Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Zdążyć przed nocą [NZ]


 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Cornelie
Ołówek


Dołączył: 01 Sty 2009
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:02, 01 Sty 2009    Temat postu: Zdążyć przed nocą [NZ]

To mały początek czegoś większego. Bardzo chciałabym poznać wasze zdanie Wink)
Pozdrawiam


Prolog

Mówi się, że samotność jest przygnębiająca, frustrująca a wręcz ściągająca w dół, w nieznane czeluści jakiegoś innego świata, gdzie tak naprawdę nie ma nic poza pustką.
Ale teraz chciałam zanurzyć się w jej odmęty, głęboko i bezboleśnie, poczuć jej silne ręce na moich barkach, wiedzieć, że już nikt mnie nie skrzywdzi. Usilnie wierzyłam, że jeszcze mam szansę obrony przed złem czającym się w tym miasteczku.
Kochałam, byłam kochana i … Tak naprawdę nic więcej nie potrzebowałam. Już teraz mogłam zginąć i nawet nie poczułabym żalu. Nie poczułabym nic oprócz ulgi. Ale i ona nie chciała przyjść.


1. W drodze

Wszystko miałam poukładane. Całe życie. Od pierwszego kroczku do dzisiaj. Myślałam, że organizacja jest pomocna, wręcz niezbędna przy realizowaniu własnych celów. Dopiero teraz stwierdzam, że to tylko mrzonki. Lepiej nie mieć planów, robić wszystko spontanicznie, bez ograniczeń. Moment rozczarowania jest wtedy mniej bolesny.
Przekonałam się o tym nie raz i nie zniosłabym kolejnego. Tak, więc spakowałam walizki, oczywiście spontanicznie, i zdecydowałam się zmienić swoje życie na lepsze.
Od urodzenia mieszkałam w Polsce, małej miejscowości zwanej Wolin. Tutaj się uczyłam, miałam przyjaciół i rodzinę. Wszystko w tym miasteczku miało swoją magię. Może to przez to, że widzę je oczami stałego bywalca, nie turysty. Znam ścieżki, o których nikt nie wie i to jest moja osobista magia, pewna tajemnica, która łączy mnie z tym miejscem. Jednak zawsze ciągnęło mnie dalej, w nieznane a jednak nurtujące. Myśl o podróży, gdzieś gdzie marzyłam, aby się znaleźć była wpisana w mój całodzienny grafik.
Wiedziałam, że trudno będzie mi opuścić rodzinne miasto. Dlatego w przeddzień wyjazdu wybrałam się na spacer po ulubionych miejscach. Był maj. Drzewa zakwitały, w powietrzu unosił się zapach magnolii i wiosny. Czułam jak wszystko na nowo odżywa, tak jak ja.
Mijałam sklepy, apteki i znanych mi ludzi, zastanawiając się nad tym, co będzie dalej, gdzie pójść, zacząć od nowa. Jednak w momencie, gdy weszłam na ścieżkę prowadzącą do lasu, wszystkie myśli odpłynęły w dal. Liczyło się piękno i cisza. To miejsce zawsze mnie uspokajało. Wysokie drzewa, przez które przedzierało się słońce, wydawały się być kolosalnych rozmiarów. Patrzyłam na nie wręcz z uwielbieniem. Nie doszłam do połowy lasu, gdy zadzwonił telefon.
- Tak mamo – powiedziałam dalej wpatrując się w ścieżkę.
- Dzwoniła Catherine. Mówiła, żebyś jak najszybciej przyjeżdżała. Znalazła Ci pracę – głos matki był wyraźnie zmartwiony. Myślałam, że to przez mój wyjazd. Nigdy nie chciała mnie opuszczać, nawet na krótki okres. Była w stosunku do mnie bardzo opiekuńcza. Czasami było to wręcz przyjemne, czasami denerwujące. Nie miałam jej tego za złe. W końcu miała tylko mnie.
- Dobrze, niedługo wracam – rozłączyłam się i zaczęłam wracać do domu. W myślach wyobrażałam sobie jak to będzie. Anglia, Londyn, czy uda mi się tam zaklimatyzować? Czy dam sobie radę w zupełnie obcym świecie? Wierzyłam, że tak. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Ciotka Catherine, nie pamiętałam nawet jak dokładnie wygląda. Minęło tyle czasu. Zdawałam sobie sprawę, że jest zdziwiona moim przyjazdem.
Nie chciałam jednak zaprzątać sobie tym teraz głowy. Szybko wróciłam do domu. Widok magnolii i wyczekującej w oknie matki przypomniał mi chwilę dzieciństwa.
-Mamo, jestem. – Powiedziałam zamykając solidne, dębowe drzwi – Chyba muszę się spakować.
- Tak, wiem kochanie. Ale czy jesteś tego pewna? – Spytała. Zauważyłam strach w jej niebieskich oczach.
- Oczywiście. Pół roku to nie tak długo. Wrócę zanim się obejrzysz – uśmiechnęłam się by dodać jej odwagi. Nie chciała zostać sama. Rzuciłam jej przelotne spojrzenie. Nadal stała na środku pokoju jedną ręką podpierając bok zaś drugą pocierając czoło. Wyglądała na zmartwioną i smutną.
- Mamo, proszę cię. Nie dramatyzuj.
- Przecież tego nie robię. Po prostu się o ciebie martwię. Jesteś jeszcze taka młoda…
- Potrafię o siebie zadbać. Może zapomniałaś, ale 19 lat to poważny wiek.
Miałam nadzieję, że w końcu odpuści, da sobie spokój i przebrnie przez to wszystko bez żadnej rysy.
Zostawiłam ją i skierowałam się do swojego pokoju. Panował tu chaos. Żółta tapeta była miejscami przybrudzona, parapet zagracały puste szklanki i książki, jednak tutaj czułam się wolna. Wolna od wszystkiego. Tutaj mogłam robić, co tylko zechcę.
Powoli zaczęłam pakować przygotowane już rzeczy. Walizka w tempie ekspresowym zapełniła się ciuchami, książkami, płytami a także szczoteczką do zębów, pastą i kosmetyczką. W oka mgnieniu byłam gotowa na przygodę swojego życia.

***
Czekała mnie długa podróż. Najpierw parę godzin samochodem do Niemiec, dopiero stamtąd przesiadka do samolotu – i Londyn, witaj. Mama nie chciała odpuścić i stwierdziła, że zawiezie mnie na lotnisko. Nie mogłam jej odmówić. Wsiadłyśmy, więc do naszego jeepa i ruszyłyśmy. Byłam zbyt zmęczona po nieprzespanej nocy by z nią rozmawiać. Oparłam, więc głowę o szybę i przez chwilę spoglądałam na mijane obrazy. Nie było mi smutno, że wyjeżdżam. Wiedziałam, że niedługo tu powrócę i najprawdopodobniej już zostanę.
Krajobraz zmieniał się z prędkością światła. Nie zorientowałam się, kiedy zasnęłam. Śniły mi się rozległe łąki usłane kwiatami. Czułam ich zapach, dotykałam, ale podświadomie wiedziałam, że nie są realne. Niebo było bezchmurne. Nagle ciszę przerwał pojedynczy grzmot. Usłyszałam, że ktoś za mną stoi. Gdy się odwróciłam stałam twarzą w twarz z najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałam. Wyglądał jak atleta, wysoki i umięśniony, o ciemnych włosach i brązowych, świdrujących mnie oczach. Stałam jak zahipnotyzowana. Podejrzewam, że nawet gdybym chciała ruszyć choćby palcem, nic by z tego nie wyszło. Tępo wpatrywałam się w te niezwykłe oczy. Po chwili zrozumiałam, czemu były jakby nie z tego świata. Była w nich pustka, bezdenna pustka, która zaczęła mnie powoli ogarniać, spychać w niewytłumaczalną ciemność.
Obudziłam się z krzykiem. Przez dłuższą chwilę starałam się pozbierać myśli.
- Nic ci nie jest skarbie? – Spytała mama
- Tak, tak. To tylko sen. – Odparłam szybko. Uniosła brew, jakby mi nie wierzyła.
- Już dojeżdżamy. – Z daleka widziałam lotnisko. Było ogromne. Tłum ludzi to wchodził do środka, to wynurzał się na powietrze.
Mój samolot odlatywał dokładnie za 20 minut. Szybko wyciągnęłam walizki z bagażnika i spojrzałam na mamę. Już widziałam łzy w jej oczach.
- Mamo, ja nie umieram – stwierdziłam sucho. Przytuliłam się do niej szybko.
- Pilnuj się. Będę tęsknić – machała do mnie, póki nie zgubiłam się w tłumie ludzi. Nareszcie wolna.

***

Nienawidziłam latać. Już. Szczególnym wstrętem, oczywiście oprócz mojego lęku wysokości, napawały mnie stewardessy chodzące w przydużej bluzce i z wymuszonym uśmiechem na twarzy. Ten widok zdecydowanie mi nie odpowiadał. Gdyby nie to, że zabrałam ze sobą pasjonującą książkę, zapewne zginęłabym w tej lotniczej dżungli. Z podręcznej torebki wyciągnęłam „Tatianę i Aleksandra” i zagłębiłam się w lekturze. Byłam tak pochłonięta lekturą, że ledwo usłyszałam stewardessę.
- Proszę zapiąć pasy. Przygotowujemy się do lądowania.
Szybko wyjęłam lusterko i spojrzałam na siebie krytycznym wzrokiem. Jasne loki delikatnie opadały na ramiona, oczy nie były podkrążone, więc wyglądałam przyzwoicie. Zawsze jednak dziwiłam się kolorowi oczu. Miały barwę jasnego nieba, skąpanego promieniami słońca. I podobały mi się. Nie byłam chodzącą pięknością, ale nie mogłam uznać siebie za brzydką. Nie wysoka, bo jakieś 168 cm, dosyć szczupła, z wyraźnymi oczami i delikatnymi rysami twarzy. W szkole miałam powodzenia, jednak nie zaprzątałam sobie tym głowy. Nie zależało mi na popularności i chłopakach. Żyłam w swoim, małym świecie, w którym było mi zdecydowanie wspaniale.
Samolot wylądował. Jeśli uważałam, że lotnisko w Niemczech było ogromne, to się myliłam. Londyńskie było zdecydowanie większe i bardziej oblegane. Próbowałam przecisnąć się między ludźmi i szybko wyjść na ulicę. Przeliczyłam się. Tłum był zbyt duży i ściśnięty w sobie, abym mogła bez przeszkód w kilka chwil przez niego przebrnąć. Stałam, więc spokojnie i czekałam aż ludzie zaczną się rozchodzić w swoje strony. Po chwili mogłam już bez przeszkód skierować się w stronę wyjścia.
Powiew chłodnego wiatru na twarzy był wspaniały. Rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu taksówki, kiedy jakiś mężczyzna podszedł do mnie. Wyglądał na 40 lat. Był wysoki i szczupły, miał lekko zmierzwione czarne włosy i przyglądał mi się bacznie spod długich, niewiarygodnie długich rzęs.
- Panna Evelyn Konarska? – spytał uprzejmie nie zrywając kontaktu wzrokowego.
- Tak – odparłam ostrożnie. Pamiętałam nauki mamy. „Nie ufaj obcym”.
- Pani ciotka, Catherine, wysłała mnie, abym odebrał panią z lotniska.
Byłam lekko zdezorientowana. Nie miałam jednak powodu mu nie wierzyć. Podejrzewałam, że ciotka pokazała mu moje zdjęcie, stąd też wiedział jak wyglądam. Nie namyślając się długo podążyłam za nim. Zatrzymał się przy czarnym bmw, otworzył dla mnie drzwi i gestem wskazał miejsce.
Powoli wgramoliłam się do środka ciągnąć za sobą bagaże. Był to ekskluzywny samochód. Nie spodziewałam się, że Catherine jest bogata. Kiedy ostatni raz ją widziałam miałam 7 lat i z tego, co usłyszałam od mamy nie wiodło jej się w życiu najlepiej. Widocznie wszystko się zmienia.
Gdy ruszyliśmy spoglądałam na mijane domy i sklepy. Londyn był wspaniały, majestatyczny i już mnie zauroczył swoim niepowtarzalnym pięknem. Nigdy nie byłam zagranicą, więc wszystko, co się działo na zewnątrz, było dla mnie czymś nowym, ekscytującym. W ten sposób poznawałam inny świat i ludzi, którzy w nim żyli.
Okazało się, że ciotka mieszka w cudownej dzielnicy, Covent Garden. Już wiedziałam, że w wolnej chwili muszę się wybrać do teatru.
Nim się zorientowałam, stanęliśmy przed ogromnym domem zbudowanym w gotyckim stylu. Do wejścia prowadziły dwie, pięknie zdobione kolumny. Drzwi były dwa razy takie jak ja z kołatką przypominającą pysk jakiegoś drapieżnika. Byłam w szoku. Dom był ciemny i duży, czułam jakby przechodziły przeze mnie jakieś dziwne i nieznane prądy. Nie bałam się, tego byłam pewna. Ale rozmiary tej budowli i tajemnica, która niechybnie się w nim znajdowała, wywołały ciarki na mojej skórze.
- Zapraszam do środka - moje rozmyślenia przerwał mężczyzna, który miał "zaszczyt" mnie tu przywieźć. Poszłam w jego ślady. Jak na dżentelmena przystało, otworzył mi drzwi i wprowadził do środka. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Przestrzeń była niewyobrażalna. Sufit znajdował się w miejscu, gdzie wcześniej widziałam niebo. Ornamenty, które go zdobiły przyćmiewały wszystko, co kiedykolwiek widziałam. A to nie koniec. Schody prowadzące na górę, były zrobione z wiśniowego drewna, który znakomicie komponował z resztą domu. Dywan w kolorze krwistej czerwieni, nie kłócił się z mahoniową ścianą. Na każdej z nich znajdowały się obrazy, jak mniemam, znanych twórców. Szczególnie przeważali ekspresjoniści. Zauważyłam Van Gogha oraz Muncha. Byłam pod wrażeniem.
- Witaj Evelyn - głęboki głos ciotki dochodził od strony salonu. Spojrzałam w tamtym kierunku i zaniemówiłam. Catherine była piękna. Długonoga, brunetka o zielonych oczach. Wpatrywałam się w nią i nie wiedziałam, co powiedzieć. Miała na sobie lawendową sukienkę z głęboko wyciętym dekoltem. Poczułam się przy niej mała w swoim zielonym, znoszonym swetrze i spranych jeansach.
- Miło cię widzieć, ciociu.- uniosła dłoń i przywołała mnie do siebie. Zanim do niej podeszłam, zauważyłam pierścionek z brylantem wielkości mojej pięści.
Przytuliła mnie do siebie delikatnie a zarazem mocno. Poczułam przyjemny zapach Chanel.
- John, pokaż Evelyn jej pokój. Zapewne jesteś zmęczona po podróży. Idź odpocznij, kolacja będzie o 19. Wtedy o wszystkim porozmawiamy. - Lekko zmarszczyła brwi i odwróciła się do kominka, w którym buchał ogień.
Mężczyzna przywołał mnie do siebie i zaczął wchodzić po schodach. Były one zakręcone w prawą stronę. Na górze znajdował się długi korytarz. Zauważyłam, że ciotka lubi kwiaty, szczególnie paprocie. A także malarzy. Korytarz rozciągał się w dwie strony, my poszliśmy w prawo. Duże dębowe drzwi prowadziły do mojego nowego pokoju. Otworzyłam je, nie wiedząc, czego mam się spodziewać, ale to, co zobaczyłam przeszło moje najskrytsze marzenia. Na środku stało ogromne łóżka z baldachimem. Delikatny materiał spokojnie spływał po jego brzegach. Wszystko było w kolorach błękitu i bieli. Firanki były długie, od początku okna do samej ziemi. Nad łóżkiem wisiały słoneczniki Van Gogha. Spodobało mi się to. Zaraz po wejściu zauważyłam drzwi po lewej stronie. Prowadziły one do mojej osobistej łazienki, która tak samo jak reszta była niewiarygodnych rozmiarów. Ustawiłam tam szybko swoje kosmetyki, przemyłam twarz i wróciłam do pokoju, aby rzucić się na łóżko. Było miękkie jak puch. Przyłożyłam głowę do poduszki i natychmiast zasnęłam. Ostatni obraz, jaki pamiętam to tykanie antycznego zegara, który wisiał nad drzwiami.

***

To tylko deszcz, powtarzałam sobie, gdy przestraszona otworzyłam oczy, aby zobaczyć skąd dochodził niepokojący dźwięk. Tylko deszcz. Postanowiłam więcej nie zadręczać się irracjonalnymi myślami. Londyn, z minuty na minutę, coraz bardziej rozmywał się przed moimi oczami. Stwierdziłam w duchu, że najwyższy czas, aby zejść na kolację. Szybko przebrałam się w czarne jeansy i szary sweter, zerkając przy tym, co chwilę na zegarek. 18:55.
Gdy wyszłam na korytarz, niemal natychmiast usłyszałam rozmowy dochodzące z, jak mi się wydawało, salonu.
Pospiesznie zbiegłam ze schodów. Pierwsze, co zobaczyłam to tłum ludzi gromadzący się przy ciotce Catherine. Było ich tylu, że zaniechałam liczenia. Posłałam pytające spojrzenie do mojej gospodyni. Najwyraźniej zrozumiała moje zażenowanie, uśmiechnęła się i kiwnęła głową, abym podeszła. Czułam się głupio. Wydawało mi się, że będzie to zwyczajna kolacja a nie bankiet! Otaczali mnie kręgiem przyglądając się przy tym z zaciekawieniem. Przez moment pomyślałam, żeby jak najszybciej stamtąd uciec, zaszyć się w pokoju z dala od ich pięknych twarzy. Wszyscy zebrani byli nad podziw urodziwi. Skala wiekowa wahała się między 25 a 40 rokiem życia.
Przecisnęłam się przez tłum i stanęłam naprzeciw Catherine.
- Moi drodzy, mam zaszczyt przedstawić wam moją siostrzenicę Evelyn – zaczęła, dłonią uciszając zebranych. Z twarzy nie schodził jej uroczy uśmiech podkreślający dołeczki w policzkach. – Przyjechała do mnie aż z Polski. I mam nadzieję, że zabawi tutaj dłuższy okres, niż 6 miesięcy. – Mrugnęła do mnie wymownie. A więc zostałam przedstawiona. Po kilku minutach miałam dość opowiadania o sobie. Traktowali mnie jak największą atrakcję sezonu. Rozpytywali o mój kraj, zainteresowania, poglądy na temat polityki i mody. Najchętniej uciekłabym gdzie pieprz rośnie, ale nie chciałam przynieść wstydu ciotce. Więc robiłam dobrą minę do złej gry i każdemu z osobna tłumaczyłam, z jakiego powodu się tu znalazłam. W tym momencie cieszyłam się, że pilnie studiowałam język angielski i potrafiłam się z nimi porozumieć. Gdy natłok ich pytań był nie do zniesienia, z opresji wyratował mnie lokaj, który oświadczył, że kolacja została podana.
Wszyscy zwartym szeregiem udali się do jadalni. Na środku stał ogromny stół, suto nakryty wszelkiego rodzaju jedzeniem, począwszy od nadziewanego kurczaka po sałatki. W kieliszkach znajdowało się czerwone wino. Ciotka wskazała mi miejsce na drugim końcu stołu. Po mojej prawej stronie usiadła przemiła starsza pani – Madelaine Townsend, zaś z prawej jej ukochany wnuczek Nathaniel.
- A więc co cię tutaj sprowadza? – spytał mnie znienacka. W pierwszej chwili myślałam, że łyżka z jedzeniem wypadnie mi z ręki. Szybko się jednak zreflektowałam i posłałam mu jedno z moich uroczych spojrzeń.
- Chęć zarobku, oczywiście. Studia nie są tanie.
Zdziwił się. Pomyślałam, że nie muszę mu zdradzać nic więcej. Przez chwilę tępo wpatrywał się w swój talerz.
- Czy mogłabyś mi coś opowiedzieć o swoim kraju? – Jego pytanie zbiło mnie z pantałyku. Zastanowiłam się nad odpowiedzią.
- Cóż, Polska jest bardzo piękna, ma swój niepowtarzalny urok. Dużo niesamowitych krajobrazów i miejsc, które warto zwiedzić. – Wspomnienia pochłonęły mnie bez reszty. Nathaniel to zauważył i nie przerywał mi, wręcz odwrotnie, słuchał w maksymalnym skupieniu. – Zresztą, tego nie da się ot tak opisać, to trzeba zobaczyć. – Myślałam, że ucięłam ten temat.
- Tęsknisz za rodziną?
- Nathanielu, jestem tu nie całe 5 godzin. Jeszcze nie zdążyłam.
Rozejrzałam się po sali. Dopiero teraz zauważyłam, że jedno miejsce, po prawej stronie Catherine, stoi puste. Goście rozmawiali w najlepsze. Wzięłam duży łyk wina. Gdy płyn przeszedł przez gardło, poczułam miłe ciepło rozchodzące się po ciele.
Zaczęłam się zastanawiać nad realiami mieszkania tutaj. Skąd w tych ludziach tyle optymizmu i radości? Wszyscy wyglądali na usatysfakcjonowanych swoim życiem.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Nie zwracałam uwagi na to, kto raczył przybyć. Za oknem panowała niczym niezmącona cisza. Deszcz ustał.
Po chwili usłyszałam głos ciotki, która ze śmiechem witała nowego gościa. Spojrzałam w tamtą stronę. Mężczyzna delikatnie przytulał Catherine do siebie. Pocałował ją w obydwa policzki i powiedział do niej coś nad wyraz zabawnego, gdyż po przyjacielsku klepnęła go w ramię. Na jej twarzy wykwitł krwisty rumieniec. Zaczęłam się zastanawiać, kim jest ów gość. Poczułam szybsze bicie serca. Mężczyzna wydawał się być osnuty jakąś tajemnicą, biła od niego siła i męskość. Jeszcze za nim się odwrócił twarzą do mnie poczułam uczucie deja vu. Czemu? Zrozumiałam po paru sekundach. Ów przybysz był mężczyzną ze snu.
Pół minuty zajęło mi dochodzenie do siebie. Nie mogłam oddychać, serce prawie nie wyrwało się z piersi a ręce drżały jak osiki. Spojrzałam w jego twarz. Nasz wzrok skrzyżował się. Te same brązowe oczy, w których wcześniej kryła się pustka, teraz spoglądały na mnie drapieżnie. Czarne włosy w żaden sposób nie dały się ułożyć, prawie każdy kosmyk sterczał w inną stronę.
Zdążyłam zaobserwować, że wygląda lepiej niż we śnie. Szerokie barki, i jak mniemam, umięśniony tors, czyniły z niego kogoś na wzór greckich bogów – idealne proporcje i przystojna twarz. Taksowałam go od góry do dołu nie wstydząc się tego. Dopiero, gdy zauważyłam, że na jego ustach wykwitł ironiczny uśmiech, spłonęłam rumieńcem. Odwróciłam wzrok i marzyłam, aby Nathaniel zaczął rozmowę.
- Kim on jest? – Spytałam go, gdy nieznajomy zasiadł do stołu i nie wywoływał już gorętszych reakcji.
- To James Morgan. Najlepsza parta w mieście. Zresztą sama widzisz, przystojny i bogaty. – Mruknął i szybko zmienił temat. Jednak nie słuchałam go. Chciałam się więcej dowiedzieć na temat przybysza.
- Znasz go?
- Osobiście nie, ale słyszałem o nim parę historii. Nie jest to partia dla ciebie. – Stwierdził rzeczowo, jakby dokładnie wiedział, co mi jest w życiu potrzebne.
- Historii? To znaczy, jakich? – Moja ciekawość była nieposkromiona.
- No wiesz… Był zamieszany w jakieś tam sprawy, z tego, co wiem oczywiście.
Tak, tak, wiedziałam. Osoba Jamesa nie dawała mi spokoju. Czemu pojawił się w moim śnie? Wymyśliłam go? Jak to się stało? Było tyle pytań, na które chciałam uzyskać odpowiedź.
- Czym się zajmuje?
- Ma firmę sprzedającą nieruchomości. Odziedziczył ją po ojcu. W wieku 25 lat jest jednym z najbogatszych ludzi w Anglii. Nie musi nic robić, ludzie na niego zarabiają. – Ton oskarżenia w jego głosie wzbudził we mnie czujność.
Jak na razie nic więcej nie musiałam o nim wiedzieć? Uśmiechnęłam się do Nathaniela i podziękowałam za informację. Zegar wybijał 21. Poczułam się trochę zmęczona, a więc przeprosiłam gości i wstałam, kierując się do wyjścia. Nie zauważyłam nogi od krzesła i potknęłam się. Gdyby nie szybki refleks Jamesa niechybnie znalazłabym się na ziemi, robiąc z siebie pośmiewisko.
Dotknięcie jego dłoni wywołało we mnie dziwne emocje. W mojej głowie zaczęły błąkać się irracjonalne obrazy, zdarzenia, o których nigdy nie słyszałam. Widziałam kobietę biegnącą przez las. Co chwila potykała się o wystające z ziemi gałęzie. Cała jej istota wyrażała strach. Co chwila oglądała się za siebie? Obraz umknął i pojawił się kolejny. Basen – i nagle wszystko się urwało.
Poczułam jakbym coś straciła, nieodwołalnie.
James zerknął na mnie zdziwiony. Szybko puścił moją dłoń i jak gdyby nigdy nic wrócił do rozmowy toczącej się przy stole. Nie czekając na nic popędziłam do swojego pokoju. Na plecach nadal czułam jego natarczywy wzrok.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mad Len
Zielona Wiedźma


Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z komórki na miotły
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:52, 04 Sty 2009    Temat postu:

(zamyśla się)
Zacznijmy od błędów. Nie będę organizować łapanki i wypisywać wszystkich, ale radzę uważnie przeczytać tekst, bo zdarzają się literówki (na przykład: Najlepsza parta w mieście - chyba partia?), a także masz pewien kłopot z zapisem dialogów. W takiej sytuacji:
- Jestem - powiedziała XYZ.
Nie stawiamy kropki po wypowiedzi, a później piszemy z małej litery;) Poza tym liczebniki (z wyjątkiem dat) zwykle pisze się słownie.

Co do samego opowiadania...
Styl nie jest szczególnie zły, ale wydaje mi się, że brak ci jeszcze wprawy. Ale cóż, to przychodzi z czasem. Akcja w mojej skromnej opinii leci na łeb na szyję, więc trochę bym zwolniła. Postanowienie wyjazdu, podróż, dziwny sen, przyjęcie u ciotki i spotkanie chłopaka ze snu to chyba trochę za dużo jak na jeden rozdział, przynajmniej dla mnie. O głównej bohaterce na razie nie wiemy za dużo... mam nadzieję, że w dalszych rozdziałach przedstawisz ją nieco lepiej.
Co do fabuły, trudno powiedzieć o niej coś na podstawie takiego fragmentu.

Jeden rozdział to za mało, żeby wyrobić sobie jakąś konkretną opinię. Jak na razie nie jestem pod jakimś specjalnym wrażeniem, ale wrócę, żeby przeczytać następne rozdziały. Nie zniechęcaj się, myślę, że jeśli się postarasz, coś z tego będzie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin