Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Kwiaty Brzoskwini [NZ]


 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Arleen
Stalówka


Dołączył: 03 Maj 2007
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 15:27, 13 Paź 2007    Temat postu: Kwiaty Brzoskwini [NZ]

W sumie może powinnam to umieścić w fan-fiction, albo RPG, ale ogrom pracy jaki włożyłam w znajdowanie materiałów na temat Rokuganu, czyli RPG-owej Japonii sprawia, że jednak umieszczę to tu.
Typowy romans spod znaku Miecza i Chryzantemy. Z racji masy japońskich zwrotów, których nie musi znać każdy, podaję odnośnik do słowniczka, w którym zawarłam wszystkie słowa, które moga być niezrozumiałe: [link widoczny dla zalogowanych]

W razie niejasności, chętnie odpowiem na każde pytanie.


Roździał Pierwszy - Żuraw i mała Rybka

Rozpoczynał się Miesiąc Smoka i jak każdego roku o tej porze w Shiro Sano Kakita wrzało. Choć także na co dzień było to gwarne miasto, teraz wszyscy widzieli i czuli pierwsze oznaki zbliżającej się wiosny. Ustępujące śniegi napełniały ciała nową energią, a drzewa ume zwiastowały nadejście wielkimi krokami jednego z ukochanych przez Rokugańczyków czasu, Festiwalu Kwitnącej Wiśni. Pomimo, iż kwiaty śliwy były jedynie namiastką piękna drzew sakura, pączki na ich smukłych gałęziach zawsze wywoływały uśmiech na twarzach wszystkich mieszkańców. Świadczyły bowiem, iż zima odchodzi w zapomnienie, a przyroda znów rozpoczyna swój odwieczny cykl. W rezultacie, od chwili gdy pierwszy płatek ume ujrzał tego roku światło Amaterasu w każdym domostwie trwały przygotowania do nadchodzącej Wiosny, jak i do wielkiego Festiwalu na jej cześć. Zapach kwitnących kwiatów spowijał całe miasto i przypominał o porze roku, która nastała nad Shiro Sano Kakita, Miastem Błyszczącego Żurawia.
Ciepłe światło wiosennego słońca wpadało przez półotwarte okno jednego z bogatych domostw w Kyuden Kakita, tworząc na ścianach malowniczą kompozycję świateł i cieni. Za rozsuwanym oknem, pokrytym delikatnym ryżowym papierem, wiatr lekko poruszał gałęziami starego drzewa brzoskwini. Delikatne plamy szarości poruszały się, tworząc na białych ścianach elegancko urządzonego pomieszczenia istny teatr cieni.
W domu panowała cisza, przerywana jedynie szelestem szat krzątającej się już od bladego świtu służby. Choć pokojówki sprzątały starannie cały dom, dyskretnie omijały pokój gościnny oraz pokoje swego pana. Uprzątały je tylko i wyłącznie na jego polecenie. Służące, dobiegająca czterdziestki kobieta i jej nastoletnia córka, wymieniły nieznaczne uśmiechy. Domyślały się od dawna, co się kryje za owym poleceniem, nigdy jednak nie pozwoliły gestem, lub nieuważnym słowem zdradzić swej wiedzy. Posłusznie i sumiennie wykonywały obowiązki, czasem tylko pozwalając sobie na dyskretne spojrzenia na dwoje młodych ludzi, którzy na kilka spędzonych razem chwil starali się zapomnieć kim są…
Zbudzona odgłosami budzącego się do życia domu Tsuriko nieznacznie poruszyła się pod podszytą jedwabiem kołdrą mōfu. Odruchowo naciągnęła ją na nagie ramię, usiłując osłonić się przed rześkim chłodem poranka. Wyciągnęła dłoń, jakby szukając kogoś, lub czegoś, co powinno znajdować się obok niej na futon. Jej palce nie natrafiły jednak na oczekiwane ciepło i dziewczyna otworzyła oczy, unosząc się lekko na przedramieniu. Przetarła powieki wierzchem dłoni i mrugała przez chwilę. Minęła dłuższa chwila, nim zaczęła widzieć normalnie, bowiem światło poranka odbijało się od białych ścian pokoju, niczym od śniegu. Wtedy też zerknęła na miejsce obok siebie. Leżąca obok jej ubrania, starannie złożona yukataoraz spoczywająca na poduszce, obsypana obfitym bladoróżowym kwieciem gałązka świadczyły, iż dziewczyna nie spędziła poprzedniej nocy sama. Na pełnych ustach młodej kobiety wykwitł pełen zrozumienia uśmiech, jak gdyby ta cząstka drzewa była umówionym sygnałem, zrozumiałym tylko wtajemniczonym. Powoli, z lekkim ociąganiem, wstała, narzucając na nagie ciało bladobłękitną yukata. Podniosła gałązkę i uniosła kwiaty do twarzy, wdychając słodki zapach.
Gdyby ktoś mógł ją w tym momencie zobaczyć, zapewne wziąłby ją za yukki-onna. Uroda kobiety, delikatna i świeża, mogłaby zachwycić najwybredniejszego bywalca najwykwintniejszej herbaciarni. Choć raczej niewysoka, była niezwykle proporcjonalnie zbudowana. Twarz o łagodnych i regularnych rysach okalały pasma lśniących, czarnych jak pióra kruka włosów. Jednak najbardziej godne uwagi były jej oczy, błękitne niczym niebo w pogodny, zimowy poranek. Gdy zbliżyła kwiecie do twarzy, wyraźnie kontrastowały z różowym odcieniem płatków. Były wyjątkowym darem od Fortun, dość niezwykłym nawet pośród potomków kami Doji.
Tsuriko jednak miała niewiele wspólnego z demonicznym duchem pięknej kobiety, jaki według legend miał przemierzać góry, wabiąc nieostrożnych wędrowców na śmierć. Była kobietą z krwi i kości, o urodzie będącej esencją damy dworu z Klanu Żurawia. Nie była jednak dworzanką, ani dyplomatką. W dniu swego gempukku, gdy przestała być dzieckiem i mogła wybrać ścieżkę swego życia, ku zdumieniu swej rodziny i wściekłości ojca wybrała drogę miecza. Postanowiła zostać bushi, wojownikiem oddanym Cesarzowi, Klanowi i bushido. dojo Akademii Kakita, gdzie miała uczyć się drogi wojownika oraz sztuki pojedynków iaijitsu, stało się jej drugim domem. Złożyła także śluby czystości, które na zawsze miały zamknąć jej serce na miłość, a ciało na porywy namiętności. Sądziła, że takie życie było jej pisane, że to jest właśnie to czego pragnęła. Jakże była tego pewna…
Młoda kobieta ponownie wciągnęła powietrze, rozkoszując się wonią kwiatów brzoskwini, jej ulubionym, dotknęła opuszkami płatków delikatniejszych niż najcieńszy jedwab.
Jakże się myliła.
Odkąd skończyła czternaście lat spełniała obowiązki samuraja bez zarzutów, nigdy nie splamiła swego honoru, ani tym bardziej honoru rodziny. Choć swym wyborem sprowadziła na siebie obojętność ojca, który pragnął korzystnie wydać ją za mąż, czuła iż podąża właściwą ścieżką.
‘Wszystko było wtedy takie proste…’ pomyślała z lekkim smutkiem dziewczyna, patrząc na poruszające się na wietrze gałęzie, z których niczym śnieg sypały się płatki. Im bowiem była starsza, tym częściej skupiała na sobie zainteresowanie. Szczególnie jej jasne oczy przyciągały uwagę mężczyzn równie mocno jak magnes opiłki żelaza. Tsuriko jednak niezmiennie odtrącała zaloty. Udawała, iż nie rozumie zawartych w haiku zaproszeń, czy wyznań. Jeśli mogła, unikała przyjmowania kosztownych prezentów. Na szczęście mężczyźni, którym dawała do zrozumienia, iż śluby czystości traktuje bardzo poważnie, prędzej czy później dawali za wygraną.
‘Aż do Festiwalu Kwiatów Wiśni, ‘ przypomniała sobie. Na przechadzkę po alejach sławnych ogrodów Żurawi udała się według tradycji cała rodzina, by podziwiać wspaniałe kwiaty, którymi o tej porze roku obsypane były drzewa. Dziewczyna pamiętała ten dzień jakby zdarzył się wczoraj, każdy szczegół. Tego dnia większość rodziny, być może z wyjątkiem ukochanej babki Tsuriko, nie poświęciła dziewczynie zbyt wielu myśli. Zakrawało to na ironie losu, bowiem to własne jasnooka córka Kakita Nobunagi roznieciła w sercu pewnego mężczyzny płomień, który długą i krętą drogą doprowadził ją do miejsca, gdzie stała tego ranka, ciesząc się początkiem dnia…

Rok Wcześniej…

- Kakita Asano, przestań się wiercić. – fuknęła dziewczynce do ucha Haru, która usiłowała poprawić wpięte w jej kunsztowną fryzurę ozdoby. Dziewczynka usłuchała matki, starając się z całych sił, by na jej dziecinnej twarzy pojawił się wyraz powagi. W końcu kobieta skończyła poprawki i przyjrzała się swemu dziełu. W porównaniu do swej starszej siostry mała Asano wyglądała niczym paw przy sikorce. Po raz pierwszy w życiu miała okazję założyć bajecznie drogie furisode w kolorach pastelowej zieleni i głębokiej czerwieni, które podarował jej ojciec. We włosy wpięte miała bogato zdobione srebrem i perłami szpile kanzashi. Wyglądała bajecznie, choć na pierwszy rzut oka widać było, iż czuje się w tym stroju sztywno i niepewnie. Tsuriko pochyliła się ku zdenerwowanej, nerwowo rozglądającej się siostrze.
- Uspokój się, Asano-chan. Zachowujesz się jak mała dziewczynka, tymczasem jesteś już niemal kobietą. To tylko festyn, a nie twój ślub. – stwierdziła, delikatnie poprawiając obijime, sznurek przytrzymujący barwne obi, które co chwila zsuwało się pod wpływem gwałtownego oddechu dziewczynki.
- Łatwo ci mówić, Tsuriko-san! Ty nie idziesz tam, żeby…
- Jak zwracasz się do starszej siostry? – upomniała ją surowym tonem Tsuriko, ale w sumie nie potrafiła gniewać się na siostrzyczkę długo. – Spójrz, złote rybki! – niespodziewana uwaga na temat jednego z kupieckich stoisk sprawiła, że młoda kandydatka na żonę zwróciła swą uwagę na coś innego, niż sztywny strój i ciężka fryzura. Ostatecznie, dziewczynka miała dopiero dziesięć lat i jej drobne ciało rozpierała energia. bushi nie poszła za nią, wiedząc, że Asano znajduje się pod bacznym spojrzeniem swej matki, oraz niani. Wiedziała, że może sobie pozwolić na nieco swobody – cóż bowiem mogło się wydarzyć na Festiwalu Kwiatów Wiśni? Niepisane prawo mówiło, że prowokowanie pojedynków lub innych, szeroko pojmowanych kłopotów, należy w tym dniu do złego tonu. Podczas festiwalu podziwia się bowiem kwiaty sakura, drzewa które pierwszy Hantei i jego żona posadzili w ogrodach Otosan Uchi, by uczcić narodziny swojego syna. Tsuriko uwielbiała początek wiosny, czas w którym opuszczała mury Akademii Kakita by uczestniczyć w tym rodzinnym święcie. Cieszyła się wtedy raczej na spotkanie z przyrodnim rodzeństwem i babką, niż z wciąż obrażonym na nią ojcem, czy jego żoną, kobietą z którą ożenił się po tragicznej śmierci matki młodziutkiej bushi. Dzięki korzystnemu, ponownemu małżeństwu ojca Tsuriko rodzina prosperowała świetnie; wzbogaciła się o pokaźny majątek, nowe koligacje i dwoje dzieci, będące chlubą głowy rodziny. Zaledwie dziesięcioletnią dziewczynką imieniem Asano, już interesował się pewien samuraj z dobrego, starego rodu. Śliczna, dobrze zapowiadająca się panna była atrakcyjnym materiałem na żonę dla nastoletniego syna dyplomaty z Klanu Jednorożca. Chłopiec zaś, starszy od Asano o rok Gozen, już od blisko pięciu lat pobierał nauki u najlepszych nauczycieli, na jakich stać było ich rodzinę. Ponadto od blisko trzech lat zawarte było porozumienie, na mocy którego chłopiec miał zaraz po gempukku ożenić się z wybraną mu przez ojca panną. Rodzinne drzewo genealogiczne wydawało coraz to nowe, wspanialsze pąki, co w oczach Kakita Nobunagi, głowy rodziny stawiało młodą bushi na szarym końcu listy jego zainteresowań, choć zapowiadała się na doskonałą adeptkę Akademii. Być może właśnie dlatego Święto Kwiatów Wiśni przywracało strzępki wspomnień z dzieciństwa, gdy była dla swej matki całym światem.
Teraz jednak spacer z rodziną przypominał dziewczynie o bolesnej stracie, którą poniosła w wieku zaledwie czterech lat. Tęsknotę za matką starała się łagodzić babka Tsuriko, niemłoda już i bardzo mądra kobieta z Klanu Feniksa. To ona nauczyła dorastające dziecko wszystkiego, co powinna wiedzieć młoda kobieta. Pokazała jej jak wiązać obi w ozdobny węzeł, jak prawidłowo zakładać kimono i wpoiła zasady dobrego wychowania. Przede wszystkim jednak zapełniła wyobraźnię dziewczynki niezliczonymi opowieściami o bohaterach, magii, odwadze i miłości. Nawet pomimo ponownego ożenku byłego zięcia, babcia wciąż roztaczała nad osieroconą dziewczynką opiekuńcze skrzydła. To właśnie Doji Sasame, po śmierci matki dziewczyny, zabierała ją na Festiwale, póki starczało jej sił. To ona pokazała jej najpiękniejsze zakątki ogrodów Kakita, których istnienia świadomych było bardzo niewiele osób. Dlatego też, po obowiązkowych wymianach z przyjaciółmi rodziny oraz sąsiadami niezbędnych ukłonów i grzeczności, dziewczyna po cichu opuściła kolorowy korowód. Oddaliła się ku miejscu, które przywoływało w jej pamięci najwięcej skojarzeń. Przeszła wykładanymi marmurem, skąpanymi w świetle papierowych lampionów alejkami, obok których pozornie przypadkowo rozstawiono alabastrowe donice z drzewkami bonsai. Każdy zakręt krył nowe wspomnienia, kwitnące pysznymi barwami magnolii oraz piwonii, łagodzonymi przez wiecznie zielone żywopłoty. Celem spaceru było jedno z najmłodszych drzew w ogrodach Kakita. Miejsce, gdzie rosło drzewko, otoczone niewielkim ogrodem, było dla dziewczyny miejscem szczególnym. Kojarzyło się jej z matką, o której talentach jako Artystce słuchała od babki. Podobno sadzonkę posadzono w tym samym roku, w którym urodziła się dziewczynka i Kakita Tsuri często zabierała maleńką córeczkę na spacery po tym cichym zakątku. Dotyk chropowatej kory drzewa i zapach kwiatów niezmiennie koił żal dziewczyny, która w szumie wiatru w jego liściach znajdowała odbicie opowieści matki i babki. Przymknęła oczy, starając się w nie po prostu wsłuchać…
Nie zwracała uwagi na mijający czas, póki zza siebie nie usłyszała czyjegoś głosu, mówiącego cicho, lecz z wyraźnie słyszalną nutą zachwytu;
- To chyba najpiękniejsze drzewo w całym ogrodzie.
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie, zaskoczona obecnością drugiego człowieka w jej własnym ‘sanktuarium’.
- Słucham…? – zapytała zaskoczona, na chwilę zapominając o nakazach etykiety. Kilka kroków za nią stał młody mężczyzna, ubrany w barwy Klanu Żurawia. Jego długie włosy były białe, on sam zaś był wysoki i szczupły. Za pasem zatknięte miał pięknie wykonane [i]daisho[/i], w dłoniach zaś młodzieniec trzymał wachlarz. Wysoki wzrost i silne ramiona czyniłyby go zapewne dobrym wojownikiem. Jednakże strój młodego mężczyzny, szykowna szata z jedwabnej, ręcznie haftowanej krepy, świadczyła raczej o przynależności do dworu. Uszyta zgodnie z najnowszą modą i dobrana ze świetną znajomością etykiety świadczyła o dworskim obyciu swego właściciela. Gdy dziewczyna zdała sobie z tego sprawę, jej policzki oblał rumieniec wstydu. Zachowała się niegrzecznie, co zapewne nie umknęło uwadze mężczyzny. Jako starszy zapewne miałby prawo ją zganić, może nawet obrazić się, jednak musiał zauważyć jej zaskoczenie i zmieszanie.
- Drzewo sakura. – powtórzył, podchodząc bliżej. – Zawsze sądziłem, że tylko ja dostrzegam piękno tego młodego drzewka. Cieszę się, iż się myliłem. – dodał.
- Tak, to wyjątkowe drzewo, panie. – Tsuriko nie chcąc ponownie wyjść na niewychowaną i nieuprzejmą zebrała się w końcu na ostrożną odpowiedź. Zerknęła ponadto dyskretnie na jego bogatą szatę, mając nadzieję, że to formalny ubiór, na którym wyszyte będą symbole jego rodziny. Ku jej uldze, na szerokich rękawach kimona dostrzegła wyhaftowany złota nicią mon Kakita, oraz osobisty symbol jego rodziny. Młodzieniec musiał dostrzec jej nieco rozpaczliwą próbę zachowania się stosowanie do sytuacji oraz statusu rozmówcy, bo skłonił się powoli i powiedział;
- Nie przedstawiłem się, proszę o wybaczenie! Nazywam się Kakita Kyoshi. – rzekł, zachowując się jakby miał do czynienia z osoba równą sobie, nie zaś z młodziutką uczennicą z Akademii. Tsuriko słyszała już jego imię. Kakita Kyoshi był synem zamożnego samuraja o wysokiej pozycji na dworze. Mówiono, iż jest utalentowanym dyplomatą oraz zdolnym adeptem sztuki iaijitsu.
- Kakita Tsuriko… To zaszczyt móc cię poznać, panie. - Dziewczyna, lekko zażenowana jego bezpośrednim zachowaniem, skłoniła się, starając się nie popełnić już żadnej gafy. Mężczyzna jednak, choć na pewno zauważył niedociągnięcia w etykiecie dziewczyny, sprawiał wrażenie, jakby zupełnie się nimi nie przejmował.
- Nie sądziłem, że ktokolwiek zauważył ten cichy zakątek. – kontynuował. - Owszem, większe drzewa rosnące przy świątynnych alejach są bardziej okazałe, lecz to tutaj można naprawdę podziwiać prawdziwą urodę sakura. – Tsuriko przez chwilę milczała, zastanawiając się nad słowami dworzanina, na chwilę zapominając w czyim towarzystwie się znajduje.
- Tu nie słychać niczego, prócz szelestu liści. – rzekła po chwili, nie patrząc jednak na niego, a na przypominające drobiny śniegu białe płatki. – Dopiero tu można w pełni zrozumieć dlaczego Hantei i jego małżonka wybrali ten kwiat, by uczcić narodziny syna. Choć Hantei był kami, wiedział, iż kiedyś odejdzie. – wyciągnęła dłoń, na którą powoli opadł biały jak śnieg płatek. - Kto wie? Być może pragnął, by jego potomek rozumiał, iż życie przemija i czy człowiek, czy bóstwo na ziemi, zostanie zapamiętany tak, jak żył. Życie ludzkie zaś przemija szybko, niczym kwitnące tylko kilka dni kwiaty wiśni. – gdy skończyła mówić, zapanowała cisza. Gdy zaczęła się przedłużać, Tsuriko kaszlnęła w zwiniętą dłoń, zawstydzona własnymi, szczerymi słowami.
- Wybacz, Kyoshi-san, mówię od rzeczy… - on jednak patrzył na nią chwilę w milczeniu, by po chwili skłonić się głęboko. W jego czarnych, niczym gagat oczach malował się wyraz zaskoczenia i… szacunku.
- Tsuriko-san… Byłbym zaszczycony, gdybyś zechciała towarzyszyć mi na przedstawieniu. - rzekł, wskazując szczupłą dłonią wyjście z ogrodu. – Podobno gejsze w tym roku planują przyćmić swój zeszłoroczny występ. – w pierwszej chwili chciała uprzejmie odmówić, lecz jej wahanie szybko stopniało, tak pod wpływem niezaprzeczalnego uroku młodego mężczyzny, jak z pragnienia, by go nie urazić. Skinęła lekko głową, obdarzając go równie uroczym, co nieśmiałym uśmiechem.
- Skoro tak, to rzeczywiście szkoda byłoby opuścić tak wspaniałe widowisko. To będzie dla mnie zaszczyt Kyoshi-san. – tym razem w jej ukłonie nie można było dostrzec najmniejszego błędu. Samuraj uśmiechnął się łagodnie.
- Nie traćmy więc czasu, występ zacznie się lada chwila i marnotrawstwem byłoby spóźnić się na niego. – odparł, kierując kroki w stronę placu, na którym wszystkimi kolorami tęczy lśniły papierowe lampiony, wabiące mieszkańców niczym ćmy do światła. Dwoje młodych ludzi także pozwoliło, by przyciągnęły ich te kolorowe światełka, wprost w objęcia gwarnego placu przed świątynią. W trakcie drogi młodzieniec co chwila zerkał na nią. Przez chwilę wydawał się nad czymś wahać, potem jednak zapytał, bawiąc się wachlarzem:
- Wybacz bezpośredniość, Tsuriko-san, lecz mam wrażenie, iż to nie jest nasze pierwsze spotkanie. - Tsuriko skinęła głową.
- To możliwe. Jestem, podobnie jak ty, uczniem w Akademii, choć naukę zaczęłam zaledwie dwa lata temu. – odparła. Nie wyglądał na zaskoczonego jej wyjaśnieniem.
- Więc pamięć mnie nie myli. – pokiwał w zamyśleniu głową. - Widziałem cię w dojo już wcześniej, zapewne przed moim wyjazdem na ziemie Doji.
Przystanęła, przez krótką chwilę milcząc i przyglądając mu się badawczo.
- I zapamiętałeś mnie? – spytała z niedowierzaniem, a młodzieniec uśmiechnął się jedynie rozbrajająco.
– Proszę, Tsuriko-san, nie bądź zdziwiona. Jesteś jedną z bardzo niewielu kobiet, które wybrały drogę bushi. Zazwyczaj młode, szlachetnie urodzone damy, które nie zostały wydane za mąż, wolą pobierać nauki w Szkole Dworzan, lub kształcić się na Artystę.
- Nie jestem taka, jak inne ‘szlachetnie urodzone’ panny. – odrzekła Tsuriko zadziornie, nieco demonstracyjnie kładąc dłoń na rękojeści katany.
- Żałuję w takim razie, iż nie mieliśmy okazji poznać się wcześniej. Dużo wcześniej. – odparł. Dziewczyna przez chwilę starała się rozszyfrować enigmatyczny wyraz jego twarzy, jednak doskonale panował nad emocjami. Westchnęła jedynie cicho. Dworzanie już chyba na zawsze pozostaną dla niej zagadką, której nigdy nie rozszyfruje tak dobrze, jakby sobie tego życzyła ambitna młoda bushi.
- Czy powiedziałem coś nie tak? – zainteresował się Kyoshi, słysząc jej pełne rezygnacji westchnienie. Pokręciła głową.
- Nie, skąd! – Tsuriko powróciła myślami do rzeczywistości. – Zamyśliłam się tylko na chwilę. Wybacz, Kyoshi-san.
- Nie ma czego wybaczać. Spójrz, Tsuriko-san, zdążyliśmy. – zmienił temat, wskazując na plac, gdzie rozstawiona była wspaniale udekorowana jedwabnymi kwiatami i złocistymi lampionami scena. Wokół zebrał się spory tłum. Szlachta oczywiście miała miejsca najbliżej sceny, mieszczanie rozsiedli się, bądź stali nieco dalej, heimini, jako kasta pół-ludzi, musieli zadowolić się oglądaniem spektaklu ze znacznej odległości. Tsuriko i Kyoshi znaleźli się wcale blisko barwnej, bogato ozdobionej sceny, więc mieli doskonały widok. Z tej odległości młoda bushi byłą w stanie rozróżnić misternie wyhaftowane wzory na kimonach występujących kobiet. Tego wieczoru bowiem gejsze z najlepszych okiya, kolorowe niczym motyle i równie utalentowane, z niezwykłym artyzmem przedstawiły historię pewnego przystojnego młodzieńca, którego wielkim talentem było wyrabianie wachlarzy. Choć popularny pośród dam, jego serce oddane było jednej dziewczynie, co nie znalazło jednak aprobaty w oczach adorującej go damy wysokiego rodu. Kobieta pragnęła uwieść zdolnego młodzieńca, prosząc go o wykonanie wachlarza z jej portretem. Gdy zaś przybył on z zamiarem wykonania zamówienia, dama, która okazuje się być yukki-onna, usiłuje go kusić, obiecując wieczną młodość i miłość. Ku swemu zaskoczeniu jednak ponownie zostaje odrzucona i wpada w straszliwy gniew. Nieszczęsny mężczyzna zapewne umarłby z zimna, gdyby nie siła miłości jego ukochanej, która ratuje go przed lodowatą furią demona zimy. Zaś yukki-onna, której serce zostało złamane, wylewa gorące łzy, z winy których rozpuszcza się i odchodzi w niepamięć. Końcowa scena spektaklu, śmierć yukki-onna, została odegrana przez utalentowaną nastoletnią maiko tak wspaniale, jakby dziewczyna doskonale rozumiała rozpacz śnieżnej kobiety. W ruchach dziewczyny, której drobne ciało na kształt żałobnego całunu spowijało delikatne jak poranna mgła kimono, można było wyczuć melancholię tak ogromną, iż niejedna dama, a nawet samurai-ko ukradkiem ocierała łzę wzruszenia. I gdy pod koniec przedstawienia kochankowie szczęśliwie wracają do domu, większość łez wylana została z powodu nieszczęśliwie zakochanej yukki-onna, która umiera nie mogąc być z mężczyzną, którego pokochała.
Także Tsuriko, choć nie nawykła do okazywania swych uczuć, pod koniec otarła skrajem rękawa łzy wzruszenia, starając się by nie zauważył tego jej towarzysz. Choć poświęciła życie obowiązkom tradycyjnie męskim, jej serce pozostało kobiece. W jej pokoju w dojo na półkach pomiędzy Tao Shinsei, kodeks bushido, oraz traktaty o filozofii i historii, można znaleźć wytarte tomiki poezji oraz kilka ‘książek do poduszki’. Pozycje te były niemalże obowiązkowe w domu każdej młodej żony, ratowały ją bowiem przed nudą, gdy mężowie znajdowali się z dala od domu. Samurai-ko jednak posiadały o wiele mniej czasu dla siebie, niż szanowne małżonki, więc i lektury wybierały uważniej, niemniej Tsuriko wciąż lubiła choć na chwilę pogrążyć się w sennym światku łzawych historii miłosnych.
- Wspaniałe przedstawienie. – szepnął Kyoshi tak cicho, że ledwo usłyszała jego słowa, poprzez burzę oklasków, jaką nagrodzone zostały wdzięczne aktorki. – Warto było wrócić na Festiwal, by je obejrzeć.
- Wrócić? – spytała dziewczyna, lekko przekrzywiając głowę. – Przepraszam, chyba nie powinnam pytać. – dodała pośpiesznie, wciąż niepewnie czując się w towarzystwie młodego samuraja. On jednak tylko się roześmiał.
- Tsuriko-san, proszę nie przepraszaj mnie co chwila. Gdybym miał ochotę na sztywne rozmowy przy herbacie poszedłbym porozmawiać z cesarskim urzędnikiem. Mam więc do ciebie prośbę, mała Rybko.
- Tak? - zdrobnienie jakiego użył, zaskoczyło ją nieco. Nikt, nigdy wcześniej nie nazywał jej w ten sposób i czuła, że lekko się rumieni.
- Chciałbym, byś przestała na chwilę myśleć o mnie, jak o kimś ważniejszym od ciebie i po prostu pozwól, że zaproszę cię na czarkę herbaty. – Tsuriko nieco odetchnęła, słysząc jego słowa. Z jednej strony przeważała ciekawość; czemu szukał samotności w tym samym zakątku ogrodu, co ona, oraz przyciągał jego urok osobisty. Z drugiej, peszył ją dość bezpośrednim, choć uprzejmym zachowaniem. Ruchem ramion rozluźniła napięte mięśnie i uśmiechnęła się do niego, tak jak zwykła robić to w towarzystwie przyjaciół.
- Z przyjemnością, Kyoshi-san. – odparła swobodnie, a mężczyzna pokiwał głową z wyraźną aprobatą.
- W takim razie, mała Rybko, zapraszam cię w miejsce, gdzie z pewnością poczujesz się… jak ryba w wodzie. – uśmiechnął się tajemniczo, wskazując jej drogę. Tsuriko nie zastanawiała się ani chwili, przyjmując jego zaproszenie.

Pod lśniącą i gładką niczym lustro powierzchną stawu przemknął złoty cień karpia. Ryba na ułamek sekundy wyskoczyła z wody, prężąc grzbiet, potem znów zniknęła, rozbryzgując wokół srebrzyste kropelki.
- Piękne… - szepnęła Tsuriko, jakby bojąc się, że jej głos rozproszy magiczną atmosferę tego miejsca. Kyoshi wiedział, co robi, przyprowadzając do ją do jego ulubionej herbaciarni o wdzięcznej nazwie Zangetsu-tei, czyli Altana Porannego Księżyca. Główna sala budynku była dziś zapełniona, lecz na prośbę Kyoshi’ego, popartą odpowiednik ‘napiwkiem’, właściciel znalazł dla nich cichszy kąt, który od reszty sali odgrodził parawanem. W pierwszym momencie Tsuriko nie do końca rozumiała, co mężczyzna miał na myśli mówiąc, iż ‘poczuje się jak ryba w wodzie’. Jednakże gdy służba przesunęła shoji, by wpuścić do pomieszczenia nieco świeżego powietrza, szybko pojęła. Z miejsca, w którym siedzieli rozciągał się widok na ogród. Starannie zaprojektowany i utrzymany, teraz natomiast oświetlony niezliczonymi latarniami, do których garnęły się ćmy i świetliki sprawiał wrażenie, jakby pochodził z innego świata.
- Wiem. Miałem nadzieję, że ty także docenisz ten widok. – odparł mężczyzna, Tsuriko jednak miała wrażenie, że cały czas obserwował raczej ją, niż pejzaż za oknem.
- To wyjątkowe miejsce. Takie… ciche. – pokiwała głową, dotykając ustami brzegu czarki. Herbata była gorąca, bardzo mocna, jednak jej cierpki smak łagodziły słodycze wagashi, o fantazyjnych kształtach i w najróżniejszych kolorach. Tsuriko nie potrafiła im się oprzeć, choć starała się jak mogła. Od dziecka miała do słabość do tych filigranowych słodkości, które podawano w czasie ceremonii herbacianej.
– I na szczęście, znane nielicznym stałym bywalcom. W przeciwnym wypadku wszyscy siedzieliby właśnie tutaj. – zaśmiał się sącząc gorący zielony napar z czarki.
- A ty skąd dowiedziałeś się o Zangetsu-tei? – spytała, usiłując w wyrafinowany sposób ściągnąć z patyczka słodkie ryżowe kuleczki dango.
- Często przyprowadzał mnie tutaj mój mentor i przyjaciel. – mężczyzna z pewnym rozbawieniem obserwował dziewczynę, jak usiłowała ściągnąć nadziane na patyczek lepkie słodycze, nie brudząc przy tym palców. – Były chwile, gdy potrzebował odetchnąć od dworskiego życia, a Zangetsu-tei wydaje się do tego stworzone. Dla ciszy i wypoczynku. Samotności…
- Samotności? – Tsuriko przechyliła lekko głowę, mrużąc oczy. – Więc dlaczego mnie tu zaprosiłeś? – spytała nagle.
- Kto powiedział, że szukam samotności?
- Więc dlaczego właśnie mnie? Jestem pewna, że niejedna dama byłaby więcej, niż szczęśliwa, mogą ci towarzyszyć dzisiejszego wieczoru. – drążyła.
- Czy to oznacza, że przyjęłaś moje zaproszenie wyłącznie z grzeczności? – zripostował, marszcząc lekko brwi, jednak Tsuriko zaprzeczyła energicznym ruchem głowy.
- Nie, skądże. Przyjęłam je, bo chciałam… Po prostu zastanawiałam się… Wybacz, to dziecinne z mojej strony. – sądziła, że poczuje się urażony, i nie uważała, by był to efekt słynnego, dworskiego przewrażliwienia. On jednak milczał w zadumie, bawiąc się porcelanową czarką. Następnie wskazał jej jedno z pobliskich drzew. Przez moment dziewczyna zastanawiała się, o co może mu chodzić, bowiem ciekawego nie spostrzegła. Dopiero po chwili z gałęzi poderwał się niewielki, brązowy kształt, co pozwoliło Tsuriko zauważyć, co pokazywał jej Kyoshi. Zrozumiała jednak jego intencję dopiero chwilę później, gdy spomiędzy krzewów dobiegł ich wysoki, śpiewny trel.
- Słowik? – powiedziała, pytająco unosząc brwi. Mężczyzna obrócił pomalowane złotą farbą naczynie w palcach, starając się ubrać swe myśli w odpowiednie słowa.
- Gdy po raz pierwszy patrzysz na pawia, zachwycasz się jego perfekcyjną urodą, nie zwracasz natomiast uwagi na maleńkiego, niepozornego słowika. Wystarczy jednak, by paw otworzył usta, by zrozumieć, że nie jest tak idealny, jak sądziłaś. Usłysz śpiew słowika, a zaczynasz rozumieć czym jest piękno. – choć nie patrzył na nią, przez cały czas, gdy mówił miała wrażenie, że opowiadał… o niej. Czyż nie odpowiadał na zadane przez nią pytanie? Poczuła się doceniona i wyjątkowa, lecz nie jako wojowniczka. W Akademii często zbierała od sensei pochwały za swe umiejętności, mężczyźni nieraz prawili jej poetyckie komplementy na temat jej urody… Teraz jednak ktoś dostrzegł ją. Nie samurai-ko, i nie obiekt pożądania. Ją, po prostu Tsuriko. Chciała coś odpowiedzieć, ale zabrakło jej słów. Na szczęście od trudnej decyzji, co powinna powiedzieć, wyratował ją jej towarzysz.
- Festyn się kończy. Przynajmniej na dziś wieczór. – stwierdził prawie szeptem. Tsuriko odchrząknęła.
- Chyba tak… A muszę jeszcze zdążyć wrócić do Akademii. – bardzo nie chciała tego mówić, ale poczucie obowiązku brało górę. Kyoshi dopił herbatę, po czym wstał.
- Odprowadzę cię. – zaproponował, a ona znów zgodziła się, bez cienia wahania.
Po wyjściu z herbaciarni przeszli cichnącymi uliczkami Shiro Sano Kakita, aż pod bramę Akademii Kakita. Kyoshi, jako starszy student i bogaty szlachcic, miał własny dom. Odprowadzając więc Tsuriko nadłożył spory kawałek drogi, wydawał się jednak zupełnie o to nie dbać. Przez całą drogę rozmawiali, o wszystkim i o niczym jednocześnie, ciesząc się po prostu swoim towarzystwem. Młoda kobieta także zatraciła poczucie czasu, przez co gdy dotarli do dojo księżyc błyszczał wysoko na niebie, przez co opadające na ścieżkę kwiaty brzoskwini wyglądały, niczym lśniące kawałki jedwabiu. Z ciężkim westchnieniem dziewczyna odwróciła się, by podziękować Kyoshi’emu za miły wieczór.
- To ja mam za co dziękować. Dawno z nikim nie rozmawiało mi się równie swobodnie. – odparł. – Liczę, że jeszcze się spotkamy, Rybko. – dodał po chwili. Jego oczach błyszczała figlarna iskra która sprawiała, że bardziej przypominał skorego do żartów chłopca, niż znanego już na dworze, doświadczonego mężczyznę.
- Jestem wdzięczna, Kyoshi-san. – skinęła lekko głową. – Ja także mam nadzieję, że będziemy mieli okazję jeszcze porozmawiać.
- Więc chyba nie ma możliwości, by się tak nie stało. – pokiwał głową… a następnie zerwał maleńką gałązkę, na której różowiły się trzy drobne kwiatki. Obrócił ją w palcach, po czym wierzchem dłoni odgarnął niesforne pasma włosów, które wymykały się ze spiętego pojedynczą szpilą koka dziewczyny. Drgnęła zaskoczona i wciągnęła gwałtownie powietrze, była bowiem nienawykła go podobnych gestów. Sztywna etykieta nakazywała dystans, przez co większość rokugańczyków unikało fizycznego kontaktu nawet przy nieformalnych spotkaniach. Dla Tsuriko było to naruszenie zwyczajów… Ku swemu zdumieniu jednak, dotyk miękkiej dłoni mężczyzny, nawet jeśli przelotny jak muśnięcie skrzydła ćmy, sprawił jej przyjemność. Po jej plecach spłynął gorący dreszcz, a serce przyśpieszyło swój rytm. Mężczyzna, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy jakie wrażenie na dziewczynie wywołało jedno muśnięcie palców, powolnym ruchem wpiął kwiaty w jej włosy. Ułożył je, niczym najwspanialszą ozdobę kanzashi i uśmiechnął się z satysfakcją.
- Pasują ci. Powinnaś częściej nosić takie ozdoby. – rzekł, nie zauważając jej drżących ust i dłoni kurczowo zaciśniętych na kaku obi. – Następnym razem, gdy się spotkamy, postaram się by były prawdziwe. Oyasuminasai, Tsuriko-san. – skłonił się dwornie, życząc jej dobrej nocy. Dopiero teraz młoda kobieta zmusiła się do świadomej reakcji.
- O… Oyasuminasai, Kyoshi-san. – rzekła. Młodzieniec skinął jej głową, po czym odwrócił się, szybkim krokiem zmierzając do domu. Stała chwilę przed bramą na dziedziniec Akademii, odprowadzając go wzrokiem.
Nie do końca pamiętała jak dotarła do swojego pokoju, ponieważ wszystkie jej myśli poświecone były dyplomacie. Czasem dotykała policzka i wpiętej w jej włosy gałązce drzewa brzoskwiniowego, jakby chciała się upewnić, że wspomnienia jej nie mylą. Nie myliły. Trzy maleńkie kwiatki tkwiły w puklach jej kruczoczarnych włosów, do momentu gdy ich delikatnie nie wyciągnęła. Umyła się pośpiesznie i przebrała, dziwiąc się samej sobie, co jeden, przelotny dotyk potrafił z nią uczynić. Beształa się za gorączkę, jaka ogarnęła jej ciało i umysł. Być może nie powinna pozwalać emocjom brać góry, nad opanowaniem? Przez chwilę wpatrywała się w subtelne, ledwo rozkwitłe pąki i zastanawiała się, czy nie lepiej będzie je wyrzucić, by szybciej zapomnieć. Z drugiej strony, w głębi serca musiała przyznać, jak wielkie wrażenie zrobił na niej mężczyzna. Wzięła więc jedwabną chusteczkę, złożyła ją i między jej fałdy wsunęła swój skarb. Włożyła ją między karty Tao Shinsei, zamykając ciężki wolumin i wkładając go z powrotem na półkę.
Wsuwając się pod kołdrę, zamknęła oczy, z ulgą witając ogarniające ją zmęczenie. Na dnie jej serca zaś, czaiło się gorące, niczym promienie Amaterasu, pragnienie spotkania młodego Kakity raz jeszcze…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Craig Liath
Chybotliwy Bard


Dołączył: 01 Kwi 2007
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wypełzło spod dywanu

PostWysłany: Nie 18:17, 27 Sty 2008    Temat postu:

Bry.
To ja może zacznę od tego, że pod danym adresem nie ma słownika ale odnalazłam go gdzieś na tamtym forum^^.
A teraz błędy:

Cytat:
starannie złożona yukataoraz spoczywająca na poduszce, obsypana obfitym bladoróżowym kwieciem gałązka

Brak spacji.

Cytat:
Zakrawało to na ironie losu, bowiem to własne jasnooka córka Kakita Nobunagi roznieciła w sercu pewnego mężczyzny płomień,

"Właśnie".

Cytat:
(...) jej drobne ciało rozpierała energia. bushi nie poszła za nią(...)

Z wielkiej litery.

Cytat:
Kyoshi wiedział, co robi, przyprowadzając do ją do jego ulubionej herbaciarni

"Do" się rozmnożyło^^. Oraz w trakcie zdania zmieniasz narrację (jego- swojej).

Cytat:
była bowiem nienawykła go podobnych gestów.

"Do".

Cytat:
Czasem dotykała policzka i wpiętej w jej włosy gałązce drzewa brzoskwiniowego

"Gałązki".

Mmh...Interpunkcji nie ruszam, ponieważ sama mogę się na niej wyłożyć. ^^

A teraz z trochę innej beczki:

Cytat:
Umyła się pośpiesznie i przebrała, dziwiąc się samej sobie, co jeden, przelotny dotyk potrafił z nią uczynić.

Pośpiesznie...Kojarzy mi się bardziej z pociągiem niż myciem.

Cytat:
Mężczyzna jednak, choć na pewno zauważył niedociągnięcia w etykiecie dziewczyny, sprawiał wrażenie, jakby zupełnie się nimi nie przejmował.

i
Cytat:
W trakcie drogi młodzieniec co chwila zerkał na nią.

Rozumiem, iż był młodym mężczyzną...Jednak słów "młodzieniec" i "mężczyzna" nie używa się zamiennie. To tak jakby był staro-młody.

Oraz powtórzenia:

Cytat:
Przetarła powieki wierzchem dłoni i mrugała przez chwilę. Minęła dłuższa chwila, nim zaczęła widzieć normalnie,


Cytat:
tworząc na ścianach malowniczą kompozycję świateł i cieni.(...)Delikatne plamy szarości poruszały się, tworząc na białych ścianach elegancko urządzonego pomieszczenia istny teatr cieni.

Itp.

Rzadko spotykam się z opowiadaniami o tej tematyce i chyba z tego względu wzięłam się za przeczytanie tego.
Najbardziej spodobały mi się opisy przyrody i otoczenia. Mimo, iż są w nich małe niedociągnięcia, to poruszają wyobraźnię.
Wprawdzie za romansami nie przepadam, jednak w tym widać jakąś delikatność i zawoalowaną zmysłowość, typową dla Kraju Kwitnącej Wiśni.

Tak więc, przychodzi mi na myśl tylko jedno pytanie na które nie znalazłam odpowiedzi w słowniku. Czy będzie ciąg dalszy, bądź to już koniec?

Pozdrawiam, CL z morderczym jabłkiem w paszczy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Craig Liath dnia Nie 18:20, 27 Sty 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

derial
Kałamarz


Dołączył: 20 Sty 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Silesia

PostWysłany: Nie 21:24, 27 Sty 2008    Temat postu: Re: Kwiaty Brzoskwini

Cytat:
Roździał Pierwszy - Żuraw i mała Rybka
Czy ja dobrze widzę? Roździał?

Cytat:
Ustępujące śniegi napełniały ciała nową energią, a drzewa ume zwiastowały nadejście wielkimi krokami jednego z ukochanych przez Rokugańczyków czasu, Festiwalu Kwitnącej Wiśni.

Strasznie zaplątane zdanie i w gruncie rzeczy niepoprawne. Powinno być "zwiastowały nadchodzący wielkimi krokami FKW - na który wszyscy Rogukańczycy czekali z niecierpliwością" - czy coś w tym stylu. Byłoby czytelniej.
Cytat:
Świadczyły bowiem, iż zima odchodzi w zapomnienie

Świadczyły bowiem o tym, iż...
Cytat:
Ciepłe światło wiosennego słońca wpadało przez półotwarte okno jednego z bogatych domostww Kyuden Kakita, tworząc na ścianach malowniczą kompozycję świateł i cieni.

Tutaj dałbym do zrozumienia czyje jest to domostwo, a poza tym użyłbym stopnia wyższego od przymiotnika "bogaty". Naprawdę lepiej brzmałoby : Ciepłe światło wiosennego słońca wpadało przez półotwarte okno jednego z bogatszych domostw w...

Może kiedyś przeczytam do końca, choć wątpię. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Arleen
Stalówka


Dołączył: 03 Maj 2007
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 9:44, 28 Sty 2008    Temat postu:

Przede wszystkim, Craig Liath, chciałabym Ci serdecznie podziękować na zwrócenie mi uwagi na niedociągnięcia tekstu. Zaczynając czytać Twój post obawiałam się, że będzie to kolejna krytyka polegającą wyłącznie na wypunktowaniu błędów. Miłe zaskoczenie...

Kilka uwag do Twoich uwag Wink

Wiem, że czasem zamienniki mogą wydawać się dziwne, ale zdarza się, że nie potrafię znaleźć innego, a unikam powtórzeń za wszelką cenę. Fakt, może powinnam znaleźć inne, lepsze, ale w sumie wolę takie niedociągnięcie, niż powtarzające się zwroty. Niemniej, przemyślę to i poszperam, może znajdę lepszy zamiennik. Dziękuję, za zwrócenie mi uwagi.

Po drugie, nie miał być to tylko romans. Planowałam dorzucić tu intrygę, trochę akcji... Ale przede wszystkim miała to być historia z rodzaju Miecza i Chryzantemy - rozdarcia pomiędzy powinnością, a własnymi pragnieniami.
Ciąg dalszy... Trudno powiedzieć. Z racji niemal kompletnego braku zainteresowania ze strony czytelników (Post napisałam 13 Paź 2007) dawno temu zarzuciłam ten projekt.

Być może go wskrzeszę, ale patrząc na komentarz Deriala, zaczynam się zastanawiać...

Derial. 'ź' to zwyczajna literówka, wynikająca z pośpiechu. Kilka błędów stylistycznych, owszem jest, nie twierdzę, że jest to tekst idealny.
Mogłeś jednak zdobyć się na odrobinę delikatności i taktu. Bo, na miłość Fortun, stwierdzenie 'Może kiedyś przeczytam do końca, choć wątpię.' może zniechęcić każdego autora. Jeżeli to chciałeś osiągnąć poprzez czepianie się jednego akapitu i takie stwierdzenie, to ci się udało. Nie podobało Ci się? Ok, nie każdy lubi klimaty Rokuganu, nie każdy lubi romanse, jest to kwestia gustu, o którym się nie dyskutuje. Nikt jednak nie zmuszał cię do czytania. Zerknąłeś przelotnie na jeden akapit, wysiliłeś się na wymienienie błędów… Z mojej strony wygląda to tak, jakbyś miał zły dzień, chciałeś by kto inny miał taki sam i padło na mnie.

Mam nauczkę na przyszłość…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

derial
Kałamarz


Dołączył: 20 Sty 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Silesia

PostWysłany: Pon 12:03, 28 Sty 2008    Temat postu:

Nie chodzi o to, że mi sie nie podobało, tylko, że strasznie to długie ;d A ja jestem bardzo leniwym człowiekiem. Przepraszam, za nieścisłość i za to, że mnie źle zrozumiałaś. Aha - jeszcze jedno. Czy to, że nie lubię takich klimatów ma powodować, że nie mogę wyrazić własnej opinii? Bo agresywny ton Twojej wypowiedzi jednoznacznie na to wskazuje.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez derial dnia Pon 12:22, 28 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Arleen
Stalówka


Dołączył: 03 Maj 2007
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 14:18, 28 Sty 2008    Temat postu:

Nie, moj ton nie jest agresywny. Jest stanowczy, bo taka jest moja postawa, wobec nieprzemyślanej krytyki.

Pogubiłam się... Wytykasz błędy, ok, co wytknąłeś zapewne poprawię. Ale twoja postawa sprawia, że jako autorka tekstu czuję sie odrobinę wdeptana w trawę. Podkreślam - odrobnę. Bo z jednej strony piszesz, że wątpisz, czy przeczytasz, z drugiej mówisz, że nie jest to kwestia tego, że się nie podoba, tylko... lenistwa. To po co wogóle zaczynać czytać?

A opinię, moim skromnym zdaniem, można wyrazić, gdy tak jak Craig Liath przeczyta sie cały tekst. Gdyby ona wyraziła negatywną opinię - to co innego, bo wysiłek, jaki włożyła w przeczytanie tekstu jest powodem, dla którego może wyrażać swoją opinię, bo tekst zna. Ty zaś tekstu nie znasz, zgaduję, że doczytałeś do słów 'Rok wczesniej...'.

Druga sprawa - 'Kwiaty Brzoskwini' nie sa tekstem łatwym, bo osadzone sa w klimacie który niekoniecznie sie lubi. Można jak najbardziej się wypowiedzieć, ale wyznaję zasadę, że nie powinno oceniać sie tekstów, których klimat nam nie leży. To jak ocenianie książki fantasy, podczas gdy fantasy się nie lubi. Stata czasu osoby, która tekst czytała i szkoda nerwów autora, który gubi się, bo nie wie, czego dany czytelnik wymaga/naprawdę myśli/co by poprawił.

Byłabym więc wdzięczna gdybyś jednak sprecyzował swoje stanowisko wobec tekstu. Zrozumiałabym dzieki temu, czy to ja źle pisze, czy tobie nie chce się czytać...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

derial
Kałamarz


Dołączył: 20 Sty 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Silesia

PostWysłany: Pon 14:56, 28 Sty 2008    Temat postu:

sądzę, że gdybyś wrzucała ten tekst partiami, czytałoby się zdecydowanie lepiej. Czytanie tekstu z monitora nie należy do rzeczy przyjemnych, oczy cierpią Wink A niestety moja drukarka ostatnio szwankuje, więc tylko taki sposób czytania mi pozostał. Poza tym nie wyraziłem w żadnym miejscu swojej opinii o tekście, tylko wskazałem pewne niedociągnięcia, które wszystkim się zdarzają.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin