Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
J. [M]

Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Laj-Laj
Wieczne Pióro


Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 14:27, 21 Gru 2009    Temat postu: J. [M]

- Wstawaj! - ktoś mnie obudził teatralnym szeptem.
- Mmmm... - wymruczałem coś bliżej nieokreślonego pod nosem.
- Co tam mruczysz?
- Wrrrrrrrr!!! - dookreśliłem, przewracając się jednocześnie na drugi bok. Miałem ciężki dzień, ciężką noc i tylko tego mi trzeba było. Żeby kacowi wcześniej powiedzieć rześkie „dzień dobry”. Za oknem noc, to nie będę wstawał na zawołanie niewiadomokogo. Spać będę! A jak się niewiadomokomu nie podoba to niech spieprza.
- Dobranoc – zawyrokowałem jednoznacznie. A co!
ŁUP!
Nagle znalazłem się na podłodze. Nie to, żebym wcześniej się zgubił, chociaż takie odniosłem wrażenie. Nie byłem zadowolony. Po chwili dotarło do mnie, że przyczyna mojego właśnie powstającego siniaka na tyłku znajduje się tuż nade mną. Z moją prywatną kołdrą i prześcieradłem w swojej intruzowskiej dłoni.
- Kto zacz? – zapytałem. Chociaż nie mogę mieć stuprocentowej pewności, że w stronę niewiadomokogo z moją cieplutką, nocną otulinką w dłoni, nie poleciała cała kawaleria przekleństw. Jednak „kto zacz?” miało jakiś dostojny wydźwięk. W końcu „Gość w dom, koniom lżej”. Czy jak to leciało?
- Nie ubliżaj mi – odrzekł niespodziewany gość. Widać był lekko urażony. To tylko dowodzi, że najprawdopodobniej nie spytałem go jednak „Kto zacz?”.
- Kto zacz? – zapytałem więc tym razem, siląc się na jak najbardziej przystępny ton głosu, chociaż łeb mi pękał. Tak się musiał czuć Zeus tuż przed urodzeniem Ateny. W ogóle ciekawa historia z tym Zeusem. Ale to może kiedy indziej. W każdym razie słuch miałem wyczulony do tego stopnia, że byłbym w stanie usłyszeć jak karaluch wiąże sobie sznurówki w pokoju obok.
- Jam jest Gabryjel – przedstawił się gość, który w tym momencie przeszedł ze statusu „niewiadomokto” na „Gabryjel niewiadomoskąd”.
Odepchnąłem od siebie wszelkie bezpodstawne rozważania i postanowiłem coś z tym fantem, nagłego najścia na moją świętość, zrobić. Przez chwilę, jak Boga kocham, przyszło mi na myśl, że wzorem cioci Stasi z Klanu „A może ja czaju naparzę?”, ale w ostatniej chwili zmieniłem zdanie.
- Super, Gabryjel – rzekłem chwiejąc się lekko na nogach – oddawaj kołdrę i spieprzaj.
No tak, rozegrałem to po mistrzowsku. Nawet mój prywatny kac wydawał się zadowolony i na chwilę odpuścił łupanie mnie w czaszkę młotem kowalskim.
- Jam jest Archanioł Gabryjel! Nie lękaj się! Bóg mnie przysłał! – powiedział.
No tak... Trzymam pistolet w drugiej czy w trzeciej szufladzie?
- W trzeciej – pomógł, chociaż moja myśl nie pokonała krótkiej drogi między mózgiem a jadaczką.
- Dzięki – podziękowałem wylewnie, chociaż mogłem sobie darować. Otworzyłem trzecią szufladę, wyjąłem broń i strzeliłem do Gabryjela tak ze cztery razy. Na wszelki wypadek. A ten dalej stał jak gdyby nigdy nic z moją kołdrą w dłoni i dziwnie się na mnie gapił. Nie podobał mi się taki obrót sytuacji.
- Dobra. Czego chce Bóg – udawałem, że się poddałem, ale tak naprawdę tylko grałem na czas. Cholera. Nigdy nie pudłowałem z dwóch metrów. Zresztą nie wiem po co w ogóle zadawałem mu to pytanie. Zaczął coś do mnie mówić, a ja słyszałem tylko dzwony kościelne. Powinni dołączyć do opakowania na broń jakieś ostrzeżenie w stylu: „Strzelanie z broni palnej podczas kaca nie sprzyja późniejszej komunikacji. Ministrowie Zdrowia i Obrony Ostrzegają”. Po jakichś trzech minutach łoskot w głowie ustał.
- Coś mówiłeś? – spytałem. Pan Gabryjel nie był zachwycony. Ja też bym nie był, jakbym nawijał z najwyższym poświęceniem przez trzy minuty, a potem ktoś by mnie zapytał, czy przypadkiem czegoś nie mówiłem. - A oddasz mi kołdrę zanim odpowiesz? – Spróbowałem go podejść z tego frontu i wziąć go na litość. Chociaż pewnie gdyby nie kac, to nawet bym tego palanta na ryby nie wziął.
- Nie będzie ci potrzebna tam, dokąd idziemy – powiedział arbitralnie Gabryjel, którego kule się nie imają.
No po prostu nie mogłem uwierzyć! Wchodzi mi tu takie tałatajstwo do domu, sandałów nawet nie wytrze, a podłoga wszakże świeżo cyklinowana, w środku nocy, kołdrę mi zabiera, droczy się ze mną, w szufladach mi dziad grzebał, a teraz jeszcze mnie na wycieczkę krajoznawczą chce wziąć? O nie!
- Ja z tobą nawet na ryby bym nie poszedł! – odgryzłem się spontanicznie. Dobrze, że za dobrze mnie nie znał, bo ja za rybami nie przepadam. I nawet wędki nie mam.
- Ty nawet wędki nie masz – uśmiechnął się pobłażliwie.
Po prostu świetnie! Zdążył mi jeszcze całą chałupę przegrzebać! O tempora! O mores! O cholera! Nigdzie z nim nie idę. Ale ja to mam szczęście, nie powiem. Całe życie człowiek czeka, żeby jakaś apetyczna dziewica w środku nocy wskoczyła przez okno, obudziła, pogłaskała, w końcu człowiek ciężko całe życie pracuje, a tutaj mi się zwala jakaś przybłęda pijana najwidoczniej, z imieniem conajmniej niepopularnym, ubrany w gigantyczną poszewkę na poduszkę, nóg nie wytrze... Ot, taka sprawiedliwość na tym świecie. Pewnie mi jeszcze wszystkie chipsy zeżarł z szafki, łachmyta. Jeszcze się kiedyś doczeka! Oj, pokażę mu miejsce w szeregu! A żeby wiedział, że sobie kiedyś kupię wędkę! O! I na ryby pójdę. I go nie zabiorę. Zobaczymy komu wtedy będzie głupio. Będzie miał się z pyszna. Przyjdzie takie niewiadomoco niewiadomoskąd i myśli, że będzie mi się w moim własnym domu panoszył. Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz!
- Niemiec? – spytałem znienacka.
Zaprzeczył.
„Pewnie Ruski”, pomyślałem.
- Chodź ze mną – powiedział jeszcze raz. No facet już naprawdę jaja sobie robił. Niech spada. Wyjmę sobie koc z szafy i pod kocem będę spał. Nawet na podłodze, jak będzie trzeba! Niech zna moją determinację, moją zawziętość i – znaną w szerokich kręgach, bohaterską wręcz – nieugiętość (że o niezłomności ducha, tylko przez równie legendarną skromność mą, nie wspomnę).
Pan Gabryjel wyjął spod pazuchy wielki, ognisty miecz, a nad jego głową zajaśniało potężne światło. Jakby tego było mało, to zza jego pleców wyrosły białe skrzydła o pokaźnej rozpiętości.
- Czekaj, tylko szlafrok włożę.


Nie wiem jak się tam znaleźliśmy, ale coś trzasło, błysło, pierdykło, a po chwili staliśmy przed wielką, złotą bramą, a mi znowu dzwoniło w uszach. Czułem się, jakbym stąpał po świeżo rozłożonej wacie. Nic dziwnego. Po krótkich oględzinach doszedłem do jedynego słusznego wniosku.
- Chmura – rzekłem, a na twarzy miałem wypisane „Eureka!”.
- Zaiste – odparł Gabryjel, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Coraz bardziej zaczynał mi się podobać ten gość, mówię wam! – zaraz będziemy u szefa – dodał beznamiętnie, otwierając złotą bramę jakimś małym, pewnie japońskim, pilotem.
Super. O takich wizytach to się powinno wcześniej jakoś informować. U samego Szefa! Szefa wszystkich szefów! A ja taki nieogolony, na kacu, w starym szlafroku, włosy przetłuszczone i potargane (że o niedoleczonej grzybicy stóp nie wspomnę). Dawno nie czułem się taki niegodny. Normalnie zabiłbym za butelkę mineralnej...
- Czy ja umarłem? – spytałem dla pewności. Miałem dziwne przeczucie, że jak przychodzi ci w środku nocy archanioł z ognistym mieczem, a potem zrzuca się z wyra i każe gdzieś iść, to potem już się raczej nie czyta znów sprośnych gazet w swoim własnym fotelu, kwiatów się nie podlewa (i tak nie podlewałem. Bo po co, skoro nie mam. Hmmm... głupi przykład), przez okno się nie wygląda, zaschniętej patelni nie myje. Jednym słowem nie wraca się do siebie w jednym kawałku. W każdym razie nie słyszałem, żeby ktoś ze znajomych opowiadał o czymś takim. Jak kiedyś wrócę to zapytam sąsiada.
- Ależ skąd. Żyjesz i masz się dobrze – uśmiechnął się dobrotliwie Archanioł.
Cholera jasna. Z jednej strony fajnie coś takiego usłyszeć, ale jakby się nad tym głębiej nad tym zastanowić, to właśnie powiedział mi to skrzydlaty Gabryjel z ognistym mieczem. Zaczynałem mieć wątpliwości, czy te wczorajsze grzybki to aby na pewno były maślaki...
Przed nami rozsuwały się kolejne drzwi. Jedne były na odcisk palca, drugie na skan siatkówki oka, potem była próbka głosu, aż w końcu stanęliśmy przed ostatnimi drzwiami, których strzegło dwóch strażników z halabardami. Byli ubrani w jakieś kretyńskie stroje w barwach angielskiego klubu piłkarskiego Crystal Palace, z czego strasznie chciało mi się śmiać, ale przypomniał mi się mój szlafrok, więc się zamknąłem.
- Hasło – zażądał jeden z gwardzistów.
- Masło – odpowiedział Gabryjel, drzwi się otworzyły, rozbrzmiały trąby jerychońskie, chór aniołów zaczął śpiewać psalm piętnasty, a jakiś facet w rogu zaczął naparzać w lutnię.
- Mam kaca... – jęknąłem cichutko, ale nikt nie wykazał zrozumienia dla mojego wewnętrznego cierpienia. Co za parszywy dzień. Ciekawe ile płacą temu od lutni, bo moja babcia lepiej grała na gumce od majtek. Cholera! Dostałbym świra nawet, gdyby po podłodze przeszła kawalkada mrówek, a oni mi tu z trąbami wyjeżdżają.
- O Boże... – jęknąłem.
- Bluźnierca! – syknął Gabryjel.
- Gabryjel! – odgryzłem się. To było dziecinnie łatwe, jeśli gadało się z kimś o takim imieniu. A co do Sali. Była imponujących rozmiarów. Mnóstwo złota, kolumn, ozdób. Przepych, bogactwo i niesamowite echo. Właśnie...
- Echo! – zawołałem.
Odpowiedziała mi cisza.
- Nie ma echa – powiedział archanioł Gabryjel – Szef je zlikwidował, bo strasznie Go przedrzeźniało. - Trochę byłem zawiedziony, ale nie dałem tego po sobie poznać. Nie wypada marudzić, jak się przyszło w gości. – Szef nadchodzi! Padnij plackiem!
Archanioł mówi, więc trzeba robić. Moje drobiazgowe pomiary odległości, które przeprowadziłem dla zmiennych X – podłoga i Y – moja głowa, okazały się, delikatnie mówiąc, lekko chybione. W związku z czym odzyskałem przytomność pięć minut później, a moje czoło zdobił solidny guz.
- He he – zaśmiał się jakiś mały człowieczek przepasany białą wstęgą z jakimś napisem. Był to pierwszy odgłos, jaki usłyszałem po przebudzeniu, a wiedziony jakimś odległym wspomnieniem z przeszłości, miałem zawsze wrażenie, że jeśli w pobliżu słyszę śmiech, to najprawdopodobniej ktoś nabijał się ze mnie. Intuicja mnie nie zawiodła. Jakiś ktoś o wzroście dochodzącym może ledwo do półtora metra w kapeluszu, śmiał się z mojego guza. Poczułem się urażony, a jednocześnie zobligowany, by w niezbyt kulturalny sposób wyrazić moje niezadowolenia, ale język przywarł mi do podniebienia, bo oto ujrzałem napis na szarfie niziutkiego jegomościa, który bezceremonialnie głosił: „Jam jest Jahwe”.
Normalnie aż mi kac przeszedł. A więc tak wyglądał Bóg? Metr pięćdziesiąt, rzadkie włosy, gładka twarz dwudziestolatka? No i siedem palców u każdej stopy.
- Trochę inaczej sobie Ciebie wyobrażałem – odezwałem się w końcu – o Panie! Panie Boże! Wasza Ekscelencjo! Wielmożna Czcigodność! Magnificencjo! Wasza Wysokość! – rzuciłem na wszelki wypadek wszystkie grzecznościowe zwroty jakie mi przyszły na myśl, z międzywierszowym dopiskiem: „niepotrzebne skreślić”. Miałem nadzieję, że któryś pasował do sytuacji.
- Ja też inaczej sobie ciebie wyobrażałem – przyznał Pan Bóg – i dajmy sobie spokój z tymi ceregielami. Mów mi J. – uśmiechnął się dobrotliwie. – I możesz wstać. Ciężko nam się będzie gadało, jeśli będziesz tak leżał plackiem.
Wstałem z godnością. Tak wtedy myślałem. Potem się okazało, że spod szlafroka widać mi było trzy czwarte tyłka.
Mimo tego wszystkiego wciąż miałem wątpliwości czy to naprawdę Bóg. W końcu Stwórca ma tyle zajęć, że mogli kogoś podstawić. Może chcieli sprawdzić jak zareaguję albo coś w tym dziwacznym guście.
- Na stole jest mineralna, częstuj się – zaprosił Bóg.
- Chwalmy Pana! – wykrzyknąłem, aklamując moją bezgraniczną wiarę. Jakże mógłbym zwątpić? Znany jestem wśród znajomych z żarliwego oddania swemu Stworzycielowi już od wielu lat. Muszę przyznać, że mają tam wyborną mineralną. Jeśli to ma być tylko wstęp, to nie mogę się doczekać własnej śmierci. Teraz tylko pozostaje pytanie, co ja tu robię? Czyżby była to nagroda za moje oddanie, religijność i wiarę? Może dostanę jakiś medal z napisem „Dobry człowiek” albo „Jego słuchajcie, dobrze gada”.
- Strzelałeś do mojego archanioła? – zapytał Pan Bóg.
Świetnie. Jeden do zera dla Niego. Przytaknąłem nieśmiało. Moje niezdobyte ordery przemaszerowały mi przed oczami.
- Wybraliśmy ciebie spośród całej ludzkości – zaczął J. – jako iż jesteś jej statystycznym, przeciętnym przedstawicielem, średnio wierzącym, średnio inteligentnym, średnio przystojnym i ogólnie w każdym calu średnim. Tak ogólnie mówiąc, muszę przyznać, że nie wyszedłeś mi zbytnio.
Nagle zrobiło mi się bardzo przykro.
- Właśnie dlatego stoisz tu przed moim majestatem, aby reprezentować ludzkość.
Wypiąłem pierś do orderu, ale nikt nie nadchodził z zamiarem wręczenia mi pucharu, wyróżniania, nawet głupiej laurki. Właśnie do mnie doszło, że raczej nikt mi nie uwierzy, że byłem w niebie i gadałem z J., więc stwierdziłem, że warto by było wziąć coś na pamiątkę. Zacząłem rozglądać się za jakimiś fajnymi sztućcami.
- Jesteś tu, bym mógł zapytać cię o radę – powiedział wreszcie Pan Bóg.
Ha! Super. W środku nocy ze snu wyrwany, jakiś anioł mi się wtarabania z brudnymi sandałami, pościel zabiera, mieczem macha, w szufladach grzebie... Jakby już listu nie można było wysłać. Chętnie bym odpisał. Ciekawe jaka to rada. Może miałbym doradzić w co się lepiej ubrać na spotkanie z Cesarzem Rzymu? Nie znam się na modzie. Wystarczy spojrzeć na mój szlafrok.
- Postanowiłem zmienić kilka rzeczy na świecie w związku z religią, bo ludzie trochę stracili wątek w tym wszystkim – wyjaśnił J.
- Rzeczywiście – przytaknąłem służalczo. Nie wiedziałem do czego zmierza i po co ja tu jestem, ale jak będę przytakiwał to może sobie jakichś punktów więcej nazbieram i szybciej do łóżka wrócę.
- Powiedz mi zatem, człowiecze, jak mnie tam na dole postrzegają? – zapytał Bóg z grubej rury i trochę się zląkłem, bo teraz się zwykłym potakiwaniem nie wykręcę.
- No więc cóż, ludzie, jak to ludzie, po stereotypach lecą – zacząłem dość odważnie – że srogiś, groźnyś, ale jednocześnie mądrość Twa nieskończona, a i Sprawiedliwość we wszystkich zakątkach Ziemi znana i chwalona. Poza Chinami, zdaje się, bo tam gorzej ze znajomością Twego majestatu.
- A boją się mnie? – dociekał.
- A boją – odpowiedziałem ośmielony, choć wiedziałem, że zdania nie powinno się zaczynać od „A”, ale skoro wszedłeś między wrony...
- To niedobrze – zafrasował się J., a mi się zrobiło przykro, że to przeze mnie. Spojrzałem w kierunku archanioła Gabryjela, który z kolei poczęstował mnie takim wzrokiem, jakby chciał powiedzieć: „I widzisz? Przykro się zrobiło Szefowi przez ciebie, nędzniku”. No tak. Ja zawsze muszę coś palnąć. – A powiedz mi, śmiertelniku, jak odbiera się moje ingerencje w życie ludzkie na Ziemi?
- Z tym to różnie – musiałem być bezpieczny w tej kwestii, więc starałem się wybadać sytuację. Poczułem jednak, że kłamstwo nie będzie najlepszym rozwiązaniem. – Ludzie nie są zbyt zadowoleni jeśli chodzi o potop. Kilka domów nie wytrzymało tego, były spore zniszczenia i w ogóle. Trochę też psioczyli na czterdziestoletnie krążenie po pustyni w poszukiwaniu Ziemi Obiecanej. Ale doszli i im przeszło. Bardzo im się podobały plagi egipskie. Zwłaszcza szarańcza. Przeważnie chwalą Cię, Panie.
- Z wdzięczności czy strachu?
No i tu mnie ma. Ja sam prawie popuściłbym w gacie, gdybym akurat je miał pod szlafrokiem, ale jeszcze bardziej bałem się kłamstwa.
- Ze strachu – powiedziałem cichutko. Pan Bóg znowu posmutniał. Niedobrze. Wylecę stąd szybciej niż przybyłem, albo od razu mnie do piekła wtrącą. Och, co ja bym dał, żeby teraz chłodne piwko w cieniu pić.
- A jak oddają mi cześć? – dopytywał się Stwórca.
- Głównie to zwierzęta palą – powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Co? Myszy, koty, szczury, chomiki, żyrafy?
- Nie, woły, koze, owce i baranki przeważnie – odparłem bez namysłu. Mam nadzieję, że Bóg nie należy do jakiegoś Green Peace, bo pewnie nie byłby zbyt szczęśliwy.
- Poważnie? – wyglądał na zszokowanego – ale czemu? To widziałem, że coś palą, ale dym do góry leciał i mi zasłaniało.
- No tak, Panie J. – znowu mogłem przytaknąć, z czym poczułem się nadzwyczaj dobrze – coś im się uda w życiu, ktoś się z choroby wyleczy, zbiory się udadzą, albo jakieś wesele w rodzinie, to zaraz ludzie biegną i palą zwierzęta z radości. – Zdałem krótką relację, a Bóg wpatrywał się we mnie zdumiony. Ha! Wreszcie ktoś się liczy z moimi słowami. Następnym razem dwa razy się zastanowią, zanim mi anioła z brudnymi sandałami do domu wyślą.
- To tylko potwierdza, że czas na zmiany – rzekł po długim namyśle Pan – Po licznych konsultacjach postanowiłem wprowadzić Nowy Testament – oznajmił z dumą w głosie. Dziwne. Może nie zawsze jestem na bieżąco, ale nie słyszałem nigdy o Starym Testamencie. – Od tej pory Tora będzie nazywana Starym Testamentem – wyjaśnił, uprzedzając moje pytanie.
„No cóż, przydałoby się chyba będzie zabrać za przeczytanie tego Starego Testamentu, skoro już ma nowy niedługo wejść w życie”, pomyślałem zapobiegawczo.
- Chciałbym znieść trochę zakazów i bardziej umilić mój wizerunek – kontynuował, więc nie śmiałem mu przerywać. Zgadnijcie, co robiłem. Tak jest. Przytakiwałem. – Chcę, aby nie uważano mnie za surowego sędziego, tylko za dobrego i miłosiernego ojca.
Byłem lekko zdziwiony, bo szykowała się naprawdę duża zmiana. Nie wiem, czy ludzie to łykną, ale z pewnością woły, kozy, owce i baranki z radością powitają Nowy Testament.
- Co o tym sądzisz? – zagadnął Bóg.
- Obawiam się, że może się wytworzyć podział na tych, którzy będą zwolennikami Starego Testamentu i na tych od Nowego – zakomunikowałem swoje wątpliwości. To chyba było najmądrzejsze zdanie jakie w życiu powiedziałem. Wizja medali i orderów przybierała coraz wyraźniejsze kształty.
- Czas zacząć nową erę! – ogłosił potężnie Stwórca.
- Erę Wodnika! – zawołałem, ale najwyraźniej nie o to chodziło, bo wszyscy patrzyli na mnie jak na dzikusa, który przyszedł do swojej wioski i oznajmił, że jedzie do Ameryki robić karierę.
- Erę miłości – poprawił mnie Bóg. Jak dla mnie nazwa była trochę mniej chwytliwa, ale też całkiem niezła. Szkoda, że mój pomysł nie przeszedł, bo już widziałem jak drukują w milionowych nakładach Nowy Testament z moim motto na okładce: „Nowy Testament. Czas zacząć Erę Wodnika!”. No trudno. Może kiedy indziej.
- Ale jak ludzie się zorientują, że nowe czasy nadeszły? – zapytałem, bo ogarnęła mnie wątpliwość, że rozpoczęcie nowej ery bez jakiejś porządnej kampanii promocyjnej nie przejdzie.
- Ześlę na Ziemię Zbawiciela, na którego czekają ludzie! – rzekł tryumfalnie Bóg, wypatrując mojej reakcji na twarzy. Dobrze, że nie powiedziałem tego, co wtedy mi przyszło na myśl, bo nie wiem jak J. zareagowałby na sugestię, aby upewnić się, czy ten cały Zbawiciel będzie miał czyste sandały, bo ludzie są dość drażliwi w takich sprawach, o czym w niebie chyba nie mają pojęcia.
- Świetny pomysł – powiedziałem jednak – a kim on będzie? Ten Zbawiciel.
- Mesjaszem.
- No, tyle to wiem, ale tak konkretnie? – dociekałem, ale nie mogłem się powstrzymać przed wtykaniem nosa w nie swoje sprawy. Ale skoro mnie już tu zaprosili, to mam prawo domagać jakichś szczegółów.
- Mojego syna – powiedział wreszcie Bóg, co wydało mi się genialnym pomysłem, bo ludzie wiedząc, że sam Stwórca zsyła swojego syna, który zbawi świat, będą urzeczeni jego miłosierdziem i natychmiast przestaną palić zwierzęta. Wszyscy będą zadowoleni, nastąpi pokój, miłość, równość, braterstwo, zabrzmią chóry anielskie, trąby jerychońskie, wszyscy będą śpiewać psalmy, hymny pochwalne i niech tylko zmienią tego gościa, co na lutni brzdęka, bo jest beznadziejny i gotów całą boską sielankę i harmonię do diabła posłać.
- A jak ma na imię syn? – spytałem bardzo uprzejmie. Wtedy właśnie wszedł On. Przystojny, dobrze zbudowany, długie kasztanowe włosy, broda. Naprawdę świetny kandydat na Mesjasza. Tylko imię głupawe.
- Właśnie się zastanawiam, czy posłać go między ludzi z tym imieniem co ma, czy lepiej mu zmienić, żeby się ludzie nie czepiali. – Zastanawiał się J.
- No ale jak ma na imię? – moja niecierpliwość może była zbyt ryzykowna, ale gra była warta świeczki.
- Stewart.
- Jezu Chryste!
- O, to nawet lepiej brzmi – przyznał Pan Bóg i zapisał moją propozycję na kartce. Dobrze mieć wkład w rozwój religii na świecie. Sąsiedzi pozielenieją z zazdrości. Zapytają gdzie byłem, a ja najpierw machnę lekceważąco ręką, a potem skromnie (jak to ja zwykle) przyznam się, że mój dobry kumpel, J., pytał się o radę w sprawie modernizacji religii, i żeby lepiej zrobili sobie miejsce na półce, bo niedługo ma wyjść Nowy Testament, ale lepiej niech nikomu o tym nie mówią, bo to taka mała tajemnica między mną, a J.
- Planuję też stworzyć instytucję Trójcy Świętej, żeby ludziom trochę zamieszać w głowach, czyli będę ja, Stewart i Duch Święty jako jedna osoba – rzekł Bóg.
- Nie rozumiem...
- I bardzo dobrze – ucieszył się J., zacierając ręce. Ale ja naprawdę nie rozumiałem. Czyli że co? Ojciec z Synem i jeszcze jakiś Duch Święty? Trzech dorosłych facetów będzie się przedstawiać jako jedna osoba? Co na to urząd skarbowy?
- No więc aby zbawienie dokonało się całkowicie – mówił dalej Bóg – jeden z jego uczniów go zdradzi, a ludzie go zabiją.
- Co? – byłem zszokowany. To najpierw się chucha na owieczki, kozy, woły i baranki, żeby potem, tak z czapy, zabić własnego syna? Żal mi było Stewarta, ale przecież Stwórcy nie mogę się sprzeciwiać.
- Nie martw się – uspokajającym tonem mówił J., - mój syn powstanie z martwych i wróci do nieba, gdzie zbudujemy mu krzesełko i będzie siedział po mojej lewicy.
- Może lepiej prawicy? Zgrabniej brzmi – zasugerowałem nieśmiało. A ten pomysł z powstawaniem ze zmarłych też mi się nie podobał. Już o czymś takim słyszałem. Zombi, czy jakoś tak. Chodzi to to w obdartych szmatach z łapami wywalonymi do przodu, jakby do pianina szedł polkę jakąś zagrać, burczy coś pod tym swoim kikutem nosa, straszy biednych ludzi, zabija i strasznie śmierdzi. Niezbyt przypadła mi do gustu taka wizja Zbawiciela, jeśli mam być szczery.
- Zostało nam tylko pomyśleć nad sposobem śmierci, bo potem ludzie zrobią z tego symbol religijny, więc warto, żeby to jakoś porządnie wyglądało – powiedział Pan Bóg, więc wysiliłem swoje obolałe neurony do wzmożonej aktywności.
- Zrzucenie ze skały raczej nie wchodzi w grę – myślałem na głos. Pomaga. Spróbujcie. Tylko może nie przy ludziach, których nie znosicie. – Rozciągnięcie przez konie mogłoby wyglądać dość ciekawie, ale byłoby trudne do odtworzenia. Trucizna to też raczej zły pomysł.
- A ukamienowanie? – zapytał Bóg. Stewart przyglądał się naszej wymianie zdań z niepokojem. Coś mi się wydaje, że nie polubi za bardzo Ziemi.
- Trudno będzie nosić scenę z ukamienowania nosić na szyi, albo zawiesić w szkole – rzekłem po namyśle. Wtedy przyszła mi do głowy genialna myśl.
- Ukrzyżuj – powiedziałem.
- Trochę zbyt barbarzyńsko – zastanawiał się Bóg – co o tym sądzisz, Stewart?
- A nie mógłbym na grypę, czy coś? – spytał nieśmiało przyszły Zbawiciel. Szybko mu to odradziliśmy, bo nie wypada, żeby przedstawiać Syna Bożego jako kaszlącego faceta z czerwonym, zakatarzonym nosem. Przez chwilę się zastanawiałem, czy jeśli Stewart zachoruje na grypę, to czy w ramach Trójcy Świętej wszyscy będą chorzy, ale od tego całego myślenia rozbolała mnie już głowa. Marzyłem tylko o ciepłym łóżku.
- Drogi śmiertelniku – zaczął podejrzanie miło J. – a nie chciałbyś być tym, który zdradzi Stewarta i wyda go na śmierć krzyżową?
- Ja? – ręce zaczęły mi się pocić i dostałem gęsiej skórki. Ktoś tu wymagał ode mnie zbyt dużej odpowiedzialności. A co ludzie powiedzą? Zdradzę im Zbawiciela, to nawet jak będę tłumaczył, że taki był plan Boży i tak musi być, to w najlepszym wypadku uznają mnie za wariata i w ramach kuracji wrzucą mnie do jaskini z lwami, tak jak tego Daniela. Tyle, że ja mogę nie mieć tyle szczęścia. – Ja to niekoniecznie, ale mój sąsiad, Judasz, to własną matkę by sprzedał za trzydzieści srebrników – zaśmiałem się nerwowo. – Mogę wam dać numer – dodałem konspiracyjnie i już po chwili wszystko wróciło do normy. Pan Bóg i Stewart podziękowali mi za pomoc i kazali Archaniołowi Gabryjelowi wziąć mnie z powrotem do domu. I bardzo dobrze.
- Gotowy? – zapytał Gabryjel, a złota brama zamknęła się za nami z cichym trzaskiem.
- Najpierw sandały wyczyść – zasugerowałem.



Obudziłem się nad ranem ze strasznym bólem głowy. Czułem się nieświeżo, wyglądałem nieświeżo i miałem dobijająco głupawy sen. Poza tym było mi strasznie zimno. Nigdzie nie mogłem znaleźć mojej kołdry. Porozglądałem się trochę po pokoju, znalazłem cztery tajemnicze ślady w mojej ścianie. Jakby po jakiejś strzelaninie. „Ta impreza naprawdę musiała się wymknąć spod kontroli”, pomyślałem lekko oszołomiony. Nie pamiętałem absolutnie nic. Boże, zabiłbym za butelkę wody mineralnej...
No tak, na stoliku stała butelka wody mineralnej i wazon z kwiatami. Szybko napiłem się kilka łyków i zacząłem szukać aspiryny. Woń kwiatów drażniła mnie bardziej niż pies sąsiada. „Ale skąd te kwiaty?”, uderzyła mnie nagle myśl. Sięgnąłem po leżącą przy nich karteczkę.
„Dziękuję. J.”, pisało na niej. Nie miałem pojęcia kim był, lub była „J.”. Ale jeśli miałaby się okazać jakąś fajną dziewczyną, to mam nadzieję, że zostawiłem jej swój numer telefonu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Laj-Laj dnia Pon 0:29, 04 Sty 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Cosette
Gęsie Pióro


Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:23, 22 Gru 2009    Temat postu:

Cytat:
dookreśliłem się, przewracając się jednocześnie na drugi bok

Powtórzenie się
Cytat:
Z moją prywatną kołdrą i prześcieradłem w swojej intruzowskiej dłoni.

Brak orzeczenia, dlatego sądze że lepiej by było gdybyś kropkę kończącą poprzednie zdanie zamienił w przecinek.
Cytat:
Spojrzałem w kierunku archanioła Gabryjela, który spojrzał

Powtórzenie spojrzeć

Humor jest po prostu genialny, zwłaszcza w początkowym opisie akcji. ; ) Podoba mi się zestawienie dwóch zupełnie nie pasujących do siebie i gryzących się nawrazem rodzajów które przewinęły się w tekście, czyli komedii oraz tego momentu, gdzie bohater chce strzelić do przybysza, oraz tego, że przedstawiłeś Boga, Jezusa oraz Niebo bardzo groteskowo. Roześmiałam się nieraz, nawet w momencie kiedy była mowa o porpozycji ukrzyżowania, niezły sposób interpretacji zaplanowania dziejów Chrystusa. Użycie słów używanych codziennie albo przeklinanie w modologach, dialogach (albo tworzenie neologizmów) było bardzo dobrym pomysłem, bo dzięki temu tekst jest jakby lżejszy, codzienny, mówiony przez zwyczajnego człowieka.
No, po prostu spodobało mi się, i to bardzo. ; )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Laj-Laj
Wieczne Pióro


Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:19, 22 Gru 2009    Temat postu:

Cieszę się, że się podobało i dziękuję za komentarz. Widzę, że bardzo wnikliwie czytałaśSmile Od dawna nosiłem się z napisaniem opowiadania o takiej tematyce, ale nie bardzo mi wychodziło tak jak to sobie wyobrażałem. No więc stąd pomysł przedstawienia tego w pierwszej osobie w taki zgryźliwy sposób. Twój śmiech to miód na moją duszę Wink

Im mniej komentarzy, tym są potem cenniejsze Razz
Ale nie ukrywam, że marzy mi się jeszcze conajmniej jedna opinia. Cóż, takie życie autora... Może kiedy indziej Smile To dopiero moje trzecie opowiadanie w życiu, więc im więcej uwag tym lepiej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

kate-rama
Ołówek


Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:33, 23 Gru 2009    Temat postu:

:) Dzięki teologowi udało mi się przeczytać ten tekst. Niemalże nomen omen i jakaż ironia kryje się w tych słowach. Nic to - tekst jest jednym z lepszych, jakie ostatnio udało mi się przeczytać w sieci. Sympatyczny niesamowicie.

Nie za bardzo orientuję się, jak tu należy komentować, zresztą mam w kuchni rozpierniczone składniki do potraw i niejako na chwilę się oderwałam (wesołych przy okazji). Będzie więc krótko: najważniejsza sprawa - podobało mi się. W sam raz, z racji długości, dłuższe rozwlekanie tematu wymagałoby jakichś questów, a tu mamy tylko pytanie, co na tę długość wystarcza absolutnie. Pytanie otacza humorystyczna, jednocześnie trochę obrazoburcza otoczka, ale to może z okazji świąt taka refleksyjność i w ogóle, w każdym razie nie jest to humor nachalny i nie zniesmacza, a moim zdaniem w tekstach dotyczących kwestii religijnych przegiąć jest bardzo łatwo.

Narrator to taki zwykły, poczciwy facet, trochę everyman, ale jednocześnie nie zabrakło mu pewnej wyjątkowości. Jego problemy dotyczące brudnych sandałów Gabryjela... :) Gabryjel zaś dorzecznie poważny i ładnie czyta w myślach. J. ujmujący w swojej nikczemnej posturze, syn - może mógłby być trochę bardziej bystry, ale widocznie taką miałeś wizję. To wszystko chwalę należycie i zaraz pochwalę coś jeszcze.

Pochwalę - zakończenie. Zwodniczo sztampowe, a tu nagle karteczka i, co najlepsze, wątpliwości narratora. Po prostu śliczne.

A zganię też coś, żeby nie było. Głupi jest powód, dla którego narrator ściągnięty został przed oblicze "Szefa". Jakby lepszego nie było! Przypomina mi trochę ten dowcip o zdziwieniu Jezusa na temat istnienia kogoś takiego jak papież i w ogóle - chrześcijaństwa (cytat swobodny - "Pamiętasz to kółko rybackie, które założyłem dwa tysiące lat temu? Oni jeszcze działają!"). Za to uzasadnienie powodu jest już całkiem sympatyczne, hi hi, i skutkuje całą masą różnych perełek, jak chociażby zdziwienie J. nad faktem palenia zwierząt. Ubawiłam się.

I jeszcze, zganię początek - później styl Ci się wygładza, początek jest za to wprost kwadratowy i jakiś maniak estetyki tekstu, taki jak ja, mógłby po zerknięciu nań po prostu pójść sobie w pierony. Być może i dalej są jakieś kwiatki stylowe, ale na tyle wciągnęłam się w opowieść, że - jeśli faktycznie są - przeoczyłam wszystkie i już.

Odnośnie wypowiedzi Twojej powyższej, że się tego, no, nosiłeś z napisaniem, chciałabym powiedzieć - noś się dalej, bo to są tematy niezwykle chwytliwe i oby trochę oryginalności, możesz podbić spore stadko serc. Ale szybko, bo wiele pisarzy ma podobną receptę na sukces (aha, i jeszcze - coś myślałam w międzyczasie, teraz uciekło, zostało tylko wychwycenie niewielkich odniesień jakby do "Mistrza i Małgorzaty", jeśli wydałbyś się z tym (hipotetycznie) różni tam literaturoznawcy z pewnością by na to wpadli ;)

pozdrawiam, ~K


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kate-rama dnia Śro 23:33, 23 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Laj-Laj
Wieczne Pióro


Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 0:12, 24 Gru 2009    Temat postu:

Co do Mistrza i Małgorzaty - czytałem to na tyle dawno, że na pewno nie poczyniłem żadnych celowych odniesień. Wątpię też, żeby coś zostało nawet w podświadomości Razz
Piszesz też, że początek kwadratowy, a później lepiej. Ja z kolei (i nie tylko ja) uważam odwrotnie i to właśnie z początku jestem bardziej zadowolony. No a co do powodu ściągnięcia narratora przed oblicze J... Trudno wymyślić jakiś mądry powód. Raczej wszystkie byłyby głupie. Fakt, mógł być jakiś na zasadzie taki-głupi-że-aż-śmieszny, ale ten się wydawał dość prawdopodobny Razz
Dzięki za przychylny komentarz:) Właśnie dla takich rzeczy tutaj piszę...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

kate-rama
Ołówek


Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:19, 24 Gru 2009    Temat postu:

: )

Może się rozpędziłam, pisząc o początku? Chodzi mi o to:

Cytat:
- Wstawaj! - ktoś mnie obudził teatralnym szeptem.
- Mmmm... - wymruczałem coś bliżej nieokreślonego pod nosem.
- Co tam mruczysz?
- Wrrrrrrrr!!! - dookreśliłem się, przewracając się jednocześnie na drugi bok. Miałem ciężki dzień, ciężką noc i tylko tego mi trzeba było. Żeby kacowi wcześniej powiedzieć rześkie „dzień dobry”. Za oknem noc, to nie będę wstawał na zawołanie niewiadomokogo. Spać będę! A jak się niewiadomokomu nie podoba to niech spieprza.
- Dobranoc – zawyrokowałem jednoznacznie. A co!

Kwadratowy, gdyż męczą mnie Twoje didaskalia i męczy mnie szyk wyrazów w zdaniach. To bardzo subiektywne oczywiście, co kto lubi, zresztą o tym napisałeś. Ale: "tylko tego mi trzeba było"; "Żeby kacowi powiedzieć wcześniej..."; "ktoś mnie obudził teatralnym szeptem". Ten ktoś z wielkiej litery, jak już ; ) Problem tkwi w tym, że tego szyku nie ma dalej, zgubiłeś go gdzieś i podczas czytania w głowie zaświeca się taka mała żaróweczka: "Ej, on tu coś kręci".

Cytat:
Właśnie dla takich rzeczy tutaj piszę...

Dla zachwytu czytelników? Bratnia duszo! Hehehe.

A co do MiM. Możliwe, że nie ma celowych, ale pewne - jakby to powiedzieć - paralele by się znalazły.

pozdrawiam, ~K

Żeby nie robić offtopu edycja będąca odpowiedzią na post poniżej. Owszem, coś może przeszkadzać danemu czytelnikowi i wtedy to jest odczucie subiektywne. Ale różnice w stylu w obrębie jednego tekstu - to mocno nieprofesjonalne. Często właśnie dlatego odrzucane są powieści początkujących, którzy podczas pisania poprawiają warsztat i widać np. że początek jest pisany mniej płynnym stylem, a potem jest lepiej. Tobie się udało dokonać czegoś takiego w tekście sporo krótszym :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kate-rama dnia Czw 0:44, 24 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Laj-Laj
Wieczne Pióro


Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 0:33, 24 Gru 2009    Temat postu:

Wszędzie teraz można znaleźć paralele:)
Może z klasyki to faktycznie coś tam z MiM, ale bardziej być może czerpałem z kultury współczesnej. Lubię walczyć z utartymi mitami o "jedynie słusznej wizji nieba, Boga, Trójcy Świętej" itp. W końcu, skoro nikt nie wie jak to naprawdę jest, to można przedstawić swoją wersję Very Happy
A co do szyku zdań. Ewoluował w trakcie. To prawda. Rzeczywiście trochę to widać jak się tak głębiej wczytać. Mam nadzieję, że przeszkadza to tylko Tobie ;P


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mała_mi
Gęsie Pióro


Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:57, 25 Gru 2009    Temat postu:

Przepraszam, ale muszę to zrobić --> Buahahahahahahahahaahahahaha
No genialne jest to opowiadanie! Długo się zabierałam do tego, żeby je przeczytać, bo czasu miałam ostatnio mało, a tekst do najkrótszych na forum nie należy. Ale było warto, oj było!
Przysięgam, że już dawno się tak nie uśmiałam. Rewelacyjne poczucie humoru.
Szczerze mówiąc, czytając sam początek nie spodziewałam się, że reszta tekstu okaże się aż tak dobra. Rzeczywiście zgadzam się, że początek jest odrobinę kwadratowy. Coś mi tam trochę zgrzyta. Czytając za pierwszym razem troszkę pogubiłam się w wydarzeniach. Później jest już o wiele lepiej. Tylko to strzelanie do Gabryjela, wydaje mi się być lekką przesadą. Żeby tak od razu, cztery kule w nieznajomego wpakować? Jakoś mi ta bezduszność do tej sympatycznej postaci nie pasuje. Ale tak ogólnie to bardzo ciekawie to sobie wykombinowałeś, bardzo oryginalny pomysł.

Postanowiłam pokazać to opowiadanie mojej mamie. Ona także, w trakcie czytania, niejednokrotnie dostawała ataku niekontrolowanej śmiechawki :p
Kiedy skończyła powiedziała mi: Facet ma talent, powinien zająć się pisaniem na poważnie.
No a jak wiadomo – mamunia ma zawsze racje :p


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mała_mi dnia Nie 13:04, 07 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Laj-Laj
Wieczne Pióro


Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 0:05, 26 Gru 2009    Temat postu:

Nie spodziewałem się tak pozytywnego odbioru:) Zwłaszcza z tym pisaniem "na serio". To chyba największy komplement, jaki mógłbym sobie wymarzyć. Na razie muszę jeszcze podszlifować warsztat, bo dużo jeszcze trzeba poprawić.
DziękujęSmile Pozdrów szanowną Mamę Very Happy

Co do strzelania: niektórzy ludzie są bardzo uwrażliwieni, jak im się nachodzi własne terytorium, więc w uzasadnionych przypadkach mogą sięgnąć po broń. A tak szczerze: cyklinowana podłoga, a ten w brudnych sandałach - kto by nie miał ochoty do niego strzelić? Razz
Ja bym raczej się zastanawiał, dlaczego tylko cztery razy:D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

An-Nah
Czarodziejskie Pióro


Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 431
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: własna Dziedzina Paradoksu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:07, 15 Sty 2010    Temat postu:

Biedny Gabryś. Zawsze dostaje najbardziej parszywą robotę...
Początkowo kojarzyło mi się z tym, czego się teraz uczę, czyli z islamem. Pomyślałam sobie: "oho, powtórka z Nocnej Podróży Muhammada, Bóg potrzebuje nowego Proroka". W sumie to byłoby ciekawe - opisać, jak nagle przypadkowa osoba dostaje misję od Boga..
To, co opisałeś też było ciekawe. I nawet się tego nie spodziewałam (ale to może dlatego, że mam przed sobą nieszczęsnego Muhammada z jego zielonym płaszczem...). Stewarta zwłaszcza.
Ciekawe opowiadanie, dość zastanawiające. Z jednej strony mamy Boga działającego poza czasem - bo w końcu wyciągnął narratora z innej epoki, z drugiej strony ten sam Bóg nie jest wszechwiedzący... Z trzeciej strony nasz bohater/narrator równocześnie ma dużą wiedzę i wydaje się być z naszej kultury i epoki, ale gdy Bóg zadaje mu pytania, odpowiada tak, jakby znał tylko starożytny judaizm. To daje ciekawą i zabawną mieszankę.
I zastanawiam się, jak w takim razie wyglądała sprawa z Muhammadem... w końcu Koran to wersja 3.0 Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Laj-Laj
Wieczne Pióro


Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:06, 17 Sty 2010    Temat postu:

W sumie jako jedyna zwróciłaś uwagę, że ten koleś z jednej strony jest wzięty z innej epoki, o czym może świadczyć jego słownictwo, zwyczaje, czy też po prostu pistolet, a jednocześnie ma wiedzę człowieka żyjącego w czasach Starego Testamentu. Cieszę się, że nie jest to odbierane jako błąd rzeczowy, bo absolutnie nikomu w niczym nie przeszkadza:) Po prostu wpisuje się jakoś w stylistykę tej powiastki.
Dziękuję za komentarz:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

king
Ołówek


Dołączył: 19 Sty 2010
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:06, 19 Sty 2010    Temat postu:

Nawet jeśli pokrzyczę, to i tak jestem zadowolony, że udało mi się przebrnąć przez to wszystko do końca.

Cytat:
- Wstawaj! - ktoś mnie obudził teatralnym szeptem.


Już na samym początku błąd. ‘Ktoś’ – wielką literą. Wykrzyknik sugeruje... krzyk właśnie.

Powtarzasz się ‘ciężki dzień i ciężką noc’. Ciężki dzień i taką samą noc też byłoby dobrze, prawda?

Cytat:
Otworzyłem trzecią szufladę, wyjąłem broń i strzeliłem do Gabryjela tak ze cztery razy.


A ja tak się zapytam: jak? Jak Lucky Luke ma się rozumieć? I która to ta trzecia szuflada?

Cytat:
- Coś mówiłeś? – spytałem. Pan Gabryjel nie był zachwycony. Ja też bym nie był, jakbym nawijał z najwyższym poświęceniem przez trzy minuty, a potem ktoś by mnie zapytał, czy przypadkiem czegoś nie mówiłem.


Jak ładnie starasz się unikać słowa ‘mówić’. Przez to tylko zdanie z nawijką jest tragiczne. Nie wspominając o ostatnim, gdzie już bezczelnie pozwalasz sobie na kalkę.

Cytat:
Nawet na podłodze, jak będzie trzeba!


Niepotrzebny przecinek.

Cytat:
Miałem dziwne przeczucie, że jak przychodzi ci w środku nocy archanioł z ognistym mieczem, a potem zrzuca się z wyra i każe gdzieś iść, to potem już się raczej nie czyta znów sprośnych gazet w swoim własnym fotelu, kwiatów się nie podlewa (i tak nie podlewałem. Bo po co, skoro nie mam. Hmmm... głupi przykład), przez okno się nie wygląda, zaschniętej patelni nie myje.


Zdajesz sobie sprawę z tego, że to jest jedno zdanie i trzeba je przeczytać dwukrotnie (albo trzy razy wolniej jeden raz), żeby je zrozumieć?

Cytat:
Byli ubrani w jakieś kretyńskie stroje w barwach angielskiego klubu piłkarskiego Crystal Palace, z czego strasznie chciało mi się śmiać, ale przypomniał mi się mój szlafrok, więc się zamknąłem.


Ostatecznie zaśmiał się, czy nie? Bo się zamknął, więc jakby coś było na rzeczy.

Cytat:
Jakiś ktoś o wzroście dochodzącym może ledwo do półtora metra w kapeluszu, śmiał się z mojego guza.


Może, czy ledwo, czy aby nie na pewno?

Cytat:
Normalnie aż mi kac przeszedł.


Normalnie nienormalnie (uwaga na końcu).

Cytat:
- Trochę inaczej sobie Ciebie wyobrażałem


W literaturze nie zapisuje się ‘ciebie’, ‘wam’, ‘tobie’ wielką literą. Nigdzie. Wyjątkiem są momenty w których się zapisuje, co następuje podczas przytaczania fragmentów listów, lub tekstów z uzasadnionym użyciem wielkiej litery.

Cytat:
Może dostanę jakiś medal z napisem „Dobry człowiek” albo „Jego słuchajcie, dobrze gada”.


Zgubione dwukropki.

Wciskasz masę opisów w didaskalia. Człowiek tylko jeszcze bardziej się gubi. Na twoim miejscu ograniczyłbym ilość do niezbędnego minimum – żeby się człeczyna w drugą stronę nie zagubił.

Jak rany (a podobno żyję w chrześcijańskim kraju), NIGDY nie widziałem nikogo, kto składałby ofiarę jakiemukolwiek bogu (a znam i żydów, i muzułmanów, nawet kilku wierzących ateistów). Czy to aby nie oznacza, że w pewnym momencie owa historia przeniosła się do czasów Abrahama? Nasuwa się myśl, czy aby wiesz, co w ogóle pisałeś na początku. Pistolet ma się do czasów przed NT jak loty w kosmos do średniowiecza. No i oczywiście zdziwienie Boga, który przecież sam podstawił wymienionemu przeze mnie wyżej Abrahamowi jagnię (w zamian za syna).

Cytat:
- No tak, Panie J.


A idź pan, panie z takim pisaniem! (Wielką literą.)

Cytat:
Chcę, aby nie uważano mnie za surowego sędziego, tylko za dobrego i miłosiernego ojca.
Byłem lekko zdziwiony, bo szykowała się naprawdę duża zmiana.


Też byłbym zdziwiony. W końcu na lekcjach religii wszyscy moi katecheci wciskali mi jak jeden: Bóg jest miłością. Choć dla mnie mógłby być pomidorem, widać od razu, że chodziłeś na wagary, a w kościele ksiądz cię ostatni raz podczas chrztu widział. Nie odrobiłeś pracy domowej – i za to kop w rzyć! Nie możesz karmić ludzi idiotyzmami ubranymi w ładne (nawet nie w tym przypadku – o tym na końcu) słówka.


Słowo na koniec.
Piszesz językiem prostym – to dobrze, jednak zbyt prostym, prostackim wręcz – a to bardzo źle. Skutkiem czego wcale nie podobało mi się opowiadanie, tylko niektóre pomysły (np. brama na pilota). Wszelkie gacie, nawijki, esy, floresy, fantasmagorie są niepotrzebne. Zupełnie jakbym słuchał kolegów w czasach podstawówki, a to nie jest dorosłe podejście do czegokolwiek. Nawet Pratchett nie pisał takim językiem, chociaż człowiek pluje ze śmiechu.

Zapominasz co pisałeś na początku, nawet w komentarzach:

Cytat:
Im mniej komentarzy, tym są potem cenniejsze
Ale nie ukrywam, że marzy mi się jeszcze conajmniej jedna opinia. Cóż, takie życie autora... Może kiedy indziej To dopiero moje trzecie opowiadanie w życiu, więc im więcej uwag tym lepiej.


Czytaj to, co napiszesz i trochę samokrytycyzmu – tego nigdy za wiele. Zawsze (napominam, żebyś nie odstawił numeru w stylu: mieli inne gusta: X wolał długie miecze, a Y półtoraki – bo zabiję śmiechem!) dobijaj się do sedna sprawy i drąż temat o którym piszesz, żeby nikt nie musiał ci kiedykolwiek zwracać uwagi, że przyłbica to hełm z zasłoną, a nie zasłona hełmu.

Jakkolwiek rozumiem, że przeniesienie mogło być częścią tego artystycznego przedstawienia, tylko czemu cofnął się (w rozwoju) także bezimienny bohater? Czy nie miał być przeciętnym przedstawicielem homo sapiens? Jeśli tak, to z całą pewnością naszych czasów. Teraz możesz po moim komentarzu odwracać kota ogonem – wydawca nigdy nie przyjąłby tego do wiadomości.

Przynajmniej dobrnąłem do końca – za co chwała ci, bo przynajmniej czymś (czymkolwiek – nie był to język), potrafiłeś związać przy monitorze. Dlatego życzę pisania poważnie (choć z jajem), zamiast dziecinady (no bez jaaaj, aj, aj, aj...).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Laj-Laj
Wieczne Pióro


Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:19, 19 Sty 2010    Temat postu:

Wow, musiało Ci (a moze raczej "ci", bo przecież NIGDZIE w literaturze nie używa się tego słowa pisanego wielką literą...) się strasznie spodobać, skoro poświęciłeś tyle swojego czasu, żeby to tak szczegółowo skomentować Twisted Evil
Mam kilka ripost do Twojego komentarza, bo choć komentujesz skrupulatnie, to widać, że nie wpojono Ci innych zasad poza gramatyką i interpunkcją.

Cytat:
Cytat:
Otworzyłem trzecią szufladę, wyjąłem broń i strzeliłem do Gabryjela tak ze cztery razy.


A ja tak się zapytam: jak? Jak Lucky Luke ma się rozumieć? I która to ta trzecia szuflada?


Ok. Pierwsza sprawa. To jest narracja pierwszoosobowa, która nie świadczy o autorze, tylko o bohaterze, który jest właśnie (uwaga!) narratorem (tadam!!! surprised?). Więc wyobraź sobie, że może on używać kolokwializmów, tak jak na przykład, "strzeliłem do Gabryjela tak ze cztery razy". A ponadto przyjmij do wiadomości, że słowo "tak" można użyć w kilku innych sytuacjach niż tylko potwierdzenie lub porównanie. W tym konkretnym przypadku znaczy ono "tak około". Mam nadzieję, że rozumiesz.
Pytasz jeszcze o to, która to trzecia szuflada. Jak następnym razem będę u bohatera mojego opowiadania i zrobię zdjęcie tej szuflady, to sobie o niej podyskutujemy. A na razie musi Ci wystarczyć, że jest trzecia. Raczej od góry. Jak Ci ktoś mówi: "Otwórz trzecią szufladę, żołnierzu" to pytasz się, która to trzecia szuflada?

Cytat:
Cytat:
- Coś mówiłeś? – spytałem. Pan Gabryjel nie był zachwycony. Ja też bym nie był, jakbym nawijał z najwyższym poświęceniem przez trzy minuty, a potem ktoś by mnie zapytał, czy przypadkiem czegoś nie mówiłem.


Jak ładnie starasz się unikać słowa ‘mówić’. Przez to tylko zdanie z nawijką jest tragiczne. Nie wspominając o ostatnim, gdzie już bezczelnie pozwalasz sobie na kalkę.


To kolokwializm narratora. A poza tym co jest złego w unikaniu powtórzeń... Rolling Eyes

Cytat:
Cytat:
Miałem dziwne przeczucie, że jak przychodzi ci w środku nocy archanioł z ognistym mieczem, a potem zrzuca się z wyra i każe gdzieś iść, to potem już się raczej nie czyta znów sprośnych gazet w swoim własnym fotelu, kwiatów się nie podlewa (i tak nie podlewałem. Bo po co, skoro nie mam. Hmmm... głupi przykład), przez okno się nie wygląda, zaschniętej patelni nie myje.


Zdajesz sobie sprawę z tego, że to jest jedno zdanie i trzeba je przeczytać dwukrotnie (albo trzy razy wolniej jeden raz), żeby je zrozumieć?


Zdaję sobie sprawę. A zdajesz sobie sprawę, że "Ojcze Nasz" składa się tylko z dwóch zdań? Wow, musiałeś się tej modlitwy naprawdę długo uczyć zanim ją zrozumiałeś...

Cytat:
Cytat:
Jakiś ktoś o wzroście dochodzącym może ledwo do półtora metra w kapeluszu, śmiał się z mojego guza.


Może, czy ledwo, czy aby nie na pewno?


Użycie tych dwóch słów obok siebie nie jest przypadkowe. Hmm... może przeczytaj to trzy razy wolniej to do Ciebie dojdzie.

Cytat:
Cytat:
Normalnie aż mi kac przeszedł.


Normalnie nienormalnie (uwaga na końcu).


Naprawdę nie słyszałeś, żeby ktoś tak mówił? Naprawdę? Ale naprawdę? W piwnicy Cię trzymali, czy co?

Cytat:
W literaturze nie zapisuje się ‘ciebie’, ‘wam’, ‘tobie’ wielką literą. Nigdzie. Wyjątkiem są momenty w których się zapisuje, co następuje podczas przytaczania fragmentów listów, lub tekstów z uzasadnionym użyciem wielkiej litery.


Może w Twojej literaturze. Bo w moim przekonaniu MÓJ bohater może powiedzieć do Boga z wielkiej litery. Heh, gdybyś przeczytał jakąś książkę Świetlickiego, to umarłbyś z frustracji Razz A facet tam naprawdę pisał jak chciał. A pisać umiał, bo:
a) był korektorem w gazecie
b) dostał kilka nagród za swoją prozę
Nie znaczy to, że się porównuję do niego, bo nigdy pewnie nie będzie mi dane osiągnąć jego poziomu, tylko żeby Ci pokazać, że autor może pisać tak, jak mu się podoba.

Cytat:
Wciskasz masę opisów w didaskalia. Człowiek tylko jeszcze bardziej się gubi. Na twoim miejscu ograniczyłbym ilość do niezbędnego minimum – żeby się człeczyna w drugą stronę nie zagubił.


Spróbuj sobie wyobrazić, że trafiłeś do nieba i starasz się to opisać. Otacza Cie mnóstwo dziwnych rzeczy i nie wiesz od czego zacząć, bo mnóstwo przeróżnych przedmiotów wpada Ci w oko. Więc stąd te opisy. A tak na marginesie, to niesamowite, że muszę tłumaczyć takie oczywistości.

Cytat:
Jak rany (a podobno żyję w chrześcijańskim kraju), NIGDY nie widziałem nikogo, kto składałby ofiarę jakiemukolwiek bogu (a znam i żydów, i muzułmanów, nawet kilku wierzących ateistów). Czy to aby nie oznacza, że w pewnym momencie owa historia przeniosła się do czasów Abrahama? Nasuwa się myśl, czy aby wiesz, co w ogóle pisałeś na początku. Pistolet ma się do czasów przed NT jak loty w kosmos do średniowiecza. No i oczywiście zdziwienie Boga, który przecież sam podstawił wymienionemu przeze mnie wyżej Abrahamowi jagnię (w zamian za syna).


No więc poczytaj Stary Testament. Mnóstwo tego tam było. MNÓSTWO. A to zamotanie z pistoletem i czasami przed NT wyjaśniałem w poprzednim poście, chociaż wydaje mi się to zupełnie nieistotne. Zinterpretuj sobie jak chcesz.

Cytat:
Cytat:
Chcę, aby nie uważano mnie za surowego sędziego, tylko za dobrego i miłosiernego ojca.
Byłem lekko zdziwiony, bo szykowała się naprawdę duża zmiana.


Też byłbym zdziwiony. W końcu na lekcjach religii wszyscy moi katecheci wciskali mi jak jeden: Bóg jest miłością. Choć dla mnie mógłby być pomidorem, widać od razu, że chodziłeś na wagary, a w kościele ksiądz cię ostatni raz podczas chrztu widział. Nie odrobiłeś pracy domowej – i za to kop w rzyć! Nie możesz karmić ludzi idiotyzmami ubranymi w ładne (nawet nie w tym przypadku – o tym na końcu) słówka.


Wow, Ty naprawdę nie masz pojęcia o istnieniu Starego Testamentu, prawda? Więc jest taka księga, którą katolicy nazywają Biblią. I jej pierwszą częścią jest Stary Testament. W ramach ciekawostki możesz sobie poczytać jak był w tamtych czasach postrzegany Bóg i ile nakazów mieli ludzie, a także jakie kary ich czekały za ich niespełnienie.
Hmmm... to ciekawe, że raziło Cię postrzeganie Boga jako surowego sędziego, a zupełnie po Tobie spłynęło, że był kurduplem z siedmioma palcami u nóg.
A co do tego kopa w rzyć... Nie wiem jak tam w wojsku was karzą za niepościelone łóżko, ale mi takie kary nie grożą.

Cytat:
Piszesz językiem prostym – to dobrze, jednak zbyt prostym, prostackim wręcz – a to bardzo źle.


Zdradzę Ci mały sekret. To nie ja byłem w niebie, tylko mój bohater. I to nie ja używam tego języka, tylko on. Ot, taki mały sekret narracji pierwszoosobowej.

Cytat:
wcale nie podobało mi się opowiadanie, tylko niektóre pomysły (np. brama na pilota).


Podobała Ci się brama na pilota? Wow. Może zatrudnią Cię w jakiejś gazecie jako recenzenta. Jesteś niesamowity Cool
Cytat:

Wszelkie gacie, nawijki, esy, floresy, fantasmagorie są niepotrzebne. Zupełnie jakbym słuchał kolegów w czasach podstawówki, a to nie jest dorosłe podejście do czegokolwiek.


Może powtórzę o zasadach narracji pierwszoosobowej... Albo nie... chyba nie warto. Wszyscy ludzie w końcu opowiadają o tym, co ich spotkało w sposób płynny, kwiecisty i przemyślany. Tja... ale ważne, że podobała Ci się brama do pilota. Fajny wynalazek, nie?

Słowo na niedzielę:
Nie wiem co Ty czytasz człowieku (oprócz Pratchetta i Nowego Testamentu), ale wiem, że nie czytałeś ani Świetlickiego ani Starego Testamentu Razz
Nie sądzę, że to kwestia gustów i guścików. Po prostu jesteś bardzo kiepskim znawcą literatury, który nie ma pojęcia o czym piszę. Gdyby to była konstruktywna krytyka, o którą pokusiło się kilka osób w komentarzach, to okazałbym pokorę, bo - wbrew temu co sądzisz - nie przechwalam się i mam raczej niskie poczucie własnej wartości, więc lubię jak inni coś miłego napiszą, albo chociaż przeczytają. Ale Ty mi się wydajesz absolutnie niekompetentny. Naprawdę. A Twoja krytyka ma tyle wspólnego z byciem konstruktywną, co koza z byciem maszynistą.
Bardzo mnie drażni, jak ktoś udaje, że się zna, pisze komentarz dłuższy od komentowanego opowiadania, a potem się okazuje, że ten ktoś nie ma pojęcia o czym piszę. I to jest zarazem hipokryzja, jak i ignorancja. A zarzucanie mi, że nie uczęszczałem na religię ani do Kościoła brzmi trochę śmiesznie w ustach kogoś, kto nie wie co się znajduje w Starym Testamencie.
Może na wojsku i militariach to się znasz, więc nie udawaj proszę, że Twoja wiedza wykracza poza te obszary. Zastanawiałem się, czy to możliwe, żeby żołnierz miał wyczucie co do literatury. Niestety czegoś takiego nie masz. Nie zdziwiłem się, a szkoda, zwłaszcza, że manifestowałeś przełamywanie stereotypów dotyczących żołnierzy.
Well, you failed, soldier! I kop w rzyć.
Aha, co do przecinków i dwukropków miałeś rację Razz

EDIT:
a) z literackiego punktu widzenia, Twój post był cholernie nieefektywny, bo napisałeś tyle literek, a nie dało mi to najmniejszej wskazówki na temat mojej przyszłej twórczości.
b) sorry, że tak ostro się wypowiadam, ale wkurzają mnie posty takich fanatycznych purystów-hipokrytów-ignorantów bez poczucia humoru i znajomości Starego Testamentu. Ale za to świetnie byś się nadawał na poprawianie dyktand w podstawówce.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Laj-Laj dnia Wto 22:23, 19 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Cedalia
Pawie Pióro


Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:31, 20 Sty 2010    Temat postu:

Podobało mi się!
Masz świetny styl i głowę do wymyślania dobrych dialogów.
Dużo czytałam takich miniaturek, ale jak do tej pory podobają mi się trzy.
Dwa z innych for i Twoje.
Żeby dobrze napisać komediowa, akcję trzeba wydaje mi się więcej pracy włożyć niż w takie dramaty.
Dlatego bardziej podobają mi się komedie, bo jak ktoś się za to bierze to często wie co pisze i jak, a takie dramaty ( z którymi ja się spotkałam) to nudne lanie wody.
W Twoim opowiadaniu jest tak „żywo” czytałam szybko i z zaciekawieniem.
Jak dla mnie gratulacje Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Laj-Laj
Wieczne Pióro


Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:36, 20 Sty 2010    Temat postu:

Dzięki:)
Zgadzam się, że trudniej pisać teksty humorystyczne, bo do tej pory napisałem tylko ten jeden. Próbowałem kolejny, ale sprawa utknęła w martwym punkcie... Na pewno kiedyś do tego wrócę Wink
P.S. Fajnie być w czyimś TOP 3 Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin