Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Pierwszy rozdział [NZ]


 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Suri
Ołówek


Dołączył: 29 Wrz 2009
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:59, 29 Wrz 2009    Temat postu: Pierwszy rozdział [NZ]

Odruchowo, na w pół przez sen wyłączyłam budzik, który jak zawsze zadzwonił o 6.20. Mój dzień zawsze zaczynał się tą samą, cichą, hawajską melodyjką, która jednak, ze względu na okoliczność, nie była przeze mnie mile widziana. Zwlokłam się zamroczona snem z łóżka i natychmiast je pościeliłam, jak nakazywał mi mój zmysł pedantki. Nie mogłam tego tak zostawić.
Pod prysznicem zastanawiałam się długo, czy na pewno kupiłam wczoraj nowe opakowanie chrupków dla Diego, i wtedy zorientowałam się, że właśnie omija mnie wycieczka klasowa do oczyszczalni ścieków. Wyskoczyłam spod prysznica ociekając i parując gorącą wodą i wyciągnęłam komórkę z kieszeni dżinsów zostawionych tutaj wczoraj wieczorem. 6.40, zbiórka była o 6.30, o czym wczoraj na śmierć zapomniałam i nastawiłam budzik na zwyczajną dla mnie godzinę wstawania do szkoły. Nie żałowałam tego, że mnie tam zabraknie, byłam w oczyszczalni już w gimnazjum i wcale nie zachwycił mnie widok wielkich, głośnych maszyn i wszędobylskiego smrodu. Musiałam jednak udawać, że jestem w szkole, ponieważ moi rodzice byli bardzo drażliwi, jeśli chodzi o moją edukację. A nie miałam szczególnego pomysłu jak spędzić te kilka godzin. Z powrotem weszłam pod prysznic i posiedziałam tam nieco dłużej niż zwykle, dając sobie czas na wymyślenie czegoś. Kiedy zaparowała cała łazienka postanowiłam wyjść. Wytarłam się pobieżnie ręcznikiem i owinęłam nim. Szybko rozczesałam włosy lekko szarpiąc je ze zniecierpliwieniem i otworzyłam okno żeby trochę się wywietrzyło. Wyszłam z łazienki i wysuszyłam włosy siedząc na łóżku. Zazwyczaj poświęcałam im więcej czasu, ponieważ są moim zdecydowanie największym atutem. Nie należę do najpiękniejszych dziewczyn, ale te długie blond włosy wyróżniają mnie wśród innych. Straciłam wiele czasu pod prysznicem, więc w pośpiechu ubrałam dżinsy i szarą koszulkę z długim rękawem. Zeszłam po schodach do kuchni gdzie czekała już na mnie ciepła herbata zrobiona przez mamę. Wzięłam duży łyk i zasyczałam parząc sobie język. Mama spojrzała na mnie zza lady z politowaniem.
-Czy kiedyś wreszcie mnie posłuchasz i … -Cathy przerwała Agnes wpół zdania
-Znasz mnie.
Zrobiłam sobie kanapkę i zjadłam ją, prawie nie czując smaku poparzonym językiem. Dopiłam chłodniejszą już herbatę i wróciłam do pokoju po torbę. Zabrałam ze stołu kuchennego drugie śniadanie po czym wyszłam z domu. Dalej nie wymyśliłam, co ze sobą zrobić. Bezmyślnie skierowałam się w stronę przystanku ,na którym zazwyczaj czekam na autobus do szkoły. Minęłam starą panią Minnie, moją chorą psychicznie sąsiadkę, potrafiącą robić w środku naprawdę dziwne rzeczy, takie jak śpiewanie pieśni wojennym na środku swojego trawnika. Pogoda była dzisiaj wyjątkowo sprzyjająca ucieczce z lekcji. Chłodny wiatr przenikał moją koszulkę i powodował gęsią skórkę, ale świecące słońce wywoływało z kolei przyjemne ciepło. Doszłam do przystanku i usiadłam na obdrapanej ławeczce. Po kilku minutach przejechał mój autobus. Pomyślałam, że lepiej by mi się siedziało, gdybym miała książkę. Żałowałam, że nie wpadłam na to wcześniej i nie zabrałam jakiejś ze sobą z domu. Bibliotekę otwierają dopiero za godzinę. Nie mogłam siedzieć aż tyle czasu przy jednej z główniejszych ulic w miasteczku, ryzykując, że po 8 zobaczy mnie ktoś ze znajomych taty i powie mu o tym. Udałam się więc do małego centrum handlowego, wybierając mało uczęszczane drogi, żeby jakoś zająć czas. Odwiedziłam perfumerię i zrobiłam rozeznanie, co kupić mamie na jej zbliżające się 40 urodziny. Wiedziałam, że woli nie świętować zbyt hucznie tej okrągłej i nieco wstydliwej dla niej rocznicy, ale byłam pewna , że dobry prezent poprawił by jej samopoczucie. Znalazłam drogie, różane perfumy w ślicznej buteleczce w kształcie kwiatu i wiedziałam, że to spodoba się mamie. Nie miałam jednak tyle pieniędzy przy sobie, więc tylko zapamiętałam ich położenie by nie błądzić drugi raz wśród wielu półek gdy po nie wrócę. Mogłam teraz odwiedzić któryś sklep z ubraniami lub mój ulubiony, z zabawkami. Mam słabość do puszystych pluszaków, przypominają mi o moim małym braciszku. Weszłam do środka i mój wzrok przyciągnęła od razu zielona, uśmiechnięta gąsienica. Zdjęłam ją z półki i spojrzałam w wyszyte, małe oczka. Nie kosztowała wiele, więc zabrałam ją do kasy i zapłaciłam. Kasjerka uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, toteż odwzajemniłam uśmiech. Wychodząc spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze sporo czasu do otwarcia biblioteki. Przeszłam się po paru sklepach odzieżowych i butikach przeglądając wszystko bezmyślnie. Nigdy nie lubiłam robić zakupów ubraniowych. Nie potrafię skupić się na tych wszystkich otaczających mnie stosach wszystkiego, po kilku minutach zaczynają uciekać mi myśli i patrzę niewidzącym wzrokiem. Tak upłynęło mi kilkadziesiąt minut. Opuściłam puste jeszcze centrum i udałam się powoli powrotem w stronę domu idąc ciasnymi uliczkami i nie poznanymi wcześniej zaułkami. Gdy mijałam dom zachowałam szczególną ostrożność, nie chciałam przypadkiem wpaść na mamę wyprowadzającą Diego na spacer lub idącą na zakupy do pobliskiego sklepu osiedlowego. Biblioteka była kilka minut drogi dalej, co bardzo mi sprzyjało, bo często ją odwiedzałam. Czytanie jest bowiem jedną z moich miłości. Odkąd skończyłam 6 lat pochłonęłam kilkaset książek.
Zanim weszłam do środka zerknęłam na zegarek, było kilka minut po 9. Przywitałam się z niemiłą bibliotekarką i przystąpiłam do przeglądania półek z nowościami. Zaczynałam zawsze od nich a dokładne przeszperanie zawartości zajmowało mi zwykle sporo czasu. Tym razem zupełnie nie musiałam się spieszyć, więc powoli czytałam opisy wszystkich interesujących pozycji. Wybrałam w końcu „Cień wiatru” Ruiza Carlosa. Pokazałam książkę bibliotekarce i wepchnęłam ją do torby obok gąsienicy. Skierowałam się do pobliskiego parku. Doszłam do miejsca, gdzie alejki przeradzały się w leśne drogi, a park w las i usiadłam na starej ławce pod dębem. Za moimi plecami stał stary, zaniedbany dom emerytowanego lekarza, znajomego taty. Pokryty był brązową farbą która łuszczyła się obficie. Przed budynkiem znajdował się duży ogród, zupełnie jednak zapuszczony i zarośnięty dużymi chwastami i chaszczami, jedynie miejsce w którym była ścieżka przejawiało, że ktoś tutaj mieszka. Okna były drewniane i wyraźnie brudne a ogrodzenie posesji częściowo zniszczone i zardzewiałe.
Cień pozwalał mi wygodnie zagłębić się w nową lekturę. Przede mną po niewielkiej polanie biegał bezdomny kundel, poza tym nikogo nie było w zasięgu wzroku. Park był stary, a od czasu powstania nowego z placami zabaw dla dzieci i kawiarnią niedaleko stąd, został zaniedbany i rzadko ktoś tędy przechodził. Sama nieczęsto tutaj przychodziłam, trochę bałam się siedzieć sama w zarośniętym, ciemnym parku, tym razem to było jednak najrozsądniejsze wyjście, aby skutecznie ukryć się przed ludźmi. Usiadłam po turecku i naciągnęłam rękawy na dłonie, które zaczęły mi trochę marznąć przez chłodny wiatr. Wyciągnęłam książkę i zaczęłam czytać. Od razu bardzo przypadła mi do gustu. Opowiadała historię chłopca, który wraz z tatą odwiedził antykwariat i kupił starą książkę, od której zaczęła się jego przygoda z tajemniczym autorem. Po 2 godzinach które upłynęły mi bardzo szybko poczułam ból w plecach. Wstałam i przeciągnęłam się. Wtedy poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam się w stronę posiadłości, ale nikogo nie było ani w zapuszczonym ogrodzie, ani w pobliżu. Od czasu śmierci mojego brata często czułam czyjąś obecność. Psycholog rodzinny twierdzi, że to naturalna reakcja na stratę bliskiej osoby. Nie przejęłam się tym więc zbyt mocno i postanowiłam się kawałek przejść. Nie chciałam brać torby, żeby moje plecy odpoczęły, zostawiłam ją więc pod ławką i miałam nadzieję, że nikt tutaj nie przyjdzie. Odeszłam szybkim krokiem w stronę lasu kierując się do pobliskiego strumienia. Doszłam do końca leśnej ścieżki i zeszłam ze stromej górki podtrzymując się pni wysokich drzew. W dole, prosto ze skały wypływał strumień czystej, zimnej wody. Kucnęłam na drewnianej kładce i zamoczyłam ręce rozmyślając o książce. Po chwili poczułam igiełki zimna przeszywające mi palce dłoni. Wyciągnęłam je z wody i wytarłam w dżinsy. Przeskoczyłam na drugą stronę strumienia i zaczęłam zagłębiać się w coraz gęstszy las. Szłam tak dłuższa chwilę i gdy zaczęłam tracić z oczu zbocze z którego schodziłam, postanowiłam dla rozgrzania przebiec ten kawałek powrotem. Zaczęłam powoli truchtać w stronę strumienia, po chwili jednak poczułam przypływ rozpierającej energii, przyspieszyłam więc i pobiegłam jak najszybciej potrafiłam, wielkimi susami do brzegu strumienia. Podeszłam do miejsca, gdzie się zwężał i przeskoczyłam go. Przysiadłam na chwilę na ziemi aby złapać oddech. Poczułam ciepło płynące do moich kończyn prosto z serca. Poprawiłam rozwiane włosy i wstałam otrzepując spodnie z wilgotnych liści. Zaczęłam powoli wspinać się pod górę, co okazało się dużo trudniejsze niż zejście. Musiałam zrobić przystanek i dopiero po kilku minutach znalazłam się na szczycie. Spojrzałam w dół na wesoło szumiący potok. Bardzo lubię naturę i w takich miejscach jak to czuję się naprawdę dobrze. Spacerem wracałam na moją ławkę modląc się, by nikt tamtędy nie przechodził kiedy mnie nie było i nie zabrał moich rzeczy. Kiedy znalazła się w zasięgu wzroku dostrzegłam pod nią moją brązową torbę na jedno ramię i uspokojona zwolniłam trochę tępo. Poczułam że ból w plecach ustąpił całkowicie, przeciągnęłam się ostatni raz i doszłam do ławeczki. Tym razem położyłam się dla większej wygody na brzuchu, nie dbając o wybrudzenie bluzki. Znalazłam stronę na której skończyłam czytanie i wciągnęłam się na nowo. Wydawało mi się, że las ucichł. Wcześniej śpiewające ptaki na dębie ponad mną czasami aż odrywały mnie od lektury hałasem, który robiły, teraz było tu zupełnie cicho. Uznałam, że pewnie zbliża się południe i być może skończyły na dzisiaj już swoje zaloty. Dla pewności spojrzałam na zegarek. Za nieco ponad 2 godziny kończyłabym lekcje. Nie mogę się zapomnieć i muszę wrócić do domu na czas, jak zwykle to robię, aby mama nic nie podejrzewała. Nie chciałam pakować się w kolejne wywody na temat bezpieczeństwa. Moi rodzice mieli od pewnego czasu świra na tym punkcie. Musiałam się o ustalonych godzinach meldować w domu lub telefonicznie, aby mieli pewność, ze wszystko ze mną w porządku. Uważam to za lekką paranoję, ale dobrze ich rozumiem. Tragiczna śmierć mojego brata Alexandra, zmieniła nas wszystkich. Kiedy odkładałam torbę pod ławkę wypadła z niej pluszowa zabawka. Patrzyła teraz na mnie spod ławki przez szczeble swoimi wesołymi, wyszytymi oczami. Nie mogłam oderwać od niej wzroku, tak bardzo przypominała mi braciszka. Łza zakręciła mi się w oku, wyciągnęłam gąsienicę spod ławki i usiadłam. Wspominałam przez tą chwilę wesoły śmiech Alexa, kiedy opryskiwałam go w lecie wodą ze szlaufa przed domem. Zawsze bardzo uwielbiał wodą, lgnął do niej nie bacząc na konsekwencje. Nie raz w ostatniej chwili rodzice ratowali go przed wpakowaniem się śmiertelne niebezpieczeństwo. Łzy zaczęły ściekać mi po policzkach. Ludzie często mówią, że czas leczy rany. Wydaje mi się, że oni nigdy nie doświadczyli takiej straty, która odcisnęła by się na ich całym życiu w sposób trwały i nieodwracalny. Odejście człowieka ze starości czy w wyniku ciężkiej choroby pozostawia na bliskich inne blizny niż nagła, tragiczna śmierć małego chłopca. Ten ból nie maleje nigdy, zmienia jedynie nieco swoją postać. Z gwałtownej, wielkiej rozpaczy przeistacza się w głęboki psychiczny smutek. Zaczęły mną targać mimowolne skórcze przepony. Zaczęłam głośno płakać, upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu. Pozwoliłam sobie tylko na krótką chwilę słabości i opanowałam się, bowiem skutki mojego płaczu były widoczne jeszcze wiele godzin po nim, a nie chciałam żeby rodzice o tym wiedzieli. Starałam się być dla nich twarda, nie chciałam żeby musieli martwić się jeszcze mną. Wytarłam oczy rękawem i pociągnęłam nosem. Posiedziałam chwilę wystawiając twarz w stronę wiatru, bu trochę ją wysuszyć i ochłodzić rozgrzane do czerwoności policzki. Po chwili ponownie zabrałam się za książkę przyjmując poprzednią pozycję leżenia na brzuchu. Nie mogłam się skupić porządnie na tym co czytałam. Czułam wyraźnie czyjąś obecność, co było wyraźnie skutkiem wspominania brata. Odłożyłam książkę na ziemię i zwiesiwszy głowę z ławki bawiłam się czarnymi kamieniami. Ułożyłam małą piramidkę. Jakieś ptaki zaczęły poruszać się w gałęziach nade mną i przed myśl przebiegła mi obawa, że mogę oberwać jakąś kupą. Rozsądek podpowiadał mi jednak że prawdopodobieństwo jest bardzo niewielkie, więc nie poruszyłam się nawet. Wetknęłam w szczyt piramidy patyczek i zamknęłam na chwilę oczy. Wiatr zawiał mocniej i poczułam przyjemny przewiew we włosach. Po chwili w tej pozycji zaczął mnie boleć kark, postanowiłam się więc odwrócić na plecy, zrobiłam to jednak z zamkniętymi oczami, ponieważ słońce było wysoko na niebie. Odpłynęłam w swoje myśli i chyba na chwilę zasnęłam. Poczułam chłód i przez powieki zauważyłam że słońce zaszło, otworzyłam więc oczy i niesamowicie przeraziłam się oczu patrzących na mnie z drzewa. Zeskoczyłam najszybciej jak potrafiłam, bardzo niezgrabnie z ławki, a serce waliło mi jak młotem. Spojrzałam do góry na dąb pochylający się nad ławką i zobaczyłam na nim patrzącego się na mnie mężczyznę. Siedział na gałęzi 3, może 4 metry nade mną opierając plecy o gruby pień. Miał nieodgadniony wyraz twarzy. Nie poruszył się ani nic nie powiedział. Takie nienaturalne zachowanie wzbudziło we mnie jeszcze większy strach. Z mroczkami przed oczami chwyciłam torbę nie spuszczając intruza z oczu i szybkim krokiem odeszłam w stronę ulicy pozwalając sobie na pierwszy oddech, który odebrało mi wcześniej ze strachu. Zanim się obejrzałam doszłam do zaludnionej ulicy. Odważyłam się obejrzeć za siebie. Stary dąb znikł mi z pola widzenia. Wzięłam parę głębokich oddechów i zaczęłam się uspokajać. Spojrzałam na zegarek. Musiałam zasnąć na dłużej niż chwilę. Bałam się pomyśleć co mógł mi zrobić ten dziwak kiedy tak leżałam na ławce. Nie mogłam zorientować się, kiedy pojawił się na drzewie. Gdy tylko przyszłam na pewno go tam nie było, pamiętałam że patrzyłam chwilę na świergoczące ptaki siedzące na gałęzi, na której później siedział on. Intrygowało mnie, czy planował mi coś zrobić, czy też był po prostu jakimś wariatem lub biedakiem niemającym się gdzieś podziać. Ucieszyłam się w duchu że nie ukradł mi torby i zorientowałam się że zostawiłam pod ławką książkę. Teraz nie było mowy o wróceniu po nią. To jednak nie było teraz moim problemem, książkę mogłam odkupić. Bałam się, co powiedziałaby na tą przygodę mama i postanowiłam jej nie mówić. Mogła by się niepotrzebnie zdenerwować. Po prostu nigdy już nie będę się zapuszczać w takie miejsca. Szybkim krokiem pomaszerowałam w kierunku domu. Kilkanaście minut później dotarłam na miejsce. Wyciągnęłam klucz i otworzyłam wszystkie 3 zamki w drzwiach. Nikt nie przywitał mnie w środku. Mama pewnie była na zakupach a Diego biega za domem. Przezornie zamknęłam drzwi od środka i wepchnęłam trampki do szafki na buty w przedpokoju. Zaniosłam torbę do pokoju i cisnęłam ją w kąt po czym rzuciłam się na łóżko i rozpamiętywałam to co się stało. Zdążyłam już ochłonąć, jednak na wspomnienie tych czarnych, zimnych oczu cierpły mi nogi. Doszłam do wniosku, że ten facet mógł być ćpunem. Mama często ostrzegała mnie przed nimi. Podobno sporo włóczyło się po tamtej okolicy. Usłyszałam szczęk zamka na dole i życzliwy krzyk mamy:
-Jesteś już Cathy?!
-Tak-odpowiedziałam, zeszłam na dół i wzięłam od mamy torby z zakupami pozwalając jej rozebrać się. Wypakowywałyśmy je razem przy stole. Mama spojrzała na mnie dziwnie i wyciągnęła mi z włosów wplątany liść.
-Coś ty znowu robiła?- zapytała mnie z rozbawioną miną. Wzruszyłam tylko ramionami.
-Jak tam w szkole?- zapytała rutynowo. Odpowiedziałam „jak zwykle” pochylając się niby nad torbą by włosy zakryły mi twarz, na której czułam, że robią mi się wypieki. Nie potrafię kłamać. Gdy wszystko pochowałyśmy w odpowiednie miejsca mama zabrała się za robienie obiadu a ja wzięłam Diego na spacer. Diego był wyrośniętym labradorem, którego dostałam na urodziny nie długo po śmierci Alexa. Rodzice robili wtedy wszystko żebym zapomniała. Zawsze marzyłam o psie, ale wtedy nie cieszyłam się nim tak jak powinnam. Otworzyłam furtkę na ulicę rozglądając się na boki, choć wiedziałam, że na pewno nie zobaczę tutaj mojego podglądacza. Poszłam z psem w stronę przeciwną do parku. Poczekałam chwilę gdy zaczął bawić się w owczarkiem jakiejś starszej pani i wróciliśmy do domu. Odpinając Diego smycz, jak zwykle polizał mnie po rękach, to był taki jego sposób na podziękowanie za poświęconą uwagę. Odwiesiłam smycz na haczyk przy drzwiach i poszłam do siebie. Poodkładałam wszystkie walające się ubrania do szafy i wyczyściłam zacieki na lustrze w łazience. Włączyłam mój mały telewizor, nie mogłam jednak skupić się zupełnie na programie. Leżąc na łóżku po chwili poczułam ogarniające mnie zmęczenie. Wyłączyłam głos i wtuliłam się w poduszkę. Nagle poczułam że tracę grunt i zaraz spadnę. Kurczowo złapałam się pościeli, aż złapał mnie skurcz za palec u ręki i obudziłam się. Często budziłam się w ten sposób, nigdy jednak nie przywykłam do przerażenia wywołanego uczuciem spadania. Rozmasowałam palec a po chwili mama zawołała mnie na obiad. Tata był już w domu i to w wyjątkowo dobrym nastroju. Gdy zeszłam na dół chwalił się mamie nadchodzącym awansem. Nigdy nie wiedziałam, czym tak naprawdę się zajmuje. Wiadomo mi jedynie że ma 15 podwładnych, których posyła na jakieś kampanie reklamowe aby dobrze mówili o nowych modelach aut. Tata bardzo lubił swoją pracę, miał wielu kolegów z którymi spędzał często czas nawet po pracy, nigdy jednak nie zaniedbywał mnie i mamy. Pomogłam nakryć do stołu i razem, w ciszy jedliśmy obiad. Kiedy włożyłam sobie do ust spory kawałek kalafiora zadzwonił telefon. Domyśliłam się że to mogła być Ellie, moja koleżanka z ławki z pytaniem, dlaczego nie było mnie w szkole. Nie chciałam żeby to się wydało więc z pełnymi ustami rzuciłam się do telefonu. Po drodze zdążyłam częściowo połknąć warzywo i podniosłam słuchawkę. Odezwał się głoś jakiejś starszej pani, która poprosiła o któreś z rodziców. Przekazałam telefon mamie i usiadłam z powrotem do stołu. Nie mam żadnych prawdziwych przyjaciół, jedynie kilka koleżanek z którymi spędzam czas na przerwach. Nigdy nie byłam duszą towarzystwa, a po śmierci brata stałam się jeszcze bardziej zamknięta w sobie. Nie ubolewałam jednak nad tym. Kiedy coś mnie gnębiło nie miałam komu się wyżalić, ale też nie byłam od nikogo zależna i do niczego zobowiązana.
Pomogłam mamie posprzątać po obiedzie i poszłam na górę. Postanowiłam zawczasu zadzwonić do Ellie i poinformować ją, że zaspałam.
Kiedy wieczorem położyłam się do łóżka, moje myśli dalej wirowały wokół dzisiejszego zdarzenia w parku. Długo nie mogłam zasnąć. Przed oczami miałam twarz młodego mężczyzny, a może chłopaka patrzącego na mnie z kamiennym wyrazem twarzy. Doszłam do wniosku, że nie wyglądał jak narkoman ani biedak. Gdyby nie śledził mnie z drzewa, pewnie nie odróżniał by się niczym od zwyczajnych ludzi.
Obudziłam się gwałtownie późnym rankiem, szturchana przez Diego w brzuch.


Proszę o wyrażanie waszych opinii. Myślicie, że coś z tego będzie? Jest to pierwsza rzecz, którą piszę w życiu, tym bardziej będę więc wdzięczna za jakiekolwiek wskazówki, rady itp. Nie mam pojęcia o pisaniu Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

cheeza
Stalówka


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:54, 01 Paź 2009    Temat postu:

No, no.. Powiem ze zapowiada się bardzo dobrze. Czekam na dalszy fragment. Czytało mi się dość łatwo i lekko, a to dość ważne. Więc byle tak dalej.

A ja bym jednakowoż wolała, żeby Twoje posty były dłuższe i wnosiły coś do tematu. Następne krótkie, pozbawione wartości wiadomości będę kasować.
Mod Zły - Lill


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Suri
Ołówek


Dołączył: 29 Wrz 2009
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:29, 01 Paź 2009    Temat postu:

Ten fragment pisałam w narracji trzecioosobowej. Powiedzcie, czyta się lepiej niż tamten? I podzieliłam go na mniejsze fragmenty.


Angela obudziła się gwałtownie późnym rankiem, szturchana nosem przed Diego. Zwiesiła nogi z łóżka otwierając niechętnie oczy i pieszczotliwie poczochrała psa za uszami. Zarzuciła na plecy bluzę leżącą przy łóżku i zeszła po wąskich, drewnianych schodach na dół. Po środku były wyłożone miękkim dywanikiem, a sam korytarz nie miał okien, więc dopiero wchodząc do kuchni poczuła pod gołymi stopami przeszywające zimno płytek i rażące nieprzyzwyczajone oczy światło słońca. Kiedy wyciągała z górnej szafki kuchennej karmę, Diego plątał się niecierpliwie pod jej nogami i entuzjastycznie machał ogonem uderzając Angelę w łydki.

Kuchnia była utrzymana w nieco staroświeckim stylu prowansalskim. Jasne, rzeźbione, drewniane meble kuchenne miały ciemnomahoniowe blaty. Ustawione były szeregami przy dwóch ścianach, zaś na środku pomieszczenia stał stół z sześcioma miękko obitymi krzesłami . Wszystko to było bardzo ozdobne. Matka Angeli przepadała za takim wystrojem i planowała w ten sposób urządzić cały dom, w czym nie przeszkadzał jej obojętny w kwestii umeblowania mąż. Wypadek Alka spowodował jednak przerwanie remontu i jedynie kuchnia została skończona. W domu nic nie zmieniło się od jego śmierci.

Angela nasypała do miski psa trochę karmy, do drugiego naczynia dolała świeżej wody i zabrała się za robienie sobie śniadania. Stała na jednej stopie, drugą grzejąc o łydkę. Posmarowała bułkę grubo dżemem truskawkowym i usiadła po turecku na krześle, chroniąc nogi przed chłodem podłogi. Jedząc, przeglądała zostawioną na stole przez tatę gazetę. Ominęła dział polityki i zatrzymała się na artykule o znalezieniu dwóch ciał w pobliskim jeziorze.


„Wczesnym rankiem dwunastego czerwca miejscowy rybak zauważył w gęstych trzcinach wystającą z wody ludzką rękę. Podpłynął nieco bliżej, upewniając się, że odnalazł ciało i natychmiast zadzwonił na policję. Po krótkich poszukiwaniach kilkanaście metrów dalej znaleziono drugie zwłoki. Oba ciała były pozbawione niektórych narządów wewnętrznych. Policja próbuje ustalić okoliczności morderstwa i tożsamość ofiar. Do tej pory nikt nie zgłosił zaginięcia tych osób”.


Angela była wstrząśnięta artykułem. Od razu przeszło jej przez myśl, że mordercą mógł być chłopak z drzewa, szybko jednak doszła do wniosku, że to niedorzeczne.

Kiedy skończyła jeść wypuściła czekającego przed drzwiami psa na dwór i omijając po kilka stopni wbiegła po schodach na górę do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Weszła do łazienki i rozczesała dokładnie włosy przyglądając się sobie w lustrze. Lubiła swoje zielone oczy dodatkowo podkreślone idealnie wyprofilowanymi brwiami, co do reszty jednak nie była przekonana. Nie przepadała za kształtem nosa i zbyt wąskimi wargami. Miała jednak doskonałą przemianę materii, dzięki czemu nie musiała się niczego wyrzekać na rzecz zgrabnej figury.

Wychodząc spod prysznica owinęła się ręcznikiem i otworzyła okno wychodzące na ogród sąsiadów. Mieli tam mnóstwo dużych, żółtych kwiatów słonecznika i kilka drzewek owocowych. Na jesień pani Marta często przynosiła im jabłka przy okazji wpraszając się na pogawędkę przy kawie z matką dziewczyny.
Zapowiadała się ładna pogoda, słońce świeciło mocno na bezchmurnym niebie i prawie nie było wiatru. Oporządziwszy się, uporządkowała porozrzucane po pokoju rzeczy. Nie mogła się zdecydować, gdzie położyć nowy nabytek ze sklepu z zabawkami i postanowiła postawić go na półce obok kolekcji książek Stephena Kinga zamiast starego, białego misia, prezentu na walentynki. Miała dwanaście lat kiedy dostała go od tajemniczego wielbiciela pocztą walentynkową w szkole. Bardzo się wtedy zdziwiła, bo żaden chłopak nie okazywał jej zainteresowania, nie wiedziała więc, kto mógłby jej go wysłać i nigdy się tego nie dowiedziała. Ten dzień jednak zapadł jej w pamięć bardzo dokładnie, jako że nigdy wcześniej ani też później nie budziła zainteresowania mężczyzn. Podejrzewała, że jest to spowodowane jej spokojnym usposobieniem i nieśmiałością. Nie podrywała chłopaków, ani nie zachowywała się tak, żeby zwracać na siebie uwagę jak inne dziewczyny, dlatego była niewidoczna. Nie ubolewała jednak nad tym zbyt mocno. Czasami zdarzało jej się marzyć o romantycznej miłości, szybko jednak odciągały ją od tego sprawy rodzinne, nauka lub książki.

Kiedy skończyła porządki, wyszła na taras i obserwowała z niego ulicę przed domem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Suri dnia Pią 15:17, 02 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Lill
Autokrata Pomniejszy


Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 813
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: moja jedyna i ukochana Wieś
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:04, 02 Paź 2009    Temat postu:

Mam ochotę coś ocenić, no to oceniam.

Po pierwsze - cóż to, przepraszam, za tytuł "Pierwszy rozdział"? Nie tytuł, ino jakaś kpina z czytelników. Opowiadanie, choćby najkrótsze, tytuł winno posiadać i to jest pierwsza lekcja na dziś.

Cytat:
cale nie zachwycił mnie widok wielkich, głośnych maszyn i wszędobylskiego smrodu.

Widok smrodu? Jak to sobie wyobrażasz?

Cytat:
Zazwyczaj poświęcałam im więcej czasu, ponieważ są moim zdecydowanie największym atutem. Nie należę do najpiękniejszych dziewczyn, ale te długie blond włosy wyróżniają mnie wśród innych. Straciłam wiele czasu pod prysznicem, więc w pośpiechu ubrałam dżinsy i szarą koszulkę z długim rękawem.

Zaburzenie czasu. Albo teraźniejszy, albo przeszły. To jak z wódką - nie mieszac.

Cytat:
Wzięłam duży łyk i zasyczałam parząc sobie język. Mama spojrzała na mnie zza lady z politowaniem.
-Czy kiedyś wreszcie mnie posłuchasz i … -Cathy przerwała Agnes wpół zdania
-Znasz mnie.
Zrobiłam sobie kanapkę i zjadłam ją, prawie nie czując smaku poparzonym językiem.

Nie rozumiem. Kim, do licha, są Cathy i Agnes?

Cytat:
Minęłam starą panią Minnie, moją chorą psychicznie sąsiadkę, potrafiącą robić w środku naprawdę dziwne rzeczy

Bo na zewnątrz tych rzeczy nie robiła, jasne...

Cytat:
„Cień wiatru” Ruiza Carlosa

*zerk w kierunku regału* Huh, a na moim "Cieniu wiatru" napisali, że autor nazywa się Carlos Ruiz Zafon.

Cytat:
Odpinając Diego smycz, jak zwykle polizał mnie po rękach

Diego odpiął sobie smycz i polizał Cathy po ręce, czy może Cathy odpięła mu smycz i polizała siebie po ręce? Uwaga na imiesłowy, bo wychodzą głupoty!

Drugiej części chwilowo nie przeczytałam. I zapewne już nie przeczytam, nie jestem masochistką.

Droga Suri, nie wiem, czy to Twoje pierwsze opowiadanie, ale na to wygląda (też tak kiedyś pisałam, prawdopodobnie każdy w ten sposób zaczynał). Nie widzę fabuły, nie widzę stylu, nie widzę niczego, co mogłoby mnie przyciągnąć do lektury. Ot, opis codziennego życia jakiejś tam Cathy, o której wiem tyle, co nic. Niby próbujesz uczynić historię głębszą, wtrącasz kwestię śmierci młodszego brata... Ale z tego też nic nie wynika.

Twój tekst jest pisany nieudolnie, roi się w nim od błędów logicznych, stylistycznych, gramatycznych, interpunkcyjnych i jakich tam sobie jeszcze zażyczysz. Język masz poprawny, ale nic poza tym. "Pierwszy rozdział" (czego?) wygląda jak wypracowanie szkolne. Może i napisane na ocenę celującą, ale literatura wymaga czegoś więcej - finezji, kunsztu, a przede wszystkim - pomysłu. I nie, jeden dzień z życia Dziewczyny Która Zaspała nie zalicza się do pomysłów, w każdym razie nie do takich przez duże P. Stylistycznie możesz się podciągnąć, dużo pisząc i dużo czytając. Niestety, pomysłu nic nie zastąpi - albo się go ma, albo niekoniecznie. Ty go wyraźnie nie posiadasz.

Przemyśl trzy kwestie: co chcesz napisać, po co chcesz to zrobić i do kogo swój tekst kierujesz. To pierwszy krok do stworzenia Czegoś.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin