Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Cypisek&cheeza


 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Klub Pojedynków im. smoka Temeraire
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:28, 07 Lis 2009    Temat postu: Cypisek&cheeza

Z racji, że żadna z pań nie odpisała mi na PW odnośnie pojedynku, uznaję, iż mogę spokojnie ogłosić walkower. Najwyraźniej żadna nie jest już zainteresowana pojedynkiem. A Cypisek dostaje ostatnie ostrzeżenie i zakaz pojedynkowania.


Pojedynkują się: Cypisek & cheeza
Fandom: Twórczość własna
Temat: Gorzka krew - dowolna interpretacja.
Gatunek: Obojętne, byle nie fantasty.
Warunki dodatkowe: kasztan ma się pojawić.
Długość: Najwyżej dwie strony a4
Opiekun: Malaria
Termin: 27 października

A zatem walkowerem wygrywa cheeza.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Sob 19:31, 07 Lis 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:28, 07 Lis 2009    Temat postu:

Niezliczony przemarsz krystalicznie idealnych gwiazd po niebie, rozjaśniał drogę w mroku. Przebłyski jasności w jej zniszczonym i brudnym świecie, który sama sobie zawdzięcza. Tak długo, specjalnie się niszczyła. Bezbarwne życie, mające swój kres tutaj. W tym cholernym miejscu. Siedząc tuż obok okna w swoim pokoju, pozwalała owinąć się ciszy, jej nieskazitelnie czystym całunem. Macki świadomości były zbyt liczne, by mogła coś zmienić. Pozostało tylko czekać. Na wyrok...
Mijające dni odlatywały w przeszłość, zbywane jej smutnym uśmiechem. Byleby nikt nie poznał prawdy.
- Marietta, nie śpij.- głos wychowawcy wyciągną ją ze spirali przemyśleń. Delikatnie i kruche rozważania zniknęły, a ona sama z łoskotem runęła w brudną ciecz rzeczywistości. Natłok zadań i wiadomości do egzaminu, tylko dodatkowo odciągnęły ją od obowiązków na które nie miała siły. Była nieobecna... Jej dusza drżała w odległych przestworach, na myśl o rozjaśniającym wszystko, zbliżającym się badaniu. Tak bardzo wolałaby nadal tkwić w niewiedzy. Pragnęła nie znać swojego fizycznego stanu zdrowia. Nie umiera, nie może... Pozostałe jeszcze na drzewach, złocisto brązowe liście rozpoczynały swój jedyny i ostatni lot. W dół... By ostatecznie łącząc się z Matką Ziemią, zakończyć okres swojej świetności. Promienie bladego słońca iskrzyły sporadycznymi refleksami, na kolorowym dywanie.
- Nie martw się. To na pewno jakaś pomyłka.- Powtarzał Sebastian, gdy rozmawiali ukryci w zaciszu rozłożystych drzew. Dym papierosowy unosił się cienkimi stróżkami ponad ich głowy. Nie odpowiedziała. W jej oczach czaił się jedynie strach i troska o niego. Zostanie sam, gdyby coś jej się jednak stało. Widząc bezradność w jego spojrzeniu, próbowała skupić całą resztkę swojej siły, by dodać mu jakoś otuchy.
- Oczywiście, że będzie dobrze...- Sama w to nie wierzyła. On też nie dał się nabrać na te puste słowa.
- Zasługujesz na to...- nie dokończył. Porwane przez wiatr słowa, odbiły się od jesiennych liści.
Odeszła w stronę własnej wyroczni, kliniki lekarskiej, a on został, wpatrując się w powoli oddalającą się jej sylwetkę.
Modląc się do wypranego z uczuć Boga, pokładając ufność we własną wiarę, wartą tyle co udawana przyjaźń, drżała. Nieubłaganie zbliżający się moment niechcianej prawdy. Sterylne wnętrze gabinetu lekarskiego napawało ją wręcz wstrętem.
„ Niech już będzie po wszystkim. Niech to już się skończy.”
Instrumenty do badania, niczym narzędzia tortur czekały, by znaleźć się we wprawnych dłoniach, odzianych w gumowe rękawiczki. Bo wszyscy się brzydzą jej skalanego ciała... Nikt nie zobaczy, jak płomienie strachu opanowują jej zniszczoną duszę. Łzy napłynęły do jej srebrzystych oczu, gdy obca, bezduszna powłoka, brutalnie została wprowadzona do wnętrza jej organizmu. I tylko eksplozja bólu. Tak bardzo kuło... Sama nie była pewna, czy intensywniej fizycznie, czy psychicznie. Mięśnie spięte w niedorzeczną maskę obronną, ręce leżące na kozetce, obezwładnione siłą woli, wyrywały się w błagalnych protestach.
„ Nie krzywdź!”- umysł nie pozostawał obojętny. Lśniący wąż opuścił nieprzychylną jamę jej wnętrza. Krztusząc się mieszanką własnej śliny i krwi, słuchała wyroku padającego z ust bezlitosnego losu.
- Złośliwy...- Jedyne co zrozumiała z bełkotu słów. „ Szybciej...”- Wydostać się z tego sądu, skazującego na wieczność, w cmentarnych okowach nagrobnych płytek. O tej porze roku, z pewnością wyglądający niezwykle melancholijnie. Tak bardzo spokojnie. Wszystko troskliwie opatulone kołdrą z liści i kasztanów.
Ciepłe barwy na tle szarego nieba, pokrytego gęstą warstwą deszczowych chmur. Chłodny wiatr rozwiewał jej włosy, gdy pogrążona w zadumie, pozwalała myślom opuścić przestrzeń jej umysłu. Nie musi już ich trzymać, nie potrzebuje już niczego...

Dłużące się dni, zdawały się nie mieć końca. Siedząc w szkolnej ławce, Sebastian wyłapywał jedynie poszczególne słowa, wypowiedziane przez nauczyciela. Miejsce obok było puste. Kolejny dzień bez oznak życia. Uciekła mu. Tego dnia, gdy ostatni raz się żegnali, kiedy chłodny wiatr tańczył z liśćmi, a deszcz delikatnie kropił... Wiedział, że jest w szpitalu. Jej matka, odebrała za którymś kolejnym razem, gdy próbował się dodzwonić.
„ Pieprzone, genetyczne uwarunkowania.” Miał nadzieję, że jej nie straci, że kiedyś pojawi się z powrotem w klasie i od tak sobie, jakby nigdy nic się nie wydarzyło, tchnie krztę życia w otaczający go świat.
- Choć, spóźnimy się na autobus.- zawołał znajomy, którego przecież tak naprawdę nie znał. Teraz, tym bardziej nie miał ochoty, wdawać się w jakąkolwiek dyskusję. Wysłuchując jego rozwlekłych, tak bardzo płytkich i nic nie znaczących słów, próbował jakoś dowlec się do domu, bez potrzeby odpowiadania na głupkowate komentarze.
- Marietta jakoś sobie poradzi. Jak nie, to zawsze przecież możemy zwalić wszystko na lekarzy.
„ Nietaktowny tępak”- Sebastian tak bardzo go nie znosił. Uwagę puścił mimo uszu i skierował się w przeciwną stronę, rzucając bezbarwne 'cześć' na pożegnanie.
Ze złością kopną leżący na jego drodze kamyk. „ Dlaczego... Czemu, kurwa to się stało?! Jak mogła go zostawić?! Jak mogła...”. Moment, gdy w kałużach topią się wspomnienia lata, gdy rozżalenie i tęsknota opuszczają ciało i umysł, ustępując miejsca nienasyconej wściekłości. „ Sama była sobie winna.”


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Klub Pojedynków im. smoka Temeraire Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin