Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Ostatnie kuszenie diabła [NZ]


 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Sanai
Orle Pióro


Dołączył: 15 Lip 2009
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: z planety Pandora
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:19, 16 Lip 2009    Temat postu: Ostatnie kuszenie diabła [NZ]

Widząc tedy niewiasta, iż dobre było drzewo
ku jedzeniu; a iż było wdzięczne na wejrzeniu,
a pożądliwe drzewo dla nabycia umiejętności,
wzięła z owocu jego i jadła; dała też i
mężowi swemu, który z nią był; i on też jadł


Księga Rodzaju 3,6




*1* ZLECENIE

Blady księżyc górował nad uśpionym centrum Chicago już od dobrych kilku godzin. Wkoło panowała tak przejmująca cisza, że nawet najcichsze kroki mogły wydawać się przerażające. A jednak coś zakłócało błogi spokój mieszkańców. Ludzki śmiech, unoszący się echem między wysokimi budynkami.
Opustoszałą ulicą Belmont, jedną z bardziej niebezpiecznych w mieście, szli młody mężczyzna i kobieta, zawzięcie ze sobą flirtując. Zaledwie kilka godzin wcześniej spotkali się w popularnym nocnym klubie, a teraz szli do jego mieszkania, aby spędzić razem upojną noc. Dla niektórych ludzi widok ten mógłby być niesmaczny, ale oni mieli to gdzieś. Kiedy już stanęli pod drzwiami jego domu, zaczęli się namiętnie całować. Mężczyzna, nie odrywając ust od kobiety, wyciągnął z kieszeni klucz, włożył go do zamka i otworzył drzwi budynku. Wchodząc na górę, nie przestawał obdarzać swojej towarzyszki pocałunkami. Miał wielką ochotę zedrzeć z niej ubrania i się z nią zabawić.
Weszli do jego mieszkania, śmiejąc się radośnie, i od razu udali się do sypialni. Namiętność między nimi rosła w zastraszającym tempie. Mężczyzna położył kobietę na swoim łóżku z baldachimem, nadal ją całując. Lecz ona nagle głośno parsknęła śmiechem i przewróciła go na plecy. Zdominowała go. Lubił takie kobiety. Znów go pocałowała, wodząc dłonią po jego umięśnionym torsie. Zatapiał się w marzeniach. Kobieta pochyliła się nad nim do kolejnego pocałunku. Jej krągłe piersi przylegały do niego. Rozkosz była coraz bliżej…
– Jefferson, pobudka! Rusz się, ty śmierdzący leniu, masz robotę do wykonania! Znów beztrosko sobie fantazjujesz w godzinach pracy?!
Kane Jefferson nienawidził, kiedy ktoś brutalnie go budził. Taki gwałtowny powrót do szarej rzeczywistości źle działał na jego koncentrację i kondycję. Ale cóż zrobić… Trzeba było się ogarnąć – w końcu jego szef już był wściekły, a to kończyło się zazwyczaj awanturami, potrąceniem pensji lub zwolnieniem z firmy. Kane z roztargnieniem zauważył, że zasnął przed ekranem swojego laptopa i że szef kontaktował się z nim właśnie tą drogą – na ekranie wyświetlił się na białym tle napis: Brylant. Był to bowiem pseudonim Cullena Vandenberga, właściciela firmy Black Diamond, dla której pracował Kane. Firma ta zajmowała się nielegalną produkcją biżuterii i handlem skradzionymi klejnotami. Kane był jednym z tak zwanych „dostawców” kamieni, czyli złodziejem. Praca w Black Diamond dawała mu wiele korzyści i satysfakcji.
Zastanawiał się, jakie nowe zlecenie przygotował dla niego Cullen. Czy będzie trudne? Niebezpieczne? Czy dostarczy mu dreszczyku emocji, który tak bardzo kochał w tej parszywej robocie?
Czym prędzej nacisnął enter, aby połączyć się z Brylantem i dowiedzieć szczegółów.
– Co to za akcja, szefie?
– Przyjedź do mojego biura. To nie jest rozmowa na skype. Mam przy sobie ważne dokumenty, które chcę ci pokazać. To pilne, Jefferson. Przyjedź do mnie natychmiast, albo…
– Ale…
– JEFFERSON, KMIECIU JEDEN! MASZ NATYCHMIAST ZJAWIĆ SIĘ W MOIM BIURZE, TY ZASRANY LENIU!
Trzask. Kane zamknął laptopa, gotowy do działania. Założył swój długi czarny płaszcz ze skóry i okulary przeciwsłoneczne, schował do wewnętrznej kieszeni swój najlepszy pistolet CAT-9 i zaczesał do tyłu swoje jedwabiste czarne włosy. Wziął leżące na stoliku kluczyki i zszedł do podziemnego garażu. Tam wsiadł do swojego srebrnego bmw nazca i z uśmiechem na ustach pogłaskał czule skórzaną kierownicę.
– Czeka nas kolejna przygoda, stary.
Przekręcił kluczyk w stacyjce, a silnik bmw zamruczał cicho niczym zadowolony kocur. Kane wyjechał na ulicę z piskiem opon i skierował się do wysokiego wieżowca firmy w centrum miasta. Po drodze myślał o swoim śnie. Czy to naprawdę miało miejsce? Nie pamiętał. Kane, ty stary durniu, skarcił sam siebie w myślach. Powinieneś przestać tyle pić. I znaleźć sobie kobietę na stałe. To pomyślawszy, poczuł bolesne ukłucie w sercu. Wypadałoby się już ustatkować. W końcu miał już trzydziestkę na karku i niebawem jego uroda mogła przeminąć jak zeszłoroczny śnieg. Niesamowicie umięśnione ciało, lśniące czarne włosy, duże zielone oczy, które skrywały wiele tajemnic, olśniewająco biały uśmiech, za którym tak szalały kobiety – to wszystko mogło niebawem zniknąć, ustąpić miejsca wczesnej siwiźnie, zmarszczkom i sflaczałej skórze, pozbawiając go atrakcyjności i seksapilu.
O tym pomyślę po pracy, zdecydował i docisnął pedał gazu.
Budynek firmy Black Diamond można było łatwo rozpoznać, gdyż zaraz za nim znajdowała się nielegalna pracownia artystyczna, w której złotnicy wyrabiali biżuterię. Kane znalazł wolne miejsce na parkingu i wysiadłszy z bmw, udał się do wieżowca. Już przy wejściu poczuł chłodny powiew świeżego powietrza; klimatyzacja pracowała na pełnych obrotach. Kane poszedł pewnym krokiem prosto do biura Vandenberga, które znajdowało się na końcu korytarza. Przy drzwiach stało biurko, przy którym siedziała ponętna sekretarka szefa. Trzeba przyznać, że Cullen ma niezły gust, jeśli chodzi o kobiety, pomyślał Kane, spoglądając na szczupłą blondynkę w niebieskim żakiecie. Kiedy podniosła na niego wzrok znad stosu papierów, uśmiechnął się do niej czarująco i bezceremonialnie wszedł do biura Brylanta.
– Zbliż się, Kane.
Cullen czekał już na niego, siedząc w swoim skórzanym fotelu za olbrzymim biurkiem i przeglądając jakieś dokumenty. Po całym pomieszczeniu kręcili się inni pracownicy. Kane posłusznie podszedł do biurka, a Brylant zerknął na niego i położył przed nim plik dokumentów, na którym widniał wytłuszczony napis: „Cullinan”.
– To twoje zadanie – oznajmił Vandenberg. - Cullinan to jeden z największych i najczystszych ze znanych historycznych diamentów. Został znaleziony w RPA 26 stycznia 1905 roku. Jego waga to 3106 karatów. W 1907 roku został podarowany królowi Edwardowi VII. Na jego polecenie amsterdamska firma braci Asscher dokonała podziału kamienia i jego oszlifowania. 10 lutego 1908 roku Joseph Asscher dokonał mistrzowskiego cięcia, dzięki któremu z bryły uzyskano dziewięć ogromnych i dziewięćdziesiąt sześć mniejszych kamieni. Dwa największe Edward VII kazał umieścić w skarbcu koronnym w Tower w Londynie. W 1937 roku wmontowano je w brytyjskie insygnia państwowe. Polecisz do Londynu i mi je przywieziesz. Pozostałe Cullinany też, ale nie wiem, gdzie one są. Tu masz zdjęcie wszystkich dziewięciu diamentów i brytyjskich insygniów.
Kane dokładnie przyjrzał się obu fotografiom. Na jednej z nich widniały wszystkie diamenty ułożone w gablocie, a na drugiej berło i korona brytyjskiej rodziny królewskiej. Insygnia te wydawały się być dużo cenniejsze. Korona ozdobiona przez pięć rubinów i spineli, jedenaście szmaragdów, siedemnaście szafirów, dwieście siedemdziesiąt trzy perły i dwa tysiące osiemset sześćdziesiąt osiem diamentów. Drugi co do wielkości Cullinan umieszczony był w obręczy po czołowej stronie. Ponadto po jego przeciwnej stronie umieszczono przepiękny Szafir Stuartów. Spinel rubinowy zwany Rubinem Czarnego Księcia widniał na diamentowym krzyżu maltańskim nad obręczą w czołowej części korony. A w tym krzyżu wieńczącym koronę został umieszczony Szafir Świętego Edwarda. Największy Cullinan zdobił królewskie berło.
W kącikach oczu Kane’a pojawiły się łzy; nigdy w życiu nie widział piękniejszej i bardziej kosztownej rzeczy.
– Wyruszam natychmiast.
Cullen pokiwał głową z uśmiechem i pstryknął palcami. Jeden z jego agentów położył na biurku dużą czarną walizkę i ją otworzył. Vandenberg zaczął w niej grzebać.
– Oczywiście, nie polecisz tam całkowicie bezbronny. Na tą misję dostaniesz mini słuchawkę z nadajnikiem, paralizator w sprayu, mikro bomby, ciekły azot, okulary na podczerwień z wykrywaczem ruchu, mini latarkę, spadochron i laserowy palnik. Polecisz firmowym samolotem.
Położył wszystkie gadżety na blacie, a Kane je zapakował do plecaka.
– Mam jeszcze swojego druha – poklepał się po prawym udzie.
Cullen skinął głową.
– Przywieź mi sławę i bogactwo, Jefferson.
Kane uśmiechnął się nonszalancko i wsadziwszy słuchawkę z nadajnikiem do ucha, udał się do hangaru. Tam wsiadł do wielkiego samolotu o nazwie SpeedJet i gdy maszyna ta wzbiła się w powietrze, wyciągnął z kieszeni płaszcza swój różaniec i zaczął modlić się do Boga o odpuszczenie grzechów. Jeśli Bóg go kocha, z pewnością nie potępi go za to, co niebawem zrobi, i wybaczy mu.


*2* PRZESZKODA

– Jesteśmy już blisko, Kane. Wyrzucimy cię na przedmieściach. Tam znajduje się twój tymczasowy dom. Do Tower najlepiej zakraść się nocą, bo w tym sezonie sporo ludzi tam jeździ – oznajmił jeden z pilotów.
Kane założył plecak z ekwipunkiem i podszedł do drzwi SppedJeta. Gdy je rozsunął, powietrze chłostało mu boleśnie twarz niczym bicz. Lecz mimo oporu udało mu się zgrabnie wyskoczyć. Spadając w dół, zatoczył ładne kółeczko, a dopiero potem pociągnął za linkę i otworzył spadochron. Po kilkunastu sekundach wylądował gładko na równo przystrzyżonym trawniku. Odpiął spadochron i obejrzał swój nowy dom. Był bardzo duży, zbudowany w wiktoriańskim stylu, ogrodzony solidnym murem. Obok posiadłości znajdował się sporej wielkości garaż, przed którym stał stalowoszary Aston Martin AMV10. Prawdziwe cudo. Równie piękny, co jego poczciwe bmw nazca. Kane czym prędzej wszedł do domu, ciekawy wystroju wnętrza. Otoczyło go ciepłe światło osadzonych w suficie halogenów. Ściany były wyłożone jasną boazerią imitującą drewno, a podłoga pokryta drewnianymi panelami. Jedna ze ścian zrobiona była ze szklanych płytek. Pod zasłoniętymi beżowymi kotarami oknami stał fotel i dwie brązowe kanapy. Obok mieściła się malutka kuchnia, a obok niej mini barek i telewizor plazmowy. Całość dekorowały abstrakcyjne obrazy, rośliny doniczkowe i stylowe lampy.
Brylant potrafił nieźle dać człowiekowi w kość, ale był naprawdę hojny i szczodry. I za to Kane tak go szanował.
Rzucił plecak gdzieś w kąt, podszedł do barku, od-nalazł butelkę Martini i pociągnął solidny łyk. Zaczynało się powoli ściemniać. Kane postanowił zabić czas i udać się do jakiegoś klubu w centrum Londynu. Wyszedł więc na podjazd i wsiadł do Astona Martina. Siedzenia wyda-wały się być stworzone tylko dla niego. Odpalił silnik i ruszył w stronę miasta. Czas się zabawić.

Violet Crow była zupełnie rozluźniona. Ta praca już dawno jej nie stresowała. Poza tym, nie robiła tego dla przyjemności, lecz dla jeszcze większego zysku. Nie lubiła obnażać się przed obcymi mężczyznami, ale kochała pławić się w luksusach i być podziwiana.
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Burza złocistych blond włosów otaczała jej szczupłą twarz w kształcie serca. Nieziemsko błękitne oczy były pomalowane na czarno, co dawało efekt powiększenia. Pełne i kształtne usta lśniły w blasku lamp od delikatnego różowego błyszczyka. Czerwony gorset wyszczuplał jej figurę i uwydatniał jędrne piersi. Na jej szyi połyskiwała diamentowa kolia.
Była gotowa do występu.

Kane rozsiadł się przy jednym ze stolików i zamó-wił Sex On The Beach, swój ulubiony drink. Gdy kelnerka mu go przyniosła, zaczął sączyć zawartość kieliszka, rozglądając się po klubie. Wszędzie było pełno neonowych świateł. Zjeżdżało się coraz więcej ludzi, zwłaszcza mężczyzn spod kategorii „och, jaki ja jestem super” i „aż się proszę o obicie mi mordy”. Ale Kane ich olewał, jak miał to w zwyczaju. Nie zamierzał tracić cennego czasu i psuć nerwów przez takich frajerów jak oni.
Nagle w całym klubie pociemniało. Jedynie scena była oświetlona obrzydliwie różowym światłem reflektorów. Z głośników dało się słyszeć „Tainted Love” w wy-konaniu Marilyna Mansona. Wszyscy siedzieli w osłupieniu, gdy na scenie pojawiła się młoda dziewczyna i zaczęła wić się rytmicznie na metalowej rurze. Kane upił łyk drinka i jeszcze wygodniej się rozsiadł. Przedstawienie właśnie się rozpoczęło.
Dziewczyna tańczyła uwodzicielsko przy rurze, co kilka sekund posyłając mu ukradkowe spojrzenia i uśmiech. Była prześliczna. Przypominała mu jego ulubioną aktorkę Tarę Reid w „Kruku 4”. Oglądanie jej kocich ruchów sprawiało mu nie lada przyjemność. Uśmiechnął się pod nosem i wzniósłszy niemy toast w jej stronę, opróżnił kieliszek do samego końca. Niektórzy mężczyźni zaczęli liczyć pieniądze, które na nią wydadzą. Gdy zjechała po rurze, wszyscy wiwatowali i rzucali pieniądze na scenę.
I wtedy zrobiła coś nieoczekiwanego – pozbierała banknoty i uciekła, nim piosenka dobiegła końca. Klienci zaczęli wściekle protestować. Kane czuł, że coś się święci. Szybko pobiegł na zaplecze. Dziewczyny ani śladu. Usłyszał dochodzący zza ściany ryk silnika, więc wyjrzał przez okno na tyły klubu. Dziewczyna, której szukał, odjeżdżała na połyskującym czarnym motorze, ubrana w czarny kostium, z torbą pełną forsy na siedzeniu.
Czyżby była złodziejką? Konkurencja? Nie, raczej przeszkoda. Musiał się dowiedzieć, kim ona jest, i zniszczyć ją. Jednak zdążyła mu uciec.
Spojrzał na zegarek. Druga w nocy. Czekało go zadanie. Lecz najpierw wróci do domu po ekwipunek i weźmie prysznic – na kradzież miał całą noc.
Po wejściu do domu od razu udał się do łazienki, ściągnął ubrania i wszedł do kabiny prysznicowej. Gorąca woda trochę go otrzeźwiła. Namydlił dokładnie całe swoje ciało, a spłukując pianę, myślał o tajemniczej piękności z klubu. Ogarnęło go dziwne uczucie. Jakieś wewnętrzne ciepło. Nie potrafił tego wyjaśnić, ale podczas jej występu zawiązała się między nimi pewna nić porozumienia. Dziewczyna patrzyła na niego tak, jakby nakłaniała go do jakiegoś czynu, próbowała mu coś przekazać. Myśląc o niej, o jej błękitnych oczach i delikatnych ustach, zaczął odczuwać lekkie podniecenie.
– Skup się, idioto! – skarcił sam siebie.
Ta dziewczyna zajmowała się jego profesją. A co, jeśli też będzie chciała ukraść insygnia z Tower? Nie, to raczej niemożliwe; była zwyczajną złodziejką, i to właśnie ją odróżniało od niego. A jeśli się mylił?
Musiał to sprawdzić, po prostu musiał ją poznać.
Zdecydował, że jutro znów uda się do tego samego klubu. A na razie musiał wykonać swoje zadanie. Nie mógł zawieść Brylanta i reszty.
Wyszedłszy więc spod prysznica, włożył czyste, wygodne ubrania, zabrał sprzęt i pojechał Astonem do Tower.
Dostanie się do środka zamku wcale nie było łatwe. Kane wiedział, że otaczające go mury miały grubość około czterech metrów. A nawet gdyby się tam dostał, trudno byłoby mu odnaleźć drogę do skarbca Jewel House, ponieważ wewnętrzne korytarze były bardzo zawiłe i rozgałęzione na wszystkie strony. Ale jak powiadają – kto nie ryzykuje, ten nie żyje.
Kane zaparkował pod wysokim drzewem, dzięki czemu jego samochód był ledwie widoczny. Zabrał cały swój ekwipunek i wyszedł z cienia. Stanąwszy pod murem, ocenił jego wysokość. Z przejściem przezeń akurat nie powinno być problemu. Wyciągnął z plecaka długą linę ze specjalnym hakiem i używając swojej zręczności i siły, przerzucił ją przez mur. Kiedy hak się zaczepił, Kane dla pewności pociągnął parę razy za linę, po czym zaczął się wspinać. Będąc już na górze, na chwilę przysiadł na murze, udając posąg. Jednak strażnicy pilnujący wejścia do Tower się nie poruszyli – czyżby spali? – więc zeskoczył na trawnik i ruszył zwinnie do wejścia. Mijając strażników stwierdził, że faktycznie usnęli. Świetną mają ochronę w tej Anglii, pomyślał z sarkazmem.
Wejście jednak było zamknięte na klucz, więc zdecydował się okrążyć Tower w poszukiwaniu innego wejścia. Nic. I jak tutaj wykonać powierzone zadanie?
Krążył i krążył, aż w końcu trafił na niewielki skwer. W czasach szkoły średniej Kane interesował się historią, a zwłaszcza średniowieczem. Dużo czytał na ten temat i wiedział, że na tym skwerze stracono żony Henryka VIII. Idąc tamtędy, niemal przeniósł się myślami do tamtych czasów.
A może by tak spróbować wejść od góry? Kane uśmiechnął się przebiegle i ponownie okrążywszy twierdzę, stanął tak, aby strażnicy go nie widzieli. Przykucnął i nacisnął małe czarne guziczki na podeszwach swoich butów. Buchnął z nich ogień i Kane zaczął się wznosić w powietrze; odrzutowe buty to jego własny, jak dotąd najlepszy wynalazek. W końcu skoro był złodziejem, to dlaczego nie miałby sobie ułatwić dostępu do swoich celów?
Kiedy już wylądował na dachu Tower, wyciągnął z plecaka laserowy palnik. Włączywszy go, zaczął wypalać na powierzchni dachu coś na kształt wielkiego koła. Nieźle się spocił przy tej robocie, ale dla bogactwa i sławy gotów był na wszystko. Kiedy wypalił już sporej wielkości koło, schował palnik i ostrożnie wyciągnął kawałek dachu. Wnętrze wypełnione było po brzegi kosztownościami – bez wątpienia był to skarbiec Jewel House. Dumny z siebie Kane wyciągnął linę i przyczepiwszy hak do dachu, przymocował ją do swojego paska i zaczął powoli opuszczać się w dół.
Zatrzymał się kilka metrów nad gablotą, w której wyeksponowano koronę i berło, i założył okulary na podczerwień z wykrywaczem ruchu. Teraz widział wszystkie zabezpieczenia i pułapki. I postać, która zwinnie je omijała, robiąc gwiazdy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sanai dnia Sob 15:40, 18 Lip 2009, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Agatelle
Stalówka


Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:37, 16 Lip 2009    Temat postu:

Po pierwsze (i najistotniejsze): brak oznaczenia.
Tekst zapowiada się obiecująco, choć na razie dużo nie mogę powiedzieć. Pomysł z największym kamieniem jest dobry i mam nadzieję, że dobrze go wyprowadzisz. Co do poprawności, nie jestem raczej ekspertką. Jedynie rzuciło mi się w oczy powtórzenie:
"Spinel rubinowy zwany Rubinem Czarnego Księcia widniał na diamentowym krzyżu maltańskim nad obręczą w czołowej części korony. A w diamentowym krzyżu maltańskim (...)".


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Agatelle dnia Nie 12:14, 19 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin