Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Włócznia Przeznaczenia [NZ]


 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Coin
Piórko Wróbla


Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Czyśćca.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:24, 01 Kwi 2009    Temat postu: Włócznia Przeznaczenia [NZ]

Moje pierwsze 'dzieło' tu opublikowane. Było by mi miło, gdybyście mi doradzili, co mam zmienić, bo czegoś mi tu brakuje.
Natchnął mnie film [wielokrotnie obejrzany] Constantine.
***
Prolog.

Pozłacane elementy dekoracji kościelnych odbijały się od promieni rażącego tego dnia słońca, wpadających przez wielkie okno umiejscowione nad ołtarzem. W tle słychać było tylko szept, wyznających grzechy, lub też rozgrzeszający. W ławkach siedziało zaledwie pięciu ludzi, opartych na splecionych dłoniach i po cichu wymawiających jakąś formułkę modlitwy.
Jak na wczesną wiosnę było dość ciepło, zdjęła więc płaszcz i położyła tuż obok siebie, delikatnie gładząc jego dość szorstką powierzchnie. Była w dość odległym zakątku kościoła, gdzie zazwyczaj mieściły się różne wystawy, tematyką odpowiednio dobrane do okazji. O tej porze roku, jak zwykle za metalową kratą, mieściła się scena z ukrzyżowania Syna Bożego. Tuż przed wielkim krzyżem klęczały rozpaczające niewiasty, a naokoło pełno było rzymian drwiących z ukrzyżowanego. Doskonale znała tę scenę, co roku bowiem wyglądała tak samo. Jako wierząca, prawie codziennie przychodziła do kościoła. Jej znajomi wchodzili do kościoła raz do roku, ledwie przekraczając jego progi, ona jednak, konserwatywna wierząca o własnych poglądach, nic nie robiła sobie z ich złośliwych dogryzek. Wychowała się w chrześcijańskim domu, gdzie od dzieciństwa wbijano jej do głowy Dekalog, czy nawet zwykłe modlitwy poranne i oczekując od niej perfekcji we wszystkim co robi. Do kościoła przychodziła, kiedy wyśmiewano się z jej wyglądu, tradycji, czy wiary, i gdy adorowano ją jak nigdy. Z kościołem była zawsze, w duchu wierząc w gwarancję tego, że gdy będzie tego potrzebowała to kościół ją wesprze. Na rodzinę liczyć nie mogła…

- Ojcze…?- Delikatnie uchyliła drzwi wejściowe wpuszczając do ciemnego pomieszczenia łunę światła. Odpowiedziała jej głucha cisza, przerywana równymi oddechami, pochodzącymi z kąta pokoju, nie chybnie należącymi do jej ojca. Tylko ten odgłos, od tygodni, ba, miesięcy, informował ją o tym, że jej rodzic jeszcze żyje. Ewentualnie również dźwięk tłuczonego kieliszka, upuszczonego pod wpływem promili we krwi i wiązka przekleństw zaadresowanych do prawie, że każdego – na listonoszu zaczynając, a kończąc zaś nawet na niej samej. Zamknęła za sobą drzwi po cichu przechodząc przez pomieszczenie, próbując nie narobić hałasu, co jeszcze bardziej wzburzyłoby jej ojca. Otworzyła drzwi prowadzące do kuchni i szybko przemknęła do jej środka. Odsłoniła grube zasłony, wpuszczając do pomieszczenia promienie zachodzącego słońca.
Wstawiła na podgrzany palnik resztki wczorajszego obiadu. Usiadła na stołku przed oknem, wpatrując się w wielokolorowy obrazek prześwitujący zza starych kamienic. Ciche skwierczenie co jakiś czas przerywało jej zamyślenie, przypominając o odgrzewanej potrawie i upominając się o jej zamieszanie. Kiedy obiad był już odgrzany, sprawnie przerzuciła zawartość garnka na talerz i odłożyła na stół. Znów się skradając, weszła do salonu, podeszła do okna i jednym, zamaszystym ruchem odsłoniła żaluzje. Usłyszała cichy pomruk niezadowolenia od strony kanapy i podeszła do małego stoliczka postawionego tuż przed meblem. Zgarnęła butelki i szklankę, po czym wróciła do kuchni. Odłożyła wszystko na stół i wzięła talerz z jedzeniem. Usłyszała jakieś ruchy w salonie. Przez chwilę nawet pomyślała, że jest lepiej niż wcześniej, że ojciec wstał sam, bez półgodzinnych namów. Jednak kiedy weszła do salonu, ojca nie było. Usłyszała krzątaninę w łazience, ciężki upadek na kolana i odgłos wymiotowania. Westchnęła przeciągle, odłożyła talerz na stolik i skierowała się w stronę łazienki. Zapowiadała się długa noc. Po raz kolejny.
***
P.S. Za błędy przepraszam, jeszcze szukam bety, ale myślę, że nie ma jakichś powalających.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Coin
Piórko Wróbla


Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Czyśćca.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:13, 03 Kwi 2009    Temat postu:

Rozdział 1.

Ze spokojem siedział na fotelu, obserwując otoczenie. Jak na tak ważne pomieszczenie, nie zachwycało wielkim, tak charakterystycznym dla jego Pana, przepychem. Wnętrze było urządzone bardziej minimalistycznie. Kilka obrazów na ścianach, parę foteli w rogu pokoju, stolik i dwie półki na książki, gorliwie utrzymane w czarno – bordowych barwach. Leniwym wzrokiem ogarnął to wszystko, odruchowo przeczesując czarne włosy.
Jego towarzysz nie był już tak spokojny. Zniecierpliwiony dwugodzinnym czekaniem krążył po salonie z rękoma założonymi do tyłu. Mimo, że urodę miał anielską, jego temperament zdecydowanie potwierdzał jego pochodzenie. Rozszalałe spojrzenie krwistoczerwonych tęczówek ‘biegało’ po całym pokoju, nie mając pojęcia gdzie się ulokować. Gdy patrzył na ignorancję przyjaciela, w tak trudnej sytuacji, stawał się jeszcze bardziej wściekły. Zatrzymał się przy sporych rozmiarów obrazie i szybko zlustrował przedstawioną na nim sytuację – wygnanie Lucyfera z bram niebios. Uśmiechnął się tylko pod nosem i dłuższą chwilę przypatrywał malowidle. Swoim zachowaniem przyciągnął uwagę ciemnowłosego towarzysza.
- Podziwiam go za to. – Odrzekł, przerywając wreszcie długotrwałą ciszę. Blondyn spojrzał na niego z zaciekawieniem. Rozmowy z przyjacielem zawsze go intrygowały, były, bowiem inne. Inne, od tych wszystkich schematów codziennie się powtarzających. Nie bał się też śmiało wyrażać swojej opinii. I właśnie to go zgubiło. Pan ich był wyrozumiały, jednak obok jego zachowania obojętnie przejść nie mógł. Pod czujnym wzrokiem blondyna, kontynuował – To, jak obojętnie obszedł się z wygnaniem… - wyjaśnił, wskazując ruchem głowy malowidło – Chciałbym być tak silny, jak on.
Po chwili ciszy, drugi rozmówca cichym głosem stwierdził:
- Jesteś przecież silny. To, jak zachowujesz się, na co dzień, to…
- To tylko maska, mój drogi przyjacielu. Maska, która z dniem dzisiejszym nie nadaje się już do niczego. – Smutnym głosem przerwał mu brunet.
- Co masz na myśli mówiąc ‘z dniem dzisiejszym’?! Nic nie jest skończone! Przecież…
- Wszystko dobiega końca. Nasze życie też. A z dniem dzisiejszym właśnie moje. Pogódź się z tym, Jesse.
- Nie przerywaj mi! – Blondyn, już na granicy wytrzymałości, uderzył dłońmi zaciśniętymi w pięści, o mały, szklany stolik, roztrzaskując go na kawałeczki.
Nagle, wielkie, drewniane wrota, uchyliły się ukazując za sobą tylko czerń, oraz małego, tłustego ludzika, z palcem przyciśniętym do ust. Wyprostował się dumnie, po czym głosem przepełnionym goryczą przypomniał, że nadal trwają obrady, w związku z haniebnym zachowaniem czarnowłosego. Kiedy drzwi się za nim zamknęły, Jesse splunął w ich kierunku, po czym znów skierował swój obłąkany wzrok na przyjaciela.
- Doan, zrozum… - postanowił spróbować spokojnym głosem.
- Nie, to ty przyjmij wreszcie do wiadomości, że za mój czyn grozi tylko jedno: wygnanie. I jest mi obojętne, czy wreszcie się z tym pogodzisz, czy nie. Mam to gdzieś, rozumiesz?
Jesse spojrzał na niego z rozżaleniem, ale już nic nie powiedział. Nie zdążył, gdyż niespodziewanie wrota po raz kolejny się otworzyły, tym razem o wiele szerzej, i z większym zamachem. Gdy w ich progu ukazał się mężczyzna w podeszłym wieku, Jesse pochylił się nisko, na co Doan tylko prychnął, i gdy oczy ich Pana zwróciły się w jego kierunku pochylił lekko głowę z udawanym szacunkiem. Mężczyzna zaśmiał się gardłowo, po czym usiadł na fotelu naprzeciwko niego. Wpatrywali się w siebie przez kilka minut. Blondyn oglądał to zjawisko z ciekawością, ale też ogromnym zdziwieniem i szacunkiem do kolegi, za taką odwagę. Po chwili, mężczyzna uśmiechnął się szeroko i teatralnie zaciągnąwszy powietrze, zaczął:
- Cóż. Wyrok jest jednoznaczny. A szkoda, a szkoda… Byłeś jednym z moich ulubionych demonów. Pozostaje mi tylko życzyć ci powodzenia, i miłej podróży.
Machnął ręką, i na środku pokoju pojawił się ogromny portal, który miał zaszczyt oglądać niejednokrotnie wygnania i towarzyszące im błagania, szlochy. Doan nie miał zamiaru rzucać się na podłogę, prosząc o wybaczenie. Miał coś, co nie którym demonom Pan poskąpił: dumę. Powoli wstał z fotela i skierował się w stronę ogromnej dziury.
- Jak to?! Tak… tak teraz, zaraz?! – Jesse szarpnął się do przodu, ale jakaś niewidzialna siła uniemożliwiła mu dalsze poruszanie się. Z oburzeniem spojrzał na swojego szeroko uśmiechniętego Pana. Doan rzucił tylko okiem na pomieszczenie, które miał zobaczyć po raz ostatni. Po cichu westchnął. Był przywiązany do piekielnych bram, ale cóż mógł zrobić? Lepsze wygnanie, niż zniszczenie. Brunet zastanawiał się niejednokrotnie nad tym, i stwierdził, że woli samotną egzystencję w świecie ludzi, od zamiany w proch przez człowieka, którego nienawidził z całego serca. Z tą, jakże pokrzepiającą myślą, rzucił się w wir prowadzący go do nowego życia, odprowadzany przez szaleńczy śmiech samego Lucyfera, i rozpaczliwy krzyk Jesse’go. Jego jedynego, teraz już utraconego przyjaciela.
*
Rozdział krótki, mający na celu wprowadzić w dalszą fabułę. Za błędy przepraszam. Poszukiwania bety nadal trwają.
Nadal proszę o rady.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Coin dnia Pią 20:18, 03 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin