Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Cedalia & Laj-Laj


 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Klub Pojedynków im. smoka Temeraire
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 16:42, 09 Lip 2011    Temat postu: Cedalia & Laj-Laj

Pojedynkują się: Cedalia & Laj-Laj
Fandom: Mitologia nordycka
Gatunek: dowolnie byle na poważnie
Temat: Kraina lodu
Tytuł: dowolny
Warunki: ma się pojawić duch, Freya, tulipany, trucizna.
Długość: dowolna.
Opiekun: Malaria
Termin: 8 lipca


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 16:44, 09 Lip 2011    Temat postu:

Tekst A

Powrót Tove

Biały, gęsty śnieg padał już ponad trzy miesiące. W dzień zakrywał słońce, a noce czynił tak czarnymi, że wydawały się zatapiać w nicości. Odyn, najpotężniejszy ze wszystkich Asów z niepokojem obserwował to zjawisko. Siedział na swym koniu Sleipnirze, od którego czarniejsza zdawała się tylko ta śnieżna noc, a w prawej dłoni trzymał swoją włócznię. Zamknął oczy i nasłuchiwał. Napięte mięśnie boga mądrości rozluźniły się nieco, gdy usłyszał znajomy dźwięk. Na ramieniu usiadł mu kruk Hugin, przynosząc wieści z pozostałych światów.
Włócznia Odyna upadła głucho w śnieg.
- A więc zaczyna się – szepnął. – Ragnarök.


***

Inge Tobiasen patrzyła beznamiętnie na wymalowanego na ścianie motyla. Był naprawdę duży. Na pewno więcej niż metr na metr. Niebieski, żółty, czerwony, zielony… Banalny. Dziecięcy. Po raz kolejny tchnął ją nagły żal. Nie mogła uwierzyć, że tu jest. Chociaż spędzała tu prawie dwanaście godzin dziennie od ponad tygodnia.
Ile to już dni? Dziewięć? Dziesięć? – zastanawiała się. - Chyba dziesięć.
Odkąd tu była, zdawało jej się, że czas płynie zdecydowanie zbyt szybko. Zaklinała wskazówki zegara, by się zatrzymały.
Nie.
Chciała żeby się cofnęły.
Jej mała, jedenastoletnia Tove…
Inge z całych sił zacisnęła oczy i przeklinała to miejsce. To bezsensownie kolorowe, beznadziejnie plastikowe, bezzasadnie ociekające nowością i ci przemili nieznajomi ludzie, którzy wręcz spływali bezinteresowną troską. Drażniło ją to. Takie miejsca jak hospicjum dla dzieci nie powinny istnieć. Dzieci nie powinny umierać. Wszystko było nie tak.
Hospicjum w duńskim Kongens Lyngby było bardzo nowoczesną i profesjonalną placówką. Spełniało wszystkie standardy i z zewnątrz bardziej przypominało przedszkole albo niedawno wybudowaną podstawówkę niż „umieralnię dla dzieci”, jak to nazywała Inge. Mineło już tyle czasu, a nie umiała zaakceptować faktu, że jej jedyna córka leży tutaj i umiera na białaczkę. Co jakiś czas łudziła się, że to przejdzie, liczyła na cud, ale ta nazwa – hospicjum – mówiła sama za siebie.
- Tove, słyszysz mnie? – pytała ją wielokrotnie – bądź silna! Wszystko będzie dobrze. Wyzdrowiejesz i wrócimy do domu. Wszystko będzie jak dawniej.
Zawsze wtedy ściskała ją mocno za rękę i walczyła ze łzami, które zbierały jej się w kącikach oczu, gotowymi w każdej chwili do opuszczenia powiek i utworzenia bruzd na znękanych policzkach. Ale sama nie wierzyła w to, co mówiła. Z hospicjum się nie wraca do domu. Wiedziała to, ale mimo to odpychała od siebie te myśli. Do pewnego momentu.
- Kwestia maksymalnie dwóch dni – powiedział lekarz, starając się przekazać tą wiadomość w możliwie delikatny sposób.
Inge milczała bardzo długo. Patrzyła na swoją bladą córkę z podkrążonymi oczami w błękitnej chustce na głowie. Spała niczego nieświadoma, umierając z każdą sekundą. W tle lekarz, na oko niewiele ponad czterdzieści lat, z nieco kanciastą twarzą, mówił coś o wyłączających się organach, ewentualnej terapii uśmierzającej ból… Inge nie zwracała na to uwagi.
- Czy mogę dla niej coś zrobić? – spytała nagle, stajając się do lekarza twarzą w twarz. Na plakietce miał napisane „dr n med. Peter Lursvig”.
- Cóż… - zawahał się, najwyraźniej zaskoczony tym pytaniem – niewiele już pani może zrobić. Myślę, że zwykła obecność… wie pani, może pani jej pomóc jakoś przejść na drugą stronę. – Uśmiechnął się blado. Był wyraźnie zakłopotany. Pracował w hospicjum zaledwie od pięciu miesięcy i nie przywykł jeszcze do przekazywania tej najgorszej informacji.
- Dziękuję, doktorze – powiedziała Inge, załamując głos na ostatniej sylabie. Peter Lursvig skinął głową i położył dłoń na jej ramieniu.
- Musi pani być bardzo silna – dodał jeszcze i wyszedł pospiesznym krokiem, zostawiając Inge w kolorowym pokoju. To miał być ostatni widok, jaki zobaczy jej córka. Ta myśl wywołała u niej nieprzyjemny dreszcz.
Tove drgnęła na łóżku i powoli otworzyła oczy.
- Mama? – wychrypiała. Inge energicznie skinęła głową. Obiema rękami pochwyciła prawą dłoń Tove. Wprost pożerała swoje dziecko wzrokiem.
- Tak skarbie, jestem przy tobie – zadeklarowała z pełnym przekonaniem. Czoło Tove wygładziło się i na jej twarzy zagościł względny spokój.
„Pomóc przejść na drugą stronę...”, Inge przypomniała sobie słowa lekarza i kąciki ust lekko jej zadrżały. „Ale jak?!? Łatwo powiedzieć”, naburmuszyła się. Zupełnie nie wiedziała, co to może znaczyć. Miała dopiero trzydzieści cztery lata i nie doświadczyła śmierci tak bliskiej jej osoby.
Machinalnie obejrzała się na stojącą przy łóżku jej córki szafkę nocną. Spomiędzy kilku pluszaków, wody w butelce i dwóch jabłek, wystawała lekko już pożółkła książka, którą Inge wertowała długimi godzinami. Wtedy, gdy Tove spała. „Legendy i mity skandynawskie”. Dostała ją jakieś dziesięć lat temu od swoich rodziców na urodziny.
Natchnienie przyszło niespodziewanie szybko.
- Opowiedzieć ci coś? – spytała Inge.
- Tak – szepnęła Tove słabym głosem. Gdyby nie intensywnie niebieskie oczy, można by powiedzieć, że wygląda jak wyblaknięty plakat na niezmienionej od lat witrynie sklepowej.
Inge jeszcze kilkanaście sekund milczała, zbierając myśli, aż w końcu zaczęła:
- Biały, gęsty śnieg padał już ponad trzy miesiące…

***

W krainie wiecznie skutej lodem, Helheimie – podziemnym królestwie umarłych, Hel w swoim pałacu oglądała swoją rozkładającą się twarz w lustrze. Na ciało pięknej kobiety, przez które miejscami prześwitywał szkielet. Wiele osób nie mogło znieść tego widoku.
- Ragnarök – szepnęła – zmierzch bogów…
Po chwili parsknęła śmiechem.
Wiedziała co będzie dalej. Wojna bogów. Wojna Asów z Wanami, którą (jak głosi przepowiednia) wygrają Wanowie. A duchy zmarłych, którym przewodzi Hel, wyruszą do walki przeciw bogom.
Za oknem jej pałacu przesuwały się smętnie cienie umarłych. Pustka. Pustka spowita lodem. Najbardziej przygnębiający ze wszystkich światów. Trafiali tu ci, którzy nie polegli w walce. Hel usłyszała rozdzierający ryk przerywający ciszę, a po chwili drzwi jej pałacu otworzyły się z hukiem. Stała w nich Freja na rydwanie powożonym przez dwa lwy.
- Frejo, czyżbyś już zmarła? – zakpiła Hel – co cię sprowadza w moje lodowate progi?
- Zbliża się Ragnarök – stwierdziła Freja. Hel spojrzała na nią zazdrośnie. Jej rywalka była powszechnie uważana za najpiękniejszą istotę wszystkich światów. Niejednokrotnie docierały do niej historie o kolejnych bogach, których uwiodła swym urokiem.
- Owszem – potwierdziła sucho Hel. Nie miała ochotę na wymianę uprzejmości. Czekała na podanie powodu, dla którego znalazła się tu Freja. Nie była tu nigdy wcześniej. Bowiem ci, którzy odwiedzali to miejsce, zostawali tu na zawsze.
- Jeszcze za wcześnie – zaczęła Freja zdecydowanym głosem – trzeba powstrzymać zmierzch bogów, a ja wiem, że jesteś w stanie to uczynić.
Hel zaśmiała się po raz drugi.
- Dlaczego niby miałabym to zrobić? Nadszedł czas i tyle. Nie widzę powodu, żeby to odkładać. – Złościło ją zachowanie Freji. Złościła ją sama jej obecność, zakłócanie spokoju i wygórowane żądania.
- Prawie wszyscy zginą.
- Tak głosi przepowiednia.
- Nie możemy do tego dopuścić! – sprzeciwiła się Freja.
- My? – Hel gwałtownie wyprostowała się i podeszła do swojego gościa. – Nie ma żadnego „my”. I nigdy nie będzie. A teraz precz z mojego królestwa! – krzyknęła Hel. Zmierzch bogów nie był bowiem niczym, co by ją przerażało. Czekała na ten moment.
- Zawrzyjmy układ… - Freja złagodziła ton, a Hel z umiarkowanym zainteresowaniem przyjrzała się swojej rywalce. Stała dumna, wyprostowana w szacie z sokolich piór, ze złotym naszyjnikiem i tą swoją nieziemską, zachwycającą urodą. Długie blond włosy sięgające niemal do pasa i wspaniała figura.
- Nie powstrzymam końca świata, Frejo – oznajmiła chłodno Hel.
Obie zamilkły na kilkadziesiąt sekund. Dało się słyszeć jedynie szum wody w studni Hwergelmir.
- Mój brat zginie – powiedziała w końcu Freja.
- Znasz przepowiednię – mruknęła z podziwem Hel – ale i tak nie mogę ci pomóc.
Odwróciła się od Freji i podeszła do okna. Widok jaki się za nim rozpościerał stanowił tylko tło dla jej rozważań. Tak naprawdę patrzyła, ale nie widziała. Wszystkie jej zmysły były skupione na intruzce, która chciała zaburzyć jej spokój. Nienawidziła jej z całych sił i pragnęła, żeby Freja się rozpłynęła w powietrzu. Ale z drugiej strony zazdrościła jej popularności. Zazdrościła jej piękna. Zazdrościła jej chwały. A zazdrość potrafi popchnąć do strasznych rzeczy…
Zamknęła oczy.
- Istnieje jedna możliwość… - zaczęła niechętnie. Freja podeszła bliżej. Hel już chciała ją poprosić o złoty naszyjnik, ale powstrzymała się. Momentalnie przyszedł jej do głowy lepszy plan. Powstrzymała tryumfalny uśmiech, ale uważny obserwator spostrzegłby niepokojący grymas w kącikach jej ust. Podeszła do stołu, który był zawsze zastawiony i sięgnęła po dwa kielichy z winem i jeden podała Freji. - Chyba możemy dojść do porozumienia, ale to będzie wymagało wysiłku z twojej strony – powiedziała. – Wypijmy za twój sukces.
Freja z niecierpliwością napiła się wina. Było cierpkie w smaku. Zresztą spodziewała się tego. Hel nie sprawiała wrażenia istoty kipiącej słodyczą.
- Co zatem mam zrobić? – zapytała wyzywającym głosem. Nie bała się niczego. Była przepełniona energią. Czuła, że jest na siłach walczyć na śmierć i życie z każdym, żeby uratować swojego ukochanego Freja. Naprawdę z k a ż d y m.
- Przyniesiesz mi… - tu Hel zawiesiła tajemniczo głos - …tulipan. – Dodała niespodziewanie Hel – Zdobądź dla mnie tulipana – zakończyła i spojrzała z zaciekawieniem na reakcję Freji.
- Tulipana? Ale od trzech miesięcy pada śnieg – zaprotestowała Freja. – Jak mam to zrobić? – Zanim Hel odpowiedziała, Freja zdała sobie sprawę, że są inne światy, które może odwiedzić w jego poszukiwaniu. Ponadto była też mistrzem runicznej magii seidr.
- Żadnej magii. Wiesz, że się poznam – zaznaczyła twardo Hel, jakby czytając w jej myślach. – Poza tym będziesz miała jedno… a właściwie dwa utrudnienia – tym razem uśmiech bogini zaświatów nabrał cech szyderstwa. Nie potrzebowała tulipana. Potrzebowała zadania nie do rozwiązania. Zrozumiała, że żądanie naszyjnika, czy też urody to za mało. Zrozumiała, że mogła mieć Freję dla siebie, władać nią.
- O co chodzi? – spytała poirytowana Freja.
- Masz czas do zmroku. – odparła Hel. – Wtedy to bowiem trucizna dopełni swego dzieła.
Freja szeroko otworzyła oczy. Chciała spytać o jaką truciznę chodzi, ale dosłownie po dwóch sekundach zrozumiała. Spojrzała ze strachem na pusty kielich wina, który trzymała w ręku, po czym z krzykiem rzuciła go o posadzkę. Metaliczny dźwięk zwielokrotniło echo.
- Ty…
- Wiesz, panuje tu jeszcze taka jedna zasada… - Hel przerwała jej i uśmiechnęła się ledwie zauważalnie – do krainy umarłych można tylko wejść. Nikt stąd nie powrócił.
Chwilę potem rozległ się donośny huk.
Brama zaświatów została zamknięta.

***

Inge spojrzała z lekkim uśmiechem na rosnące tuż za oknem tulipany. Zawsze lubiła improwizować, ale potrzebowała małych wskazówek, które miały jej pomagać w naprowadzeniu na odpowiednie tory. Wzięła głęboki oddech, żeby kontynuować, gdy nagle coś odwróciło jej uwagę.
Stała się dziwna rzecz. Monotonny dźwięk, do którego przywykła, zmienił się. Zielona linia, tworząca górki i dołki na monitorze podłączonym do Tove przestała podskakiwać, a pipczący odgłos zamienił się w jednostajny pisk.
- Pomocy! – Inge spanikowała. Krzyczała to słowo, wybiegając na korytarz i rozglądając się nerwowo dookoła. Już po kilkudziesięciu sekundach przy łóżku Tove znalazło się dwóch lekarzy, którzy starali się przywrócić akcję serca przy pomocy prądu.
Inge została na korytarzu i jej histeria zamieniła się w głęboki szloch. Powoli osunęła się na podłogę i głośno łkała.
- To nie tak miało być! – zawodziła do pustego korytarza – ona jeszcze nie jest gotowa… Oddajcie mi córeczkę! – Było to co prawda żądanie, ale nie było szansy, żeby ktokolwiek to usłyszał. Zdawała sobie z tego sprawę. Potrzebowała tego krzyku, żeby się uspokoić. Miała w głowie prawdziwy mętlik. Przesuwały się przed jej oczami obrazy. Dziesiątki, setki… Mała Tove przychodząca na świat, taka niewinna, pomarszczona z rozdzierającym płaczem; pierwsze słowo, pierwszy uśmiech, pierwsze kroki, pierwszy dzień w przedszkolu, pierwszy dzień w szkole… Cudowny piknik za miastem sprzed dwóch lat, gdzie byczyły się w parku przez cały dzień, zaśmiewając się do łez. Zabawa w chowanego, podczas której mała Tove spadła z drabiny i złamała rękę. Jakże Inge była z niej dumna, gdy później jej córka grała wiodącą rolę w szkolnym przedstawieniu.
Kolejne wspomnienia nachodziły ją jedno po drugim w ekspresowym tempie. Aż do tego, kiedy badania wykazały ostrą białaczkę. Pamiętała doskonale ten dzień i pamiętała też łzy Tove, kiedy po kolejnej chemioterapii straciła swoje piękne, gęste blond włosy, które miała upięte w imponujący warkocz.
To nie tak miało być. To wszystko działo się tak szybko.
Za szybko.

***

Dla Tove wszystko było inne. Pamiętała jak ogarnęła ją senność. Ostatnie słowa opowiadania mamy dochodziły do niej jakby z wnętrza studni. Potem coś się stało. Zobaczyła tunel, na końcu którego widziała mocne światło. Uśmiechnęła się, bo nie czuła już bólu. Widziała wszystko jakby wyraźniej i lepiej. Ogarnęła ją euforia. Zaczęła iść w kierunku światła, aż ogarnęła ją niewyobrażalna jasność. Tak mocna, że aż zamknęła oczy. Kiedy je otworzyła, znalazła się tutaj.
Od razu wiedziała co to za miejsce. Jakże by mogło być inaczej. W końcu sama chciała tu trafić.
Spojrzała na swoją dłoń. Była duchem, a właściwie cieniem. Nie przestraszyła się, bo lekkość i bezosobowość, którą czuła, była dla niej fizyczną ulgą. Dookoła niej panował chłód. Znalazła się w Helheimie, krainie wiecznie skutej lodem. Duchy zmarłych przelatywały dookoła niej z zaciekawieniem przyglądając się nowej osobie. Czuła się trochę nieswojo.
Ogromna przestrzeń była nie do ogarnięcia wzrokiem. Wydawała się bezgraniczna. Jedynie od góry ograniczało ją sklepienie przypominające takie, jakie widziała kiedyś w jaskini. Tylko, że odległość od podłoża była tu nieporównywalnie większa.
Kiedy już zapoznała się z tym terenem na tyle dobrze, by się móc poruszać, przypomniała sobie co musi zrobić. W oddali zauważyła monumentalną budowlę, która musiała być pałacem bogini Hel. Zbliżyła się tam i po kilku minutach wiedziała już, że się nie myliła. Na schodach wiodących do pałacu siedziała…
- Freja! – krzyknęła uradowana Tove.
Bogini drgnęła, podnosząc powoli głowę, która była ukryta w jej ramionach. Tove zachwyciła się jej pięknem i wrażenie zrobił nawet szelest sokolich piór, z których była zrobiona jej szata. Freja miała smutną twarz, a po policzkach ściekały jej łzy.
- Kim jesteś? – spytała, ocierając niezgrabnie twarz wierzchem dłoni. Miała słabość do ludzi, ale chyba tak naprawdę nie interesowało ją, kim jest ta dziewczynka. A raczej kim była. Freja czuła się zdruzgotana tym, co ją spotkało. Przebiegły i okrutny plan Hel był nie do zniszczenia. Freja miała już na zawsze zostać w Helheimie. Nie umrze w trakcie walki. Koniec świata nadejdzie, a ona będzie jedynie cieniem w tych lodowych zaświatach, we władaniu jej bogini.
- Jestem Tove – powiedziała dziewczynka – i chciałabym ci pomóc.
Freja westchnęła głośno w powątpiewający sposób, ale wstrzymała oddech, gdy zobaczyła, co Tove trzyma w dłoni.
- To… tulipan! – wykrzyknęła zdumiona Freja. Otworzyła szerzej oczy, myśląc, że może trucizna zaczęła wkradać się do jej mózgu i miesza jej w głowie. Natychmiast zerwała się na nogi. – Co chcesz w zamian?
- Ale ja…
- Tove, zrobię dla ciebie wszystko, cokolwiek zechcesz – zadeklarowała Freja, patrząc żarliwie w oczy małej dziewczynki.
Tove wręczyła tulipan Freji i zastanowiła się przez chwilę. Po chwili jej twarz rozświetlił delikatny uśmiech. Już wiedziała czego chce.

***

- Mamy ją! – krzyknął lekarz, a jego słowa potwierdzał znajomy, rytmiczny dźwięk odzwierciedlający akcję serca. Inge natychmiast wstała i pobiegła do łóżka swojej córki, która po dwóch czy trzech minutach reanimacji odzyskała życie. Klęknęła przy jej łóżku i z oczu pociekły je kolejne łzy, tym razem wzruszenia. Czuła ogromną wdzięczność. Chwyciła lekarza stojącego obok niej za rękę i mocno ścisnęła.
- Dziękuję – zdołała wykrztusić przez łzy, a on uśmiechnął się z ulgą i zrozumieniem. Niedługo później wyprowadził zestaw do reanimacji z sali, zostawiając Inge i Tove same. Na zmianę podnosząca się i opadająca klatka piersiowa małej Tove była hipnotyzującym widokiem. Coś tak naturalnego Inge postrzegała jako największe błogosławieństwo jakie ją w życiu spotkało.
- Wróciłam z Helheim, mamo – powiedziała ledwie słyszalnym szeptem Tove i uśmiechnęła się na tyle delikatnie, na ile pozwalały jej siły. – Dałam Freji tulipana i…
- Nic już nie mów, kochanie… Oszczędzaj siły – Inge głaskała swoją córkę po głowie, a właściwie po chuście.
- Śnieg przestał padać – szepnęła Tove i przymknęła oczy. Słabła z każdym słowem i Inge już wiedziała. Wiedziała, że niedługo jej córeczka zgaśnie jak słaby płomyk świecy przy najmniejszym podmuchu wiatru. I wtedy nie pomoże już żaden lekarz, żaden zestaw do reanimacji.
- Wróciłam… - zaczęła jeszcze raz Tove z wysiłkiem unosząc powieki na ledwie dostrzegalną wysokość – …żeby się pożegnać, mamo.
Inge zacisnęła wargi jak najmocniej umiała. Rozpacz, ulga, krzyk, złość, wzruszenia, rozgorycznie… Targały ją dziesiątki sprzecznych emocji. Zrozumiała, że Tove czuje, że to już koniec. Widocznie takie rzeczy się wie.
- Kocham cię – powiedziała łamiącym głosem Inge i przytuliła Tove.
- Kocham cię – szepnęła Tove, odwzajemniając delikatnie uścisk. – Do zobaczenia… Do zobaczenia w Helheim…
Inge nie potrafiła już dłużej powstrzymywać łez. Zamknęła oczy, ale pozwoliła gorzkim kroplom spływać po jej policzkach. Trwały tak w tej pozycji jeszcze przez kilkadziesiąt sekund, aż Tove nagle otworzyła oczy i spojrzała przez okno.
Ujrzała coś, na co czekała. Mały punkt, który dostrzegła na niebie za oknem stopniowo się powiększał i zbliżał. Freja. Freja na rydwanie zaprzężonym w dwa lwy. Freja przyszła po nią. Tak jak obiecała.
- Okno… Otwórz okno – poprosiła mamę, która pośpiesznie spełniła prośbę córki. – To Freja… Jestem… gotowa…
Inge bez większych złudzeń popatrzyła w kierunku wskazywanym przez rękę Tove, ale nic nie ujrzała. Spojrzała na córkę ze zrozumieniem. Chwyciła dłoń swojej córki i pocałowała ją w blade jak kartka papieru czoło.
- Do zobaczenia – szepnęła i w tym samym momencie gwałtowny podmuch wiatru wydął firanki do środka pomieszczenia. Tove ostatnim gigantycznym wysiłkiem lekko podniosła się i wyciągnęła ręce przed siebie, patrząc tęsknym wzrokiem w okno. Zaraz potem TOve osunęła się z powrotem na łóżko. Błyszczące i szeroko otwarte oczy dziewczynki zamknęły się powoli, a Inge zrozumiała, że już nie zobaczy więcej ich pięknego, żywego błękitu.
Klatka piersiowa Tove opadła po raz ostatni.
Na monitorze zielona linia już nie podskakiwała. Trzymała poziom. Inge odwróciła się i zaczęła iść w kierunku wyjścia. Wydawało jej się, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Lekarze i sanitariusz wbiegający z wózkiem reanimacyjnym, głuche telepnięcia bezwładnym ciałkiem Tove, po kolejnych nieudanych próbach przywrócenia jej do życia…
Inge wiedziała, że już na to za późno. Pożegnała się z Tove. Pożegnała ją z zastygłym na twarzy delikatnym uśmiechem. Tak piękna, jak tylko mogła być w tym stanie.
Inge wyszła przed hospicjum i powolnym spacerem udała się na jego tyły. Pod okno Tove. Spojrzała na rosnące tu tulipany i zerwała jednego, zanurzając w nim głęboko nos. Zdawało jej się, że słyszała ryczenie lwa.
Ale może to tylko zbliżała się burza?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 16:46, 09 Lip 2011    Temat postu:

Tekst B

Bursztynowa góra

Cała sala należała do nich, byli tacy nieprzewidywalni. Suneli po grafitowej posadzce, a jakaś niewidzialna nić towarzyszyła im na każdym kroku.
Patrzyłam wtedy na nich ze szczeliny w suficie kryształowego złudzenia.
Brakowało mi tylko niewidzialnej lornteki, która wciągnęłaby tę tajemniczą nic.
Za nimi był taki piękny ogórd, owinięty pomarańczowym puchem, który strzepywał wiatr. Pragnący odsłonić żółte tulipany.
Wtedy już wiedziałam, że to ty Freyo

Przybywali w brudnych szatach tacy zimni i przerażeni. Żałowałam, że nie umiem już wyczuć tego chłodu.
Nie mogli się unosić nad ziemią, choć byli już duchami. Przywiązani ciężkim sznurem do podłoża, wypełnionego ich własnymi kościami.
Tylko oni mi pozostawali - ci mieli takie spokojnie zamrożony sen na powiekach. Za każdym razem gdy spoglądali na moją twarz płakali. Nigdy nie chciałam jej zakrywać.
Kiedy oni schodzili do mego królestwa by płakać, ty ucztowałaś tam gdzieś wyżej. Wśród swych tulipanów.

Piłaś kiedyś truciznę? Wiem, że nie i sama nie wiem dlaczego cię o to pytam.
Może dlatego, że ja uwielbiam trucizny? Najlepiej pamiętam te w bursztynowym odcieniu. Pierwszy raz podarował mi ją Loki. Byłam wtedy taka mała. Opowiadał mi o złotej górze i tym, że to właśnie tam będę mieszkać, gdy wypiję tę substancję. Miała palić moje porcelanowe gradło, wyhaftowane w kryształkach lodu. Dlaczego i wtedy kłamałeś? Byłeś przekonywujący jak nigdy tatusiu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Pierre de Ronsard
Moderator z ludzką twarzą


Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 752
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skarbonka
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:12, 09 Lip 2011    Temat postu:

Pomysł i oryginalność:
Tekst A: 2
Tekst B: 1

Styl:
Tekst A: 1,5
Tekst B: 1,5

Realizacja tematu:
Tekst A: 0,5
Tekst B: 0,5

Ogólne wrażenie
Tekst A: 3
Tekst B: 0

Razem:
Tekst A: 7
Tekst B: 3

Pierwszy wzrusza, drugi jest o niczym. Pierwszy daje jakiekolwiek pojęcie o mitologii nordyckiej, drugi jest wyrwanym z kontekstu przemyśleniem. W pierwszym jest kilka błędów, stąd po równo za styl. Co nie zmienia faktu, że ciężko się czyta typowe młodzieżowe opowiadanie, do tego nieformatowane na forum. Jednym słowem, opowiastka A:
Cytat:
Trzymała poziom

zaś do autora opowieści B nie mogę rzec:
Cytat:
Byłeś przekonywujący jak nigdy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pierre de Ronsard dnia Sob 20:13, 09 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

roślinawędrowna
Wieczne Pióro


Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:06, 10 Lip 2011    Temat postu:

Pomysł i oryginalność:
Tekst A: 2,8
Tekst B: 0,2
W drugim tekście niby coś się dzieje, ale co nie mam pojęcia, trudno ze zrozumieniem przebrnąć przez ten fatalny zapis. Natomiast więcej mogę powiedzieć o pierwszym pomyśle. Jak w świadomości obu bohaterek przetrwały dawne wierzenia, być może okazały się one zgodne z prawdą, lub zaszła projekcja umysłowa. Wszystko w sumie ułożyło się w nowoczesną kontynuację dawnej tradycji, a baśń jest zmieszana z realiami.

Styl:
Tekst A: 2
Tekst B: 1
W A znalazły się błędy gramatyczne, także nie pojawiły się niekiedy przecinki, a zaimka "jej" było całe zatrzęsienie, a zupełnie niepotrzebnie. Styl wydał mi się chropawy, brak wprawy w układaniu zdań niekiedy, ale na szczęście zrozumiale. Styl B porażał i nie mówię tylko o literówkach, odmiany wyrazów nawet szokowały, na łapu capu, po pijaku, czy w jakiś wyjątkowym rozgardiaszu pisane, tego nie wiem.

Realizacja tematu:
A: 0,5
B: 0,5
Na czuja wstawiam, choć raz w pojedynku sprawdziłam i kilka osób się myliło, ale niech będzie, że wierzę Pierre i godzę się na swoje lenistwo, no nie ma znaczenia pier... (gadam) głupoty.

Ogólne wrażenie
Tekst A: 3
Tekst B: 0
Jakoś w B nie znalazłam zalet, jeszcze ta końcówka, która pada w tylu opowiadaniach w internecie, gdzie zawsze się okazuje, że chodziło o rodzinę. Tekst A natomiast był nawet dobry, temat trudny, znalezienie sposobu na zaakceptowanie losu, dzięki podaniom ludowym, zawsze tak pomocnym, gdy nie wie się, na czym polega dane zjawisko. A śmierć zawsze wydaje się niezwykła, choć może faktycznie oznacza tylko koniec, ale zwykle nie jest się pewnym, czy to fakt, czy cynizm, więc lepiej uwierzyć w inne prawdopodobne rozwiązania problemu. Tu wszystko to przedastawione, gdyby doszlifować, zbetować, to by i opinia wszystkich byłaby lepsza niż teraz można się spodziewać.

Edit: Suma:
A: 8,3
B: 1,7


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez roślinawędrowna dnia Pon 8:08, 11 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

An-Nah
Czarodziejskie Pióro


Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 431
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: własna Dziedzina Paradoksu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:57, 11 Lip 2011    Temat postu:

Pomysł i oryginalność:

A - 2,5
B - 0,5

Tekst A ma fabułę, prościutką, naiwną i niezachwycającą, ale ma. Tekst B nadrabia oryginalnością, ale zamiast fabuły ma coś na kształt ogryzka. Tekst A mile mnie dodatkowo zaskoczył śmiercią dziewczynki.

Styl:

A - 2
B - 1

A poprawny, bez fajerwerków, ale dobrze napisany. W B coś zgrzyta, tekst nie płynie, no i nie znoszę nagminnego odmieniania słowa "taki" przez przypadki i dodawania go do każdego przymiotnika. Z drugiej strony tekst B jest obiecująco oniryczny, i to chyba najlepsze, co mogę o nim powiedzieć.


Realizacja tematu:

A - 0
B - 1

Przykro mi, ale nie mogę dać tekstowi A ani kawałka punktu. Nie wiem, skąd jego autor wytrzasnął rewelację, że Ragnarok będzie wojną między Asami i Wanami, ale aż mnie zabolało, kiedy to czytałam. Jeśli to była świadoma inwencja twórcza autora, mógł autor napisać coś w rodzaju "Wbrew powszechnej opinii Ragnarok będzie wojną Asów nie z olbrzymami, a z Wanami." a nie stawiać mnie w obliczu WTFa.


Ogólne wrażenie:

A - 2
B - 1

Po raz pierwszy czytając teksty pojedynkowe nie mam zielonego pojęcia, który jest czyj. Oba są nielajowe w wybitnym stopniu. Oba są raczej przeciętne. Tekst A jest o tyle lepszy, że ma fabułę. Tekst B jest niewnoszącym nic obrazkiem, w którym nawet i mitologia nordycka jest... nawet nie wiem czym. Ogólnie oba teksty nie zachwyciły. Gdyby fabułę tekstu A zaopatrzyć w oniryczny klimat tekstu B i poprawić nieszczęsną wojnę Asów z Wanami (Thorze, ty widzisz, a nie grzmisz?!?), byłoby coś fajnego. Oj, spodziewałam się i po Laju, i po Cedalii czegoś więcej...

W sumie:
A - 6,5
B - 3,5


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:51, 07 Sie 2011    Temat postu:

Tekst A "Powrót Tove" - 21,8
Tekst B "Bursztynowa góra" - 8,2

Pojedynek wygrał z miażdżącą przewagą Laj-Laj.
Gratulujem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Klub Pojedynków im. smoka Temeraire Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin