Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Kryształ Czystych Serc (I RPG, zakończone)

Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Forumowe RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Mad Len
Zielona Wiedźma


Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z komórki na miotły
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:54, 22 Kwi 2007    Temat postu:

Dobra. Jestem pijana. Jestem bardzo pijana. I chyba w tej chwili leżę pod stolikiem i mam jakieś pijackie omamy. Albo nie, jest jeszcze drugie wyjaśnienie. Ta Księżycowa Elfka też jest pijana. A swoją drogą, ciekawe, czy by jej nie przyjęli na targ dziwadeł…
Avahari z trudem powstrzymała głośny chichot wywołany tą ostatnią myślą. W sumie chyba wszystkie nadawałyby się na wystawianie jako „wynaturzone cuda natury”! Oprócz Aylyi, ale jej przecież zawsze można by doprawić sztuczną brodę…
Jestem bardzo pijana.
- A nie takie jak was chce widzieć świat…
A pewnie, że nie jestem taka jaką chce mnie widzieć świat! Bo świat to najchętniej widziałby mnie z kołkiem w sercu!
Podparła ręką głowę (która dziwnie jej ciążyła) i wpatrywała się w elfkę spod przymrużonych powiek, chwytając mniej więcej co drugie słowo z jej długiej i bardzo zawiłej wypowiedzi, w której zdaje się z grubsza chodziło o to, że jakieś złe hordy wyżynają w pień miasta i ona ma zamiar je powstrzymać przy pomocy jakiegoś Kryształu Czystych Serc.
Fajnie. Ciekawe, kiedy się zorientowała, że trwają te wyżynania. Musiała chyba mieszkać naprawdę w jakimś dużym, ciemnym lesie, jeśli nie wiedziała, że masowe mordy są na porządku dziennym od… no, właściwie od zawsze. Ale co to niby miało obchodzić Avahari?
Trucicielka ponad połowę swojego dość krótkiego życia spędziła na ważeniu eliksirów i nauce różnego rodzaju receptur. Resztę swojego czasu sprawiedliwie rozdzieliła na czas, potrzebny jej na wyrośnięcie z pieluch, spanie, krótkie rozmowy z ciotką, unieszczęśliwianie ludzi (czyli eliksirów), jedzenie, straszenie dzieci sąsiadów i dawanie nauczek osobom, które śmiały jej zaleźć na skórę. A niech się mordują póki ona może siedzieć w swoim pokoju i ważyć mikstury.
Jej miłość do eliksirów graniczyła właściwie z obsesją.
No tak, tyle, że już nie ma swojego pokoju i nie może mieszać w kociołkach. I w Awaharze jest spalona, bo ktoś z wyższych warstw społecznych albo zapragnął mieć na swoje usługi Trucicielkę, albo spożył jej miksturę, lub komuś ją podał, co go unieszczęśliwiło…
A że Ava była istotką z wysoko rozwiniętym instynktem samozachowawczym, w dodatku wybitnie nie znoszącą pracy na zamówienie miała zamiar opuścić stolicę w najbliższym czasie.
- Dobra, a tam po drodze są jakieś miasta, chyba?
- Mapa.
- Przecież ona jest tak pijana, że chyba nawet nie widzi tej mapy… - mruknęła Aylya cicho.
- Widzę – warknęła Avahari ze złością. – I już mi prawie przeszło.
- Są miasta.
Iść, czy nie iść?
Walcząc z procentami krążącymi w jej krwioobiegu usiłowała jakoś logicznie przeanalizować sytuację, w której się znalazła i wysunąć argumenty za i przeciw podróży w towarzystwie panny srebrnowłosej, która wyrażała się w niesłychanie drażniący sposób, właściwy dla ludzi, którzy raczej nie często mieli styczność z miejską biedotą, wśród której wychowała się Avahari.
Awahar i tak musi opuścić. Ma przy sobie swoje bezcenne eliksiry (a raczej ich marne resztki. Ach, gdyby dowiedziała się, kto taki barbarzyńsko potłukł inne fiolki! Na pewno znalazłaby sposób, żeby dostarczyć mu Cichą Śmierć. Oj, na tą truciznę nie było mocnych. Człowiek, elf, mag, sługa ciemności – nie ważne i tak działało) i całkiem sporo pieniędzy, zgromadzonych przez trzy lata samodzielnego świadczenia usług Trucicielki. Wredna cioteczka swoje pieniądze ukryła tak skutecznie, że po jej śmierci Avie niestety nie udało się ich odnaleźć. W sumie to chyba poradzi sobie sama.
Z drugiej jednak strony podróżowanie samopas jest średnim pomysłem. Może i odstrasza swoim wyglądem, a kiedy wypije łyk specjalnej mikstury, która polepszała wzrok i w ramach skutków ubocznych zmienia barwę oczu na czerwony, już z daleka wszyscy uciekają przed nią z krzykiem. Może i ciśnięcie taką Cichą Śmiercią na przykład, albo Zien i rozbicie fiolki na cudzej twarzy działało prawie równie dobrze, jak podanie ich doustnie. Ale przecież jak będzie lazła gdzieś po lasach, to mogą ją napaść kumateri albo jakieś inne łajzy i nie zauważyć od razu jej specyficznego wyglądu. W takim przypadku najpierw przebiją ją mieczem, a dopiero potem ze zdumieniem stwierdzą, że chyba właśnie zakatrupili wampira… które teoretycznie dało się zabić tylko srebrnym ostrzem. Ach, czasem Ava wręcz żałowała, że nie jest prawdziwym wampirem! A w przypadku większej liczby przeciwników nie ma możliwości podtrucia ich wszystkich, głównie dlatego, że jej aktualny stan posiadania obejmował zaledwie trzy fiolki wypełnione płynem, którego nie trzeba podawać doustnie.
No tak. Wróćmy jednak do tych wysłanników zła, czy jak im tam. (A tak w ogóle to ciekawe, jak to pozbawiają niby samodzielności. Jakoś nie chciało się jej w to wierzyć. Może niektórych, ale chyba nie wszystkich? Bo przecież największą zaletą, która najbardziej się przydaje w szerzeniu chaosu jest właśnie ich zdolność do samodzielnego myślenia i charakter!) Toż jeśli panna elfka ma zamiar im przeszkodzić, logicznym się wydaje, że będą ją ścigać. A to jest bardzo niebezpieczne…
Aylya zdaje się coś mówiła, panna srebrnowłosa coś tam odpowiadała, Craig chyba też się odezwała, ale Avahari zajęta własnymi przemyśleniami nie zwróciła na to większej uwagi.
- A jak się uda tym ciemnym, czy jak im tam? – zapytała w końcu, nie mogą podjąć żadnej sensownej decyzji.
- To zginą wszyscy, którzy im się nie podporządkują.
- O cholera! – zaklęła Avahari, kładąc głowę na stoliku. Bynajmniej nie dlatego, że nie umiała już się utrzymać w pionie. Fakt zażywania nadmiernej ilości eliksirów sprawił, że choć ogromne ilości wina i innych napojów procentowych szybko odbierały Avie obdarzonej iście słabą głową świadomość, to potem w zdumiewającym tempie traciły swój wpływ, pozostawiając jedynie lekkiego kaca.
Co, jak co, ale szybko umierać to wcale nie chciała! Miała w końcu tylko siedemnaście lat!
To wszystko stawało się coraz bardziej zwariowane…
- To ja już się nie dziwię, że tyle osób im się podporządkowuje… - wymruczała, zupełnie ignorując odpowiedź elfki i ponownie rozpoczynając roztrząsanie wszystkich za i przeciw.
- A jeśli już się zdecydujemy, to co my z tego będziemy miały? – Aylya wreszcie zadała pytanie, które chyba dręczyło ją już od dłuższego czasu.
- A niech was cholera weźmie – stwierdziła Avahari, nie czekając na odpowiedź. Durny kac. Głowa ją bolała! – Ja się mogę z wami przejść, bo mi wszystko jedno, ale przy pierwszym spotkaniu z kimś, kto będzie mi chciał uciąć głowę się zmywam!
Znowu położyła głowę na stoliku, zastanawiając się, czy jej ucięcie to nie byłby znowu taki zły pomysł.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mad Len dnia Śro 19:23, 04 Lip 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Aylya
Uczciwa Łachudra


Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 495
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zza granicy absurdu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:21, 24 Kwi 2007    Temat postu:

Dzisiaj będzie dłużej niż zwykle, i nieco poważniej. A ponadto wspominalsko, cofniemy się na chwilkę do tych pięknych dni, kiedy Ayl liczyła sobie dziesięć lat i nie miała pojęcia o istnieniu ironii. I proszę nie przestraszyć się tym, jaka nagle zrobiła się zimna i wyrachowana - tymczasowo nie planuję żadnej zdrady.

Gdzieś na granicy jej podświadomości pojawiło się wspomnienie.
Zmaterializowało się przed jej oczami mimochodem, niepostrzeżenie, a jego kontury zanikały i zacierały się w mgiełce, która zaczęła je spowijać wraz z upływem lat.
Wspomnienie, które przedstawiało młodą kobietę – zaledwie piętnastoletnią wtedy Raienne, stojącą na środku polany w Lesie Złud, z łukiem w ręce, starannie celującą do zawieszonej na drzewie tarczy, która kołysała się lekko na boki, poruszona ostatnim celnym strzałem dziewczyny.
Rai przez długi czas starała się ignorować Ayl, a kiedy już przyjęła do wiadomości jej obecność, uśmiechnęła się – niezwykle uprzejmym, choć pełnym rezerwy uśmiechem, który zawsze tak bardzo niepokoił młodą złodziejkę, przywodząc jej na myśl odgrywającego przed swoją ofiarą uprzejmość rekina – po czym odezwała się.
Mówiła powoli i z rozmysłem, ale potrafiła przykuć uwagę dziesięcioletniej wówczas Aylyi, która mimowolnie wstrzymała oddech, oczekując, że oto usłyszy coś, co warte będzie pamięci przyszłych pokoleń…
- Zerwałaś te chwasty, Ayl?
Rozczarowana, skupiła całą uwagę na powierzonej jej wczoraj misji.
Miała zerwać liście. Raienne pokazała jej, jak wyglądają i gdzie rosną.
- Aha.
- Zuch dziewczynka – uśmiechnęła się Rai uroczo. Tak uroczo, że aż pod przerażoną Ayl ugięły się kolana. Miała ochotę czmychnąć, gdzie pieprz rośnie, ale zdołała stłamsić w sobie ten odruch, wiedząc, że nierozsądnie byłoby ignorować Raienne. Ona też była Łachudrą, ale nie byle jaką.
Wyciągnęła ku niej dłoń, w której trzymała mały, skórzany woreczek, wcześniej przytroczony do paska jej spodni. Wypełniony był on po brzegi zielonymi, aromatycznymi ziołami, które zaczynały już puszczać sok, co sprawiało, że kleiły się do siebie i wnętrza sakiewki, a także potęgowało ich niezbyt przyjemny zapach.
Raienne pogrzebała w woreczku palcem kontrolnie, po czym z zadowoleniem skinęła głową.
Aylya pamiętała dotąd myśli, które tłukły jej się wtedy o czaszkę: „Spróbowałabym tylko przynieść nie to, co trzeba, a pewnie zakatrupiłaby mnie, jak tego Herberta, albo Ulliego Mordę”.
Bo Raienne była skrytobójczynią, nawet, jeśli większość mieszkańców miasteczka całkowicie wykluczała tę możliwość. Ayl jednak znała prawdę. Zbyt często wyświadczała starszej od siebie dziewczynie przysługi, zbyt często widziała, jak czyści ona mały, prosty sztylet.
Dlaczego nigdy nie ukrywała go przed małą złodziejką? Czy uznała ją za godną zaufania? A może wręcz przeciwnie – może miała pewność, że omotała ją wokół swojego palca wystarczająco, by móc na niej polegać – a przynajmniej przez jakiś czas…?
- I znalazłaś mi Wilkinsa? – indagowała Raienne, wyrywając Ayl z zamyślenia.
- Tak…
- Gdzie był? No mówże szybciej!
- No więc…
- Nie poniżaj się, Ayl. Nie zaczyna się zdania od „no więc”.
- Poszłam najpierw do chaty Starej Givonne, bo ona zawsze wszystko wie.
- Zastanowiłabym się przed wygłoszeniem takiej tezy, ale niech ci będzie. I co dalej?
Mała Aylya przez kilka sekund usiłowała pojąć ogólny sens wypowiedzi skrytobójczyni, w końcu jednak, po paru nieudanych próbach, postanowiła skupić się wyłącznie na ostatnim zdaniu.
Z ważną miną, wetknęła język w miejsce, które niedawno opuścił jeden z jej mlecznych zębów, po czym kontynuowała z powagą:
- I Stara Givonne kazała mi iść do Purchawy, bo powiedziała, że ona wcale nie widuje się z Wilkinsem, od kiedy… - Aylya zmarszczyła brwi, usiłując przypomnieć sobie słowa wypytywanej kobiety. – Od kiedy widziała go z Małą Suką. Tak powiedziała. Rai, kto to jest Mała Suka? Muszę to wiedzieć.
Raienne machnęła ręką niecierpliwie. Zdumionej do ostatnich granic Ayl, przez chwilę wydawało się, że dziewczyna śmieje się cicho.
- No więc poszłam do Purchawy. I Purchawa zapytała mnie, dlaczego nie pytam się o Wilkinsa jego sąsiadów, albo Małej Suki. No to jej powiedziałam, tak jak tobie, Rai: ja nie wiem, kto to jest ta Mała Suka! To Purchawa mi odpowiedziała, że to oburzające, żeby mała dziewczynka, to znaczy ja, mówiła tak o starszych. Znaczy się jak, Rai? Nie rozumiem.
- Chodziło jej o to, że nie powinnaś nazywać tamtej pani Małą Suką. Zresztą nieważne, mów dalej.
Z twarzy Ayl promieniowało wręcz jedno, wielkie zapytanie: „No to jak miałam ją, kurde, nazywać, jak nie Małą Suką?!” Nie zadała go jednak na głos.
- Jak mnie wygoniła, to poszłam pod stary dom Wilkinsa. Żaden sąsiad mnie nie chciał wpuścić, ale okazało się, że drzwi do Rudery Wilkinsa są otwarte i tam siedziała taka ładna, wysoka pani w krótkiej spódniczce… i powiedziała, że nazywa się Juna, i że pan Wilkins przenosi się na przedmieścia tego, no… Awaharu, ale czasami jeszcze bywa w naszym miasteczku. I że jak się tutaj zatrzymuje, to mieszka nie w Ruderze, a w chałupie pod Młynem.
- I poszłaś tam, pod Młyn? – Raienne przerwała nieskładną wypowiedź dziewczynki.
Aylya wyprostowała się z godnością, zadzierając do góry piegowaty, usmażony słońcem nosek.
- Jasne, no. Przecież mnie prosiłaś, nie? Poszłam, słuchaj, idę sobie do tego Młyna, i skręcam do tej małej chałupy, a tam… - zawiesiła głos dramatycznie - …wielki pająk na takiej ogrooomnej pajęczynie tuż przed drzwiami domu! – zawołała, rękami prezentując prehistoryczne wręcz rozmiary pająka i jego sieci.
- No, no. Cóż za koszmar – zakpiła Raienne. Aylya, niezdająca sobie jeszcze szczęśliwie sprawy z istnienia ironii, uśmiechnęła się, dumna, że udało jej się wywrzeć na swojej słuchaczce wrażenie.
- I on powiedział mi, że ma tą dziwną roślinę, Raienne!
- No, nareszcie. Już myślałam, że nigdy nie dojdziesz to sedna – warknęła Raienne, jednak z jej twarzy wyraźnie dało się odczytać ulgę.
Aylya wiedziała, o co chodzi, choć zdobycie tej informacji kosztowało ją dużo strachu i wysiłku.
Chodziło o pewną miksturę, o Cichą Śmierć, potrzebną Raienne do… no cóż. Do wykonania zlecenia.
Nie potrafiła sporządzić jej sama, potrzebowała więc pomocy kogoś doświadczonego w warzeniu trucizn… Zaraz, zaraz, jakże nazywał się ten Ktoś? Truciciel? Bardzo możliwe…
Niechętnie poprosiła z trudem odnalezionego gdzieś – niemalże na końcu świata – Truciciela o przysługę, postawił on jednak pewien warunek.
Przygotuje Cichą Śmierć, tylko wtedy, jeśli to Raienne zdobędzie składniki. Niektóre z nich – przerażająca mniejszość – łatwo było odnaleźć.
Po resztę trzeba było zgłosić się do Wilkinsa. Ten facet był typową Łachudrą, handlował „Paranormalnymi Dziwactwami”, jak to zwykł mówić. Dziwne rośliny i zwierzęta, a także organiczne składniki eliksirów – to była jego domena.
Oczywiście, że nie wszystkie jego produkty były autentyczne – mężczyzna słynął w całym mieście i okolicach z przyprawiania kręconego rogu osłu pani Telluli, zapuszczania brody swojej córce i mieszania kurzu z cieniem do powiek zmarłej żony, w celu pozyskania proszku, który mógłby zaprezentować światu, jako Pył Księżycowy…

Aylya zamrugała oczami, jakby budząc się ze snu.
Rozejrzała się po pokoju w Gospodzie Ostatniej Przystani, kontemplując przez chwilę twarz Elfki, która wymagała od nich rzeczy niemożliwej, nie gwarantując przy tym zapłaty, która miałaby dla niej jakiekolwiek znaczenie – bo z pewnością nie miała go ani sława, ani pieśni, które jakiś szurnięty bard, tylko trochę normalniejszy od obecnej tu Craig, mógłby o niej wyśpiewywać na odległych dworach królewskich.
Samo w sobie, ratowanie świata nie wydawało jej się być pociągające, zwłaszcza, że odkąd uwolniła się spod wpływu Raienne, Aylya nie miała w zwyczaju ufać komukolwiek, poza sobą samą.
Elfka mogła kłamać. Mogła mieć jakiś kosmiczny interes w tym kłamstwie.
A ponadto…
To było chyba najgorsze…
Błysk wokół jej szyi okazał się być tylko warkoczem!
Aylya ściągnęła brwi, czując narastającą irytację.
Wilkins, Handlarz Dziwactwami. Mieszka koło Awaharu, tak powiedziała Juna.
Wprawdzie to było już bardzo dawno temu, całe pięć lat wstecz, ale nie można wykluczać tej jakże optymistycznej możliwości, że wciąż jest gdzieś blisko…

Obrzuciła niechętnym spojrzeniem Avahari.
Wciąż nieco wstawiona, zdawało się, że błądzi myślami gdzieś bardzo daleko, mamrocąc pod nosem: „Pieprzone tłukofiolki…”.
A co, jeśliby naprowadzić jej myśli na zgoła inny tor? Na przykład na Wilkinsa, człowieka doskonale obeznanego ze wszystkimi niezwykłymi stworami, zamieszkującymi Armandię?
Osiem srebrników za pukiel elfach włosów? Więcej, mniej? Koniecznie trzeba się z nim zobaczyć.
Aylya nie lubiła współpracować – współpraca oznaczała przede wszystkim podział zysków, a Avahari nie wyglądała na kogoś, kto dałby się oszukać, tak, jak Lyren, ale… mogła okazać się potrzebna ze względu na jej fach… kto wie, czy nie trzeba będzie sprawić, by Wilkins całkowicie o wszystkim zapomniał? Kto wie, czy wkrótce nie trzeba będzie zacząć kłamać elfce w nieco mniej konwencjonalny sposób?
„Nie umiesz kłamać, Ayl. Ani ty, ani twoi kumple. Podobnie jak większość Łachuder, nie jesteście w stanie pojąć, że kłamstwo nie jest na pokaz" – Aylya przypomniała sobie słowa Raienne.
„Dlatego więc, nie kłam już, Ayl i zamknij się…”
Postanowiła zastosować się do starej rady skrytobójczyni.

- Dobra, pani Elfko, wygrałaś. Idę z tobą – powiedziała fałszywie pogodnym głosem, jednocześnie wstając i wypuszczając wreszcie z dłoni klamkę.

„Avahari może się nie zgodzić” – przemknęło jej przez myśl.
Po chwili jednak uśmiechnęła się półgębkiem.
„Zgodzi się… Wiem, co chowa w torbie.”

Cichą Śmierć, nieprawdaż?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Craig Liath
Chybotliwy Bard


Dołączył: 01 Kwi 2007
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wypełzło spod dywanu

PostWysłany: Sob 20:50, 28 Kwi 2007    Temat postu:

Craig zamrugała ze zdziwieniem, gdy elfka odrzuciła kaptur. I pewnie mrugała by dalej, nie wierząc własnym oczom, gdyby nie bała się tak o własne oczodoły.
Z pewnym trudem dopełzła wszystkimi częściami ciała do jednego miejsca i zaczęła się składać. Podejrzliwie popatrzyła na elfkę i jej srebrną nić.
Hm...A co jeśli, przez tą nić zrośnie się na zawsze? Pomyślała i wzdrygnęła się ze wstrętem. Może i trudno było w to uwierzyć, ale jej naprawdę nie przeszkadzał fakt, że każda jej część miała własne życie wewnętrzne. Wręcz przeciwnie, uważała to za bardzo wygodne i...Oryginalne. Bo w końcu nie każdy może wymieniać wedle potrzeby oczy czy uzębienie.
Z cichym westchnięciem wzięła błyszczącą nitkę i nawlekła ją na wyciągniętą zza pazuchy igłę. Z całkowitym skupieniem zaczęła się zszywać, jednym uchem słuchając wywodu elfki.
Po skończonej robocie z zachwytem obejrzała nieco krzywe szwy. Trzeba było przyznać, że teraz prezentowała się o wiele lepiej...Tak jednolicie.
Skubiąc z zastanowieniem resztę szpulki, popatrzyła na kobietę. A dokładniej na jej włosy. Uśmiechnęła się z lekka drapieżnie, obnażając zęby niewinnie myśląc o tym, że przydałoby się uzupełnić zapasowe części...
Zastanawiała się właśnie, które części elfki mogłyby się jej przydać, gdy zorientowała się, że to już koniec jej wywodu.
Zastrzygła z zainteresowaniem uszami słysząc odpowiedź Avahari, zwłaszcza tą część dotyczącą głowy. Już chciała spytać, czy gdyby "nie daj boże" coś się stało, może zabrać daną część w spadku, jednak w ostatnim momencie ugryzła się w język.
Westchnęła cicho. Całym swoim dawno nie odkurzanym sercem chciała już wrócić do swojej ciepłej kupki szmat, tworzącej namiot. Jednak gdzieś w tyłu głowy pojawiła się nie miła świadomość, że całkiem nie dawno spłoną. A może to wcale nie była świadomość tylko jakaś zabłąkana larwa?
Mruknęła coś cicho na temat konieczności zainwestowania w trutkę i spojrzała na torbę Avy, zastanawiając się czy może znajduje się tam coś takiego. Zakodowała, że musi ją o to później zapytać.
- Ekhe...W takim razie, pomogę - powiedziała mało przekonującym tonem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Arianna
Piórko Wróbla


Dołączył: 28 Mar 2007
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 9:12, 05 Maj 2007    Temat postu:

Arianna westchnęła. Czuła niechęć, jaka emanowała od jej gości. Toć to widać po waszych twarzach, że mi nie wierzycię. Więc do licha ciężkiego, czemu idziecie ze mną - pomyślała zniesmaczona. No ale skoro sam Armand rzekł, że to muszą być one...
-Ruszajmy więc - rzekła narzucając kaptur i chowając srebrzysty warkocz. Zeszły na dół, elfka wyjęła kilka srebrników i położyla na ladę przez rudowłosą. Wyszły na zewnątrz. Mimo popołudnia, słońce zalewało miasto promieniami zachodu. Arianna zatrzymała się na moment, pozostając w tyle. Patrzyła na huśtającą się na wietrze tabliczkę "Gospoda Ostatniej Przystani". Jakże to nieadekwatne do tego co robimy... - pomyslała. Uniosła dłoń dyskretnie. Litery w wyrazie "Ostatniej" zaczęły lekko płonąć błękitem i juz po chwili nad gospodą widniał napis "Gospoda Pierwszej Przystani". W kącikach ust elfki zagościł łagodny uśmiech.
Szły w milczeniu przez miasto. A raczej to Arianna milczała. Panny szeptały między sobą w najlepsze.
Dośc szybko doszły do bram miasta.
- A dokąd to moje panny - rzekł strażnik, podchodząc do nich.
- A co żeś taki ciekawski? - szepnęła elfka, a w jej dłoni pojawił się mały, błękitny płomyk. Oczy strażnika zapaliły się tym samym swiatłem. Mężczyzna zatrzyłam się i dał znak by otworzono bramę.
Arianna nie patrząc na swe towarzyszki ruszyła dalej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mad Len
Zielona Wiedźma


Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z komórki na miotły
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:25, 12 Maj 2007    Temat postu:

- Aylya, grzebanie jej po kieszeniach w tej chwili to chyba nie najlepszy pomysł.
- Zawsze jest czas na grzebanie w cudzych kieszeniach – odparła złodziejka, cofając się jednak. Najwidoczniej srebrne monety pozostawione w gospodzie zrobiły na niej o wiele większe wrażenie, niż nagła zmiana napisu w szyldzie i potulność strażnika bramy.
- A my mamy tak po prostu za nią leźć aż do tego lasu, czy gdzieś tam?
- Na to wygląda. Chyba, że wyrosną nam skrzydła, wtedy możemy polecieć.
- O cholera!
- Gdzie?!
- Rzepiak! – Avahari z obłędem w oczach odłączyła się od towarzyszek i zaczęła złazić do jakiegoś dość głębokiego dołu, wypełnionego błotem i brązowym, wstrętnym mchem.
- Eee, Ava, odbiło ci już do końca?
- Rzepiak – powtórzyła Trucicielka, jakby to jedno słowo było całym wytłumaczeniem i zaczęła ostrożnie zrywać zielone, długie pędy, gdzieniegdzie wyrastające spomiędzy mchu.
- Dobra, a co to jest ten rzepiak?
- Ziele – mruknęła Avahari, sięgając po kolejny pęd.
- Tego, to ja się domyśliłam. Ale po co to ziele?
- Zastanówmy się, po co Trucicielce zioła? – spytała ironicznie, spoglądając na Craig i Aylyę strojące nad dołem i patrzące na nią wzrokiem, który dobitnie świadczył o tym, co myślą o jej stanie psychicznym.
- Niech zgadnę, pewnie chce nimi wypchać poduszkę.
- Jakbyś przy tym była!
- O, naprawdę chcesz nim wypychać?!
- Jasne. Jak wsadzisz odpowiednie rozdrobniony rzepiak komuś przed snem do poduszki, to się nie obudzi przez co najmniej tydzień.
- O cholera!
- Gdzie?
- Nigdzie! Wiesz, jak by coś takiego ułatwiło kra… znaczy się pożyczanie cudzych rzeczy?
- Bardzo. Tylko, jakbyś przed włamaniem, przepraszam, wizytą wepchnęła to komuś do poduszki?
- Eee, wiecie elfka się chyba niecierpliwi.
- Mam w nosie elfkę. Tutaj jest rzepiak! Wiecie, jak trudno go znaleźć?
- Nie wiemy.
- To było pytanie retoryczne – burknęła Avahari, wygrzebując się wreszcie z dołu, z łodygami czepiaka troskliwie umieszczonymi w torbie. Nie chodziło nawet o to, że miała zamiar kogokolwiek usypiać. Po prostu kiedy zobaczyła jakieś rzadkie ziele musiała natychmiast je zerwać. Taka jej mała, prywatna obsesja.
Arianna stała kawałek dalej, przysłuchując się głośnym krzykom trzech panien.
- Te, Ava – szepnęła Aylya pochylając się i udając, że ma zamiar pomóc Trucicielce wyleźć z dołu. – A ten rzepiak zadziałaby na elfa księżycowego?
- Jasne, że tak. Wprawdzie krócej, najwyżej dzień, ale tak – mruknęła cicho Avahari, zastanawiając się, do czego ona do licha zmierza. – Chyba, że nasza panna Arianna jest stworem ciemności, bo na te akurat rzepiak nie działa. Nie wiem czemu.
- A długo się taką miksturę przygotowuje? – spytała Aylya, jeszcze ciszej widząc, że stojąca tuż obok Craig strzyże swoimi uszami pożyczonymi od jakiegoś elfa. Nici póki co trzymały i od zdumiewająco długiego czasu nie zgubiła żadnej części ciała.
- Jeśli się go już znajdzie, to nie – Avahari zmrużyła oczy, wpatrując się w złodziejkę podejrzliwie. – A co?
- Nic, nic…

- Dobra, o ile dobrze zrozumiałam chcesz uśpić elfkę, a potem sprzedać ją jakiemuś handlarzowi dziwactwami?
Korzystając z chwilowego postoju i faktu, że Craig właśnie zgubiła swoje oko, które potoczyło się prosto w kierunku Arianny, Aylya odciągnęła Trucicielkę odrobinę na bok i szybko streściła swój genialny (przynajmniej w jej mniemaniu) plan.
- Dokładnie!
- I liczysz na to, że ci w tym pomogę?
- Acha.
- To się przeliczyłaś.
Avahari uważała, że ma czyste sumienie. Głównie dlatego, że prawie go nie używała. Bez zbędnych dylematów moralnych sprzedawała czasem trucizny (niestety rzadko, bo były drogie i na ogół większość osób wolała użyć teraz noża. Skandal!), a o wiele częściej napoje miłosne, eliksiry przyćmiewające umysł, upiększające… nie przejmując się tym, że na ogół w ten sposób robiła krzywdę swoim klientom i ich celom. Cóż, sami chcieli.
Ale Ava posiadała coś takiego jak instynkt samozachowawczy. I pomysł sprzedania elfki średnio się jej podobał z uwagi na to, że ta była czarodziejką. Prześpi się jakieś dwadzieścia parę godzin, a potem obudzi. W dodatku dodajmy, że obudzi się pewnie bardzo zła.
- Cicha Śmierć jest pewnie bardzo zakazana, co?
- Tak i co z tego?
- Ano to, że jak zgłoszę to gdziekolwiek i powiem gdzie jesteś, to cię zamkną.
- Ty małpo! – warknęła Avahari, przyciskając swoją bezcenną torbę do piersi. A pal licho z zamknięciem! Gorzej, że zabraliby jej wszystkie elkisry!
- Łachudro – sprostowała Aylya. – Nie jestem małpą, tylko bardzo porządną łachudrą!
- Łachudrą na pewno, ale czy porządną?
- Porządna łachudra to taka, która dba o swoje interesy. Ja dbam.
Avahari nie puszczając swojej ukochanej torby, zaczęła gryźć swój palec wskazujący, zastanawiając się, co u licha mają zrobić.
- Te, jak dbasz o swoje interesy, to chyba wiesz, że za elfkę wszystkich jego pieniędzy nie dostaniesz? To po co u licha brać część, skoro można wszystko?
Oczy Aylyi zabłysły.
- Mów dalej.
- Pal licho elfkę. Mam tu miksturę, cholernie rzadką, która sprawia, że człowiek przez jakąś godzinę jest posłuszny cudzym rozkazom.
Rzadką. Rzadką! To nie fair! Jakby nie straciła dość dużo eliksirów! Teraz jeszcze następny? Wrr. Ale lepsze to, niż zamordowanie przez zezłoszczoną Ariannę, jak ta już wydostanie się z niewoli.
- Powiedzieć elfce, że mamy coś do załatwienia przed drogą. Czy Craig bierzemy to już ty decyduj… jakoś się handlarza ogłuszy, wleje mu tą miksturę, bo pewnie forsę ukrył, każe się przynieść i spokój. A on potem nic nie pamięta. Acha… i chcę połowę zysków.
Cóż, pieniądz to władza nad światem, a ona musiała gdzieś się urządzić. Wprawdzie sama nigdy nie próbowała takich numerów – bo niby na kim, jak w jej dzielnicy sama biedota, a jak wyjść gdzie indziej, to ją szybko złapią, w dodatku wolała nie używać sama swoich mikstur i co więcej nie tracić tych najcenniejszych. No, ale jeśli już musi, to niech przynajmniej coś z tego ma!
To ostatnie zdanie wybitnie nie przypadło do gustu złodziejce.
- To jak będzie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Aylya
Uczciwa Łachudra


Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 495
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zza granicy absurdu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:37, 04 Lip 2007    Temat postu:

Nie chcę doprowadzić do szoków i zawałów, ale tak jakby dodaję kolejną część...


Idea podziału nie podobała się Aylyi. Wcale, a wcale.
Idea wtajemniczenia w genialny plan Craig była co prawda kusząca, oznaczała jednak jeszcze większe zubożenie jej ukochanej, wiecznie zgłodniałej sakiewki, do czego to Ayl nie mogła za żadną cenę dopuścić.
A jako, że tylko głupiec odtrąca narzędzia, jakie są mu dane…
- Pani elfkooooo! – zawyła rozdzierająco złodziejka, upadając na ziemię i malowniczo uderzając nosem w poszycie leśne.
Arianna zatrzymała się wpół kroku, a na jej twarzy obrazowało się coś na kształt rezygnacji i wyczerpania – w innych okolicznościach, Aylyi prawdopodobnie byłoby jej żal.
Widywała już Łachudry w podobnym stanie – najczęściej było to tuż przed tym, jak wdrapywały się one na stoły w biesiadnych komnatach możnych, rozrzucając dookoła biżuterię i srebrne łyżeczki, a następnie z Hymnem Ku Odkupieniu na ustach, przyznawały się do własnych niecnych praktyk.
Podobnie skończył Tyrya, choć miał on to szczęście, że pozwolono mu uciec ze wszystkimi organami wewnętrznymi i zewnętrznymi na właściwym miejscu – może dlatego, że śpiewał wystarczająco koszmarnie, by nie można było go skazać na potępieńczą śmierć, bez obaw, że pewnego dnia powróci w niematerialnej postaci ducha, zawodząc i fałszując przy akompaniamencie grzmotów i zgrzytających odgłosów ocierających się o siebie łańcuchów – to było zaskakujące, jak zabobonni okazywali się nieraz mieszkańcy Armandii.
- Coś się stało, Aylyo? Upadłaś. – Mówiąc to, Arianna postąpiła kilka kroków w kierunku rudej złodziejki, która ze wszystkich sił starała się nie skomentować jakże trafnego stwierdzenia, dotyczącego jej obecnego położenia: „Upadłaś”.
- Całkiem w porządku, tylko widzisz, pani elfko, a sowy i słowiki mi świadkiem, że jest już późno, jestem głodna, a my ciągle idziemy!
Ayl z przykrością skonstatowała, że ani Avahari, ani Craig Do Niedawna Chybotliwa nie stanęły na wysokości zadania – żadna z nich nie zamierzała jej poprzeć, za to obie podźwignęły ją z ziemi, boleśnie ściskając przy tym za ramiona.
Po twarzy Arianny przemknął pełen znużenia uśmiech.
- Dziękuję wam. Nie martw się, Aylyo, już niedaleko. Tam, dokąd zmierzamy, najesz się i odpoczniesz.
Złodziejka mamrotała jeszcze przez chwilę pod nosem, po czym – kiedy miała już pewność, że nie usłyszy jej nikt niepowołany – odwróciła się w kierunku Avy z pretensją.
- Myślałby kto, że jesteś jej służącą!
Avahari prychnęła, wyraźnie zdenerwowana.
- Nikomu nie służę, Łachudro – syknęła, mrużąc oczy, a dłonie zaciskając kurczowo na torbie, której główną zawartością była Cicha Śmierć.
Wszystko mogłoby potoczyć się inaczej i niewątpliwie dla Trucicielki korzystniej, gdyby nie szantażowe wprawki Ayl, uniemożliwiające jej właściwie wszelkie działania, które mogłyby nie przypaść złodziejce do gustu.
- Tak? Najpierw przekonujesz mnie, żeby jej nie sprzedawać, a tylko udawać sprzedawanie, a teraz nie chcesz mi pomóc! Jestem głodna!
- Powinnaś mi dziękować za to, że uratowałam ci skórę! Sprzedałabyś ją, a ona ścigałaby cię do końca twoich dni! Raczej krótkich dni, zapewniam.
- Moja skóra, moja sprawa… A tak w ogóle, to co masz na myśli?
- To, że jej nie doceniasz. To maginii, ty szantażystko!
- Aha? A ty nie doceniasz Craig. Tak się składa, że strzyże uszami.
Zamilkły na dłuższa chwilę, pogrążając się w niewesołych myślach.
- Ale ja nadal jestem głodna.
Avahari zaklęła bezgłośnie, po czym zaczerpnęła kilka relaksacyjnych oddechów, słusznie przekonana, że ludzi krzyczących na całe gardło i pozornie bez powodu o pomstę do nieba, nie traktuje się raczej z szacunkiem.
- Nie drażnij mnie, szantażystko. Co ty, panienka jesteś?
- Właściwie to tak…
- W takim razie trzeba było siedzieć w domu i rozpatrywać walory różowej sukienki połączonej z czerwoną czupryną…
- Efekt jest wstrętny!
- O. Więc już to sprawdziłaś?
Aylya zacisnęła usta z mocnym postanowieniem, że nie odezwie się już nigdy więcej.
Wytrwała w nim dokładnie siedemnaście sekund.
- Kiedy powiemy Ariannie, że mamy ważną sprawę do załatwienia przed wyruszeniem w trasę?
- Najlepiej wtedy, kiedy już będziemy na miejscu.
- Dobra, ale to ty mówisz. Ja już dawno temu doszłam do wniosku, że kłamać nie umiem.
- Doszłaś do wniosku? Całkiem sama, czy ktoś ci w tym pomógł? Powiedz, chciałabym posłać mu kwiaty…
Aylya prychnęła, po czym wyprzedziła nieco Trucicielkę, doganiając tym samym Do Niedawna Chybotliwą Craig, która dotąd pozostawała najbardziej milczącą, poza elfką, członkinią pochodu.
Złodziejka szukała przez chwilę tematu, który okazałby się dostatecznie interesujący, by mógł zapoczątkować dłuższą wymianę zdań.
- O, słuchaj, Craig. Zastanawiam się, co myślisz o… konflikcie na bliskim Wschodzie? Bo ja na przykład… Ożesz w łopatę! – zawołała nagle, gdy tylko odkryła powód, dla którego elfka przystanęła na chwilę – pod drzewem, wraz ze swym nieśmiertelnym i poobtłukiwanym wiadrem na głowie, drzemał obłąkaniec, którego Ayl spotkała na awaharskim rynku. Tuż obok niego, zamarły w bezruchu i zgięty wpół, stał nikt inny, jak Lyren, w jednej ręce trzymający sakiewkę, prawdopodobnie należącą do śpiącego.
- No nie, stary, to jest niesmaczne – oświadczyła złodziejka, taksując chłopaka pogardliwym spojrzeniem. – Jak możesz tak jawnie pożyczać?
Aylya zerknęła na Ariannę nerwowo.
- Nie zakłóci to naszej podróży, co? Bo wiesz…. – zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu. – Jestem głodna!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Craig Liath
Chybotliwy Bard


Dołączył: 01 Kwi 2007
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wypełzło spod dywanu

PostWysłany: Pią 20:19, 28 Gru 2007    Temat postu:

Craig zastrzygła nerwowo uszami, zerkając na pozostałe towarzyszki.
Chcąc nie chcąc usłyszała skrawek rozmowy złodziejki z trucicielką...Cóż, tak po prawdzie to bardziej chcąc.
Szczerze powiedziawszy, nie wiedziała co o tym myśleć. Z jednej strony pomysł był niezwykle kuszący, natomiast z drugiej miał tyle skutków ubocznych, że można by było nimi wybrukować cały Awahar.
W zamyśleniu podrapała się po elfim uchu, przy okazji wyciągając z niego jakieś zagubione robactwo.
Cóż, raz bardowi śmierć. Najwyżej resztę życia spędzi pełzając po podziemiach, zamieniona przez elfkę w karalucha. Zresztą ciekawe, czy ktoś zauważyłby różnicę...
Teraz zostało jej jedynie przekonać Aylyę i Avahari do wtajemniczenia jej w swoje "niecne" plany.
Właśnie zastanawiała się, czy współtowarzyszki miały by coś przeciw, gdyby uszczknęła z maginii jakąś tyciusieńką część, gdy koło ucha odezwał się dosyć irytujący głosik. W pierwszej chwili przyporządkowała go swojemu sumieniu, jednak ów głos spytał o coś, a w zakres tego pierwszego wchodziły jedynie wrzaski.
Zwolniła krok i spojrzała na złodziejkę. Jednak nim zdążyła się odezwać, ta przystanęła, wołając coś.
Craig z rozbawieniem przyglądała się scenie pod drzewem, a rozbawienie to wybujało ponad miarę widząc minę chłopaka, gdy ten dostrzegł "pochód". Parsknęła cicho, zakrywając usta dłonią, która...nagle odpadła.
Elfka, która patrzyła na chłopaka z delikatnym potępieniem, westchnęła widząc lekko rozczłonkowanego barda.
- Ekhe...Cóż, i tak długo wytrzymało - stwierdziła z lekkim zmieszaniem Craig, ignorując zduszone odgłosy wymiotów dochodzące z okolic drzewa.
Przesunęła wzrokiem po trójce kobiet...ekhem...dwójce kobiet i dziewczynie, a na jej usta wpełzł chytry uśmiech.
- Avahari, mogłabyś mi... pomóc? - spytała z lekkim rozbawieniem kobietę, tulącą do piersi swoją torbę. Wykorzystując niekomfortową sytuację, postanowiła perfidnie wepchnąć się do spisku.
Cóż, zawsze mogła uświadomić maginię o planach pozostałej dwójki. W końcu jej dusza była czysta jak łza...Nieprawdaż?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Craig Liath dnia Pią 20:25, 28 Gru 2007, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Arianna
Piórko Wróbla


Dołączył: 28 Mar 2007
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:27, 17 Lut 2008    Temat postu:

Arianna patrzyła z zniesmaczeniem na swoje nowe towarzyszki. Westchnęła i odgarnęła kosmyk włosów z twarzy.
- To nie one, Armandzie. – mruknęła w myślach.
- Jesteś pewna? – ciepły, męski głos odezwał się w jej podświadomości.
- One myślą jedynie o tym, jak zarobić na moich elfickich włosach! Tacy jak one, przejmują się jedynie końcem własnego nosa, a ty chcesz by ratowały Armandię? Nie były by w stanie poświęcić nawet skrawka swego płaszcza dla dobra innych...
- Skoro tak uważasz... Ty jesteś przewodniczką, wybór drużyny należy do ciebie... – westchnął mężczyzna, po czym zamilkł.

Arianna podniosła wzrok na szepczące między sobą kobiety.
- Wybaczcie mi. – rzekła twardo. – Chyba jednak się pomyliłam. Nie jesteście tymi, których szukam.
Po tych słowach elfka zrobiła okrągły ruch dłonią, błękitka mgiełka ogarnęła ją, otulając swoją poświatą. Gdy się rozpuściła, Arianna znikła wraz z nią. Jedynie jej cichy szept musnął zmysły każdej z kobiet.
Żegnajcie i słuchajcie swych serc...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Arianna dnia Nie 12:28, 17 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mad Len
Zielona Wiedźma


Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z komórki na miotły
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:24, 17 Lut 2008    Temat postu:

- No nie! Uciekła!
Ava przez parę chwil przyglądała się miejscu, z którego znikła Elfka. W sumie to dobrze. I tak gadała patetyczne bzdury. Poza tym Trucicielka nie bardzo mogła zrozumieć, przed czym właściwie chciała ratować świat. W sumie to dzikie i złe hordy nie były bardziej złe i dzikie od tych, które zwykle pustoszyły Armandię. Spotkała nawet paru "sługusów zła" i byli wcale kuluralnymi istotami. Lepszymi niż obecni władcy...
- Aj, Ayl i ty się uważasz za złodziejkę...
Avahari zachichotała, wyjmując z kieszeni złoty i z pewnością dość drogi medalion, który gwizdnęła Elfce.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Aylya
Uczciwa Łachudra


Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 495
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zza granicy absurdu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:32, 17 Lut 2008    Temat postu:

Ayl wzruszyła ramionami dość obojętnie.
Ptaki śpiewały jak dawniej - pod tym względem świat się nie zmienił. A niedobór zanieczyszczeń powietrza odsuwał możliwość globalnej klęski do naprawdę, ale to naprawdę odległej przyszłości.
W tym momencie, Łachudrze przyszło do głowy, że powinna zamieszkać gdzieś z dala od Lyrena, szalonych belfrów z Awaharu i srebrnowłosych dziwaków. Gdzieś na wsi. Gdzieś, gdzie nie dopadnie jej burmistrz, ani jej były narzeczony. Ale najpierw... należało dokonać jeszcze jednej transakcji.
Wyjęła z kieszeni pokaźny pęk włosów elfki.
- Hej, myślę, że część mogę przekazać tobie, Ava. No tego, wiesz, na eliksiry. Jeśli dostanę procent z medalionu. I tobie też, Craig, w końcu włosów nigdy za wiele... pod warunkiem, że oddasz mi jedno, zapasowe oko. Muszę sprawdzić, jak wygląda taki handel organami...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aylya dnia Nie 18:34, 17 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Craig Liath
Chybotliwy Bard


Dołączył: 01 Kwi 2007
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wypełzło spod dywanu

PostWysłany: Nie 18:50, 17 Lut 2008    Temat postu:

Craig przez chwilę patrzyła oniemiała w miejsce gdzie zniknęła elfka, a im dłużej to robiła tym większy uśmiech pojawiał się na jej twarzy.
W jej mniemaniu świat był zdecydowanie lepszy z tym całym "złym tatałajstwem". Taki bardziej domowy.
-Tak, tak, chętnie - odparła nieprzytomnie, podając Aylyi galaretowate, zielone oko i garść palców - W prezencie od firmy.
Po dość długiej chwili rozmyślania spojrzała na towarzyszki.
- W takim razie, drogie Panie, pozwolicie, iż się oddalę? Zaprawdę miło mi było - powiedziała kłaniając się lekko. Pogwizdując cicho, zaczęła oddalać się w stronę najbliższych zarośli podejrzanie przyciskając do siebie płaszcz.
Tak bardzo pochłonęło ją to zajęcie, że zapomniała nawet o cennych włosach elfki.
W końcu była Craig Liath, Panną Strzygą, eksperymentem niedoszłego nekromanty...Jak mogła mieć "czyste serce"?
Tak, ta sytuacja bardzo jej odpowiadała...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Craig Liath dnia Nie 18:51, 17 Lut 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mad Len
Zielona Wiedźma


Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z komórki na miotły
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:00, 17 Lut 2008    Temat postu:

- W takim razie... na mapie wyglądało na to, że tu gdzieś w pobliżu jest miasto. Może spróbujemy opylić tam medalion i włosy? Ale parę sobie zostawię do eliksirów...
Avahari uśmiechnęła się do siebie, czule głaszcząc srebrzyste włosy. Wreszcie będzie mogła stworzyć Esencję Życia! Z całą pewnością zarobi na tym mnóstwo pieniędzy.
- Hm. Myślałaś kiedyś o spółce? Wiesz, mogłabym kraść składniki, ty byś tworzyła te twoje eliksiry i...
Złodziejka i Trucicielka powoli ruszyły w stronę najbliźszego miasta, dyskutując o szczegółach nowej, z pewnością bardzo dochodowej działalności. Pomachały jeszcze Craig na pożegnanie.

Możesz być pewien drogi czytelniku, że choć żadna z trzech panien z całą pewnością nie posiadała czystego serca (pomimo tego, że Craig dysponowała aż trzema), to żyły z nimi w zupełnej zgodzie. Liath znalazła dla siebie wręcz idealne miejsce, zaś Ava i Ayl stworzyły wyjątkowo dochodowy interes. Kiedy dzikie hordy nadeszły, aby obsypać tą część Armandii zimnymi pocałunkami, powitały je jako faktyczne, choć nieofcjalnej właścicielki miasta i zawarły pakt korzystny dla obu stron. Nikt nie zginął, a gdyby nie one prawdopodobnie w imię głupich haseł polałoby się mnóstwo krwi.
Żyjąc sobie w willach niekiedy przesyłały w ramach prezentu niepotrzebne organy dla Panny Strzygi.
I wszystkie trzy żyły długo i szczęśliwie...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mad Len dnia Nie 19:03, 17 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Forumowe RPG Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin