Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Stary człowiek i orzech [NZ]


 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Pierre de Ronsard
Moderator z ludzką twarzą


Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 752
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skarbonka
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:32, 24 Kwi 2011    Temat postu: Stary człowiek i orzech [NZ]

WSTĘP

Dziadek potrafił gnieść orzechy ręką. Układał te drewniane owoce na jakimś „specjalnym miejscu” na dłoni, myślał chwilę, i w pewnym momencie „łups!” – ścianki pękały i można było przegrzebywać palcem w poszukiwaniu „móżdżka”, tej esencji, dla której ludzie ćwiczą swoje organy. Tak jak Dziadek. Sucha jego skóra nie kryła żadnych zadrapań. Może w przeszłości zdarzyło mu się płakać z bólu lub obetrzeć to i owo, jednak dziś, mimo pewnych wad i ułomności, jego dłonie były swego rodzaju immakulatami. Silne i piękne jak Szymon Cyrenejczyk, odporne i wybujałe, od których biła ta sławetna estetyka romańska, której to mógłby być okazem, zamieniony pewnego dnia w dzieło architektoniczne. I czym byłyby jego ręce, te rozgałęzienia?
Lata praktyk uczyniły potęgą najpierw jego pracujące ręce, a potem zęby. Zęby, które pochłaniały kolor orzechowy, będąc odbiciem tego, co spożywał. Na przestrzeni lat intensyfikowała się barwa, a raczej, jak to sam mawiał: „umacniała się w przekonaniu”. A wszystko to pomimo jednolitości zjadanych orzechów, w każdym sensie. Gardło znosiło nawet ostre krawędzie skorup, które przypadkowo, od czasu do czasu, wciągał. Przełyk, żołądek, cały ten układ pokarmowy wyćwiczyły metodę przetwarzania owocków w potwora, który jednak miał łagodny odczyn i raz wypuszczony wskakiwał w otchłań tej karykatury Hadesu i stajni augiaszowej.
Wszędzie były orzechy. W telewizji emitowano programy dokumentalne o uprawie i kulinariach, wszystko powiązane z tym niegodziwym i twardym drewnem, które, raz złamane, dawało w zamian równie niegodziwą i suchą materię dla pobudzenia smaku. Czysty interes, który Dziadek rozumiał od dawna. W radiu orzeszki nie grały już takiej roli jak na ekranie czy w lodówce, ale miejscami można było usłyszeć: „Boże! chwalimy cię”. Umysł starego poczciwca wymazywał pierwsze i ostatnie literki i… wychodziło, jak wychodziło. W piecu palono orzechami. Ciągle to wychodziły nowe rodzaje pokarmów dla dzieciątek, zaś najnowszym smakiem były „nasiona orzechowca”. Nawet prezydentem był człowiek o twardej głowie i nazwisku Laskowy. I tak dalej, i tak dalej.
Nadszedł wieczór. Dziadek śnił o orzechach.
Łupał, łupał, twardniał, kostniał, aż sam zmienił się jakimś dziwnym bogomagicznym trickiem w owoc orzechu. Romańskie wręcz drzewo z dwiema charakterystycznymi potężnymi gałęziami po dwóch przeciwległych bokach wypuszczało go codziennie. I to jego teraz łupali i jedli jemu podobni. Ale nigdy nie osiągną ostatecznego zwycięstwa. Albowiem to padanie w ręce łupaczy było wieczne i perpetualne. Pod milionem postaci Dziadek się krył i żadna siła nie mogła ukrócić procederu niszczenia owocu celem wydobycia móżdżkonasionka, jakkolwiek by się nie starano dłubać. Taka była odwieczna siła natury, taka była przedwieczna siła orzecha, owocu tak niedoskonałego, że w swojej ułomności osiągał doskonałość, nie daną innemu stworzeniu. Animizm głosił to, że dusza kryła się w tych małych i niepozornych zbrojach. Zbrojach… brhroj…zbhrhrhr…
Dziadek chrapał tak mocno, że wiadomym było, że za sekund kilka obudzi się i sięgnie po następne orzechy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pierre de Ronsard dnia Wto 1:57, 26 Kwi 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Lill
Autokrata Pomniejszy


Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 813
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: moja jedyna i ukochana Wieś
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:11, 24 Kwi 2011    Temat postu:

Będzie ciąg dalszy?

Bo jako wstęp do czegoś to tak, ładne, kupuję to, ale jako tekst sam w sobie... brak mi sensu. Ładna scenka bez fabuły, a ja tu jestem matka Joanna od fabuł wszelakich czy coś w te klimaty.

"Boże! Chwalimy cię!" mnie rozwaliło.

Nadto zaś, orzech to chyba nie te święta Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Pierre de Ronsard
Moderator z ludzką twarzą


Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 752
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skarbonka
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:44, 25 Kwi 2011    Temat postu:

NZ to NZ, więc pytanie troszkę takie... pojawia się kwestia sensowności takich oznaczeń, prawda?


ROZDZIAŁ 1
Dziadek się obudził, to w telewizji leciał film pod tytułem „Przebaczcie naszemu zbrodniarzowi”. A taki tam dokument ukazujący wczesne lata życia generała Zaporowskiego, wybielająca ponad miarę gadzinówka, która ogłupia bierne zgromadzenie narodowe. Dziadka, zdaje się, też ogłupiła i w jednym momencie zapomniał, że w czasie dyktatury Zaporowskiego w latach 1950-1971 siedział w więzieniu (przez okres pewien) za rzekomą uprawę orzechów, które zdobył potajemnie od jakiegoś członka byłego lewicowego rządu.
Zaporowski to był jednak drań… ale mniejsza o niego, za rok lub dwa umrze i przepadnie w ludzkiej pamięci gdzieś między wiekiem XVI, a czasami wczesnoteofilowskimi. Orzechy zostaną i dziadek również. Dziadek jako symbol, znak, metafora, alegoria i parabola zarazem. Paradoks, bo nigdy żaden orzech nie dał mu nagrody, orderu wdzięczności ani nie wypowiedział się pozytywnie w czasie tych siedemdziesięciu lat życia starucha. Ale nie raz już słyszeliśmy z tych monotematycznych ust, że na tym polega bezinteresowność, że one nie mają takiej świadomości jak ludzie, pomimo istnienia maleńkich móżdżkopodobnych substancji wewnątrz. Gdy jeszcze jako mały szkrab zapytałem, czy orzechy dlatego są głupie, że my zjadamy ich wnętrze, Dziadek nieomal mnie uderzył, jakbym popełnił świętokradztwo, pytając o to. Nie odpowiedział, rzecz jasna. Samolubny starzec, któremu od zjadania orzechów poprzestawiało się to i owo tu i ówdzie. Bezwiednie wykrył może jakąś substancję zatruwającą mózg i, jako bohater nieświadomy, sam przetestował na sobie, oddając się do wglądu reszcie świata? Bo czym tak naprawdę jest nasze życie jak nie zbiorem wydarzeń obserwowanych przez innych?
Starym ludziom jednak należy się więcej szacunku, pomyślałem. Mają swój świat, swoje klocki, swoje móżdżki. Niektórzy się modlą do urojonego bóstwa, co poniektórzy mówią do siebie, inni malują płoty dziesięć razy tym samym kolorem, a jeszcze inni, ci najdziwniejsi, wspominają czasy złe i przekształcają je w dobre, bo rzekomo teraz się źle żyje. Żyje – i te pomarszczone dziwadła powinny to mieć na uwadze. Ale mniejsza… A to indywiduum, z którym żyć mi przyszło, ten Dziadek jeden wstrętny wymyślił sobie orzechy. I żarł, i krzywił się, i wydalał łupinki, i odrzucał niedojrzałości. Na tym polegało jego nędzne życie.
A na czym polegało moje życie? Na pomocy jemu, nie dość, że bezinteresowniej w teorii, to jeszcze nieodpłaconej i nieopłaconej nigdy. Przychodzi taki gnojek, jakby za karę do takiej „osobistości świata orzechów” i tak pracuje, tak haruje, taki niezadowolony, ale świadom wszystkiego. Świadom swojego braku bycia kontent, nigdy amoralny, zawsze spełniający wszelkie zalecenia. Może ten stary go kiedyś pokocha? Może zauważy coś (pościelone łóżko, umytą podłogę, na ten przykład) i coś powie? Może zapłaci czymś więcej niż kawałkiem orzechu (co zresztą i tak robi niechętnie). Swoją drogą zastanawiałem się, jaki może być stan konta takiego łapserdziada. O ile jakiekolwiek konto posiada... Wiem, że ma córkę i dwóch synów (dla niego dziś to nic nieznaczące trzy orzechy, których odróżnić już nie zdoła), może któreś z nich mu takowe założyło? To nie jest moja sprawa. Ja muszę odbębnić swoje. Ale jednego mu nie wybaczę, a raczej nie wybaczyłbym: gdyby zaczął mnie traktować tak jak swoich kompanów od siedmiu orześci!
Kim jestem? Nie dowiecie się nigdy, drodzy świadkowie. Jest to po części powodowane moim umiłowaniem do świata anonimowego, z drugiej strony zrobiłem kiedyś coś złego, coś karygodnego, za co teraz pokutuję. Niechże moje pochodzenie będzie tajemnicą po wsze czasy. Wiedzcie, że lubię jeździć konno, w myślach, galopować, pośladami zwartymi walić w grzbiet zwierzęcia, wykrzykując co jakiś czas: „ichacha!”, akcentując pierwszą sylabę, jak gdyby cała kontynuacja była nieważna: iłała, imama, irzecha. Tak, orzechy też lubię jeść, ale nie chciałbym, aby moje zamiłowanie do tych (szczególnie włoskich) drewnianych przysmaków wiązało się z tym starym i obleśnym, podłym i karykaturalnym Dziadkiem, do którego czuję obrzydzenie i którego zdefiniowałbym: nie przyznawać się do znajomości, wstydzić się, pracować uń miechanicznie, nie okazując jakiegokolwiek szacunku widocznego. Tak, subrajować ostatnie słowo: widzialnego.
Praca skończona, udaję się do pobliskiej budki telefonicznej (pobliskiej, choć oddalonej przynajmniej o trzysta metrów od miejsca zamieszkania Dz.), wyjmuję żeton, wkładam, wybijam numer i dzwonię. Po tym pełnym nadziei długim sygnale w liczbie trzech słyszę mój ulubiony głosik należący do…
Już nie pamiętam, czy odłożyłem słuchawkę na widełki, czy też rzuciłem, aby zwisając tworzyła wahadełko. Jedno jest pewne: w obliczu dziwnego zjawiska, które kątem oka dostrzegłem, obie te czynności musiały być tak niezdarnie wykonane, że estetyki w tym nie sposób było się doszukiwać, co by zresztą było grzechem straty czasu. Musiałem wracać, zostawiając…
Tak właśnie wszystko zatoczyło krąg, a ja stałem się niejako więźniem tego, co miało nadejść. Więźniem własnej głupoty? Braku zdrowego rozsądku? Pychy? Niedbalstwa? Nienawiści? Puste hasła, które wypełniły moje życie co do milimetra sześciennego. Zastanawiałem się, drodzy świadkowie, czy rozwijać wam ten wątek teraz, czy zaczekać do ostatniego rozdziału, którego będę jednym z bohaterów. Chyba że sami już domyśliliście się, co zaszło przed laty? Wątpię. Za mało danych, by rozwiązać „zadanie”. Tak, to była moja ulubiona odpowiedź na każde matematyczne równanie, chociaż należało wiedzieć, kiedy ją zastosować, aby nie wyjść na idiotę przed mistrzem tudzież nauczycielem. To nie jest manifest polityczny. To nie jest kolejna łzawa parabola złego systemu politycznego. To nie ma nic wspólnego z Zaporowskim: jego osoba pojawia się tu tylko dlatego, że gdy Dziadek spał, opowiadano o nim bajki, a superlatywy lały się niczym żółć z cewki po obfitym piwie.
Kończę, biegnę, aby wziąć udział w zjawisku. Przedsiębiorę się, innymi wyrazy, zostawiając dotychczasowe wolne życie z tyłu, w okolicach budki telefonicznej, w której dziwił się rozmówca tej nagłości.


ROZDZIAŁ 2

(pisane odręcznie)
Wałbrzych, dnia 7 czerwca 1995 roku

nadawca:
Anna Rozleglejska
al. Wyzwolenia 36
25-200 Krzyżowice


Sz.P.
Damian Rosół
ul. Akwizytorów 16 m.10
87-100 Toruń


Szanowny Panie,
Zwracam się do Pana z uprzejmą prośbą o przyjęcie moich zaręczyn, które załączam w kopercie na osobnej kartce papieru. Zdobyłam się na napisanie ich, gdyż uznałam, że Pan, jako człowiek samotny mógłby potrzebować mojej pomocy w osiągnięciu szczęścia doczesnego i, jeśli wierzy pan w Boga, wiecznego. Żywię nadzieję, że ja, jako kobieta piękna i uczynna nie zostanę odrzucona za pierwszym razem. Pan, jako człek przystojny, a co za tym idzie – szlachetny (wedle wiekowej tradycji) okaże cię mężczyzną dobrego serca. Niech nie będą przeszkodą nasze stosunki szef-podwładna. Niech się dzieje wola boska. Niech się dzieje wola Pańska. Jest Pan dla mnie wszystkim.
Za dużo Boga w tym wszystkim, tak myślę. Dlatego niech skieruje Pan wzrok na oświadczyny, które uprzednio załączyłam. A oto moje doświadczenie i edukacja:

1979-1983 – liceum im. Teofila I w Orzechowicach, egzamin dojrzałości.
1983-1988 – studia wyższe na Politechnice Krzyżowickiej, tytuł inżyniera.
1989-1993 – studia doktorskie na Uniwersytecie Humanistycznym w Warszawie, tytuł doktora językoznawstwa.
luty – kwiecień 1994: praktyka zawodowa w biurze tłumaczeń w Krzyżowicach
czerwiec – wrzesień 1994: praca jako tłumacz przysięgły języka francuskiego i hiszpańskiego w Krakowie.
wrzesień 1994 – do teraz: praca u Pana.

Z góry dziękuję za pozytywne rozpatrzenie moich zaręczyn, mojej miłości…


(trzask składanego gwałtownie papieru biurowego)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pierre de Ronsard dnia Wto 2:00, 26 Kwi 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

roślinawędrowna
Wieczne Pióro


Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:12, 28 Kwi 2011    Temat postu:

Cytat:
Może zapłaci czymś więcej niż kawałkiem orzechu

Nie ma się czego czepiać, ale tyle razy padł ten orzech i raz został źle odmieniony - orzecha. Kawałkiem czego? Orzecha. I tyle z wynajdywania błędów. (rozdział I, trzeci akapit)

Kapitalne! A na zakończenie taki genialny, dowcipny list, żałuję, że sama nie zrobiłam takiego numeru, lecz podobny i niestety cały czas ujawniałam, że to żart i głupoty. Ciekawa jestem, czy to sytuacja z życia, bo zdarzają się takie wariatki w rzeczywistości, sama dobrze o tym wiem.

Przejdźmy do całości, bo w końcówce zastanowiłam się nad sobą. To, co właśnie przeczytałam, udowadnia, że ideał perfekcji Lill da się doścignąć. Zostaliśmy przysypani orzechami, ale nie zadusiło to nas, mówię w imieniu czytelników lub przejmuję cudze nawyki kompletnie nieświadomie (niewłaściwe skreślić). Człowiek niepoważny mógłby tylko narobić sobie apetytu, człowiek minimalnie poważniejszy w internecie poszukałby symboliki orzecha, ale potem wydałaby mu się ona zbyt niewiarygodna:
Cytat:
Orzech symbolizuje tajemnicę ukrytą jak jego jądro w skorupce, wróżbę, płodność, Księżyc, egoizm, twardość, prawdę, obrachunek; delicję, smakołyk, rzecz ścisłą, zwięzłą, streszczoną, zajmującą mało miejsca; symbolika pokrewna migdałowi.

Człowiek prawie poważny stwierdziłby, że wszystko się zgadza - cały świat składa się z orzechów.
Człowiek tak poważny, że aż nawiedzony, stwierdziłby, że to prawdziwy absolut.
W każdym razie tekst zmusza do zastanowienia, prowadzi osobę od ignorancji wobec niby zwykłych orzechów, aż do ich kontemplacji i doznania czegoś na wzór katharsis, bo to wszystko przecież nas dotyczy, sami pałaszujemy je z takim smakiem, każdy używa dziadka do orzechów.
Zapewniłeś nam prawdziwą ucztę literacką, smaku nie zmącił żaden inny składnik. I jednocześnie po raz kolejny przyjrzeliśmy się, np. prawdom rządzącym pamięcią ludzką, co skojarzyło mi się z moimi sąsiadami gawędzącymi o tym, że kiedyś były stołówki na Nowej Hucie i można było trafić nawet na gołąbki, a po zmianie ustroju po prostu znikły.
Opowiadanie jest bardzo głębokie i może gdyby to była wersja papierowa, a nie drażniące oczy wyświetlenie na ekranie, każdy by chętnie przeczytał po parę razy, by dogrzebać się do dalszych warstw paraboli.
W zadumie powiem po raz kolejny - KAPITALNE!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Pierre de Ronsard
Moderator z ludzką twarzą


Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 752
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skarbonka
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 14:49, 02 Lip 2011    Temat postu:

ROZDZIAŁ 3

Dochodziła dwudziesta trzecia, a w orzechowickiej remizie wszyscy dobrze się bawili. Stroboskopy wydzielały z siebie tyle różnych kolorów, że ciężko byłoby rozpoznać rasy ludzkie. Świat wirował jak gdyby wszyscy mieli zbiorowy „odjazd” w tym samym czasie. Takie wrażenie odnosili umięśnieni strażacy, którzy stali dwa metry od wejścia i niewiele dalej od pulsującego parkietu. Dziewczyna z wielkiego miasta, przebywająca tu od godziny, zaczynała nawiązywać pierwsze wzrokowe kontakty z resztą. Były tam typowe filmowe córki farmerów, szkoda tylko że tych bez olbrzymich, multihektarowych posiadłości. Tak bardzo nimi gardziła. Nie były ładne, ale w miarę sympatyczne i głupie. Łatwe do poderwania i łase na nasienie ludzkie. Znajdowali się tam synowie rolników, niektórzy nawet przystojni, ale w tej przystojności było coś tak odrażającego, że ta dziewczyna z wielkiego miasta smród obory im przypisywała z góry, a priori. Twarz bardziej pasowała do wideł, leninówki i gnoju aniżeli do teczki czy nowego flakoniku Rabanne. Predestynancja, tak to chyba szło. Nie każda morda pasuje do... nieważne. Na drugi rzut oka wieśniacy okazali się ludźmi i dziewczynie się już nie przykrzyło. Obserwowała ich nieskładne tańce. Coś było w tym chaosie pięknego, doprawionego odpowiednimi błyskami i głośną muzyką.
Godzinę później tańczyła z nie najpiękniejszym, ale najodważniejszym człowiekiem. Wprawdzie poprosił ją do tańca, ale uczynił elegancki ruch z przyklękiem, nie używając słów. Jak wyglądał? Krótkie blond włosy, dziewiczy wąsik, lekki zez. Wzrostu niewiele niższego od niej. Jej wrażliwe nozdrza wyczuwały cebulę i kiełbasę, ale nieznacznie. Tańczyli, z oporem wtuleni do siebie. Kroki ich podążały za sobą. Prowadzili ten wolny taniec na zmianę, raz jedno, raz drugie. Dziewczyna z wielkiego miasta zaczęła czuć się jak w jakimś poważanym stołecznym klubie.
Wystawił zęby, a co gorsza, dziąsła. Krwawiły. Gryzałki jego mieniły się zielonkawym kolorem i była pewna, że to nie od stroboskopów. Matko! On przemówi! To wiejskie zwierzę potrafi mówić, artykułować literki, wyrazy, syntagmy! I to całkiem sprawnie. Przybliżył tłustą łepetynę do jej całkiem miłej główki, a oczy ich spotkały się (z trudem, gdyż miał zeza). Jak zwykle. Jak on śmie, co on teraz zrobi...
- Mogem ciem pocałować? – wyrzekł, całkiem pewny siebie i swoich możliwości rozrodczych.
Rozryczała się i uciekła w atmosferze wielkomiejskiego skandalu, cebuli, przerzucanego z nieludzką siłą gnoju i dokuczliwej, kolorowej muzyki techno.

Tak uciekała, że minęła w nieświadomości zieloną tablicę „Orzechowice”, która wyznaczała frontierę między światem gorszym, a brakiem świata. To puste pole, nienazwane i należące do Bóg wie kogo było jakoby czyśćcem, przystankiem na drodze z piekła do raju. Jeszcze kilkanaście kilometrów i ujrzy ziemię obiecaną. Wielkie miasto. Czy dobiegnie?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pierre de Ronsard dnia Sob 14:51, 02 Lip 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 7:46, 28 Lip 2012    Temat postu:

Roślina twierdzi, że kapitalne. Może po prostu jesteśmy w za mało surrealistycznym nastroju. A może drażni nas aura niechlujności, jak zwykle w Pierre'owych tworach. Są zbyt umowne, zbyt lakoniczne w jednych kwestiach, a zbyt przegadane w innych, by nas przyciągnąć. Nie żebyśmy nie lubili takiego gadulstwa w narracji, ale gdy nie ma nic poza tym, nudzimy się. Gadulstwo nie zastąpi przedstawienia świata (dotąd nie)przedstawionego, nie zastąpi fabuły. Rozdziałów (o ile rozdziałem można nazwać coś długości paragonu ze spożywczaka) jest trzy, a nic się nie dzieje. Trzy rozdziały - jeden pierniczy o orzechach, drugi o jakimś dziadydze, trzeci to wiochowa impreza, zupełnie odstająca od reszty.
Ale szczerze mówiąc, nawet nie chce nam się gadać, bo i tak nic to nie zmieni. Fabuła się nie pojawi, sens także nie, pozostanie ta sama sztuka dla sztuki, wcale nie porywająca ani nie wzbudzająca zachwytu nad kunsztem. Dla nas opowieść ma przenosić nas w inny świat, a nie próbować zasypać bezsensowną gadaniną, zawieszoną w próżni.

Pierre de Ronsard napisał:
z oporem wtuleni do siebie

Coś tu nie gra. Wtulać to się można W coś.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mimi
Kałamarz


Dołączył: 26 Lip 2012
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:48, 28 Lip 2012    Temat postu:

Moje uwagi i rady odnośnie „Wstępu”. Smile

Plusy:
- czyta się lekko.

Minusy:
- wstęp za krótki,
- ciągle mowa o orzechach,
- drobne błędy:
* „Układał te drewniane owoce na jakimś „specjalnym miejscu” na dłoni” - może warto by było wyjaśnić, jakie to „miejsce” na dłoni?
* „Sucha jego skóra” - ma być: „jego sucha skóra”
* „Silne i piękne (przecinek) jak Szymon Cyrenejczyk (...)”
* „A wszystko to pomimo jednolitości zjadanych orzechów, w każdym sensie.” - Zdanie jest niezrozumiałe. O co chodzi?
* „Łupał, łupał, twardniał, kostniał, aż sam zmienił się jakimś dziwnym (przecinek) bogomagicznym trickiem w owoc orzechu. Romańskie wręcz drzewo z dwiema charakterystycznymi (przecinek) potężnymi gałęziami po dwóch przeciwległych bokach wypuszczało go codziennie.”
* „Zbrojach… brhroj…zbhrhrhr…” - A ja się pytam, po co to? Jeśli chciałeś podkreślić, że dziadek zasnął, mogłeś zrobić to w inny sposób.
* „Dziadek chrapał tak mocno, że wiadomym było, że (zamiast „że”, dać „iż”) za sekund kilka (kilka sekund) obudzi się i sięgnie po następne orzechy.”

Chcesz zainteresować czytelnika? Masz tylko jedną szansę! Jeśli piszesz coś dłuższego (a na to wygląda), operujesz w przestrzeni prologu i pierwszego rozdziału. Tu chwytasz czytelnika albo po prostu go tracisz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 17:44, 28 Lip 2012    Temat postu:

Mimi napisał:

* „Silne i piękne (przecinek) jak Szymon Cyrenejczyk (...)”
Nieprawda. To nie wtrącone zdanie. To zwykłe porównanie. W nich nie ma przecinka.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin