Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Miya&Sano


 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Klub Pojedynków im. smoka Temeraire
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Aylya
Uczciwa Łachudra


Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 495
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zza granicy absurdu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:33, 08 Kwi 2008    Temat postu: Miya&Sano

Pojedynkujący się: Miya i Sano
Fandom: twórczość własna
Temat: Samotna noc w ruinach
Tytuł: Dowolny
Gatunek: Fantastyka
Warunki Dodatkowe: sugestywne cienie, świecące ślepia, musi się pojawić fraza "żywcem mnie nie dostaną", dwuznaczne zakończenie
Data: 6 kwietnia (przełożono)
Opiekun: Aylya


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aylya dnia Wto 15:39, 08 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Aylya
Uczciwa Łachudra


Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 495
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zza granicy absurdu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:35, 08 Kwi 2008    Temat postu:

TEKST "A"



–Żywcem mnie nie weźmiecie!!!
„Drwiąca cisza” byłaby chyba najbardziej adekwatnym określeniem.
- Słyszycie, skurwysyny?! Ne ma szans!!!
Zero reakcji.
Nie widzę ich, ale wiem, że tam są. Czuję ich smród, widzę blask ich oczu. Czekają w ciemnościach - na chwilę słabości, na moment, aż się zdrzemnę, na chwilę zwątpienia…
Poczekają sobie, aż piekło zamarznie.
Złapałem kawałek cegły i z rykiem cisnąłem go w noc. Coś się zakotłowało, coś zawyło, coś zacharczało, krótko, urywanie.
I cisza.
***
Niech mnie szlag, jeśli wiem, kto wpadł na pomysł wybudowania domu w środku lasu i jak tego dokonał bez żadnego widocznego dojazdu. Ktoś jednak tej sztuki dokonał, wylał fundamenty, postawił drewniany szkielet, obudował cegłami i pokrył dachówką. Potem najwidoczniej poszedł po rozum do głowy i wyniósł się w gęściej zaludnioną okolicę, a dom powoli sobie popadał w ruinę, aż wreszcie kompletnie się zawalił – został tylko kawałek północnej ściany, sięgający mi mniej więcej do piersi. Nie, żebym się skarżył – gdy człowiek spędza tyle czasu na włóczędze, co ja zaczyna doceniać wszystko, co osłania od wiatru. Było ciepło, nie padało, znalazłem dość chrustu na ognisko – pełnia szczęścia, orgazm bez stosunku.
Zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe, nie?
***
Trzymają się poza kręgiem światła, więc widzę tylko ich cienie. Czemu stoją jak te kołki? Po oczach można sądzić, że jest ich tam ze dwadzieścia. Mogłyby mnie rozerwać na strzępy nim zdążyłbym usta otworzyć. Aż tak boją się ognia?
***
Nie mogę powiedzieć, że mnie nie ostrzegali. W gazetach od kilku miesięcy pisali o ludziach znikających w tej okolicy. Nie, żebym je czytywał regularnie; włóczęga nie sprzyja regularnym przypływom gotówki. Ale raz na ruski miesiąc udawało mi się jakąś wysępić.
Okaleczone zwierzęta.
Ludzie znikający bez wieści.
Daje do myślenia, nie?
Oczywiście gdybym szczycił się myśleniem, nie łaziłbym po Polsce w jednych ciuchach, biorąc prysznic raz na tydzień, a goląc się raz na trzy.
Gdy wreszcie tu zawędrowałem, ludzie zdecydowanie mi odradzali szlajanie się po ciemku. Zwłaszcza jeden dziadek – pomarszczony jak suszona śliwka, łysy ja kolano i bez jednego zęba, ale z oczami jak świdry – długo i barwnie opowiadał o ranach od zębów i pazurów: tych niedawnych i tych sprzed lat, z czasów, gdy był jeszcze dzieckiem. Postawiłem mu dwa piwa, wysłuchałem cierpliwie, popukałem się w czoło i poszedłem swoją drogą.
Gdy wchodziłem w las, stał przy drodze i kreślił w powietrzu krzyż.
***
Po lewej pojawiła się kolejna para oczu. Za nisko, jak na jedno z nich. Wilk?
W ciemności jakieś poruszenie. Szuranie nóg, charkot, długi, dziki skowyt, odgłos rozdzieranego ciała…
Oderwany wilczy łeb wpada w krąg światła i gapi się na mnie martwymi oczami…
Skurwysyny, powtarzam w myślach. Wredne, inteligentne, żarłoczne…
Skurwysyny.
**
Gdy się obudziłem, jeden z nich stał nade mną. Ognisko przygasło, widziałem tylko sylwetkę, z grubsza podobną do ludzkiej, świecące oczy i czułem jego smrodliwy oddech. Wrzasnąłem, on zaryczał. Złapałem za cegłę, zdzieliłem go na wysokości oczu, skoczyłem do ogniska, wyrwałem żarzącą się gałąź i machnąłem nią na oślep. O coś zawadziła.
Chryste, jak zawył. Do końca życia tego nie zapomnę.
Wnosząc z rozmiaru kupy gałęzi, będzie to za jakieś dwie godziny. Chyba, że wcześniej wstanie słońce.
Oparłem się plecami o mur i ciężko usiadłem na ziemi. Równie dobrze mogę przestać robić z siebie durnia…
***

***
… zasnąłem?
Kurwa! Znowu podeszły bliżej!
Łapię kolejny kawałek cegły i ciskam w najbardziej natrętnego. Ustąpił, ale reszta wciąż się zbliża. Ognisko prawie zgasło, rzucam na nie wszystkie pozostałe gałęzie, dmucham w żar…
Jest.
Płomień strzela w niebo. Ryk zawodu niesie się po lesie. Cofają się w ciemność…
Myślałby kto, że szuranie stopami może być złowieszcze.
Dobra wiadomość: kupiłem sobie trochę czasu.
Zła wiadomość: nie mam więcej paliwa. Jeśli teraz ognisko zgaśnie, to mogiła.
Ile jeszcze zostało do świtu?
Przykucam koło ogniska i wpatruję się w płomienie. Poza kręgiem światła widzę jaskrawo świecące oczy.
Czekam.
Oni też.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aylya dnia Wto 15:39, 08 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Aylya
Uczciwa Łachudra


Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 495
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zza granicy absurdu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:40, 08 Kwi 2008    Temat postu:

TEKST "B"



NIM NADEJDZIE PEŁNIA
Opowieść o chwili Próby

[25 III]
Gdy zostawimy ojczyznę w oddali, by bogom pustki rzucić wyzwanie, rozpocznie się... Ach, wesoła przygodo, ledwo się zaczęłaś, a już ciśniesz pieśń na usta! A trzeba przyznać, że zaczyna się nieźle... Nieźle? Wprost cudownie! W sam raz dla poety czy innego wzdychulca! Bogowie czy Chaos, ktokolwiek stworzył zachody słońca, należy mu się ofiara ze stu premotów (z czego?) albo chociaż wołów! Takiego zachodu nie doświadczyłbym nigdzie w Yeskith. Ani takiego wiatru, który niósłby zapach trawy, a nie... Ech, nieważne. Nie wyprawiłem się tu przecież aby dawać upust skrytemu romantyzmowi. Chociaż Keirroy mówił, że to miejsce jest niezwykłe, magiczne. Może to dlatego? Może wyzwala w człowieku dawno stłumione odruchy?
Nie sądziłem, że to będzie takie łatwe. Nie spodziewałem się, że w ogóle zostanę uwzględniony w tegorocznych Próbach - mój dowódca rzadko zwraca na mnie uwagę, a towarzysze broni zawsze zostawiają mnie z tyłu. Kiedy jednak Keirroy opowiedział mi o tym, jak tajemnicza jest wyspa Anheim, i zdradził, że jest możliwość wyprawy na nią, nikt nie zaprotestował, gdy się zgłosiłem. A można by pomyśleć, że... Że oni wszyscy, Maverick, Glinnas, sir Khartan, wszyscy będą się zabijać o taką misję! A tymczasem nawet nie kiwnęli palcem, kiedy im powiedziałem. Okazali się tchórzami, zwykłymi tchórzami...
Oczywiście nigdy nie powiedziałbym im tego w twarz. Ale tu? Tu czuję się wolny jak rzadko kiedy i mogę sobie pozwolić na takie opinie. Zawsze dotąd otoczony przytłaczającymi tłumami... Linnet by mnie wyśmiała, gdyby teraz usłyszała moje myśli.
Idę. Miecz wisi u pasa, posiłek w torbie skromny, ale bohaterom nie potrzeba wiele, by przetrwać. Ruszam przed siebie, a każdy krok podpowiada mi instynkt. Wyznaczone miejsce nie może być daleko. Anheim nie jest dużą wyspą, a przynajmniej nie wyglądała na taką, widziana na mapie...
*
Wszystko cofam. Cofam każdą wcześniejszą myśl i słowa na temat tej wyprawy.
Jak dotąd wszystko, co mnie tu spotkało, to pięciominutowa ulewa. Lunęło jak z cebra, ale nawet nie zdążyłbym się schronić pod dachem, tak prędko rozwiały się chmury. Gdyby w ogóle był tu jakiś dach, a nie tylko gołe ściany.
O tak, odnalazłem ruiny. Keirroy mówił, że była tu świątynia, ale nie zdradził, komu poświęcona, argumentując, że trochę tajemnicy powinienem sobie zostawić na później. Tylko co tu pozostało do rozwikłania?! To miejsce umarło wieki temu i niemalże rozsypało się w pył! W pierwszej chwili nawet bałem się oprzeć o ścianę, żeby przypadkiem nie rozpadła się pod dotykiem. Obejrzałem każdy kąt, a później wdrapałem się na wzgórze i zszedłem z powrotem. Zjadłem już cały prowiant, dośpiewałem piosenkę do końca... I jeszcze dwie następne, aż ochrypłem. Tylko odstraszyłem to stado ptaków czy cokolwiek to było, co frunęło po niebie. Może dostanę za to order?
Naprawdę nie wiem, czego ktokolwiek mógłby tutaj szukać... Mało to razy przysłuchiwałem się opowieściom moich towarzyszy? Oni trafiali do samych piekieł, by stawiać czoła demonom. Wędrowali wąskimi ścieżkami ku poszarpanym górskim szczytom, gdzie walczyli z krwiożerczymi harpiami. Zapuszczali się do tropikalnych dżungli, w których czyhały olbrzymie węże i mali ludzie ze śmiercionośną bronią. A ja? W co ten Keirroy mnie wpakował? Godzinami krążę po opustoszałych ruinach i nie zapowiada się, bym miał coś tu napotkać. Czyżby Próba miała polegać na tym, by nie umrzeć z nudów?
Ech, wiele bym dał za kufel grzańca. Robi się coraz chłodniej.
Opieram się o mur - zimno przenika moją skórzaną zbroję i wywołuje dreszcz - przysiadam na kamiennej podłodze i czekam na cud. Na jakąkolwiek zmianę. Albo choćby na sen.
Tak się zachwycałem słońcem, a nawet nie zauważyłem, kiedy wzeszedł księżyc - doskonale okrągły i czerwony jak krew. Co to mi siostra mówiła o wzroście napadów gniewu i prób samobójczych podczas pełni? A może o wzroście gniewu o r a z napadów? A, nieważne, już nawet mi się nie chce wściekać o tę idiotyczną sytuację. Sam jestem sobie winien.
Na tle księżyca przemyka cień. A po chwili z powrotem, tym razem powoli, jakby chciał zostać zauważony. I jeszcze jeden. I znowu. Wodzę za nimi wzrokiem jak zahipnotyzowany. Sen przychodzi...
Przychodzi...
Z łopotem skrzydeł i niemal namacalną obecnością?
I ból. I ciemność. I cisza.

[26 III, po północy]
Blask księżyca przyćmiewa gwiazdy. Przyćmiewa wszystko, nawet widoczny przez małe okienko w suficie. Kiedy na powrót zamykam oczy, wiruje mi pod powiekami. A może to tylko ból?
Och, moja głowa... Czuję się, jakby coś wbiło mi szpony prosto w mózg. Nie mogę pozbierać myśli, rozpierzchły się w popłochu, zostawiając tyle pustych miejsc... O, na wszystkie demony! Coraz bardziej wypełnia je ból; jeszcze chwila, a pociągnie za sobą szaleństwo... Już wirują mi w głowie dwa księżyce i szepczą do mnie w dziwnym języku. Nie mogę wrócić z Próby szalony, muszę być w pełni sił, żeby opiekować się Linnet! Ma tylko mnie! Mam tylko ją!
Powoli dźwigam się z ziemi, zmuszając się do myślenia, próbując zrozumieć, gdzie jestem. Nie przypuszczałem, że te ruiny mają też podziemia - obszedłem je przecież kilka razy, a nie znalazłem żadnego zejścia w dół. Mam nadzieję, że uda mi się odnaleźć wyjście. Nie mam innego wyboru, jak tylko iść przed siebie...
Stawiam nogi jak najpewniej, trzymając się ścian. W niektórych miejscach są wilgotne, jakby od strumieni łez.
*
Dziwne, im dłużej boli mnie głowa, tym bardziej wyostrza mi się wzrok. Wcześniej tylko wyczuwałem pod palcami płaskorzeźby na ścianie, teraz mogę je zobaczyć. Już wiem, że prowadzi mnie szereg twarzy, wyrzeźbionych niezwykle kunsztownie, z doskonale ujętymi emocjami. Smutkiem. Odrazą. Przerażeniem. To one płaczą, bez wątpienia. Dlaczego nie ma tu żadnych uśmiechów?! Każde kolejne oblicze jest coraz bardziej wykrzywione. Czemu nie poszedłem w drugą stronę? Kto wie, co mnie czeka na końcu takiej drogi... Ale przecież ciągle mogę zawrócić, prawda?
Prawda?
*
Te kręte schody ciągnęły się przez całą wieczność, aż czuję się połamany, mimo że szedłem w dół, a nie w górę. Im niżej, tym bardziej zmieniały się twarze na ścianach. Już nie ludzkie i nie mam pojęcia, do jakich istot mogły należeć. Może istniały tak dawno temu, że nawet historia o nich zapomniała?
A tu, na dole, spoczywa prawdziwy pomnik przeszłości, pogrążony w kamiennym śnie. Na wysokim postumencie leży biały smok w czarne wzory, zwinięty w kłębek jak szczenię. Artysta, który go uwiecznił, starał się najwyraźniej, żeby bestia wyglądała na niegroźną i niepozorną - z niezłym skutkiem. Mimo wszystko jednak posąg robi wrażenie, jasny jak marmur i ciemny jak noc.... Gdybym go dotknął, okazałby się pewnie gładki jak jedwab. O smokach historia nie mówi zbyt wiele. Wyginęły - albo odeszły, nie ma pewności - przed wiekami, a gdy jeszcze istniały, porażały majestatem i okrucieństwem. Niektórzy mówią, że rządziły ludźmi... Cóż, najwyraźniej czasem musiały też spać. Może wytłuczono je we śnie?
Podchodzę bliżej, aby lepiej przyjrzeć się rzeźbie, ale moją uwagę zwraca postument. Kiedy się zbliżam, kawałek po kawałku, jak w układance, pojawia się na nim obraz. Błękitnieje oceanem i zieleni się wyspą, otuloną smoczymi skrzydłami. To mapa... Coś w rodzaju mapy, na której wyspa Anheim jest środkiem świata. A może wspomnienie, opowieść? Przypomina malowidła znanych artystów sprzed wieków, ilustracje dawnych legend, ale pod dotykiem faluje, hipnotyzuje...
Oto ludzie przybywający z zachodu, niosąc na głowach dzbany z przyprawami (skąd to wiem?) - ich szaty powiewają, a na twarzach rozlewają się ekstatyczne uśmiechy. Z północy przylatują piękne istoty o ludzkich ciałach, lecz ze skrzydłami zamiast rąk; wirują w obłąkańczym tańcu. Dlaczego nigdy o nich nie słyszałem? Jeśli to wspomnienie starożytności, to może już wyginęły, jak te smoki. Ze wschodu zjawia się ośmioręka... Bogini? Bogini! Nawet bóstwa przychodziły tutaj, by oddać należny pokłon, a my nie chcemy pamiętać! Mówimy, że smoków już nie ma, że nigdy nie było bogów... Zaraz, to jeszcze nie powinien być koniec! A z południa? Nikt nie przybywa z południa. To tam zmierza armia srebrzystych rycerzy, prosto ze środka świata. (Słuchajcie, to już trwa trochę za długo. Dawno powinien wrócić). A to dobre! Smoki wysłały ich, żeby o sobie przypomnieć! Kimkolwiek są mieszkańcy południa, zasłużyli na najazd, bo najwyraźniej to oni pierwsi zapomnieli, przestali oddawać cześć większym od siebie i...
Wyspa Anheim leży na północ od Yeskith.
Na północ od nas... Od nich, skoro ja jestem tu, to od nich. Od Linnet.
Kiedy taka armia uderzyła na nasze ziemie? Czy aż tak zapomnieliśmy?! A może to nie jest przeszłość? Może to...?!
Wciąż jeszcze możliwe do powstrzymania?
Teraz już rozumiem, po co tu jestem. Mogę zanieść do Yeskith wieści o smokach. Mogę przysłużyć się krajowi, może nawet zdusić inwazję w zarodku! Mogę sprowadzić tu badaczy, niech tajemnica tego miejsca zostanie wreszcie ujawniona. Mogę nawet porzucić wojaczkę i zapewnić siostrze spokojne życie. Mogę...
- MUSISZ SŁUŻYĆ NAM.
...Co?
Czy naprawdę usłyszałem ten świszczący głos? Czy to jednak szaleństwo?
Wtem wielki kamienny smok otwiera ślepia, które jarzą się jak dwa księżyce. Powoli, z wysiłkiem schyla głowę i spogląda mi w oczy, a ja czuję się coraz mniejszy i mniejszy pod jego spojrzeniem. Z tych ślepi zieje na mnie cała groza świata...
- MUSISZ SŁUŻYĆ NAM. TYLKO PO TO TU JESTEŚ, CZŁEKU.
Muszę im służyć. Ta pewność rozkwita we mnie nagłym spokojem. Groza? Już wiem: to nie była groza świata, to była moja. Moja! Odbiła się w tych oczach i przelała się tam ze mnie, aby mogła ją zastąpić jasność umysłu! O niebiosa, jaki ten smok wielki - jakże mógł wydawać mi się niepozorny? Rozkłada śnieżnobiałe skrzydła, rozpościerające się od ściany do ściany. Patrzy na mnie i jaśnieje, wypełniając salę swą obecnością. Wypełniając mnie swoją potęgą. Jestem w stanie zrobić wszystko. Nie mogę tego utracić. Muszę mu służyć.
- OPIEKOWALIŚMY SIĘ TYM ŚWIATEM OD JEGO STWORZENIA. CZEKALIŚMY WIEKI, ALE LUDZKIE ISTOTY PRZESTAŁY O NAS PAMIĘTAĆ. BYĆ MOŻE WKRÓTCE WSZYSTKO, CO ŻYJE, ZAPOMNI. JAK MYŚLISZ, CZŁEKU? ALE TY PRZYSZEDŁEŚ TU PO PAMIĘĆ. TERAZ MY ZANIESIEMY PAMIĘĆ TWOJEMU LUDOWI.
No tak, to zrozumiałe, że... Nie. Nie. To nie jest zrozumiałe. Jednak widziałem przyszłość? Zobaczyłem inwazję? Po co? Przecież mogę sprowadzić tu innych ludzi, żeby pamiętali! Mogę powiedzieć całemu światu!
- NIE TRZEBA MÓWIĆ ŚWIATU, BO ŚWIAT SAM POZNA NAS NA NOWO. PRZEZ NASTĘPNY CYKL KSIĘŻYCA NASZA MOC ODRODZI SIĘ W PEŁNI.
- W pełni... - powtarzam odruchowo, a moje gardło jest suche jak piach na pustyni. Tylko w połowie jestem świadom znaczenia słów, bo podziw dla majestatu tego stworzenia nie pozostawia miejsca na wiele. Nawet nie zauważyłem, kiedy wylądowałem na kolanach.
- TY JEDEN WYKRZESAŁEŚ Z SIEBIE ODROBINĘ WOLI, BY DO NAS PRZYJŚĆ... BĘDZIESZ MÓGŁ ZNALEŹĆ TAKICH, KTÓRZY MYŚLĄ JAK TY. JEŚLI SPROWADZISZ ICH TU, BĘDĄ BEZPIECZNI POD NASZYMI SKRZYDŁAMI...
Cudownie. Cudownie. Ten głos rozbrzmiewa mi w głowie jak najpiękniejsza muzyka. Jeśli srebrne smoki są równie groźne, co urzekające, to... Nieważne. Dla mnie to już nieważne. Będę mógł tu przywieźć Linnet. (Skoro nie wyszedł, to znaczy, że jeszcze się nie skończyło. Co mam zrobić, wejść tam za nim?). Pokażę smoki również jej. Tylko to się liczy.
- TYLKO TO SIĘ LICZY - zgadza się smok, który najwyraźniej czyta w moich myślach - BĘDZIESZ PIERWSZYM RYCERZEM NASZEJ NOWEJ ARMII, CZŁEKU. TYLKO WYTRWAJ. WYTRWAJ.
- Wytrwam! - obiecuję z radością, czując się wreszcie istotny, doceniony - Zniosę wszystko, co tylko mi rozkażesz!
- CZY JESTEŚ GOTÓW NA POŚWIĘCENIE?
Nie mogę już odpowiedzieć, dławiony zachwytem i oczekiwaniem. Mogę tylko skinąć głową. A za sobą, gdzieś w oddali, słyszę kroki. Czyżby jednak ktoś tu był oprócz mnie? Byłem śledzony? Wysłano kogoś, by odebrać mi tajemnicę?! Nikt nie może przeszkadzać ochotnikowi w Próbie, czy nie tak brzmi reguła?
- CZY JESTEŚ GOTÓW NA POŚWIĘCENIE?
Jestem! Jestem gotów, psiakrew, zróbcie coś!!!
I nagle uderza we mnie czarny płomień, który rozszczepia się na wiele promieni. Ktoś wrzeszczy jak opętany, kiedy przeszywają moje ciało na wylot. (Jasna cholera, to nie powinno tak wyglądać! On wyraźnie chce tam zostać! Zdejmijcie to z niego siłą, jeśli inaczej się nie da, durnie!).
Padam na ziemię, czując jak cała energia za mnie uchodzi.
Zdaje się, że to ja krzyczałem, ale to już nieważne. Całe to bezsensowne życie przesuwa mi się przed oczami, a to znaczy, że umieram. Trudno, umrę jako ktoś, kim nigdy nie stałbym się w Yeskith. Które i tak zginie za miesiąc. Tylko kto ocali ludzi, którzy na to zasługują?
(Niech on przestanie na mnie patrzeć jak na potwora.)
Już, już pochylają się nade mną ludzkie cienie, aby mnie stąd zabrać.
Ale to koniec. Świątynia rozpływa się w niebycie, a im będą musiały wystarczyć domysły, bo żywcem mnie nie dostaną. Już nie.

[13 IV]
Dzisiaj stracili cierpliwość i zabrali stąd radio. Nie chcą, żebym słuchał wiadomości? To nic, i tak zdołałem policzyć, ile dni tu siedzę, a to najważniejsze. Jeszcze tylko dwa tygodnie do następnej pełni... Tylko dwa tygodnie do chwili prawdy... A tymczasem oni twierdzą, że tamtej nocy księżyc był dopiero w pierwszej kwadrze. Śmiechu warte! Co oni sobie wyobrażają?! Przecież to ja miałem nocne niebo nad głową, podczas gdy oni siedzieli zamknięci w murach, a teraz myślą, że dam się im zwieść?! Zwłaszcza, że usiłowali mi też wmówić, że na wyspie Anheim nie ma żadnych ruin. W takim razie niby dokąd mnie wysłali?! Skąd zabrali?!
Nazywają to miejsce izolatką, lecz dla mnie to po prostu grobowiec. Czy godny ostatniego smoczego rycerza, w to wątpię, ale ludzie nie mają wiele wyobraźni. Sprytu też nie. Dzisiaj na przykład przyszła ta psycholog, której nigdy nie lubiłem, i twierdziła, że wcale nie umarłem, że wszystkie moje słowa są nagrywane i przekazywane dowództwu. A to dopiero... Nie pierwszy raz chcą mnie sprowokować, bym wydał im tajemnicę. Nie zasługują na to, by przeżyć na wyspie, pod smoczymi skrzydłami. Umarli nie zdradzają tajemnic.
Umarli nie mogą sięgnąć po telefon i zamówić siostrze biletu na Anheim. Zresztą czy tam w ogóle jest jakieś lotnisko? Nie pamiętam. Nie wiem. Ale ciągle zostało mi jeszcze trochę czasu. Coś wymyślę. Muszę wymyślić.

[15 IV]
Szlag, szlag, szlag. Dzisiaj znowu prosiłam dowództwo, by móc przynajmniej zobaczyć brata, ale nie, nadal nie pozwalają. Każdy uczestnik programu przetrwania wraca do rzeczywistości cały i zdrowy, mówią. To śmieszne! Skoro jest cały i zdrowy, to dlaczego przynajmniej nie pozwolą mu wrócić do domu? Dlaczego to ja zawsze muszę go wyciągać z kłopotów? Pomyśleć, że poszedł do wojska za mną - żeby móc mnie strzec o tak. A potem chwali się, że ma dostać symulację jakiejś zapomnianej wysepki na oceanie...
Dość mam tego. Nawet nie wiem, gdzie go trzymają. Nie dość, że spędził w kabinie VR cztery doby, to jeszcze podobno wywieźli go stamtąd na noszach. Taak, plotkują tu jak na targu, kiedy myślą, że tego nie słyszę. Oczywiście pytałam Maigha Keirroya, ale powiedział, że symulacje są wybierane losowo dla każdego ochotnika i zaprzeczył, jakoby kiedykolwiek zaprogramował taką scenerię jak to całe Anheim. Jego prawo...
Jeśli mój brat nie zostanie wypisany w ciągu najbliższych paru dni, to słowo daję, ja też zapiszę się na ten wirtualny survival. Nie wiem, czy po prostu ukrywają własne błędy czy coś gorszego, a od czegoś trzeba zacząć szukanie odpowiedzi...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Airel
Bezskrzydła Diablica


Dołączył: 05 Lis 2007
Posty: 465
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Faerie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:24, 10 Kwi 2008    Temat postu:

To... To ja zainauguruję?
Ale chyba rzucę tylko "suchą punktację". Jestem pod wrażeniem. Obu. I takie wyrównane teksty. I och. I wczułam się w obu.
(I wyrażam się obrzydliwie nieskładnie, pomińmy...)
W związku z powyższym, MAM PROBLEM. Ale że problem nie zniknie, przystępuję do oceniania.

Pomysł i oryginalność:
A: 1,25
B: 1,75
Z jednej strony mogę powiedzieć, że zakończenie B było bardziej niespodziewane, ale takie pomysły same w sobie są mi znane, więc zrobiłam tak, jak widać powyżej Razz
Styl:
A: 1,5
B: 1,5
Woow...
Realizacja tematu:
A: 0,5
B: 0,5
No. Właśnie Smile

Ogólne wrażenie:
A: 1
B: 2
No więc... B jest rozwinięte, dopracowane, cały świat w tle i taaaaka sugestywna dwuznaczność, ze mrau. I bardzo mi się podoba pod względem warsztatowym także. Jest takie śliczne... I takie plastyczne.
To chyba tyle?

Sumując:
A: 4,25
B: 5,75
I w ogóle, ABSOLUTNIE nie jestem z powyższej oceny zadowolona, ale nie umiem jakoś wymyślić, jak by to inaczej...
Zresztą, plastyczne dla mnie były oba. Jakoś tak mi się cudnie czytało, płynnie i w ogóle same pozytywy. Pokażę mamie, dooobra? Razz
Jak odkryję lepszy sposób, to się pochwalę. Albo jak postanowię jeszcze jakimiś uwagami się podzielić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Kyouri
Gołębie Pióro


Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kyoto

PostWysłany: Śro 19:47, 23 Kwi 2008    Temat postu:

To ja proszę, by nie przejmować się moją oceną, bo się na tym średnio znam, jeśli chodzi o pojedynki ^^'

Pomysł i oryginalność
A: 1
B: 2
Styl
A: 1,5
B: 1,5
Realizacja tematu
A: 0,55
B: 0,45
Ogólne wrażenie
A: 1,8
B: 1,2

Podsumowując
A: 4,85
B: 5,15

W sumie to było to bardzo wyrównane. I gratuluję twórczości! ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mad Len
Zielona Wiedźma


Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z komórki na miotły
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:59, 24 Kwi 2008    Temat postu:

Pomysł i oryginalność
A: 1
B: 2

Pomysł B wydał mi się po prostu ciekawszy i z czymś takim się jeszcze nie spotkałam. Poza tym... ssmoooooK.

Styl

A: 1,5
B: 1,5

Właściwie to oba są poprawne, a i większych błędów nie zauważyłam.

Realizacja tematu:

A: 0,5
B: 0,5

Ogólne wrażenie:

A: 1
B: 2

Nie bardzo wiem, dlaczego akurat tak przyznaję tutaj punkty: po prostu tekst B spodobał mi się trochę bardziej, choć oba zdecydowanie są dobre. Gratuluję udanego pojedynku.

Ogółem:

A: 4
B: 6


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Aylya
Uczciwa Łachudra


Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 495
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zza granicy absurdu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:18, 05 Maj 2008    Temat postu:

Panie, panowie, panny, poduszki, psiakostki i pufy!
Pałeczki tłuką w werble, talerz uderzył o talerz, ręką klasnęła o rękę, ząb szczęknął o ząb, powieka klapnęła na policzek...

To tak jakby... nieważne.

W każdym razie: Panie i panowie! Ja, moderator z urzędu, niniejszym ogłaszam, że w pojedynku zwyciężyła...
...
...
...MIYA!!!

Punktacja prezentuje się następująco (matematyko, dopomóż!):
SANO - 13,1
MIYA - 16,9

Gratuluję udanego pojedynku i wyrównanej walki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Klub Pojedynków im. smoka Temeraire Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin