteczka i zostawię w sierocińcu…
– Jak śmiesz! Jestem jedną z meridiańskich księżniczek i żądam szacunku!
– No, teraz jesteś już jedyną księżniczką. Ale skoro sprawy tak się mają, to jestem zmuszony zabrać cię ze sobą. Zostawię cię u swojego przyjaciela. Hmmm… Tak, myślę, że tak będzie dobrze. Ale do jego domu daleka droga. Wytrzymasz?
– Wolę długo wędrować niż zostać złapana przez złych ludzi – odparła żarliwie Eileen.
– Doskonale. Zatem ruszajmy. Trzymaj się blisko mnie, to nic ci się nie stanie.
Dziewczynka ponownie poczuła mocny, pewny uścisk na swojej ręce i już po chwili maszerowała dalej, w ślad za Jasperem, coraz rzadziej się potykając. Cieszyła się, że ten mężczyzna uległ jej namowom, lecz jednocześnie nie chciała, żeby zostawiał ją u swojego „przyjaciela” na nieokreślony czas. Nie wiadomo, kim mógł się okazać owy „przyjaciel” i jaki mógł być. Wolała, aby to Jasper się nią opiekował.
Powiedział, że nazywają go Czarnym Aniołem. Czy to ten legendarny wojownik? Nie, to raczej niemożliwe. Eileen świetnie znała każdą legendę Meridianu, ale nigdy w żadną nie wierzyła. Jednak Jasper ją intrygował i zamierzała dowiedzieć się o nim czegoś więcej…
Pokonywali meridiańskie lasy przez długie godzin, a kiedy w końcu wyszli na większą przestrzeń, zaczęło świtać. Eileen była tak zmęczona, że ledwo już stawiała kolejne kroki. Nogi potwornie ją bolały i czuła, jak na jej stopach tworzą się pęcherze. Gdy Jasper się zatrzymał i zarządził postój, upadła zdyszana na trawę i leżała tak przez długie minuty, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność. W tym czasie jej wybawca zdążył zebrać chrust, rozpalić ognisko i przygotować nieco nędzny posiłek, na który składało się parę zebranych wcześniej leśnych owoców, czerstwy chleb i źródlana woda. Eileen usiadła przy ognisku i zabrała się za jedzenie. Była niesamowicie głodna.
W pewnym momencie zerknęła ukradkiem na siedzącego naprzeciwko Jaspera i oniemiała. Jeśli naprawdę był Czarnym Aniołem, tym słynnym obrońcą Meridianu, to ona była pierwszą osobą, która ujrzała jego twarz. Miała ostre rysy, co tylko dodawało jej uroku i męskości. Prosty nos, idealnie wykrojone usta, silna, nieco kwadratowa szczęka i duże, głęboko osadzone oczy, których barwa kojarzyła się dziewczynce z ziemią. Całości dodawały uroku czarne, splecione w długi warkocz włosy. Jednak Jasper – jeżeli oczywiście był legendarnym bohaterem – nie miał aż tak bladej skóry, jak pisało w legendzie. Miała ona normalny, lekko zaróżowiony kolor. Ponadto mężczyzna ten ubrany był w długi, czarny płaszcz, a na plecach nosił schowany w pochwie miecz zwany Destruktorem Cienia, który w każdej chwili mógł z łatwością wyciągnąć…
– Jesteś jakaś nieobecna.
Eileen zamrugała i gwałtownie potrząsnęła głową, uświadomiwszy sobie, że się na niego gapi. Rude loki delikatnie zafalowały, tworząc wokół jej głowy ognistą aureolę.
– Przepraszam, po prostu tak sobie myślę… – Zmrużyła swoje zielone oczy. – Skoro jesteś Czarnym Aniołem, to czy twoja twarz nie powinna być ukryta w cieniu?
Kącik jego ust wygiął się ku górze, tworząc kpiący półuśmieszek.
– Tylko w nocy. Za dnia każdy może ją widzieć, jednak wtedy naciągam na głowę kaptur. Ludzie myślą wtedy, że jestem zwykłym obywatelem, przybyszem z innej krainy lub jakimś szukającym guza zbirem, i nie zwracają na mnie szczególnej uwagi, bo takich opryszków w mieście jest pełno. Ale dziś jakoś nie mam ochoty się chować… Prawdę mówiąc, ta cała anonimowość trochę mnie już nudzi i męczy. Postawiłem na zmiany.
Zafascynowana Eileen odgryzła spory kawałek chleba.
– Naprawdę jesteś nieśmiertelny?
– Owszem. Chociaż urodziłem się śmiertelnikiem takim jak ty. Kiedyś spotkałem pewnego czarodzieja, który wyjawił mi tajemnicę nieśmiertelności.
– Jak brzmi owa tajemnica?
– Tego nie mogę powiedzieć. Tylko osoby godne tej tajemnicy mogą ją poznać. Tak czy siak, chodzę po tym świecie znacznie dłużej niż ty. Może z zewnątrz wyglądam młodo, ale w rzeczywistości jestem starszy niż przypuszczasz.
Eileen pokręciła ze zdumieniem głową. Minęło tak niewiele czasu, a już tyle dowiedziała się o tym mężczyźnie. Nie wiedziała, dlaczego tak chętnie jej o sobie opowiadał, ale nagle coś sobie przypomniała.
– Nie odpowiedziałeś na pytanie, które zadałam ci w lesie. Skąd znasz moje nazwisko?
– Wiem o tobie bardzo dużo, Eileen Darnell. Od dawna obserwuję całą rodzinę królewską i wiem wszystko o każdym jej członku. – Jasper roześmiał się, widząc jej zdziwioną minę. – Nie, nie jestem psychopatą. Po prostu staram się was chronić. Wiesz, król i jego rodzina to najważniejsze persony w krainie i bez nich Meridian praktycznie nie istnieje. A tym, których zabijam, zależy na zdobyciu Księgi Serafina i zniszczeniu całej krainy. Ale muszę przyznać, że tym razem nawaliłem…
Eileen smutno pokiwała głową, wspominając swoich krewnych. Musiała bardzo się wysilić, aby się nie rozpłakać. Łzy oznaczają słabość i bezradność, a ona nigdy nie była słaba i bezradna.
– Teraz bronisz mnie przed lordem Andre…
Jasper bezwiednie zacisnął dłoń w pięść.
– To najgorsza kreatura, jaką znam. Nie cofnie się przed niczym, żeby osiągnąć swój cel. – Nagle wstał, zgasił ognisko i zaczął zbierać rzeczy. – Pora ruszać dalej.
– Nogi mnie bolą, nie dam rady – wyjęczała Eileen.
Jasper westchnął ciężko. Wiedział, że tak będzie. Wyprawa na drugi koniec Meridianu to nie przelewki. Jednak zlitował się nad swoją nową towarzyszką i głośno zagwizdał w niebo.
– W takim razie nieco przyspieszymy podróż.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mad Len
Zielona Wiedźma


Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z komórki na miotły
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:28, 13 Lut 2010    Temat postu:

Sanai… Weź ty się wreszcie kobieto zdecyduj, co chcesz pisać, co? Bo serio, jak widzę, że średnio raz na tydzień dodajesz nowy tekst, który potem rzucasz, żeby zacząć następny, czuję się totalnie zniechęcona do czytania i komentowania. Aż mnie łapie ochota, żeby wprowadzić limity opowiadań niezakończonych jednego autora (nie, nie martwcie się, nie zrobię tego, ale i tak…). Tak czy inaczej, ostatni raz zaglądam do twojego nowego tekstu. Po co zaczynać coś czytać i męczyć się z komentowaniem, skoro i tak zostanie to rzucone?

Zacznijmy od plusów. Piszesz coraz lepiej – pomiędzy stylem w pierwszym opowiadaniu twego autorstwa, jakie czytałam, a tym, jest spora przepaść. Świadcząca na twoją korzyść. W oczy nie rzucają się już źle sformułowane zdania, robisz znacznie mniej błędów. Czytało się nawet całkiem przyjemnie i nie musiałam zmuszać się do lektury, zastanawiając się, kiedy wreszcie będzie koniec.

Cały czas niestety widać, że nie masz w zwyczaju przemyśleć fabuły – a przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Księżniczka spokojnie czyta, nagle słyszy pukanie do drzwi i uznaje (nie wiedzieć czemu), że to ktoś zły i czym prędzej powierza największy skarb królestwa dziecku. Trochę to naciągane, nie uważasz? Jeśli ktoś napadł na zamek, to chyba wcześniej powinna wpaść służba, ewentualnie straże chcące ukryć Laylę i księgę w bezpiecznym miejscu. Przynajmniej powinny usłyszeć jakiś hałas, skoro po korytarzu biegali ludzie. Dlaczego nie uciekała razem z tą małą, też nie rozumiem. Zastanów się dokładnie pisząc kolejne rozdziały: póki co to sam początek i nie ma jeszcze wielkich dziur w fabule, więc postaraj się aby nie zaczęły pojawiać się w następnych częściach. I nie spiesz się, bo często czytając twoje opowiadania odnosiłam wrażenie, że strasznie ci spieszno do napisania jakiejś sceny, więc gnasz, gnasz, nie przykładając uwagi do tego, co jest do napisania najpierw.

Podsumowując… właściwie na razie opowiadanie mi się podoba. Bardziej niż poprzednie. Ma pewien potencjał i umiejętnie poprowadzone może stać się czymś naprawdę ciekawym. Aha – i strasznie miło, że choć raz nie mamy z miejsca podanego wątku miłosnego na tacy za sprawą jakiejś tam przepowiedni.

Cóż, życzę weny – i wytrwałości.
A tak PS. Byłoby miło, gdybyś sama czasem przeczytała i skomentowała czyjś tekst, ponieważ jak przegląda się twoje wypowiedzi w działach twórczych, są one zamieszczane tylko w twoich tematach. Może tak zamiast zapraszać innych do komentowania czasem też coś skomentujesz?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

An-Nah
Czarodziejskie Pióro


Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 431
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: własna Dziedzina Paradoksu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:39, 17 Lut 2010    Temat postu:

Zdecydowanie popieram Mad: Nie zaczynaj nowych tekstów (wiem, to trudne, sama obecnie pracuję nad sześcioma, z czego cztery są dłuższe), przyłóż się do jednego opowiadania, ale tak porządnie. Zresztą właśnie widzę, że "Kochanków Śmierci" nie porzuciłaś. To dobrze.
I tak, zaangażuj się jakoś w to forum.

Puki co jest ok. Też nie mam właściwie większej ilości zarzutów niż Mad. Zgrzyta na początku to, że "źli" pojawiają się znikąd. Miał być element zaskoczenia, ok, to rozumiem, ale jakieś kroki na korytarzu faktycznie by się przydały.
Nie rozumiem, czemu Layla tak niefrasobliwie poinformowała, że księga jest poza pałacem. Ja bym zwodziła wroga, kazała szukać w pałacu i dać Eileen nieco czasu na ucieczkę.
Zastanawia mnie też, czemu "ten zły" chce zniszczyć krainę. Nie lepiej podbić? Podbijanie jest praktyczniejsze, niż niszczenie, do niszczenia zawsze mam sceptyczny stosunek... Ale zobaczymy, co będzie dalej.
Jasper zaś wydaje mi się zbyt ochoczo wykładać karty na stół. Ale może się mylę.

I zaskoczyła mnie, szczerze mówiąc, śmierć Layli. Kiedy księżniczka rozmyślała o tajemniczym Czarnym Aniele, zapaliła mi się lampka - znając początki pozostałych twoich dzieł, spodziewałam się, że to znów zapowiedź romansu. A tu pach - Layla nie żyje. I dobrze. Oczywiste romanse są złe.

Mad ma rację, z każdym tekstem jest lepiej. Ale teraz przydałoby się zobaczyć poprawę wewnątrz tekstu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Sanai
Orle Pióro


Dołączył: 15 Lip 2009
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: z planety Pandora
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:19, 17 Lut 2010    Temat postu:

2

Eileen nigdy w życiu nie widziała prawdziwego smoka. Wiedziała oczywiście, że istnieją, ponieważ dużo o nich czytała, jednak król Meridianu, jej ukochany wuj, stanowczo odmawiał jej wycieczek do ich siedliska za każdym razem, kiedy go o to prosiła, toteż dziewczynka zawsze wyobrażała sobie te stworzenia jako wielkie i silne bestie ziejące ogniem.
Jednak smok, który przed nimi wylądował, wyglądał znacznie lepiej niż w jej marnych wyobrażeniach. Patrząc na niego, Eileen stwierdziła, że nie ma za grosz fantazji. Smok był tak ogromny jak połowa Kryształowego Pałacu – a przynajmniej tak wydawało się księżniczce. Każda z jego silnych łap zakończona była ostrymi pazurami, a potężne cielsko pokryte twardymi, opalizującymi łuskami. Rozpiętość jego skrzydeł była tak szeroka, że mógłby objąć nimi cały Pałac. Eileen czuła się niewiarygodnie maleńka. Nie znalazła żadnych słów, którymi mogłaby wyrazić swój zachwyt.
– To jest Nymphe, moja ulubienica – powiedział Jasper, zbliżając się do smoka i głaszcząc go po długiej szyi. – Z początku może być nieufna, ale myślę, że szybko cię polubi. Z jej pomocą może jeszcze dzisiaj dotrzemy do mojego przyjaciela.
– A kim jest ów przyjaciel? – Eileen również podeszła do stworzenia i powoli wyciągnęła doń rękę. Jednak gwałtownie odskoczyła, gdy smoczyca poruszyła się i na nią prychnęła.
Jasper cicho się zaśmiał, lecz zaraz spoważniał.
– To Alistair McGregor, znany również jako Czarodziej z Meridianu.
Nie musiał mówić nic więcej, ponieważ dziewczynka domyślała się, o kogo chodzi. Bohater kolejnej meridiańskiej legendy. Podobno również był nieśmiertelny, przyszedł na świat wtedy, kiedy powstał Meridian, i posiadał tak potężną moc, że zamieszkujący niegdyś tę krainę tytani korzyli się przed nim i niemal czcili go jak bóstwo. Ponoć był tak inteligentny, że w porównaniu z nim wszyscy meridiańscy uczeni byli zwykłymi głupcami. No i, jak na czarodzieja przystało, doskonale znał się na magii wszystkich pięciu żywiołów: wody, ognia, powietrza, ziemi i ducha.
O tak… Eileen dużo o nim słyszała, ale nie miała pojęcia, że przyjaźnił się z Czarnym Aniołem. Nic więc dziwnego, że była podekscytowana czekającą ją wyprawą. Ostatni raz zerknęła na mieniące się w słońcu wieże Kryształowego Pałacu, po czym odrzekła wesoło:
– No to na co jeszcze czekamy? Skoro znam już jedną żywą legendę, to chcę poznać i drugą!
– No, takie podejście bardziej mi się podoba – stwierdził z uśmiechem Jasper i zwinnie dosiadł Nymphe. Eileen również się to udało, choć z mniejszą gracją i z jego drobną pomocą. Dopiero po chwili zorientowała się, że Jasper siedzi za nią, a ona ma przed sobą smukłą szyję smoczycy. Mężczyzna poinstruował ją, w jaki sposób ma się trzymać podczas podróży, i zapewnił, że nie pozwoli jej spaść, po czym wyszeptał kilka słów w nieznanym języku i Nymphe wzleciała w przestworza.
Eileen czuła się wspaniale. Wreszcie, po trzynastu latach życia w zamknięciu, poczuła smak prawdziwej wolności. Wszystkie jej troski i zmartwienia wydawały się w tej chwili czymś odległym. Czymś, co nigdy nie miało miejsca. Jakby życie w Pałacu było zupełnie innym życiem. Dziewczynka chłonęła rozciągające się w dole widoki, chociaż wiatr boleśnie chłostał jej twarz i wyciskał łzy z oczu, i nabierała w płuca tyle powietrza, ile tylko się dało. Skrzydła Nymphe wznosiły się i opadały rytmicznie, co sprawiało wrażenie, że nie lecieli, lecz płynęli w chmurach. Jasper przez cały ten czas mocno trzymał Eileen w pasie i szeptał coś. Mała księżniczka pomyślała, że pewnie mówi swojej smoczycy, dokąd ma lecieć. Obejrzała się na niego. Kilka długich, ciemnych kosmyków włosów wyplątało się z warkocza i zakryło jego przystojną, skupioną twarz. Poły jego płaszcza na chwilę się rozwiały i Eileen zauważyła, że Księga Serafina spoczywa bezpiecznie w wewnętrznej kieszeni. Na swoim miejscu był również Destruktor Cienia, którego złota rękojeść lśniła w blasku słońca. I nagle dziewczynka zaczęła się zastanawiać, jaka czeka ją przyszłość… Czy uda im się ocalić Meridian? I co będzie potem? To wszystko wydawało jej się takie nieprawdopodobne… W jednej chwili być księżniczką, a w drugiej obrończynią całej krainy…
– Zbliżamy się do celu. – Głos Jaspera przywołał ją do rzeczywistości. Mężczyzna wskazał dół. – Spójrz.
Eileen ostrożnie się wychyliła i wstrzymała oddech. Ujrzała bowiem wysokie, strome wzgórze, na szczycie którego stała potężna wieża z kamienia. Jasper wyszeptał coś jeszcze, a Nymphe ryknęła i z gracją wylądowała przy budowli. Ziemia się zatrzęsła, kiedy jej olbrzymie łapy na niej stanęły. Eileen bardzo niechętnie zsiadła z grzbietu pupilki Czarnego Anioła. Ten zaś podszedł do masywnych drzwi i otworzył je tak, jak gdyby nigdy nic. Dziewczynka weszła za nim do wieży.
Wnętrze składało się z trzech oświetlonych pochodniami pomieszczeń. To, w którym się znaleźli, było sporej wielkości salonem wypełnionym głównie najróżniejszymi księgami. Eileen czuła się tak, jakby trafiła do największej biblioteki w Meridianie. W salonie znajdowały się dwa przejścia – jedno prowadziło do skromnej jadalni, a drugie do pokoju, którego przeznaczenia dziewczynka nie potrafiła określić – oraz kręte schody, które prowadziły na wyższą kondygnację.
– Na górze jest pracownia Alistaira. Nikomu nie pozwala tam wchodzić, nawet mnie – powiedział Jasper, jak gdyby czytał jej w myślach. Na jego ustach wykwitł nieco kpiarski uśmiech. – Tak… To tutaj nauczyłem się swojego fachu. Tu się też wychowałem.
Eileen spojrzała na niego z zaciekawieniem. Nie było o tym żadnej wzmianki w legendzie.
– Wychowałeś się tutaj?
– To długa historia. Jeśli chcesz, to ci ją opowiem. Ale na razie usiądź, a ja zrobię coś do jedzenia.
– Nie trudź się, synu. Ja się tym zajmę. Ta panienka chce poznać naszą historię. Nie godzi się, aby ostatnia meridiańska księżniczka czekała.
Oboje spojrzeli w kierunku schodów, na których stał starszy mężczyzna w szatach. I choć jego twarz była usiana tysiącem zmarszczek, a na głowie miał bujną siwą czuprynę, to wyglądał bardzo dostojnie. Z jego niebieskich oczu emanowała ta niezwykła mądrość, o której pisało w legendzie, a jego uśmiech był dosyć ciepły i przyjazny.
– Czarodziej z Meridianu. – Eileen z szacunkiem skłoniła głowę.
– Witaj, księżniczko Eileen. – Alistair McGregor powtórzył czynność, po czym zszedł na dół i poszedł do jadalni.
Tymczasem Jasper usiadł naprzeciwko dziewczynki. Przez chwilę milczał.
– Nie pamiętam zbyt dobrze swojego dzieciństwa. Wiem tylko tyle, że jestem synem jakiegoś banity, który odebrał mnie matce. Niebawem zacząłem mu przeszkadzać w jego niekończącej się wędrówce, więc porzucił mnie w meridiańskich lasach. Leżałem tam kilka dni, aż w końcu Alistair mnie znalazł, głodnego i zziębniętego. Przyniósł mnie tutaj i się mną zajął. Od tamtej pory bezustannie się mną opiekował. Kiedy podrosłem, nauczył mnie posługiwania się mieczem i wprowadził w arkany magii. Mówiłem ci, że spotkałem kiedyś czarodzieja, który wyjawił mi sekret nieśmiertelności, prawda? To właśnie Alistair. To on sprawił, że dziś jestem kim jestem. Zawsze był, jest i będzie dla mnie jak ojciec.
– Potwierdzam każde słowo i cieszę się, że tak mnie postrzegasz, Jasperze. – Czarodziej wyszedł z jadalni, niosąc na metalowej tacy trzy miski gęstej i sycącej zupy grzybowej oraz kilka kromek świeżo upieczonego chleba. Postawił tacę na niskim stoliku i usiadł obok Jaspera.
Eileen wzięła kromkę chleba i westchnęła, wdychając jej smakowity zapach.
– To smutna, lecz piękna historia – wyszeptała i nagle wróciła pamięcią do widou przerażonej Layli, która dała jej Księgę Serafina. Trudno uwierzyć, że już jej nie ma…
– A, właśnie. – Jasper odłożył drewnianą łyżkę. – Przywieźliśmy ci coś. Powinno cię to zainteresować.
Alistair zmierzył mężczyznę czujnym wzrokiem i skinął przyzwalająco głową.
– A więc pokaż mi owy przedmiot.
Jasper powoli sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza, a Eileen uważnie obserwowała ich obu, czekając na reakcję legendarnego Czarodzieja z Meridianu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin