Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Bosy [NZ]

Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Laj-Laj
Wieczne Pióro


Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 11:30, 12 Maj 2010    Temat postu: Bosy [NZ]

21.01.2012

Moi drodzy, opowiadanie zostało wyciągnięte z archiwum po wielu miesiącach niełaski, w którą popadło. Ale ponieważ stara miłość nie rdzewieje, a ziarno raz w głowie zasiane będzie rosło (zwłaszcza, gdy się je przypadkowo podlewa pod prysznicem), tak więc pomysł odżył, a i motywacja powróciła. Dlatego wrzucam "Bosego" raz jeszcze z wieloma poprawkami. Zamieszczone wcześniej fragmenty będą w malutkim rozmiarze, ku pamięci i dla dociekliwych, którzy są ciekawi jak dalece zastosowałem ich sugestie przy nowej wersji, której mam nadzieję już nigdy nie porzucić. Tak więc nowy początek znajduje się na 3 stronie
Miłego czytania.
I, jak zwykle, będę wdzięczny za wszelkie komentarze.

PROLOG

Jest jedna rzecz, którą wszyscy pamiętają z tego dnia. Niebo było żółte. Jak mleko z masłem i miodem albo pyłek stokrotki. Taka nienaturalna barwa wzbudzała zrozumiały niepokój. Ludzie chodzili podenerwowani, spięci. Niektórzy narzekali na bóle głowy, mdłości lub zmęczenie nieproporcjonalnie duże do wysiłku. Nawet zwierzęta zachowywały się dziwnie. Były nieufne i nad wyraz płochliwe. Jakby chciały się schować, lecz jednocześnie zdawały sobie sprawę, że przed czymś takim nie ma ucieczki.
Co bardziej racjonalne osoby bagatelizowały sprawę mówiąc o niskim ciśnieniu. Dało się też usłyszeć nieśmiałe głosy o spełniającym się proroctwie końca świata. Jednak większość ludzi z pewnością byłaby skłonna przyjąć jedną, dość ogólną wersję: „Dzieje się coś niedobrego”.
Faktem jest, że szesnastego października tamtego roku w Miasteczku pojawił się pewien mężczyzna. Nikt nie zauważył momentu jego przybycia. Po prostu zjawił się nie wiadomo skąd, a gdy tylko postawił pierwszy krok swoją bosą stopą na terenie Miasteczka, od razu spadł rzęsisty deszcz.
Dokładnie godzinę później zza chmur wyszło słońce, a niebo wróciło do swych normalnych barw. Jeszcze tylko przez jakiś czas w rozmowach mieszkańców przewijał się ten temat, a co bardziej pomysłowi mężczyźni prześcigali się w konstruowaniu zmyślnych porównań koloru nieba. Z czasem temat zanikł w naturalny sposób, wypierany przez bieżące wydarzenia polityczne, albo anomalie pogodowe, które od dnia szesnastego listopada miały miejsce nadspodziewanie często.
W miasteczku, tak małym jak to, trudno było nie zauważyć pojawienia się kogoś nowego. Nie był to bowiem kurort turystyczny, w promieniu pięćdziesięciu kilometrów nie znajdowały się góry ani żaden zbiornik wodny, próżno też było szukać wielkich metropolii. Zdecydowanie więcej było takich, którzy stąd wyjeżdżali, niż tych, którzy obieraliby sobie Miasteczko za cel swojej podróży, ani nawet za jeden z przystanków, bowiem nie leżało na żadnym ważnym szlaku komunikacyjnym. Było w zupełności samowystarczalne. Ludzie się tu rodzili i tutaj umierali. Byli jak kapsle wtopione dawno temu w rozgrzany asfalt.
W dniu, w którym przybył do Miasteczka, nie zwrócił na siebie uwagi zbyt wielu osób, głównie ze względu na deszcz. Gdyby jednak świeciło wtedy słońce, ludzie z pewnością zauważyliby bose stopy, płócienne białe spodnie i białą koszulkę z logo Boston Celtics. Oraz długą, blond czuprynę, która jest rzadkością u mężczyzn po trzydziestce. Pod stopami czuł każdą nierówność asfaltu i chodników. Co chwila zgarniał sprzed oczu mokre strąki swoich włosów, które lepiły się nieprzyjemnie do czoła. Kierował się do najbliższego domu, zupełnie nie zważając na lejący się z nieba deszcz. Z nieba, które z każdą spadającą kroplą stawało się coraz mniej żółte.



ROZDZIAŁ I


Jesień.
Boże, jak ona nie cierpiała tej pory roku. Znała jednak takich, którzy potrafili dostrzec piękno w żółtych liściach pokrywających drzewa, ale taka argumentacja do niej nie docierała. Ilekroć słyszała jak ktoś wychwala „liście pomalowane w cudowne barwy niczym pędzlem niewidzialnego artysty”, miała ochotę potrząsać takim gagatkiem przez kilkadziesiąt sekund, krzycząc mu prosto w twarz: „Te liście są żółte, bo umierają! Kiedyś były zielone, idioto!”.
Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio nazwała kogoś idiotą. Zazwyczaj jeśli już chciała kogoś koniecznie obrazić, posługiwała się sarkazmem, subtelną ironią, której subtelności delikwent często nie wyczuwał. Znakomita większość Miasteczka nie była wykształcona, więc Sarah patrzyła z niemałą satysfakcją jak ktoś, kto zasłużył na szczyptę goryczy, której nawet nie rozumie, czuje się zupełnie bezradny, niczym żuk leżący do góry nogami, podejmujący rozpaczliwe i nieudane próby wrócenia do naturalnej pozycji.
Często, gdy przychodziły chwile refleksji, zastanawiała się skąd u dwudziestoośmioletniej dziewczyny tyle goryczy. Miała dużo czasu na rozmyślanie, bo w jej pustym domu jedynym prawdziwym przyjacielem była stara, wysłużona gitara, którą dostała od swojego ojca jeszcze w czasach liceum. Teraz, za pensję grafika w miejscowym wydawnictwie mogłaby kupić sobie instrument w znacznie lepszym stanie, ale nawet nie przeszło jej to przez myśl. Gitara była bowiem jej najcenniejszą pamiątką po rodzicach, którzy zginęli trzy lata wcześniej w karambolu na autostradzie, gdzieś w środku Kanady.
W dniu, kiedy niebo było żółte, nie grała jednak na gitarze. Siedziała skulona na szerokim parapecie w sypialni i wpatrywała się w szalejącą za oknem burzę, która wyginała drzewa i strząsała z nich złote liście.
Boże, jak ona nie cierpiała jesieni.
Patrzyła na błyskawice raz po raz rozdzierające niebo. Właściwie nic nie zapowiadało burzy. Nie było upału ani duchoty. W końcu była już połowa października. Oglądała pioruny z ambiwalentną mieszaniną grozy i fascynacji. Kiedyś, jako mała dziewczynka, przeżyła straszną burzę w górach, ciężkie krople deszczu rozrywały jej foliowy płaszcz przeciwdeszczowy. Biegła zapłakana i przestraszona, choć nie zdawała sobie wówczas sprawy z prawdziwych konsekwencji przebywania w górach podczas burzy. Gdyby wtedy wiedziała tyle, co teraz, to pewnie położyłaby się wtedy na trawie, zacisnęła powieki i błagała o szybką i bezbolesną śmierć. Od tamtej pory miała burza stała się jej główną fobią. Wyszukiwała w Internecie informacji o pechowcach, których zabił piorun, o skutecznych sposobach uniknięcia takiej tragedii, ale ze smutkiem stwierdzała, że jeśli nie ma się pod ręką zabudowanej opony od traktora, w którą można by się było schować i toczyć w kierunku jakiegoś budynku, to szanse na stanie się celem „boskiej iskry” są niepokojąco spore.
Nie wiedziała tylko, dlaczego niebo przybrało taką dziwną barwę. Gdyby była bardziej przesądna, uznałaby to z pewnością za jakiś znak. Ale nie była.
Nagły dźwięk mocnego pukania do drzwi tak ją przestraszył, że niemal spadła z parapetu. Cały świat zdawał się ucichnąć, by jeszcze uwypuklić echo roznoszące się po całym domu. Z ociąganiem podeszła do drzwi i spojrzała przez wizjer. Ujrzała zniekształconą postać mężczyzny z blond włosami stojącego w strugach bezlitosnego deszczu.
Właściwie wszystko przemawiało za tym, żeby go nie wpuścić. W jednej chwili przypomniały się jej wszystkie zdroworozsądkowe rady matki.
„Tak”, pomyślała, „Matka na pewno by go nie wpuściła”.
Sarah jednak wierzyła niemal ślepo w swój instynkt, a było coś w tym mężczyźnie za drzwiami, co pozwalało mu zaufać.
Zapukał jeszcze raz.
Instynkt instynktem, ale przezorność kazała jej otworzyć drzwi tylko na taką szerokość, na jaką pozwalał łańcuch. Mężczyzna wyglądał na zdziwionego. Sarah czekała, aż jej niespodziewany gość się odezwie, ale on tylko na nią patrzył. Żółte niebo po raz kolejny przeciął piorun.
- W czym mogę pomóc? – spytała, chociaż miała dużo większą ochotę zaserwować coś ze swojej kuchni sarkazmu. Powstrzymała się, bo od przemoczonego blondyna wprost biła niewinność. Obudziły się w niej instynkty opiekuńcze, których obecności we własnym organizmie się nie spodziewała.
- Mogę wejść? – powiedział wreszcie miękkim, zmęczonym głosem. – Burza mnie zaskoczyła…
Dopiero teraz zauważyła, że był na bosaka. Mimo to znacznie górował nad nią wzrostem. Wydawał się mieć niemal sto dziewięćdziesiąt centymetrów. Sarah sięgała mu czubkiem głowy najwyżej do jabłka Adama.
- Kim pan jest?
- Ja… nie pamiętam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Laj-Laj dnia Sob 17:52, 21 Sty 2012, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Alice
Orle Pióro


Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Początku
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:40, 12 Maj 2010    Temat postu:

Cytat:
W miasteczku tak małym ja to, trudno było nie zauważyć pojawienia się kogoś nowego.

"jak to". Coś mi tutaj nie grają przecinki. Chyba powinien być jeszcze jeden, po słowie "miasteczko".
Cytat:
Oraz długie, blond włosy, które są rzadkością u mężczyzn po trzydziestce. Pod stopami czuł każdą nierówność asfaltu i chodników. Co chwila zgarniał sprzed oczu mokre strąki swoich włosów, które lepiły się nieprzyjemnie do czoła.

Może i nie zaklasyfikujesz tego jako powtórzenia, ale mi nie pasowało xD.
Cytat:
Zbliżał się do najbliższego domu

Brzydko to brzmi w wilczych uszkach Wink.
Cytat:
Z nieba, które z każdą spadającą kroplą, stawało się coraz mnie żółte.

Mam wrażenie, że drugi przecinek jest zbędny.
Cytat:
Faktem jest, że szesnastego listopada tamtego roku w Miasteczku pojawił się pewien mężczyzna. Nikt nie zauważył momentu jego przybycia. Po prostu zjawił się niewiadomo skąd, a gdy tylko postawił pierwszy krok swoją bosą stopą na terenie Miasteczka, od razu spadł rzęsisty deszcz.

"Nie wiadomo". Ok, ale dalej jest napisane tak:
Cytat:
Patrzyła na błyskawice raz po raz rozdzierające niebo. Właściwie nic nie zapowiadało burzy. Nie było upału, a ni duchoty. W końcu była już połowa października.

Chyba ci się miesiące poprzestawiały xD.
Cytat:
Powstrzymała się, bo od przemoczonego blondyna wprost biło niewinnością.

Hum, hum. Zawsze mówiłam: "Od kogoś bije szczerość (niewinność)." a nie "bije szczerością (niewinnością)."
Cytat:
Dopiero teraz zauważyła, że był na bosaka. Mimo to był od niej sporo wyższy.

Powtórzonko.
Dużo błędów jak na pana, panie Laj. A teraz milsza część: treść ^^.
Treść bardzo mi się spodobała. Jest ciekawie i poza tymi błędzikami nic nie zakłóca odbioru. Zakończenie mnie zaciekawiło, ale mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec rozdziału. Chwilunia...
<wrzuca do Worda>
Bez prologu to tylko niecała strona! <celuje oskarżycielsko palcem>.
Dobra, to na tyle, czekam na dalszy ciąg. Jest okej, moja ocena: 5.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Laj-Laj
Wieczne Pióro


Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:03, 14 Maj 2010    Temat postu:

Przepraszam za nagromadzone błędy. Oczywiście wszystkie poprawię przed wstawieniem kolejnej części.
A dlaczego tak mało treści? To miał być taki teaser, zajawka Wink
Chciałem wybadać, czy się pomysł przyjmie. Generalnie kolejne fragmenty będą sporo dłuższe, bo to opowiadanie ma być objętościowo... hmm... obszerne, może nawet z ambicjami na książkę. W każdym razie pomysł mam, pisanie kolejnych fragmentów sprawia mi dużo frajdy i pozostaje tylko czekać jak to się rozwinie...
Dziękuję za komentarz Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mała_mi
Gęsie Pióro


Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:50, 14 Maj 2010    Temat postu:

Laj-laj, gdzieś ty się podziewał tyle czasu, co? Już od dawna nie wrzuciłeś żadnego swojego tekstu, myślałam, że przepadłeś na amen Razz

Ok, pozwolisz, że tradycyjnie zajmę się najpierw podłymi chochlikami, które wkradły się do tekstu.


Cytat:
Z nieba, które z każdą spadającą kroplą, stawało się coraz mnie żółte.


Zabrakło literki

Cytat:

Znakomita większość Miasteczka nie była wykształcona, więc Sarah patrzyła z niemała satysfakcją


a tutaj ogonka :p

Cytat:

Gitara była bowiem jej najcenniejszą pamiątką po rodzinach,


po rodzicach :p

Cytat:

W dniu, kiedy niebo było żółte, nie grała jednak na gitarze. Siedziała skulona na szerokim parapecie w sypialni i wpatrywała się w szalejącą za oknem burzę, która wyginała drzewa i strząsała z nich żółte liście.



Za dużo żółtego tutaj :p

Cytat:

Nie było upału, a ni duchoty.


kolejny chochlik.



Tyle, nic więcej nie wpadło mi w oczy.

Teraz przechodzę do treści. No cóż, na temat fabuły nie jestem wstanie na razie nic powiedzieć, bo to dopiero sam początek. Ale muszę przyznać, że mnie zaintrygowało. Naprawdę przykuwa uwagę, od samego początku do samego końca. Nawet jakoś rozczarowana byłam, kiedy dotarłam do końca, bo w sumie z chęcią czytałabym dalej.
Generalnie, niezły początek, fajny tytuł, jak zwykle trzymasz poziom Smile


Pozdrawiam Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

kasieńka
Gołębie Pióro


Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:32, 16 Maj 2010    Temat postu:

No więc tak... Specjalnie dla spragnionych kolejnej części skomentować muszę tę obecną. ;]

Jeżeli chodzi o błędy to prawie wszystkie zostały już wymienione, ale znalazłam jeszcze kilka chochlików.

Cytat:
Niebo było żółte. Jak mleko z masłem i miodem, albo pyłek stokrotki.


A tutaj, przed 'albo' nie powinno być przecinka. O!

Cytat:
Gdyby jednak świeciło wtedy słońce, ludzie z pewnością zauważyliby bose stopy, płócienne białe spodnie i białą koszulkę z logo Boston Celtics. Oraz długą, blond czuprynę, która jest rzadkością u mężczyzn po trzydziestce.


Uważam, że to powinno być jedno zdanie albo jakoś inaczej zaczęte to drugie.

Cytat:
Teraz, za pensję grafika w miejscowym wydawnictwie, mogłaby kupić sobie instrument w znacznie lepszym stanie, ale nawet nie przeszło jej to przez myśl.


Mam jakieś takie wrażenie, że dostawiony przeze mnie przecinek powinien się tam znaleźć.

Cytat:
Cały świat zdawał się ucichnąć, by jeszcze uwypuklić echo roznoszące się po całym domu.


Moim zdaniem, to 'uwypuklić' brzmi tutaj za bardzo dziwnie. Nie pasuje do reszty. 'Uwydatnić' nie byłoby lepsze? Ale to tylko taka luźna sugestia Smile

To by było na tyle. Podoba mi się to, że zgrabnie wprowadzasz czytelnika w taką atmosferę tajemniczości. Wszystko jest takie dopracowane i to opowiadanie ma swój klimacik. Nie żebym się musiała powtarzać, ale czekam ze zniecierpliwieniem na dalsze części Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Laj-Laj
Wieczne Pióro


Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:00, 16 Maj 2010    Temat postu:

*

Siedział niepewnie na kuchennym krześle wycierając sobie włosy ręcznikiem, a przed nim stał kubek gorącej herbaty. Sarah wpatrywała się w niego łapczywie, korzystając z faktu, że jego oczy wędrowały po całej kuchni.
Przekonywała samą siebie, że postąpiła słusznie i mogła tylko mieć nadzieję, że nie ma do czynienia z jakimś gwałcicielem lub złodziejem żerującym na kobiecym instynkcie opiekuńczym. Najbardziej jednak zastanawiała ją amnezja niespodziewanego przybysza. Twierdził, że nie pamięta kim jest.
„Tacy są najgorsi”, pomyślała sięgając po swój kubek kawy. „Przynajmniej w filmach, gdzie w końcu okazują się być płatnymi mordercami”.
Uśmiechnęła się pod nosem, bo doznała krótkiej wizji, w której samurajskim mieczem obcinała mu głowę. Oczywiście w towarzystwie japońskich okrzyków wojennych.
Zerknęła jeszcze raz na jego naturalne blond włosy, które przywodziły jej na myśl łany złocistego zboża, zalanego chwilowo przez deszcz. Potrafiła sobie jednak wyobrazić jak wyglądały po wysuszeniu. Poczuła delikatne ukłucie zazdrości, bo jej włosy miały mysi kolor, więc musiała je regularnie farbować. Najczęściej na ciemny brąz. Nie lubiła zbytniej ekstrawagancji. Szkoda jej też było czasu na wymyślne fryzury, więc nosiła praktycznego kucyka, nie dłuższego niż piętnaście centymetrów.
„Kim jesteś?”, pomyślała, mrużąc oczy, jakby to miało jej w jakikolwiek sposób ułatwić identyfikację przybysza.
- Mówiłem już, że nie pamiętam – rzekł nagle, a Sarah momentalnie wyprostowała się i oblała rumieńcem, jak uczennica przyłapana na ściąganiu.
- Powiedziałam to na głos? – spytała, odkładając kubek z kawą delikatnie na stół. Poziom adrenaliny we krwi trzykrotnie przekroczył normę, więc przyjęła z góry, że rzeczywiście tamto pytanie przeszło przez jej usta.
- Usłyszałem… - powiedział tylko. Czekała aż dokończy, ale nic takiego nie nastąpiło. Sarah doszła do wniosku, że możliwości są dwie. Albo ten gość jest ewidentnie natchniony i seksownie tajemniczy, albo to zwykły cymbał. Przyłapała się na tym, że jak tylko przekroczył próg jej domu, chciała się upewnić, czy ma obrączkę.
Nie miał.
Wprawiło ją to w lepszy nastrój, bo również nie miała wybranka swojego serca. Co prawda w grę wchodziła jeszcze opcja, że facet jest zaręczony, bo mężczyźni niestety nie noszą na palcach pierścionków zaręczynowych. Swoją drogą, ciekawe co na to feministki. Jednak szybko doszła do wniosku, że skoro blondwłosy przystojniak stracił pamięć, to zaręczyny – z automatu – tracą ważność. Ma to jakiś sens, prawda?
Za oknem burza powoli dobiegała końca, a niebo systematycznie traciło żółte zabarwienie. Jakby ktoś gigantyczną rurką odsysał żółć z pierzastych chmur.
Patrzyła bezmyślnie na biały T-shirt przylepiony do jego umięśnionego ciała, który poruszał się nieznacznie z każdym ruchem rąk wycierających głowę ręcznikiem.
- Przyniosę ci suszarkę – zaoferowała się, ale już w połowie drogi do łazienki dopadły ją wątpliwości, czy aby na pewno słusznie robi zostawiając tego, było nie było, nieznajomego samego w kuchni. Jeśli wersja ze złodziejem była prawdziwa, to takie posunięcie mogło się wydawać dość nierozsądne. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie wstąpić po drodze do sypialni, w której trzymała pod łóżkiem strzelbę swojego ojca, która spełniała funkcje sentymentalno-ochronne. Lecz po chwili wyobraziła sobie jak wpada do kuchni ze strzelbą i mierzy do Bogu ducha winnego faceta suszącego włosy ręcznikiem.
„Jeszcze by się zsikał w te swoje płócienne portki”, zaśmiała się w duchu i skierowała się z powrotem do łazienki po suszarkę.
Zresztą nie potrafiła sobie wyobrazić tego człowieka jako złodzieja. Fascynowało ją to połączenie męskiego, wysportowanego ciała z promieniejącą z jego twarzy niewinnością. Zupełnie jakby Terminator grał i śpiewał serenadę pod jej balkonem. Od razu nasunęło jej się skojarzenie, że oto trafił jej się mityczny „książę na białym koniu”, marzenie każdej dziewczyny, wpajane od najwcześniejszego dzieciństwa, kiedy dziewczynka słyszy w bajkach o księżniczkach, smokach i dzielnych rycerzach. Potem każda chce być „księznicką”, a złudzenie, że kiedyś przybędzie taki wybawiciel jest odwrotnie proporcjonalne do wieku takiej białogłowy. Choć są takie momenty w życiu, gdy wydaje się, że to „ten właściwy”, ale wraz z upływem czasu kobieta przestaje marzyć, że jej wybranek pokona smoka, a zaczyna im wystarczyć, żeby facet spuszczał po sobie wodę w kiblu i nie składował brudnych skarpetek pod łóżkiem.
Życie boleśnie weryfikuje te dziecięce marzenia, przez co do każdego następnego mężczyzny podchodzi się z coraz większym dystansem, lecz mimo to wciąż niestrudzenie doszukując się w nim choćby najmniejszego rycerzyka. Najczęściej jednak, zamiast dźwięku złotej zbroi rozlega się echo w jego pustej czaszce. Albo w najlepszym wypadku odgłos puszek walających się dookoła kanapy.
„A jeśli jest gejem?”, zastanawiała się, a gdy tylko pojawiła się ta myśl, oblał ją zimny pot. Szybko się skarciła za takie naiwne podejście, ale wersja gościa-homoseksualisty wydawała się całkiem prawdopodobna.
Postanowiła jednak zajść do sypialni, a konkretnie do szafy z ubraniami, gdzie z jakiegoś powodu trzymała dwie koszule swojego byłego narzeczonego Phila, którego przyłapała trzy miesiące przed ślubem in flagranti ze swoją druhną. To było niecały rok i jakieś trzydzieści butelek whisky wcześniej. Phil był technikiem telekomunikacyjnym i jedyne co po nim zostało to właśnie dwie jasnoniebieskie koszule z logo firmy naszytym na kieszonce, na jakieś specjalne okazje. Znalazła je przy okazji ostatnich porządków i od tamtej pory nosiła się z zamiarem oddania ich lub spalenia, ale nie była przekonana do żadnej z tych opcji, więc tak oto zostały w jej szafie i przypominały, że facetom nigdy nie wolno zaufać.
Sarah chwyciła jedną z nich i zaniosła, razem z suszarką do kuchni. Koszula była ciut za mała, ale Sarah uznała, że to nawet lepiej.
Oglądanie swojego gościa zdejmującego mokry podkoszulek mogła śmiało zaliczyć do klasyfikacji TOP 10 najlepszych momentów w swoim życiu. I to w ścisłej czołówce. Takie wrażenie trwało zaledwie pięć sekund, bowiem tyle czasu jej zajęło, żeby zobaczyć na jego ciele coś niepokojącego. Zbliżyła się.
- Co ci się stało? – zapytała z autentyczną troska pochylając się nad jego nagim torsem. Jakieś trzy centymetry pod sercem znajdowała się paskudna, lekko ropiejąca rana. Dotknęła ją, a on syknął z bólu. Jej instynkt opiekuńczy jeszcze bardziej się podniósł i osiągnął mocną dziewiątkę. Dziesięć na dziesięć miała tylko Matka Teresa.
- To tylko draśnięcie – co prawda mężczyzna nie powiedział tych słów, ale była to klasyczna filmowo-komiksowa kwestia każdego herosa, który w starciu z odwiecznym wrogiem zostaje ranny. Tylko że większość obrywa w lewe ramię i odbiera najwyższe odznaczenia państwowe w temblaku. Tutaj sprawa wyglądała poważniej. Rana nie krwawiła. Wyglądała tak, jakby w jakiś sposób oberwał i nawet tego nie zauważył.
Dziesięć na dziesięć.
- Nie wiem, nic nie pamiętam. – Zmartwił się blondyn, przyglądając się badawczo tajemniczemu obrażeniu. Dotykał je delikatnie opuszkami palców, lekko się przy tym krzywiąc. Po chwili podniósł wzrok. – Nie martw się – uśmiechnął się – to tylko draśnięcie.
Sarah nie oblała się rumieńcem. Ona się wykąpała w rumieńcu, popsiukała rumieńcem, a potem wpadła do studni z rumieńcem.
Nie miała pojęcia, czy ten facet potrafi czytać w myślach, czy po prostu oglądał te same filmy co ona i chciał wyjść na twardziela. Ale na Boga! On wcale nie musiał się wysilać. Wystarczyło na niego spojrzeć. Z najwyższym trudem opanowywała drżenie kącików ust, ale w końcu wybuchnęłą zdrowym śmiechem, kołysząc się na kuchennym krześle. A tajemniczy blondyn śmiał się razem z nią.

*
Miękki ołówek w palcach Sary kreślił coraz to nowe linie na białych połaciach kartki. Dziewczyna odwzorowywała to, co widziała, ze szczególnym pietyzmem. Nie musiała nawet używać wyobraźni, gdyż ciało śpiącego na kanapie gościa wydawało się niezwykle wdzięcznym tematem rysunków. Przez myśl przemknęło jej, że można by zaprosić kilkanaście dziewczyn z kursów rysunku, które obległy by przybysza z pulpitami pod ich kartki papieru. Temat: facet idealny. Technika: dowolna. Oprócz plasteliny, bo nie wiadomo, jakie świństwa mogłyby wymyślić jej koleżanki
Sarah nie zamierzała się jednak z nikim dzielić swoim „tematem”, chociaż z drugiej strony tkwiło w niej nieodparte pragnienie pochwalenia się komuś swoim znaleziskiem. Był jej prywatnym przybłędą. Kiedyś miała psa, który stał się jej własnością po tym, jak przyszedł pod drzwi Sary i nie dał się wygonić, bo za każdym razem wracał. Czy na tej zasadzie można sobie przygarnąć faceta? Czy teraz miała do niego prawo?
„Oczywiście, że nie!”, odpowiedziała sama sobie, nie przestając rysować. Naszły ją niezbyt optymistyczne wizje, w których ona okazuje mu pomóc, chodzą razem po różnych urzędach, a na końcu okazuje się, że facet jest żonatym rolnikiem, który spił się, potknął o kosę, która zraniła go w pierś i upadł głową na kamień. A przy okazji jest skończonym burakiem. Albo był główną atrakcją wieczoru panieńskiego, wyszedł z tortu ubrany tylko w stringi, tyle ze spite na umór dziewczyny zraniły go w pierś szpikulcem do lodu, a potem przestraszone wywlekły gdzieś na ulicę. Taka wersja zdarzeń była dużo przyjemniejsza, chociaż nie tłumaczyła utraty pamięci.
Całkiem możliwe, że wcześniej był farmerem, a później wstąpił do zakonu, gdzie przeor był złym i fałszywym człowiekiem, który pod osłoną nocy sprowadzał do klasztoru nałożnice, co w bardzo sprytny sposób odkrył bohaterski blondyn, a gdy chciał wydać ten upokarzający sekret, został podstępnie zaatakowany muszkietem z wojny secesyjnej, który przeor trzymał nad kominkiem, a następnie otruty sekretną mieszanką ziół sporządzoną z tajemnej receptury zakonu, pochodzącej z dwunastego wieku, która powoduje pomieszanie zmysłów i utratę pamięci, by następnie w takim stanie porzucić go na środku pustkowia.
Poczuła irracjonalną nienawiść do nieistniejącego przeora.
Najbardziej przypadła jej do gustu opcja, która zakładała, że facet był dzielnym strażakiem z królewskiego rodu, który wyruszył na pełną niebezpieczeństw misję ratowania małych afrykańskich Murzyniątek z opresji, zabił po drodze całą bandę okrutnych łowców głów, którzy śmierdzieli potem i whisky, jednak w końcu kobieta z plemienia Chac-chac, w której się kochał, zdradziła go za obietnicę uzyskania wolności i wtedy podczas ostatecznej walki został postrzelony w pierś i zrzucony z urwiska, a następnie zapakowany na statek chciwego pirata z drewnianą nogą, który miał go w połowę drogi do Ameryki wrzucić do morza, jednak córka kapitana ulitowała się nad nim i przekonała ojca, żeby zostawić go gdzieś w głębi lądu, bo tam nikt go nie rozpozna, a najlepiej w jakimś zapomnianym porcie, co też uczynili, by później na wpół omdlałego i gorączkującego bohatera podrzucić do jakiejś ciężarówki z wywieszoną na szyi kartką, na której była napisana nazwa jakiejś zapomnianej przez Boga mieściny, gdzieś w środku Kanady, gdzie nikt by go nie znalazł.
„Tak…”, pomyślała Sarah z przekąsem, „to by wszystko tłumaczyło”.
Opuściła głowę, zawieszając ją w skupieniu nad kartką. Kreśliła kolejne linie, tworzyła subtelne smugi cieni, które padały na jego śpiącą twarz. Sarah mogła tylko żałować, że spod prześcieradła nie wyłania się nic więcej oprócz kawałka torsu (w części obwiązanego bandażem zakrywającym ranę) i głowy z burzą zmierzwionych włosów. Tak musiał czuć się Fidiasz rzeźbiący swoje posągi.
Chyba jeszcze nigdy rysowanie nie sprawiało jej tyle przyjemności. Owszem, lubiła rysować, nawet bardzo. Ale tym razem czuła niemal mistyczne uniesienie, tak jak biblijny „autor natchniony”. Jakby ktoś zupełnie inny kierował jej smukłą dłonią. Każda kreska była przemyślana, dokładna i precyzyjna. Jeszcze nigdy jej ręka nie była tak posłuszna głowie.
Po raz już chyba setny spojrzała na nieświadomie pozującego mężczyznę. Było w nim tyle sprzeczności. Miał idealne proporcje. Mocno uwypuklone rysy twarzy kontrastowały z niemal kobiecą delikatnością. Tak, jakby urodził się z agresywną, kwadratową twarzą, po czym przejrzał się lustrze i postanowił nadać sobie z całych sił łagodny wygląd, bardziej oddający jego wewnętrzną naturę. Każdy szczegół jego oblicza stanowił zagadkę. Zagadkę, którą za wszelką cenę chciała rozwiązać.
- Rysujesz mnie? – zapytał niespodziewanie. Sarah upuściła ołówek na dywan, a gdy już uspokoiła oddech, przyjrzała się blondynowi. Miał zamknięte oczy. Nie miała pojęcia czy mówił przez sen, czy był jakimś superszpiegiem, który udaje sen, by nagle zaatakować, niczym przyczajony kot.
- Ja… - wybąkała, starając się usilnie wymyślić jak najlepszą odpowiedź.
- Nie musisz się usprawiedliwiać – uśmiechnął się. – Obiecaj tylko, że będę mógł później obejrzeć.
- Tak, oczywiście
-Sarah?
- Tak?
Otworzył oczy.
- Mam na imię Seth.

*

„SETH” dopisała drukowanymi literami na papierze.
Rysunek był gotowy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Laj-Laj dnia Sob 17:47, 21 Sty 2012, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

kasieńka
Gołębie Pióro


Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:36, 16 Maj 2010    Temat postu:

Cytat:
Najbardziej jednak zastanawiał ją amnezja niespodziewanego przybysza.


Ten amnezja? ;p

Cytat:
Patrzyła bezmyślnie na zielony T-shirt przylepiony do jego umięśnionego ciała, która poruszała się nieznacznie z każdym ruchem rąk wycierających głowę ręcznikiem.


Zielony T-shirt zamienił się w tą T-shirt. Niespodziewane ;o

Cytat:
zaoferowała się, ale już połowie drogi do łazienki dopadły ją wątpliwości


Powinno być chyba W połowie drogi, hm?

Cytat:
wysportowanego ciała z uderzającą z jego twarzy niewinnością.


Nie wiem czy to błąd, ale nie podoba mi się 'uderzająca niewinność'. Uderzające to może być raczej podobieństwo, a nie niewinność.

Cytat:
od tamtej pory nosiła sie z zamiarem


Ni ma ogonka przy 'się'.

Cytat:
Przez myśl przemknęło jej, że można by zaprosić kilkanaście dziewczyn z kursów rysunku, które obległy przybysza z pulpitami pod ich rysunki.


Stwierdzam, że tam powinno być słówko 'obległyby', bo teraz jest chyba drobne nieporozumienie czasowe.

Cytat:
Kiedyś miała psa, który stał się jej po tym, jak przyszedł pod jej drzwi i nie dał się wygonić


Dziwnie mi to brzmi. 'Który stał się jej'. Niby wiadomo, że jej własnością, ale jak się czyta to zgrzyta. No i jeszcze takie nieładne powtórzenie słówka 'jej'.

Cytat:
A przy okazji jest skończonym burakiem Albo był główną atrakcją wieczoru panieńskiego


Dlaczegóż to 'albo' jest napisane wielką literą?

Cytat:
który pod zasłoną nocy


Nie wiem czy to błąd... ale ja na ogół spotykałam się z określeniem 'pod osłoną nocy', a nie 'pod zasłoną nocy'. Jakoś tak... dziwnie. Ale jak już ma być zasłona, to raczej za nią, a nie pod nią ;p

Cytat:
a gdy chciał wydać swój sekret


Przecież to nie był jego sekret, tylko sekret przeora.

Cytat:
misję ratowania małych afrykańskich Murzyniątek z opresji, po czym, zabijając po drodze całą bandę okrutnych łowców głów, którzy śmierdzieli potem i whisky, jednak w końcu kobieta z plemienia Chac-chac


Biorąc pod uwagę, że 'zabijając po drodze całą bandę okrutnych łowców głów, którzy śmierdzieli potem i whisky' jest wtrąceniem, to po zabraniu go mamy jakąś niekonsekwencję wyrazową 'po czym jednak w końcu'. Przeanalizuj to proszę i popraw. Smile

Cytat:
Ale tym razem czuła niemal mistyczne uniesienie, tak jak mistyczny „autor natchniony”.


Być może miało być to celowe powtórzenie, ale bardzo mi się nie podoba.

Cytat:
Sarah upuściła ołówek na dywan, a gdy się już ogarnęła, przyjrzała się blondynowi.


Bardzo bardzo nieładne określenie 'gdy się już ogarnęła'. Nie nazbyt potoczne?

Uważam, że ta część jest po prostu świetna pod względem treści. Te jej rozmyślania... prześmieszne dywagacje, podejrzenia. Bardzo trafnie to wszystko ująłeś. Z pewnością się nie rozczarowałam. Oby tak dalej Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Alice
Orle Pióro


Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Początku
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:15, 16 Maj 2010    Temat postu:

Ja wyłapałam jeszcze parę błędów.
Na początku piszesz tak:
Cytat:
Gdyby jednak świeciło wtedy słońce, ludzie z pewnością zauważyliby bose stopy, płócienne białe spodnie i białą koszulkę z logo Boston Celtics.

A w następnej części:
Cytat:
Patrzyła bezmyślnie na zielony T-shirt przylepiony do jego umięśnionego ciała, która poruszała się nieznacznie z każdym ruchem rąk wycierających głowę ręcznikiem.

Podobnie jak z miesiącami, psze pana xD. I chyba jeszcze gdzieś mi mignął ten listopad, teraz nie widzę.
Cytat:
Tylko, ze większość

Tylko, że.
Na marginesie, "tylko że" to jedno z tych zestawień, gdzie przed "że" przecinka się nie stawia ; )
Mal.


Cytat:
Dziewczyna odwzorowywała to, co widzi ze szczególnym pietyzmem.

Wygląda mi to na mieszanie czasów, nie wiem, czy celowe, ale nie podoba mi się.
Zgubiłam jeszcze jedno "tylko, ze" ale nie mogę już znaleźć.
Popieram Kasieńkę, pod względem treści jest bosko. Twoje poczucie humoru znakomicie równoważy opisy urody Setha (Setha! Uwielbiam Sethów Very Happy), co sprawia, że nie chce się skrzywić z nadmiaru słodyczy. Trzymam kciuki i czekam na następną część Wink.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Miedziana
Kałamarz


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:41, 17 Maj 2010    Temat postu:

Przyznam, że nie skupiałam uwagi na błędach, które z resztą zostały już sukcesywnie wyłapane. Szczerze powiedziawszy trudno było mi się skupić na czymkolwiek innym niż treść, bo jak zaczęłam czytać, tak nawet nie wiem, kiedy wylądowałam na końcu.

Trzeba przyznać, że umiesz zaintrygować przypadkowego czytelnika i sprawić, że nie wyłączy strony po 5 pierwszych zdaniach. O, na pewno nikt tutaj nie poprzestanie na kilku linijkach, bo piszesz świetnie.

Konkretyzując tą moją opinię…. Widać, że w opowiadaniu nie miejsce jest ważne, a wydarzenia [przynajmniej po tym, co zaprezentowałeś]. Akcja na razie mglista, ale to tylko prowokuje ciekawość.

Główna bohaterka jest genialna – ma dziewczyna bardzo bujną wyobraźnię, skoro po 5 minutach znajomości, szuka obrączki na palcu nieznajomego, nic nie pamiętającego mężczyzny. Jej teorie też interesujące – pogratulować pomysłów.

No nic. Czekam na więcej.

Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 10:53, 18 Maj 2010    Temat postu:

Nie wszystkie cytaty poniżej to błędy, proszę hieny o łapanki nie podejrzewać.

Laj-Laj napisał:
Jeszcze tylko przez jakiś czas w rozmowach mieszkańców przewijał się ten temat, a co bardziej pomysłowi mężczyźni prześcigali się w konstruowaniu zmyślnych porównań koloru nieba
a co bardziej pomysłowe kobiety poczuły się urażone pominięciem ich porównań koloru nieba, a potem zrobiły transparent i pomaszerowały pod okno autora, by zrobić pikietę i podomagać się równouprawnienia.

Laj-Laj napisał:
Zdecydowanie więcej było takich, którzy stąd wyjeżdżali<przecinek> niż tych, którzy obieraliby sobie Miasteczko za cel swojej podróży

Laj-Laj napisał:
W dniu, w którym przybył do Miasteczka<przecinek> nie zwrócił na siebie uwagi zbyt wielu osób
Jeśli wprowadzasz zdanie w środek innego, musisz je oddzielić przecinkami, nie tylko tym otwierającym przed "który", ale i drugim, zamykającym.

Laj-Laj napisał:
Znała jednak takich, którzy potrafili dostrzec piękno w żółtych liściach pokrywających drzewa, ale taka argumentacja do niej nie docierała
Temu zdaniu czegoś brakuje. Jeśli mówisz o "takiej argumentacji", musi być ona wcześniej choćby odrobinę przybliżona. A nie jest. Wygląda to, jakby argumentacją był fakt, iż są ludzie, którzy lubią jesień. A chyba nie o to chodzi.

Laj-Laj napisał:
Zazwyczaj jeśli już chciała kogoś koniecznie obrazić, posługiwała się sarkazmem, subtelną ironią, której subtelności delikwent często nie wyczuwał
Zagmatwane, przez co mogę się przyczepić do subtelności. Subtelność ironii była tak mała, że niezauważalna, więc ironia była grubą nicią szyta i delikatna jak czołg radziecki (powiedzonko o czołgu - by Lill, all rights reserved) i cud byłoby przytyku nie dostrzec? Czy też może to ironia była delikatna i subtelna?

Laj-Laj napisał:
W dniu, kiedy niebo było żółte, nie grała jednak na gitarze. Siedziała skulona na szerokim parapecie w sypialni i wpatrywała się w szalejącą za oknem burzę, która wyginała drzewa i strząsała z nich złote liście.
Boże, jak ona nie cierpiała jesieni.
Stworzyłeś masochistkę.

Laj-Laj napisał:
Nie było upału, ani duchoty.
Albo przecinek się wyniesie, albo jeszcze jedno "ani" się do zdania wprowadzi.

Laj-Laj napisał:
Od tamtej pory miała fobię przed burzą.
Strach przed burzą, ale fobię burzy.

Laj-Laj napisał:
Zerknęła jeszcze raz na jego naturalne blond włosy, które przywodziły jej na myśl łany złocistego zboża.
Do tego mokrego zboża. Przecież ręcznikiem nie da się wysuszyć włosów do sucha. Swoją drogą śmiechowe i ni stąd ni zowąd strasznie napuszone porównanie, nie pasują do reszty tekstu.

Laj-Laj napisał:
bo jej włosy miały mysi kolor, więc musiała je regularnie malować
pędzelkiem?

Laj-Laj napisał:
bo ten gość jest ewidentnie natchniony i seksownie tajemniczy
O kwi *hiena tarza się ze śmiechu.* Naprawdę sądzisz, że kobita pomyślałaby coś takiego o obcym? My, babskie plemię, mamy skłonności do owijania w bawełnę i mówienia o intrygującej/pociągającej/etc. tajemniczości.

Laj-Laj napisał:
Swoją drogą, ciekawe co na to feministki.
Stoją pod oknem autora i pikietują, można je spytać : P

Laj-Laj napisał:
„A jeśli jest gejem?”, zastanawiała się, a gdy tylko pojawiła się ta myśl, oblał ją zimny pot.
*Hiena wraca do tarzania się po podłodze z dzikim chichotem.*

Laj-Laj napisał:
Oglądanie swojego gościa zdejmującego mokry podkoszulek mogła śmiało zaliczyć do klasyfikacji TOP 10 najlepszych momentów w swoim życiu.
Plus za wielce realne podejście do kobiecej psychiki, hie hie.

Laj-Laj napisał:
Przez myśl przemknęło jej, że można by zaprosić kilkanaście dziewczyn z kursów rysunku, które obległy przybysza z pulpitami pod ich rysunki
Gdzieś znikło w drugim zdaniu "by". Na marginesie - powtórzenie.

Laj-Laj napisał:
Był jej prywatnym przybłędą
Też chcę prywatnego przybłędę! Ładne sformułowanie, podoba się hienie.


Żółte niebo, deszcz, który odżółca niebo... hm, to mi się skojarzyło nieco... nieładnie. Nie że jakoś kosmato, ale dość niehigienicznie. Wybacz, może to mój rozumek zawsze wynajdzie najnieładniejsze skojarzenia. Nie podoba nam się też fakt, iż Sarah to Sarah, a nie bardziej swojska Sara. Takie imię też występuje za granicą, a odmienia się je sympatycznie i po polsku.
Tak czy inaczej prolog - chociaż krótki, moim zdaniem można byłoby napisać więcej - jest stosunkowo ładny i mnie osobiście zainteresował i narobił nadziei, że przeczytam coś ciekawiej zrobionego niż to o pingwinach na spacerze.
Aczkolwiek muszę rzec, że ciąg dalszy wydawał mi się znacznie bardziej uporządkowany niż tym pingwin-story, nie brakowało elementów zabawnych (choćby myśli Sarah), całość dość zgrabna, chociaż można byłoby wpleść parę drobnych opisów kuchni. Coś o kraciastym fartuchu gdzieś wiszącym, o wiklinowej podkładce pod talerz i innych takich głupstewkach, o których wspomnieć to jedno zdanie, a tworzą pozory, iż postać nie jest zawieszona w próżni. Podobnie by było z innym pokojem. W końcu Sarah musiała narysować nie tylko gostka, ale też i fragment pokoju i kanapy. Do doskonały pretekst, by przemycić parę małych opisików.
Sarah jako postać kobieca wydaje mi się albo płytka i na słowo honoru, oparta na obrazie panien z komedii romantycznych, albo celowo zrobiona na karykaturę panien z komedii romantycznych, ale jakby nie było, ja się zakwikuję ze śmiechu przez tę niby-babę. Jej myśli na temat możliwych wersji wydarzeń są swoją drogą rozwalające.
Swoją drogą - nawet jakbym nie wiedziała, żeś autorem, Laj, to i tak domyśliłabym się, że pisał to jakiś facet.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Wto 11:54, 18 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Laj-Laj
Wieczne Pióro


Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:20, 20 Maj 2010    Temat postu:

Malaria napisał:


Laj-Laj napisał:
Jeszcze tylko przez jakiś czas w rozmowach mieszkańców przewijał się ten temat, a co bardziej pomysłowi mężczyźni prześcigali się w konstruowaniu zmyślnych porównań koloru nieba
a co bardziej pomysłowe kobiety poczuły się urażone pominięciem ich porównań koloru nieba, a potem zrobiły transparent i pomaszerowały pod okno autora, by zrobić pikietę i podomagać się równouprawnienia.


Chodziło mi o takich małomiasteczkowych typów, którzy siedzą w barach/pod barami/pod sklepami i mędrkują na każdy możliwy temat, przekrzykując się specjalistycznymi terminami:)
Nie wiem czy dodać coś takiego do tekstu, czy większość zrozumiała o co mi chodziło. Ale rozumiem skąd wątpliwości, w końcu wyrastasz na całkiem zagorzałą feministkę ;D

Malaria napisał:
Laj-Laj napisał:
W dniu, kiedy niebo było żółte, nie grała jednak na gitarze. Siedziała skulona na szerokim parapecie w sypialni i wpatrywała się w szalejącą za oknem burzę, która wyginała drzewa i strząsała z nich złote liście.
Boże, jak ona nie cierpiała jesieni.
Stworzyłeś masochistkę.


Wiesz, znam takie osoby, które panicznie boją się burzy, ale z drugiej strony, kiedy są w bezpiecznym miejscu, uwielbiają ją obserwować. I to nie są masochiści Razz

Malaria napisał:
Laj-Laj napisał:
bo ten gość jest ewidentnie natchniony i seksownie tajemniczy
O kwi *hiena tarza się ze śmiechu.* Naprawdę sądzisz, że kobita pomyślałaby coś takiego o obcym? My, babskie plemię, mamy skłonności do owijania w bawełnę i mówienia o intrygującej/pociągającej/etc. tajemniczości.


Nie uzurpuj sobie prawa do reprezentowania babskiego plemienia. Wink
Może i Ty nie myślisz tak o obcych ludziach, ale są takie dziewczyny, które autentycznie tak rozumująSmile Nie można dzielić ludzi na dwie kategorie: kobiety i mężczyźni. Istnieje jeszcze mnóstwo podziałów wewnątrz tych dwóch grup. Owszem, są pewne zachowania i sposoby myślenia podzielane przez większość, ale mniejszość też ma prawo głosu.

Malaria napisał:
Laj-Laj napisał:
Oglądanie swojego gościa zdejmującego mokry podkoszulek mogła śmiało zaliczyć do klasyfikacji TOP 10 najlepszych momentów w swoim życiu.
Plus za wielce realne podejście do kobiecej psychiki, hie hie.


J.w. Może jak kiedyś zobaczysz takiego gościa, to też Ci się ranking poprzestawia Wink Chociaż w sumie feministki pewnie hołubią pamięć o innych wydarzeniach, żeby przypadkiem nie przyznać się do słabości do płci brzydszej. A jak same przed sobą przyznają, że faceci im wiszą, to czują się takie wooooolneee.... Ale to nie na ten temat dyskusja:)

Tak w ogóle to chciałbym Ci szczerze podziękować za profesjonalne uwagi dotyczące kilku fragmentów. Są naprawdę pomocne i niektóre wezmę je pod uwagę przy dalszym pisaniu.


A tak na deser:

Malaria napisał:
Jej myśli na temat możliwych wersji wydarzeń są swoją drogą rozwalające.
Swoją drogą - nawet jakbym nie wiedziała, żeś autorem, Laj, to i tak domyśliłabym się, że pisał to jakiś facet.


Powtórzenie Wink


A kolejną część wkleję za kilka godzin moi mili:) Muszę poprawić błędy, coś zjeść i mam nadzieję, że Was nie rozczaruję Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Laj-Laj dnia Czw 14:22, 20 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 17:08, 20 Maj 2010    Temat postu:

Laj-Laj napisał:
Malaria napisał:


Laj-Laj napisał:
Jeszcze tylko przez jakiś czas w rozmowach mieszkańców przewijał się ten temat, a co bardziej pomysłowi mężczyźni prześcigali się w konstruowaniu zmyślnych porównań koloru nieba
a co bardziej pomysłowe kobiety poczuły się urażone pominięciem ich porównań koloru nieba, a potem zrobiły transparent i pomaszerowały pod okno autora, by zrobić pikietę i podomagać się równouprawnienia.


Chodziło mi o takich małomiasteczkowych typów, którzy siedzą w barach/pod barami/pod sklepami i mędrkują na każdy możliwy temat, przekrzykując się specjalistycznymi terminami:)
Nie wiem czy dodać coś takiego do tekstu, czy większość zrozumiała o co mi chodziło. Ale rozumiem skąd wątpliwości, w końcu wyrastasz na całkiem zagorzałą feministkę ;D

Ach, dziękuję. A co to typów, może lepiej uściślić. Zdanie w niczym nie daje wskazówki, że o takich właśnie chodzi, a wielkomiejscy czytelnicy też się nie domyślą :P

Laj-Laj napisał:
Malaria napisał:
Laj-Laj napisał:
W dniu, kiedy niebo było żółte, nie grała jednak na gitarze. Siedziała skulona na szerokim parapecie w sypialni i wpatrywała się w szalejącą za oknem burzę, która wyginała drzewa i strząsała z nich złote liście.
Boże, jak ona nie cierpiała jesieni.
Stworzyłeś masochistkę.


Wiesz, znam takie osoby, które panicznie boją się burzy, ale z drugiej strony, kiedy są w bezpiecznym miejscu, uwielbiają ją obserwować. I to nie są masochiści :P
I tutaj jedno-dwa słówka na temat bezpiecznego miejsca i obserwowania mogłyby rozwiać podejrzenia o masochizm ;)
I tutaj wychodzi dodatkowo - niektóre zdania są niejasne. Ty wiesz, co mają przekazywać i o co chodzi, czytelnik zaś niekoniecznie. Może błędnie zinterpretować, bo np. nie boi się burzy albo burzy się boi tak, że woli jej nie obserwować.

Zaś co do TOP10, nie wpadłabym nawet na to, by takie TOP10 (nawet bez samczego udziału) tworzyć xD Zresztą, jak chodziło ci o typ właśnie takiej panny z komedii romantycznych, to wyszła pierwszorzędnie. Aczkolwiek... hm, wydaje mi się, że kobieta komedioworomantyczna to spłaszczona kobieta. Przeważnie mają więcej bardziej romantycznych myśli i dziwnych wątpliwości. Tak mi się wydaje, z tego, co od koleżanek słyszę. Ale ni wim, nigdy w pełni tego gatunku nie pojęłam xD
Niemniej jednak czytając opowieści napisane przez kobiety odczuwam w nich więcej uczuć, subtelnych jakichś pojęć i innych takich - nie tylko w zachowaniu postaci, ale i w stylu. Wydaje mi się, że kobitka - nawet o tak bzdetnych myślach - myśli nieco bardziej, hm. Nie mogę znaleźć właściwego słowa. Chodzi mi tu o odcienie nastrojów i takie sprawy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Czw 17:12, 20 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Laj-Laj
Wieczne Pióro


Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 19:16, 20 Maj 2010    Temat postu:

ROZDZIAŁ II

Przez całą noc nie zmrużyła oka. Przed trzecią nad ranem poszła do kuchni, szurając po podłodze swoimi kapciami-króliczkami, po tabletki nasenne. Wzięła dwie naraz i wróciła do łóżka, gdzie gapiła się w sufit, pod który puszczała bańki mydlane swoich myśli. Tuż przed świtem było ich tam chyba milion. I, w przeciwieństwie do prawdziwych baniek mydlanych, żadna z nich nie pękła. Delikatnie falowały, niczym balony napełnione helem, pozostające poza zasięgiem rączek małego dziecka. Bezpieczne i niedostępne zarazem.
Kiedy pierwsze promienie słońca zapukały do jej sypialni, wstała z łóżka, narzuciła na siebie szlafrok i zeszła do piwnicy. Było tam takie małe pomieszczenie zwane przez nią „Pustelnią”, trzy na trzy metry, które wytłumił dla niej kiedyś ojciec, żeby mogła tam schodzić i grać na gitarze, nie przeszkadzając jednocześnie rodzicom. Odkąd okrutny los zmusił jej do samotnego życia w pustym domu, nie zeszła tam ani razu. Aż do teraz.
Na początku rozbrzmiały ciche ballady. Nie chciała obudzić Setha, ale wiedziała, że ten mały pokoik znajduje się pod kuchnią, a poza tym jego wytłumienie uniemożliwia usłyszenie jej nawet wtedy, gdyby darła się wniebogłosy.
Później ośmieliła się na tyle, że już się nie hamowała. Grała co chciała i jak głośno chciała. Miała ochotę się wykrzyczeć, wypłakać, zapytać o radę. Nie miała takiej jednej-prawdziwej-przyjaciółki, choć na brak znajomych nie narzekała. Pragnęła z całych sił, żeby mógł ją usłyszeć ojciec. Więź jaka łączyła Sarę z jej tatą była dużo silniejsza niż z mamą, która była osobą bardzo religijną, ale jednocześnie despotyczną i apodyktyczną. Większość ich rozmów kończyła się kłótnią. Ojciec natomiast był wyrozumiały i cechowała go anielska wręcz cierpliwość. Rodziców powinno się kochać po równo, ale za nim tęskniła bardziej. Za jego krótką, siwą brodą i lekko łysiejącym czołem. Za jego dobrotliwym uśmiechem i staromodnym kurzeniem fajki. Był starszy od jej matki o osiem lat i zawsze, nawet w najtrudniejszych chwilach, zachowywał pełen spokój i opanowanie. Chyba za to go właśnie podziwiała najbardziej. Na jego miejscu dawno by już matce wyrwała włosy i wydłubała oczy. O ile ona nie zrobiłaby tego wcześniej Sarze.
Po śmierci rodziców opętała ją szaleńcza chęć skomponowania dla nich utworu. Próbowała wiele razy, a kosz nie mógł pomieścić jej nieudolnych prób naniesionych na papier. Jednak rysowanie wychodziło jej o wiele lepiej, więc po pewnym czasie przestała próbować.
Podczas grania Nothing Else Matters drzwi do Pustelni otworzyły się.
Sarah przestała grać.
- Dzień dobry, Saro – przywitał się Seth zaspanym głosem, przecierając prawe oko. Ubrany był tylko w płócienne spodnie i lekko zmechacony bandaż.
- Jak mnie tu znalazłeś?
- Przyszedłem za muzyką – powiedział to tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Dla Sary taka odpowiedź wyglądała co najmniej podejrzanie, bo przypomniało jej się, jak przeprowadzała z ojcem kilka prób na szczelność pomieszczenia. Raz ona siedziała w Pustelni, grając i drąc się wniebogłosy, a raz jej ojciec. W tym czasie druga osoba była w części mieszkalnej domu, nasłuchując wszelkich dźwięków. Na próżno. Pomieszczenie było wytłumione na amen. Nawet szlachtowanie w nim świniaka mogłoby się odbywać bez szans na bycie usłyszanym.
A Sarah przecież wcale nie grała tak głośno.
- Wybacz, Seth, ale to niemożliwe – uśmiechnęła się pobłażliwie – to pomieszczenie jest szczelnie wytłumione i żaden dźwięk nie miał prawa się stąd wydostać. A już na pewno nie do salonu, w którym spałeś.
- To chyba Pustelnia nie działa już tak dobrze, jak kiedyś – wzruszył obojętnie ramionami. - Co dziś mamy na śniadanie?

*

Zapach jajecznicy rozchodził się po całej kuchni, w której siedział już Seth. Zajął to samo miejsce, co podczas pierwszego pobytu w tym pomieszczeniu, czyli na krześle przy drzwiach. Drugi talerz czekał już przygotowany na Sarę, która ostatnimi wprawnymi ruchami drewnianej łopatki po teflonowej patelni przemieniała kilka surowych jajek w prawdziwą ucztę dla wygłodniałego żołądka. Gdyby była sama, to najpewniej sięgnęłaby po kawałek bułki i jogurt. Lecz wizyta nieoczekiwanego gościa poniekąd zmusiła ją do pokazania się z jak najlepszej strony. Zwłaszcza gościa o takiej klacie.
- Lubisz rzadszą, czy bardziej ściętą? – spytała.
- Ściętą – odpowiedział bez chwili wahania, co lekko zdziwiło Sarę, ale nie dała tego po sobie poznać.
Chwilę później jajecznica była już na talerzach, a z dwóch czerwonych kubków parowała powolutku herbata. Ostre promienie porannego słońca wkradły się do kuchni i przenikały parę wodną do tego stopnia, że można było zobaczyć poszczególne drobinki, ulatujące w uporządkowanym chaosie ku górze, by w końcu stać się niewidocznymi.
- Co jeszcze pamiętasz? – dociekała Sarah między jednym kęsem jajecznicy, a drugim.
- Nie rozumiem…
- Przypomniało ci się, że nazywasz się Seth – zaczęła krótką wyliczankę – a teraz bez wahania przypomniało ci się, jaką lubisz jajecznicę. Potrafisz sobie przypomnieć coś jeszcze?
- W nocy, kiedy mnie rysowałaś, miałem krótki sen. Śniło mi się, że jestem w jakimś ogromnym pomieszczeniu, bardzo jasnym, ale równocześnie z niemal nieprzejrzystym powietrzem.
- Zamglonym?
- Coś w tym rodzaju – przytaknął. – Byłem ubrany cały na biało, ale ledwo mogłem dostrzec swoją dłoń wyciągniętą przed siebie. Chciałem iść, ale ta... mgła wydawała się być jakby materialna, bardzo gęsta. Tak, jakbym chciał poruszać się w basenie wypełnionym kisielem. Mimo tego dźwięk rozchodził się bardzo wyraźnie. Usłyszałem głos, który powiedział: „Seth”, a ja po prostu w i e d z i a ł e m, że ten głos mówi do mnie.
- Męski czy kobiecy? – Sarah zwietrzyła szansę wydobycia z jego podświadomości informacji o orientacji seksualnej Setha. Gdyby głos należał do kobiety, to mogłaby przypuszczać, że to może jego dziewczyna, narzeczona, albo, nie daj Boże, żona. Natomiast, gdyby jego imię wypowiedział facet to… cóż. Chyba mimo wszystko wolała wersję z kobietą przemawiającą w basenie pełnym kisielu.
- Kobiecy – rzekł po krótkim namyśle. Sarah odetchnęła z ulgą.
- Masz bardzo dobry słuch – postanowiła zmienić temat, bo zauważyła, że Seth dotyka opuszkami palców swojej skroni, mrużąc przy tym oczy.
- Tak sądzisz? – pytanie miało uchodzić za przejaw skromności, ale Sarah wychwyciła w nim nutkę dumy. Łechtanie męskiego ego to najlepszy sposób, żeby pociągnąć faceta za język. Wtedy praktycznie jedzą dziewczynie z ręki. – Nie wydaje mi się, żebym miał jakieś szczególne zdolności w tym względzie. Na pewno nie jestem głuchy, to fakt – uśmiechnął się, co Sarah odwzajemniła, ale nie takiej odpowiedzi oczekiwała. Miała nadzieję usłyszeć, że Seth ma na przykład wszczepione geny psa gończego, potrafi usłyszeć szept z odległości stu metrów, przeczuwa trzęsienie ziemi na długo przed sejsmologami albo słyszy jak pęka nasionko w ziemi, z którego wyrasta łodyżka. Dość romantyczna wizja.
- Ale moje pomieszczenie do grania muzyki jest naprawdę solidnie wyciszone.
- Pustelnia? Może niedokładnie domknęłaś drzwi – machnął lekceważąco ręką, po czym kawałkiem chleba zebrał resztki jajecznicy z talerza. Sarah patrzyła jak pochłania ostatni kęs i popija go herbatą. – Pyszne! Dziękuję. A teraz wybacz, ale muszę się na chwilę położyć… Głowa mi zaraz chyba eksploduje.
Sarah dała mu aspirynę, po czym obserwowała jak wychodzi z kuchni i kieruje się do salonu. Dosłownie pięć sekund później tknęła ją gwałtowna myśl. Skąd Seth wiedział, że nazywała to pomieszczenie Pustelnią…

*

Seth spał niemal do trzeciej po południu. Ten czas Sarah poświęciła głównie na szukanie jakiegoś tropu w Internecie. Jej myśli krążyły jak oszalałe wokół osoby blondyna, który wiedział tylko jak ma na imię, i że woli ściętą jajecznicę od rzadkiej. Niezbyt przydatne poszlaki, nawet dla wszechmocnego Google’a. Wpisywała różne możliwości, takie jak: „zaginiony + Seth”, „poszukiwany + Seth” i choć wyskoczyło kilkanaście stron, okazywało się, że głównie były to dzieci lub młodzież, a czasami nawet psy lub koty. Tylko w dwóch przypadkach chodziło o mężczyznę przed czterdziestką. Z kolei zdjęcia zupełnie nie odpowiadały wyglądowi jej gościa. Wyłączyła laptopa i poszła do kuchni zaparzyć sobie zieloną herbatę.
W końcu zadała sobie pytanie, które od dłuższego czasu wisiało w powietrzu: „Dlaczego przyszedł właśnie do mnie, do mojego domu?”.
Podeszła do okna i objęła wzrokiem tak dobrze jej znaną okolicę. Dosłownie kilkadziesiąt kroków stąd znajdował się park i być może stamtąd przyszedł Seth. Możliwe, że od głównej alejki do jej domu było najbliżej. Zresztą czy ktoś w ogóle ocenia dokładną odległość z punktu A do punktu B, jeśli akurat szaleje burza? A niebo jest żółte jak pieprzony piasek na plaży w Hiszpanii.
„No tak”, przywołała myśli do głównego tematu własnych rozważań, „tylko jeśli przyszedł z parku, to musiał się tu jakoś znaleźć”. To by z kolei oznaczało, że właśnie w tym parku musiało dojść do wydarzeń, które poskutkowały utratą pamięci. Może jakiś wypadek? Ta rana na żebrach też wyglądała paskudnie. Szanse, że obie rzeczy są ze sobą powiązane były całkiem spore.
Skoro jednak znalazł się w parku, to musiał być stąd. Kiedy Sarah zdała sobie z tego sprawę, zaczęła przeczesywać zakamarki swojej pamięci w poszukiwaniu kogoś, kto odpowiadał jego rysom. Bardzo szybko zrozumiała, że gdyby Seth mieszkał w Miasteczku, to na pewno by prędzej czy później się na niego natknęła. Bo nie wyglądał na faceta przetrzymywanego przez ponad trzydzieści lat w piwnicy. Chyba, że było tam solarium i przenosił codziennie tonę kartofli z miejsca na miejsce.
„Dlaczego ja to właściwie robię?”, pomyślała nagle, „czemu przyjęłam obcego faceta do domu i nie wyprosiłam po burzy. Dlaczego pozwoliłam mu przenocować, zjeść ze mną śniadanie i znowu położyć się do łóżka, jakby mieszkał w tym domu od lat. Przecież ja go w ogóle nie znam! Przede wszystkim dlaczego mu zaufałam?”, dociekała.
Odpowiedź przyszła nadspodziewanie szybko. Zupełnie jakby Bóg wysłał jej od razu sms-a z jednym tylko słowem.
Bosy.
Seth przyszedł do niej na bosaka.
Tego fenomenu nie mogła zrozumieć, choć z drugiej strony wydało jej się to do bólu wręcz szlachetne i niewinne. Iść o gołych stopach po asfalcie, gdy wokół szaleje burza.
Romantyczne, nieprawdaż?
Zdjąć buty, to tak, jakby się wyzwolić. Ale bez wielkiego halo, bez zdzierania ubrania. Bose stopy nie przykuwają wzroku tak bardzo, jak nagie ciało. Wyzwolenie subtelne, prywatne, intymne. A nie takie na pokaz, dla wszystkich. Wyzwolenie symboliczne, utkane niewidzialną, jedwabną nicią. Było mnóstwo rzeczy, z których chciała się wyzwolić. Zresztą jak chyba każdy człowiek.
Kiedy wyobraziła sobie samą siebie chodzącą na bosaka po asfalcie, aż się wzdrygnęła. Uwielbiała swoje kilkanaście par butów, a poza tym miała bardzo delikatne stopy
Odeszła od okna, bo dręczył ją widok umierającej na jesień przyrody, po czym usiadła przy kuchennym stole patrząc na puste krzesło, przy którym jeszcze kilka godzin wcześniej Seth spożywał swoją ściętą jajecznicę.
Rozważała właśnie możliwość zgłoszenia się z nim na policję w celu identyfikacji, gdy usłyszała dochodzący z korytarza odgłos szybkich kroków i otwieranych drzwi, z trzaskiem uderzających o ścianę.
Sarah pobiegła w tamtym kierunku, spodziewając się najgorszych rzeczy. Okazało się, że drzwi do łazienki są otwarte na oścież, a Seth klęczał nad muszlą klozetową i wymiotował obficie. Kiedy tylko skończył, powoli podniósł głowę i spojrzał mętnymi oczami na Sarę, która stała zszokowana na progu łazienki. Po dłuższej chwili odwróciła się i pobiegła do szafy stojącej przy drzwiach frontowych. Kiedy drugi raz stanęła w łazience, miała na sobie kurtkę, a w ręku trzymała długi, jasnoszary płaszcz.
- Ubieraj się – powiedziała w końcu. – Jedziemy do lekarza.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Laj-Laj dnia Sob 17:48, 21 Sty 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

kasieńka
Gołębie Pióro


Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:57, 20 Maj 2010    Temat postu:

Cytat:
trzy na trzy metry, które wytłumił dla nie kiedyś ojciec, żeby mogła tam schodzić i grać na gitarze[tu przecinek] nie przeszkadzając jednocześnie rodzicom


Dla nieJ. Smile

Cytat:
cechowała go anielska wręcz cierpliwość.


Ja bym tutaj gdzieś dała przecinek... Ale sama nie wiem gdzie ;o Malaria będzie wiedziała Razz

Cytat:
zachowywał pełny spokój i opanowanie


A nie powinien być 'pełen' spokój?

Cytat:
Ostre promienie porannego słońca wkradły się do kuchni i przenikały parę do tego stopnia, że można było zobaczyć poszczególne drobinki, ulatujące w uporządkowanym chaosie ku górze, by w końcu stać się niewidocznymi.


Szczerze mówiąc, w tym kontekście brzmi to tak, jakby promienie przenikały tych ludzi, a nie parę unoszącą się z herbaty. A chyba o to Ci chodziło...?

Cytat:
że to może jego dziewczyna, narzeczona, albo, nie daj Boże, żona


Zabrakło Panu kropki na końcu zdania.

Cytat:
Łechtanie męskiego ego to najlepszy sposób, żeby pociągną faceta za język.


PociągnąĆ. Ć, Panie Laj. Właście Ć.

Cytat:
oszalałe wokół osoby blondyna, która wiedział tylko jak ma na imię


Wiedziała. Znowu się mylą rodzaje!

Cytat:
i choć wyskoczyło kilkanaście stron, ale okazywało się


I choć wyskoczyło, TO okazywało się.

Cytat:
odległość z punktu A do punktu B[przecinek] jeśli akurat szaleje burza?



Cytat:
są ze sobą powiązane, były całkiem spore.


Raczej bez przecinka.

Cytat:
że gdyby w Seth mieszkał w Miasteczku


O proszę... W się zagubiło i przypałętało akurat W Seth. :]

Cytat:
A nie na takie na pokaz


Oho! A do zagubionego W dołączyło kolejna NA.

Cytat:
a poza tym miała bardzo delikatną stopę.


Biedna... dlaczego nie powiedziałeś wcześniej, że ma tylko jedną nogę...?

Cytat:
Odeszła od okna, bo dręczył jej widok umierającej na jesień przyrody


Dręczył JĄ. Nie jej Smile

No więc... przyznam, że wziąłeś sobie komentarze do serca. Jest sporo opisów, wymyślnych porównać Smile, a akcja sama w sobie zbytnio do przodu nie poszła. Może być. Śmieszą mnie te Twoje błędy Very Happy Treściowo okej. Może tylko nie robiłabym tylu części. Za mocno porozrywane. Jakoś tego zgrabnie połączyć by się nie dało? Pracuj dalej. Czekam na kolejną część. Oby lepszą Wink

Pozdrawiam, kasieńka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kasieńka dnia Czw 20:01, 20 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:33, 20 Maj 2010    Temat postu:

Ponieważ powinniśmy pisać esej, czytamy Lajowe opowiadanie, ech.

Laj-Laj napisał:
Przed trzecią nad ranem poszła do kuchni<przecinek> szurając po podłodze swoimi kapciami-króliczkami, po tabletki nasenne


Laj-Laj napisał:
Wzięła dwie naraz i wróciła do łóżka, gapiąc się w sufit
Szła, gapiąc się w sufit?

Laj-Laj napisał:
Miała ochotę się wykrzyczeć, wypłakać<przecinek> zapytać o radę


Laj-Laj napisał:
ale jednocześnie despotyczną i apodyktyczną<kropka> Większość ich wspólnych rozmów kończyła się kłótnią
A poza tym "wspólnych" jest niepotrzebne. Rozumie się samo przez się, że ich rozmowy były wspólne.

Laj-Laj napisał:
Na jego miejscu dawno by już matce wyrwała włosy i wydłubała oczy. O ile ona nie zrobiłaby tego wcześniej Sarze.
Te zdania spokojnie można połączyć.

Laj-Laj napisał:
Jednak rysowanie wychodziło jej o wiele lepiej, więc po pewnym czasie przestała próbować.
Tu mogłabym się czepić, że przestała próbować rysować. Wprawdzie wynika to z poprzedniego zdania, ale tak jest trochę niejasne.

Laj-Laj napisał:
Zapach jajecznicy rozchodził się po całej kuchni, w której siedział już Seth. Zajął to samo miejsce, co podczas pierwszego pobytu w tym pomieszczeniu, czyli na krześle przy drzwiach
Można to dość łatwo uprościć. Np. Zapach jajecznicy rozchodził się po całej kuchni, gdzie Seth zajął miejsce na krześle przy drzwiach - czyli jak wtedy, gdy był w pomieszczeniu po raz pierwszy. W ten sposób opis trochę zyskuje na płynności, ale to tylko moje zdanie. Jest kilka takich miejsc, gdzie można taki manewr zrobić.

Laj-Laj napisał:
Lecz wizyta nieoczekiwanego gościa poniekąd zmusiła ją do pokazania się z jak najlepszej strony. Zwłaszcza gościa o takiej klacie.
Sara robi się nudna. Mogłaby czasem coś o tyłku powiedzieć. A tak na marginesie - kolokwializm w narracji? Wstyd, wstyd.

Laj-Laj napisał:
Sarah dała mu aspirynę i patrzyła jak wychodzi z kuchni i kieruje się do salonu.
Powtórzonko.

Widząc pierwsze akapity, aż się zdziwiłam i sprawdziłam, czy czytam właściwą rzecz. Cóż za nagły napływ napuszonych sformułowań, aj, aj. Nie pasuje do wcześniejszej prostoty. Popracowałabym nad tymi początkowymi akapitami, są chaotyczne, w niektórych momentach myśli sprawiają wrażenie pourywanych. Dalej się trochę uporządkowało, gdy Sara zaczęła wspominać. Ale plus, że widać już jakieś zalążki świata przedstawionego i pojawiają się drobiazgi dotyczące przedmiotów czy pokoi. Brakuje mi jeszcze skwierczenia smażącej się jajecznicy (tak by odczuć atmosferę gotowania), czy drobiazgu jak to, czy laptop Sary miał myszkę, czy tylko to pole dotykowe. I gdzie go postawiła, na stole, siedziała z nim na fotelu, w którym pokoju?
A Sara... hm, Sara jest zresztą ogarnięta. Dopiero po pewnym czasie zauważyła, że używa nazwy Pustelni. Mnie by ścięło z nóg od razu. A chodzenie bez butów po kałużach nie należy do przyjemnych ze względu na błoto. A ludzie i tak się gapią jak cielę w malowane wrota.

A tak co do komentarza Kasieńki:
kasieńka napisał:
Cytat:
są ze sobą powiązane, były całkiem spore.


Raczej bez przecinka.
Przecinek jest jak najbardziej na miejscu.


kasieńka napisał:
Cytat:
cechowała go anielska wręcz cierpliwość.


Ja bym tutaj gdzieś dała przecinek... Ale sama nie wiem gdzie ;o Malaria będzie wiedziała :P
Malaria wie. Przytoczony fragment przecinka nie potrzebuje.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin