Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Wybraniec [NZ]


 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Malajek
Ołówek


Dołączył: 24 Paź 2011
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:22, 16 Lis 2011    Temat postu: Wybraniec [NZ]

Suchość w ustach była nie do zniesienia. Wszędzie gdzie nie spojrzeć połyskiwał złocisty piasek. Słońce niemiłosiernie grzało i nawet szczelnie otulone turbanami głowy nie były bezpieczne. Już pięciu rozchorowało się, stopy boleśnie im opuchły i w końcu padli z wycieńczenia pozostawieni na łaskę bezkresnych piasków północnej pustyni Daam. Nie byli nawet grzebani, bo sił nie można było marnować na tak przyziemne sprawy w obliczu tak poważnego zadania jakie im wyznaczono. Tak więc pozostało ich pięciu, odchodził kolejny, a stojący nad nim jedyny z grupy, siwobrody nie-człowiek, zwrócił się do jego przybranej córki.
-Udar. W końcu wykończy nas wszystkich, panienko Yalashie. Z całego serca współczuję... i wybacz, ale muszę spytać...
-Nie cofniemy się, Filingramonie.
Miała aksamitny głos. Kończyła dopiero siedemnaście lat i choć dla ludzi był to już wiek oznaczający dorosłość, krasnolud wiedział, że jest jeszcze dzieckiem. Nigdy jednak dzieckiem rozpieszczanym, leniwym, czy krnąbrnym. Była to rudowłosa dziewczyna, która stała teraz obok niego i nie odwracając wzroku patrzyła na leżącego przed nią ojczyma, kapitana Thertha, z szlacheckiego rodu Volgrinów. Tym samym Filingramon dowiedział się również, że prócz bardzo wygodnych cech jakimi są pewność siebie i zaradność, posiadała ona jeszcze jedną, zwaną dzielność. A w tym wieku dzielności trzeba było mieć wiele, by w takiej twardości, bez mrugnięcia okiem patrzeć na człowieka, który podarował ci wszystko co mógł, a teraz konał.
Nie był to miły widok. Kapitan leżał na plecach, miał lekko rozchylone, wysuszone i popękane wargi, skóra schodziła mu z twarzy, a palce zdawały się chwytać piasek, lecz jego drobinki uciekały przez nie, podobnie jak i życie chwytającego. Jego błędne spojrzenie błądziło gdzieś po granatowoniebieskim niebie.
Biedny kapitan Therth, tyle mu zawdzięczamy, pomyślał Filingramon i w przeciwieństwie do młodej kobiety odwrócił wzrok. -Teraz to Ty tu dowodzisz, panienko. Mogą być kłopoty. -Odezwał się, spoglądając w zamyśleniu na trójkę pozostałych towarzyszy siedzących trochę dalej na stojących samotnie, dwóch białych, dużych kamieniach. Namawiali się i ukradkiem spoglądali w ich kierunku.
Krasnolud przeczuwał najgorsze, jednak miał nadzieje, że najwierniejsi ludzie dowódcy pozostaną najwierniejszymi nawet po jego śmierci. Pozostawiając więc Yalashie sam na sam z przybranym ojcem, ruszył w kierunku trojga ludzi. Jego potężne buciory o grubych podeszwach zatapiały się głęboko w piasku, a pustynny wiatr rozwiewał poły białego płaszcza szargając nim w najróżniejsze strony.
Przeprawa przez ten teren należała do niesłychanie trudnych, szczególnie jeżeli celem podróży było samo serce pustyni Daam. Tak naprawdę to nikt nie przeprawiał się tędy, prócz paskudnych ludzi Daamantu, dla których Daam była swojego rodzaju domem. Spotkania z nimi obawiano się najbardziej, chociaż kończące się zapasy wody i prowiantu również nie wróżyły dobrze. Po złotych piaskach północy podróżowali już trzy tygodnie i dopiero wczoraj natknęli się na nie wyschnięte źródło wody. Morale opadały dzień za dniem, dni wydawały się coraz dłuższe, a noce coraz zimniejsze. Najmłodszy z nich, Jerża, już jedenastego dnia zwariował i garściami wsypując piasek do ust zajadał się nim, aż zadławił się na śmierć. Na szczęście, ten bezlitosny koniec świata był tylko wierzchołkiem krain Udura, dzielących się na mniejsze i większe królestwa, krainy i Podziemia. Większość z nich wydawała się dużo atrakcyjniejsza od Daam i wspomnienie ich należało teraz do przyjemnych. Nie licząc oczywiście Muarzaratu. Na myśl o tej krainie przechodziły po ciele dreszcze, a po czole i karku spływał zimny pot.
Filingramon oparł stopę o kamień na którym siedzieli nachmurzeni Lemba i Levny, dwóch braci o jasnych włosach i zadartych nosach. Zadartych nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru. Szczególnie ten starszego, czyli Levnego. Naprzeciwko nich siedział potężny, ogolony na łyso, Durba. Zajmował cały, sporych rozmiarów kamień, dłonie opierał na kolanach i eksponował swe szerokie barki. Przez plecy przewieszony miał ciężki, oburęczny miecz, z którym nie rozstawał się pomimo upału i jego wagi. Durba był silny, twardy, użyteczny i przede wszystkim wierny, a w razie potrzeby potrafił skorzystać ze swego śmiercionośnego ostrza, z czego krasnolud doskonale zdawał sobie sprawę. Bracia słuchali się go i trzymali się blisko, a każdy z nich miał jednakowy, biały płaszcz.
Wszyscy troje byli przyjaciółmi i współpracownikami, lecz to największy z nich pełnił rolę mentora i wydawał rozkazy, zaraz po Therthcie i Filingramonie, teraz również po Yalashie, ponieważ kapitan już wcześniej dał do zrozumienia, że jeżeli coś mu się stanie, a jego córka nadal będzie w dobrej kondycji, dowództwo obejmie właśnie ona. Zapewne wiedział, że na pewno się nie cofnie. Nie było to jednak w smak Durbie, a tym bardziej braciom, którzy raczej za nią nie przepadali. Dotąd prowadził ich doświadczony wódz, teraz szefować miała siedemnastolatka z doradcą krasnoludem za plecami. Cała reszta dowództwa usmażyła się, a ludzie, pomimo dobrych słów kapitana dotyczących licznych zalet jakie posiadał Filingramon, dotąd nie zmienili swojego nastawienia. Od czasów wojen z Podziemiem nie ufano krasnoludom, niechętnie z nimi rozmawiano, czy robiono interesy. Nieliczne wyjątki tylko potwierdzały regułę. Wyprawa wisiała więc na włosku, a Levny na widok krasnala skrzywił się i spojrzał spode łba, jakby chciał go nastraszyć.
-Nie patrz tak, bo ci Fil przywali i będzie płacz.
-Zamknij się, Lemba.
-Zapomniałeś już jak ostatnio ci się oberwało?
-A Tobie dawno nikt nie przypierdolił?
-Stul dziób, Levny.
-Spokój. - Zakończył spór Durba. Miał odpowiedni do aparycji, basowy głos i spokojny ton nie znoszący grama sprzeciwu. Gdyby doszło jednak do kolejnej bójki pomiędzy braćmi, zapewne dostałby Lemba. Umiejętności jakie posiadał przewyższały te brata, jednak Levny był lepszy na pięści. Wypić też potrafił więcej.
Łysogłowy Durba widząc, że bracia zamilki, zwrócił się do krasnoluda. -I cóż teraz, brodaczu, jakież nam wieści przynosisz? Therth nie żyje, to i dla kogo iść dalej nie ma. Z resztą i tak prędzej czy później byśmy się upiekli. Czy nie?
-To słońce nas zabije. - Wtrącił się Levny. - Spokój - Powtórzył Durba unosząc wskazujący palec, a Levny zgasł jak zaczarowany. Lemba wstał, bo mu się rzyć za bardzo nagrzała, odszedł kilka kroków i patrząc w dół począł kopać butem dołek w piasku. Wiedział, że jak Durba ustala coś ważnego, nie należy mu przeszkadzać. Można dostać kuksańca, albo i dwa. Swojego czasu dostawał ich wiele, teraz jednak większość zbierał Levny. Lemba okazał się bystrzejszym uczniem. W końcu, gdy zaprzestał bezmyślnie kopać, uniósł głowę i nasłuchując jednym uchem co do powiedzenia ma krasnal, spojrzał przed siebie na wielkie, pogarbione góry piachu przypominające pośladki ulubionej dupy brata, Malwiny. I właśnie w tamtym, wydatnym kierunku, wszyscy zmierzali. Ale to była dopiero dupa... zawsze mu jej zazdrościł, ale cóż, Levny miał większe powodzenie.
Filingramon splótł palce u dłoni, a na nosie wyskoczyły mu kolejne krople potu. Miał purpurową z przegrzania twarz. Jak to krasnolud, był dosyć tłusty, ciężej znosił upały i chyba w ogóle nie lubił słońca, chociaż twardości i samozaparcia nie można mu było teraz odmówić. Wszyscy z drużyny wiedzieli jednak, że cenił cień, ciemne piwo, masywne kamienne stoły i majestatyczne posągi, no i kominek z trzeszczącymi, płonącymi drwami. Po prostu kochał Podziemia, podobnie jak i większość jemu podobnych.
-Nie wiem skąd ten pomysł, panie Durba. -Odrzekł poważnie z bladym błyskiem nieśmiałego uśmiechu. -Panienka doskonale sobie poradzi. -Wielkolud jednak wyraźnie nie dawał się przekonać. -Nam, panie krasnoludzie, do zgonu nie prędko. Nie ufam jej, a i chłopcy jej nie ufają. Przecież to jeszcze dziecko. -odparł.
-Nie pójdziesz za mną? -Delikatny jak aksamit głos zabrzmiał zza pleców Filingramona. Yalashie nie miała w oczach śladu łez, powieki o miedzianych rzęsach otwarte miała szeroko, w wzrok wbity prosto w łysą czaszkę. Jej falowane włosy rozwiewał wiatr, stała pewnie i Durba widząc jej postawę zmrużył oczy. Dziewczyna bez wątpienia prezentowała się godnie niczym ojczym.
-Czemu miałbym to zrobić? -Mruknął, wyraźnie ciekaw odpowiedzi.
Tymczasem Lemba dostrzegł coś niejasnego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Pierre de Ronsard
Moderator z ludzką twarzą


Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 752
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skarbonka
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:32, 08 Kwi 2012    Temat postu:

Cytat:
posiadała ona jeszcze jedną, zwaną dzielność


cudzysłów lub narzędnik
poza tym kuleje interpunkcja w wielu fragmentach (chociaż ja nigdy specem od interpunkcji nie byłem). Przeanalizuj raz jeszcze całość pod względem estetycznym i prozodycznym.

sposób zapisywania dialogu:
Cytat:
Mogą być kłopoty. -Odezwał się

niepotrzebne kropki i duże litery. Jeśli jest to robione wedle uznania, trzeba być konsekwentnym w doborze konwencji.
poza tym przymiotniki niemal w każdym zdaniu infantylizują opowieść.

krótki dialog w okolicach końca to kontrast: po patetycznych uprzednich fragmentach następuje wulgarny dialog. Pytanie: po co taka niezgrabność? Czyżby autor chciał styl Sapkowskiego z Tolkienem mieszać?

Cytat:
Ale to była dopiero dupa


przelała się czara goryczy, niestety. Całość napisana dość estetycznie, fakt, ale czyta się ciężko. Nagle w treścioformie wkraczają jakieś kaleki, które mają się do całości jak dziad z gałązką do ferdydurke.

Cytat:
nie prędko

nieprędko

Coś stylizowanego na fantastykę, ale ja na fantastyce się nie znam i ocenić nie mogę. Może to tylko reportaż z wojny na bliskim wschodzie, któż to wie. Niemniej, znam się trochę na stylu Very Happy Kilka elementów nie pasuje do całości: wymieniłem je. Kilka rzeczy do poprawy, nieliczne literówki. Miejmy nadzieję, że kolejna część będzie jaśniejsza i... lepsza. 3+ na zachętę. Dalej nie wiem, o cóż w opowiadaniu może chodzić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin