Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Nettie & Laj-Laj


 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Klub Pojedynków im. smoka Temeraire
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:39, 17 Gru 2010    Temat postu: Nettie & Laj-Laj

Pojedynkują się: Nettie & Laj-Laj
Fandom: brak
Gatunek: antybaśń
Tytuł: dowolny
Warunki: komnata na szczycie wieży, biblioteka i zaklęcie
Długość: ile się upisze!
Termin: 17 grudnia
Opiekun: Malaria


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:39, 17 Gru 2010    Temat postu:

Tekst A

"Księżniczka"

Dawno, ale to bardzo dawno temu żył sobie liszaj. Oczywiście nie byle jaki liszaj. A że każda baśń ma swoje miejsce, to i liszaj takowe posiadał. Znajdował się za siedmioma górami, trzema lasami, jedenastoma strumieniami, jednym pagórkiem, trzema polami z burakiem pastewnym, jednym ugorem, stacją benzynową Shell i za stodołą pana Heńka. W owym miejscu znajdowała się wieża wysoka na sto łokci i pół nadgarstka. Wieża z kamienia, granitu, bazaltu o schodach krętych jak świderki Lubelli i korytarzu ciemnym jak w murzyńskiej trumnie o północy. A na szczycie tej wieży, tuż pod suszarnią, znajdowała się komnata ze szczerego mosiądzu. W komnacie siedziała księżniczka o ujmującym imieniu – Rozalia. Księżniczka Rozalia miała, oprócz typowo kobiecych atrybutów (nie licząc wąsa, który się jej posypał tuż po siedemnastych urodzinach), całkiem ładny nosek. A na nosku siedział liszaj.
- No żesz cholera jasna! – zmartwiła się Rozalia, patrząc całymi godzinami w zwierciadełko. Intruz na czubku jej nosa zdecydowanie popsuł jej humor. Zmarszczyła brwi (a właściwie brew, albowiem kilka tygodni wcześniej zgubiła pęsetę, która wypadła jej przez okno i nieco jej się owłosienie tuż nad oczami za bardzo zintegrowało ze sobą, lekko szpecąc urodę, lecz za to wzbogacając mimikę) i zapytała z nieśmiertelną nadzieją w głosie:
- Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie?
- Na pewno nie ty, maszkaro – prychnęło lusterko – jak na ciebie patrzę, to mam ochotę rzucić się o ścianę.
Jak łatwo się domyślić, księżniczka Rozalia była tym faktem niepocieszona. Odłożyła lustereczko na mosiężną (a jakże!) komódkę i ukryła twarz w dłoniach.
- O, losie! O, niewdzięczny losie! Czemuż ja muszę cierpieć? Czemu mam liszaj? Czemu pęseta mi przez okno wypadła? I czemu, ach czemu jestem ruda jak połączenie marchewki, wiewiórki i zwoju miedzianego druta? – szlochała.
No tak, zapomniałem dodać, że była ruda. A w tamtych stronach, w tamtych czasach rude włosy oznaczały wichrzyciela, zdrajcę i czarownicę. Liszaj na nosie tylko komplikował sprawę.
Na pewno ciekawi was, co taka księżniczka Rozalia robiła w komnacie na szczycie wieży (pod suszarnią), zupełnie sama (nie licząc liszaja) i tak daleko, za trzema uprawami buraka pastewnego (a warto wiedzieć, że w tamtych czasach burak pastewny był rzadkością do tego stopnia, że jego cena rynkowa dochodziła do trzech kwintali pszenżyta i beczki smalcu). Ciekawi was pewnie też, co się suszyło w suszarni nad komnatą...
Głównie bielizna.
Księżniczka Rozalia dochodziła do dwudziestki, a w świecie baśni to już zakrawa o staropanieństwo. Nie można jednak dziwić się takiemu stanowi rzeczy, gdyż odległość wieży od skupisk ludzkich była znaczna. Nie znaczy to jednak, że nikt nie stawał w konkury do Rozalii. Odległość, wysokość i mnogość niebezpieczeństw przyciągała co i rusz młodych i dzielnych rycerzy, którzy starali się o rękę księżniczki. Same pojawienie się pod wieżą było dane tylko połowie tych, którzy wyruszyli na wyprawę. Kolejne trzydzieści procent odpadało, gdy się okazywało, że do komnaty nie prowadzi podjazd dla niepełnosprawnych. Metody zatem były dwie. Albo wspiąć się na wysoki mur, albo wejść krętymi i mrocznymi schodami. Nie były to przyjazne schody. Cuchnęły stęchlizną i śmiercią, albowiem trup na nich ścielał się gęsto. Najczęściej byli to rycerze, którzy nie zdołali wejść na sam szczyt i umierali po drodze. Białe kości śmiałków lśniły w blasku pochodni kolejnych młodzieńców. Właściwie tylko jednemu udało się wejść na sam szczyt.
Zwany był Remigiuszem Dzielnym. W drodze do wieży pokonał Trzy Wiedźmy z Moczarów, następnie rozprawił się z Potworem Trzęsawisk, później stawił czoła Obłąkanemu Mnichowi z Wrzosowisk, a także rozwiązał zagadkę Czarnoksiężnika Witolda, by w następnej kolejności przepłynąć Jezioro Śmierci (i to nawet dwa razy, bo później wrócił się po konia, którego przetransportował na plecach) i przejść udanie Próbę Ognia, która zbliżyła go do wieży. Oparł się też wdziękowi Zwodniczych Nimf i dał wycisk Ogrom z Bagien. I w ten oto sposób stanął pod wysoką wieżą, na którą postanowił wejść schodami. Szedł wiele godzin, kręte schody zdawały się wić bez końca i doprowadzały do obłędu, wielokrotnie wątpił, że one w ogóle mają koniec. Remigiusz totalnie stracił poczucie czasu i pełzał, czołgał i wił się po kamiennych schodach w marazmie. Ciasne, klaustrofobiczne ściany zdawały się coraz bardziej zwężać i zabierać powietrze Remigiuszowi Dzielnemu, ale choć miał chwile słabości i rezygnacji, to nie poddawał się, bo wiedział, że księżniczka Rozalia czeka na jego wybawienie. Gdy zostało mu kilka schodów, a on już padał z wycieńczenia, lecz w końcu zobaczył utęskniony właz, nad którym znajdowała się komnata. Ostatkiem sił zapukał i czekał na reakcję. Kiedy otworzyła mu rozpromieniona Rozalia, Remigiusz ujrzał, że była ruda i wrócił do domu.
Po tym wydarzeniu księżniczka nie mogła dojść do siebie i zaczęła nadużywać alkoholu, a konkretnie whisky. Długie, zimowe wieczory spędzała na gapieniu się przez okno i pociąganiu z butelki. Tęskniła za światem, martwiła się, że była ruda i wspominała Remigiusza Dzielnego, a także tych wszystkich, którzy próbowali, ale im się nie udawało.
Legenda o księżniczce Rozalii uwięzionej w wieży rozniosła się po całym królestwie Fejritejlandii, a szczególnie plotka, że była ruda jak miedziana marchewka wiewiórki. Od tamtej pory liczba śmiałków pragnących dostać się do jej komnaty drastycznie zmalała.
- Okrutna macocho! – krzyczała czasem w powietrze, wspominając kobietę, która ją tu przetrzymywała.
Na pewno zachodzicie w głowę czemu Rozalia nie mogła po prostu zejść po schodach na dół i uciec. Odpowiedź jest prosta jak rzymski nochal. Otóż zła macocha powiedziała, że jej nie wolno.
- Zła macocha! – złorzeczyła w alkoholowym delirium. Alkohol niszczył jej cerę, mącił wzrok, ale sprawiał, że choć na chwilę zapominała o swym nieszczęściu. Legenda głosiła, że tylko mężny książe może ją uwolnić spod jarzma macochy, więc co i rusz nasza Rozalia wypatrywała swego wybawcę. Jednak nikt nie nadchodził. – Jakże chciałabym nie być ruda... – szlochała, opróżniając kolejną butelczynę bursztynowego napoju. – Lustereczko, powiedz przecie... K-t-tk-kto... jeżd najchpięęękchniełszy we wszechhhhhhhh-szfieeecie...? – wystękała, a wydychanym powietrzu miała już co najmniej dwa promile.
- Zawsze podobała mi się Cindy Crawford – przyznało lustereczko, patrząc z niemałym obrzydzeniem na swoją właścicielkę. – Możesz mnie stłuc, bo już mi się niedobrze robi od patrzenia na ciebie, co?
- Wolałabym już umrzeć, niż jeszcze choć przez chwilę być ruda! – krzyknęła w ostatnim przebłysku trzeźwości, ignorując ewidentne złośliwości ze strony lustereczka. Gdy tylko wypowiedziała te słowa, niebo przeszył piorun, a w oknie pojawił się czarny kruk.
- Kraaaaaa!!! – krzyknęła Rozalia ze strachu.
- O jaki liszaj! – przestraszył się kruk, ale po chwili się opanował – uprzedzali, że jesteś ruda, ale to już naprawdę przegięcie.
- Kim jesteś? Czego chcesz? – piszczała znerwicowana księżniczka.
- Z gazowni. Przyszedłem liczniki spisać – powiedział kruk, przybierając postać mężczyzny w czarnym płaszczu o kruczoczarnych, długich włosach. Był blady jak pośladki Eskimosa w marcu. – Żartowałem idiotko. Jestem Śmiercią, a zdaje się, że mnie właśnie wezwałaś...
Rozalia skuliła się w kącie, przewracając po drodze kilka pustych butelek. W Mosiężnej Komnacie zgasły wszystkie światła, a oświetlała ją jedynie trupa poświata księżyca.
- Ale... ale ja... nie miałam na myśli... to znaczy... – denerwowała się Rozalia – po prostu nie chcę być już ruda...
Pan Śmierci zaśmiał się ponuro i przeciągle, a jego zupełnie czarne oczy przeszyły Rozalię.
- Nie przyszedłem farbować włosów, tylko zbierać swoje śmiertelne żniwo – powiedział już zupełnie poważnie.
- Weź mnie – zaproponowało lustereczko – nie mogę już na nią patrzeć.
- Nie zabijaj mnie, proszę... – skamlała Rozalia, tuląc się do stóp Pana Śmierci. Objęła jego łydki oburącz i płakała, szlochała i dygotała, a jej gorzka łza upadła na stopę obleczonego na czarno gościa. W tym momencie odsunął od siebie Rozalię, a pomieszczenie rozświetlił nagły błysk. Oto w Sali pojawiła się niska, grubiutka kobieta w okularach, na oko grubo po pięćdziesiątce. Mimo swego nikłego wzrostu twarz miała na równi z Panem Śmierci, a to dlatego, że z pleców wystawały jej cienkie, przezroczyste skrzydełka, które unosiły ją dobry metr nad ziemią.
- Wróżka chrzestna! – ucieszyła się Rozalia – tyle lat na ciebie czekałam!
- Przybyłam na wezwanie, którym była twa gorzka łza – oznajmiła ciepłym i opiekuńczym tonem.
- Jak to? – zdziwiła się Rozalia – przecież umówiliśmy się na gwizdnięcie. To ja, cholera, sześć lat wieczorów gwizdała z tej wieży jak jakaś idiotka, gardło sobie zdarłam, dziąsła mi spuchły i bezpowrotnie utraciłam górną lewą trójkę, a ty mi tu przyłazisz po tylu latach i mówisz, że się umówiłyśmy na gorzką łzę?
Zdezorientowana Wróżka Chrzestna z cichym szelestem skrzydeł osiadła na ziemi, gdzie sięgała Panu Śmierci do kolan.
- Pomyliło mi się z Kopciuszkiem – przyznała z głupią miną. – Mniejsza o to. W każdym razie przybyłam. Co mnie ominęło?
Rozżalona księżniczka, gdy już doszła do siebie, opowiedziała ostatnie przeżycia swej Wróżce Chrzestnej, która słuchała z najwyższą atencją. Losy Rozalii mocno ją wzruszyły, a nawet Pan Śmierci zdawał się mieć świeczki w oczach. Młoda dziewczyna opowiadała o swym losie, tęsknocie i problemach z alkoholem. Gdy skończyła, Pan Śmierci po długiej chwili milczenia przemówił:
- Zaprawdę los cię ciężko doświadczył... I jeszcze ten liszaj... – westchnął ciężko, odwracając z obrzydzeniem głowę w stronę Wróżki Chrzestnej – czy to jest zaraźliwe? – szepnął, ale kurduplasta wróżka wzruszyła tylko ramionami. – W każdym razie – kontynuował już głośno – dam ci dziewczyno szansę na odmianę twego losu. Otóż istnieje zaklęcie, które sprawi, że twe włosy zyskają piękny, blond kolor, któremu nie oprze się żaden mężczyzna. Będziesz mogła wówczas żyć długo i szczęśliwie u jego boku. Prawego, bądź lewego, jeśli będzie chromy na prawą nogę.
- A jeśli nie będzie chromy? – zainteresowała się Rozalia.
- Wówczas będziesz mieć wybór – oznajmił Pan Śmierci.
- Wybór... – rozmarzyła się księżniczka, dla której to słowo było dotychczas tylko marzeniem, nie licząc dylematów czy jest pyzy czy pierogi z kapustą. – Jakie to zaklęcie? – zapytała w końcu – czy je znasz?
- Niestety nie znam – przyznał smutno Pan Śmierci – lecz słyszałem, że znajduje się ono w Wielkiej Bibliotece Czarów, gdzie wszystkich tajemnych ksiąg pilnuje Wielki Bibliotekarz. On ci je wskaże – zakończył pełnym napięcia głosem i nakrył się czarnym płaszczem, by rozpocząć przemianę w kruka.
- Zaczekaj! – Wróżka Chrzestna złapała go za rękaw, który zdążył się już zamienić w skrzydło – gdzie jest ta biblioteka i co ty będziesz z tego miał? – zapytała stanowczo i podejrzliwie.
Po tych słowach Pan Śmierci wyprostował się i po raz kolejny przeszył zimnym wzrokiem Rozalię i Wróżkę Chrzestną. Obie wzdrygnęły się i przeszedł po nich nieprzyjemny dreszcz. Po kolejnej chwili milczenia znów zaśmiał się złowieszczo, a piorun po raz kolejny rozświetlił na ułamki sekund pomieszczenie.
- Sprytnaś, Wróżko... – przyznał niechętnie – nigdy bym się tego nie spodziewałbym po grubaśnej kurduplastej emerytce ze skrzydłami ważki. Wstęp do biblioteki mają jedynie ci, którzy zajęli co najmniej dziesiąte miejsce w konkursie Eurowizji, więc Rozalia będzie musiała wziąć w nim udział! Jeśli jej się to nie uda, to przyjdę po nią i zabiorę ją z tego świata.
- Chyba żartujesz! – oburzyła się Rozalia – przecież wszyscy wiedzą, że od ponad czterech dziesięcioleci nikomu z Fajrytejlandii nie udało się zająć miejsca w pierwszej trzydziestce! Jestem z góry skazana na niepowodzenie, nikczemniku.
Pan Śmierci znów się zaśmiał, zabierając całą radość z pomieszczenia i worek kartofli, który stał pod ścianą, po czym zniknął tak nagle jak się pojawił. Po chwili jednak wrócił (już bez kartofli) i poważną miną obwieścił:
- Jako Pan Śmierci nie miewam pustych przebiegów, więc będę musiał zabrać do Królestwa Śmierci kogoś z was.
Cisza, która nastała po jego słowach była nie do opisania. Jakakolwiek forma protestu wydawała się absolutnie bezcelowa. Wróżka Chrzestna mocno objęła Rozalię i rzekła drżącym głosem:
- Nigdy nas nie rozdzielisz! Ja i Rozalia jesteśmy dla siebie całym światem i będziemy stać za sobą murem po wsze czasy! Prawda, Rozalio?
Księżniczka wzruszyła obojętnie ramionami i poszła wstawić wodę na herbatę.
Wtedy Pan Śmierć postanowił. Wziął kamień z podłogi i stłukł nim lustereczko.
- Zrobione – powiedział i już miał odchodzić, gdy zatrzymała go Rozalia.
- A liszaj? Z taką okropnością na nosie nigdy nie uda mi się zaistnieć na konkursie Eurowizji...
- Weź prednizon. Powinien pomóc – ostatnie słowa Pana Śmierci rozpłynęły się w mroku. Zamienił się w kruka i odleciał w ciemność. Wróżka i Rozalia stały jeszcze przez chwilę przy oknie i patrzyły na czarno-biały krajobraz roztaczający się pod wieżą. Nie musiały nic mówić, ale ich głowy pełne były nękających je myśli.
„Rozalia nie ma szans... Zginie młodo i rudo...” – trapiła się Wróżka Chrzestna.
„Nie mam szans... Zginę młodo, rudo i z liszajem” – frasowała się Rozalia.
„Może zrzucę ją ze schodów i powiem policji, że to był wypadek...” – zastanawiała się Wróżka.
„Skąd ja wezmę prednizon? Przecież tu nie ma żadnej apteki!” – martwiła się księżniczka.
„Chyba to zielone bolerko mnie pogrubia” – myślała Wróżka.
„Mam nadzieję, że nie będzie tłukł tych kartofli. Wszak młodych ziemniaków się nie tłucze” – implikowała Rozalia.
Potok natrętnych myśli przerwała w końcu Wróżka Chrzestna, która klasnęła w dłonie i powiedziała:
- Rozalio, zdaje się, że nie mamy wyjścia. Zaśpiewaj coś, proszę... – po tych słowach księżniczka uśmiechnęła się delikatnie, a na jej twarzy zagościł rumieniec, który na chwilę umiejętnie zakrył liszaja. Rozalia spojrzała rozmarzonym wzrokiem w księżyc i udała na twarzy głęboką zadumę. Przymknęła swe ujmujące, zielone oczęta i rozpoczęła swą pieść, która była uwięziona w jej sercu przez wiele lat. Echo niosło jej głos przez góry i doliny, a w umyśle księżniczki pojawił się książe, do którego śpiewała swą miłosną piosenkę drżącym ze wzruszenia głosem. Gdy skończyła swoją balladę, gdy echo ostatni raz rozbrzmiało, księżniczka delikatnie uniosła powieki i spojrzała w kierunku Wróżki Chrzestnej. Ta stała tyłem i majstrowała coś przy stole, wydając przy tym osobliwe i hałaśliwe dźwięki.
- Co robisz, Wróżko Chrzestna? – zapytała Rozalia, wyrwana z romantycznego uniesienia, w które wprawiła ją pieśń.
- Ostrzę miecze – odparła Wróżka, nie odwracając się.
- Ale po co? – zdziwiła się księżniczka, podchodząc do swej opiekunki bliżej. Kilka chwil później Wróżka odwróciła się, uniosła się na skrzydłach i spojrzała Rozalii głęboko w jej zielone, niewinne oczy.
- Nie umiesz śpiewać. Mamy przesrane. Weźmiemy bibliotekę siłą.


Po tygodniu ciężkiej wyprawy, po przebyciu schodów, pokonaniu Ogrów z Bagien, przepłynięciu Jeziora Śmierci i pozytywnym przejściu Próby Ognia, obie podróżniczki opadały już powoli z sił, a i nadzieja tliła się w nich ostatkiem. Usiadły na leśnej polanie, na którą z rzadka przenikały promienie słońca. Kres dnia zbliżał się wielkimi krokami.
- Ale nam łatwo poszło z Ogrami – zdziwiła się Rozalia. – Kto by pomyślał, że jak widzą rude włosy, to uciekają w popłochu.
- Jezioro Śmierci też było dziecinną igraszką, po tym jak się rozstąpiło po ujrzeniu twojego liszaja – przypomniała rozbawiona, ale nieludzko zmęczona Wróżka Chrzestna. – Gdybyśmy tylko wiedziały, gdzie znajduje się ta biblioteka...
- Może łyka? – zaproponowała Rozalia, podtykając pod nos Wróżki butelkę whisky.
- Nie ma mowy! – odmówiła stanowczo tłusta wróżka. – I tak jestem zła, że pakowałyśmy się kilkanaście godzin, a ty oprócz pary majtek zabrałaś tylko whisky.
- W sumie też nie wiem po co mi te majtki – przytaknęła Rozalia i wyrzuciła je z plecaka. – Dziewiętnaście lat nie zmieniałam, to teraz też mnie nie zbawią – dokończyła buntowniczym tonem, a Wróżka Chrzestna odwróciła się z najwyższym obrzydzeniem. – Gorzej, że kiedy dotarłyśmy do miasta, żeby zapytać się o bibliotekę, to musiałyśmy uciekać, bo uznali mnie za wiedźmę i chcieli mnie spalić na stosie.
- A mnie za tłustą wariatkę ze skrzydłami i próbowali mi zabrać emeryturę. – Na to wspomnienie Wróżka Chrzestna oburzyła się jeszcze bardziej i wyrwała Rozalii butelkę whisky, po czym osuszyła ją do dna – Niedoczekanie!!! – wrzasnęła.
Na te słowa polanę spowiła mlecznobiała mgła, która ograniczała widoczność do tego stopnia, że ujrzenie palców własnej ręki graniczyło z cudem. Rozalia przytuliła mocno Wróżkę i obie rozglądały się w panice dookoła, szukając choć trochę przejrzystego powietrza, lecz te próby nie przyniosły skutku. Wizja śmierci rychło zagościła w ich głowach.
- Umrzemy – szepnęła Rozalia – muszę ci coś wyznać przed śmiercią... Kilka lat temu weszłam do suszarni nad Mosiężną Komnatą i znalazłam tam tubkę butaprenu, którą się sztachnęłam. I chodziłam tam kilka tygodni, aż tubka się skończyła. Potem popadłam w depresję i przez kilka miesięcy moczyłam się w łóżko.
- Ja też ci coś muszę wyznać – skamlała Wróżka Chrzestna. – Na studiach całowałam się z koleżanką i podobało mi się to... – nagle Wróżka przerwała, bo mgła szybko opadała i ich oczom ukazały się dębowe, solidne drzwi nad którymi widać było napis: „Wielka Biblioteka Czarów”.
- Niesamowite... – szepnęła Rozalia, patrząc urzeczona w drzwi, za którymi krył się sekret jej szczęścia. Zaklęcie, które miało dać jej normalność i receptę na udane życie po wsze czasy. Wizja królewskiego ślubu ogarnęła jej umysł. Piękna biała sukna i welon, szlachetne konie, fantastyczny zamek na zboczu, przepiękny i dzielny książe, szacunek i wierność poddanych, garderoba wypełniona sukniami uszytymi przez mistrzów krawiectwa z najodleglejszych zakątków Królestwa, cotygodniowe bale na jej cześć i piękne, nieopisane, bajkowe, lśniące blond włosy...
Wróżka Chrzestna otarła ślinę ściekającą po brodzie nieprzytomnej ze szczęścia Rozalii, po czym obie podeszły do dębowych drzwi, za którymi znajdowały się wszystkie te bajkowe marzenia. Już miały wejść, już prawie dotknęły klamki, gdy niebo rozświetlił piorun i za ich plecami pojawił się Pan Śmierci.
- Odejdź! – syknęła Wróżka Chrzestna – nic tu po tobie!
- Przeciwnie – uśmiechnął się przybysz z zaświatów, a jego czarne jak ziarnko pieprzu pomalowane na czarno oczy zalśniły dziko – więc całowałaś się z dziewczyną tak?
- Spieprzaj! – mruknęła niezadowolona Wróżka i już miała chwycić za klamkę, gdy Pan Śmierci powiedział swym chłodnym, metalicznym głosem:
- Spójrz na drzwi. Nie widzisz, co jest na nich napisane?
Rozalia i Wróżka Chrzestna podeszły bliżej i ich oczom ukazała się pożółkła od starości kartka zwisająca na solidnym, choć już nieco przyrdzewiałym gwoździu.
- „Zakaz wprowadzania zwierząt” – wyrecytowała Wróżka.
- Niżej – rzekł zniecierpliwionym głosem Pan Śmierci. Wtedy Wróżka nachyliła głowę niżej, przeczytała kolejną linijkę tekstu i zmroził ją strach. Nie czekając długo, wyjęła z torby miecz i rzuciła się na Pana Śmierci z dzikim wrzaskiem. Pojedynek na miecze trwał długo. Dzikie okrzyki i chrzęst uderzanego o siebie metalu, przeplatane iskrami przykuły uwagę księżniczki Rozalii, która niestety nie umiała czytać, więc nie potrafiła odcyfrować napisu na drzwiach. Napisu, który tak wyprowadził Wróżkę Chrzestną z równowagi.
W pewnym momencie zmęczony Pan Śmierci rzekł z gniewem:
- Dosyć tego dobrego! – po czym odrzucił miecz, klasnął dwa razy w dłonie i Wróżka Chrzestna padła martwa pod jego stopami. – Mogłem tak zrobić od razu – mruknął sam do siebie, wycierając pot z czoła. Patrzył nieprzejednanym wzrokiem, jak księżniczka Rozalia rzuca się na ciało swej opiekunki, próbuje masażu serca, sztucznego oddychania i ciągnięcia za włosy w nosie, ale po chwili zrozumiała, że wszelkie jej próby poszły na marne. Wróżka Chrzestna była zimna jak zamrażarka w piwnicy Królowej Śniegu w styczniu.
- Dlaczego? Dla-a-cze-e-go-o? – szlochała Rozalia wijąc się w spazmach po ziemi. – Byłam z nią tak krótko, mogłyśmy zostać najlepszymi przyjaciółkami... Trzymała mnie przy chrzcie, na pewno zbierała już kasę na moje wesele... Dla-a-cze-e-go-o? – pytała Pana Śmierci, który przyglądał się temu obrazkowi z niewzruszoną miną. Był świadkiem takich zachowań nie raz, nie dwa.
- Prawdę mówiąc, przyszedłem po ciebie, ale ona mi wystarczy – powiedział, po czym zamienił się w kruka.
- To teraz zabij mnie!!! – krzyknęła za odlatującym ptakiem Rozalia, zrywając się na nogi i złorzecząc.
- Hej, tutaj jestem, idiotko – powiedział Pan Śmierć w formie kruka stojący dalej na polanie – to była jakaś przypadkowa wrona. Zresztą nie błagaj mnie o śmierć, bo nie umrzesz. A największą satysfakcją dla mnie będzie to, że pozwolę ci żyć w tym stanie. – rzekł i odleciał w przestworza.
- A... ale jak to? – spytała zdezorientowana księżniczka Rozalia – nie rozumiem...
Podeszła do drzwi i przyjrzała się pożółkłej kartce, z zapisanym na niej tajemniczym zdaniem, które ostatecznie przyczyniło się do śmierci Wróżki Chrzestnej. Im dłużej mu się przyglądała, tym mniej widziała sensu w tańczących jej przed oczami literach, których nie potrafiła przeczytać. Wtedy drzwi się uchyliły i wyszedł przez nie stary, siwy mędrzec, zgarbiony i opierający się o lasce.
- Kim pan jest? – spytała Rozalia, ale czuła, że zna odpowiedź.
- Jestem Wielkim Bibliotekarzem – powiedział zgodnie z jej przypuszczeniami starzec. Gdzieś w głębi serca księżniczki znów zatliła się nadzieja, która przypomniała jej przyświecający jej cel: odnaleźć zaklęcie. Wiedziała, że nie będzie jej dane uczynić tego z Wróżką Chrzestną, ale zrozumiała, że nie może się poddać. Przeszła tyle przeciwności losu, zwalczała niemożliwe do zwalczenia, pokonała niemożliwe do pokonania (łącznie z liszajem) i oto znalazła się przed biblioteką, by nadać blask swemu życiu. Spojrzała na Wielkiego Bibliotekarza, który miał jej odczytać magiczne zaklęcie i sprawić, że wszystko się odmieni. Chciała jeszcze tylko zaspokoić swoją ciekawość.
- A co tu jest napisane? – spytała ostrożnie Rozalia, pokazując na nieczytelną dla niej linijkę tekstu.
Starzec podszedł do drzwi, nałożył monokl i przeczytał:
- „Rudym wstęp wzbroniony” – po czym zamknął przed nią drzwi, zostawiając ją samą na polanie z plecakiem pełnym whisky.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:40, 17 Gru 2010    Temat postu:

Tekst B

Tekst usunięty na prośbę autorki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Sob 13:36, 03 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Lill
Autokrata Pomniejszy


Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 813
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: moja jedyna i ukochana Wieś
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:16, 26 Gru 2010    Temat postu:

Pomysł i oryginalność
a: 1,5 pkt
B: 1,5 pkt
Kiedy czytałam tekst A, byłam przekonana, że zmiażdży przeciwnika w tej kategorii. Ale B... ojej, rozczulił mnie po prostu. Może to na zasadzie głupich skojarzeń, a może dlatego, że ja zawsze kibicuję Złym Czarnoksiężnikom. Tak czy inaczej, oba teksty czarują z zupełnie różnych powodów i nie umiałabym wyróżnić jednego.

Styl
A: 1
B: 2
Nie mogłam inaczej. W B nie zauważyłam rażących potknięć stylistycznych, nad A kilkanaście razy zgrzytałam zębami - a to związek frazeologiczny przekręcony, a to błąd gramatyczny z gatunku takich, których nie wybaczam. Poza błędami teksty - znów - na podobnym poziomie. Znaczy: wysokim.

Realizacja tematu:
A: 0,5
B: 0,5
W A nie odczułam tak bardzo zaklęcia, w B gdzieś mi umknęła komnata. Wyszło po równo.

Ogólne wrażenie:
A: 1,5
B: 1,5
Wyborny pojedynek. Życzyłabym sobie i reszcie użytkowników samych takich. Teksty dobrze się czytało (a po Akuninie i "Antykwariuszu" trudno oczekiwać po mnie takich słów w stosunku do byle czego), poza drobnymi potknięciami nie mam zastrzeżeń. Było zaskakująco, śmiesznie, uroczo i ogólnie pozytywnie. Brawa dla obojga autorów!

Ogółem:
A: 4,5
B: 5,5


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

KrulKot
Stalówka


Dołączył: 04 Gru 2010
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Madagaskaru

PostWysłany: Pon 0:02, 27 Gru 2010    Temat postu:

Pomysł i oryginalność.
Tekst A -2 punkty- ruda Królewna z liszajem jest bardzo antybaśniowa i przełamuje schemat czarującej , ślicznej, królewskiej córki. Kotu podoba się miłość Królewny do whisky, niechęć lustereczka do Królewny i zakończenie w stylu ''złośliwość losu''.
Tekst B- 1 punkt - Kot zachwycony motywem wyrywania się z Baśni;) i nadęty Książę przekonany o konieczności ratowania Królewny podoba się Kotu. Natomiast Kot nie lubi transformacji złego bohatera w bohatera w głębi serca uczuciowego. Zły Czarnoksięznik trafiłby do Kota , gdyby ył bardziej złyWink
Styl
Tekst A -1 punkt- w pewnych momentach czytania coś zgrzytało np''wił się po schodach''.
Tekst B -2 punkty- bez zgrzytów.
Realizacja tematu.
Tekst A- 0.5
Tekst B- 0.5
W obu opowiadaniach pojawiły się wymagane motywy.
Ogólne Wrażenie.
Tekst A - 2 punkty- mimo kilku stylistycznych zgrzytów Kot przyznaje 2 punkty. Opowiadanie jest bardziej antybaśniowe, rozbawiło Kota Wink szczególnie ruda paskuda uwięziona w wieży ''bo macocha zabroniła wyjść''. Cóż za nieszczęsna dziewica...
Tekst B- 1 punkt- Zabrakło ''pazura'' , utwór za mało antybaśniowy. Kot czytał z zainteresowaniem, ale mial wrażenie, że to nadal baśń. Brak happy-endu, ucieczka z Baśni jest na plus.
Kot oba teksty czytał z przyjemnością.
Tekst A- 5.5
Tekst B- 4.5


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Alice
Orle Pióro


Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Początku
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:36, 29 Gru 2010    Temat postu:

Zacznę od stwierdzenia, które narzuca mi się od tygodnia, gdy tylko pomyślę o tym pojedynku. Tekst A nieodmienne wygląda mi na mieszankę Shreka z twórczością Pratchettowską a tekst B na inspirowany "Wielkim mistrzem" Trudi Canavan. I to skojarzenie, przyznaję z pokorą i wstydem, zadecydowało o ocenie (a ona wcale nie była prosta!)

(Aha, i znów na nic się zdało maskowanie autorów - od pierwszego zdania wiedziałam kto i co xD)

Pomysł i oryginalność:
Teskt A: 1,75
Tekst B: 1,25
A to dlatego, że w tekście B to skojarzenie z "Wielkim mistrzem" było tak silne, że aż momentami odbierało dech. Tekst A uznałam za bardziej odkrywczy, ale co mnie zdumiało to to, że jeden i drugi był antybaśnią a każdy w inny sposób! Ukłony dla autorów.

Styl:
Tekst A: 1,5
Tekst B: 1,5
Nie mogłam rozsądzić, ponieważ tekst A doprowadził mnie do rechotu i pokładania się na klawiaturze ("- O jaki liszaj! – przestraszył się kruk") mimo kilku błędów, a B, chociaż całkowicie poprawny, nie wywołał żadnych silniejszych emocji.

Realizacja tematu:
Tekst A: 0,5
Tekst B: 0,5
Warunki spełnione, aczkolwiek w tekście B musiałam się ich doszukiwać Wink.

Ogólne wrażenie:
Tekst A: 1,75
Tekst B: 1,25
Naprawdę, kajam się, ale te skojarzenia literacko-filmowe przeważyły szalę na korzyść tekstu A. Punktów dla niego byłoby więcej, ale pojawiły się wspomniane już błędy. Tekst B za to mniej oryginalny, i chociaż uwielbiam Złych Czarnoksiężników, to czegoś mu faktycznie zabrakło. Oba przeczytałam, oba mi się podobały i pozostało mi teraz tylko łkać w chusteczkę i martwić się, że jakbym nie oceniła, i tak jeden tekst byłby poszkodowany.

Razem:
Tekst A: 5,5
Tekst B: 4,5
Finito!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Haszyszymora
Ołówek


Dołączył: 29 Gru 2010
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:55, 29 Gru 2010    Temat postu:

Ja tak tylko w ramach zabawy towarzyskiej.

Cytat:
Złotowłosa, złotooka, lecz bynajmniej nie złotousta Królewna, obrzuciła stojącego przed nią Czarnoksiężnika stekiem wymyślnych przekleństw w czterech językach, od czasu do czasu wymownie przytupując nogą. Ten zaś stał spokojnie, oparty na złoconej lasce, z drwiącym uśmiechem przeczekując furię Królewny, bądź co bądź nastolatki. Gdy wydawało się, że wreszcie może zabrać głos, wziął głęboki oddech i spojrzał na nią wyrozumiale.
— Nie rozumiem, czemu się tak pieklisz, moja droga. — Wbrew wszelkim baśniom, głos złego Czarnoksiężnika wcale nie zabrzmiał jak ropuszy skrzek. Wręcz przeciwnie, był głęboki, spokojny i melodyjny, więc Królewna z samego zdziwienia postanowiła mu nie przerywać.

Nettie (lub Laj-Laj), "Rzeczywistość"

Cytat:
- Jak śmiesz! Jak śmiesz... Ty łajdaku! Nikczemniku! Potworze! - wrzeszczała następczyni tronu, kontrapunktując każdy wykrzyknik głośnym tupnięciem. Ponieważ jak dotąd nic nie wskazywało na to, by miała stać się jej jakaś krzywda, królewna uznała, że może sobie pozwolić na okazanie gniewu. Tym większego, że jej porywacz przez całą drogę do wieży nie odezwał się do niej ani słowem. Teraz stał też w progu komnaty, wsparty na hebanowej lasce, otulony czarną jak kir peleryną, chudy i milczący. Przypominał szkielet, na którego czaszce została resztka smoliście czarnych włosów - z tą może różnicą, że szkielet nie byłby w stanie milczeć z politowaniem, co mag właśnie robił.
- Nawet nie starcza ci odwagi, by do mnie przemówić! Tchórzu! Draniu! - Królewna nabrała gwałtownie tchu, szykując się do wytoczenia ciężkiej artylerii - Rozkazuję ci mnie wypuścić, a może wtedy mój ojciec...
- Twój ojciec nie ma już żadnego znaczenia - przerwał czarnoksiężnik. Głos miał zaskakująco przyjemny.


Haszyszymora, "O królewnie i złym czarnoksiężniku"

Zadanie: znajdź 10 różnic na załączonych obrazkach.

Pozdrawiam,
Hasz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:09, 29 Gru 2010    Temat postu:

JEŚLI mają szanowni państwo podejrzenia o plagiat, proszę zgłaszać je do opiekuna forum - czyli do MNIE, a nie marudzić w miejscu, gdzie winny być oceny.
Plagiat to NIE jest - trzeba być ślepym, by różnic nie zauważyć, aczkolwiek i by przeoczyć wyraźną i zbyt dużą inspirację.
Różnice? Długość fragmentu. Szczegóły zachowania księżniczki. Szczegóły głosu czarnoksiężnika, jego zachowania takoż, słowa także.

Prawda, Lill? Miałaś takie przypadki, ni? Nieprzyjemne, bo nieprzyjemne, ale plagiatem nazwać się nie da.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Śro 18:11, 29 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Haszyszymora
Ołówek


Dołączył: 29 Gru 2010
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:14, 29 Gru 2010    Temat postu:

Toteż nie nazywam tego plagiatem. Po prostu bawią mnie kalki, zwłaszcza tak nieudolne. Wink

Skoro już się fatygowano, by mnie o tym powiadomić, nie wypadało przemilczać, da?

Pozdrawiam,
Hasz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:21, 29 Gru 2010    Temat postu:

Na mój gust bardziej udolne i z większą ilością polotu niż oryginał. Na przyszłość proszę nie zaśmiecać nam pojedynków, a bawić się w temacie pogaduch przed- i popojedynkowych.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 13:45, 06 Sty 2011    Temat postu:

Zamykam.

Tekst A "Księżniczka" - 15,5
Tekst B "Rzeczywistość" - 14,5

A zatem wygrywa Laj-Laj, choć Nettie poważnych obrażeń także nie otrzymała. Herzlich gratuliere.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Czw 13:46, 06 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Klub Pojedynków im. smoka Temeraire Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin