Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Maraton przez szaleństwo [NZ]


 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

roślinawędrowna
Wieczne Pióro


Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:31, 25 Sie 2010    Temat postu: Maraton przez szaleństwo [NZ]

Liczę na szczere komentarze. Postanowiłam wrócić do starych wytworów, bo po co tak właściwie je zaraz porzucać, może coś z nich jeszcze będzie. Dokonałam małych modyfikacji, które radziła mi kiedyś Malaria, ale nie wiem, czy to wiele pomogło i w ogóle ciekawa jestem waszego zdania, bo to dla mnie ważne. Z góry dzięki za odpowiedź.



I. Faza postoju nabiera pędu

Nie każdy jest spokojnym człowiekiem, wielu nie sposób zaszufladkować, a oni bawią się złudzeniami, aby wybierać sobie najbardziej absurdalne sposoby na życie. Wolą żyć w oderwaniu, bo kto wie, o czym naprawdę myślą pustelnicy i tego typu outsiderzy. Może przenieśli się już do innej bajki. Wyobraźmy sobie, że tak właśnie się dzieje i prześledźmy sobie takie możliwe przygody, jakie tu będą miały miejsce.
Dawniej dwóch narwańców postanowiło ulokować się wśród dzikich zarośli, na polance, gdzie mogli przez nikogo nieśledzeni zażywać drobnych przyjemności. Zarówno takiemu Teofilowi to pasowało, bo nie mając lepszych pomysłów, postanowił mieć trochę spokoju i w sposób nie wymagający większego zachodu zostać prawdziwym ekstrawagantem. Długi czas sobie tym przypochlebiał. Euzebiusz, jego równie postrzelony kompan, choć odrobinę bardziej pracowity, zajął się uprawą ziół, bo to czynność niesłychanie nęcąca i też nie byle jaka. Dobrali się odpowiednio, co można uznać za nad wyraz pomyślny przypadek. Mieszkali w drewnianej chatce i zapuścili w niej swoje korzenie. Nie nudziło im się, potrafili zwojować cuda jak Robinson, ale i szaleć, bo niczego im nie brakowało, ponieważ mieli przecież towarzystwo drugiego człowieka.
***
Teofil koło południa zakończył przekopywanie ogródka i sceneria wyglądała jako pobojowisko. Odłożył łopatę i odsapnął, a wcześniej jak szalony wymachiwał narzędziem, jak na przyspieszonym filmie. Na sadzenie jeszcze nadejdzie pora, teraz to jednak dałem czadu, pomyślał głęboko oddychając i chyląc się na nogach. Czas na chwilę relaksu właśnie miał nadejść. Zbliżał się do budki z nieheblowanych desek, a jego twarz była cała rozpromieniona, bo nie czuł się źle, pomimo zmęczenia. Zawsze zachwycała go czynność, którą właśnie przerwał, uwielbiał dbać, aby gleba zachowywała odpowiednią strukturę, którą aż żal później rozgniatać. Nowo wykiełkowane rośliny, które spokojnie w donicach czekały na przenosiny, wprowadzały go w znakomity nastrój. Kiedy je wreszcie ulokuje, już tylko patrzeć na to aż się będą rozrastać, zakorzeniać się i pięknieć w oczach.
Następnie poszedł się napić wywaru z ziół. Delektował się niebiańskim smakiem, wyobrażając sobie, że połyka eliksir szczęścia. Wiedział, że to trochę infantylne i prawdopodobnie oznacza, że ma kiełbie we łbie, ale wyrażał w ten sposób melodię, która grała w jego sadzonkach, podczas długich letnich nocy, gdy gwiazdy świeciły ze wszystkich sił, tak jakby wymagało to sporo zaangażowania i wysiłku. Starając się jak najlepiej wypocząć przed powrotem do pracy, rozłożył się na leżance i wachlował rozgrzane ciało gazetą sprzed kilkunastu lat, którą przeczytał przeszło sto razy, umiał na wyrywki, potrafił opowiadać od końca na początek, recytował przy blasku świec podczas romantycznych wieczorów spędzonych ze zwykłą paprocią. Obecnie jednak nie miał zamiaru popisywać się swoją pamięcią, wolał tak po prostu leżeć i wzdychać nad pięknem pustelni. Jego przyjaciel jak na razie nie wracał ze spaceru, ponieważ zapewne jak zwykle pomylił kierunki po paru zawrotach w różne strony. Brak orientacji w terenie to dla Euzebiusza normalka, bo czegóż się można spodziewać po osobie, której wszystkie mechanizmy w głowie są rozregulowane i działają według własnych upodobań. Rozległo się ciche stukanie do drzwi.
- Euzebiusz, nie do wiary! - wrzasnął tak, że nawet samego siebie ogłuszył. Mógł sobie na to pozwolić, gdyż w tym miejscu nie miał kto mu zabronić, czy nakazać zachowywać się grzecznie.
To nie był jednak Euzebiusz. Przed szałasem stała dwójka mulatów. Lekko strapieni przeczuwali, że będą potraktowani jako intruzi. Ton głosu Teofila każdego natręta wprowadziłby w stan przerażenia. Bob z Bogumiłem jednak, dzięki wierze, że ludzie z natury mogą wydawać się zupełnie innymi niż są, nie speszyli się, a stali pewni siebie. Wahali się tylko przed zabraniem głosu, gdyż wiedzieli, że domownik nie spodziewa się nikogo obcego i może poczuć się niezręcznie, dlatego dłuższy czas milczeli, usiłując przygotować Teofila na niespodziankę. Ów nie pojmując zwlekania Euzebiusza, zerwał się ze złością i rozwarł drzwi.
- E, kim wy w ogóle jesteście? Czy nie widzieliście tabliczki, że mieszka tu pustelnik i pod żadnym pozorem nie można zakłócać jego spokoju? - powtarzał to zawsze nieumiejącym czytać, więc wyrzekł to bez zastanowienia. Mógł wydać się odpychający, co zmiarkował po chwili, ale cóż z tego, bo nie trzeba było się zapuszczać tam, gdzie nikogo się nie oczekuje.
- Jesteś Teofilem? Czy to prawda? - Bogumił był tego pewny, lecz jakoś trzeba było zagaić.
- Nazywają mnie również słoniem Trąbalskim. - Starał się zbić ich z tropu, podając na wprędce pierwszą lepszą postać.
- Wiemy to tak samo jak fakt, że jesteśmy z kosmosu – odpowiedzieli tym samym tonem, prawie jak mistrzowie ciętej riposty.
- Wyglądacie raczej na gatunek ludzki, lecz ostatnio wiele się zmieniło i jestem tego świadomy. Znaczy się nie mam o tym zielonego pojęcia, bo i skąd, gdyż do nas wiadomości nie dochodzą. Czy odkryto już sposób na przebywanie lat świetlnych? - mówił z rosnącym zapałem, przekonany o zdolnościach ówczesnych naukowców. Chyba nawet sam wierzył w swoje słowa. Połknął coś, co wcale nie miało zamiaru służyć jako przynęta.
- Być może kiedyś, ale to nie jest celem naszej wizyty. Otóż borykamy się z problemem, jaki stawia przed nami rozliczne trudności do pokonania... – mówił Bob poważnym głosem, wiedząc, że nie będzie łatwo właściwie wyrazić problem. Nie zdążył jednak, nim zielarz wyraził swoje głębokie niezadowolenie.
- Nie po to przyjaźnię się z pustelnikiem, aby napełniać sobie głowę cudzymi utrapieniami. Szukajcie pomocy w innym miejscu! - burknął, wykazując, że nie jest nastawiony do nich przychylnie. Wiedział, że, jak tylko ustąpi, oni wejdą mu na głowę, a wtedy będzie za ciężko aby sadzić zioła i przyprawy.
- Znamy okoliczności, ale znamy również wasze możliwości. Od kiedy tylko o was usłyszeliśmy, zrozumieliśmy, że jesteście fachowcami w spędzaniu czasu w samotności. Jesteście w stanie podejść niejedną introwertyczną postać.
- Zaczynacie robić się ciekawi, dopiero teraz nasunęło mi się do czego zmierzacie. Może proponujecie mi przygodę? Piszę się na nią. Kiedy wyruszamy? - "pal licho spokój i harmonię". Zastanawiał się chwilę, czy nie do konał nadinterpretacji, ale wkrótce przekonał się, że okazał się zdumiewająco domyślny.
- Spodziewaliśmy się, że twoja żyłka do podróżowania przebije ścianę braku zainteresowania – powiedział Bogumił, wiedząc, że wszystko zaczyna się układać. Zaraz przybrał postawę zdrowego sportowca.
Bob nie odzywał się, dopóki nie pojawiła się okazja do podsumowania:
- Małe ludziki się przemieszczają, aby z zapartym tchem podążać noga za nogą i nieustannie nimi przebierać, ponieważ wówczas wiele się przytrafia. – Zabrzmiało to równie infantylnie jak tekst Teofila o eliksirze szczęścia, więc ten doszedł do wniosku, że dojdą do porozumienia.
- Euzebiusz będzie nam towarzyszył? Bez niego się nie ruszam. Mam w nim najlepsze oparcie, jakby trzeba było ryzykować życie - mówił z naciskiem.
- Najpierw go odnajdziemy, ale to kwestia być może jednej godziny. Pora na szczegóły nadejdzie później. W drodze opowiemy wam naszą historię i skąd dowiedzieliśmy się o waszym istnieniu.
***
W trakcie rozmowy, którą Teofil prowadził z nieznanymi gośćmi, Euzebiusz opychał się jagodami o kwaskowatym smaku. "Wyborne!" - podziwiał ich walory. - "Takie jak lubię... Mniam!" Przysiadł na kamieniu, obok którego umiejscowił się muchomor o niezmiernie dużym kapeluszu. Blask słońca prześwitywał przez korony iglastych drzew i opiekał jego twarz, co doprowadziło do pojawienia się rumieńców. Tego dnia pogoda była doskwierająca, gdyż wielu ludzi na rynkach najrozmaitszych miast szwędało się w poszukiwaniu cienia. Jednak Teofil o tym nie wiedział, bo i skąd. Żył tylko w swoim okrojonym świecie. Mógł jedynie obserwować drzewostan i dziką zwierzynę, a w tym momencie również swoje pobrudzone sokiem dłonie. Wydawało mu się, że czas się nie zmienia. Nikt nie podejrzewałby go o to, że przeczuwa, co niebawem nastąpi, bo w istocie nie zdawał sobie z niczego sprawy. Tymczasem, według ekipy poszukującej, wskazówki zegara przemieszczały się zbyt szybko i nie zdążyli wykonać operacji w zamierzonym przedziale godzin, ponieważ nie spodziewali się, że pustelnik będzie zakamuflowany pośród roślinności. Obchodzili każde drzewo, jakby myśleli, że złośliwy Euzebiusz ukrył się zanim, chcąc im sprawić komplikację. Brzmiało to niedorzecznie, ale należało się liczyć z każdą ewentualnością, a zwłaszcza że upał mącił w głowach i nic nie wydawało się wystarczająco pewne. Nie namierzyli Euzebiusza, dopóki on nie otrzepał się z brudu, igliwia i szyszek. Kiedy wypatrzył Teofila w towarzystwie jakiś panów, zastanawiał się, czy to nie pora cudów, czyli sytuacja umożliwiająca stawanie się rzeczy nierealnych, ale zaraz sobie uświadomił, że jak zwykle gada do siebie głupoty. Wyszedł im na przywitanie, choć nie przygotował się na wizytę zwykłych ludzi, bo bycie pustelnikiem skutecznie tego oducza. Starał się opanować drżenie rąk, zanim wyciągnął jedną w celu uściskania dłoni.
- Witam waszmość państwa - powiedział to, jak mógł najuprzejmiej, żeby żaden z nich nie pomyślał, że pustelnicy to same gbury.
- Sie ma - odpowiedzieli raźno i bezpośrednio ci tajemniczy przybysze. - Mówmy sobie po imieniu. Jesteśmy Bobem i Bogumiłem.
- Dobrze Bobie i Bogumile. Do mnie natomiast zwracajcie się jako Euze, bo tak się nazywam dla przyjaciół, a wy mi wyglądacie na klawych gości, więc pozwalam tak siebie określać.
- Dziękujemy za zaufanie. - Bogumił dotychczas obawiał się, że będzie drętwo, więc przyjął to z niezmierną ulgą.
- Czemu zawdzięczam odwiedziny? - Starał się, by nie zauważyli po nim, jaki jest poruszony.
- Chodzi o to, że wam, kiedy tylko chcecie, przytrafiają się niezliczone przygody, to nas zainspirowało, aby dołożyć wam jeszcze jedną. - Bob mówił swoim krzepiącym, charyzmatycznym głosem.
- Proszę, nie opisujcie dokładniej, co nas spotka, bo to tak, jakbyśmy czytali książkę, którą ktoś nam opowiedział w całości. - Euzebiusz uwielbiał tajemnice.
- W trakcie marszu podam tobie i Teofilowi jedynie najistotniejsze szczegóły, bez których się nie obędzie - mówił Bogumił, gdyż to on zawsze pełnił rolę gawędziarza zważywszy na swój pociąg do fabuły, który nigdy się nie wykolei.
- Co ze sobą zabrać? - choć mogło to zadźwięczeć trochę głupio, zważywszy na osobę, która bez przerwy żyła jak na biwaku.
- Wszystko co wyrzuci morze wyobraźni na brzeg, gdyż ona potrafi podpowiedzieć najlepiej. - Bob miał ciągoty do poezji i często używał różnych metafor.
Złapali się za ręce, jak dzieci wystraszone podczas nocnej wizyty na cmentarzu, a Teofil sprawnie powiódł ich z powrotem do siedziby, gdyż to on był najmniej zakręcony z otoczenia. To znaczy był świrnięty, lecz potrafił czasem się do tego nie ustosunkowywać.
W bazie puścili wodzę fantazji tak, jak zamierzali. Krzątali się bardzo szybko, wynosząc graty, które wydawałoby się, że do niczego nie służą. Bogumił nawet zastanawiał się, czy im nie powiedzieć, żeby zlekceważyli słowa Boba, lecz nie chciał zdradzić przyjaciela, a zresztą on faktycznie już nie raz miał rację, więc może i teraz nie zawiedzie. Ustawiwszy wszystkie szpargały w zgrabnym stosiku, wzięli się za pakowanie. Następnie Bob oświadczył, że mają jeszcze do wykonania jeden obrządek, bez którego niczego się nie zaczyna.
- Rozpalcie ogień! - Rzadko się zdarzało, żeby komuś rozkazywał, ale tego nakazywało położenie.
- Chyba nie zmuszasz nas do spalenia szałasów, których budowa zajęła nam tak wiele czasu. - Teofil się nie co zląkł.
- Oczywiście, że nie! - Parsknął śmiechem. - Miałem na myśli najzwyklejsze w świecie ognisko, co nie sprawi, że będziecie żałować swoich czynów.
- Pewnie, bo i tak robimy to ciągle, aby się ogrzać. - Uśmiechnął się ze zrozumieniem.
Nie musieli zbierać drewna, bo ono było już przygotowane. Ustawili, więc je według grubości, a następnie podpalili.
- Niech każdy zacznie śpiewać swoją ulubioną piosenkę.
Wszyscy wybrali różne utwory i poruszali się w takt ich słów.
- Teraz przeskoczmy ponad ogniem.
- Nie chcę... - tym razem Euzebiusz zgłosił swój sprzeciw, ponieważ był najniższy z całej gromady.
- No to obejdź go wokół.
- Teraz kilka słów wyjaśnienia. Należało stworzyć dobry klimat do wędrówki, który zapewniłby nam nadzieję na rychłe zwycięstwo – rzucił Bob gromko i wojowniczo.
- Aha... - mruknęli pustelnik z zielarzem bez entuzjazmu, lecz pozostała dwójka najwyraźniej dobrze się bawiła.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez roślinawędrowna dnia Śro 13:45, 25 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Cedalia
Pawie Pióro


Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:00, 26 Sie 2010    Temat postu:

Spotkałam się tylko z jednym twoim tekstem roślinowędrowna z pojedynku, lecz nie byl on jakoś obiecujący. Natomiast to opowiadanie jest świetne, aż dziwę się, że nikt jeszcze go nie skomentował! Very Happy No cóż zaszczyt pierwszego komentarza przypadł mi ^^
Szczerze, to jedno z najlepszych opowiadań, jakie miałam zaszczyt na tym forum przeczytać, co prawda jeszcze nie skończone, ale zapowiada się obiecująco.
Tekst jest bardzo ciepły, lubię jego klimat, na twarzy czytelnika niekiedy pojawi się uśmiech. Bardzo ładny wstęp
Cytat:
Nie każdy jest spokojnym człowiekiem, wielu nie sposób zaszufladkować, a oni bawią się złudzeniami, aby wybierać sobie najbardziej absurdalne sposoby na życie. Wolą żyć w oderwaniu, bo kto wie, o czym naprawdę myślą pustelnicy i tego typu outsiderzy. Może przenieśli się już do innej bajki.

Śliczna perełka, gdzie niegdzie można nawet doszukać się sentencji.
Umiałaś stworzyć piękny klimat, zdania są tak plastyczne, że czytelnik może sobie wszystko wyobrazić np. Jak z tą gazeta, którą pustelnik recytował przez lata siedząc naprzeciwko paproci w romantycznym klimacie. Mogłam sobie wyobrazić jakiś stary drewniany dom w nim spacerującego wyniośle wśród zapalonych świec pustelnika i paproć. Umiesz idealnie działać na wyobraźnię.
A i pozwolisz, że zacytują sobie jeszcze zdania, które mnie urzekły.

Cytat:
Następnie poszedł się napić wywaru z ziół. Delektował się niebiańskim smakiem, wyobrażając sobie, że połyka eliksir szczęścia.


Cytat:
- Teraz przeskoczmy ponad ogniem.
- Nie chcę... - tym razem Euzebiusz zgłosił swój sprzeciw, ponieważ był najniższy z całej gromady.
- No to obejdź go wokół.


Cytat:
-
- Jesteś Teofilem? Czy to prawda? - Bogumił był tego pewny, lecz jakoś trzeba było zagaić.
- Nazywają mnie również słoniem Trąbalskim. - Starał się zbić ich z tropu, podając na wprędce pierwszą lepszą postać.
- Wiemy to tak samo jak fakt, że jesteśmy z kosmosu – odpowiedzieli tym samym tonem, prawie jak mistrzowie ciętej riposty.
- Wyglądacie raczej na gatunek ludzki, lecz ostatnio wiele się zmieniło i jestem tego świadomy. Znaczy się nie mam o tym zielonego pojęcia, bo i skąd, gdyż do nas wiadomości nie dochodzą. Czy odkryto już sposób na przebywanie lat świetlnych? - mówił z rosnącym zapałem, przekonany o zdolnościach ówczesnych naukowców.


Mała łezka ze śmiechu mi się w oczku zakręciała od tego zdania.
Czekam na ciąg dallszy mam nadzieję, że dorówna poziomowi Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cedalia dnia Czw 12:01, 26 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

roślinawędrowna
Wieczne Pióro


Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:14, 01 Wrz 2010    Temat postu:

Proszę o ostrą krytykę, bo Cedalia mnie za bardzo wychwaliła, a ja na to nie zasługuję. Serio, trochę dziwnie potem się czułam. : P A poza tym praca nad całością trwa i ważne dla mnie są i błędy, i subiektywne odczucia.

II. Owczy pęd za przygodą

Mrok nocy w lesie jest nieprzenikniony, a teraz rozjaśniająca go poświata ogniska i kłębiące się wokół niego sylwetki, które są nią jakoś nienaturalnie podekscytowane, mogły dla przypadkowego przechodnia wydać się ciekawym zjawiskiem, którego trzeba się przeląc. Impreza trwała do rana następnego dnia, więc Euzebiuszowi już naprawdę mogło mocno kręcić się w głowie, bo ileż można było łazić wkoło i przy każdym obrocie spotykać się z kłębami dymu. Ruchy roztańczonej gromady stawały się coraz bardziej ociężałe i w końcu, zamiast ruszać w drogę, ucięli sobie drzemkę.
Śniła się Teofilowi podróż ubarwiona atakami trolli, a w tym marzeniu wydawało się to dziwnie przepiękne, jakby te olbrzymie stwory dały się lubić i same chciały częstować swoim ciałem, co było oczywistą bzdurą. A zielarz, kiedy go unosiły, przycisnąwszy za pas, cieszył się jak dziecko, które buja się na rękach. Wreszcie po ocknięciu długo się z tego śmiał.
Najbardziej rzucał się Euzebiusz, w którego głowie pojawił się obraz smutnego starca, którym kiedyś się stanie. Owa wizja nie miała się nigdy sprawdzić, ponieważ jego pesymizm z każdym rokiem malał, gdyż w ciągu swojego życia już wystarczająco wiele wyszło z jego ust marudnych tekstów. To sprawa wyjątkowa, należą się specjalne wyjaśnienia, aby ją odpowiednio zrozumieć. Zwykle przecież bywał życzliwy i takiego go znamy, ale często ulegał pokusom, aby trochę przyganić deszczowi, który rzekomo pada tylko nad tym miejscem, gdzie właśnie sam Euzebiusz się znalazł. Zawsze pokazywał się od swojej zdziwaczałej strony, a naprawdę potrafił czasem powiedzieć coś rozsądnego, ale jego rozwiązania problemów niewiele zmieniły świat. Raz przekazał Teofilowi smutną prawdę, że wyimaginowane postacie nie mogą być realne, bo dopóki się mówi, że nie istnieją i jest to prawdą, trudno obrócić to w fałsz. To jeden z przykładów, gdy zajmował się logiką, ale często zapominał o niej. W koszmarze siwy, przygarbiony człowiek obracał się jak modelka, bo coś musiało się w koszmarze zmieniać. Raz widziało się profil, innym razem przód, a potem znowu profil i niezdrowo wygięte plecy. Ujrzana wizja była jak najbardziej odwrotna od przyszłej metamorfozy pustelnika.

Nad ich głowami ptaki czyniły hałas, gdyż rychło pojęły, że gospodarze wybierają się na dłuższą wycieczkę i zostanie wolna chata, a więc rozpocznie się hulanka. W ten sposób świętowały pożegnanie Euzebiusza i Teofila. "Wreszcie spokój!" - wykrakała złowieszczo największa z wron. Pozostałe w milczeniu zakłapały dziobami, co oznaczało potwierdzenie jej słów. Od dawien dawna drażniły je porywcze zachowania dwójki przyjaciół, którzy nie przestrzegali ciszy nocnej. Teraz im przypadnie ta rola, miła odmiana. Nie były zadowolone z lokatorów. Jednak cóż mogły zrobić? Ludzie to spryciule, których nie da się w łatwy sposób wykurzyć. Jak zwykle zapomniały, że to znienawidzone przez nie osoby karmiły je i tak naprawdę wcale nie należały do najgorszych, lecz wyłącznie do odrobinę niespokojnych i gwałtownych, gdyż pustelnika z zielarzem ciągle ponosiły emocje i czynili sobie niespodzianki, jakie zawsze ich zadziwiły, choćby powtarzały się już od zarania ich znajomości. Pierwsze oznaki zbliżającego się rozstania zwierzęta wyczuły, kiedy pojawili się obcy, gdyż zmiarkowały, że to oni mogą doprowadzić do zmian w światopoglądzie mieszkańców tutejszego lasu, donosząc najświeższe wieści. Każde żywe stworzenie wie, że dla człowieka bardzo ważne są fakty i mity, którymi się kieruje, a także ich zmiany podczas spotkań z nowymi autorytetami. Było to jak błądzenie w labiryncie iluzji, dlatego w zależności od pobytu w określonym zakamarku dana osoba zyskiwała cechy osobowości otoczenia. W szczególności mieszkańcy tego lasu przebyli taką erudycję, obserwując różnicę pomiędzy pustelnikami a normalnymi przechodniami.
Bogumił spał najkrócej z powodu głodu, który mu doskwierał. Wydawało mu się, że już jest bardzo późno, więc zerwał się szybko, lecz kiedy usłyszał chrapanie, uspokoił się. Nie wiedział, co ze sobą począć, bo już nie chciało mu się leżeć, gdyż utrudniało to napięcie spowodowane oczekiwaniem przyszłych wydarzeń. Najgorsze co prawda minęło. Udało się zwerbować nowych członków ekspedycji. Bob zapewniał, że niemożliwością będzie inna reakcja, bo dobrze znał się na ludziach, a zwłaszcza tak bardzo podobnych do niego samego. "Zawsze mu się uda wszystko przepowiedzieć przed czasem - podziwiał genialnego saksofonistę, którego miał zaszczyt poznać i stać się jego wypróbowanym znajomym. - Zaiste jest mądry. U mnie wszystko staje się jedynie przez przypadek." Później uzmysłowił sobie, że zeszłego wieczoru ustalili, że kto pierwszy wstanie ma zrobić pobudkę. Tak więc zerwał ich z błogiego snu. Ocknęli się niechętnie, lecz nie dali tego po sobie poznać. Bob nucił piosenkę o wypadnięciu z transu. Do jedzenia zbyt wiele nie mieli, lecz nikt nie narzekał, bo wiedział, że nie oczekiwano przybycia kolejnych osób, gdyż Bob z Bogumiłem bez zapowiedzi zwalili się na pustelnię. Odeszli od stołu z jeszcze większym apetytem. Następnie włożyli plecaki i ruszyli w drogę.
- Wypadałoby zabrać głos, co się już rzekło. - Bogumił zabrał się do dzieła, choć spodziewał się, że zabierze się do tego z większym zapałem. - Dawniej nasza gromada składała się z trójki przyjaciół. Jak można się domyślić - jeden odszedł od nas. – Skrzywił się, bo już na wstępie wprowadził ich w błąd. – Ojej, jedna, mówię o dziewczynie. Przestało jej odpowiadać nasze towarzystwo, gdyż byliśmy za bardzo pochłonięci tworzeniem, czyli Bob grą na instrumencie i ja pisaniem książek. Nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby nie to, że wydarzyło się coś dziwnego. Nasza koleżanka znikła bez śladu. Na szczęście po paru latach przysłała nam list, w którym oznajmiła, że miewa się znakomicie i mamy się o nią nie martwić. Żal nam było, że dopiero po takim czasie raczyła się do nas odezwać, gdyż przecież byliśmy w najlepszej komitywie. Jednak wkrótce pojawiły się kolejne korespondencje, w których zapewniała, że czuje się jak w utopii. Zawsze się zachowywała, jakby jej otoczenie określało powiedzenie „the best of the best”, miała tę pogodę ducha. Zupełnie nie zauważała jakichkolwiek przykrości, jakby ich tak naprawdę nie było, czego wiele osób jej zazdrościło. Coraz bardziej zaczęło nam jej brakować i postanowiliśmy zrobić w jej nowym miejscu zamieszkania schadzkę. Niestety nie wiemy, gdzie możemy ją zastać, gdyż nie podała adresu zwrotnego. Wiem, że brzmi to nieciekawie, ale historia się rozkręciła, kiedy napisała, że śmiech może przynieść nie tylko radość, ale również kapustę z zaproszeniem do teleturnieju. Chcemy, żeby nam to udowodniła i oczywiście musimy trzymać za nią kciuki w zmaganiach, ale niestety więcej szczegółów nie znamy.
- Śmieszna jest ta opowieść o roześmianej dziewczynie. Nie żałujemy, że wybieramy się razem z wami - rzekł uradowany Euzebiusz. - Czy są jakieś wskazówki, gdzie możemy ją zastać?
- Tak, bo poinformowała nas cokolwiek wymijająco, że gdzieś w lasach nieopodal Bełchatowa.
- Czy to znaczy, że ona mogła zamieszkać niedaleko nas? - Euzebiusz szybko wyciągnął wnioski. - Myślałem, że nasza przygoda będzie trwała dłużej.
- Tak właśnie będzie! - powiedział z naciskiem Bogumił, akcentując każde słowo, co wyszło dość komicznie, gdyż wydobył z siebie pisk.
- Czyli na tym się nie kończy? – spytał Teofil z najwyższym zaciekawieniem.
- Musisz poczekać aż ją poznasz, bo wtedy się upewnisz, że wówczas dopiero wszystko się rozkręci - mówił z takim przekonaniem, jakiego nikt by nie zdołał zniszczyć. - Teraz zapraszam na mały występ Boba. Oddaje mu pałeczkę. - Po jego minie można było stwierdzić, że nie mówi do końca poważnie.
- Dziękuję. Teraz uważnie wysłuchajcie mojego streszczenia Bogumiłowej baśni, która wypowiadana przez niego mogłaby trwać niesamowicie długo. Zaczynam! Wędrując wśród zakamarków świata, który nie istnieje, odnajduję rybkę, której spojrzenie mówi, że mnie poznaje. Również ją, nie wiem skąd, kojarzę, lecz nie mogę sobie przypomnieć. Nie zdziwiłem się, kiedy się do mnie odezwała. "Bob, to ty?" - tak brzmiały jej słowa. Odpowiedziałem, że nieomylnie ma rację. Okazało się, że w tęczowej krainie przebywał mój najlepszy przyjaciel Bogumił, który przybrał taką postać, aby lepiej mu się pływało. Wiecie, że wszystko jest możliwe, bo wiara czyni cuda. Po tym humorystycznym akcencie bierzmy się do roboty!
- Czy to jest prawdziwy zapis snu? - Teofil nie do końca wszystko pojął jak należy, a poza tym chyba kompletnie nie przejął się morałem. Spytał zainteresowany, bo również miewał takie barwne wizje, w których spotykał przychylnych mu ludzi (może nie rybki), którzy zawsze dawali mu sporo do myślenia. Były to te milsze ze snów.
- Może i Bogumił czerpie inspiracje ze snów, któż to wie? W każdym razie on został odrobinę przerobiony, bo tak naprawdę był to pies... - powiedział niepewnym tonem, obawiając się reakcji. – W ten sposób mogłem mówić dzielnie, nie rozklejając się.
- Nie przepadasz za psami? - zdziwił się Teofil. Euzebiusz również był zaskoczony, a Bogumił znał już odpowiedź.
- Za bardzo kojarzy mi się to z Kiki, która je uwielbiała, a tak bardzo mi jej brakuje, więc nie chciałem drążyć tego tematu - mówił łamiącym się głosem.
- E tam! Na pewno ją znajdziemy. - Bogumił poklepał go po plecach. - Może porozmawiamy o czymś zabawniejszym? Może opowiecie, co sobie wyobrażaliście, kiedy byliście młodzi również ciałem?
- Wstyd się przyznać... - Euzebiusz wyraził swoje obawy.
- Ja powiem, ja powiem! - Wyrwał się Teofil. - Kiedy dopiero organizowaliśmy swoją późniejszą przyszłość, żegnaliśmy się z rodziną i temu podobne sprawy, było mi trochę żal utraty wielu kontaktów. Wówczas postanowiliśmy zorganizować hecę. Wygłupić się i dać innym do przekonania, że dla nas nie liczy się zdanie innych na nasz temat. W ten sposób uznaliśmy, że zamanifestujemy swoją niezależność. Wyszliśmy w plener z przyborami do malowania i prosiliśmy przechodniów, aby nam pozowali. W ten sposób przedstawialiśmy ich podobieństwo do warzyw. Najbardziej kontrowersyjnym pomysłem było przyrównanie do ziemniaka jednej dziewczyny. Ona wówczas uznała, że wcale nie jest taka przyziemna, jak mogłoby się wydawać. Opowiedziała nam swoje życie, a następnie my własne. Gdyby nie termin naszego odjazdu, przyjęlibyśmy ją do naszej paczki. Powiedzieliśmy jej o tym, a ona wzięła od nas autograf. Obiecała, że kiedyś nas odwiedzi. Stało się tak kilka lat temu. Dziwne, że pamiętała o nas tak długo. Był to przecież tylko pojedynczy incydent.
- Wszystko ułożyło się tak pięknie. Rzeczywiście najlepszy scenariusz tworzy przypadek - powiedział Bogumił, gdyż sam specjalizował się w opisywaniu zbiegów okoliczności i tym podobnych rzeczy. Na tym polegał jego zawód pisarza, w którym celowo wszystko łączyło się w całość.
- Wracając do rzeczywistości, w którym kierunku idziemy? - Teofil po raz kolejny wykazał, że potrafi zachować konkretność.
- Przed siebie... - stwierdził Bob z nutą poezji.
Maszerowali więc raźno, choć pogoda dawała się we znaki, lecz na szczęście w mniejszym stopniu odczuwało się ją w lesie. Mijali po drodze osoby zbierające jagody, ubrane kompletnie w obawie przed kleszczami. Euzebiusz też miał ochotę skosztować owoców, lecz nie chciał zatrzymywać pochodu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez roślinawędrowna dnia Śro 9:27, 01 Wrz 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin