Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Lill & Malaria Deicide 2


 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Klub Pojedynków im. smoka Temeraire
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:04, 07 Wrz 2009    Temat postu: Lill & Malaria Deicide 2

Dzień wcześniej, bo teksty gotowe.

Pojedynkują się: Malaria & Lill
Fandom: Twórczość własna.
Temat: cmentarz. A konkretnie dziewczątko, które na ów cmentarz przybywa i... No właśnie, i co dalej?
Gatunek: wszystko oprócz horroru (żeby było trudniej)
Warunki dodatkowe: musi wystąpić tekst: "Pan chyba zwariował!" oraz zbeszczeszczony nagrobek sprzed stu lat.
Długość: do 3 stron w Wordzie, interlinia zwykła
Termin: 30 sierpnia 2009/8 września 2009


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Pon 18:16, 07 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:05, 07 Wrz 2009    Temat postu:

Tekst A

Dziewczyna z absyntem


Noc była ciemna, lśniła chmurami jak woda w studni. Bardzo głębokiej studni. Z oddali do uszu docierało wycie silników - współczesny, miejski odpowiednik wilczego zewu, daleko bardziej jednak wściekły i nienawistny. Ma w sobie ukryty jakiś żal, smutek nielegalnego wyścigu - jakby chciał przekazać, że wolałby rozlegać się nie w ciemnym mieście, ale na torze - taka skarga niespełnionych marzeń, marzeń o karierze żużlowej.
Ciszę nocy i wycie silników przerywał tylko chichot kilkorga nastolatków, idących wzdłuż muru cmentarza. Trzej radośni chłopcy podtrzymywali cztery zataczające się dziewczyny, chociaż sami byli w nie lepszym stanie. Czyżby odezwał się w nich dawno, już w poprzednim pokoleniu, zapomniany zwyczaj dżentelmena?
Grupka wydawała dziwne dźwięki, jakby usiłowała śpiewać coś niezidentyfikowanego, co chyba miało przypominać najnowszy przebój sceny metalowej. Aczkolwiek równie dobrze mogło być to cokolwiek, gdyż ciężko rozpoznać, gdy każdy drze się w swoim tempie, swoją tonacją i w różnym stopniu zniekształcając melodię.
- Chodźmy na cmentarz - spróbowała przekrzyczeć ich jedna z dziewcząt, dzierżąca w dłoni butelkę. - Odprawimy czarną mszę!
Spojrzeli na nią jak na obłąkaną. W dzień każde z nich o tym żartowało, ale teraz zdawali się być tą propozycją zdziwieni i przestraszeni. Bynajmniej nie mieli ochoty wchodzić między groby, mimo iż normalnie szczyciliby się mianem światłych racjonalistów, niewierzących w duchy. Procenty w ich krwi z każdą chwilą się redukują, a myśli zaczynają płynąć rozsądniej - jakby stawały się bardziej przejrzyste.
- Sama idź - warknął podtrzymujący ją chłopak i zabrał rękę z jej talii.
- No, jak jesteś taka odważna - zadrwiła niepewnie koleżanka z rozmazanym makijażem.
Więc dziewczyna podniosła butelkę, pociągnęła z niej raz jeszcze, skrzywiła się i ruszyła w stronę zniszczonej, niemal w pełni spróchniałej furtki.
- Ona zwariowała? Ej, chyba nie chcesz wejść na starą część… - kolega próbował za nią wołać, ale nie zwracała na niego uwagi, starając się iść w miarę możliwości prosto. Otworzyła drewniane drzwiczki, złośliwie zgrzypiące, chwiejnie wstąpiła na glebę cmentarną, niegdyś nasączoną sokami, obecnie wyjałowioną, wklęsłą, jakby drzewa zabrały swe korzenie. Pewnie wyciągnęły je w kierunku nowszych rejonów nekropoli i świeższych grobów, skąd mogły wyciągnąć jeszcze jakieś substancje odżywcze.
Dziewczyna przeszła między resztkami krzyży przyczepionych do tablic, na których niegdyś były napisy - obecnie zatarte, naturalnie zniszczone przez naturę po wielu, wielu latach. Znalazła jakąś nie do końca rozsypaną płytę i usiadła na niej, rozejrzała się spokojnie, chociaż zupełnie nieprzytomnie i pociągnęła jeszcze jeden łyk z butelki - o, chciałaby, żeby teraz ją widzieli. Słynna, najmocniejsza głowa w całym miasteczku, jedyna, która lubi domowy absynt bez żadnych dodatków, maskujących paskudną gorycz piołunu. Tak, szacunek jakim ją darzono z pewnością by wzrósł, podskoczył do niemożliwie wysokiego poziomu. Ale koledzy odeszli, umknęli jak najdalej od cmentarza, zostawiając ją samą z grobami i butelką. Tchórze.
Tchórze. Małe, żałosne stworzenia, wciąż zniewolone przesądami, wciąż ze spętanymi umysłami. W tej chwili pogardzała nimi bardziej niż robactwem, lęgnącym się w trupach.
Nawet gdyby chciała odprawić teraz czarną mszę, nie mogłaby - bo jak? Samotnie? Zwłaszcza uważając to tylko za głupią zabawę, godzącą w ciemne, głupie wierzenia drobnomieszczańskiej społeczności, skupionej wokół kościołów i żałosnych klechów. Ona czuła się o wiele lepsza od tych wszystkich zaślepionych religią robaczków, drążących tunele nie w ścianach własnych umysłów, by się uwolnić, lecz w wyimaginowanych wartościach.

*
Pociąga nosem z zainteresowaniem. Coś weszło na jego terytorium, wtargnęło, przekroczyło granice. Niewątpliwie jest silne, mocne, a on nie zamierza pozwalać, by cokolwiek takiego ostało się na jego włościach - słabemu może by odpuścił, niegodne byłoby jego uwagi, ale to? On tu panuje - on. On tu ustala zasady - przemyka przez jego senny umysł.
Powoli budzi się z otępienia. Księżyc, przeświecający przez liście drzew, razi go w oczy, jego czułe oczy, nieznoszące światła - przystosowywanie się do jasnych promieni jest uciążliwe i bolesne, ale lepsze niż przemykanie wiecznie cieniem. To ogranicza możliwości, a on nie lubi ograniczania - mruży więc ślepia i zaczyna wygrzebywać się ze swego legowiska, ze swej nory.
Jakieś prawie zapomniane pragnienie wstrząsa jego osłabionym ciałem, sprawia, że żyły jęczą, a żołądek skręca się, zawija w supeł. Głodny, bardzo głodny, a obce stworzenie zbudziło trwający przez tak długi czas w hibernacji instynkt łowów, instynkt drapieżcy, pogania go, odsłaniając ostre zębiska.
Wyłazi powoli ze swej kryjówki, starając się, by żaden szelest go nie zdradził. Ostrożnie skrada się między grobami, omijając otwarte, zdobione tablicami ziejące dziury, w których spoczywały bezgłowe szczątki osób zmarłych od co najmniej stu lat - zniszczone, stare groby podobne do tego, w jakim miał norę.
Zawsze ciekawiło go, czy właścicieli tych kości obchodzi jeszcze, czy ich miejsce spoczynku zostało zbezczeszczone czy nie. Chyba nie, skoro dotąd nigdy nie słyszał, by jakakolwiek zjawa odegnała zbirów, działających na potrzeby całego wydziału medycyny. Prawdopodobnie gdy ktoś przeszedł śmierć prawidłowo - po prostu przestawał istnieć.
Jeśli przeszło się śmierć nieprawidłowo - stawało się kimś takim, jak on. Kreaturą ciemności, nękaną głodem i pragnieniem tak silnym, że własne gardło, własne żyły sprawiały wrażenie pustyni.
Podkrada się coraz bliżej, stawiając stopy bezszelestnie, słyszy nieostrożnego przybysza, czuje mocny, mdlący zapach dojrzewającej kobiety i gorzką woń nalewki z piołunu. Wnętrzności skręciły się jeszcze bardziej - ten głód, to palące pragnienie stawało się nie do zniesienia.
Wygląda zza kamiennej tablicy, rzuca czujne spojrzenie i dostrzega ją, skąpaną w jasnym, srebrnym świetle. Tak piękna, tak cudowna, wydaje mu się rozkwitającym kwiatem księżycowym… i ta smukła, piękna szyja, ta wspaniała szyjka, do której można się przyssać i pić, i pić, i pić.
Jest drapieżnikiem, ona ofiarą, niebawem opróżni ją z całej jej kwintesencji, jakby odbierał jej duszę. To jest właściwy moment na atak, myśli i wychodzi z cienia, podąża w jej kierunku, wbijając w nią obłąkańczy, hipnotyzujący wzrok wygłodzonej bestii.

*

Dziewczyną wstrząsnął dreszcz, miała niejasne wrażenie, że jest obserwowana. Rozejrzała się, ale w otaczającym ją cieniu niewiele może dostrzec… przez chwilę zdawało jej się, że dostrzegła ruch, ale być może to tylko złudzenie - właściwie na pewno. Pociągnęła z butelki kolejny łyk, próbując dodać sobie w ten sposób otuchy, chociaż obawia się tylko trochę. W ty mieście nigdy nic się nie działo i wątpiła, by to się zmieniło nawet w stanie tak potężnego upojenia.
Drzewa, pnąc się po niebie gałęziami, zdawały się nie zauważać, że tworzą wspaniałe warunki dla łowców, dla zbrodniarzy, czyhających na nowe ofiary… tak, na pewno koło któregoś pnia czyhał na nią wykolejeniec, gwałciciel lub morderca. Nic wielkiego - gwałciciel jej niestraszny, nawet by się cieszyła - zawsze to jakieś urozmaicenie śmiertelnie nudnej egzystencji. A śmierć nie jest niczym bardziej spektakularnym ani strasznym od zgaszenia świeczki, i tak wątłej, słabej, o bladym płomieniu.
Właściwie się nie bała.
Nagle coś wyłoniło się z mroku, sypiąc kurz i piach ze szmat, jakimi było owinięte. Już prawie, już miała odskoczyć z wrzaskiem obrzydzenia, gdy dostrzegła, że to człowiek. Zwykły, brudny człowiek, mężczyzna pokaźnego wzrostu ze skudloną czupryną i lśniącymi oczami.
Zganiła się w myślach za chwilę słabości, za to żałosne uleganie złudnym przesądom, za podporządkowanie się wyobraźni. Nie wolno tego robić, nie wolno, przecież szczyciła się zawsze wolnym umysłem całkowitej racjonalistki.
Mężczyzna zbliżał się do niej, charcząc coś niezrozumiałego, dziewczyna wyczuwała w tym jednak żądanie - a żądania zawsze budzą w niej chęć oporu, gotowa jest więc walczyć, mimo iż przed chwilą wzięłaby, co daje los i jeszcze podziękowała.
Wstała i zaczęła się cofać, gotowa rozbić butelkę na głowie agresora, on jednak nadal się zbliżał, w tym samym tempie, jakby nie zauważył jej ruchu. Przez mgłę zapomnienia i oszołomienia do świadomości przebijała jej się historia amerykańskiego psychopaty, mordującego bezlitośnie. Tak, rezygnował z mordu, gdy ofiara powiedziała mu cokolwiek o sobie. Może warto spróbować?
- Co pan robi… - zaczęła dziewczyna, z niezadowoleniem zauważając, że głos jej zadrżał. - Jestem półsierotą, naprawdę mam ciężko w życiu, nie potrzeba mi dodatkowych kłopotów.
Mężczyzna jednak nie zareagował, nadal się zbliżał, kwitując milczeniem jej próby nawiązania kontaktu. Wbił w nią wzrok, głodny, hipnotyzujący wzrok, a ona czuła, że słabnie, jakby nogi miała z waty. Półprzytomnie jeszcze się rozejrzała za drogą ucieczki, jednak w głowie jej szumiało, świat zawirował przed oczami, wnętrzności się ścisnęły. W ustach poczuła smak kwasu żołądkowego i goryczy absyntu, groby - jak się wydawało - zastąpiły jej drogę, ilekroć dostrzegła między nimi lukę, ta natychmiast znikała. A obcy zbliżał się równym krokiem.
- No pan chyba zwariował… - jeszcze westchnęła dziewczyna, osuwając się na ławeczkę, która pod ciężarem zwaliła się na ziemię. Nastolatka przycisnęła do piersi butelkę, jakby w nadziei, że koszmary odejdą, gdy tylko się do czegoś przytuli - za dużo wypiła, za dużo i teraz Zielona Wróżka da jej popalić. Nie należało przesadzać z absyntem, pomyślała, powstrzymując falę wymiotów.
Rozognione ślepia obcego pojawiły się nad nią, dłonie złapały ją mocno za ramiona, boleśnie kalecząc długimi, ostrymi szponami. Gniewna, naznaczona szaleństwem, chorobą i pragnieniem twarz nagle wydała jej się znajoma, znajoma tak jak obraz w lustrze lub stare zdjęcie. Mężczyzna szarpał ją, charcząc gniewnie, rzuca dziewczyną niemalże o ziemię, jakby próbował rozbić jej ciało o cmentarną glebę i w ten sposób zmusić je do uległości.
Tak, coś znajomego, coś bardzo znajomego i dziewczyna chce już krzyknąć "ojcze!", jednak powstrzymuje ją coś, ta gracja wygłodzonej bestii i coraz bardziej rozdarta koszulka. Kościste dłonie wciskają jej się pod ramiona, pod butelkę, rozrywają pazurami materiał i skórę na piersiach.
W końcu obcy-nieobcy stracił cierpliwość i kopnął nastolatkę w brzuch. Zwinęła się z jękiem, zwróciła trochę kwasu i przetrawionego alkoholu, wypuściła z objęć butelkę. Na niemożliwie brudnej twarzy agresora pojawił się wyraz triumfu.
Kopnął jeszcze raz. Dziewczyna zwinęła się jeszcze mocniej, zsunęła do otwartego grobu i z głuchym uderzeniem zetknęła się z ziemią, nie jak żywa istota, ale jak kłoda. Butelka wypadła jej z ręki, zostając na górze, a stuletnie kości pod nią wydały paskudny trzask i połamały się, boleśnie wbijając w jej ciało. Dziewczyna powoli traciła świadomość, półprzymkniętymi oczyma widząc już tylko jak odczłowieczony obcy-nieobcy przypada do szyi, smukłej, i gładkiej. Przypada i pije, pije, pije absynt, a całe jego ciało zdaje się sycić tą zdobyczą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:13, 07 Wrz 2009    Temat postu:

Tekst B

Miasteczko


Najdroższy Panie N.N. (jakże zabawnie brzmi zestawienie "najdroższego" z "panem", którym na wieki Pan dla mnie pozostał)!
To mój pierwszy a zarazem ostatni list do Pana, na więcej bowiem nie mam siły. Z trudem przechodzą przez gardło wszystkie skargi, ów niewysłowiony żal, przelewający się przeze mnie i chlupoczący nieznośnie w sercu oraz trzewiach, mieszając pełen uniesień patos z gorzką prozą życia. Usycham, Pan to rozumie? Nie, Pan nie pojmuje, Pan od pół wieku nie usychał, nie tęsknił, nie czuł już niczego. Pana nic nie obchodziło poza tym tylko, by ktoś... Zresztą, po co ja to piszę. Po co w ogóle zadaję sobie trud oblewania atramentem kolejnych linijek białego papieru, skoro zostałam tak potraktowana? Takich rzeczy się nie robi, Proszę Pana! Pan mnie uwiódł; uwiódł i zostawił, jak chłopiec zostawia bębenek z zerwaną membraną, wiedząc, że nigdy więcej na nim nie zagra.
Bałam się tamtego cmentarza. Bałam się starych, spróchniałych pni, konarów szepczących na wietrze smętne pieśni i pożółkłej trawy, której nikt chyba nie widział zielonej, nie za mojego życia w każdym razie. I bałam się samotności, jaka mi wtedy towarzyszyła, tej ciszy, w której słyszałam każdy mój oddech, w której mogłam policzyć kolejne uderzenia serca, przerażone, nierytmiczne. Napawało mnie lękiem samo to miejsce, gdzie kończył się znany świat, a zaczynały pola nagrobków, rzędy mogił niby domów i drzwi u każdej z nich, z nazwiskami złotymi literami wypisanymi na kamiennych tablicach. Nienawidziłam cmentarza, na którym nawet pośród lipcowego słońca panował półmrok, a drzewa cieniami kładły się na wydeptanych ścieżkach. W powietrzu unosiła się woń świeżych lilii, zapach dymu ze zgaszonych przez wiatr zniczów oraz wszechobecny odór rozkładu. Twierdzili, że ten ostatni sama sobie wmówiłam, ale Pan wie, że to nieprawda. Pan przecież też go czuł nieruchomymi nozdrzami.
Nie zostawiono mi wyboru. Musiałam się zagłębić w tę niechcianą magię, zostać częścią ponurego krajobrazu.
Przed bramą owego innego, niemojego świata siedziała na składanym krzesełku starowinka. Pomimo prażącego słońca nosiła na ramionach grubą chustę, drugą zaś obwiązała resztki siwiutkich włosów. Kołysała się w takt sobie tylko słyszalnej melodii, śpiewając cicho:
Pan mi usta wypełnił głuchą ciszą
I głos pan w głębi duszy mojej schował
Bym milczała, choć tak bardzo chciałam krzyknąć:
"Ach, N.N., pan chyba zwariował!"

A ja już nie słuchałam. Czując moje własne teraz albo nigdy, uczyniłam krok za bramę, pozostawiając za sobą upał, beztroskę leniwego, lipcowego popołudnia oraz skrzypiącą furtkę, która stała się wreszcie symbolem o randze niemalże mistycznej.
Tam dalej było zimno. Chłodny wiatr podwiewał krótką sukienkę, gdy kroczyłam powoli wytyczoną ścieżką. Po obu stronach nagrobki wyrastały niczym kamieniczki z boków ulicy. Niektóre z owych ostatnich domów zamieszkiwało kilkoro ludzi. Grobowiec rodziny K., rodziny D., rodziny A... Inne, choć skrywały za kamiennymi wrotami samotników, nosiły liczne ślady odwiedzin. Goście pozostawiali kwiaty, płonące świece czy oczyszczali zapuszczone "ogrody" z podziurawionych, zbrązowiałych liści. Były jednak i takie mogiły, gdzie nikt od dawna nie zaglądał. Kamienie kruszały powoli, napisy zacierał czas, a płyty nagrobne porastały zieleniejącym wśród szarości mchem. Prowincja. Miejsca, które nikogo nie obchodziły, nikogo nie wzruszały i nie wywoływały żadnych łez. Truły tylko powietrze miasteczka odorem zgnilizny i zapomnienia.
Pośród ciszy wypełniającej ów wymarły - jakże groteskowo to brzmiało - świat wyraźnie usłyszałam wtedy głos.
Ci samotni... Oni nie zginęli na wieki. Oni tylko czekają, aż ktoś przywróci pamięć.
Rozległo się to w mej głowie i na zewnątrz jednocześnie. Rozejrzałam się wokół, lecz nie dostrzegłam nikogo. Na niższych gałęziach jednego z drzew dwie sroki biły się twardymi dziobami, a w koronie wysokiego kasztanowca baraszkowała wiewiórka. Poza nimi jednak nie było w okolicy żywego ducha. Ani jednej osoby, z której ust mogłyby wydobyć się te słowa.
To tylko zalękniony umysł płatał figle.
Nie wierzysz?, usłyszałam wtedy. Albo pomyślałam. Ten sam głos, którego barwy czy tonu określić nie mogłam. Jakby istniał wyłącznie w mojej wyobraźni. Spójrz przed siebie.
Wkraczałam w główną alejkę. W oddali zamajaczyły ludzkie sylwetki, zbyt odległe jednak, bym mogła usłyszeć jakiekolwiek wypowiedziane przez owe osoby słowo. Chciałam odwrócić wzrok, lecz nie zdążyłam. W tym bowiem momencie ujrzałam coś zdumiewającego.
Znicz na jednym z nagrobków płonął nienaturalnie niebieskim blaskiem. Jego płomień wydawał się wznosić aż pod samo niebo, a jednocześnie był maleńki, tak maleńki, że niemal niedostrzegalny gołym okiem. Co zaś najbardziej zdumiewające, zgasł, gdy tylko pospieszyłam bliżej.
Teraz wierzysz?
Tak, Panie N.N.! Właśnie wtedy uwierzyłam w Pański głos, czarowny przez niemożność określenia go w jakikolwiek sposób. Głos z głębi świata, z głębi cmentarza, z głębi - wreszcie - mnie samej. Pan mnie uwiódł tym głosem. Po to tylko, bym poszła za nim na koniec świata - wszakże wiedział Pan doskonale, jak posługiwać się owym czarodziejskim fletem, jaki Pan dostał od Boga, losu... A może sił piekielnych?
Pamięta Pan? Kazał mi Pan iść. Kazał, pomimo mego lęku, zboczyć z uczęszczanych alejek, ruszyć w mrok starych, zmurszałych kamieni i drzew rosnących tak gęsto, że promieniom słońca tylko od czasu do czasu udawało się wcisnąć między zbite ciasno konary. Bałam się, lecz szłam mimo to, ufna w Pana i ten cudowny głos, który zapalał i gasił niebieskie światełka. Mijałam mogiły coraz starsze i bardziej zaniedbane. Miasteczko umierało powoli w miarę, jak zapuszczałam się coraz dalej. Coraz odleglejsze, niewyraźniejsze daty widniały na zniszczonych, omszałych płytach. 1950. 1940. 1930...
Tutaj.
To nie był widok z gatunku tych, które idzie znieść z łatwością. To nie był widok z gatunku tych, które w ogóle idzie znieść. Oto bowiem pośród półmroku, pośród ceni rzucanych przez rozłożyste dęby i kasztanowce, zamarłam, ledwie dojrzawszy wskazaną przez Pański głos mogiłę.
Masywny, kamienny krzyż przecinała poprzeczna pręga - ślad kruszenia się materii, nieuchronny znak czasu. Przed nim zaś, na ogrodzonym nędzną siatką terenie, znajdowały się dwa nagrobki. O ile to coś, co znajdowało się po prawej stronie, w ogóle można nazwać nagrobkiem. Jego płyta, odsunięta i połamana, leżała obok, odsłaniając wykopany dół. Nie zaglądałam tam - nie znalazłam w sobie dość siły. Pan zresztą wie, jak wiele kosztowało mnie każde spojrzenie w tamtą stronę. W porównaniu z tym porosłym mchem, niezakrytym nagrobkiem ten drugi zdawał się być wręcz w nienagannym stanie.
Dzieliło je równo pół wieku, to też pamiętam. Tak jak i to, że dziś właśnie jeden z nich kończy lat sto, drugi - zaledwie pięćdziesiąt.
Wtedy, po dłuższym namyśle, tamto niespełna pięćdziesiąt wydawało się wiecznością. Zaniedbaną, zapomnianą mogiłę oplątywał coraz ciaśniej dziki bluszcz, imię i nazwisko pochowanego tam człowieka, zatarte przez czas, ograniczało się zaledwie do pierwszych liter. N.N. Nikodem, Norbert, Nataniel? Wiedziałam, że to mężczyzna - pomimo pogłębiającego się rozpadu, zdjęcie o kształcie pionowej elipsy wisiało niewzruszenie, przymocowane do płyty nagrobnej. Młody, przystojny mężczyzna. Duże, jakby zdumione oczy, łagodny uśmiech i sięgające niemal ramion ciemne włosy.
Zaopiekuj się nim, powiedział Pan, a ja w pierwszej chwili nie byłam pewna, o kogo czy też o co Panu tak naprawdę chodzi. Wciąż tego nie wiem, choć teraz już nawet nie chcę wiedzieć.
Zaopiekowałam się, dokładnie tak, jak Pan chciał. Przełamywałam własne bariery, niedawne fobie i obawy, nosząc świeże kwiaty i zapalając znicze na nagrobku po lewej stronie. Tego po prawej starałam się nie dostrzegać. Ktoś zasunął wreszcie płytę, a może po prostu przyniósł nową, choć też brzydką i rozpadającą się powoli. To pewnie grabarz o ponurej twarzy i pociętych bliznami dłoniach ulitował się nad mogiłą sprzed stu lat.
Przychodziłam tam co trzy dni, czy deszcz, czy wiatr, czy skwar... Pan przecież wie. Pan powinien doskonale rozumieć, jak się poświęcałam dla mężczyzny z fotografii, tajemniczego N.N., który był mi jak brat, ilekroć słyszałam Pański głos. Jego widzieć, Pana słyszeć - zlewało się to w jedność, jedność harmonijną i doskonałą, jakby opętał mnie duch starego miasteczka, tego, które przed laty "pokrył niepamięci kurz"[1], choć nie było wcale galicyjskie i to nie o nim zapewne śpiewał Młynarski.
Starowinka trwała na swym posterunku, zmieniając tylko co jakiś czas przybrudzone miejskim kurzem chusty. Wciąż nuciła, choć coraz ciszej:
Pan mnie powiódł przez zalane słońcem drogi
Aż do tamtych ścieżek zapomnianych
Kazał patrzeć na zniszczone przez czas groby
Na umarłych - tak dla świata, jak i dla nich

Wtedy chciałam jej słuchać - przecież ta piosenka była o mnie. I o Panu. Ona jednak ograniczała się wciąż do jednej i tej samej zwrotki, jakby na złość mym pragnieniom. Zawsze brakło odwagi, by prosić ją o dośpiewanie ciągu dalszego. Ileż mogło tam być wyrazów, których nie chciałam usłyszeć?
Trwałoby to wszystko po dziś dzień i dalej, Pan wie najlepiej. Zasłuchana w Pański głos, zakochana bez pamięci w oczach koloru, jak całe zdjęcie, sepii... Mario Puzo nazwał to piorunem sycylijskim - i we mnie też uderzył piorun, gdy zadurzyłam się w tym, co ujrzałam i usłyszałam, nawet jednej chwili nie poświęcając na logiczne rozpatrzenie sprawy. A fe, jak to w ogóle brzmiało! Logiczne - rozpatrzenie - sprawy. Prawniczo, biurowo, oficjalnie. A przecież chodziło o uczucie, nie o papierki.
Ale ja - to było dla Pana za mało, prawda? Pan musiał wszystko zniszczyć tą swoją głupią zachłannością! Może gdybym nie natknęła się owego poranka na świeże kwiaty na Pańskim grobie, na zapalony znicz… Znicz, którego tam wcześniej nie było. Ile jeszcze kobiet dało się nabrać na nieokreślony głos i urok młodzieńca z portretu, owego zamazanego przez czas N.N.? Ile jeszcze panien zwiódł Pan tak jak mnie?
Gdy wtedy wybiegałam, popychając trzeszczącą furtkę, gdy kiełkowało we mnie poczucie, że zostałam oszukana, zdradzona… Na jedną chwilę zaczarował mnie głos starowinki, śpiewającej niemal szeptem:
Sobie znajdzie pan zaś inną znów dzieweczkę
Każąc jej wędrować w otępieniu
I zasmuci pan serduszko jej troszeczkę
Ach, N.N., pan nigdy się nie zmieni!

Ją też Pan tak oszukał, prawda? Może była pierwsza, druga, trzecia… Może ja byłam sto piętnasta… Nie wróciłam już na ten cmentarz. I nie wrócę tam dopóty, dopóki nie zyskam pewności, że przekraczając skrzypiącą bramę, nie usłyszę Pańskiego głosu.
Niech mi Pan to obieca. O nic więcej nie śmiem prosić.

[1] W. Młynarski, "Tak, jak malował pan Chagall"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Pierre de Ronsard
Moderator z ludzką twarzą


Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 752
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skarbonka
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:18, 07 Wrz 2009    Temat postu:

Pomysłowość i oryginalność:
Tekst A: 1,5 pkt
Tekst B: 1,5 pkt
Tekst 1 zasługuje na pochwały za personalizację butelki i piękną metaforę chęci wypicia jej zawartości Smile Tekst 2 za końcówkę, czyli coś, co lubię. Tajemnica, zaskoczenie, rozpacz.

Styl:
Tekst A: 1,5 pkt
Tekst B: 1,5 pkt
Może tekst 1 jest bardziej estetyczny i zadbany, a tekst 2 nieco chaotyczny - nie o to przecież chodzi.

Realizacja tematu:
Tekst A: 0,3 pkt
Tekst B: 0,7 pkt
W 1 wszystko ładnie, ale brak tego 100-letniego sprofanowanego nagrobka Smile Nie mogę dać maxa. Są stuletnie kości, otwarty grób, nagrobek o nieokreślonym wieku, na którym dziewczynka siada. Przeoczyłem coś? Dziewczynka musi oddać swoje 0,7l dla kogoś innego Wink

Ogólne wrażenie:
Tekst A: 1 pkt
Tekst B: 2 pkt
Głównie tajemnicza końcówka, która może znaczyć dosłownie wszystko, nad którą można się zastanawiać. Tekst 1 to fabuła, dość prosta w odbiorze, choć napisana solidnie. Znajdą się też momenty psujące nieco klimat. Plus, niezgodność czasów w okolicach końcówki.

OGÓŁEM:
Tekst A: 4,3 pkt
Tekst B: 5,7 pkt


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pierre de Ronsard dnia Pon 20:23, 07 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Craig Liath
Chybotliwy Bard


Dołączył: 01 Kwi 2007
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wypełzło spod dywanu

PostWysłany: Pon 20:41, 07 Wrz 2009    Temat postu:

Czasu mało więc będzie szybko.
Pomysłowość i oryginalność:
A:1,5
B:1,5
Hm, na początku miałam ochotę dać "A" więcej za samą butelkę, jednak tekst "B" podbił moje serce pomysłem ze starowinką i jej piosenką.

Styl:
A:1,6
B:1,4
I znowu mam dylemat. Tekst "A" czytało mi się znacznie szybciej i prościej, natomiast "B" czasem mi zgrzytało, mimo odczuwalnej łagodności i "gładkości" tekstu.

Realizacja tematu:
A:0,4
B:0,6
Mimo, iż w obu było "Pan chyba zwariował" i zbeszczeszczone nagrobki, to jednak faktycznie w "A" nie było mowy konkretnie o stuletnim nagrobku.

Ogólne wrażenie:
A:1,3
B:1,7

Tekst A"" jest lekki, przyjemny do czytania i w dodatku ma zaskakującą końcówkę. Jednak "B" w pewien sposób wciąga swoją hm..."bajkowością" i melancholią. A piosenka, jak już wcześniej wspomniałam, po prostu mnie oczarowała.

Suma:
A:4,8
B:5,2


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Craig Liath dnia Pon 20:44, 07 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

roślinawędrowna
Wieczne Pióro


Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 12:32, 08 Wrz 2009    Temat postu:

Pomysłowość i oryginalność:
A: 1,3
B: 1,7
Tekst A był niewątpliwie bardzo ciekawy i zabawny, ale pomysł drugiej historii tak wyróżnia się z dużej sterty opowiadań cmentarnych, taki inny.

Styl:
A: 1,8
B: 1,2
W pierwszym styl niezrównanie fascynował do tego stopnia, że pod jego nastrojem cały czas się śmiałam, tyle komizmu, wprost genialnie poprowadzone opisy. W B stylizacja bez zarzutów, ale czułam zbyt wyraźną monotonię, za dużo tego spokoju, opanowania, spoczynku, choć co prawda czuło się naprawdę ten grobowy brak emocji. Trochę w pewnym momencie hipnotyzował i musiałam, co jakiś czas powracać.

Realizacja tematu:
A: 0,5
B: 0,5
"po wielu, wielu latach" w A może niezbyt konkretnie, ale można sobie wyobrazić tak stare nagrobki z czasów, których niewiele osób pamięta i jakoś nie chcę zabierać, miałam takie spostrzeżenia.

Ogólne wrażenie:
A: 1,7
B: 1,3
Tekst A dostarczał prawdziwej rozrywki i go wyróżniam. B miał dobry pomysł, ale wydawał się taki mniej płynny, trudniej można było wciągnąć się w jego wir.

SUma: (muszę iść, jak wrócę policzę)
Jestem i edytuję
A: 5,3
B: 4,7


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez roślinawędrowna dnia Wto 13:55, 08 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:40, 20 Wrz 2009    Temat postu:

Zamykam.

Tekst A "Dziewczyna z absyntem" uzyskał 14,4 punktu.
Tekst B "Miasteczko" uzyskał 15,6 punktu.

Zwycięża więc LILL i chyba nikogo to nie zaskakuje.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Nie 21:41, 20 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Klub Pojedynków im. smoka Temeraire Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin