Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Kultowy c75 [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Martwa
Piórko Wróbla


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: szafy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:32, 12 Paź 2008    Temat postu: Kultowy c75 [M]

I wtedy ją zobaczył. Bezdenne oczy, w których się zatopił, błyszczące lekko w mroku. Będące ogromnym oceanem zapomnienia. Starał się utrzymywać na jego powierzchni, rozpaczliwie łapał racjonalizm, wciąż wymykający mu się z płuc. Piękne oczy. Nie wiedział jednak jakiego były koloru, bo nie widział za wiele, było ciemno, głośno, ciasno i naprawdę trudno było stwierdzić czy były one niebieskie czy zielone, ale były piękne i były tymi jedynymi.
Ale to była sekunda. Co prawda rozciągnięta do granic niemożliwości, dla niego zdała się wiecznością. Zapomniał się, chłopak. A ona zniknęła.
Jak zjawa, jak ulotna chwila, ta najpiękniejsza w całym życiu. Rozpłynęła się.
Dlaczego?! Jakim prawem mogła mu to zrobić?
A które prawo dla nas? A które prawo dla nich?
Dostał w szczękę. Opamiętał się na tyle, by nie stać jak nieinteligentny i zagubiony kołek w środku pogo. Zaczął podskakiwać, machać głową, jakby nigdy nic. Zdeptał jakieś niskie dziewczę, wyładował swój żal i złość, że ona musiała zniknąć, na ogromnym wikingu i poczuł się nawet lepiej. Wciąż przeszukiwał tłum, szukając tych oczu. Jedynych oczu. Był pewny, że w końcu dostrzeże ich blask. Nawet jeżeli ona stała daleko, daleko, to i tak była bliska. Myśli chłopaka zaplątały się wokół jej postaci, nie mogły się odplątać.
Mnie nie zaszkodzi żadne obce zło na mój sposób widzieć ją
A jeżeli jakiś ogromny, brudny i spocony metal teraz na niej leży? Depcze ją dziurawymi glanami... Wali ją ręką w szczękę, wsadza swoje tłuste włosy w jej usta...
Krzywdę robią mojej panience
On do tego nie dopuści. Wrzasnął, ostrzegając tym samym innych samców, że wkracza. Rozepchnął dwóch radosnych rastamanów przed sobą i...
Znów zapadłem w nią jak w toń
Te oczy. Magnetyczne. Zielone, tak z pewnością były zielone, jak absynt. Mokre kosmyki opadały na nie, piękne, cudowne i jedyne. I te rzęsy, długie i kuszące.
Ona krzyknęła, wrzasnęła i wskoczyła na niego, waląc łokciem w brzuch. Już miała się odbić, kiedy on ją złapał, żeby już mu nie uciekła.
Ten zapach... ten jedyny. Jej włosy pachniały piwem. Żywcem.
- Weź mnie na falę! - wrzasnęła mu do ucha. I wyswobodziła się z jego uścisku. Jaka ona gibka.
Podniósł ją więc do góry.
Kurwa... - pomyślał, wpatrując się w rozkosznie czerwony, namiętnie czerwony, krwiście czerwony, bezczelnie czerwony, burdelowo czerwony, perwersyjnie czerwony stanik z koronką, skrywający najpiękniejsze piersi pod słońcem. Rzecz jasna miała koszulkę, czarną na ramiączkach, która obsunęła się trochę za bardzo. Ale na to nie zwracał uwagi.
Ta czerwień...
Królowa życia i król
Nie idź na falę, chciał krzyknąć.
Po prostu we mnie się wtul
Nie opuszczaj mnie, pozostań ze mną do końca. Ale niestety, inni metale wokół postanowili, że ona pójdzie na falę. I uniosła się jak piórko ponad tłumem i znikła mu z oczu, obmacana przez tysiąc spoconych łapsk.
To już na pewno góra
Wymknęła mu się po raz drugi z rąk. Ona i jej czerwony stanik. Czemu?
Jak tak można? - pytam was
Spotkał tą jedyną, wyczekaną i upragnioną. Ukochaną. Bo przecież ją kochał, wiedział że jest inteligentna, błyskotliwa i dowcipna i lubi pluszowe misie. Oraz nosi czerwony stanik. A on pozwolił jej odejść, poszybować nad głowami długowłosych, spoconych zboczeńców w stronę sceny i wpaść w ramiona głupkowatej ochrony, która dotknie aksamitu czerwonego stanika... Nie powinien. Nie powinien jej wypuszczać z ramion.
Gdy jakaś się spodoba mi zamiast brać bez zbędnych słów plączę i się kończę znów
Westchnął. Potrząsnął głową. Niechcący do rytmu. Glany zaczęły same podskakiwać, wyraźnie znudzone całą sytuacją. Postanowiły, że skoro on nie chce robić tego, co się robi na koncertach, to one to zrobią i nikt im nie odbierze tej przyjemności. Bo on nie mógł myśleć, tak naprawdę nie zdawał sobie sprawy gdzie teraz jest, co z tego, że na scenie stał Kazik? Śpiewał razem z nim, tak, kochał śpiewać te piosenki i myśleć, co by było gdyby był na koncercie... A teraz? Teraz stał tam, razem z tymi ludźmi, którzy wciąż, nieustannie, jakby nie słyszeli nigdy o czymś takim jak zmęczenie, pogowali, a on myślał zupełnie o czym innym.
Bądź ze mną
Kazik go mało obchodził. I tak go za bardzo nie widział. Stał tam sobie i śpiewał, odległy niezmiernie, jak nigdy dotąd.
Czy to jego wina, że pan Staszewski nie miał czerwonego stanika?
Tłum wrzeszczał. Skakał, krzyczał, tupał, cieszył się, machał włosami, pocił się, kopał, bił, przepychał się, pił, śpiewał, nucił, udawał...
Widzę, wrzeszczą głupcy
Ale tłum nie stanowi przeszkody. On i tak ją znów odnajdzie. I wtedy mu już nie ucieknie, zamknie ją gdzieś, ją i jej czerwony stanik.
Albo nie, przecież nie będzie jej więził, on będzie ją kochał. Rozmawiał z nią, prawił jej komplementy i wpatrywał się. Pozna jej cudowny charakter, będzie ją szanował jak najważniejszą dla niego kobietę pod słońcem. Oraz dotykał czerwonej koronki... Ale nie tylko!
Chcę ci powiedzieć jak bardzo cię cenię, chcę ci powiedzieć jak bardzo cię podziwiam
Jakiś irytujący chłopak zaczął się o niego obijać, więc on też zaczął. Jakimś sposobem przemieścił się znów w samo centrum szaleństwa, to miejsce pogo, kiedy nie dotykasz glanami ziemi, a twoje włosy są wszędzie, tylko nie na twojej głowie. I deszcz kropel potu.
Balet trwa już cztery dni
I nagle znów widzi ją. Jak opętana, w amoku, rzucała się w tłumie.
Przecież znacie te balety, wszak w nich nie ma złego nic
Wpadli na siebie. Z impetem. To była tak cudowna chwila...
Poczuł jak glany mu uciekają z podłogi, jak spada w dół. Wyciągnął rękę, żeby się czegoś złapać, żeby nie upaść, żeby nie stracić jej z oczu...
Czerwona mgła zasnuwa oczy
Nagle zrobiło się ciemno, nie mógł oddychać. Mnóstwo ludzi na nim leżało, czuł ich spocone ciała, ich bolesny ciężar, niemiły zapach. Nie mógł się ruszyć. Pogrzebali go żywcem, akurat wtedy, kiedy zaczął prawdziwie żyć, kiedy poznał ją, jedyną, bezcenną, ukochaną... Czemu?
To zwykły kawał jest
Czyżby los znów z niego zadrwił? I teraz kłębił się na nim, śmiejąc się do rozpuku z jego nieszczęścia, z tego, że wciąż ją traci. I go zabijał swoim ciężarem.
Żebra...
Ale ona, czemu znów jej nie ma? Czemu nie leży wraz z nim?
Czy wiesz, że twoje oczy spalają mnie jak ogień
Zaczął powoli czuć, że z niego schodzą. Ktoś go złapał za ramiona, podniósł, pytali czy dobrze się czuje, czy może oddychać...
Nie, nie może oddychać, nie może bez niej oddychać, on jej potrzebuje do życia!
Tak bardzo bardzo kocham cię, tak bardzo potrzebuję cię
Chciał odgarnąć włosy z twarzy. Ale miał zajętą rękę. Ze zdumieniem wpatrywał się w czerwony stanik, który ściskał w dłoni.
Taki mięciutki w dotyku, materiał marszczył się pod dotykiem jego palców. Cienka warstwa aksamitu lub jedwabiu (cóż innego może dotykać jej skórę?) skrywała gąbkę? Nie znał się na damskiej bieliźnie, wiedział jak ładnie wygląda i jak ją trzeba zdejmować i to mu wystarczało. Ale teraz chciał wiedzieć wszystko o niej, o tej jedynej. Jedynym źródłem informacji jakie posiadał był właśnie ten stanik. Ile może z niego się dowiedzieć! Na przykład jaki ma biust!
Rozejrzał się dookoła, jakby miał zrobić coś złego, jakby bał się, że ktoś to zobaczy, przyłapie go na gorącym uczynku. Szybko znalazł metkę i wytężając oczy w mroku, próbował rozczytać rozmiar. Nagle rozbłysły reflektory, padły na widownię.
Nie widział tych spojrzeń, które spływały po nim, oślizgłe niewypowiedziane oskarżenia.
C75. Jezu...
Głód w każdym miejscu twego ciała
On ją znajdzie, znajdzie i tak. Teraz już musi. I ma pretekst, oddać zgubioną własność.
Ale... Jak ona zgubiła stanik? To chyba jest dość trudne... Wytężył umysł, by przypomnieć tamtą chwilę.
Wyciągnął rękę, aby nie upaść. I coś chwycił, tak poczuł jak jego palce przesuwają się po gładkiej skórze zroszonej kropelkami potu, jak płatki różny na deszczu, a potem złapał coś miękkiego. Ale i tak upadał, mimo że wciąż się trzymał. A potem tyle na niego spadło... I wtedy było najgorzej, te sekundy na spodzie społeczeństwa, na samym dnie. Nie mógł się ruszać, a myśli coraz wolniej przesuwały się przez obolałą głowę.
Abyś sam nie mógł myśleć, abyś sam nie mógł chodzić
Ale miał to. Miał jej ślad. Teraz mógł ją znaleźć, sprawdzić czy pasuje i żyć razem długo i szczęśliwie. Jak w kopciuszku, tylko że tamta zgubiła but. I uciekła, o północy uciekła do domu i zostawiła samego księcia, sam na sam z ponurymi myślami. I dworem, bezsensownym dworem stojącym wokół, nic nierozumiejącym z dziejącej się historii.
Stoją ludzie, ludzie głodni, a koszmarni
Ale z tego wynika, że jej już tu nie ma. Zniknęła, jak kopciuszek, bo w końcu ona była kopciuszkiem.
Więc co on tu robi?
***
Kończy się tydzień, nie ma nadziei, że następny coś jeszcze zmieni
Od dnia koncertu nie żył. Był martwy. Leżał na łóżku, czyniąc z niego trumnę, a z pokoju poobklejanego plakatami grobowiec. Ściskał, niczym trup różaniec albo obole dla przewoźnika, jako ostatnią nadzieję, czerwony stanik.
Jak to jest gdy wchodzisz w moją głowę?
To nie jest tak, że nic nie zrobił, skądże. Jak tylko wrócił dopadł komputera, drżącymi palcami wystukał "www.grono.net", zalogował się, wszedł na grono Kultu i napisał, że znalazł czerwony stanik z koronką, podał numer gadu i teraz czekał, czekał aż właścicielka się upomni, aż kopciuszek da znać, że żyje.
A ona milczała. Przez całą stronę wszyscy wyśmiewali się z gubienia staników na koncercie. Dlatego podał swoje gadu, żeby do niego napisać, żeby nie narażać się na tak jawną kompromitację.
Dla niego to nie było śmieszne. Gdyby był dziewczyną i coś by się stało z jego stanikiem raczej byłby załamany. Dlatego współczuł jej. Ale to nie zmieniało faktu, że był na nią wściekły. Milczeć, tak długo, tak perfidnie, nie dawać szansy...
Leżał, obrastając zapomnieniem, myśląc o ukochanej, gniotąc czerwony stanik w ręku. Z starego magnetofonu dobywał się głos Kazika.
C75... C75...
Tak widać na tym świecie jeszcze ciągle dojrzewasz
Wyobrażał sobie ten kształt, wielkość, całymi dniami i nocami myślał tylko o niej. Wszystko inne już zostało wyparte z jego umysłu. Nie wiedział kim jest, nie wiedział jak ma na imię, ile ma lat, gdzie mieszka. Nie wiedział kto to jest, ten zabawny pan z plakatu Iron Maiden, nie wiedział co to jest Iron Maiden.
Najbardziej lubię wizualizować sobie
Ona i ten czerwony stanik opętali jego myśli. Spętali je. Zniewolili. Zamknęli w najgłębszym zakątku obłąkania. To już nie była miłość, jak podpowiadał mu wyciszony głos rozsądku, zagubiony na tej jałowej pustyni szaleństwa. To mania, to choroba, to fobia przed kolejną chwilą pozbawioną jej obecności.
Został mu tylko ten stanik. Zmaltretowany tak, poznał już każdy sekret tego elementu damskiej bielizny. Wypychany utkanymi z marzeń kształtami. Idealnymi, jedynymi.
Kiedyś śmierdział piwem. Teraz pachniał nim. I jego myślami, nie zawsze grzecznymi.
Klasyka, klasyka, klasyka, klasyka, klasyka, klasyka, klasyka, klasyka...
Był klasycznym przykładem nastolatka. Nie myślał tylko o jej oczach, szczególnie że miał w ręku jej stanik. Często zastanawiał się, szczególnie kiedy słońce zamykało oczy, nie pilnowało go, kiedy księżyc jeszcze go nie strzegł, nad innymi częściami jej bielizny. Bo to była chwila samotności, gdy nic nie mogło być świadkiem sprowadzania jej do tak materialnej roli.
O kurwy wędrowniczki, o prosty, jasny, piękny świat
Nagle usłyszał ten od dawna upragniony dźwięk.
Jednym skokiem znalazł się przed monitorem komputera. Nieznajomy...
- Hej, chyba masz mój stanik:) - napisała. Przemówiła. Serce jakby się zbudziło, otworzyło wieko trumny i wybiegło na świat, zaczęło tańczyć z radości, cieszyć się i kochać do granic swych możliwości.
- To lekko kłopotliwa sytuacja, ale bardzo dziękuję, że go masz, bo to mój ulubiony!
C75, mój ulubiony. C75.
- Hej, jesteś tam?
Taki czas zdarza się raz na sto lat i musisz godnie go przywitać, w domu musisz zrobić porządek, odpowiadać tym, co będą pytać
- Tak - wystukał drżącymi palcami. - Jak mógłbym ci go zwrócić?
Oddaj go nam, oddaj go nam, oddaj go nam, oddaj go nam
- Nie wiem... Pocztą?
Nie! Przecież wtedy cię nie spotkam i w dodatku stracę moją jedyną nadzieję...
Ci ludzie co biorą całe Twoje życie
- Ale to długo będzie iść, może lepiej się spotkać i ci wręczę własnoręcznie?
- Chcesz śmiać się w twarz dziewczynie, która zgubiła stanik na koncercie?
- Nie! Myślę, że to musi być straszne. Zgubienie stanika.
- Ale nie wiem czy powinnam się spotkać sam na sam z kimś, kto odnajduje zagubione staniki...
- Nie jestem zboczeńcem...
- Tego nie powiedziałam!
- Możemy się spotkać w jakimś publicznym miejscu.
- Skoro tak bardzo nalegasz, jutro 16:00 na patelni.
- Ok
- Dzięki, że go znalazłeś:* Pa, muszę lecieć
I zrobiła się niedostępna.
Ale porozmawiała z nim. Zstąpiła z piedestału niedostępnej bogini i dała mu tę chwilę zwykłej rozmowy, dała mu nawet spotkanie. Dała mu chwilę życia i nadzieję. A on tak długo na nią złorzeczył! Jak mógł?
***
Ściskał stanik w ręce. Przyszedł dziesięć minut za wcześnie. Stał oparty o mur, palił nonszalancko papierosa, przyglądał się ludziom. W uszach miał słuchawki.
I żałował. Wiedział, coś mu złego, pesymistycznego podpowiadało, że zobaczy ją na chwilę, ona wyrwie mu z ręki stanik i serce z piersi i odejdzie, na zawsze.
A on był zniewolony. Zamknęła go w klatce kultu jej własnej osoby. Ale jemu to nie przeszkadzało, on chciał być więźniem!
Wolność, po co wam wolność?
Zabierze mu czerwony stanik, kultowy c75, zabierze mu życie. Ale czemu? Dlaczego świat realny nie jest światem kopciuszka, czemu kopciuszek i książę w Warszawie roku 2008 nie mogą żyć razem długo i szczęśliwie?
Czemu, kurwa, czemu?!
Na plac spłynęło światło. Nie było to światło słońca, nie, ten gruby tchórz schował się za chmurami, to była ona. Szła. Ręce schowała w kieszenie czarnego płaszczyka, nos ukryła w arafatce.
Rzucił papierosa na ziemię, zdeptał i podszedł do niej. Nie mogąc wykrztusić słowa, wpatrując się w jej oczy, wręczył jej krwistoczerwony stanik.
Ja jednak widzę krew Boga
- Dzięki - uśmiechnęła się.
Nie mógł się powstrzymać. Naprawdę ze sobą walczył, ale przegrał. Spojrzał niżej, na klatkę piersiową skrytą za płaszczykiem.
- C75?! - szepnął zdumiony.
Zarumieniła się. Pąs oblał ją całą. Zobaczył, że jest młoda, dużo młodsza od niego... Pierwsza klasa gimnazjum? Sześć lat różnicy...?
- To jest stanik siostry, wypchałam go, żeby mnie wpuścili, wiesz, nie miałam ukończonych szesnastu lat... - wymamrotała. Schowała szybko stanik, źródło wszelkiej perwersji i cierpień do kieszeni.
Nie ma ukończonych szesnastu lat, małe szanse by miała ukończone piętnaście...
Boże...
Zastanówcie się co zrobiliście, czy naprawdę go zabiliście?
Nie żył. Teraz już naprawdę jego serce zatrzymało się, zdumione, pełne obrzydzenia do samego siebie.
On nie wziął na koncert soczewek kontaktowych, a Bóg już nie żyje. Umarł dawno temu na krzyżu i zamilkł na nieme błagania nieszczęśliwie zakochanych.
Ja ciągle widzę krew Boga.
A oczy miała piwne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin