Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Cierpki smak herbaty [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Martwa
Piórko Wróbla


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: szafy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:08, 31 Sie 2008    Temat postu: Cierpki smak herbaty [M]

Uwaga: Świat przedstawiony nie jest światem Warhammera, mimo że także nazywa się Stary Świat.


Charlotte objęła dłońmi kubek. Ciepło wydzielane przez napój przyjemnie ogrzewało palce, a gdy uniosła naczynie do ust, para zarumieniła zziębnięte policzki. Zamknęła powieki i upiła łyk, siorbiąc, bo herbata była gorąca. Rozkoszowała się cierpkim smakiem drapiącym podniebienie, mlasnęła raz czy dwa. Postawiła kubek na stole, strzepnęła z niego jakieś paprochy niewiadomego pochodzenia, i rozejrzała się po pomieszczeniu.
Gospoda była pełna gawiedzi, nad którą unosiło się gęste od dymu i innych gazów powietrze. Niektórzy ludzie, najprawdopodobniej drwale, popatrywali na Charlotte ukradkiem, zastanawiając się, co robi tu ta niska postać w szarym płaszczu. W Starym Świecie wszyscy doskonale wiedzieli, że osobnicy ukrywający się w przepastnych pelerynach nie wróżą nic dobrego. Dlatego zerkali na nią przekrwionym wzrokiem znad kufli piwa i złorzecząc na nadciągającą wojnę, bo im bliżej wojny, tym więcej szarych płaszczy.
Charlotte spojrzała na otyłego karczmarza, obserwując jego działania. Unosił on tasak, dzierżąc go w pozbawionej palca serdecznego dłoni, drugą zaś odgarniał tłuste kosmyki z twarzy. Mierzył w wypchany łeb łosia, ukazując różowy koniuszek języka i rzucał, trafiając najczęściej kilka cali od celu. Pluł potem z obrzydzeniem na ladę, niezadowolony.
Znów uniosła kubek do ust i upiła kolejny łyczek, parzący podniebienie. Tak, pyszny Earl Gray, szary hrabia wśród herbat, odznaczający się niepowtarzalnym aromatem. Aż zdziwiła się, że mieli go w tej dziurze. Nie spodziewała się tego po wulgarnym karczmarzu, charczącym z niesmakiem, kiedy poprosiła o kubek herbaty. Nie dość, że kobieta, że w szarym płaszczu, to jeszcze gardzi piwem. Schłodzonym, podawanym w kuflu z tłustymi plamami po paluchach i niezidentyfikowanych obiektach pływających na piance.
- Poproszę herbatę Earl Gray – powiedziała cicho, delikatnie kładąc ręce na barze, starając się nie przejmować zalegającą warstwą brudu.
- Nie ma cukru – warknął karczmarz i splunął na ladę, tuż przed Charlotte. – Tylko burżuje wpieprzają cukier.
- Poproszę bez cukru.
- Herbatę?
- Tak, Earl Gray, jeśli państwo mają.
- A po co ci herbata? – ryknął karczmarz. Kilku drwali obróciło się, próbując zogniskować zdziwione spojrzenia na postaci w szarym płaszczu. – Tylko burżuje żłopią Earl Graya!
- Żeby ją wypić. Ile płacę?
Facet podrapał się po szczecinie na brodzie, podrapał się po brudnym fartuchu, opinającym się na brzuchu i podrapał się w czubek głowy.
- Jeden złoty galeon.
Charlotte lekko zaskoczyła podana kwota, ale po chwili sobie uświadomiła, że jest burżujem, a z tych to trzeba zdzierać ile się da. A poza tym co jej szkodzi tyle zapłacić za ostatni kubek herbaty?
- Poproszę więc herbatę Earl Gray bez cukru, zapłacę jak dostanę.
Karczmarz spojrzał uważnie na Charlotte i próbując dojrzeć coś w cieniu szarego kaptura, mełł ślinę. W końcu splunął na ladę i zniknął, by powrócić po dziesięciu minutach z herbatą. Charlotte rzuciła monetę na bar i zabierając kubek, usiadła w kącie.
Postać w szarym płaszczu, siedząca przy stoliku w mało widocznym miejscu, starająca się nie być zauważona, a przez to będącą najbardziej obserwowaną osobą w karczmie. Czyżby kolejny mało doświadczony poszukiwacz przygód? Długo nie pożyje, potwory mieszkające w okolicznych lasach lubią w takich smakować. Jeden z drwali pochylił się nad uchem swojego kolegi i wybełkotał:
- Widziałem miecz. Ma miecz pod tym płaszszszem...
- Nie, to nie miecz. To krasnoludzki topór – zaprotestował kolega, pewny swej racji, zaś nie pewny pionu, kiedy próbował dyskretnie zajrzeć pod płaszcz Charlotte.
- Panowie! – zawołał trzeci drwal. – To katana!
- Morgenszszsztern, co najmniej.
- A widziałeś ty kulę z kolcami między jej nogami?! To przecie cep zwykły, do młócenia zboża.
- Łuk, panowie.
- A stszszszały gdzie chowa?
- W skarpety. Jak Charlotte Laurent!
- To miecz... Mówię wam, panowie.
- Jakoby taki dwuręczny...
- Mnie tam wygląda na trójręczny... – mruknął jeden, mrużąc oczy.
- Produkują takie?
- A jasne. Mało to dziś mutantów?
- To gdzie ona ma tą tszszszecią rękę?
- Schowaną. Przecież nie może pokazać, że jest mutantem.
Jeden wciągnął ze świstem powietrze.
- Skoro ma tszszszy ręce, może mieć i cztery....
- A nawet pięć...
- Może nas pozabijać! Jak Charlotte Laurent w „Pod beznogim wariatem”! Do dziś mówią o jedenastu martwych trollach położonych jednym cięciem miecza!
- Panowie! Czas na ewakuację. Przecie owdowieć swych żon nie chceta! – krzyknął jeden, wstając i wychylając kufel do końca. Odstawił głośno puste naczynie, wytarł usta wierzchem dłoni i charknął. Spojrzał lękliwie na Charlotte, patrząc na jej ręce obejmujące kubek, wyraźnie dwojące mu się w oczach i chwiejnym krokiem wyszedł, a za nim koledzy.
Charlotte z ciekawością obserwowała, jak nagle drwale wstają i wychodzą... Jeszcze nikt jej nie porównywał do mutantów i nie doszywał jej dodatkowych rąk, nie mówiąc już o wydłużaniu rękojeści miecza. Ale o morgenszternie już słyszała, strzały w skarpetkach mimo niewygody i braku użyteczności w walce, także już przylgnęły do jej nazwiska. Co prawda nie wiedziała czemu, bo strzelać z łuku nie potrafiła, ale nie mogła powiedzieć, że jej to nie pochlebiało. Sława o niej obiegła cały Stary Świat. Cóż, tym lepiej dla niej.
Napiła się herbaty. Ciepło wlało się jej do gardła, dolało otuchy do serca, drapiąc podniebienie.
Kiedy gospoda prawie cała opustoszała, gdyż pijana gawiedź wystraszyła się mutanta w szarym płaszczu, a kubek Charlotte był napełniony herbatą tylko do połowy, karczmarz zaryczał. Grymas na jego facjacie budził niejasne skojarzenia z uśmiechem, zaś tasak tkwił w pysku łosia, beznamiętnie patrzącym w dal. Nieliczni teraz goście zaklaskali kilka razy i powrócili do swoich spraw.
Charlotte starała się nie okazywać niepokoju, który drażnił ją od środka, mimo herbaty. Śliskimi łapskami ściskał ją w środku, nie pozwalając na choć jeden spokojny wdech. Ale nic się nie działo, widziała jak za dawno niemytymi oknami prószy śnieg...
Kiedy świat przykryje się bielą, kiedy spacerować będziesz w szarości, kiedy świat będzie targany niepokojem i ty także, twe ukojenie w herbacie, dziecinko. Cierpki smak Earl Graya i cierpki smak życia. Gdy jedno się skończy, drugie także, dziecinko, gdyż takie jest twoje przeznaczenie, zakosztować po raz ostatni szarej herbaty, kończąc tym samym kosztowanie życia...
- Ale czemu? Ja nie chcę umierać!
- Spokojnie, dziecinko. Jeszcze masz czas, jeszcze masz czas...
- Ale ile?!
- Kiedy przyjdzie ta chwila, będziesz wiedzieć, dziecinko, oj, będziesz wiedzieć.

Charlotte wiedziała, że ta chwila właśnie nadeszła. Śnieg szybko podbił cały Stary Świat, szykujący się do wojny. Wszędzie wisiały listy gończe z jej podobizną, głoszące, że Charlotte Laurent jest parszywą i podłą kryminalistką, oskarżoną o dziewięć morderstw, osiemnaście kradzieży, siedem porwań i trzy gwałty, nie wspominając o masie innych przewinień. Więc ukrywała się, wierząc, że najlepszym sposobem na pozostanie niedostrzeżoną, jest nie schodzenie z sceny, bycie wciąż widzianą. Dlatego podróżowała po najgorszych spelunach, przybrana w szary płaszcz, ukrywając pod kapturem twarz kojarzoną przez większość ludzi z przydrożnych słupów.
Ale kiedy galopowała przez śnieżną zamieć, poczuła nagłą chęć, ogromne pragnienie napicia się herbaty, Earl Graya konkretniej i nie mogła myśleć o niczym innym, jak o kubku pełnym parującego napoju i wiedziała, że właśnie nadszedł koniec.
Czarna toń parująca w kubku wskazywała, że pozostało jej jeszcze pięć łyków życia.
Charlotte westchnęła. Nie tak to sobie wyobrażała. Myślała, że koniec nastąpi, kiedy będzie miała męża, trójkę dzieci i sześćdziesiątkę na karku. I w pobliżu nie będzie plującego karczmarza. A tak, zupełnie niechcący, została kryminalistką, podłą i wstrętną, jak głosiły plakaty. Cóż, przynajmniej jest sławna. Przejeżdżając raz przez jakąś wioskę, słyszała jak matka strofowała córkę, by ta nie biegała po największych kałużach z największymi urwisami, bo inaczej „skończy jak ta paskuda Charlotte Laurent”. A w jednej gospodzie, podobnej do tej, w której teraz siedziała, posłuchała pieprznego dowcipu o „cycatej Charlotte Laurent”. Choć, trzeba przyznać, odbiegał daleko od brutalnej prawdy, to był naprawdę zabawny.
Mocna, niesłodzona, czarna herbata. Cierpka i gorąca, esencja życia.
Drżącą ręką uniosła kubek. Pociągnęła kolejny łyk, mały i trwożliwy. Przełknęła go szybko.
Może przecież uciec. Pozostawić niedokończoną herbatę na stole i wyjść, mając w nosie przepowiednie starej i schorowanej kobiety, która z pewnością była trochę sfiksowana od tych oparów i kadzidełek. Jest jeszcze szansa.
Charlotte spojrzała w czarną toń Earl Graya.
Czyżby Charlotte Laurent miała skończyć z powodu herbaty? Ta sławna Charlotte Laurent, której twarz jest poorana bliznami i szramami, pamiątkami po zwyciężonych przeciwnikach? Ta niepokonana Charlotte Laurent, której miecz półtoraręczny jest znany na cały Stary Świat? Ta przerażająca Charlotte Laurent, której nazwisko budzi strach u stukilogramowego krasnoludzkiego wojownika? Ta niepokorna Charlotte Laurent, która ośmieliła się wymknąć ze stalowych kleszczy prawa Starego Świata?
Nie. Charlotte Laurent tak nie zginie.
Postać w szarym płaszczu gwałtownie odstawiła kubek i wstała, szybko przemierzając gospodę i wychodząc. Trzasnęła drzwiami.
Karczmarz splunął.
- Parszywe burżuje, herbaty się zachciewa! Dobrze, że się wyniosła!
Ogromne łapsko chwyciło kolejny tasak i rzuciło w stół, przy którym niedawno siedziała Charlotte.
- A masz!
Kubek rozprysł się na trzy kawałki, herbata rozlała się na brudny stół. Earl Gray w przybrudzonym świetle lampy naftowej, zawieszonej u sufitu, mienił się ciemnym bursztynem. Co więc było w nim szarego?
Za oknem białe płatki lawirowały w powietrzu, tańcząc i kończąc żywot na kapturze. Śnieg opadał na szary płaszcz, powodując, że ten wtapiał się w krajobraz, białoszary.
Charlotte podeszła do swojego konia i jednym skokiem usiadła na siodle, wsunęła stopy w strzemiona. Poprawiła kaptur i pogoniła łydkami karego rumaka. Ten ruszył smętnie, kopytami brodząc w szarej brei, śniegu zmieszanym z błotem. Charlotte z dużym wysiłkiem zmusiła konia do kłusu, domyślając się, że na galop nie ma szans. Zwierzę z niezadowoleniem kręciło łbem. W zimnym powietrzu skóra parowała, przypominając wciąż dziewczynie o herbacie.
Cierpki smak Earl Graya i cierpki smak życia.
W końcu wyjechała na gościniec, kopyta głucho uderzały w kamienie. Koń samowolnie zwolnił do stępa i niechętnie wlókł się do przodu, potrząsając wciąż łbem, aby strząsnąć śnieg. Charlotte poklepała go po szyi.
- Wiem, że to nie idealna pogoda i pora na podróż, ale nie jest źle. Ciesz się, że w ogóle żyjemy.
Niepokój, z chwilą gdy Charlotte wyszła z gospody, przemienił się w strach, który teraz ze zajadliwością gryzł ją od środka. Rozgościł się w jej duszy i radośnie szerzył spustoszenie w zdrowym rozsądku.
A jeżeli Charlotte jednak nie żyje? Jeżeli ten gościniec prowadzi ją prosto do bram Krainy Umarłych? Jak te wszystkie inne?
A to wszystko przez jeden kubek herbaty. Albo i więcej.
Charlotte nagle pomyślała, że teraz z chęcią by go dopiła, bo jest tak zimno, kiedy się wolno jedzie przez śnieżycę, która powoli cię zasypuje...
Herbata. Przekleństwo Charlotte Laurent. Ile to już ona odwiedziła gospód, ile kubków nie dopiła, myśląc, że to jej ostatni?
Może na to nie wygląda, ale herbata jest niebezpieczna. Zatruła życie Charlotte Laurent, która przemierzała cały Stary Świat w poszukiwaniu i równocześnie uciekając przed kubkiem Earl Graya. Piła go, aby rozkoszować się jego smakiem, pewna bezsensowności swego istnienia i zostawiała niedopitą herbatę, wybiegając z gospody, by uratować tchórzliwy tyłek Charlotte Laurent. I tak wciąż, poszukując i uciekając przed końcem, majaczącym na dnie kubka parującej, mocnej herbaty bez cukru.
Cierpki smak herbaty i cierpki smak życia.
Śnieg sypał z szarego nieba, przysypując małą postać na koniu, podążającą wciąż przed siebie, jadącą tam, gdzie wiódł ją gościniec. Wiatr zacinał płatkami tak, że po chwili nie było nawet widać, że Charlotte Laurent przejechała tuż obok. Chociaż przez jakiś moment na horyzoncie majaczyła jakaś ciemna plama, to szybko znikła, i Stary Świat pogrążył się w niczym niezmąconej szarości.
Jakbyś kiedyś zobaczył niską postać w szarym płaszczu, pijącą kubek Earl Graya, to przekaż jej, że herbata zielona działa na uspokojenie, doprowadza do harmonii i spokoju ducha.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

kate-rama
Ołówek


Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:17, 31 Sie 2008    Temat postu:

Witaj!
Tekst ma niepokojący, intrygujący klimat. Zazdroszczę ludziom, którzy umieją wykrzesać taki klimat tudzież wytrzepać z rękawa, a przecież tak łatwo mogli spaprać całość. Scenka, właściwie, jakich wiele. Nie zakrzyknę jednak "BYŁO!!!" bo ujęło mnie... ujęcie tematu, hehe. Nawet jeśli czasem w podniebienie kłuje pewna wtórność. Mam słabość do motywu Żyda Wiecznego Tułacza. Jest bardzo ładnie i choć może gdzieś mogłabym się poczepiać, wpiszę tekst na listę ulubionych, której jeszcze nie mam.
pozdrawiam Kasia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Martwa
Piórko Wróbla


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: szafy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:19, 31 Sie 2008    Temat postu:

ha! Dziękuję bardzo. Nie wiem jak mi to wyszło z tym klimatem, ale dobrze, że jest:) Co o Tułacza, to zakończenie najpierw miało być inne, iż ona jednak zginęła, aczkolwiek myślę, że tak to jakoś lepiej wygląda...
Mój brat, który został pierwszy obarczony skomentowaniem tego tworu, powiedział jak zawsze, że jest infantylne.
No ale dziękuję za tak pochlebną krytykę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

caislohen
Orle Pióro


Dołączył: 25 Mar 2008
Posty: 182
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:33, 31 Sie 2008    Temat postu:

Jako że mam parę minut, to poświęcę czas na przemielenie tego tekstu. Mam nadzieję, że coś wynajdę.
Cytat:
Charlotte objęła dłońmi kubek. Ciepło wydzielane przez napój przyjemnie ogrzewało palce, a gdy uniosła naczynie do ust, para zarumieniła zziębnięte policzki. Zamknęła powieki i [/b]upiła łyk

Widać co odnosi się do czego, a jest to pewnie odmienne od założenia. Błąd?
Cytat:
Facet podrapał się po szczecinie na brodzie, podrapał się po brudnym fartuchu, opinającym się na brzuchu i podrapał się w czubek głowy.

I jeszcze po paru innych swędzących miejscach.
Cytat:
Postać w szarym płaszczu, siedząca przy stoliku w mało widocznym miejscu, starająca się nie być zauważona, a przez to będącą najbardziej obserwowaną osobą w karczmie

Zdanie-miał - tak oznaczam takie i podobne zdania. Nie wiem o co chodzi. I to nie jest moja wina. Zdanie długie, zawierające dużo imiesłowów - odbija się po takiej porcji porządnie.
I jeszcze drobna uwaga: jeśli siedząca, starająca, to także będąca - a jeżeli będącą, to starającą, siedzącą.
Cytat:
Do dziś mówią o jedenastu martwych trollach położonych jednym cięciem miecza!

Istny Kill Bill.
Cytat:
dziewięć morderstw, osiemnaście kradzieży, siedem porwań i trzy gwałty, nie wspominając o masie innych przewinień.

Mały dorobek, jak na budzącego strach opryszka. Chyba że zabiła jakieś waże persony, to wtedy nie mam nic do powiedzenia. Na myśl o gwałtach nieco się uśmiechnąłem.
Cytat:
Ta sławna Charlotte Laurent, której twarz jest poorana bliznami i szramami, pamiątkami po zwyciężonych przeciwnikach? Ta niepokonana Charlotte Laurent, której miecz półtoraręczny jest znany na cały Stary Świat? Ta przerażająca Charlotte Laurent, której nazwisko budzi strach u stukilogramowego krasnoludzkiego wojownika? Ta niepokorna Charlotte Laurent, która ośmieliła się wymknąć ze stalowych kleszczy prawa Starego Świata?

A karczmarz potraktował ją jak każdą inną dziewkę, a przecież mogła po rozpołowić klingą i byłoby po sprawie. Co prawda nie napiłaby się herbaty. Ale nie pasuje mi to do charakterystyki postaci. Kobieta trwoży najodważniejszych, a jednak znajduje się ktoś kto z niej kpi. A może karczmarz jej nie poznał, albo był głupi? To tyle, jeśli chodzi o moje spostrzeżenia. Może się mylę...
Cytat:
W zimnym powietrzu skóra parowała

Za raz potem wyparują organy wewnętrzne.
Cytat:
W końcu wyjechała na gościniec, kopyta głucho uderzały w kamienie. Koń samowolnie zwolnił do stępa i niechętnie wlókł się do przodu, potrząsając wciąż łbem, aby strząsnąć śnieg.

I tutaj zastanawiam się nad prawdziwością i realizmem. Sypie, że aż koń musi potrząsać głową, a gościniec nie jest zaśnieżony.
Cytat:
jedzie przez śnieżycę, która powoli cię zasypuje

A gościniec zostaje nadal odśnieżony.

A teraz ogólnie.
Dziwny tekst. Dobrze, że krótki, bo nie wiem, czy bym doczytał. Zdania drętwe, czasami wręcz, aż odrzucające. Nie wiem, co pisać - po prostu tekst mi się nie podobał. Może po kolejnej obróbce i poprawkach będzie lepiej, ale wątpię, czy skusiłbym się jeszcze raz.

PS - może i mój mózg nie wysyła wystarczającej ilości impulsów, a szare komórki zbladły - ale w ogóle nie wyczułem tutaj żadnego klimatu. Miałem kilka minut i widzę, że trochę je strwoniłem, trochę, bo jednak coś wyniosłem z tego tekstu: błędy, których nie wolno powtarzać. Tyle mojej uszczypliwości, pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Fantoche.
Kałamarz


Dołączył: 30 Sie 2008
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Limerick (choć tylko w marzeniach).
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:54, 31 Sie 2008    Temat postu:

‘Postać w szarym płaszczu, siedząca przy stoliku w mało widocznym miejscu, starająca się nie być zauważona, a przez to będącą najbardziej obserwowaną osobą w karczmie’ – nie ‘będącą’, a ‘będąca’. Przeczytaj to zdanie kilka razy, sama zauważysz, iż ów wyraz zgrzyta. A po wtóre, zastanawia mnie, czy nie planowałaś rozpisać tego zdania dłużej, ponieważ wygląda na urwane w połowie: kilka imiesłowów i basta, żadnego czasownika. One są przecież potrzebne, by w ogóle powstało zdanie, czyż nie?
’ Przecie owdowieć swych żon nie chceta!’ – Muszę się zastanowić: czy stylizacja na specyficzny język (żargon?) kazała umieścić słowo ‘owdowieć’ w takim znaczeniu, czy autor zwyczajnie popełnił błąd? Bo ‘owdowieć’ to znaczy ‘stać się wdową’, natomiast jeśli próbuje się nadać przekaz o treści: ‘sprawić, iż ktoś owdowieje’, należałoby użyć sformułowania… hm, owdowić? Podpieram się tu budową słowa ‘osierocić’. Chociaż, oczywiście, stylizacja – którą muszę pamiętać, aby pochwalić – może udostępniać przywileje takiego zniekształcania wyrazów. Nie jestem pewna.
’ drapiąc podniebienie’ – kilkakrotnie zaznaczasz tę właściwość herbaty. Czy to planowany zabieg?
’ Charlotte starała się nie okazywać niepokoju, który drażnił ją od środka, mimo herbaty’ – to znaczy: mimo czego? Który ją drażnił – mimo herbaty (obecności herbaty? Właściwości herbaty? Czy czego herbaty?, czy – starała się nie okazywać mimo herbaty (i znów: czego herbaty)? Albo to mój umysł pracuje na zbyt niskich obrotach, albo powyższe zdanie jest niejasne.
’ nie schodzenie’ – nieschodzenie.
’ jednym skokiem usiadła na siodle’ – nie tak, nie tak. Skokiem – usiadła? To nie do końca o to chodzi, trzeba uściślić. Może: ‘jednym skokiem znalazła się na siodle’. Już prędzej przychodzi zrozumienie.

Klimatu - zaznaczanego wśród pochwał - nie tworzą - wbrew pozorom - wydarzenia i określenia, tylko styl pisania (a jeśli niezupełnie, to przynajmniej w największej mierze). Otóż owszem, karczmarz plujący na ladę i grupa pijaków-gapiów, rozprawiający o niebezpieczeństwie (jakie stanowi zwykła szara kobietka) z założenia wywołują grozę, i stwarzają niepokojący i złowrogi klimat, ale niestety - aby urzeczywistnić i zakorzenić ową atmosferę w opowiadaniu, potrzeba czegoś więcej, niźli tylko wypróbowanych chwytów (zrazu przywodzących na myśl wcześniej widziane twory - to ułatwienie!). By stworzyć faktyczny niepowtarzalny - oraz, wedle uznania, mroczny tudzież mdlący - klimat, należy posilić się na s t y l pisania, ten natomiast - który zaprezentowano w tym opowiadaniu - nie odbiega dalece od lekkich opowiastek; przypomina mi nie zakurzone historie o wojownikach, a te pierzaste, delikatne plecionki zdań. Fabuła nie współgrała ze słowami, jakich użyłaś, niestety!
Dobre słowo przygotowałam na koniec (o aparycji dygresji, nieomal, tak sądzę, pewność ulotniła się wszakże). Pomysł, mianowicie. O, ten akurat przypadł mi do gustu, zakazał - prawie - krytykować (obowiązek obowiązkiem, o dolo nieszczęsna!). Bo pomysł miałaś bardzo dobry! Aż tak dobry, iż nie w całości zrozumiałam, acz nie w tym rzecz. Jakiś tam podziw zakwitł, tak czy owak.
I to tyle. (Przepraszam za niespójność, z góry i jak zawsze).


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Fantoche. dnia Nie 19:56, 31 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 5:53, 10 Wrz 2008    Temat postu:

Martwa napisał:
Zamknęła powieki i upiła łyk, siorbiąc, bo herbata była gorąca.
Nie znoszę "bo" w takich momentach. Wydają mi się wybitnie nie na miejscu i niepasujące.
Martwa napisał:
Rozkoszowała się cierpkim smakiem drapiącym podniebienie, mlasnęła raz czy dwa.
To słowo bardzo mi tu nie pasuje. Na początku przekreśla mi klimat.

Nie podoba mi się także konstrukcja. Może ten skok w bardzo niedaleką przeszłość powinien być w czasie przeszłym, a reszta w teraźniejszym? Dodałoby to opowiadaniu pewnej niestałości. Zakończenie mnie rozwaliło na kawałeczki. Tak kompletnie nijak ma się do smętności panującej w opowiadaniu, że jest świetne. Aczkolwiek brakuje stylu, napisane jest tak jak wszystkie twoje opowiastki - lekko, młodzieńczo, ale to nijak nie pasuje do fabuły, klimatu i przekazu. To opowiadanie mogłoby oblepić mackami, a tego nie robi. To, co gadali drwale w karczmie brzmiało raczej jakby mieli mentalność nastolatek. Niemniej jednak źle nie jest, pomysł dobry, zakończenie też. Ale styl! Z nim trzeba coś zrobić.

Dżiz. Nie znoszę Earl Greya.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin